TO JUŻ JEST KONIEC...

Część 23

W czasie, gdy Magda spędzała miło czas z przyjaciółmi Piotr po godzinie spędzonej na ściance wybrał się z Wojtkiem do pubu. Liczył na to, że uda mu się wyciągnąć też Mariolę, ale wymigała się nagłym sprzątaniem mieszkania. Nie nalegał, bo wiedział, że sprzątanie jest tylko pretekstem do tego, żeby zostać w domu i prawdopodobnie rozmyślać o problemach. Zauważył, że przez ostatnich kilka dni nie jest w najlepszej formie, dlatego miał nadzieję, że uda mu się chociaż porozmawiać o tym z Wojtkiem.
- To co, piwko? – zapytał przyjaciela siadając przy jednym ze stolików
- Niech będzie, ale co Cię taka nagle wzięło na picie? Świętujemy coś?
- Wręcz przeciwnie.
- Nie rozumiem? Pokłóciłeś się z Magdą i nie chcesz wracać do domu?
- Nie, dlaczego? U mnie wszystko w porządku. O Magdę nie musisz się martwić. Wysłałem jej smsa, że będę później.
- Skoro tak, to co? Za co pijemy? – zapytał podnosząc lekko kielich z piwem ku górze
- Za Mariolę? – spojrzał na Wojtka poważnym wzrokiem, którego Wojtek nie mógł nie zauważyć
- Mogłem się tego domyślić. Piotr, jeśli ściągnąłeś mnie tu tylko po to, żeby rozmawiać o mnie i o Marioli to możemy już wyjść.
- Wojtek, czy Ty nie widzisz co się z nią dzieje?
- Widzę, ale co twoim zdaniem powinienem zrobić?
- Nie wiem. To chyba jest Twoja żona. Powinieneś znać ją lepiej ode mnie.
- Ja sam nie wiem, co mam robić. Nie ogarniam tego, co się dzieje.
- Co znaczy „nie ogarniam”? Przed ślubem powiedziałem Ci, że masz zrobić wszystko żeby Mariola była szczęśliwa, więc do cholery zrób to.
- A co Ty myślisz, że nie próbuję? Oboje chcemy tego dziecka, ale sam widzisz jak jest.
- Może za bardzo chcecie. Mariola z każdym tygodniem myśli o tym coraz bardziej. Coraz bardziej się martwi, że coś jest nie tak. Może powinieneś ją jakoś uspokoić? Zrobić coś, żeby przestała tyle myśleć o tym dziecku?
- To nie jest takie proste jak Ci się wydaje. Magda nie chodzi po mieszkaniu i nie rozmyśla o tym, że może akurat tego dnia wam się uda i zajdzie w ciąże. Idąc z Tobą do łóżka nie myśli o dziecku, tylko o Tobie. Na tym polega problem.
- To może powinniście gdzieś wyjechać?
- A co to da?
- Nie wiem, ale może Mariola potrzebuje zmiany klimatu, otoczenia. Może jak będziecie z dale od rodziców, od pracy, od tego wszystkiego to złapiecie jakiś dystans. Wyluzujecie się trochę.
- Obawiam się, że Marioli nic nie uspokoi. Nawet zapewnienia lekarza, że wszystko jest w porządku nic nie zmieniły.
- Ale może akurat. Chyba warto spróbować?
- Jasne, że warto, ale sam wiesz, że teraz nie mogę wziąć wolnego. Mamy za dużo pracy. Zwłaszcza z tą sprawą Waligóry. Może jak chociaż z tym się uwiniemy.
- Rób jak chcesz, ale ja na Twoim miejscu bym się nawet nie zastanawiał.
- Dzięki, że się przejmujesz, ale nie musisz. Jakoś sobie poradzimy, a Ty zajmij się Magdą.
- Coś sugerujesz?
- Nie uważasz, że trochę przesadzasz z Jagodą?
- Hehe. A co ja takiego robię z Jagodą?
- Nie udawaj, że nie widzisz, że się do Ciebie przystawia.
- Daj spokój. Jagoda po prostu nam pomaga.
- Nie nazwał bym tego w ten sposób.
- Umówmy się. Cokolwiek robi i zrobi Jagoda nie zrobi to na mnie żadnego wrażenia.
- Ona może nie, ale jej nogi i nie tylko nogi owszem.
- Jesteś nienormalny. – pokiwał głową nie dowierzając tego co chce mu wmówić Wojtek. Być może rzeczywiście Jagoda jakoś bardziej lgnie do niego niż do kogokolwiek innego, ale nie odbiera tego jako sposób na podryw. Stara się być dla niej miły, bo widzi, że nie ma zbyt wielu zwolenników, a zawsze był zdania, że każdemu należy dać szansę się wykazać. I to tyle, nic więcej. Przecież ma Magdę i nie w głowie mu flirt z młodą Rajewską. Wrócił do domu po 22 i od razu przy wejściu zwrócił uwagę na zapalone w łazience światło. Zdjął kurtkę i po cichu podszedł do drzwi łazienki nasłuchując przez chwilę wydobywających się stamtąd dźwięków.
- Madzia, mogę wejść? – zapytał pukając wcześniej kilka razy do drzwi
- Tak, możesz. – odpowiedziała zarzucając na siebie szlafrok
- Cześć kochanie. – podszedł do niej od razu i czule pocałował na przywitanie
- Cześć. Co tak długo?
- Wyciągnąłem Wojtka na piwo.
- No tak. To ja siedzę tu sama, czekam na Ciebie a Ty się świetnie bawisz z Wojtkiem. – powiedziała z udawaną złością, którą Piotr zauważył
- Przepraszam. Dawno wróciłaś? – zapytał przytulając się do jej pleców i wpatrując się w ich wspólne odbicie w lustrze
- Ponad godzinę temu. Co tam z Mariolą i Wojtkiem?
- Wiesz, co? Ja mam chyba dosyć na tę chwilę rozmyślania o Marioli, Wojtku, o Agacie i o kimkolwiek innym.
- Ty się dobrze czujesz? –obróciła się szybko w jego stronę przerażona lekko jego słowami wypowiedzianymi zupełnie bez entuzjazmu
- Świetnie. Może jestem trochę zmęczony, ale po za tym to jest ok.
- To co się dzieje?
- Idź się położyć, a ja wezmę prysznic i zaraz do Ciebie przyjdę. Pogadamy sobie. Co Ty na to?
- No dobrze, ale wcale mnie nie uspokoiłeś.
- Hehe. Wszystko w porządku.
-Tak? – zapytała jeszcze dla upewnienia
- Mhm.
- To czekam na Ciebie w sypialni.
- Zaraz przyjdę. – uśmiechnął się do niej wpuszczając ją ze swoich objęć. Dopiero po wypiciu dwóch piw poczuł jak bardzo jest zmęczony, dlatego nie zatrzymując dłużej Wojtka doszedł do wniosku, że najlepiej dla nich obu będzie, jeśli wrócą do domu, do swoich pań. Teraz najchętniej to zanurzyłby się w wannie pełnej ciepłej wody i odprężył się po kolejnym tygodniu pracy, ale niestety wanna została na Polnej, a on musiał zadowolić się prysznicem. Położył się obok siedzącej na łóżku Magdy prawie pół godziny później, co trochę zdziwiło dziewczynę, bo zazwyczaj wystarczało mu 15min. Rozłożył się na łóżku kładąc głowę na jej kolanach.
- Już myślałam, że się utopiłeś. – zaczęła odkładając książkę na bok po czym jedną rękę oparła na jego klatce piersiowej a drugą bawiła się jego włosami
- Chyba brakuje mi wanny. – powiedział z zamkniętymi oczami chwytając jej dłoń
- Hehe. Proszę? – zaśmiała się nie bardzo rozumiejąc o co mu chodzi
- Wanna jest niezbędna.
- Piotruś, o czym Ty mówisz?
- Nie. Nic. Nie ważne.
- Chyba jesteś przemęczony.
- Chyba tak, ale wiesz co jest najdziwniejsze?
- Hm?
- Że poczułem to dopiero jak wypiłem z Wojtkiem to piwo.
- Chyba raczej piwa.
- Mniejsza o to. Rozmawiałem z Wojtkiem o Marioli. Powiedziałem, że może powinni gdzieś wyjechać, odpocząć trochę.
- No i co on na to?
- No właśnie chyba nic sobie z tego nie zrobił, bo powiedział, że dopóki nie skończymy prowadzić tej wspólnej sprawy to nie zamierza się ruszać z Warszawy.
- Jego decyzja.
- No tak, ale sama widzisz, co się dzieje z Mariolą.
- Tak, ale może nam się tylko tak wydaje. Zaufaj Wojtkowi. Przecież on chyba wie najlepiej, co powinien zrobić.
- No właśnie nie wie i sam się do tego przyznał.
- Zależy im bardzo na tym żeby mieć dziecko, ale my nie możemy im w tym pomóc. Piotruś, ja wiem, że martwisz się o Mariolę i że chcesz żeby byli szczęśliwi, ale nie jesteś w stanie im w żaden sposób pomóc. Martwisz się tylko i nic więcej.
- Wiem, ale właśnie to mnie wkurza. To, że nie mogę jej w żaden sposób pomóc. Ona tyle dla mnie zrobiła, a ja co? – poderwał się nerwowo z miejsca siadając obok Magdy
- A Ty jesteś i ona o tym wie.
- Ale co to daje.
- Więcej niż Ci się wydaje.
- Ale ona nie chce mojej pomocy, nie chce ze mną rozmawiać, zupełnie jakby się bała, że za każdym razem będę poruszał temat dziecka.
- Piotr to nie tak. Przecież rozmawiacie w kancelarii.
- Tak, o tym, kto zrobi kawę, ale które dokumenty do kogo trzeba wysłać.
- A dzisiaj na ściance? Gdyby nie chciała z Tobą rozmawiać to by nie poszła.
- No waśnie nagle przypomniała sobie, że musi posprzątać mieszkanie.
- Jak to?
- Nie było jej z nami. Madzia ja czuje, że ona się ode mnie oddala, zupełnie nie wiem dlaczego.
- Na pewno tak nie jest. Przecież wszyscy wiemy, że oprócz Wojtka to jest dla niej najważniejszy.
- Może ja powinienem dać jej jakoś do zrozumienia, że jestem, że chcę jej pomóc.
- Nie możesz jej pomóc. Nie w tej sprawie. Może połóż się spać. Chyba rzeczywiście jesteś przemęczony.
- Marudzę? – spojrzał na nią lekko zagubionym wzrokiem, co trochę ją rozczuliło
- Hehe. Nie. Gadasz głupoty. Mariola cię kocha i dobrze o tym wiesz, więc wybij sobie z głowy myśli o tym, że Cię unika. Kogo jak kogo, ale Ciebie na pewno nie.
- Nie wiem, może masz rację. A co tam z Twojej strony?
- U Karoliny i Wiktora jak zwykle.
- Niczego innego się nie spodziewałem. Sebastian?
- Będzie miał wystawę.
- Jednak?
- Mhm.
- To świetnie. A kiedy?
- Tego jeszcze nie powiedział. Poza tym wydaje mi się, że z kimś się spotyka.
- Ooo to jeszcze lepiej. Ale dlaczego Ci się wydaje?
- Bo nie powiedział tego wprost, ale wyczułam, że tak jakby chciał mi to powiedzieć, ale może nie przy Agacie i Karolinie.
- No ale to chyba dobrze jeśli kogoś ma. Niedawno jeszcze narzekałaś na wszystko facetów, że nie widzą w nim tego jaki jest.
- Cieszyłabym się, ale w sumie sama nie wiem.
- Teraz to Ty kochanie gadasz głupoty. A Sebastian świetnie sobie poradzi i z wystawą i z nowym facetem, jeśli rzeczywiście taki się pojawił. Miejmy nadzieje, że się pojawił.
- Właśnie.
- Ale powiesz mi jak już będziesz wiedziała na sto procent, że ktoś tam się u niego pojawił? A tym bardziej jak go poznasz?
- Oczywiście, że Ci powiem. A Agata…
- Nie pytałem o Agatę. – spojrzała na niego porozumiewawczo – Przepraszam. – uśmiechnął się delikatnie kładąc się ponownie a jej kolanach - Co u niej?
- No. Ustalili z Bartkiem datę ślubu.
- Na kiedy?
- 16 czerwca. Chcę żebym była jej świadkiem.
- Tego to się akurat domyślałem.
- Tak, z tym, że tutaj właśnie pojawia się pytanie, czy masz zamiar pójść na ten ślub?
- Nie wiem, czy będę zaproszony.
- Będziesz. Chciałabym wiedzieć, czy pójdziesz, bo jeśli nie to będę musiała odmówić Agacie.
- Jeśli mnie zaprosi to nie będziesz musiała jej odmawiać. Chętnie się zabawię.
- Cieszę się, bo szczerze mówiąc to nie wyobrażam sobie, tego żeby mnie tam nie było.
- Wiem o tym, ale nawet gdybym nie szedł to nie wymagałbym od Ciebie tego samego. Mówiłem to już nie raz, że nie mam nic przeciwko temu, że się spotykacie i sam bym Cię namawiał do tego, żebyś poszła na ten ślub. Odchodziłbym tylko od zmysłów co się dzieje na weselu. Jeszcze by się ktoś obok Ciebie zakręcił. I co ja bym wtedy zrobił?
- No właśnie, co Ty byś wtedy biedaku zrobił?
- Zginąłbym bez Ciebie marnie. Wiesz o tym, prawda?
- Hehe. Chodź spać, bo znowu zaczynasz. – zaśmiała się gasząc światło lampki nocnej, po czym przykrywając i siebie i jego kołdrą wtuliła się w jego ramiona zasypiając po chwili czując jego silne objęcia. Niedzielny poranek zaczął się dla Magdy krótko po 9. Widząc, że Piotr nie ma zamiaru obudzić się w najbliższym czasie, pocałowała go tylko delikatnie w policzek, po czym naciągając wyżej na jego ramiona pościel wyszła z sypialni zostawiając go samego, by mógł jeszcze trochę sobie pospać. Co prawda miała na ten dzień swoje plany, bo chciała


najpierw zjeść z nim miłe, spokojne śniadanie, później chciała iść do Kościoła, a zaraz po nim liczyła na krótki spacer w towarzystwie swojego chłopaka, ale najwidoczniej będzie musiała zmienić plany. Nie małe było jej zdziwienie, gdy pół godziny później  wchodząc do sypialni zobaczyła zaspaną twarz Piotra, który widząc ją uśmiechnął się ciepło.
- Oooo proszę. Myślałam, że jeszcze pośpisz.
- Nie mogę spać.
- Bo jesteś za bardzo zmęczony.
- Znam inny powód. – powiedział zachrypniętym jeszcze od snu głosem, przyglądając się jej poczynaniom przypominającym robienie porządków w szafie
- Tak?
- Mhm. Zostawiłaś mnie samego  w łóżku, a ja tak bardzo lubię mieć Cię przy sobie.
- Piotr, wiem, że wczoraj mówiłeś, że wszystko jest w porządku, ale czy Ty na pewno dobrze się czujesz, bo jesteś trochę blady.
- No dziękuję Ci bardzo. Właśnie to chciałem usłyszeć. – powiedział wywołując na jej twarzy uśmiech
- Piotruniu proszę Cię.
- Mam Ci udowodnić, że się świetnie czuję?
- Dobra wierzę.
- Hehe. A liczyłem jednak, że będziesz chciała to sprawdzić. Zaskoczyłaś mnie.
- Jesteś niewyżyty.
- Dlatego, że bardzo Cię kocham.
- Jasne, jasne. Wstawaj lepiej bo będziesz jadł zimne śniadanie. Zrobiłam jajecznicę. – powiedziała wychodząc z sypialni
 Za śniadanie też Cię kocham! – wykrzyczał za nią co trochę ją rozśmieszyło. Tak właśnie ostatnio wyglądały ich poranki. Zwłaszcza te w weekendy. Bawiło ją to, że kiedy Piotr jest zaspany, nie do końca rozbudzony wygaduje różne dziwne rzeczy, nie do końca potem o nich pamiętając. Ale taki jego urok i bardzo jej się to podobało. Zawsze ją tym rozbawiał, choć zdarzyło się już, że przesadził trochę z gadaniem i zaczęło ją to denerwować, ale jak to Piotr oczywiście potrafił to potem szybko zmienić. Choćby jednym pocałunkiem na dzień dobry. Ostatecznie jej niedzielne plany nie uległy tak ogromnej zmianie jakiej się spodziewała. No może oprócz tego, że pójście do Kościoła i na spacer przełożyli


sobie na popołudnie. Spacer zrobił dobrze obojgu. Piotr złapał trochę oddechu od pracy dzięki temu, że Magda unikała tego tematu, a dla niej taki krótki spacer pozwolił nacieszyć się Piotrem na kolejny tydzień, w którym prawdopodobnie jak to ostatnio bywało zajmą się głównie kancelarią i jedną i drugą, dla siebie pozostawiając jedynie wieczory. Ewentualnie późne popołudnia. Jak to zazwyczaj bywa po niedzieli następuje poniedziałek i kolejny pracowity tydzień. Najgorzej mieli Ci, którzy pozwolili sobie na chociażby minimalne rozleniwienia w ciągu weekendu. I tak niestety było z Piotrem. Po praktycznie całym dniu spędzonym na nic nie robieniu w poniedziałek od samego rana nie radził sobie najlepiej w kancelarii i niestety w sądzie również. Sprawa o odszkodowanie nie przebiegła tak jak by tego sobie życzył i chyba to jeszcze bardziej wprowadziło go w kiepski nastrój.
- Liczyłem na to, że wygra pan dla mnie tę sprawę. – zaczął klient wychodząc z Piotrem z sali sądowej
- Ja liczyłem na to, że skoro tak bardzo panu zależy, to ułatwi mi pan pracę i powie całą prawdę jak było z tym wypadkiem.
- Jest pan do cholery adwokatem! – przegrana sprawa najwidoczniej nie tylko na Piotra podziałała niekorzystnie, bo jego klient wyraźnie dawał do zrozumienia, że nie jest zadowolony z przebiegu rozprawy
- Tak i moim zadaniem jest reprezentować klientów, którzy zgłoszą się do mnie o pomoc i potrafią być szczerzy i mówić prawdę. Szkoda, że pan zdecydował się bronić praktycznie sam. Nie znałem większości faktów, więc sam pan widzi, że nie mogłem nic zrobić. Miałem związane ręce tylko dlatego, że pan nie powiedział mi prawdy. Sam pan sobie zaszkodził. Ja robiłem, co mogłem.
- Widocznie za mało skoro przegrałeś.
- Działał pan na swoją niekorzyść, a szkoda. Do widzenia. – nie czekał już dłużej na żadne słowa ze strony klienta. Sprawa z pozoru łatwa okazała się porażką nie tylko dla klienta Piotra, ale i dla samego Korzeckiego. Nie lubił przegrywać, zwłaszcza z powodu nieodpowiedzialnych klientów, którzy wymagają od niego cudów nie mówiąc całej prawdy. Tak też właśnie było tym razem, ale w końcu przegrana to przegrana i trzeba się z tym pogodzić i mimo tego, że Piotr doskonale o tym wiedział, nie przychodziło mu to łatwo. Z takim też nienajlepszym humorem wsiadł w taksówkę i ruszył w stronę kancelarii, gdzie czekali już na niego Wojtek z Łukaszem i Magdą. Czekali na niego już ponad godzinę i niestety dłużej już nie mogli. Mieli porozmawiać o tym w jaki sposób podzielą się obowiązkami względem oszukanych osób związanych z firmą przez którą został oszukany również ich klient.
- Słuchajcie ja dzwoniłam do tego Kasperskiego i wstępnie umówiłam się z nim na spotkanie.
- Przepraszam Magda, ale nie czekamy...
- Jeśli chodzi Ci o Piotra to powinien tu być jakieś pół godziny temu. Chyba nie ma sensu żeby na niego czekać. – przerwał Łukaszowi Wojtek domyślając się o kogo mu chodzi – Co z tym klientem, Magda?
- Nie wiem, czy mam z nim rozmawiać sama, czy któryś z was ma ochotę mi towarzyszyć? – zapytała rozsiadając się wygodnie na kanapie w gabinecie Wojtka
- A kiedy to spotkanie?
- W środę o 12. Miało być jak najszybciej, więc padło na środę.
- Ja wtedy jestem w sądzie.
- Czyli Łukasz odpada. Czyli albo ja, albo Piotrek. Zobaczymy jeszcze.
- Wspomniałam mu o tym, że chwialibyśmy skontaktować się z resztą poszkodowanych i że przydałaby nam się jego pomoc. Podobno ma kilka kontaktów.
- No to świetnie. Obawiam się, że moglibyśmy nie dać rady dotrzeć do wszystkich.
- Cześć. – wspólne debatowanie nad sprawą przerwało im wejście Piotra – Przepraszam was, ale rozprawa się przeciągnęła. – usprawiedliwił się od razu na wejściu chcąc uniknąć uwag z ich strony, którymi być może by go przywitali
- Oooo świetnie, że jesteś. Musimy uzgodnić, który z nas dołączy do Magdy na spotkanie.
-  Cześć kochanie. – puścił pytanie Wojtka mimo uszu witając się najpierw z Magdą krótkim, aczkolwiek czułym pocałunkiem -Jakie spotkanie? – zapytał nie do końca orientując się o jakim spotkaniu mówi Wojtek – Z kim? – spojrzał na Magdę licząc na to, że chociaż od niej dowie się o co chodzi
- Umówiłam nas na spotkanie z Kasperskim. – odpowiedziała mu widząc, że nie jest tego dnia w najlepszej formie
- Aaaa o to chodzi. Zależy komu lepiej pasuje.
- No dobra to do tego jeszcze dojdziemy, ale rozumiem, że zaczynamy od zaraz jak tylko dostaniemy wszystkie kontakty?
- Im szybciej tym lepiej, prawda? – Wojtek spojrzał na każdego po kolei jednak jego uwagę przykuł wyraźnie nieobecny wyraz twarzy wspólnika – Piotr?
- Tak? – dzięki Wojtkowi wrócił do rzeczywistości
- Słuchasz nas?
- Przepraszam, zamyśliłem się.
- Dobrze słuchajcie, myślę, że to nasze dzisiejsze spotkanie nie miało zbyt dużego sensu. Łukasz się spieszy, Piotr… - spojrzała na w dalszym ciągu nieobecnego Korzeckiego – Piotr buja w obłokach. Spotkamy się po rozmowie z Kasperskim. Będzie więcej wiadomo.
- Piotrek, telefon do Ciebie. – przerwała im Mariola, wywołując Piotra z gabinetu. Zniknął u siebie na kilka minut rozmawiając z kolejnym klientem pozostawiając ich samych.
- Bardzo was przepraszam, ale ja powinienem się zbierać, jeśli chce zdążyć na rozprawę.
- Jasne Łukasz możesz już iść.
- W takim razie do zobaczenia. – pożegnał się z Wojtkiem uściskiem dłonie – A Ty Magda wracasz jeszcze do kancelarii?
- Tak, ale na chwilkę.
- To pewnie się jeszcze zobaczymy. Na razie. – uśmiechnęła się do Łukasza odprowadzając go wzrokiem
- Magda, a Jagoda? – zapytał po chwili ciszy Wojtek zasiadając za biurkiem
- A o co Ci chodzi konkretnie?
- Masz zamiar dopuścić ją do rozmów z tymi poszkodowanymi?
- Nie wiem, czy to będzie miało sens. Nie myślałam jeszcze nad tym. Musimy najpierw pozyskać wszystkie kontakty z tymi ludźmi. No nic, nie będę Ci przeszkadzała, pójdę do Piotra.
- Chyba wstał dzisiaj lewą nogą.
- Ja mam wrażenie, że on dzisiaj w ogóle się nie obudził. – zaśmiali się oboje przypominając sobie zamyślenie i nieobecność Korzeckiego, z tym że w przypadku Wojtka był to tylko i wyłącznie pretekst do żartów, a dla Magdy coś więcej. Wiedziała, że zachowanie Piotra nie jest bez przyczyny. Po drodze do gabinetu Piotra zamieniła jeszcze kilka słów z Mariolą, po czym spokojnie podeszła do przymkniętych drzwi pokoju i zapukała kilka razy nie chcąc mu przeszkadzać w rozmowie, którą być może nadal kontynuuje.
- Mogę? – zapytała uchylając mocniej drzwi
- Ty zawsze. – chyba po raz pierwszy tego dnia zobaczyła na jego twarzy uśmiech – Właśnie miałem do was wracać.
- Nie ma potrzeby.
- Nie? – zapytał rozsiadając się na kanapie
- Nie obraź się, ale chyba i tak nie byłoby z Ciebie dzisiaj zbyt dużego pożytku.
- Hehe. Miło mi to słyszeć. – roześmiał się choć wcale nie było mu do śmiechu, ale rzeczywiście miała rację. Chwycił ją za rękę, gdy tylko zajęła wygodne miejsce obok niego – Ale pewnie masz rację.
- Co się stało? – zapytała już całkiem poważnie, przysuwając się do niego bliżej siadając bokiem tak by przez cały czas muc na niego patrzeć. Przez jakiś czas nie doczekała się odpowiedzi, co znaczyło dla niej, że faktycznie coś musiało się stać. Zarzuciła rękę na oparcie kanapy i bawiąc się jego włosami chciała go choć trochę podtrzymać na duchu, bo jak jej się wydawało tego właśnie teraz potrzebował – Hej jesteś, czy znowu gdzieś odpłynąłeś?
- Jestem.
- Więc, co Cię chłopaku wprawiło w taki nastrój?
- … przegrałem tę sprawę o odszkodowanie. – zaskoczył ją trochę, bo z tego co jej mówił to sprawa była do wygrania, a on sam był pewien, że wszystko pójdzie po jego myśli
- Co się takiego stało? Mówiłeś, że ta sprawa jest do wygrania.
- Bo znając takie a nie inne fakty było to prawie pewne.
- To, co poszło nie tak?
- Okazało się, że dałem się podpuścić.
- Okłamał Cię?
- Może okłamał to za duże słowo, ale podkoloryzował sobie kilka istotnych faktów, a ze mnie zrobił kretyna.
- Piotruś nie przejmuj się, przecież to się zdarza.
- Nie lubię przegrywać, a zwłaszcza z powodu własnego klienta.
- Nikt nie lubi przegrywać, ale przecież to jeszcze nie koniec świata. Rozumiem, że może być Ci przykro, ale kochanie nie daj się zwariować przez jednego nieodpowiedzialnego klienta, który chciał Cię po prostu wykorzystać.
- Magda, nie chodzi o sam fakt przegranej, bo teraz, kiedy wiem jak było naprawdę, to nawet cieszę się, że nie udało mi się pozyskać dla tego faceta tych pieniędzy, ale wkurza mnie to, że dałem się tak podejść. Nigdy wcześniej mi się to nie zdarzyło.
- To nie Twoja wina, że trafił Ci się akurat taki klient. Nie mogłeś przewidzieć, że będzie coś przed Tobą ukrywał. Nie warto się przejmować. – obróciła dłonią jego twarz w swoją stronę, tak by spojrzał na nią. Kiedy tak na niego patrzyła i starała się by choć trochę poprawić mu humor, nie mógł się do niej nie uśmiechnąć i jej nie pocałować. – Masz czas? Może pójdziemy gdzieś na obiad?
- Jesteś głodna?
- Ja nie, ale Ty pewnie tak. A co do środy to wolałabym, żebyś to Ty przyszedł na to spotkanie.
- Z tym Kasperskim?
- Mhm.
- Musiałbym się zapytać Marioli, co tam mam zaplanowane na środę. Rozprawy nie mam, ale nie wiem co z klientami. Zresztą Wojtek jeśli będzie mógł to na pewno chętnie Ci pomoże i zrobi to świetnie.
- Wiem, że  Wojtek zrobi to świetnie, ale ja wolę pracować z Tobą. Postaraj się, dobrze? – w odpowiedzi jedynie pokiwał twierdząco głową nie spuszczając wzroku z jej lekko uśmiechniętej twarzy, ale dla Piotra samo patrzenie na Magdę to za mało. Musiał po raz kolejny już tego dnia ją pocałować. Nie było dla niego innej opcji.
- Mmmm. Widzę, że szybko Ci się humor poprawia. – powiedziała odsuwając się po chwili od jego ust
- Widzisz jak mogłoby być miło gdybyś zechciała się do nas przenieść na stałe.
- Piotr! – pogroziła mu palcem wstając z kanapy
- Ok. Nic już nie mówię. To co z tym obiadem?
- Idziemy.
- A potem do domu.
- Muszę wpaść jeszcze do kancelarii… ale tylko na chwilę – dodała szybko widząc już na jego twarzy minę, która po chwili zapewne przerodziła by się w słowa sprzeciwu i niezadowolenia. Wspólny obiad postanowili zjeść w jednej z restauracji na starówce. Wchodząc do środka zauważyli, że przy jednym ze stolików siedzą Waligórowie.Po chwili namysłu zdecydowali się podejść do ich stolika.
- Dzień dobry państwu. – zaczął Piotr zatrzymując się z Magdą przy Wiktorze i Karolinie
- Ooo proszę, czy ja dobrze widzę. Ostatnio spotykam Cię wyłącznie w sądzie.
- Zapracowany młody człowiek. Siadajcie. – zaprosiła ich Karolina z uśmiechem
- A nie będziemy wam przeszkadzać? – zapytała Magda uśmiechając się podejrzliwie w stronę Karoliny
- Nie będziecie. Wyrwaliśmy się z domu. Dzieciaki dzisiaj mają zły dzień, przez co my również.
- Miło wiedzieć, że nie tylko dzieciaki. – wtrącił Piotr dosiadając się wspólnie z Magdą do Waligórów – Przyszliście w spokoju zjeść obiad?
- To też. Mieliśmy sprawę na mieście do załatwienia. A wy, nie do domku?
- W domku nie ma obiadu. – odpowiedział Wiktorowi z uśmiechem Piotr patrząc na Magdę
- Chcesz mi coś powiedzieć?
- Nie, dlaczego?
- Nie mieliśmy okazji porozmawiać, a jestem ciekaw jak wam Idze wspólna praca?
-Wiktor! Musisz przy obiedzie? – Karolinie wyraźnie nie spodobało się to, że Wiktor wykorzystuje ich spotkanie na rozmowę o pracy
- Inaczej nie mam okazji. Ciągle się mijamy. – usprawiedliwił się szybko przed żoną
- Właściwie to idzie dobrze.
- Spotkałem Łukasza w sądzie, mówił, że chcecie się spotkać z wszystkimi poszkodowanymi.
- Jeśli się uda, to czemu nie.
- A Jagoda jak się sprawuje? Mam nadzieję, że nie sprawia wam problemu? – oboje spojrzeli na siebie i każde z nich zastanawiało się co powiedzieć. Prawda była taka, że Jagoda dobrze się spisywała, gdy dostawała jakieś polecenie do wykonania od Piotra i to jeszcze nie zawsze. Nie dała mu się poznać z tej złej strony. Chyba że wziąłby pod uwagę jej sprzeczkę z Magdą, co prawdopodobnie by mu się nie spodobało, gdyby tylko był w tym czasie obecny w kancelarii. Ale na szczęście dla Jagody, jego wtedy nie było. Dowiedział się od Marioli, że taka sytuacja miała w ogóle miejsce, ale starał się w żaden sposób nie dociekać tej sytuacji i nie oceniać Jagody tylko pod względem dogadywania się, bądź nie, z Magdą.
- Różnie bywa, ale generalnie się sprawdza. – odpowiedział w końcu Piotr, widząc po minie Magdy, że nie ma zamiaru odpowiadać na to pytanie, jednak gdy usłyszała słowa Piotra od razu spojrzała na niego lekko podirytowana
- Skoro Twoim zdaniem się sprawdza, to ciekawa jestem w czym?
- Nie łap mnie za słówka. – nie był zbytnio zadowolony z tego, że Magda w taki właśnie sposób odebrała jego słowa. Trochę go to zdenerwowała, co zauważyła Karolina
- Oj tam, dajcie spokój z Jagodą. Wszyscy doskonale wiemy jaka jest. A wy lepiej zamówcie coś do jedzenia. Chyba, że wolicie sobie posiedzieć i patrzeć jak my się zajadamy. – chciała rozładować trochę atmosferę spodziewając się między Magdą a Piotrem być może niebezpiecznej wymiany zdań. Wiedziała jak Magda reaguje na Jagodę. Było zupełnie tak samo, jak z nią kiedyś, z tym, że Magda jest bardziej wybuchowa i czasami nie przebiera w słowach, a skoro podejrzewała, że Piotr rzeczywiście nie ma z Rajewską niczego wspólnego to wolała tego uniknąć. Udało jej się uniknąć dalszego rozwoju tematu Jagody do samego końca ich spotkania. Wiktor przekonał się, że rzeczywiście poruszanie tematu pracy nie było najlepszym pomysłem, z kolei Piotr zupełnie nie rozumiał dlaczego Magda zareagowała w taki właśnie sposób. Czyżby rzeczywiście myślała, że coś może go łączyć z Jagodą? A jeśli tak, to czym dał jej ku temu powody? Reszta obiadu minęła im już bez zbędnych dyskusji, które mogły doprowadzić do jakiejkolwiek kłótni. Rozstali się po ponad godzinie i każde z nich praktycznie ruszyło w swoją stronę. Karolina z niezbyt zadowoloną miną musiała wrócić do domu, gdzie czekały na nią oczywiście dzieci i pani Helenka, która prawdopodobnie ma już dość swojej pracy na dzień dzisiejszy. Wiktor pognał na kolejne spotkanie a Magda z Piotrem do kancelarii, a następnie na Wiejską, gdzie w końcu mogli trochę odpocząć.Na szczęście dla Piotra, przez tych kilka minut, kiedy byli w kancelarii nie natknęli się na Rajewską, bo w innym przypadku mogłoby zrobić się nieprzyjemnie. Jednak reakcja Magdy z restauracji ciągle siedziała mu w głowie i trochę denerwowała. Była zazdrosna, ale nie wiedział dlaczego, dlatego stwierdził, że prędzej, czy później i tak czeka ich na ten temat rozmowa, więc czemu miałby teraz jej nie zacząć. Podobno im wcześniej tym lepiej. Nie wiedział tylko jak zacząć, żeby nie rozzłościć Magdy a dać i jej i sobie szansę na spokojną rozmowę. Poszedł do kuchni, gdzie Magda czekała aż zagotuje się woda w czajniku. Stanął opierając się o framugę drzwi.
- Madzia?
- Hm?
- Możesz mi powiedzieć, dlaczego tak dziwnie reagujesz na Jagodę
- Hehe. Wiedziałam, że nie odpuścisz.
- Bo to jest dziwne. Nie uważasz?
- Nie. Wręcz przeciwnie, uważam, że moja reakcja na nią jest całkiem naturalna i zapewniam Cię, że nie bez powodu.
- Ale dlaczego? To, że zdarzają się jej jeszcze wpadki to nie znaczy, że nie warto dać jej szansy. Nikt nie urodził się alfa i omegą.
- Ja wcale tak nie twierdzę. A Ty nie udawaj, że nie wiesz, o co mi chodzi.
- No właśnie nie wiem.
- Piotr proszę Cię. Nie mam ochoty się z Tobą kłócić, a zwłaszcza o Jagodę.
- W takim razie, co to było przy Karolinie i Wiktorze? Skoro masz inne zdanie na temat pracy z nią to mogłaś powiedzieć to Wiktorowi. A to, że jakoś się z nią dogaduje jeszcze o niczym nie świadczy, więc nie musisz być o nią zazdrosna.
- Nie jestem o nią zazdrosna. Dziwię się tylko, że nie widzisz tego, co ona robi i dlaczego to robi. Chyba, że Cię się to podoba i dlatego udajesz, że tego nie widzisz.
- To, że uśmiechnie się do mnie raz, czy dwa jeszcze o niczym nie świadczy. Naprawdę myślisz, że robi to na mnie wrażenie?
- Robi i jest to całkiem normalne i ja to rozumiem, ale nie musisz jej tego pokazywać.
- Magda zapewniam Cię, że Jagoda w ogóle mnie nie interesuje. Nie robi na mnie wrażenia, a już na pewno nie w takim sensie, o którym myślisz.
- Wolę nie wiedzieć w jakim sensie robi na Tobie wrażenie.
- Ja swoje, a Ty swoje. Dlaczego mi nie wierzysz?
- Piotruś nie chodzi o to, że Ci nie wierze, czy że Ci nie ufam, bo to nie ma z tym nic wspólnego.
- Więc o co chodzi, bo nie rozumiem?
- Proszę Cię tylko żebyś na nią uważał.
- Że niby co, dosypie mi coś do kawy zaciągnie do sypialni i wykorzysta?
- Bądź poważny.
- Ok, ja się poddaje. Nie wiem, o co chodzi, ale dobrze będę uważał i możesz być pewna, że nie zorbie niczego głupiego. Bo zdaje się, że o to właśnie Ci chodzi.
- Myśl i rób sobie, co chcesz i wybacz, ale ja nie mam ochoty rozmawiać w domu o Jagodzie i chyba nie muszę Ci tłumaczyć dlaczego.
- Madzia ja rozumiem, ale przecież wiesz, że ja i Jagoda, że nic między nami nie ma. – spojrzał na nią pytającym wzrokiem
- Wiem. Inaczej nie rozmawialibyśmy tak spokojnie. – mówiąc to zabrała kubek z gorącą herbata i zniknęła w salonie zostawiając go samego w niemałym szoku. Teraz to już w ogóle nie wiedział o co jej chodzi. Jest zazdrosna, czy nie? Wyglądało na to, że nie tylko o zazdrość tu chodzi. Chyba mu ufa skoro powiedziała, że wie o tym, że z Jagodą kompletnie nic go nie łączy. A Magda doskonale pamięta jak wyglądała kiedyś sytuacja z Wiktorem i obawiała się, że z Piotrem może być podobnie. Wiktor przecież też kocha Karolinę, a jednak nie był tak całkiem obojętny na względy Jagody mimo tego, że do niczego między nimi nie doszło, ale kto wie, co by było gdyby Karolina w odpowiednim momencie nie wkroczyła. Kto wie? Przecież facet to tylko facet. Nie zawsze postępuje tak jak to sobie założy i nie zawsze zgodnie ze swoimi przekonaniami. Czasami się łamie. Dlatego spokoju nie dawała jej świadomość, że co jakiś czas Jagoda kręci się przy Piotrze i robi to w taki a nie inny sposób. Oprócz lekkiego flirtu na niczym więcej Piotra nie przyłapała, ale wcale to nie zmniejsza jej obaw, co do działań Jagody. Jednak  na tę chwilę  nie miała podstaw ku temu by w jakikolwiek sposób interweniować. Dziwiła się tylko jak to możliwe, że Jagoda jest córką Rajewskiego. Zupełne przeciwieństwo, no ale widocznie takie przypadki się zdarzają. Na szczęście to nie ona musiała męczyć się z nią całymi dniami, a jedynie kilka godzin w tygodniu i to typowo zawodowo. No może nie licząc tych kilku nieodpowiednich spojrzeń i uśmiechów w stronę Piotra, którymi Jagoda obdarzała Korzeckiego. Ale i to być może w końcu się skończy jeśli tylko do Piotra dotrze to, do czego młoda Rajewska zmierza, bo dla Magdy i kilku innych osób było to oczywiste.Kilka kolejnych dni Piotr czujnie obserwował zachowanie Jagody w stosunku do niego. Kiedy tylko mieli możliwość zamienienia ze sobą kilku słów dokładnie analizował każde jej słowo i być może rzeczywiście niektóre niosły za sobą jakiś podtekst, który prawdopodobnie miał zrobić na nim wrażenie i być może do czegoś sprowokować, ale Piotr doskonale pamiętał słowa Magdy, że za każdym razem potrafił odpowiednio inteligentnie wybrnąć z krępujących go sytuacji. Być może zdarzyło mu się użyć nie takich słów, których powinien i dał Jagodzie w ten sposób jeszcze większe pole do popisu, ale na szczęście w odpowiednim momencie zdał sobie sprawę z powagi słów które wypowiadał i dzięki temu udało mu się uniknąć Jagody i jej coraz większej nachalności, którą rzeczywiście zaczynał dostrzegać. Najdziwniejsze w tym wszystkim było to, że ta dziewczyna potrafiła zmieniać się jak kameleon. Czasami zachowywała się jak nastolatka, a


czasami potrafiła rozmawiać całkiem poważnie, co myliło Piotra. Najbardziej przekonał się o tym przed spotkaniem z Kasperskim, kiedy był umówiony z Magdą w jej kancelarii. Z powodu spóźniania się Magdy, Piotr spędził pół godziny w towarzystwie Rajewskiej pijąc zrobioną przez nią kawę i przez pół godziny całkiem przyjemnie im się rozmawiało. Jednak wystarczyło, że pojawiła się Kasia i Jagoda natychmiast zmieniła temat rozmowy i zaczęła kierować w stronę Piotra uwodzicielskie uśmiechy, na które on sam nie wiedział już  jak ma reagować. Na szczęście wybawiło go przed tym przyjście Magdy. Kolejnych kilka dni minęło im raczej w spokoju nie licząc drobnych problemów z pozyskaniem poszkodowanych klientów do nowej sprawy. Niby mieli wszystkie kontakty i udało im się nawet skontaktować z właścicielami poszczególnych terenów, jednak kilku z nich nie chciało odważyć się na to by wkroczyć na drogę sądową i odzyskać to co im się należy. Postanowili jednak się nie poddawać i próbować dalej, a być może z którąś rozmową przełamią się postanowią z nimi współpracować. 22 marca Magda obudziła się w pustym łóżku. Jej zdziwienie było nie małe, ponieważ nie spodziewała się, że Piotr wyjdzie z mieszkania znacznie wcześniej od niej. Zmyliło ją to trochę, bo akurat tego dnia Piotr ma urodziny i jej plany co do tego poranka były nieco inne, ale taka była natura Piotra. Dość często i niespodziewanie potrafił zmienić jej plany. Tak też było tym razem. Liczyła na to, że uda jej się przygotować dla niego śniadanie, że zdążą spokojnie wypić wspólnie kawę, a popołudniu urwie się wcześniej z pracy by przygotować na wieczór pyszną kolację. Może chociaż to się uda, skoro ze śniadania i kawy nic nie wyszło. Piotr z kolei zaczął dzień wcześniej niż wszyscy się spodziewali, bo gdy wychodził z domu na zegarku wybijała 7 z minutami. Dotarł do kancelarii, kiedy jeszcze nikogo nie było. A to dlatego, że miał dzisiaj jeszcze więcej pracy niż w ostatnich dniach to bywało. Miał na dzisiejszy dzień umówione trzy spotkania, z czego jedno z wczorajszego dnia i dwie rozprawy, które niestety nie były rozwodami. Cały dzień zapełniony, raczej bez możliwości dłuższej przerwy, a nie brał jeszcze pod uwagę klientów, którzy zjawią się w kancelarii z nowymi sprawami, których również musiał brać pod uwagę. Miał jednak nadzieję, że dzisiaj będzie ich znacznie mniej. Zaszył się w gabinecie przygotowując się do pierwszej rozprawy. Nie usłyszał nawet, gdy do kancelarii weszła Mariola, która widząc uchylone drzwi od gabinetu przyjaciela od razu domyśliła się, że jest on już w pracy.
- Cześć solenizant. – przywitała się z nim uśmiechem zaraz na wejściu do jego gabinetu
- Cześć. – odpowiedział z nad komputera nie zwracając większej uwagi na jej słowa
- Wszystkiego najlepszego. – podeszła do niego i ucałowała, co sprowadziło go na ziemię
- Czym sobie zasłużyłem na takie powitanie?
- Własnymi narodzinami. – odpowiedziała mu zasiadając po drugiej stronie biurka
- Proszę?
- Zdaje się, że masz dzisiaj urodziny. Tak czy nie?
- Ja? Urodziny?
- No chyba, że wszędzie podajesz niewłaściwą datę urodzenia. – spojrzała na niego uważnie zastanawiając się czy przypadkiem to ona czegoś nie pomyliła - Nie mów, że zapomniałeś o swoich urodzinach?
- Zdaje się, że tak.
- To jest dopiero katastrofa. W każdym bądź razie jeszcze raz wszystkiego najlepszego i niech Ci się z Magdą układa jak najlepiej. – jeszcze raz podeszła i ucałowała go z okazji jego święta
- Dzięki.
- Nie ma sprawy, ale jak Ty zapomnisz o moich urodzinach to już nie będzie tak przyjemnie.
- Hehe. Nie zapomnę, a nawet gdybym to pewnie mi przypomnisz.
- Świnia.
- Piotr! – krzyknął jeszcze za nią, gdy zniknęła za drzwiami jego gabinetu. Od kilku dni była  w trochę lepszym nastroju, co i jemu sprzyjało, bo nie mógł już wytrzymać tego jej przygaszenia. Nie wiedział co było powodem jej nieco lepszego humoru, ale cokolwiek to było miał nadzieję, że taka atmosfera pozostanie w kancelarii na długi czas. Posiedział w kancelarii jeszcze jakieś pół godziny, po czym w szybkim tempie znikając Mariolce z widoku, taksówką pojechał do sądu. Magda w ciągu pracy kilka razy starała się do niego dodzwonić, ale ciągle bez skutku, a przecież nie będzie mu składała życzeń na sekretarkę. Dziwiła ją trochę to, że przez kilka godzin ma wyłączony telefon. Gdy był w sądzie to owszem zazwyczaj wyłącza, ale na spotkaniach zawsze ma telefon włączony. Gdy przez następną godzinę telefon nadal nie odpowiadał postanowiła zadzwonić do kancelarii.
- Kancelaria Korzecki&Płaska, słucham?
- Cześć Mariolka.
- A Magda, cześć. Piotr, czy Wojtek? – zapytała od razu wiedząc, że dzwoni po to by z którymś z nich rozmawiać
- Oczywiście, że Piotr. Wojtka zostawiam Tobie.
- Dzięki. Ale Piotra nie ma.
- Aha no to świetnie. Od rana nie mogę się do niego dodzwonić.
- Ma dzisiaj dużo pracy. Jeszcze więcej niż w ostatnich dniach. Trochę się mu zwaliło. Teraz powinien mieć spotkanie z klientem, a za 40 minut rozprawę.
- No dobra trudno. Jestem zmuszona poczekać aż wróci do domu.
- Powinien być w kancelarii koło 15. Tak przynajmniej mówił.
- Ja wczoraj słyszałam, że koło 16 będzie już w domu.
- No będzie musiał się bardzo postarać i sprężyć. Przed chwilą zapowiedział się jeszcze jeden klient.
- Fantastycznie. Bardzo się ucieszy. Chciałam mu chociaż złożyć życzenia, ale skoro nie odpowiada.
- A tym to się nie przejmuj. Chyba te urodziny nie robią na nim wrażenia, bo sam o nich zapomniał.
- Właściwie to mogłam się tego spodziewać. Mariolka przekaz mu jak wróci do kancelarii, że czekam na niego w domu, dobrze?
- Jasne, nie ma problemu.
- Dzięki, a co tam u was?  Nie było Cię w tym tygodniu na pilatesie, nie miałyśmy okazji pogadać. Coś się stało?
- Nie, wszystko w porządku, no może oprócz tego, że rodzice Wojtka zwalili się nam na głowę wczoraj. Tak niespodziewanie. Ale na szczęście dzisiaj rano już pojechali.
- To kamień z serca, co? – zaśmiała się lekko do słuchawki doskonale rozumiejąc jej reakcję na wizytę rodziców
- Żebyś wiedziała. Może spotkamy się jakoś w przyszłym tygodniu?
- W poniedziałek na zajęciach?
- Dobra, odpuszczę sobie ściankę z chłopakami. Ten raz sobie beze mnie poradzą.
- Myślę, że nie tylko ten jeden raz. Na razie.
- No cześć. – ledwo zdążyła rozmawiać z Magdą, a do kancelarii wszedł Wojtek prowadząc przed sobą matkę Piotra. Gdy tylko Mariola ją zobaczyła miała ochotę zaśmiać się głośno przypominając sobie rozmowę z Magdą, ale teraz jej nie wypadało.
- Cześć Mariolka.
- Dzień dobry. – przywitała się Korzecka
- Dzień dobry. Miło panią widzieć. Piotrek się bardzo ucieszy.
- Dziękuję. Ja mam nadzieję, że on się ucieszy, chociaż nie jestem tego tak do końca pewna. Jest u siebie?
- Niestety nie. Nie ma go teraz. Ma dzisiaj sporo pracy. Powinien być w kancelarii koło 15, ale proszę, niech pani zaczeka.
- Właśnie. Proszę, niech pani sobie usiądzie. Zaraz zrobię coś do picia.
- Nie, nie ja nie będę wam siedziała na głowie ponad godzinę.
- Ale to żaden problem.
- Już ja was, młodych znam. Zawsze tak mówicie, żeby tylko nie sprawić przykrości.
- Nie zawsze. Naprawdę nie sprawi nam pani żadnego problemu. Ja nawet chętnie napije się z kimś kawy, bo na nich obu to ostatnio za bardzo nie mogę liczyć. Ciągle tylko gdzieś biegają.
- Ja za każdym razem powtarzam Piotrkowi, że powinien trochę sobie odpuścić, bo to, że teraz się świetnie czuje to jeszcze nic nie oznacza. Ale on oczywiście i tak robi swoje.
- Wojtek tak samo. W ogóle mnie tu słuchają.
- To może ja się ulotnie. Lepiej żebym nie słuchał tego narzekania. – tylko tyle zdołał wtrącić Wojtek i zaraz zniknął w swoim gabinecie pozostawiając matkę swojego przyjaciela w dobrych rękach żony
- To, co da się pani namówić na tę kawę?
- Ja naprawdę bardzo dziękuję. Jeśli byś mogła dać mi numer do Magdy. Może chociaż ona odbierze telefon, bo u Piotra to od godziny włącza się sekretarka.
- Pewnie, nie ma problemu. Rozmawiałam z nią przed chwilą. Też nie może się dodzwonić do Piotra.– od razu wzięła do ręki kawałek kartki i długopis zapisując numer komórkowy Magdy. – Proszę. Magda, w przeciwieństwie do Piotra powinna odebrać.
- Dziękuję Ci bardzo. W takim razie, ja już wam nie przeszkadzam. Do widzenia.
- Do widzenia. – pożegnały się ze sobą z uśmiechem. Zaraz po opuszczeniu kancelarii syna wybrała na komórce kilka cyfr zapisanych na kartce przez Mariolę.
- Miłowicz słucham?
- Dzień dobry Madziu, mama Piotra z tej strony.
- A dzień dobry pani Zosiu. Coś się stało?
- Jesteśmy w Warszawie, ale nie mogę się skontaktować z Piotrem.
- Niech się pani nie martwi. Ja też nie mogę się do niego dodzwonić, ale jeśli ma pani ochotę to zapraszam do siebie.
- A nie będę Ci przeszkadzała?
- Oczywiście, że nie. Proszę przyjechać. Jestem w domu, także nie ma problemu.
- No dobrze. To za pół godziny jestem.
- Dobrze. Do zobaczenia. – nieco zaskoczył ją ten telefon. Nie spodziewała się, że Korzeccy zawitają do Warszawy. Na szczęście obiad miała już prawie gotowy, jedynie tarte musiała wstawić jeszcze do pieca, ale to później. Mieszkanie było praktycznie wysprzątane, więc spokojnie mogła pozwolić sobie na przyjęcie gości. Nim się obejrzała, a pół godziny minęło i po mieszkaniu rozniosło się pukanie do drzwi. Wyganiając kota do sypialni otworzyła drzwi, w których stała Zosia.
- Dzień dobry. Zapraszam. – wpuściła starszą korzecką do środka zastanawiając się, gdzie posiała męża
- Przyjechała pani sama?
- Z Tomkiem, ale jest u jakiegoś znajomego.
- Napije się pani czegoś?
- Kawy chętnie. Mariolka chciała mnie zatrzymać w kancelarii, ale nie chciałam im przeszkadzać, bo pewnie mają co robić.
- Rzeczywiście mają ostatnio dużo pracy.
- Jeśli chodzi o Piotra to zdaje się, że aż za dużo. – spojrzała na Zosie z uśmiechem
- Wie pani jaki jest Piotr. Uważa, że musi nadrobić ten czas, kiedy go nie było  w kancelarii.
- I zamierza teraz w takim tempie przepracować kilka miesięcy?
- Obiecał, że to się wkrótce skończy, ale niech się pani nie martwi. Robił badania i na szczęście wszystko jest w porządku.
- No to ma szczęście.
- Wczoraj mi mówił, że koło 16 będzie w domu, ale od Marioli się dowiedziałam, że na 15 ma klienta, więc pewnie będzie trochę później.
- Pewnie macie jakieś plany na wieczór.
- Nie, skąd. Zrobiłam tylko obiad. Z Piotrem ostatnio nie ma sensu czegokolwiek planować. Podobno nawet nie pamiętał o tym, że ma dzisiaj urodziny.
- Aaa to, to mu się często zdarzało. O osiemnastce to pamiętał doskonale, ale tak to nie ma to dla niego różnicy, czy ma urodziny, czy nie.
- A to dobrze, bo już myślałam, że to z przepracowania. – Proszę, kawa . Zaraz przyniosę ciasto. – wróciła jeszcze do kuchni po ciasto i ze spokojem usiadła w salonie zajmując się przyjemną rozmową z matką Piotra. Z kolei Korzecki po dwóch rozprawach w sądzie i kilku spotkaniach na mieście dotarł w końcu do kancelarii i to nawet kilka minut przed umówionym klientem, dzięki czemu miał możliwość zamienienia jeszcze kilku słów z Mariolką.
- Dzięki Bogu, że go jeszcze nie ma.
- Co, masz dość?
- Na dziś tak. Mówiłem Magdzie, że będę o 16 w domu.
- Magda próbowała się do Ciebie dodzwonić od samego rana.
- Wyłączyłem telefon. Dzwoniła do Ciebie?
- Mhm. Kazała Ci przekazać, że czeka na Ciebie w domu, pewnie z jakąś niespodzianką.
- Mariolka… - pogroził jej z uśmiechem palcem domyślając się już jakie myśli ma w głowie
- No dobra, dobra. Tylko nie mów, że byś nie chciał.
- Przestań dobrze?
- Ok. Była też Twoja mama.
- Kto? – spojrzał na przyjaciółkę zaskoczony
- Twoja mama. Ona również próbowała się do Ciebie dodzwonić.
- Dlaczego nie zaczekała?
- Bo nie chciała. Dałam jej numer do Magdy.
- No dobra, zaraz do niej zadzwonię. A moja mama była tu sama?
- Jeśli pytasz o ojca, to nie, nie było go tu.
- Jak przyjdzie ten klient to dawaj go do mnie od razu.
- Ok, a zrobić Ci coś do picia?
- Kawę poproszę. – zamknął się w gabinecie czekając już aż Magda odbierze telefon.
- Cześć Piotruś.
- No cześć. Słyszałem, że nie mogłaś się do mnie dodzwonić.
- No tak i nie tylko ja.
- Tak, wiem. Mariola mi mówiła. Mama jest u Ciebie?
- Jest i czekamy na Ciebie z obiadem.
- Za chwilę mam klienta. Jak tylko skończę, to wsiadam w taksówkę i jadę do Ciebie. A ojciec jest?
- Mmm nie. – odpowiedziała mu po cichu nie chcąc by Zosia domyśliła się o czym rozmawiają – Może później, ale nie wiem.
-No dobra. To za jakąś godzinę, może półtora mam nadzieję, że będę. Muszę kończyć. Pa.
- Pa.–zakończyła rozmowę z ukochanym i wróciła do sympatycznej jak zwykle zresztą rozmowy, być może z przyszłą teściową. Żałowała tylko, że nie ma z nimi Tomasza, ale tak naprawdę nie wiedziała, czy przyjdzie później, czy nie. Nie wypadało jej pytać, ale strasznie była ciekawa. Nie tylko ze względu na siebie, ale i na Piotra. Pytał o ojca, więc może liczył na to, że się z nim dzisiaj spotka, albo wręcz przeciwnie, może wolał tego uniknąć. Klient z którym spotkał się Piotr, a właściwie klientka, oczekiwała od niego sprawnego przeprowadzenia rozwodu, więc spotkanie nie trwało zbyt długo. I to była najlepsza rzecz, która go spotkała dzisiejszego dnia. Przynajmniej na razie. Zrobiła jako taki porządek na biurku i z radością mógł stwierdzić, że tego dnia zakończył już pracę i może spokojnie wrócić do domu.
- Ufff. – odetchnął z ulgą wychodząc z gabinetu
- Co, aż tak ciężko się zrobiło? – zapytał złośliwie Wojtek czekając z Mariolą aż będą mogli opuścić kancelarie
- Jeśli chcesz to możemy się następnym razem zamienić. Sam się przekonasz. - odpowiedział bez entuzjazmu – Nie musieliście czekać aż skończę.
- Chcieliśmy zrobić Ci przyjemność, w końcu masz dzisiaj swoje święto.
- Tak, coś o tym słyszałem.
- To ile świeczek Magda na torcie postawi? – Wojtek świetnie się bawił jego kosztem, co i Piotra w końcu trochę rozbawiło, bo doskonale wiedział, że Wojtek robi to specjalnie
- Tyle samo, co Mariola postawi Tobie w czerwcu.
-Wojtek daj spokój, nie widzisz, że nasz Piotruś nie jest dzisiaj w nastroju do żartów.
- Przecież on wie, że to tylko żarty. Nie jest jeszcze taki stary.
- Ooo dziękuję Ci bardzo. Trochę mi ulżyło, bo wcale nie czuje się staro.
- No dobra, chłopcy idziemy. – poganiała ich Mariola widząc, że Wojtkowi przestało się spieszyć do domu
- Na piwo, hm? Zadzwoń po Magdę. – zaproponował Płaska z nadzieją, że ten dzień nie zakończy się tak po prostu
- Chętnie, ale Magda czeka na mnie w domu. Nie sama.
- A no tak, zapomniałem. Rodzicie zwalili Ci się na głowę.
- Wojtek, daj spokój. Poświętujecie sobie innym razem. Ja też chce już jechać do domu
- No dobra. To jakoś umówimy się jeszcze.
- Jasne i wtedy ja stawiam.
- No to jest oczywiste. – z uśmiechem na twarzy poklepał Piotra po plecach wymijając go w drzwiach podążając za żoną w stronę samochodu. Lekko oszołomiony zachowaniem przyjaciela Piotr zamknął kancelarie i czekając kilka minut za taksówką zastanawiał się co tak naprawdę jest powodem przyjazdu do Warszawy jego matki, bo w to, że jego urodziny to raczej nie uwierzy. Nie pozostało mu nic innego jak poczekać na taksówkę i dojechać na Wiejską, gdzie czekały na niego dwie najważniejsze dla niego kobiety.Mimo tego, że z kancelarii wychodził dosłownie kilka minut po 16, to przez korki na mieście do mieszkania dotarł prawie 40minut później. Wysiadając z taksówki rozejrzał się po parkingu szukając wzrokiem samochodu ojca, ale żaden samochód nie przykuł jego uwagi. Sam nie wiedział, czy chciałby się z nim spotkać, czy nie. Po chwili zastanowienia doszedł do wniosku, że dłużej swojego towarzystwa i tak pewnie by nie wytrzymali, więc może lepiej będzie jeśli w mieszkaniu zastanie tylko Magdę i matkę.Wbił szybko kod dostępu na domofonie i już po chwili dzwonił dzwonkiem do drzwi mieszkania zaskakując tym Magdę, bo przecież posiada klucze. Pierwsze co pomyślała słysząc dzwonek do drzwi to, to że Tomasz postanowił do nich dołączyć, ale gdy otworzyła drzwi jej zdziwienie było jeszcze większe.
- Cześć dziewczyno. – przywitał się skromnym uśmiechem opierając się o framugę drzwi na korytarzu
- Cześć. Zgubiłeś klucze? – zapytała z uśmiechem robiąc mu miejsce w przejściu, jednak z jego postawy wynikało, że nie zamierzał tak szybko przekroczyć progu jej mieszkania, co wprawiło ją w cichy śmiech
- Nie. Ale nie chciało mi się ich wyciągać z torby. – mówiąc to dopiero teraz zebrał się na wejście do środka
- Pewnie, lepiej mnie pofatygować, no nie? – zapytała przyjmując na usta jego czuły pocałunek, który oczywiście nie umknął uwadze Korzeckiej
- Mhm. – mruknął jedynie odsuwając się od niej z uśmiechem – Dzień dobry mamo. – podszedł do matki i pozwolił się wyściskać stęsknionej i zmartwionej jak zwykle matce
- Chciałeś chyba powiedzieć dobry wieczór. – poprawiła go matka głaszcząc go jeszcze po policzku
- Gdzie tam dobry wieczór. Do wieczora jeszcze trochę czasu. – odpowiedział matce zdejmując z siebie marynarkę, a następnie sztywno zawiązany jeszcze krawat
- Piotr, Ty chyba nie byłeś na dworze w samej marynarce? – zapytała poważnym tonem głosu Zosia wprowadzając w ten sposób Piotra w lekkie zakłopotanie, bo rzeczywiście jego dzisiejszy ubiór ograniczał się do koszuli i garnituru, a to jak wyczytał z matki wzroku zbytnio mogło się jej nie spodobać, dlatego spojrzał na Magdę szukając w niej ratunku. Ta jednak uśmiechnęła się i szybko zniknęła w kuchni
- Wiosna idzie. – zakomunikował nie wiedząc jak wybrnąć z tego przeszywającego spojrzenia matki
- I Ty masz być zdrowy, jak w marcu w samej marynarce wychodzisz.
- W zeszłym tygodniu powiedziałam mu to samo. – wtrąciła się Magda wnosząc do salonu ciepły półmisek z tartą
- Chociaż dzisiaj mogłybyście mi odpuścić. A tak w ogóle to mogłaś mnie mamo uprzedzić wcześniej, że masz zamiar przyjechać. Zorganizowałbym sobie jakoś więcej czasu.
- Nie planowałam przyjeżdżać do Warszawy. Ojciec umówił się z jakimś znajomym, więc zabrałam się z nim tak przy okazji.
- To ojciec jest w Warszawie, tak?
- Jest.
- Piotr, usiądź, bo wystygnie. –przerwała mu nie chcąc by wdrażał się w rozmyślanie o ojcu
- Uuu tarta? I sernik? Rozumiem, że to tylko dlatego, że mam urodziny? – zapytał siadając na kanapie obok matki
- Tylko nie myśl sobie, że tak będzie co roku.
- Ładnie sobie mieszkacie. – przerwała im dyskusję Korzecka zauważając, że od jej ostatniej wizyty w tym mieszkaniu kilka rzeczy się zmieniło
- Mieszkanie jest Magdy, więc kieruj te słowa w jej stronę.
- Nie moje tylko nasze.
- Nasze to by było, gdybyś pozwoliła mi spłacić część kredytu.
- Wykorzystujesz obecność własnej mamy, żeby postawić na swoim.
- Cokolwiek dzisiaj powiem to źle. – mina którą mówiąc to zrobił przyprawiła obu paniom nie mały uśmiech na twarzach, a w ostateczności również i na twarzy Piotra. W czasie, gdy na Wiejskiej toczyła się przyjemna rozmowa, w mieszkaniu Marioli i Wojtka trwały kolejne negocjacje, w trakcie których Mariola starała się przekonać męża na krótki wyjazd z miasta. Po którejś rozmowie z Piotrem doszła do wniosku, że być może właśnie tego oboje potrzebują. Kilku dni w spokoju i choć spędzili przecież całe święta sami, to jednak teraz byłoby coś innego, zupełnie inny klimat, spokojniejszy bez tej całej świątecznej otoczki. 
- Mariolka, naprawdę wierzysz w to, że z dala od Warszawy szybciej zajdziesz w ciążę?
- Nie wiem, ale wiem, że taki wyjazd dobrze nam zrobi.
- A kancelaria?
- Przecież to Piotra pomysł, żebyśmy gdzieś wyjechali. Powiedział, że sobie poradzi.
- A co miał innego powiedzieć?
- Przez tydzień kancelaria się bez Ciebie nie zawali.
- Nie beze mnie tylko bez nas. Jeśli wyjedziemy, to Piotrek zostanie sam. A przy takiej ilości klientów, nie da sobie rady. Musiałby mieć chociaż kogoś do pomocy na Twoje miejsce. A nie będę przecież nikogo zatrudniał tylko na tydzień. Może po świętach. Skończę to co mam, ewentualnie coś się przełoży i może wtedy uda się nam urwać stąd na kilka dni. Ale musiałabyś już nikogo do mnie nie umawiać na razie.
- Nie ma problemu.
- Dla Ciebie nie. – uśmiechnął się widząc jej zadowoloną minę - Muszę pogadać z Piotrem.
- Na pewno nie będzie miał nic przeciwko.
- Nie zapominaj, że kilka miesięcy temu był sam. Nie wiadomo, czy ma ochotę na kolejny raz.
- Gdyby miał coś przeciwko, to by ze mną o tym nie rozmawiał.
- Ze mną też o tym rozmawiał.
- No widzisz. Taki przyjaciel to skarb.
- Przyjaciel może i skarb, ale czy wspólnik też jest taki to się okaże.– Co do Piotra to Mariola nie miała żadnych wątpliwości. Była pewna, że nie będzie miał nic przeciwko temu, żeby ponownie zostawili go na kilka dni samego w kancelarii. Znała go dobrze i wiedziała, że gdyby nie bym do tego pomysłu pozytywnie nastawiony to nie wyszedłby z taką propozycją, dlatego najważniejsze teraz dla niej było, by Wojtek nie zmienił zdania, ale liczyła na to, że do tego to już Piotrek nie dopuści. Było grubo po 21, gdy Zosia stwierdziła, że czas najwyższy opuścić mieszkanie na Wiejskiej dając tym samym synowi i Magdzie trochę spokoju.
- Skoro chcesz iść, to może Cię odprowadzę, tylko musisz powiedzieć gdzie. – zaproponował matce widząc, że rzeczywiście ma zamiar już iść
- Nie trzeba. Umówiłam się z tatą, że po mnie przyjedzie.
- Aha. No chyba, że tak. – z niezbyt zadowoloną z tego faktu miną pomógł założyć matce wiosenny już płaszczyk
- Madziu dziękuję za kolację.
- Nie ma za co.
- Uważaj na Piotra, dobrze.
- Mamo, ja sam świetnie potrafię o siebie zadbać.
- Być może, ale Magda na pewno zrobi to lepiej. – uśmiechnęła się do Magdy
- Może ja zejdę z Tobą i poczekam za ojcem? – zaproponował matce chcąc jeszcze przez chwilę z nią porozmawiać
- Pod warunkiem, że założysz kurtkę. Do widzenia Madziu.
- Do widzenia. – pożegnała się z Korzecka przypatrując się zakładającemu na siebie kurtkę Piotrowi
- Zaraz wracam, ok?
- Ok. Tylko się zapnij. – dodała jeszcze szybko za zamykającymi się drzwiami. Zatrzymał się z matką kilka kroków od wejścia do kamienicy. Trochę dziwnie się czuł mając w świadomości to, że ojciec nie chciał się z nim spotkać, bo na to właśnie wyglądało, ale czy mógł się spodziewać czegoś innego?
- Piotruś, o co chodzi z tym mieszkaniem?
- Nie rozumiem?
- Chcesz spłacić kredyt?
- Aaa o to Ci chodzi. Chciałbym spłacić, pomóc Magdzie spłacić kredyt za mieszkanie, bo wtedy szybciej mielibyśmy możliwość wziąć kredyt na coś większego. Wspólnego.
- Planujecie ślub? – zapytała z uśmiechem wsłuchując się w słowa syna
- Nie. Dlaczego przyszło Ci to do głowy? – zaśmiał się cicho. Odniósł wrażenie, że gdyby powiedział, że tak, to mama była by tym pomysłem zachwycona, a może tylko mu się tak wydawało
- Przecież nie dostaniecie kredytu na mieszkanie, jeśli nie będziecie małżeństwem. Doskonale o tym wiesz.
- No tak, ale ja przecież nie powiedziałem, że chcemy wziąć kredyt już teraz. Myślę bardziej przyszłościowo. Magda ma do spłacenia jeszcze dość sporą kwotę, a gdyby przyjęła ode mnie pieniądze nie musielibyśmy później czekać niewiadomo jak długo. Ale Magda nie chce.
- W takim razie, dlaczego tak zwlekasz z tym ślubem?
- Mamo ja kocham Magdę i jestem tego w stu procentach pewien, ale nie chce się spieszyć. Zrobiłem to z Dorotą i nasze małżeństwo mimo tego, że nie zawsze było złe, to nie trwało długo. Może dlatego, że nie zdążyliśmy poznać się zbyt dobrze. Nie wiedzieliśmy czego od siebie oczekujemy. Chciałbym, żeby z Magdą było inaczej.
- Będzie, zobaczysz. Magda to wspaniała dziewczyna. Nie mówię, że Dorota taka nie była, ale nie pozwoliłeś nam jej poznać.
- Hehe. Nie było czasu.
- Synku, a może przyjechalibyście z Magdą do nas na święta?
- Szczerze mówiąc to jeszcze nie rozmawialiśmy o świętach.
- Znowu. Powtórka z rozrywki. Z Bożym Narodzeniem było tak samo.
- Mamo, Magda każde święta do tej pory spędzała ze swoją mamą. Od niedawna ma też możliwość spędzać je z ojcem, a skoro w Wigilie byliśmy sami to bardzo możliwe, że Wielkanoc będzie chciała spędzić w Olsztynie. A samej jej nie zostawię.
- Oczywiście, że nie. W takim razie może zaproś Magdę i jej rodziców do nas? – zdziwił się dość mocno. Nie był przekonany, co do tego pomysłu.
- Nie wiem, czy to jest dobry pomysł.
- Dlaczego?
- A ojciec? Po za tym nie wiem czy święta są dobrym momentem do tego, żebyście się poznali z rodzicami Magdy. Jakby to wyglądało?
- Jak to jak? Normalnie.
- Normalnie? Ja bym się kłócił z ojcem i być może też z ojcem Magdy. Nikt nie wiedziałby jak się zachować. Może zrobić się niezręcznie.
- Dlaczego miałbyś się pokłócić z ojcem Magdy?
- Może pokłócić to nie, ale on nie jest jeszcze do mnie tak do końca przekonany. Ma wiele wątpliwości. Ojciec jedzie. – dodał widząc nadjeżdżający samochód ojca
- Ale porozmawiaj z Magdą i zastanówcie się dobrze. Wcale nie musi być tak jak mówisz.
- Dobrze porozmawiam z Magdą. – uśmiechnął się i otwierając matce drzwi przywitał się z ojcem – Dobry wieczór.
- Cześć. Wszystkiego najlepszego.
- Dzięki. Mogłeś przyjechać wcześniej. Magda zrobiła kolację. – zdziwił się przywitaniem ojca, a jeszcze bardziej tym, że złożył mu życzenia, być może nie był w tym zbyt wylewny, ale liczy się sam fakt. Skoro ojciec jakoś w miarę normalnie się zachował to i on odwdzięczył się tym samym.
- Może innym razem.
- Ok. – poczuł się trochę niezręcznie, chciał być miły i pokazać, że nie każde ich spotkanie musi wiązać się z kłótnią, ale czy to nie jest dziwne, że przy własnym ojcu nie może poczuć się swobodnie? Powstrzymał się od kolejnych słów w stronę ojca, zresztą nie wiedział co miałby jeszcze powiedzieć, więc najlepsze co mógł w tej chwili zrobić to ponownie zwrócić się do matki. –Dzisiaj wracacie do Kościeliska?
- Jutro rano.
- Zadzwoń jak dojedziecie.
- Piotruś… - uśmiechnęła się w jego stronę
- Chyba nie pozwolisz, żeby twój jedyny syn się zamartwiał?
- Nie pozwolę. Uważaj na siebie. Pa. – ostatni już raz go ucałowała i wsiadając do samochodu uśmiechała się jeszcze zadowolona, że chyba rzeczywiście wszystko jest u niego w porządku
- Pa. – zamknął drzwi od samochodu i gdy tylko jego światła zniknęła mu z pola widzenia skierował się w stronę kamienicy.Wizyta matki zaskoczyła go dość mocno, ale nie ukrywał, że sprawiła mu swoją wizytą ogromną radość. Wrócił do mieszkania w momencie, gdy Magda kończyła zmywanie, dlatego widząc, że już niewiele jej zostało zatrzymał się w przejściu i opierając o framugę cierpliwie czekał aż całkowicie będzie mogła poświęcić swój czas dla niego.
- Przyjechał? – zapytała nie odwracając się w jego stronę jednocześnie czując jego obecność w kuchni
- Przyjechał… chyba nawet chciał być miły.
- Szkoda, że nie przyjechał wcześniej.
- Ja myślę, że właśnie dobrze, że nie przyjechał. W naszym przypadku dopuszczalna jest jedynie minimalna dawka swojej obecności. Co za dużo, to nie zdrowo. Przepraszam Cię tą nagłą wizytą. Mogło Cię to zaskoczyć.
- Nic się nie stało. I tak nie miałam żadnych większych planów, oprócz czekania na Ciebie. Dzięki Twojej mamie nie musiałam czekać sama. – z uśmiechem na twarzy odwróciła się w jego stronę opierając się o jedną z szafek patrząc na niego
- Gdybym wiedział, że przyjeżdżają, nie brałbym nowej sprawy.
- A musiałeś wziąć. – stwierdziła marszcząc przy tym nos
- Nie musiałem, ale chciałem, bo po pierwsze jest to najzwyklejszy w świecie rozwód i nie zajmie dużo czasu, a po drugie mam nadzieję, że Mariola da radę jednak przekonać Wojtka do wyjazdu.
- A my? – nie wiedziała jak ma rozumieć jej pytanie, dlatego najlepszym rozwiązaniem w tej chwili było podejście do niej
- Chcesz żebyśmy gdzieś wyjechali? – zapytał opierając ręce na jej biodrach
- Teraz to jest raczej niemożliwe, bo oboje mamy sporo pracy, ale jak już zrobi się trochę spokojniej, to czemu nie. – patrzyła na niego uważnie oczekując z jego strony jakiejś odpowiedzi, ale jedyne co otrzymała to delikatny uśmiech i chwila zamyślenia na jego twarzy
- Piotr, słuchasz mnie?
- Tak i myślę, że to jest świetny pomysł, ale… w najbliższym czasie chciałbym czegoś więcej niż wyjazd.
- Nie rozumiem?
- Madzia chcę żebyś wzięła ode mnie pieniądze i przyspieszyła spłacenie kredytu.
- Nie ma mowy. Rozmawialiśmy już o tym i znasz moje zdanie na ten temat.
- Dlaczego jesteś taka uparta, przecież dla mnie to nie jest problem, a Tobie by tylko pomogło. Przeprasza, nam by pomogło.
- Ale, co by sobie pomyśleli Twoi rodzice?
- To nie jest ich sprawa i nie obchodzi mnie, co sobie pomyślą. Po za tym jeśli wolisz to nie muszą o tym wiedzieć.
- Ale moi rodzice by się dowiedzieli i czuli by się niezręcznie.
- Madzia, ale to jest układ między nami. Przecież nie chcę Ci dać tych pieniędzy tak po prostu. Uzgodniliśmy, że jeśli zdecydujemy się kupić większe mieszkanie to będzie to nasza wspólna inwestycja.
- Ale, Piotr ja nawet nie jestem przekonana, czy chcę sprzedać to mieszkanie.
- No to teraz mnie zaskoczyłaś, ale to jest oczywiście Twoja decyzja. Zresztą o tym też wcześniej rozmawialiśmy i rzeczywiście to może nie będzie konieczne, jak już się zdecydujemy. - zrobiło mu się trochę głupio i nie wiedząc co powiedzieć, zaczął się trochę gubić w swoich myślach
- Piotr, czy musimy  o tym rozmawiać właśnie dzisiaj? – zapytała zarzucając mu ręce na szyję
- Nie musimy, ale…
- Obiecuję, że poważnie o tym pomyślę. A teraz pozwól, że złożę Ci życzenia. Mogę? – zapytała z uśmiechem zbliżając swoją twarz do jego, co bardzo mu się spodobało, bo natychmiast przejął inicjatywę
- A mogę, sam sobie wziąć swój prezent?
- A kto Ci powiedział, że będzie jakiś prezent?
- Są urodziny, jest i prezent. Więc pozwól, że ja… swój prezent odbiorę w sypialni. – spojrzał na nią z uśmiechem oczekując reakcji z jej strony – Chyba, że masz coś przeciwko? – w odpowiedzi pokiwała jedynie przecząco głową – Tak też właśnie myślałem. – dosłownie chwilę później w sypialni odbierał swój urodzinowy prezent jakim była oczywiście kobieta jego życia.
Obudziła się w środku nocy otulona jedynie pościelą. A obok niej on, zanurzony w jak jej się wydawało mocnym śnie, obrócony twarzą w jej stronę. Spojrzała na zegarek na komórce i z grymasem stwierdziła, że kilka minut temu wybiła trzecia. Przed nią kilka godzin snu, ale nie chciało jej się spać. Prawie za każdym razem po spędzonej z nim nocy budzi się po kilku godzinach i patrzy na niego i rozmyśla. Taka chwila spokoju w środku nocy dużo jej daje mimo tego, że później w ciągu dnia zazwyczaj jest nie do działania. Tym razem zagłębiła się w myślach o ich wcześniejszej rozmowie. Może Piotr ma rację, co do kredytu, a ona niepotrzebnie się upiera. Ale przecież nie może pozwolić mu na spłacenie mieszkania, bo niby jakim prawem? To, że ją kocha i są razem nie zobowiązuje go jeszcze do spłacania jej kredytu. Ale z drugiej strony jeśli zdecyduje, że sama


spłaci ten kredyt to potrwa to jeszcze trochę czasu, a zdaje się, że Piotr nie chce czekać. I bądź tu człowieku mądrym.
- A co Ty, nie śpisz? – dotarł do niej zaspany głos Piotra. Spojrzała na niego lekko zaskoczona jego przebudzeniem
- Zastanawiam się nad tym naszym mieszkaniem. – powiedziała dość niepewnie, wprowadzając teraz jego w lekki szok
- To fajnie, ale dlaczego w środku nocy?
- Nie chcesz wiedzieć, co wymyśliłam? – spojrzał na nią uważnie podnosząc się do pozycji siedzącej – Nie bądź zły, ale nie mogę pozwolić żebyś dał mi te pieniądze.
- Nie jestem zły, w pewnym sensie nawet Cię rozumiem.
- Przecież możemy poczekać z tym mieszkaniem.
- Możemy, ale ja mam lepszy pomysł. – spojrzała na niego pytająco oczekując tego co dalej powie – Ja wezmę kredyt.
- Piotr…
- Poczekaj. – przerwał jej szybko spodziewając się z jej strony sprzeciwu – Nie dostanę tak dużego kredytu, żeby kupić od razu mieszkanie, dlatego wezmę mniejszy kredyt żeby wystarczyło na kupno ziemi i budowę domu.
- Proszę?
- Prędzej, czy później i tak namawiałbym Cię na budowę, więc w sumie szkoda czasu i pieniędzy na mieszkanie. A w tym czasie kiedy będzie trwała budowa Ty spłacisz część kredytu, a mnie uda się odłożyć trochę pieniędzy na dom.
- Ale to będzie Twoja inwestycja.
- Nasza, bo mieszkania nie będziemy sprzedawać, a z czasem zaczniesz się dokładać do budowy. Skoro tak bardzo chcesz, to nie będę Ci bronił.
- Twoje pomysły mnie przerażają. Przemyślałeś sobie to dobrze?
- Bardzo dobrze i nie chce słyszeć sprzeciwu. Nie chciałabyś mieszkać w małym, przytulnym domku na obrzeżach Warszawy, bo ja bym chciał? Chyba, że masz jakieś inne marzenia?
- Jesteś tego pewien? Przecież, to kosztuje mnóstwo pieniędzy i czasu
- Mówiłem Ci, że wezmę kredyt. Po za tym mam trochę odłożonych pieniędzy, więc damy radę. A jeśli chodzi o czas, to przecież nigdzie się nam nie spieszy, prawda?
- No niby nie, ale Ty bardzo niecierpliwy jesteś ostatnio. Nie wiem, czy nas na to stać.
- Madzia, gdybym nie był tego pewien, to bym Ci tego nie proponował. Zdasz się na mnie? Chyba, że masz jakieś inne niematerialne wątpliwości?
- Przecież wiesz, że nie.
- No to wszystko mamy uzgodnione i bardzo się z tego powodu cieszę kochanie. Jest coś jeszcze, o czym będziesz teraz rozmyślała, czy mogę się do Ciebie przytulić i wykorzystać tych kilka godzin, które nam zostały na sen? – zapytał z lekkim uśmiechem przysuwając się w jej stronę z zamiarem objęcia
- No dobra niech Ci będzie.
- Dziękuję. – pocałował jej policzek i przyciągając ją mocniej do siebie naciągnął wyżej kołdrę zakrywając i siebie i przede wszystkim ją. Gdy obudził się kilka godzin później i spojrzał na nią i jej spokojny sen domyślał się, że nie łatwo będzie ją teraz obudzić. Miał jednak nadzieję, że jakoś temu podoła. Obawiał się, że to co uzgodnili w nocy nie koniecznie zapisało się w jej pamięci jako fakt, a nie tylko marzenia z jego strony. Dał jej jeszcze trochę czasu i sam zajął się przygotowaniem śniadania i kompletnie już ubrany wszedł z tacą do sypialni.
- Magda, czy Ty masz zamiar iść dzisiaj do pracy? – zapytał siadając na łóżku obok niej
- Nie.
- Oooo to świetnie. W takim razie może ja też zrobię sobie wolne? – podpuszczał ją chcąc rozbudzić widząc na zegarku, że czas już najwyższy by wstała, jeśli chce zdążyć do kancelarii
- Mhm,. Fantastyczny pomysł. – nie zwróciła na jego słowa większej uwagi tylko obróciła się na drugi bok przykrywając mocniej kołdrą. – Ale zimno.
- Trzeba było się ubrać.
- Trzeba było mnie nie rozbierać.  – uśmiechnął się tylko trzymając w dłoni tosta i smarując go dżemem – Naprawdę nie idziesz dzisiaj do kancelarii? – sam już zwątpił widząc, że gdy spojrzała na zegarek godzina wcale nie zrobiła na niej wrażenia
- Idę, ale mi się nie chce.
- Trzeba było w nocy spać, a nie rozmyślać nie wiadomo o czym.
- Uważaj, bo zmienię zdanie.
- Nie masz takiej możliwości. Od dzisiaj zaczynam nad tym pracować.
- Jak Cię znam to już to zacząłeś.
- Tym razem się mylisz Jeszcze nie, ale mam nadzieję, że w miarę szybko uda nam się znaleźć odpowiednie miejsce. Nie wiem, tylko jak duży chcesz mieć ogród? – zapytał podsuwając jej do ust tosta
- Jakoś mi się w to wierzyć nie chce.
- Dlaczego?
- Nie wiem, tak jakoś.
- Rozumiem, że uwierzysz, jak zobaczysz, tak?
- Być może.
- No to dobrze, tylko daj mi trochę czasu. Słuchaj… rozmawiałem z mamą o świętach. Bardzo by chciała, żebyśmy przyjechali do nich.
- A będziesz miał tyle czasu, żeby pojechać?
- Czas się znajdzie, ale zależy jakie Ty masz plany?
- Piotr wiesz, że… - przerwał jej wiedząc, co ma na myśli
- Wiem i dlatego mama zaproponowała, żebyśmy zabrali Twoich rodziców ze sobą do Kościeliska. Co o tym myślisz? – zapytał widząc jej nie małe zaskoczenie
- Zaskoczyłeś mnie. Nie wiem, czy to jest dobry pomysł.
- Ja też nie wiem, ale może do jest dobra okazja do tego, żeby się poznali. Wiem, że atmosfera może być różna, ale może warto spróbować? Prędzej, czy później i tak będą musieli się poznać, a Twoja mama, przecież nie raz już pytała o moich rodziców.
- No niby tak, ale nie wiem, czy moi rodzice są przygotowani na taką wizytę.
- Daj spokój, przecież to normalna kolej rzeczy, a skoro twoja mama tak często pyta o moich rodziców to chyba jednak jest przygotowana. Najlepiej będzie jak zadzwonisz i zapytasz, chyba że chcesz żebym ja to zrobił?
- Nie ma takiej potrzeby. Sama to zrobię.
- Ok. – uśmiechnął się na sam widok jej  oburzonej lekko miny na jego pomysł o zadzwonieniu przez niego do jej rodziców w sprawie świąt – Wiesz już co z tą wystawą Sebastiana?
- Właściwie to nie. Niby będzie, ale jak pytamy kiedy to nie chce powiedzieć.
- Bo może jeszcze nie wie.
- Może, ale nie wydaje Ci się to dziwne?
- Nie dlaczego? Jak będzie znał datę to powie.
- Innego wyjścia nie ma.
- No dokładnie. Wisi nad nim sabat czarownic.
- Proszę? – udała zirytowaną jego porównaniem, co spotkało się z jego szerokim uśmiechem na twarzy – Jaki sabat czarownic?
- Jak to jaki? Przecież jakby wam nie powiedział to byście mu żyć nie dały.
- Nie prawda.
- Mhm. Wcale.
- Jesteś okropny.
- Hehe. Doprawdy? I widzisz w kim Ty się zakochałaś? Sam Ci się dziwię. – pokiwała jedynie z uśmiechem głową po chwili całując już jego usta
- Chyba musze się pospieszyć, co nie?
- Oj tak, nie mamy zbyt wiele czasu. – zaśmiał się przytrzymując ja w swoich objęciach chcąc przedłużyć przerwany przez nią pocałunek
- Ja nie o tym wariacie.
- Solenizantowi przyjemności się nie odmawia.
- I nie odmówiłam. Po za tym solenizantem byłeś wczoraj. A tak swoją drogą to… matko kochana jaki ty jesteś stary. – wypomniała mu z uśmiechem zabierając swoje rzeczy i szybko kierując się w stronę łazienki nie chcąc pozwolić mu na zaprzeczenie. Wiedział, że się z nim droczy, dlatego zaśmiał się tylko, jednak nie mógł się powstrzymać od odwdzięczenia się jej docinkom.
- Nie martw się za pół roku też będziesz! – krzyknął za nią słysząc już zamykające się drzwi od łazienki, do której mu uciekła.Gdy tylko oboje dotarli do swoich kancelarii każde z nich miało się czym zająć. Na Magdę czekał już Wiktor z Bartkiem planując kolejne zebranie, natomiast na Piotra czekał klient.
Wychodząc w międzyczasie z gabinetu usłyszał rozmowę Marioli i Wojtka, która do najspokojniejszych nie należała. Z słów, które padały zorientował się, że Mariola oczekuje od życia czegoś więcej niż tylko praca i mąż. Oprócz tego, że chce zostać matką chciałaby czegoś jeszcze, ale jak Piotr zauważył sama nie wiedziała jeszcze czego. Myślał o tym przez kolejnych kilka minut spotkania z klientem. Słyszał też jak Jagoda wparowała do kancelarii i robiła coraz więcej hałasu chcąc z nim porozmawiać. Niestety usłyszał to również jego klient. Nie mógł tak po prostu wyjść i zostawić klienta tylko dlatego, że Jagoda miała taki kaprys, dlatego spokojnie dokończył spotkanie. Wychodząc z klientem z gabinetu od razu zauważył Rajewską.
- O cześć Piotrek. – odwróciła się w jego stronę słysząc otwierające się drzwi gabinetu
- Cześć. – odpowiedział krótko z niezbyt zadowoloną miną lustrując ją uważnie wzrokiem, co zauważyła Mariola. Odprowadził klienta do drzwi wyjściowych przepraszając go jeszcze za nieodpowiednią być może dla niego atmosferę w kancelarii. Co prawda nie musiał tego robić, ale wziął pod uwagę to, że jego klient nie był już młodzieniaszkiem i mogło mu się to nie spodobać, a już zwłaszcza strój Jagody, w którym się dzisiejszego dnia prezentowała. Wrócił do sekretariatu odkładając kilka dokumentów na biurko Marioli.
- Skseruj mi to dwa razy proszę.
- Nie ma sprawy.
- A ja? – wtrąciła się Jagoda nie widząc zbytniego zainteresowania ze strony Piotra
- A Ciebie proszę, żebyś zachowywała się ciszej, to po pierwsze, a po drugie… - spojrzał jeszcze raz na jej dość wyzywający strój -  Proszę Cię, żebyś następnym razem nie przychodziła do naszej kancelarii w takim stroju.
- Niby jakim?
- Kuszącym. To, że wyglądasz tak jak wyglądasz i masz się czym pochwalić nie znaczy jeszcze, że możesz to robić w pracy. A już na pewno nie w tym zawodzie. Odstraszysz nam klientów.
- Chyba raczej przyciągnę.
- Nasi klienci to przyzwoici ludzie, więc bardzo Cię proszę o jakiś pełniejszy ubiór, albo po prostu tu nie przychodź, bo następnym razem nie będę taki miły i po prostu Cię wyproszę. – powiedział to dość dosadnie, patrząc na nią poważnie tak by zrozumiała. Wiedział już do czego jest zdolna pod względem ubioru, ale dzisiejszy strój był jego zdaniem niedopuszczalny w tym zawodzie. Krótka mini spódniczka i biała bluzka ze zbyt dużym dekoltem i choć rzeczywiście musiał przyznać, że jest ładna dziewczyną to w tej chwili nie zrobiła na nim dobrego wrażenia, a skoro nie zrobiła dobrego wrażenia na nim to już na pewno nie na jego starszym kliencie.
- Coś Ty dzisiaj taki nerwowy?
- Po prostu nie życzę sobie Ciebie w takim stroju w mojej kancelarii i nie życzę sobie żebyś się tutaj rządziła. Nie pracujesz tu i nie masz tu nic do powiedzenia. Po prostu współpracujemy razem. To wszystko. Rozumiemy się?
- Wyraźnie to wyraziłeś.
- Cieszy mnie to. Dzięki Mariolka. – zwrócił się w stronę lekko zaskoczonej  przyjaciółki odbierając od niej skserowane już dokumenty, po czym udał się do swojego gabinetu, a za nim Jagoda
- Coś się stało? – zapytała zamykając lekko za sobą drzwi od jego gabinetu nie wiedząc skąd w nim taka nagła zmiana nastroju w stosunku do jej osoby
- O co Ci chodzi?
- Byłeś dla mnie milszy.
- No i najwyraźniej nie wpłynęło to na Ciebie zbyt dobrze. Nie wiem, czy ktoś już Ci to mówił, ale za dużo sobie czasami pozwalasz.
- Wiem, słyszałam to już od Magdy.
- No widzisz, więc może jeśli już o tym wiesz, to może czas najwyższy coś z tym zrobić, nie uważasz?
- Przecież nic nie zrobiłam.
- Jagoda to, że nazywasz się Rajewska do niczego Cię nie upoważnia i nie oznacza, że możesz sobie na wszystko pozwolić, a wręcz przeciwnie uważam, że jeśli chcesz być dobrym adwokatem, to powinnaś przestać czerpać z tego przywileju, a to, że Twój ojciec jest świetnym prawnikiem, wcale nie oznacz, że Ty też musisz nim być. 
- I kto to mówi.
- Nie rozumiem?
- Dobrze wiem, jak to było z Tobą. Gdyby nie znajomości Twojego ojca, to pewnie nie skończyłbyś studiów.
- Być może, ale nadszedł dzień, w którym zechciałem być kimś więcej niż tylko synem znanego prokuratora. Inaczej nikt by mnie dzisiaj w tym zawodzie nie szanował. Dlatego myślę, że powinnaś zastanowić się, czy naprawdę chcesz pracować w tym zawodzie i pomagać ludziom, czy chcesz robić to tylko dlatego, że masz dobry start.
- Naprawdę tak źle mnie oceniasz?
- Nie o to chodzi. Wierzę w to, że naprawdę możesz być dobrym adwokatem, ale wiem, też jak trudno jest udowodnić w palestrze, że jest się kimś więcej niż tylko synem, czy córką tego znanego prokuratora, czy sędziego. Ja musiałem włożyć w to dużo pracy, ale byłem pewien tej inwestycji i nie żałuje, że odciąłem się od ojca. Dzisiaj szanują nie tylko mojego ojca, ale i o mnie.
- Nie jestem córunią tatusia, jeśli to masz na myśli.
- W takim razie to udowodnij. – odpowiedziała mu jedynie ironicznym uśmiechem, dlatego nie zamierzał kontynuować tego tematu – Z czym do mnie przychodzisz?
- Przyniosłam wam dokumenty, Magda mówiła, że to ważne. – podała mu teczkę z dokumentami, które Magda z Łukaszem dla nich przygotowała – Jakieś nowe adresy, umowy, czy coś w tym stylu.
- O świetnie. Dzięki. Miało być w poniedziałek.
- Przyszło pocztą.
- Świetnie. Coś jeszcze?
- Nie, właściwie to tylko to przywiozłam. Na razie. – z nietęgą miną odwróciła się z zamiarem wyjścia
- Jagoda jeśli Cię uraziłem, to przepraszam, ale lubię jasne sytuacje i staram się mówić to co myślę.
- Nie no nic się nie stało. Cześć.
- Cześć. – usłyszał już tylko lekkie trzaśnięcie drzwiami – Chyba jednak się stało. – pokręcił głowa za zamkniętymi już drzwiami i siadając za biurkiem zabrał się za przeglądanie przywiezionych przez Jagodę dokumentów. Ledwo zdążył się w nich pogrążyć, a już przeszkodził mu w tym telefon. Wyjął z kieszeni komórkę i z uśmiechem odebrał połączenie.
- Cześć dziewczyno.
- Cześć chłopaku. – przywitała się równie ciepło, co on – Chciałam sprawdzić, czy Jagoda do was dotarła.
- Eeee tam, myślałem, że chciałaś coś ode mnie.
- Właśnie mówię, że chciałam sprawdzić, czy…
- Tak wiem, czy Jagoda dotarła z dokumentami. Owszem dotarła i właśnie zamierzałem się tym zająć.
- Jagodą?
- Dokumentami. Jagoda już wyszła.
- Ooo, co się stało, że taks szybko?
- Chyba ją obraziłem i słabo się z tym czuje.
- Ale o co chodzi?
- Jakoś tak wyszło, że być może powiedziałem o kilka słów za dużo. Nie powinienem się w trącać, to w końcu jej życie i jej sprawa, jak chce pracować.
- Kochanie, za bardzo nie rozumiem o czym do mnie mówisz, ale nie martw się, cokolwiek powiedziałeś Jagoda i tak pewnie nie wszystko zrozumiała.
- Nie byłbym tego taki pewien.
- Piotruniu nie masz się, czym przejmować?
- Masz racje.
- No właśnie. Daj sobie spokój z Jagodą i przejrzyj te dokumenty, dobrze?
- Tak jest. Wojtek powinien zaraz wrócić z sądu to jakoś to razem ogarniemy.
- No to fajnie. Całuje Cię chłopaku. Pa.
- Pa.
Zaraz po zakończeniu rozmowy z Magdą zajął się przeglądaniem dokumentów, które im podesłała. Miał nadzieję, że Wojtek mu trochę pomoże, ale okazało się, że dzisiejszego dnia nie ma już zamiaru pojawić się w kancelarii. I dzięki temu Piotr sam musiał poradzić sobie z dokumentacją, z czego zadowolony nie był, ale skoro musiał to nic innego mu nie pozostało. Gdy miał wszystko skończone wskazówki zegara zbliżały się do 16. W sumie to pora dość wczesna, ale domyślając się, że Magda pewnie już od jakiejś godziny czeka na niego w domu mina trochę mu zrzedła bo liczył na to, że uda mu się dzisiaj ją zaskoczyć i wrócić do domu przed nią, no ale niestety.
- Piotrek, przepraszam, że Ci przeszkadzam, ale… - zaczęła Mariola pojawiając się w jego gabinecie
- Nie przeszkadzasz. Właśnie skończyłem. – przerwał jej nie chcąc by czuła się niezręcznie
- O to świetnie, bo chciałam wyrwać się do domu. Mogę?
- Jasne. Chociaż, wiesz, co chciałem z Tobą o czymś pogadać.
- Hm? – zatrzymała się w drzwiach widząc po jego minie, że sprawa nie jest byle jaka – Coś poważnego? – zapytała siadając po przeciwnej stronie jego biurka
- Nic strasznego. – uśmiechnął się lekko wywołując na twarzy przyjaciółki nie małe zdziwienie. Kompletnie nie przychodziło jej do głowy o czym może chcieć porozmawiać – Niechcąco usłyszałem dzisiaj Twoją rozmowę z Wojtkiem.
- Nie ma, o czym mówić. Nieporozumienie.
- Nie jestem tego taki pewien.
- Piotrek nie wiem, co dokładnie słyszałeś, ale wiesz, że czasami mnie ponosi i mówię coś, czego wcale nie chce powiedzieć. Jestem Ci wdzięczna za to, że odciągnąłeś mnie od tych krawatów i w ogóle.
- Mariolka, ale spokojnie, bo teraz to ja nie wiem, o co chodzi.
- A o czym chciałeś rozmawiać? – zapytała całkiem już zdezorientowana
- Słyszałem tę waszą rozmowę i właściwie to zrozumiałem, że być może rzeczywiści ta praca u nas to dla ciebie za mało…
- Piotrek, ale mnie nie o to chodziło.
- Poczekaj. Cieszę się z tego, że razem pracujemy i mam nadzieję, że to się nie zmieni, ale chciałem Ci coś zaproponować.
- Co?
- Wróć na studia i zrób magisterkę.
- Ty chyba zwariowałeś.
- Nie, dlaczego? Przecież to tylko dwa lata, a właściwie to rok, bo potem to już tych zajęć praktycznie nie ma.
- Ty mówisz poważnie?
- Jak najbardziej. Uważam, że jeśli tylko chcesz to masz prawo się spełniać. I uważam, że właśnie teraz masz taką możliwość.
- Ale co na to Wojtek.
- Powinien Cię zrozumieć. On skończył studia i nikt mu w tym nie przeszkadzał. Chyba, że masz coś innego w planach?
- Wiesz, co mam w planach.
- Wiem i wiem też, że ciąża w żaden sposób w studiowaniu nie przeszkadzał.
- No tak, ale tak nagle mam wyskoczyć ze studiami?
- A dlaczego nie? Jeśli tego właśnie chcesz.
- W sumie to ostatnio w ogóle o tym nie myślałam. Kiedyś tak, ale teraz.
- Kiedyś nie miałaś możliwości, a teraz masz, więc dlaczego miałabyś, chociaż nie spróbować? Ja jak najbardziej będę starał się Ci pomóc i zawsze pójdę na rękę.
- Dzięki. Pomyślę o tym.
- Pomyśl i pogadaj z Wojtkiem. A teraz chodź podwiozę Cię do domu, bo Twój mężulek z tęsknoty usycha.
- Kupiłeś motocykl?
- Nie. Zamówiłem taksówkę.
- A co z motorem?
- Pracuję nad tym.
- Nad motorem, czy nad Magdą? – zapytała wychodząc z kancelarii
- Jedno łączy się z drugim. Chodź. – zakończył temat z uśmiechem podprowadzając Mariolę w stronę taksówki, którą najpierw odwiózł przyjaciółkę, a następnie poprosił kierowcę o zawiezienie na Wiejską, gdzie według niego czekała na niego Magda.
Od razu gdy wysiadł z taksówki skierował swój wzrok w stronę okien od mieszkania. Robił to chyba za każdym razem, gdy do niego wracał. Taki nawyk. Tym razem spodziewał się zapalonego światła, bo tak przecież bywało od jakiegoś czasu, jednak dzisiejszego dnie spotkało go lekkie zdziwienie. Światła były pogaszone, a gdy już znalazł się w mieszkaniu nic nie wskazywało na to, że oprócz kota jest w nim ktoś jeszcze. Ze szklanką soku udał się do sypialni, gdzie po chwili namysłu doszedł do wniosku, że nie przypomina sobie, żeby Magda mówiła mu o tym, że ma na dzisiejszy dzień jakieś plany. Przez chwilę pomyślał, że może poszła na pilaste, ale odrzucił tę myśl przypominając sobie, że zazwyczaj na pilaste chodziła w poniedziałki i środy, a nie w piątki. Wyjął komórkę z kieszeni i już po chwili czekał, na połączenie z Magdą. Od dobrej godziny siedziała w fundacji i zastanawiała się wspólnie z Danusią jak pomóc młodej matce, która pojawiła się u nich wczorajszego popołudnia.
- Danusiu, ja już sama nie wiem, bo skoro u sióstr zakonnych nie da rady, w domu samotnej matki też nie, to ja nie wiem. Ona jest jeszcze niepełnoletnia. Powinna wrócić do domu.
- Przecież mówiłam Ci, że ona nie chce wrócić do domu.
- Nie chce bo co? Taki kaprys? Oj, przepraszam. – z nietęga miną sięgnęła po dzwoniący telefon. Nie lubiła, gdy ktoś przerywa jej pracę, a już zwłaszcza w takiej sytuacji jak ta, kiedy nie miały żadnego pomysłu jak pomóc samotnie wychowującej dziecko dziewczynie, jednak widząc na wyświetlaczu, że to Piotr stara się z nią skontaktować, złość nieco ją opuściła. – Przepraszam Cię. – wstała z miejsca odchodząc kilka kroków, by móc spokojnie z nim porozmawiać - Tak?
- Cześć skarbie, chciałem się tylko dowiedzieć, gdzie jesteś?
- W fundacji.
- A no tak, mogłem na to wpaść. Przeszkadzam Ci? – wyczuł po jej głosie, że to chyba nie jest najlepszy moment na rozmowę
- Nie, ale mamy tu małe zawirowanie. Jesteś już w domu?
- Jestem i czekam na Ciebie, a co to za zawirowanie?
- Porozmawiamy w domu. Będę za jakąś godzinę.
- No dobrze.
- Pa. – rozłączając połączenie wróciła do Danusi – To co robimy?
-  Na dwie noce może zostać u sióstr zakonnych, a później zobaczymy. Jutro jeszcze postaram się coś załatwić.
- Ja nie mam kompletnie pomysłu gdzie mogłaby się zatrzymać.
- Ty już się tym nie przejmuj. Coś się wymyśli, a Ty lepiej wracaj do domu, bo zdaje się, że Piotr się niecierpliwi.
- Nic mu nie będzie. Przyzwyczaił się, że to za zwyczaj ja na niego czekam i trochę się chyba dzisiaj zdziwił, że mnie nie ma. No, ale nie ważne. W takim razie dam Ci znać jakbym coś wymyśliła, tak?
- Mhm. Coś się musi znaleźć, jeśli nawet nie w Warszawie to może gdzieś w okolicy. Zobaczymy jutro.
- No dobrze to, co tam jeszcze do mnie masz?
- Nic. Leć do Piotra.
- Danusiu, Piotrowi naprawdę nic się nie stanie jeśli posiedzi sobie sam w domu. Jest dużym chłopcem i da sobie radę. Słucham w czym jeszcze mogę Ci pomóc?
- Jedź do domu, czy gdzie tam sobie chcesz. Ja zresztą też za chwilę wychodzę. Nic tu dzisiaj po nas. Jutro będzie Karolina to coś razem wymyślimy.
- Skoro tam mówisz to spróbuje coś wykombinować w domu, może Piotr będzie miał jakiś pomysł. Odezwę się jutro. Pa.
- Pa.
Zabrała wszystkie swoje rzeczy i opuściła siedzibę fundacji zostawiając Danusię samą. Dotarcie do domu zajęło jej ponad godzinę. Trwało by to pewnie krócej, gdyby nie to, że w samym centrum Warszawy był wypadek i przejazd był utrudniony, co po kilku minutach zaczynało ją denerwować, a zaplanowała sobie jeszcze, że zrobi zakupy, bo stan jej lodówki nie był w najlepszym stanie. Tak więc, do domu dotarła kilka minut po 18. Cisza i ciemność jaka panowała w mieszkaniu zdziwiła ją trochę. Spodziewała się, że Piotr rozłoży się w salonie przy laptopie a z wierzy będzie dochodził dźwięk muzyki, albo telewizora, a tu nic. Cisza jak makiem zasiał. Zostawiając torby z zakupami w kuchni zaczęła zastanawiać się, czy Piotr przypadkiem gdzieś nie wyszedł, ale gdy tylko weszła do sypialni na jej twarzy zagościł ciepły uśmiech. Piotr najspokojniej w świecie spał rozłożony na łóżku. Podeszła do niego siadając na łóżku. Przez chwilę zastanawiała się czy powinna go budzić, ale nie widziała go prawie cały dzień i strasznie się za nim stęskniła. Pogłaskała go delikatnie po policzku, co natychmiast poskutkowało, bo prawie od razy otworzył oczy.
- Oooo. – zaśmiał się cicho podnosząc się wyżej
- Cześć chłopaku. – przywitała się z nim czułym buziakiem
- Cześć.
- Źle się czujesz?
- Nie. Wszystko w porządku. Tak jakoś mi się przysnęło. Która jest godzina?
- Po 18.
- Wow. Co tak długo?
- Byłabym szybciej, ale był jakiś wypadek na mieście i zrobiły się jeszcze większe korki niż zwykle, a potem jeszcze musiałam wstąpić do sklepu. Jadłeś coś?
- Czekałem na Ciebie.
- To chodź, zrobimy jakąś kolację. – pociągnęła go za rękę zmuszając co wstania i udania się razem z nią do kuchni
- Mogłaś mi powiedzieć, że trzeba zrobić większe zakupy. Zająłbym się tym. – powiedział zabierając się za rozpakowywanie toreb – A tak w ogóle to co tam w fundacji? Co to za zawirowanie?
- Przyszła dzisiaj do Danusi dziewczyna z dzieckiem. Szuka jakiegoś lokum, ale ani w domu samotnej matki, ani u sióstr zakonnych nie ma na razie miejsca.
- No to rzeczywiście nie za ciekawie.
- Nie mam pojęcia, gdzie mogliby ją przyjąć.
- No, ale przecież w Warszawie jest znacznie więcej takich domów.
- No niby tak, ale nie wszędzie chcą przyjąć nieletnią dziewczynę, tym bardziej z małym dzieckiem.
- Madzia, przecież moje mieszkanie jest wolne.
-To nie wchodzi w grę.
- Dlaczego?
- Właśnie dlatego, że ona jest nieletnia i tak właściwie to jej miejsce jest przy rodzicach.
- Ale ona ma dziecko.
- Sama jest jeszcze dzieckiem.
- No, chyba nie tak do końca.
- Piotruś…
- Dobra, ok. Nie wtrącam się.
- No, więc co zjemy na kolację?
- Cokolwiek. Dzwoniłaś do rodziców?
- Nie miałam czasu. Ale zadzwonię jeszcze dzisiaj. – w odpowiedzi pokiwał jedynie głową. Miał dziwne przeczucie, że Magda stara się w jakiś sposób uniknąć spotkania ich rodziców. Sam nie był do tego pomysłu do końca przekonany, ale skoro nadarza się okazja to myślał, że może warto ją wykorzystać. Skrycie gdzieś tam liczył trochę na to, że może organizując takie spotkanie da rodzicom dowód na to, że naprawdę traktuje związek z Magdą bardzo poważnie. Zwłaszcza zależało mu na tym, aby przekonać o tym obydwóch ojców. Przygotowali wspólnie szybką kolację, przy której w dalszym ciągu dzielili się wrażeniami z dzisiejszego dnia.
- Spotkałam przypadkiem Wojtka na mieście. Jechał do domu. Bez Marioli. – wyraźnie zaznaczyła ostatnie dwa słowa, będąc ciekawą, czy przypadkiem nie doszło między Płaskimi do jakiegoś nieporozumienia, bo z tego, co mówił jej Piotr to za zwyczaj wracali do domu razem
- Nigdy nie było powiedziane, że muszą wracać razem.
- Coś się stało?
- Z tego co wiem, to nie. Mariola wychodziła ze mną.
- Nie uważasz, że bardziej stosowne by było, gdyby wracała do swojego domu z własnym mężem?
- Nie. – zaśmiali się oboje – Chciałem z nią chwilę pogadać i nawet na rękę mi było to, że Wojtek skończył wcześniej.
- Chłopaku, chyba nie chcesz żebym była zazdrosna?
- Daj spokój. Wiesz przecież jak jest.
- No dobra, dobra. Co z tą Mariolą?
- Przypadkiem dzisiaj usłyszałem ich rozmowę z Wojtkiem i wynikało z niej, że praca w kancelarii to dla Marioli trochę za mało. Rozumiesz?
- No ale czego się spodziewałeś? Myślałeś, że do końca życia będzie już waszą sekretarką? – wyglądało na to, że wcale nie była zdziwiona słowami Piotra, a wręcz przeciwnie wydawało jej się to całkiem normalne, że praca w kancelarii przestała Marioli wystarczać
- Oczywiście, że nie. Wiem, przecież że prac jako sekretarka to nie jest szczyt jej marzeń, dlatego zaproponowałem jej żeby zrobiła magisterkę.
- Oooo. Zaskoczyłeś mnie.
- Ją również.
- No dobrze, ale co ona na to?
- Zdaje się, że nawet jej się to spodobało. Musi tylko pogadać z Wojtkiem.
- Myślisz, że może mieć coś przeciwko?
- Z Wojtkiem różnie bywa, ale w razie czego to przemówię mu do rozsądku.
- Ale wiesz, że jeśli Mariola się zdecyduje to będzie wam potrzebna pomoc w kancelarii.
- Wiem. I mimo tego uważam, że powinna pójść na te studia. W końcu to tyko dwa lata.
- A tak właściwie to dlaczego Mariola nie zrobiła od razu magisterki?
- Z tego co wiem, to w domu się nie przelewało. Potrzebowali pieniędzy, więc Mariola musiała zrezygnować ze studiów. Na szczęście udało jej się zrobić licencjat. Za to teraz może sobie na to pozwolić. Może nawet powinna.
- Piotr, a dziecko? Co będzie jeśli w końcu uda jej się zajść w ciążę.
- Przecież ciąża to nie choroba. Wiele kobiet kończy studia w ciąży, albo z małymi dziećmi w domu.
- No niby tak. Może masz rację.
- Marioli przyda się jak trochę oderwie się od kancelarii i zrobi coś dla siebie. – pomyślała sobie, że być może ma on trochę racji. Rzeczywiście Mariola już kilka razy wspominała, że chciała by czegoś więcej niż do tej pory, ale jakoś sama nie potrafiła zdobyć się na żadną konkretną decyzję. W takiej sytuacji propozycja Piotra spadła jej z nieba. Kiedy tak go słuchała, jak mówił o Marioli to przez chwilę zrobiło jej się trochę przykro, że pomyślał o przyjaciółce, a nie pomyślał o niej, o tym czego ona oczekuje od życia. No ale z drugiej strony, ona w sumie nie miała na co narzekać. Miała pracę, którą sama sobie wybrała i spełniała się w niej. Pomagała w fundacji, co również sprawiało jej przyjemność, ale miło by było, gdyby pomyślał też o niej. Tylko, że ona sama też nie wiedziała czego jej brakuje. Przynajmniej teraz tego jeszcze nie wiedziała. Dokończyli wspólną kolację poruszając kilka innych tematów, między innymi temat Jagody, który jednak został dość szybko przez Magdę zakończony. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz