TO JUŻ JEST KONIEC...

Część 27

Siedział u Miłowiczów jak igłach. Próbował dodzwonić się do Magdy jeszcze kilka razy, ale bez skutku. Ani komórka, ani telefon domowy nie odpowiadały. Nie wiedział, czy nie odbiera, bo jest na niego zła, czy może coś się stało. A może po prostu wyszła gdzieś, a komórka się rozładowała. I to byłoby najlepsze w tej sytuacji.
- Bardzo dziękuję za kolację, ale chyba powinienem już wracać. Obiecałem Magdzie, że będę jak najszybciej.
- Nie Twoja wina, że nie odbiera telefonów. – stwierdziła z przekonaniem Teresa
- No tak, ale mimo wszystko to ja obiecałem. Tak więc, jeszcze raz bardzo dziękuję za kolację…  - uśmiechnął się w stronę Teresy całując jej dłoń, po czym skierował swój wzrok na Jerzego - … i nie tylko za kolację.
- Obym tego nigdy nie żałował. – powiedział stanowczo Jerzy wyciągając w stronę Piotra dłoń
- To kiedy Magda się dowie, że tu byłeś? – spytała podchwytliwie Teresa na co Piotr zareagował uśmiechem
- Tego jeszcze nie wiem. Myślę, że jak najszybciej. Jeszcze raz dziękuje i dobranoc.
- Uważaj na drodze. – ukłonił się tylko i opuścił mieszkanie Miłowiczów. Zanim uruchomił silnik wyjął jeszcze telefon z kieszeni i spróbował się jeszcze raz połączyć z Magdą. Tym razem w komórce usłyszał normlany sygnał, a już po chwili głos dziewczyny
- No cześć chłopaku.
- Jak miło. Martwiłem się. Dlaczego nie odbierałaś telefonu?
- Byłam u Sebastiana, a komórka mi się rozładowała. Dopiero teraz wróciłam. A Ty kiedy będziesz?
- Za jakieś dwie i pół godziny.
- Za ile? Ja czekam na Ciebie z kolacją.
- Madzia nie czekaj. Idę właśnie na kolację z tym klientem. Nie mogłem odmówić.
- To aż takie ważne?
- Bardzo ważne.
- W takim razie będziesz musiał mi opowiedzieć, co to za sprawa.
- Na pewno Ci powiem. Kochaniem przepraszam, ale muszę iść.
- No dobra. Jedz szybko tę kolacje i wracaj do domu.
- Ok. Pa.
- Pa. – odłożył komórkę na fotel obok i uruchomił silnik samochodu ruszając w drogę do Warszawy.
Wróciła od Sebastiana dosłownie chwilę przed telefonem Piotra. Zdążyła tylko się rozebrać i podłączyć komórkę do ładowarki. Z tego co powiedział jej Piotr to wygląda na to, że jest zmuszona czekać na niego jeszcze kilka godzin, co zbytnio jej się nie podobało, ale przecież innego wyjścia nie miała. W związku z tym, że miała sporo czasu dla siebie, wzięła dość długi prysznic, a zaraz po nim chciała zabrać się za przygotowanie Piotrowi kanapek, ale skoro powiedział, że idzie właśnie na kolację, to w ostateczności sobie odpuściła, a w zamian za to rozsiadła się w salonie na kanapie przykrywając się kocem zaczęła oglądać jakiś film w telewizji. Nawet nie wiedziała, kiedy film znudził ją do tego stopnia, że zasnęła. Nie słyszała nawet sygnału przychodzącej wiadomości SMS, którą Piotr jej wysłał z informacją, że złapał gumę i będzie w domu jeszcze później. Brak odpowiedzi z jej strony utwierdziło go tylko w tym, że zasnęła. Wymienił szybko koło i już po kolejnej godzinie był w Warszawie. Od razu po wejściu do mieszkania zobaczył śpiącą na kanapie Magdę. Uśmiechnął się na ten widok, podchodząc od razu do niej. Ukucnął przy jej twarzy by swobodnie móc delikatnie dotknąć jej policzka. Mimo iż był delikatny jeszcze bardziej niż zwykle i nie chciał jej obudzić to i tak wyczuła jego obecność przy sobie praktycznie natychmiast gdy się nad nią pochylił.
- Cześć dziewczyno. – uśmiechnął się jeszcze szerzej widząc, że pomału otwiera oczy
- W końcu. Gdzie Ty byłeś tak długo? – zapytała widząc na zegarku, że dochodzi północ
- Tu i tam.
- Co Ty robiłeś? Wyciągałeś samochód z rowu? – zadała kolejne pytanie dopiero teraz zauważając jego zabrudzone dłonie i koszulę
- Musiałem zmienić koło.
- Całe szczęście, że zapasowe było w bagażniku.
- Całe szczęście, że sam je tam włożyłem.
- Najważniejsze, że trafiło na Ciebie, a nie ma mnie.
- Miło mi.
- Zrobię Ci coś do jedzenia, a Ty idź się wykąpać.
- Ok. –powiedział bezgłośnie  wpatrując się z uśmiechem w jej oczy po chwili zatapiając się w czułym pocałunku
- Idź pod prysznic. – przerwała jego pocałunek odsuwając go od siebie rozbawiona jego zachowaniem, po czym zniknęła w kuchni.
Zajęła się szykowaniem kilku kanapek w czasie gdy on okupował łazienkę, jednak jego prysznic trwał nieco krócej niż zadanie kuchenne Magdy.
- Jak miło. – odezwał się wchodząc do kuchni i widząc ją szykującą dla niego kanapki
- No domyślam się. Ale tak źle nie wyglądałeś.
- Ja nie o tym.
- A o czym? – spytała z uśmiechem czując jak obejmują ją w pasie od tyłu
- O tym, że robisz dla mnie kanapki. Tak będzie zawsze?
- Możesz pomarzyć. To jest wyjątkowa sytuacja. – zakomunikowała mu odwracając się przodem do niego – Po prostu chcę się jak najszybciej położyć do łóżka… z Tobą.
- Acha. Czyli nic za darmo.
- Niestety.
- Na szczęście. I wiesz co?
- Hm?
- Chyba nie jestem aż tak bardzo głodny. Może zrobimy sobie z tego śniadanie? – przyciągnął ją do siebie bliżej zamykając mocno w swoich objęciach
- I wytrzymasz do śniadania? – zapytała z uśmiechem wiedząc dobrze do czego zmierza Korzecki, dlatego postanowiła nieco ułatwić mu sprawę odpinając pomału kolejne guziki jego koszuli
- Myślę, że jakoś wypełnię sobie ten czas. – odpowiedział chwytając ją szybkim ruchem na ręce, po to by zanieść prosto do sypialni. Położył ja na łóżku i nachylając się nad nią składał czułe pocałunki na jej szyi i dekolcie dłonią wodząc po jej udzie. Na dalszy rozwój sytuacji nie trzeba było długo czekać.Po rozmowie z rodzicami Magdy utwierdził się w przekonaniu, że to właśnie z nią chce spędzić resztę życia i, że decyzja którą podjął jej jak najbardziej właściwa, a takie noce jak ta, chce przeżywać tylko i wyłącznie z nią.
- Kocham Cię. – wyszeptał między kolejnymi pocałunkami składanymi na jej ustach. Uśmiechnęła się poddając się jego dotykowi
- Mówiłam Ci już kiedyś, że jesteś cudowny?
- Mhm. – wymruczał jedynie nie odrywając się od przyjemności jaką było całowanie Magdy, jednak po którymś pocałunku odsunął się od niej nieznacznie, a jego poważny wyraz twarzy i to w jaki sposób wpatrywał się w jej oczy, o mało co jej nie sparaliżował – Wyjdziesz za mnie? – początkowo jego pytanie odbiło się od jej uszu jak jakieś echo. Nie wiedziała, czy żartuje, czy mówi poważnie, nawet jego stanowczość w tym momencie nie dawała jej pewności. Zauważył jej zakłopotanie, dlatego nie brnął dalej tylko ponownie przylgnął do niej składając kolejne już tej nocy czułe pocałunki na jej ciele. A Magda? Doskonale usłyszała jego pytanie, ale w tej sytuacji nie wiedziała, czy jest sens kontynuować ten wątek zwłaszcza, że Piotr sam tego nie zrobił. Oddała się jego pocałunkom ciągle mając w głowie jego pytanie. Nie dawało jej to spokoju. Czyżby Piotr właśnie jej się oświadczył? Tak po prosu? Nie spodziewała się jakiegoś wielkiego przyjęcia z tej okazji, nie liczyła na to, że zrobi to w jakiś bardzo romantyczny sposób. Chociaż nie mogła powiedzieć, że teraz nie było romantycznie, ale nie wiedziała, czy właśnie teraz brać jego słowa na poważnie. Właściwie to sama nie wiedziała czego się spodziewał w kwestii oświadczyn, jakoś nigdy o tym nie myślała. Nie marzyła o tym, żeby zostać poproszona o rękę w jakimś ustronnym miejscu jak z bajki. Po chwili odsunęła te myśli czując, że i Piotr odsunął je w tej chwili na dalszy tor, bo każdy kolejny jego pocałunek zdawał się być coraz bardziej namiętny wyrażając coraz większe pożądanie z jego strony. Kolejny raz tej nocy całkowicie oddała się w jego ręce, a przecież takiej chwili nie mogła przerwać. Nie mogła i nie chciała. Obudził się po niecałych trzech godzinach snu. Wtulona do niego kobieta chyba nie miała zamiaru się budzić, a jej widok i obecność napajała go radością, której raczej nie da się opisać. Był szczęśliwy, że ma ją przy sobie, że może się do niej przytulić i tak po prostu być z nią i przy niej. Naciągnął trochę wyżej kołdrę przykrywając jej ramiona, po czym zajął się wpatrywaniem w jej spokojną, zarumienioną lekko twarz. Wrócił myślami do minionej właśnie nocy. Każda kolejna spędzona z Magdą noc dawała mu coraz większą pewność, że to właśnie ona jest odpowiednią dla niego kobietą na odpowiednim miejscu. Zdawał sobie sprawę z tego, że prawdopodobnie nie wzięła jego pytanie o ślubie na poważnie. Być może nie powinien pytać o to w taki sposób i w takiej chwili, ale to był z jego strony impuls. Chciał to powiedzieć i powiedziała, ale nie miał tego w planie. Chciał poprosić ja o rękę w innym miejscu niż łóżko, ale skoro rzucił hasło to teraz wypadałoby doprowadzić sprawę do końca. Nie chciał by Magda pomyślała sobie, że nie traktuje ich związku poważnie, dlatego doszedł do wniosku, że nie będzie czekał z rezerwacja stolika, czy czegokolwiek innego, bo to może potrwać, a on już nie chce czekać. Był ciekaw, czy to że mu w nocy nie odpowiedziała to dlatego, że ją zaskoczył, czy może był inny powód. Z takimi przemyśleniami przytulił się jeszcze do poduszki i zasnął.
W mieszkaniu Marioli i Wojtka od samego rana panowała cisza i spokój. I w sumie nie ma się co dziwić, bo przecież taka atmosfera zazwyczaj panuje w każdym domu, zwłaszcza w niedzielę. Jednak Mariola od dobrej godziny już nie spała. Od kilku dni czuła, że coś chyba zmienia się w jej życiu, a test ciążowy trzymany właśnie w jej ręce wskazywał na to, że wcale się nie myli. Po raz pierwszy od jakiegoś czasu test ciążowy okazał się być pozytywny. Cieszyła się, ale nie wiedziała, czy czasami nie pomyłka, bo przecież takie również się zdarzają. A w jej przypadku było to bardzo prawdopodobne, jednak radość którą odczuwała była tak duża, że nie mogła tego ukryć. Wolała jednak na razie o niczym nie mówić Wojtkowy, żeby nie zapeszyć i go nie rozczarować. Chciała się upewnić jak najszybciej, jednak ze względu na to, że była niedziela to istniało prawdopodobieństwo, że będzie to raczej trudne. Mimo to zadzwoniła do swojego lekarza i udało jej się przekonać go by znalazł dla niej chwilę. Podekscytowana pomyślała jeszcze, że wolałaby nie być w trakcie wizyty sama, zwłaszcza, gdy okaże się, że mimo pozytywnego testu nie będzie w ciąży, dlatego po krótkim namyśle sięgnęła po komórkę i wybrała numer Magd, jednak szybko się rozłączyła obawiając się, że telefon odbierze Piotr. Pomyślała, że bezpieczniej będzie napisać sms z prośbą, by nie mówiła Piotrowi, że to właśnie ona dzwoni.  Zdziwiona poranną, tajemniczą wiadomością sięgnęła ręką po dzwoniącą komórkę.
- Cześć Magda. Przepraszam, że dzwonie tak wcześnie i że wam przeszkadzam, ale mam ważną sprawę.
- Nie przeszkadzasz.
- Piotrek jest obok Ciebie?
- Mhm. – wymruczała do słuchawki patrząc na zaciekawionego jej dziwną rozmową Piotra
- Nie mów mu proszę, że to ja, bo zaraz będzie dzwonił do Wojtka. Mogę mieć do Ciebie prośbę?
- No jasne.
-Zrobiłam test i wyszedł pozytywny.
- To świetnie! – nie kryła swojej radości Miłowicz, szybko jednak opanowując emocję widząc wpatrującego się w nią z kanapką w ręku Korzeckiego
- Ciii. Też się cieszę, ale to jeszcze nic pewnego, dlatego umówiłam się do lekarza i chciałam prosić żebyś poszła ze mną. Wole nie zabierać Wojtka, wiesz tak zapobiegawczo.
- Pewnie rozumiem. Nie ma problemu. Pójdę z Tobą.
- Dzięki. Tylko pamiętaj ani słowa Piotrowi, dobrze.
- Hehe. Tak jest. To, o której?
- Za godzinę. Wiesz gdzie?
- Tak. Wiem. Podjadę po Ciebie do domu.
- Dzięki. To pa.
- No pa.– odkładając telefon na szafkę spojrzała na Piotra. Wpatrywał się w nią podejrzliwie od samego początku jej rozmowy z Mariolą. Najlepszym wyjściem z tej sytuacji, by nic mu nie wygadać, było jak najszybsze opuszczenie mieszkania. – Co się tak patrzysz? Coś się stało? – zapytała w końcu upijając resztę herbaty, po czym wstała od stołu
- To raczej ja powinienem zapytać. Prowadzisz jakieś dziwne rozmowy i to o dziewiątej rano. W niedziele.
- Kochanie muszę lecieć.
- Ale co się stało? – podążył za nią szybkim krokiem do przedpokoju i korzystając z tego że musiała się jeszcze ubrać nie odmówił sobie kilku pytań
-Przepraszam, ale nie mogę Ci powiedzieć. Porozmawiamy jak wrócę, dobrze?
- Ale o której wrócisz?
- Nie wiem. Myślę, że za jakieś dwie godziny.
- Ale to coś ważnego?
- Bardzo ważnego.
- To może pojadę z Tobą?
- Nie chodzi o mnie. Kocham Cię. Pa. – pocałowała go przelotnie w usta i tyle ją widział. Zostawiła go samego, praktycznie wybiegając z mieszkania i to w dodatku zupełnie zdezorientowanego. Nie wiedział, czy ma się o co martwić, czy nie. Jedyne co napajało optymizmem to to, że wyglądało na to, że nie chodziło tu o Magdę. Przynajmniej tyle wiedział. Nie miał innego wyjścia i musiał poczekać aż wróci. Podjechała pod blok, w którym mieszkali Wojtek z Mariola po niecałych dwudziestu minutach. Mariola czekała już na nią przebierając z nogi na nogę. Widać bardzo się niecierpliwiła i w sumie nie ma się co dziwić. W końcu może się okazać, że kilkumiesięczne starania wreszcie przyniosły jakieś pozytywny efekt. Chwile później jechały już na umówione spotkanie z lekarzem.
- Piotrek o nic nie pytał, że tak nagle wychodzisz?
- Pytał. Chory by był jakby nie zapytał.
- No tak. Cały Piotr.
- A Wojtek jak?
- Na szczęście spał. Wolałam mu nie mówić dopóki się nie upewnię. Wiesz, w naszym przypadku taki test to jeszcze nic nie oznacza.
- Będzie dobrze.
- Mam nadzieję. – uśmiechnęła się tylko nie odpowiadając już ani słowem. Wiedziała, że Mariola bardzo się denerwuje i czuła, że to jej zdenerwowanie jej również zaczyna się udzielać. Dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego jak bardzo Mariola pragnie tego dziecka i jak bardzo każda kolejna, nieudana próba musiała podcinać jej skrzydła. Ale nic nie mogła na to poradzić. Przez chwilę pomyślała o sobie i o Piotrze. Miała nadzieję, że w ich przypadku sprawa będzie prostsza niż u Płaskich, chociaż tego nigdy nie można być pewnym. I tego świadomość również miała. Czekała przed gabinetem prawie godzinę. Piotr w tym czasie dzwonił dwa razy. Za drugim odebrała upewniając go, że nie to nie o nią chodziło i prosząc by uzbroił się w cierpliwość. Ale jak tu się uzbroić w cierpliwość, gdy w niedzielny poranek Twoja dziewczyna praktycznie wybiega z mieszkania, po jakimś tajemniczy telefonie? No, ale to już był problem Korzeckiego. Jakoś musiał sobie z tym poradzić, bo ona czujnie i ze zniecierpliwieniem czekała za przyjaciółką mając nadzieję, że Mariola wyjdzie z gabinetu z dobrymi wiadomościami.
Czekała i czekała, a Marioli jak nie było, tak nie było. Już zaczynała się martwić, czy przypadkiem coś się nie stało, ale z drugiej strony, co niby mogło się stać? Jakimś cudem uzbroiła się w cierpliwość i doczekała się wyjścia Marioli. Spodziewała się, że gdy tylko przyjaciółka opuści gabinet to z jej twarzy od razu uda jej się wyczytać to, co będzie miała jej do przekazania. A tu nic. Mina Marioli zupełnie nic jej nie mówiła. Nie wiedziała, czy zapytać, czy poczekać aż sama się odezwie, ale jak widziała w tej chwili Mariola była w niemałym szoku.
- No i? Mariolka? – podeszła do niej pomału czekając na jakąkolwiek reakcje ze strony przyjaciółki
- Udało się. Piąty tydzień.
- Nooo Mariolka. –uściskała ją mocno – Bardzo się cieszę. A Wojtek jak się ucieszy.
- Mam nadzieję, że się ucieszy.
- A masz jakieś wątpliwości? – zapytała wyprowadzając przyjaciółkę poza mury gabinetów lekarskich
- Sama nie wiem. Na początku wydawało mi się, że to dziecko to bardziej moja zachcianka, ale potem Wojtek chyba też się trochę przejął.
- I to jest właśnie dowód na to, że chce tego dziecka tak samo jak Ty.
- Niby tak, ale od jakiegoś czasu jakby znowu przestał o tym myśleć.
- Widocznie nie chciał się zamartwiać. Zresztą jak widać nie było ku temu powodów. Jedziemy?
- Jedziemy.
- Do domu?
- Jeśli możesz.
- Pewnie, że mogę. Przyszłej mamie się nie odmawia. – uśmiechnęła się do przyjaciółki, po czym uruchomiła silnik samochodu. Kilka minut później zatrzymała auto tuż przed blokiem Płaskich
- Dziękuję Ci, że poszłaś ze mną.
- Nie ma sprawy. Ale mogę powiedzieć Piotrowi? – spojrzała pytająco na Mariolę – Będzie mi wiercił dziurę w brzuchu. Proszę.
- Chciałam mu sama powiedzieć, no ale dobra. Ale tylko Piotrowi. Nikomu więcej.
- Tylko Piotrowi. Pozdrów Wojtka.
- Pozdrowię. Pa.
- Pa.
Patrzyła chwilę za oddalającą się Mariolą. Mimo tego, że wiedziała, że Mariola cieszy się z tego, że zostanie mamą to i tak zastanawiała się co tak naprawdę teraz czuje jej przyjaciółka. Czy tylko szczęście z tego, że w końcu im się z Wojtkiem udało, czy może coś więcej. Spojrzała na zegarek. Wskazywał 12.07. Nie spodziewała się, że spotkanie z Mariolą zajmie jej aż tyle czasu, no ale czego się nie robi dla przyjaciół? Piotr jakoś będzie musiał to zrozumieć. Z uśmiechem na twarzy obrała kierunek na Wiejską, gdzie dojechała po kolejnych kilku minutach. O dziwo w mieszkaniu witał ją jedynie Marian.
- Maniuś, a pana nie ma? – zapytała kota gdy ten tylko zaczął łasic się do jej nóg – A ja naiwna liczyłam na to, że będzie na mnie czekał. No nic. Chodź kocie, zadzwonimy do niego. – wchodząc do kuchni już czekała na połączenie z Korzeckim, jednak dźwięk jego komórki dało się słyszeć z sypialni. – Świetnie, nawet telefonu nie raczył wziąć. – gdyby nie to, że wiadomość o ciąży Marioli wprawiła ją w dobry nastrój to pewnie usiadła by teraz na kanapie i zajęła się pracą, ale nie tym razem. Mimo iż była lekko zawiedziona nieobecnością Piotra to i tak chciała zrobić mu przyjemność przygotowując niedzielny obiad. Jednak najpierw postanowiła chwilę odsapnąć, a dopiero potem zabrać się za gotowanie. Włączyła cicho radio i wsłuchując się w prowadzona audycję zajęła się robieniem dla siebie herbaty. Nie słyszała nawet, wchodzącego do mieszkania Piotra, co jemu chyba nawet było na rękę. Uśmiechnął się do siebie widząc, że stoi tyłem do niego i nic nie wie o jego obecności tuż obok siebie. Podszedł po cichu obejmując ją jedną ręką w pasie a drugą wyciągając przed jej twarz bukiet słoneczników.
- O matko kochana, Piotr! – wystraszyła się nie na żarty jego nagłym najściem i to w dodatku w taki sposób. Uśmiechnął się jeszcze szerzej, gdy tylko obróciła się do niego przodem, przejmując kwiaty
- Proszę to dla Ciebie.
- Piękne. A z jakiej okazji?
- Za dzisiejszą noc, chociaż nie tylko. Za każdą noc spędzoną z Tobą, za każdy dzień. Za to, że pozwoliłaś mi się pokochać. Słoneczniki są w podziękowaniu. Jak zawsze. – dokończył pozwalając jej wstawić bukiet słoneczników do wazonu, a gdy widział, że już to zrobiła sięgnął po bukiet róż, co spotkało się z delikatnym roześmianiem ze strony dziewczyny
- Co Ci się dzisiaj stało? Rzeczywiście w nocy było bardzo miło, ale przecież nie po raz pierwszy. – zapytała lekko zdezorientowana. Jeden bukiet to jeszcze rozumiała, ale żeby dwa. I to nie jakieś małe, a wręcz przeciwnie. Oba były dość pokaźnych rozmiarów, chociaż ten z róż był nieco większy
- I mam nadzieję, że nie ostatni. Chciałbym Cię o coś prosić… ale nie tu. Hehe, nie w kuchni. – dodał widząc jej niewyraźną minę, po czym pociągnął ją za rękę do salonu, w drugiej nadal trzymając róże
- Piotr, co się stało? – zapytała już wyraźnie pod denerwowana, nie wiedząc czego może się spodziewać
- Wyjdziesz za mnie?
- … chyba już mnie o to pytałeś. – odpowiedziała z nikłym uśmiechem, którego zdaje się, że on w przypływie zdenerwowania i emocji nie zdołał ujrzeć
- Tak, wiem. Ale w nocy mi nie odpowiedziałaś, dlatego ponawiam próbę.
- Nie odpowiedziałam, bo nie wiedziałam, czy mówisz poważnie.
- Mówiłem bardzo poważnie, ale ok. Nie chcę żebyś pomyślała sobie, że tak po prostu tak palnąłem w nocy, dlatego pytam jeszcze raz… Madzia, kocham Cię i  bardzo bym chciał żebyśmy stworzyli normalną rodzinę. Wyjdziesz za mnie? – ponowił po raz kolejny pytanie wyciągając pudełeczko z pierścionkiem. Zapanowała chwila ciszy, ale nie dlatego, że nie wiedział, co powiedzieć, ale dlatego, że w tej chwili jej wzrok utkwił w pierścionku całkowicie odbierając jej mowę. A Piotr? Zupełnie nie wiedział dlaczego nic nie mówi, a przez to jego zdenerwowanie i niepewność potęgowały na sile. – Madzia proszę Cię powiedź tak, albo nie, bo w życiu jeszcze się tak nie denerwowałem. Madzia… - dopiero teraz, kiedy głośniej wypowiedział jej imię, dotarły do niej jego słowa. Spojrzała na niego, całkowicie zaskoczona. Co prawda w nocy już raz pytał ją, czy za niego wyjdzie i myślała o tym, ale jakoś temat rozszedł się po kościach i nie spodziewała się, że Piotr wróci do niego w tak krótkim czasie
- Kocham Cię. – odezwała się w końcu ze łzami w oczach wywołując na jego twarzy uśmiech, który zdawał się być w tym momencie oznaką ulgi jaką odczuł
- To znaczy, że się zgadzasz, tak? – zapytał dla pewności doskonale znając już odpowiedź
- Tak, pod warunkiem, że będziesz mnie kochał do końca świata i o jeden dzień dłużej.
- Zawsze będę Cię kochał. Chyba, że koniec świata będzie szybciej. – zaśmiała się cicho przyglądając się wkłada pierścionek na jej dłoń – Tylko mi nie mów, że Ci się nie podoba, bo więcej razy wybierał nie będę. Wbrew pozorom to wcale nie było łatwe.
- Nie będzie takiej potrzeby. Śliczny jest.
- Też tak myślę. – stwierdził „skromnie” zbliżając się do niej z zamiarem pocałowania, czemu wcale się nie sprzeciwiała, przecież taką chwilę trzeba porządnie przypieczętować, prawda?  - No, a teraz zadzwoń do mamy.
- Dlaczego do mamy? – zapytała zdziwiona nie widząc związku
- Bo wydaje mi się, że na to czeka. – podał jej komórkę nada mocno trzymając w swoich objęciach -
- Piotr… - właśnie zaczęła rozumieć o co chodzi z rodzicami i tym telefonem, ale do końca w to nie mogła uwierzyć, przecież proszenie o rękę córki, w tych czasach to już zazwyczaj był przeżytej, jednak jak widać w przypadku Piotra tradycja była bardzo ważna – Ty chyba nie chcesz mi powiedzieć, że byłeś u moich rodziców? – dokończyła niepewnie uważnie go obserwując
- Chciałem, ale skoro sama się domyśliłaś… na szczęście się zgodzili. Oboje.
- Ty zwariowałeś.
- Naraziłem się Twojemu ojcu, a Ty mi mówisz, że zwariowałem?
- Oj przepraszam. – pogłaskała go po policzku wiedząc, że tylko się z nią droczy
- Wiesz jak ja się u nich czułem. Gorzej niż przed maturą. Ręce mi się trzęsły, język plątał.
- Ale mi zaimponowałeś. I rodzicom pewnie też. Skoro oboje się zgodzili.
- No zgodzili się, zgodzili, ale teraz pewnie są ciekawi, czy Ty się zgodzisz, więc lepiej nie trzymaj ich w niepewności. – pocałował ją jeszcze raz, po czym pociągnął za rękę na kanapę pozwalając by zadzwoniła do rodziców i przekazała im tę szczęśliwą dla obojga wiadomość. W momencie, gdy Magda rozmawiała z mamą, Mariola mimo tego, że szczęśliwa, to i tak zastanawiała się jak powiedzieć mężowi o dziecku. Kręciła się po mieszkaniu myśląc, że zajęty oglądaniem jakiegoś filmu Wojtek nie widzi jej roztargnienia, a jednak tym razem się pomyliła.
- Marioluś, coś się stało?
- Nie, a dlaczego? – zatrzymała się w końcu przysiadając na oparciu kanapy. – Muszę Ci coś powiedzieć.
- Słucham.
- Ale mógłbyś wyłączyć telewizor, bo to ważne.
- Ważne jest to, żebym wyłączył telewizor, czy to, co masz mi do powiedzenia? – zażartował myśląc, że rozśmieszy w ten sposób dziwnie zamyśloną dziś żonę
- Wojtek.
- Dobrze, już wyłączam. – jak na rozkaz wyłączył telewizor odkładając pilota spojrzał uważnie na Mariole
- Byłam z Magdą u lekarza.
- Z Magdą? Piotrek nie mógł? A w ogóle co się stało?
- Nic się nie stało. Byłam z Magdą u mojego lekarza.
- Aha. A dlaczego z Magdą?
- Pytasz dlaczego z Magdą, a nie w ogóle dlaczego pojechałam? – podniosła lekko głos denerwując się już jego zachowaniem
- Właśnie, dlaczego pojechałaś i to w niedziele?
- Jestem w ciąży.
- Co? Jak to w ciąży? Tak nagle.
- Nie nagle, tylko w siódmym tygodniu.
- Siódmy tydzień?
- Mhm.
- To prawie dwa miesiące. Czyli za siedem będziemy już we tróję? – zapytał zaskoczony, a na jego usta z każdą chwilą wkradał się coraz większy uśmiech
- Na to wygląda.
- Fantastycznie. Przed świętami.
- Pod warunkiem, że wszystko będzie dobrze.
- Oczywiście, że będzie. Już ja o to zadbam. – zapewnił ją przytulając mocno do siebie
- Ale jest coś jeszcze, co muszę Ci powiedzieć.
- No to mów. Dzisiaj już nic mnie nie zaskoczy.
- Lekarz powiedział, że dobrze by było gdybyśmy gdzieś wyjechali teraz na początku, chociaż na tydzień.
- To pojedziemy.
- Tak? – spojrzała na niego zdziwiona, bo jak do tej pory to musiała się niemało namęczyć, żeby namówić go na wyjazd
-Oczywiście, że tak. Pogadam z Piotrem. Jakoś będzie musiał sobie poradzić przez ten tydzień, czy dwa.
- To może lepiej jak ja pogadam?
- Razem pogadamy.
- Masz rację, tak będzie najlepiej. – przyznała mu rację odwdzięczając się pocałunkiem.
Magda zadowolona po udanej rozmowie z rodzicami, wspólnie z Piotrem przygotowali obiad. Nawet prośby Piotra nie przekonały ją by wyjść na obiad do restauracji, więc odpuścił sobie i zaoferował swoją pomoc w domowym obiedzie.
- A Twoi rodzice? – zapytała wtulając się w jego ramiona na kanapie
- A co z nimi? Proszę. – podał jej kieliszek wina czekając na rozwinięcie tematu
- Wiedzą o Twoich planach.
- Nie muszą wiedzieć. Zresztą to Twoi rodzice mieli się zgodzić na nasz ślub, a nie moi.
- Ja bym jednak wolała, żeby dowiedzieli się wcześniej niż później.
- Byliśmy u nich dwa tygodnie temu i teraz znowu mamy jechać?
- Zawsze możesz zadzwonić.
- Wolałbym zrobić to osobiście.
- No to trzeba będzie pojechać. Chyba, że zaprosisz ich do Warszawy.
- Ojciec by nie przyjechał.
- A mnie się wydaje, że by przyjechał.
- I tak mnie nie przekonasz.
- Wiem. Niestety.
- Gdzie byłaś rano. Gdzie i z kim? – zapytał po miłej chwili ciszy jaka między nimi zapanowała
- Z Mariolą. – zakomunikowała uśmiechając się na samą myśl o dziecku Płaskich
- Z Mariolą. Ok, a gdzie?
- Mariolka jest w ciąży.
- … proszę?
- Będziesz wujkiem. I wydaje mi się, że szykują Ci się nie małe zobowiązania na ładnych kilka lat.
- Mówisz poważnie o tym dziecku?
- Jak najbardziej. Osobiście zawiozłam dzisiaj Mariolę do lekarza żeby się upewnić.
- Ale przecież mieli takie problemy, więc co tak naglę się zmieniło?
- Nie wiem, ale chyba ważne, że w końcu im się udało, prawda?
- Tak, pewnie, że tak, ale nie wydaje CI się to dziwne.
- Nie możesz się po prostu ucieszyć z tego, że Mariola w końcu będzie szczęśliwa?
- Ale ja się cieszę, tylko jestem trochę zaskoczony. Tyle gadania, pocieszania, zamartwiania się, a tu okazuje się, że tak właściwie to chyba żadnego problemu nie było.
- No tego, to Ty akurat wiedzieć nie możesz.
- Czyli będę wujkiem. I jesteś tego pewna?
- Jeśli chcesz się upewnić to zadzwoń do Marioli.
- Chyba powinienem im pogratulować, co?
- Poczekaj do jutra. Daj im dzisiaj spokój. Niech sami się tym nacieszą.
- Do jutra mogę poczekać. Słuchaj, a może u nas też się dzisiaj w nocy coś… no wiesz.
- Wiem, ale na pewno z dzisiejszej nocy syna nie będziesz miał.
- Jesteś pewna.
- Piotruś…
- Ok. Żartuje tylko.
- Wiesz, jeśli chodzi o Mariolę, to lekarz powiedział jej, że dobrze by było gdyby wyjechała na jakiś czas.
- To znaczy?
- Na jakieś dwa tygodnie, albo tydzień chociaż.
- To niech jedzie. W czym problem?
- W kancelarii.
- Poradzimy sobie jakoś bez niej przez tych kilka dni.
- A nie wydaje Ci się, że Wojtek powinien pojechać razem z nią?
- Mam zostać sam w kancelarii?
- Nie bądź egoistą. Poradzisz sobie.
- Ze sprawami być może tak, ale przecież ktoś musi ciągle być w kancelarii. Ja się nie rozdwoję.
- To może ja porozmawiam z Wiktorem i może Kasia, albo Marta by Ci w tym czasie pomogła?
- O i to jest jakieś rozwiązanie. Porozmawiam jutro z Wojtkiem. Może się okazać, że nigdzie nie będą chcieli jechać.
- To zrób tak, żeby chcieli.
- To brzmiało jak rozkaz.
- Chyba chcesz żeby wszystko było dobrze, prawda?
- I będzie dobrze, ale przecież nie zmuszę ich do wyjazdu. To są ich decyzje. Po za tym proponowałem im już wyjazd jakiś czas temu i nie chcieli skorzystać.
- Ale teraz sytuacja się zmieniła. Mariola jest w ciąży i zrobi wszystko żeby urodzić to dziecko.
- I tak powinno być.
- Tak się zastanawiam…
- Hm?
- Sam wybierałeś ten pierścionek, czy ktoś Ci pomagał? – zmieniła temat przyglądając się od jakiegoś czasu swojej dłoni i lśniącej na niej nowej błyskotce
- Hehe. Mariola mi pomogła. Sam chyba bym się na nic nie zdecydował. Przez chwilę nawet pomyślałem, czy nie zabrać Cię żebyś sama sobie wybrała, ale w końcu zaryzykowałem.
- No i widzisz. Teraz to już musisz się jakoś Mariolce odwdzięczyć. – uśmiechnął się mocniej ją do siebie przytulając. I tak właściwie spędzili resztę dnia. Zgodnie stwierdzili, że jeśli przynajmniej w jedną niedzielę nie zajmą się praca na następny tydzień, to nic złego się nie stanie. Wyłączyli nawet komórki na tych kilka godzin, dając wszystkim do zrozumienia, że dzisiejszy dzień chcą spędzić tylko i wyłącznie we dwoje. W końcu mieli, co świętować, zupełnie tak samo jak Mariola i Wojtek, z tą różnica, że okazje do tego świętowania mieli inne.
Kolejny już poniedziałek przywitał ich ponurą pogodą zniechęcającą do robienia czegokolwiek, a zwłaszcza zniechęcającą do pracy. Nawet Magda nie miała ochoty wstać z łóżka i udać się do kancelarii, dlatego Piotr kolejny już raz musiał wykazać się cierpliwością by skorzystać z jej samochodu i podwieźć się nim do

swojego miejsca pracy. Na szczęście w końcu mu się to udało i dotarł na Dąbrowskiego jeszcze przed pierwszym klientem. Z kolei w kancelarii Waligóry od samego rana panował błogi spokój.
- Cześć Kasiu. – przywitała się od razu widząc jedynie Kasie
- Cześć. Ale pogoda, co?
- Koszmarna. Najchętniej nie wychodziłabym z domu.
- Nie tylko Ty. Sama chętnie poleżałabym jeszcze w łóżku. W dodatku mały dał nam w nocy popalić.
- A co się stało?
- Chyba złapał jakiegoś wirusa.
- To może potrzebujesz wolne?
- Nie, nie trzeba. Moja mama się jest z nim teraz, więc jest pod świetną opieką.
- No chyba, że tak. W takim razie pokaż mi co tam dla mnie masz? – wyciągnęła rękę po kilka teczek podawanych przez Kasię ujawniając w ten sposób przed sekretarką pierścionek zaręczynowy
- Magda, dlaczego się nie pochwaliłaś?
- Czym?
- Jak to czym? Śliczny jest. – chwyciła ją za dłoń przyglądając się błyskotce
- A o to Ci chodzi. Rzeczywiście śliczny.
- Piotr trafił w dziesiątkę.
- Tym razem mu się udało.
- To kiedy ślub?
- Kasiu nie rozpędzaj się tak.
- Kasia się rozpędza? A z czy, jeśli mogę wiedzieć? – zapytał pojawiając się w sekretariacie Malicki wsłuchując się w rozmowę pań – Ooo Magda, czyżby Piotr wreszcie się zdeklarował?
- Piotr już dawno się zdeklarował. – odgryzła się zabierając dłoń z jego uścisku
- I bardzo dobrze. Cieszę się. Teraz już wiem, dlaczego Agata nie mogła się do Ciebie wczoraj dodzwonić.
- A dzwoniła?
- Mhm.
- A co chciała?
- Mówiła coś o zakupach. Najlepiej będzie jak do niej zadzwonisz.
- Tak właśnie zrobię. No nic, ja znikam u siebie, bo za chwile mam klienta. Kasiu, mogę prosić o kawkę?
- Jasne.
- Dzięki. A Wiktor, o której będzie? – zapytała jeszcze zatrzymując się na chwilę
- Powinien być koło 12.
- Dobra. To nawet dobrze. A Jagoda?
- Właśnie Magda, jak tam z tą sprawą? Radzicie sobie z Piotrem i Wojtkiem? – dopytywał Bartek przypominając sobie o trwającej już od jakiegoś czasu sprawie budowlanej
- Radzimy sobie, ale Piotr miał rację, chyba rzeczywiście trochę czasu nam to zabierze zanim doprowadzimy to do końca.
- Jak to zazwyczaj bywa z takimi sprawami.
- Niestety. Kasiu, to co z Jagodą?
- Dzisiaj jej nie będzie.
- Może to i nawet dobrze. Będę u siebie. – zniknęła za zakrętem zamykając się w swoim gabinecie na jakiś czas. Piotr w tym czasie zdążył szybko rozprawić się z pierwszym klientem. Dzięki temu miał trochę czasu, by porozmawiać z Mariolą i Wojtkiem, a przede wszystkim by im pogratulować.
- Wiesz co Mariolka… - zaczął z poważną miną podchodząc do jej biurka
- Co?
- Żeby nie powiedzieć mi, że będę wujkiem. Nie wybaczę Ci tego do końca życia. Chodź tutaj. – wytłumaczył przytulając ją po przyjacielsku – Cieszę się bardzo. 
- Nawet nie wiesz jak ja się cieszę.
- Z czego znowu się tak cieszycie? – dołączył do nich Wojtek jak zwykle niczego się nie domyślając
- Z Twojego potomka.
- A to już wiesz?
- Oczywiście, że wiem. Magda nie umie trzymać języka za zębami w takich sprawach. To kiedy powitamy nowego Płaskę?
- Jeśli wszystko dobrze pójdzie to w listopadzie.
- Będzie dobrze. Magda mówiła mi o wyjeździe. Myślę, że to świetny pomysł, żebyście gdzieś sobie pojechali. Zresztą mówiłem już to nie raz, ale oczywiście wy nie chcieliście mnie słuchać.
- Tym razem posłuchamy. Zastanawiamy się tylko, czy poradzisz sobie całkiem sam przez jakiś tydzień.
- Poradzę sobie. Po za tym, być może nie będę sam.
- Magda?
- Nie Magda. Kasia, albo Marta.
- Nie rozumiem? Jaka Kasia i jaka Marta?
- Oj Wojtek. Magda zaproponowała, żeby pożyczyć od nich Kasię, albo Martę. Nie mogę przecież zostawić kancelarii bez sekretarki.
- A co na to Wiktor?
- Jeszcze nic, bo chyba nic jeszcze nie wie. Miałem dać znać Magdzie jeśli się zgodzicie.
- W zasadzie to nie jest zły pomysł, ale myślę, że i tak będziemy musieli się rozejrzeć za jakąś pomocą. Może jakiś aplikant?
- Co do aplikanta to zdążymy jeszcze o tym pogadać. Mówimy teraz o waszym wyjeździe. To od kiedy was nie będzie?
- Najlepiej od zaraz. – wymruczała pod nosem Mariola – Chodzi o pogodę. – wytłumaczyła widząc niewyraźne spojrzenie Piotra
- Zupełnie jakbym słyszał Magdę. Ale poważnie, to kiedy chcecie jechać?
- Zależy na kiedy coś znajdziemy.
- No, to szukajcie. Nie ma na co czekać, a ja zadzwonię do Magdy i powiem, żeby pogadała z Wiktorem.
- Dobra, to Ty dzwoń, a ja idę teraz do sądu, a jak wrócę to się za czymś z Mariolką  rozejrzymy.
- Ok.
- To ja lecę. Na razie. – ucałował szybko żonę i już go nie było. Zupełnie jak nie Wojtek. Czyżby wiadomość o dziecku wzbudziła w nim nieznane dotąd pokłady energii? Widząc przyjaciela w takim stanie Piotr stał jak wmurowany i z uśmiechem na twarzy spojrzał na Mariolę
- Poleciał jak na skrzydłach.
- Bierz z niego przykład.
- Z tym może być problem, bo zdaje się, że to przez tę waszą ciążę.
- To tym bardziej bierz z niego przykład. Co z oświadczynami?
- Sprawa załatwiona.
- Oświadczyłeś się?!
- Ciszej.
- Kiedy, bo nie widziałam wczoraj u Magdy pierścionka?
- Wczoraj popołudniu.
- No to gratuluje. – tym razem to ona rzuciła się Piotrowi w ramiona i wyściskała rozradowana
- Dziękuję. Poszło całkiem dobrze, chociaż nie ukrywam, że stres był.
- Najważniejsze, że pierścionek jest już na odpowiednim miejscu.
- Racja.
- Miałbyś coś przeciwko, gdybym zabrała Ci dzisiaj Magdę wieczorem?
- Z tego co wiem, to dzisiaj jest poniedziałek, czyli macie dzisiaj te swoje wygibasy.
- Pilates jak już.
- Pilates. Hehe. Chciałbym chociaż raz was tam podpatrzeć.
- Po co?
- Żeby zobaczyć ile pilatesu jest w tym pilatesie.
- No wiesz. Powinnam się obrazić.
- Założę się, że więcej gadacie niż ćwiczycie.
- Przeszkadza Ci to? Nie wydaje mi się, żeby Magda miała jakieś problemy z… rozciąganiem i tego typu sprawami. – mówiąc to uśmiechnęła się złośliwie wprowadzając zarazem Piotra w lekkie zakłopotanie
- Bo nie ma. A Ty zrobiłaś się strasznie wścibska.
- A Ty bezczelny! – krzyknęła za nim widząc jak znika za drzwiami swojego gabinetu. Słysząc Mariolę zaśmiał się tylko wybierając już numer Magdy na klawiaturze telefonu.
- Magdalena Miłowicz, słucham?
- Cześć dziewczyno.
- A to Ty. – zwaliła go z nóg tą reakcją na jego telefon
- Tak, to tylko ja. Miło mi słyszeć, że cieszysz się, że dzwonię.
- Przepraszam, ale mogłeś zadzwonić z komórki.
- Masz rację. Moja wina.
- Piotruś…
- Żartuje przecież. Dzwonie zapytać, czy rozmawiałaś już z Wiktorem?
- Jeszcze nie. Czekam, aż wróci z sądu. A Ty rozmawiałeś z Mariolą i Wojtkiem?
- Rozmawiałem. Zgadzają się na wszystko, byle bym tylko nie puścił kancelarii z dymem.
- No dobrze, to ja porozmawiam z Wiktorem i powiem Ci wieczorem.
- Dlaczego dopiero wieczorem?
- Umówiłam się przed chwilą z Agatą na zakupy, a potem idę na pilates.
- W takim razie ja wyskoczę z Wojtkiem na ściankę a potem na piwo. O ile przyszły tatuś będzie miał ochotę.
- Mhm, przyszły tatuś mówisz. – uśmiechnęła się do słuchawki na jego słowa, czego nie trudno było mu się domyślić po jej głosie
- Ładnie brzmi, prawda?
- ładnie. Tylko nie przesadźcie dzisiaj z Wojtkiem.
- Masz na myśli ściankę?
- Tak kochanie, mam na myśli ściankę.
- Nie martw się, wszystko będzie ok. To widzimy się wieczorem.
- Mhm. Uważaj na siebie.
- Całuje, pa.
- Pa. – odłożyła telefon na biurko zaraz po zakończeniu rozmowy. Domyślała się, że skoro ona spędzi całe popołudnie i cześć wieczoru z dziewczynami to Piotr może chcieć spotkać się z Wojtkiem, dlatego wcale się nie zdziwiła, gdy jej o tym powiedział, ale czuła jakiś wewnętrzny niepokój z tym związany. Być może to tylko nic nie znaczące odczucia, zwłaszcza że ona nigdy nie bierze tego typu uczuć do siebie na poważnie. Zajęła myśli wypełnianiem zaległych dokumentów. Równo w czasie, gdy skończyła do kancelarii wrócił Waligóra. Niestety wyglądało na to, że nie był na najlepszym humorze, bo nawet nie przywitał się ani z Kasią, ani z Magdą. Wymieniły jedynie porozumiewawcze spojrzenia i jasne było, że trzeba czekać, aż sam się odezwie. Obserwowały uważnie każdy jego ruch czekając na jego reakcje, której jak na razie widać nie było. Dopiero, gdy Magda podała mu teczkę, której prawdopodobnie szukał, zwrócił na nią uwagę.
- Przepraszam, mam dzisiaj gorszy dzień. – odezwał się w końcu odbierając od Magdy dokumenty
- Właśnie widzimy. Coś się stało?
- Trudny klient.
- Aaaa to wszystko tłumaczy.
- Właśnie. A tu, co się dzieje? Co tak cicho? Same jesteście?
- Pan Bartek jest u siebie.
- Wiktor znajdziesz chwilę? Mam do Ciebie sprawę.
- To chodźmy do mnie. Porozmawiamy. – otworzył przed Magdą drzwi zapraszając ją do środka – Mów, o co chodzi? Coś z tą waszą sprawą? – zapytał siadając naprzeciwko niej na kanapie
- Nie, ze sprawą wszystko w porządku, chociaż prawdopodobnie potrwa to trochę dłużej niż zakładaliśmy, ale na razie wszystko jest dobrze. Chodzi mi o coś innego. Właściwie to przychodzę do Ciebie w sprawie Piotra.
- To znaczy?
- Wojtek z Mariolą chcą wyjechać na jakiś czas i Piotrowi potrzebna będzie pomoc w kancelarii, dlatego pomyślałam sobie, że może Kasia, albo Marta mogłaby mu przez ten czas pomóc.
- Rozumiem, że rozmawialiście o tym z Piotrem?
- Tak. On też rozmawiał już Wojtkiem.
- W takim razie musimy zapytać Kasi.
- Albo Marty.
- A to kiedy dokładnie?
- Jeszcze nie wiem, ale pewnie jak najszybciej.
- Jeśli o mnie chodzi to ja nie mam nic przeciwko.
- Dzięki. W takim razie, ja zapytam Kasi.
- Pytaj. Na pewno się zgodzi. – uśmiechnęła się tylko kiwając lekko głową, po czym opuściła gabinet wspólnika. Szybko załatwiła sprawę z Kasią i wszystko miała już jasne. Na szczęście Kasia nie miała nic przeciwko tymczasowej współpracy z Piotrem.
Zaraz po pracy pojechała na umówione miejsce z Agatą Karoliną i Sebastianem, do centrum handlowego. Nic chyba dziwnego nie było w tym, że pojawiła się tam jako ostatnia, czego Agata oczywiście nie mogła nie skomentować.
- Co Cię tym razem zatrzymało?
- Jak to co? Praca. – odpowiedziała bez namysłu puszczając oczko do Karoliny
- Nie samą pracą człowiek żyje.
- Dlatego tu przyjechałam. A tak właściwie to, co nas tu dzisiaj sprowadza?
- Przyszła panna młoda. – odezwał się Sebastian wskazując na Agatę
- Oho. Czyli kierunek – salon z sukniami tak?
- Oczywiście. Idziemy.
Okazało się, że wybór suknie ślubnej wcale nie jest takie łatwe jak by się mogło wydawać. Być może to Agata nie była łatwą klientką i w każdej przymierzonej sukience dopatrywała się jakiegoś defektu, ale właściwie można się było spodziewać tego, że to zadanie wcale nie będzie takie łatwe. Siedzieli właśnie w salonie i czekali aż główna zainteresowana ukaże im się w kolejnej sukni.
- Muszę wam coś powiedzieć. – zaczęła dość niepewnie Magda korzystając z okazji, że Agaty przy nich nie ma
- Zabrzmiało poważnie.
- Sebastian, bo to jest poważne.
- W takim razie słuchamy?
- Piotr…
- Oświadczył Ci się. – weszła jej w zdanie Karolina wyraźnie zadowolona z faktu zaręczyn przyjaciółki
- Skąd wiesz?
- A jak myślisz? – spytała spoglądając na pierścionek zaręczynowy
- No tak.
- Przepraszam. Możesz powtórzyć, bo chyba się przesłyszałem? Ty powiedziałaś, że Piotrek Ci się oświadczył?
- Tak Sebuś.
- I to mówisz tak spokojnie?
- Chyba emocje już mi opadły.
- Cieszę się. – uściskała przyjaciółkę Karolina, a zaraz po niej Sebastian
- Z czego się tak cieszycie? – zapytała Agata słysząc końcówkę ich rozmowy
- Piotrek poprosił Magdę o rękę. – odpowiedział Sebastian czekając na reakcję Agaty
- A to mnie zaskoczyłaś. – przyznała nie wiedząc, co powiedzieć
- Domyślam się.
- Szczerze mówiąc nie spodziewałam się tego. Zwłaszcza teraz.
- Mogłabyś przynajmniej udawać, że się cieszysz. – zwrócił jej uwagę Sebastian
- Cieszę się, ale wiecie jak jest. Madzia, przecież wiesz, że życzę Ci jak najlepiej, a skoro to najlepsze ma być z Piotrem, to niech tak będzie. – w końcu i Agata przytuliła Magdę, jednak ze znacznie mniejszym entuzjazmem niż Karolina i Sebastian – No, a teraz powiedzcie mi co z tą sukienką? – wróciła do swojej sukni, mając nadzieję, że ta będzie już tą ostatnią, bo jak do tej pory to akurat to cudo zrobiło na niej największe i najlepsze wrażenie.
- Nie wiem, jak wam, ale mnie się ta najbardziej podoba. – odezwała się jako pierwsza Magda
- Właściwie  to mi też. – zawtórowała jej Karolina
- W takim razie, biorę tę. – uśmiechnęła się szeroko z zadowolenia Bielecka nie czekając na opinie Sebastiana
- A moje zdanie to już się nie liczy? – przypomniał o sobie Lewicki
- Liczy się, ale skoro im się podoba to Tobie musi się podobać. Zaczekajcie a ja pójdę się przebrać, zapłacić i możemy lecieć na pilates.
- Naprawdę nie chcesz wiedzieć, co ja o niej myślę? – dopytywał Sebastian wywołując uśmiech na twarzach dziewczyn
- Dobrze, a więc co myślisz?
- Myślę, że… będzie z Ciebie śliczna panna młoda. – odpowiedziała mu jedynie szerokim uśmiechem, po czym zniknęła w przebieralni – Ale Ty będziesz jeszcze śliczniejsza. – zwrócił się do Magdy całując ją znienacka w policzek, co akurat Magdę bardzo zaskoczyło, ale i ucieszyło. Jakby nie patrzeć był to komplement w jej stronę i to nie mały. Gdy już uporali się z suknią ślubną, pożegnały się z Sebastianem i jedna za drugą, swoimi samochodami ruszyły w stronę clubu fitness. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz