W momencie, gdy Magda zaczynała już ćwiczenia w
towarzystwie dziewczyn, Piotr dopiero teraz skończył swoją pracę. Nie
spodziewał się, że aż tyle osób będzie chciało skorzystać z pomocy prawnika, a
że Wojtek praktycznie przez cały dzień był w sądzie, tak więc wszystkie te
spotkanie spadły na niego. W związku z tym z wypadu z Wojtkiem na ściankę nic
nie wyszło, jednak tego piwa nie miał zamiaru przyjacielowi odpuścić. Porządkując
wszystko w kancelarii nie spodziewał się, że i ten plan będzie musiał odłożyć
na później.
Pozamykał kancelarię na wszystkie możliwe zamki i
zadowolony i z ulgą ruszył w stronę bramy wyjściowej. Od razu zauważył
siedzącego przy samym wejściu Artura. Od czasu ich ostatniego spotkania minęło
sporo czasu, dlatego był w niemałym szoku, gdy zobaczył go akurat przed
kancelarią. Nie trudno było się domyślić, co jest przyczyną tego spotkania,
jednak Piotr wolał się o swoich przypuszczeniach upewnić.
- Artur? – zwrócił na siebie uwagę wyraźnie
zamyślonego chłopaka
- Dzień dobry. – niemal od razu zareagował na jego
słowa
- Co Ty tu robisz? Dlaczego nie wszedłeś do
kancelarii?
- Nie wiedziałem, to znaczy zastanawiałem się, czy
jest w ogóle sens wchodzić.
- Skoro już Cię tu przywiało, to chyba jednak jakiś
sens był. – zapanowała między nimi chwila ciszy, jednak gdy już minęła chłopak
opowiedział Piotrowi o kolejnych nieporozumieniach z ojczymem i matką. Okazało
się, że po kolejnej sprzeczce z ojczymem nie ma zamiaru na razie wracać do
domu.
- Rozumiem, że nie chcesz wracać do domu, ale w
takim razie, co zamierzasz?
- Mówił pan kiedyś o jakimś ośrodku, gdzie mógłbym
się zatrzymać. Chciałem zapytać, czy to jest nadal aktualne?
- Musiałbym sprawdzić, ale jesteś pewien, że nie
chcesz wrócić do domu?
- Na pewno nie dzisiaj. – chwilę później
szesnastolatek miał już zapewnione miejsce w odpowiednim dla nastolatków
ośrodku, gdzie może się zatrzymać, jednak Piotr nie był, co do tego pomysłu tak
do końca przekonany. Zrobił to tylko dlatego, że wiedział i w pewnym sensie
rozumiał sytuację rodzinną Artura.
- Miejsce już masz, ale chyba przydałyby Ci się tam jakieś
rzeczy. Zabrałeś cos z domu?
- Jeszcze nie. Wyszedłem, tak po prostu, bo nie
chciałem się więcej kłócić.
- Zaczekaj chwilę. – po chwili namysłu Piotr
wykręcił numer do przyjaciela i po krótkim przedstawieniu mu sytuacji poprosił
o pożyczenie samochodu. Taksówką podjechali pod blok, w którym mieszkał Wojtek
z Mariolą.
- Cześć.
- No hej? Co jest grane? – zapytał Wojtek zaraz po
podejściu Piotra
- Pamiętasz tego chłopaka, od znajomego mojego ojca?
- Tego nieletniego?
- Mhm.
- no pamiętam, a co z nim?
- Zdaje się, że potrzebuje pomocy. Pokłócił się
ojczymem i matką. Musi trochę ochłonąć.
- No dobra, ale co Ty masz z tym wspólnego?
- Obiecałem mu kiedyś, że w razie czego mu pomogę.
Nie mogę go tak zostawić.
- W takim razie, co zamierzasz? Zabierzesz, go do
Magdy?
- Oczywiście, że nie. Załatwiłem mu miejsce w
ośrodku. Może się tam na jakiś czas zatrzymać.
- A Ty wiesz, że to jest niezgodne z prawem?
- Wiem, ale co miałem zrobić? Nikt się nie dowie.
Zresztą to będzie tylko chwilowe.
- Czyli nici z naszego dzisiejszego piwa?
- Innym razem.
- Mamy co świętować, co nie?
- Mariola Ci powiedziała?
- Mariola, bo Ty tego nie zrobiłeś. Ale tym razem Ci
to wybaczę i mam nadzieję, że to będzie Twój drugi i ostatni ślub.
- Ja jestem tego pewien.
- W takim razie powodzenia. – poklepał Piotra po
ramieniu wręczając mu do ręki kluczyki i dokumenty od samochodu – Masz
szczęście, że Mariola pojechała taksówką na ten pilates
- Dzięki. Oddam w takim samym stanie.
- W innym nie przyjmuję.
- Dzięki. Do jutra. – podziękował Wojtkowi i wracając
do Artura czekającego kilka metrów dalej wsiadł z nim do samochodu przyjaciela
i ruszył w stronę mieszkania chłopaka, gdzie dojechali po kilkunastu minutach.
- Poczekam tu na Ciebie. Chyba, że chcesz żebym
poszedł z Tobą?
- Nie, nie trzeba. Nikogo nie ma, więc nie powinno
być problemu.
- Ok.
Czekał na niego już ponad pół godziny i wydawało mu
się to trochę dziwne. Przecież spakowanie kilku najpotrzebniejszych rzeczy nie
powinno trwać tak długo. Jednak dał mu jeszcze kilka minut i dopiero gdy one
minęły, coś pchnęło go, by pójść do tego mieszkania. Już na samej klatce
schodowej dało się słyszeć jakieś krzyki, dzięki nim szybko dotarł do
odpowiedniego lokalu. Mimo tego, że wiedział o całym konflikcie jaki panował w
tym mieszkaniu to i tak nie pomyślałby, że może on doprowadzić do takiej
tragedii jaką właśnie słyszał. Stał przez chwilę wsłuchując się w krzyki
dobiegające z mieszkania, jednak po chwili mieszkanie całkowicie nie zauważając
Piotra opuścił jakiś mężczyzna. Korzecki domyślił się, że prawdopodobnie facet,
który właśnie minął go na klatce schodowej to ojczym Artura. Dłużej już się nie
zastanawiał, tylko dość pewnym krokiem wszedł do środka. Od razu znalazł
pomieszczenie, w którym znajdował się chłopak. Po wyglądnie Artura szybko
zorientował się, że tym razem to nie była zwykła sprzeczka, o której da się tak
po prostu porozmawiać. Zastał chłopaka w kompletnej rozsypce, jednak nie
wiedział, czy to z powodu kolejnej awantury i bezsilności, czy z powodu
przyjęcia kilku mocnych ciosów ze strony ojczyma. Dopiero teraz zdał sobie tak
naprawdę sprawę z tego, że miał do czynienie z przemocą na nieletnim.
- Pokaż to. – niemal natychmiast podszedł do
chłopaka podnosząc lekko jego głowę do góry
- Wszystko w porządku. To tylko nos.
- Tylko nos? A to? – spytał zauważając rozcięty łuk
brwiowy. – Trzymaj. – podał mu kilka chusteczek, by mógł chociaż trochę
zatrzymać krwawienie i wytrzeć twarz – To był Twój ojczym?
- Miły, prawda?
- Mówiłeś, że nikogo nie będzie w mieszkaniu.
- Bo tak powinno być.
- … Chodź, pojedziemy na pogotowie.
- Nie trzeba. Zaraz mi przejdzie. To nie pierwszy
raz.
- Jak to nie pierwszy raz? – zapytał zdziwiony.
Nigdy wcześniej chłopak nie wspominał mu o żadnych uderzeniach ze strony
ojczyma. Myślał, że to tylko konflikt, który da się jakoś załagodzić. Nie
spodziewał się, że sprawa jest aż tak poważna. – Dobra, chodźmy stąd.
Pojedziemy do szpitala, a później porozmawiamy. – odpuścił zadawanie pytań
widząc, że chłopak nie ma zamiaru mu odpowiedzieć
- Proszę, tylko nie do szpitala. Mnie naprawdę nic
nie jest. – odezwał się patrząc na Piotra błagalnym i całkowicie bezradnym
wzrokiem
- Chodź. – zabrał torbę chłopaka i już chwilę
później wiózł go w stronę Polnej, po drodze wykonując telefon do Magdy. Na
szczęście ona właśnie weszła do mieszkania.
- No cześć kochanie.
- Cześć. Mam do Ciebie prośbę? – przeszedł od razu
do sedna nie chcąc w tej chwili tracić czasu na niezbędne rozmowy
- Jaką prośbę?
- Mogłabyś przyjechać na Polną?
- Mogłabym, ale po co?
- Potrzebuje Twojej pomocy.
- Piotr, co się stało? – zapytała denerwując się
już, zwłaszcza że ton jego głosu brzmiał bardzo poważnie. Jak dla niej za
poważnie
- Nie denerwuj się, to nie o mnie chodzi.
- To o kogo?
- Porozmawiamy jak przyjedziesz.
- No dobrze, to zaraz będę.
Zostawił samochód Płaskich przed kamienicą, a sam
wprowadził Artura do mieszkania.
- Gdzie
my jesteśmy? – zapytał od razu chłopak rozglądając się po mieszkaniu
- U
mnie. Uspokój się, rozgość. Za chwilę porozmawiamy. I chyba musimy zając się
tym Twoim okiem.
- Nie
trzeba.
-
Trzeba, trzeba. Siadaj. – wskazując chłopakowi miejsce na kanapie usłyszał
dźwięk dzwonka do drzwi. Domyślił się, że to Magda, nie wiedział tylko jak
zareaguje na obecność w jego mieszkaniu Artura
- Hej,
co się stało?
- Nie
denerwuj się. Chodź do pokoju.
- Dzień
dobry.
- Chyba
niezbyt dobry. Piotr? – spojrzała na Korzeckiego czekając aż wyjaśni jej
obecność Artura i to w nienajlepszym stanie
- Ja bardzo panią przepraszam, nie chciałbym
sprawiać kłopoty.
- Zaczekaj tutaj. – zwrócił się w stronę chłopaka
Korzecki prosząc jednocześnie Magdę o chwilę rozmowy na osobności
- Piotr, o co tu chodzi?
- Czekał na mnie przed kancelarią, prosił żebym
pomógł mu znaleźć nocleg. Chciałem zawieźć go do ośrodka dla nieletnich, ale
wcześniej pojechaliśmy do niego do domu.
- No dobrze, ale dlaczego on jest pobity?
- Facet jego matki go pobił. Sama wiesz, że nie
mogłem go zawieźć w takim stanie do ośrodka. Nie przyjęliby go.
- Powinieneś zawieźć go do szpitala.
- Chciałem, ale on nie chciał. Prosił mnie żebym
tego nie robił.
- Dlaczego?
- Nie wiem, może bał się, że w szpitalu zgłoszą
pobicie na policji.
- I pewnie by tak zrobili. Chcesz go tu zatrzymać?
- Dzisiaj tak, a później nie wiem. Muszę z nim
porozmawiać, może zmienił zdanie i będzie chciał tego procesu.
- A jeśli nie, to co? Wróci do domu i znowu oberwie
przy najbliższej kłótni.
- Najpierw muszę się dowiedzieć, o co poszło tym
razem?
- A jego matka?
- Nic o niej nie mówił. W ogóle mało mówi.
- A dziwisz mu się? – pozostawił to pytanie bez
odpowiedzi – Chodź, trzeba go trochę ogarnąć, żeby jakoś wyglądał, ale na moje
i tak powinien zobaczyć go lekarz.
- Dziękuję.
- Piotr, ja rozumiem, że chcesz mu pomóc, ale
przecież wiesz, że nie możesz pozwolić mu zatrzymać się gdziekolwiek indziej.
On ma rodziców i swój dom.
- Wiem. On wróci do domu. Chyba że podejmie decyzje
o procesie.
- Dobra chodź. – pociągnęła go za rękę w stronę
pokoju, gdzie czekał na nich Artur – ale Tobie nic nie jest? – zatrzymała się
jeszcze przed wejściem dla upewnienia
- Wszystko w porządku. Czekałem na niego w
samochodzie. A szkoda.
- Szkoda. – wywróciła oczami z jednej strony ciesząc
się, że czekał w samochodzie i nic mu się nie stało, ale z drugiej żal jej było
tego chłopaka, bo prawdopodobnie gdyby Piotr był wtedy z nim w mieszkaniu to
być może do niczego by nie doszło. Chociaż tego być pewna nie może, dlatego
lepiej, że Piotra nie było w tym mieszkaniu. Zajęła się chłopakiem, ostrożnie
opatrując jego rozwalone oko.
- A Ty się w ogóle dobrze czujesz? Dostałeś tylko w
oko? – zapytała naiwnie licząc, że dowie się czegoś więcej, jednak Artur
przemilczał jej pytanie
- I co? Żyjesz? Z tego co wiem, to jesteś pierwszym
pacjentem Magdy. – zażartował Piotr wchodząc do pokoju z dwoma kubkami herbaty
- Bardzo śmieszne. A może chcesz zająć jego miejsce?
– odgryzła się nie odwracając się nawet w jego stronę
- Nie dziękuje.
- Tak właśnie myślałam. Róbcie sobie co chcecie, ale
ja na Twoim miejscu zawiozłabym go do szpitala.
- Ale pani jest uparta. – odezwał się w końcu
chłopak wywołując na twarzy Magdy lekkie zdziwienie, a u Piotra uśmiech
- No co, przecież to nie ja powiedziałem. –
zareagował podniesieniem rąk w geście obronnym, gdy tylko na niego spojrzała –
No, ale może rzeczywiście masz rację.
- Dziękuję, ale nie trzeba żadnego lekarza.
- Jesteś u mnie w domu, więc nie dyskutuj.
- Piotr może ja zadzwonię po Igora?
- O świetny pomysł. W końcu jest lekarzem.
- Zadzwonię do niego. – w odpowiedzi kiwnął
potwierdzająco głową, po czym skupił wzrok na Arturze
- Dziękuję. – odezwał się myśląc, że tego właśnie
oczekuje od niego Piotr i jego poważny wyraz twarzy
- Bardzo proszę, ale to chyba nie wszystko. Mam
rację?
- …
- Chyba musimy porozmawiać.
- Nie wiem, czy jest o czym.
- Sprawa
wygląda tak, że praktycznie uciekłeś z domu, a ja właściwie Ci w tym pomogłem.
- Ale w dobrej wierze.
- Owszem, ale po pierwsze nie powinienem tego robić,
a po drugie nigdy nie zgłosiłeś na policję jak wygląda Twoja sytuacja w domu,
więc to, że nie wrócisz dzisiaj do domu na noc może zostać różnie odebrane.
- To znaczy?
- Kaprys nastolatka?
- Ale pan przecież wie, że to nie tak.
- Ja wiem, ale nikt więcej. Posłuchaj, ja chcę Ci
pomóc i zrobię to, ale zgodnie z prawem. Dlatego jutro z samego rana pojedziemy
do Ciebie do domu i spróbujemy porozmawiać z Twoją mamą.
- To nie będzie takie łatwe.
- Bo?
- Zazwyczaj on też jest rano w domu.
- W takim razie porozmawiamy sobie w czwórkę. Może
to i nawet lepiej.
- To nie ma sensu. Co im pan powie?
- Najpierw to Ty musisz mi wszystko powiedzieć.
Inaczej nie będę w stanie Ci pomóc.
- Ale to nie jest przyjemny temat.
- Nie martw się, jakoś to wytrzymam. – powiedział
sarkastycznie dając w ten sposób chłopakowi do zrozumienia, że nie ma innego
wyjścia i musi o wszystkim mu opowiedzieć. Właściwie to nie tylko jemu, ale i
Magdzie, która właśnie wróciła do pokoju.
- Igor będzie za jakąś godzinę.
- Słyszałeś? Masz godzinę. Słucham?
- Chodzi o to, że on całkowicie przykrył matce cały
świat. Nastawia ja przeciwko mnie, a ja nie mam już siły, żeby tłumaczyć jej,
że on wcale nie jest taki jak ona go widzi. Kiedy dowiedział się, że szukam
kontaktu z ojcem, to wściekł się jeszcze bardziej. Może wystraszył się, że
jeśli odnajdę ojca, to on wtedy zostanie z niczym. Przecież to mieszkanie jest
moje.
- Twój ojczym pracuje?
- Tak, w firmie transportowej.
- Czyli zarabia na siebie.
- No tak, ale ja nie mam z jego pieniędzmi nic do
czynienia, bo on nie daje matce ani grosza, więc dlaczego ja mam mu oddać
mieszkanie?
- Powiedział Ci, że tego właśnie od Ciebie oczekuje?
- Uważa, że ja nie mam nic do powiedzenia, że nie
mam prawa się wtrącać.
Zachowuje się tak, jakby to on mnie utrzymywał, a ja
nie wiadomo jak wiele mu zawdzięczam. Nic nigdy mi nie dał, więc dlaczego ja
teraz mam godzić się na to, żeby był zameldowany w tym mieszkaniu? Przecież,
jeśli uda mu się omotać matkę jeszcze bardziej, to ona się na to zgodzi, a on
wtedy ją zostawi. I to my wtedy zostaniemy bez mieszkania.
- A dlaczego uważasz, że zostawi Twoją mamę?
- Bo to taki typ. On ją wykorzystuje, a ona zrobi
dla niego wszystko.
- Często Cię bije?
- …to zależy.
- Od czego?
- Od tego czy zdąży. Czasami uda mi się wyjść z domu
zanim podniesie rękę.
- A dzisiaj o co poszło?
- Powiedział, że mogę nie wracać do domu.
- I mówiąc to tak po prostu Cię uderzył?
- Może nie jestem bez winy i czasami powiem coś za
dużo, ale chcę, żeby mojej mamie wreszcie się oczy otworzyły.
- A, co Twoja mam na to, że ojczym Cię biję? –
włączyła się do tej pory wsłuchując się rozmowie
- Nie wiem, czy to można nazwać biciem. Próbowała z
nim rozmawiać, ale efekt był taki, że się wkurzył, zrobił jej awanturę. Nie
minęła godzina, a ona go przepraszała. To chyba nie jest normalne, prawda?–
spojrzeli na siebie porozumiewawczo
- Dobrze, powiedź mi, co zamierzasz?
- Nie wiem. Na pewno chcę się skontaktować, a
przynajmniej spróbować znaleźć biologicznego ojca. I teraz sobie nie odpuszczę.
- Dobrze. Zrobimy tak, zadzwonisz teraz do mamy i
powiesz gdzie jesteś i że wrócisz rano do domu.
- To nie jest potrzebne. Ona wie, że czasami nocuje
u jakiegoś kolegi.
- Ale ja nie jestem Twoim kolegą, dlatego zadzwonisz.
Jutro porozmawiamy z Twoją mamą, a później zobaczymy co dalej. I nie ukrywam,
że tu dużo będzie zależało od Ciebie. Masz telefon?
- Mam.
- W takim razie my Cię teraz zostawiamy, a Ty dzwoń.
– zostawili Artura samego w pokoju, by mógł swobodnie porozmawiać z matką, a
sami zaczęli rozmowę w kuchni
- I co teraz? – zapytała oczekując od niego, że ma
jakieś rozwiązanie z tej sytuacji
- Pojadę jutro z nim do domu i zobaczymy.
- A dzisiaj? Rozumiem, że zostajesz tu na noc.
- Nie dlaczego? On nie jest już małym dzieckiem.
- Nie o to mi chodzi. Piotr, mało go znasz. Nie
boisz się zostawić go samego w swoim mieszkaniu?
- Przecież nie zabiorę go do Ciebie.
- W takim razie może tu zostańmy?
- Jeśli chcesz.
- Tak, chyba będzie najlepiej. Szczerze mówiąc nie
wiem, czy powinieneś się w to aż tak bardzo angażować.
- Nie wierzę, że akurat Ty to mówisz.
- Nie mówię, że masz mu nie pomagać, ale to jest ich
prywatne życie rodzinne. Ja na miejscu jego matki nie wiem, czy chciałabym z
Tobą rozmawiać. Po za tym, wierzysz całkowicie temu chłopakowi?
- Nie wiem, ale nie darowałbym sobie, gdybym nic nie
zrobił, gdyby rzeczywiście było tak jak mówi. Dlatego, chce jutro tam pojechać
i się o tym upewnić. Nie martw się.
- Mam nadzieję, że wiesz co robisz.
- A może Twoja fundacja, mogłaby mu pomóc? – zapytał
niepewnie widząc, że nie do końca jest przekonana, co do jego zaangażowania w
tę sprawę
- Najpierw sprawdź, czy w ogóle trzeba pomagać. – odpowiedziała mu
krótko, ale za to treściwie i dosadnie, po czym odwróciła się w stronę lodówki
z zamiarem zrobienia czegoś do jedzenia. Nie do końca Piotr rozumiał tą jej
niechęć, ale
miała do tego prawo. Nie znała chłopaka i nie
musiała mu od razu ufać. Najważniejsze dla niego jednak było to, że całkowicie
mu się nie sprzeciwiła i wiedział o tym, że w razie potrzeby może liczyć na jej
pomoc. Miał nadzieję, że być może rozmowa, jaką toczyli z Arturem przez resztę
wieczoru trochę zmieni jej nastawienie i spojrzy na chłopaka bardziej
przychylnym wzrokiem. Z drugiej jednak strony, nie od razu przecież Kraków
zbudowano.
Kolejny miesiąc dla Magdy i Piotra zaczynał i
kończył się na pracy. Co do Artura to Piotrowi udało się jakimś cudem
doprowadzić mniej więcej do zgody w rodzinie, co jednak nie znaczy, że wszystko
ułożyło się tak jakby Artur tego chciał. Niestety jego ojczym nie miał zamiaru
zniknąć z życia jego i jego matki. W każdym bądź razie dzięki interwencji
Piotra ich atmosfera rodzinna uległa zmianie i to na lepsze. Korzeckiemu
pozostało jeszcze pomóc w odnalezieniu ojca chłopaka, co okazywało się być
znacznie trudniejsze od porozumienia się z jego matką i ojczymem. Następnym
sukcesem Piotra było doprowadzenie z Magdą, Wojtkiem i Łukaszem wspólnej sprawy
do korzystnego dla nich finału. Co prawda pozostała jeszcze jedna rozprawa, ale
praktycznie była ona formalnością biorąc pod uwagę ilość wiarygodnych świadków
i fakty, które doskonale znali to wygraną sprawę mają w kieszeni. Co jednak nie
oznacza, że nie może wydarzyć się coś, co ich zaskoczy i odmieni losy rozprawy,
do której zostało jeszcze dosłownie kilka dni. Co do ślubu Agaty i Bartka, to
wszystko było już dopięte na ostatni guzik. W końcu zostały jeszcze tylko dwa
tygodnie co wprowadzało w życie Agaty nie mało ekscytacji. W życiu Sebastiana
zaszło kilka znaczących zmian odkąd zagościł w nim Igor. Głównie wprowadził
spokój i satysfakcję z tego, że dobrze jest, tak jak jest i Lewicki nie miał
zamiaru tego zmieniać. W dodatku po kolejnej udanej wystawie pojawiały się
coraz ciekawsze propozycje zawodowe, z których był bardzo zadowolony, bo wreszcie
czuł, że zaczyna spełniać się zawodowo i ktoś docenia to, co robi. Z koeli u
Marioli i Wojtka życie toczyło się głównie wokół nienarodzonego jeszcze
dziecka. I w sumie nic w tym dziwnego, gdyby nie to, że Wojtek całkowicie
zwariował na tym punkcie i nawet Piotrowi ciężko było z nim porozmawiać na inne
tematy.
Wiadomość o zaręczynach Magdy i Piotra rozeszła się
po przyjaciołach w bardzo szybkim tempie, czego akurat można się było
spodziewać, bo przecież w ich przypadku poczta pantoflowa działa bardzo sprawnie.
Jedynie rodzice Piotra o niczym jeszcze nie wiedzieli, ze względu na to, że
Korzecki uparł się by powiedzieć im o tym osobiście i widzieć minę swojego ojca
słysząc tę wiadomość. Niestety brak czasu jak na razie uniemożliwiał im wyjazd
do Kościeliska, a i rodzicom Piotra jak widać nie spieszyło się do Warszawy.
- Zapomniałem Ci wczoraj powiedzieć, że mama do mnie
dzwoniła. Oczywiście pytała, kiedy przyjedziemy.
- A Ty oczywiście powiedziałeś, że nie mamy czasu.
- A nie jest tak? – zapytał stawiając dla niej kubek
z ciepłą herbatą na stoliku upijając wcześniej trochę
- Jest, ale zawsze mówisz jej to samo. Ja już bym Ci
nie wierzyła.
- Wiesz, tak sobie pomyślałem, że skoro nie damy
rady pojechać w najbliższym czasie do Kościeliska, to może jednak zadzwonię do
mamy i powiem jej o zaręczynach, co?
- Myślę, że nie ma, co tego odkładać. Już dawno
powinieneś to zrobić.
- Może tak, ale liczyłem, że jednak uda nam się
wyrwać na kilka dni.
- Chętnie bym się stąd wyrwała, ale tylko z Tobą i
to gdzieś indziej. Nad morze na przykład.
- Właściwie to moglibyśmy zaplanować sobie jakiś
urlop. Kwestia tylko tego gdzie i kiedy chcemy jechać? No i musiałbym poprosić
kogoś żeby przypilnował nam trochę budowy.
- Może Wojtek by się zgodził.
- Może i by się zgodził, ale ja wole chyba nie
ryzykować. On teraz żyje w innym świecie. Jeszcze by nam stworzył jakiś pałac
dla księżniczki, albo jakiegoś rycerza.
- Hehe. To nie byłoby takie złe. Po za tym fajnie,
że się tak cieszy. Mariola bała się, że może być inaczej.
- Przecież Wojtek chciał tego dziecka.
- A wiesz, że podobno bez przerwy powtarza, że to
będzie chłopiec? – zapytała czekając na jego reakcję, na to co odpowie i w jaki
sposób będzie kontynuował tę rozmowę. Od czasu zaręczyn temat ślubu wracał co
jakiś czas, jednak o dziecku nie i to ją trochę zastanawiało.
- Słyszałem i to na własne uszy. Gdyby nie Mariola
to już dawno urządziłby pokój. – odpowiedział bez większego entuzjazmu
zaczytując się w jakiś dokument – Ten wyjazd chyba dobrze im obojgu zrobił.
Racje miałem, że ich tam wysłałem.
- Też mi się tak wydaje. Wygląd na to, że z
dzieckiem wszystko w porządku, a ciąża Marioli chyba służy.
- Chyba tak. – znowu odpowiedział zupełnie jakby nie
wiedział o czym rozmawiają. Jakiś miesiąc temu od razu zaczął by sprowadzać
temat na zbliżony bardziej ku ich związkowi, a teraz nic, dlatego odpuściła
sobie nie widząc zainteresowania z jego strony
- To co z tym naszym wyjazdem?
- Pomyślimy, ale to chyba po tym ślubie Agaty i
Bartka, co?
- Mhm. Długo będziesz jeszcze pracował?
- A dlaczego pytasz?
- Chciałabym pójść spać. Jutro muszę wcześnie stać.
- No dobrze. To ja przeniosę się do salonu, a Ty się
połóż.
- Zostań. Nie musisz się przenosić.
- Ale będę Ci przeszkadzał.
- Nie będziesz. Dobranoc chłopaku. – pocałowała go w
policzek, po czym wtulając się w
poduszkę zamknęła oczy
- Dobranoc.
Zasnęła w bardzo szybkim tempie. Nie przeszkadzała
jej w tym zapalona lampka, ani stukot klawiatury laptopa i szelest
przewracanych przez Piotra kartek papieru. Rzeczywiście od jakiegoś czasu
czuła, że taki wspólny wyjazd, tylko z nim bardzo bym im się przydał, zwłaszcza
że ostatnio nie mieli możliwości spędzać ze sobą zbyt dużo czasu. Oboje
przyjmują nowe sprawy, praktycznie bez zastanowienia, nie licząc ile czasu im
to zajmie. Po za tym, ona udziela się w fundacji, a Piotr czujnie kontroluje
budowę domu. I w sumie nic w tym dziwnego. Życie jak, w wielu innych związkach,
jednak w ich sytuacji zajmowało to znacznie więcej czasu niż można by się tego
spodziewać. Nie mieli nawet czasu, by porozmawiać o ślubie. Nie ustalili
jeszcze nawet daty, a gdzie tu znaleźć czas na całą resztę przygotowań? Do tego
jeszcze obawiała się, że rodzicom Piotra może nie spodobać się to, że nie
znaleźli czasu, by osobiście poinformować ich o zaręczynach, ale naprawdę nie
mieli na to czasu. Jednak mówiła Piotrowi, że powinien zadzwonić i to znacznie
wcześniej, a teraz, po miesiącu wcale by się nie zdziwiła, gdyby jego ojca
jeszcze bardziej to zniechęciło do kontaktów z synem. W sytuacji Piotra, Tomasz
może to odebrać jako zlekceważenie, a przecież tego właśnie nie chcieli. No ale
teraz to może sobie jedynie o tym pomyśleć. Miała jednak nadzieję, że skoro
Piotr dzisiaj sam
o tym wspomniał, to zadzwoni do matki jak
najszybciej. Obiecali sobie, że co do ślubu to nie będą się z niczym spieszyć,
że wszystko od samego początku będą ustalać razem taka by obojgu wszystko
odpowiadało, ale ona nie zamierzała czekać nie wiadomo jak długo, aż znajdą w
pracy luźniejszy termin. A jak na razie to wyglądało to tak, jakby właśnie na
to czekali. Pytanie więc, kiedy w ich kalendarzach zawodowych znajdzie się
odpowiedni czas na własny ślub? Tego jak na razie Magda nie wiedziała, dlatego
po części żyła trochę ślubem przyjaciółki, który zbliżał się wielkimi krokami,
a ona nadal nie miała co na siebie założyć tego dnia, dlatego gdy tylko
następnego dnia się przebudziła i spojrzała na śpiącego obok Piotra postanowiła
sobie, że choćby się waliło i paliło ona w weekend zabiera go na zakupy i to
nie tylko by znaleźć coś dla siebie, ale i dla niego, co niestety
prawdopodobnie nie będzie łatwym zadaniem, bo jeśli chodzi o zakupy odzieżowe
to Piotr raczej za tym nie przepada, ale już ona znajdzie sposób by tym razem
jej nie odmówił i nie znalazł żadnej wymówki.
- A Ty dokąd? – wymamrotał jeszcze przez sen zamglonym
wzrokiem widząc, że się ubiera
- Do pracy. – odpowiedziała z uśmiechem wiedząc, że
i tak pewnie nie do końca dociera do niego, o co pyta i co ona mu odpowiada
- Ale już?
- Mówiłam Ci wczoraj, że muszę być dzisiaj wcześniej
w sądzie.
- Ale nie mówiłaś, że aż tak wcześnie. Myślałem, że
pójdziemy sobie razem pobiegać.
- Niestety nie dzisiaj. Po za tym wolałabym, żebyś
dzisiaj sobie odpuścił. Przez cały czas pada i chyba nie jest za ciepło.
- Eee tam.
- I zadzwoń do rodziców, dobrze? – zapytała w biegu
całując go przelotnie w policzek
- Mhm. – pokiwała jedynie głową wiedząc, że i tak
będzie musiała mu o tym prawdopodobnie przypomnieć. Opuściła mieszkanie w
szybkim tempie, a w jeszcze szybszym dojeżdżając do sądu, gdzie czekał już na
nią klient. Z kolei jakiś czas później w kancelarii Wojtka i Piotra panował
niemały harmider. Wojtek w szybkim tempie rozprawił się właśnie z drugim już
klientem, a Piotra jak nie było, tak nie było.
- Mariolka, Piotra jeszcze nie ma? – zapytał
zdziwiony nieobecnością wspólnika
- Jak widać nie ma. Mówił wczoraj, że dzisiaj będzie
trochę później.
- Trochę to rozumiem, ale jest prawie 11.
- Zaraz pewnie przyjdzie.
- Ja mam nadzieję, bo jak dzień się tak zaczął, to
aż boję się myśleć, co będzie dalej.
- Oj nie panikuj, zaraz będzie.
- Domyślam się, że o mnie mówicie. – włączył się do
rozmowy Piotr od samego wejścia słysząc lekko podniesiony głos Wojtka
- Owszem o Tobie. Gdzie Ty byłeś?
- Mówiłem wczoraj Twojej żonie, że będę później.
- Nic się nie stało. Wojtek wstał dzisiaj lewą nogą.
- Aha. To może coś z tym zrób.
- Ja? Dlaczego ja? To jego problem.
- Jakbyście nie zauważyli, ja nadal tu jestem. –
przypomniał o sobie Płaska czując, że żona i przyjaciel zaczynają sobie z niego
żartować
- Nie trudno nie zauważyć. Co tam Mariolka dzisiaj
masz dla mnie?
- Właściwie to nic konkretnego. Masz tylko dwóch
klientów.
- A co z jutrzejszą rozprawą?
- Nie rozumiem? Co ma być? Musimy sobie tylko
wszystko omówić i powinno być dobrze.
- Magda z Łukaszem przyjadą do nas?
- Prosiła żebyśmy to my przyjechali. Magda nie da
rady wyrwać się dzisiaj z kancelarii.
- No dobra, to o której? Ja zaraz mam spotkanie na
mieście, a potem jestem wolny.
- O 13?
- Dobra. To ja lecę na to spotkanie. Na razie.
- No hej. Co on taki spięty? – zapytał Mariolkę
słysząc zamykające się za przyjacielem drzwi
- Ma dużo pracy.
- Jasne, dużo pracy. A Ty jak się czujesz? Wszystko
ok?
- Ok.
- Wiesz, tak sobie wczoraj pomyślałem, że może
przydałby się ktoś do pomocy.
- Masz na myśli nowego prawnika?
- Myślałem o Tobie. Na razie może jeszcze nie ma
takiej potrzeby, ale za kilka miesięcy, ktoś będzie nam potrzebny na Twoje
miejsce. Przynajmniej na jakiś czas.
- Powinieneś o tym pogadać z Wojtkiem, a nie ze mną.
- Chciałem znać Twoje zdanie.
- Na pewno kogoś będziecie musieli sobie znaleźć na
moje miejsce, ale ja myślę, że na tę chwilę powinniście się skupić na jakimś
nowym prawniku.
- Dajemy sobie radę.
- Ale jakim kosztem. Mamy ostatnio z Wojtkiem dla
siebie coraz mniej czasu. Wiem, że to nie pierwszy raz, kiedy jest tylu
klientów, ale teraz to jest nie do ogarnięcia. Nie widzicie tego? Nie chciałbyś
wiedzieć ilu klientów musze odsyłać z kwitkiem.
- To dlaczego nie powiedziałaś tego wcześniej.
- A co by to zmieniło? Kazalibyście zapisywać, a ja
wtedy Wojtka widywałabym tylko w kancelarii. Zresztą z Tobą i z Magdą byłoby to
samo.
- Magda Ci się skarżyła?
- Zwariowałeś? Oczywiście, że nie, ale nie musi się
skarżyć, żebym o tym wiedziała.
- Dobrze w takim razie porozmawiam z Wojtkiem o kimś
do pomocy.
- Róbcie, co chcecie. Pamiętaj tylko, że coś za coś.
- Pamiętam. Przepraszam Cię, ale muszę zadzwonić.
- Klienta masz za pół piętnaście minut.
- Ok. – nieco zamyślony zniknął w swoim gabinecie.
Po słowach Marioli zaczął poważnie zastanawiać się nad tym, czy rzeczywiście
nie przydałby im się ktoś do pomocy. Pierwsze co przyszło mu do głowy, to
aplikant. Jednak on mógłby lekko odciążyć Mariolę, jednak im zbytnio by nie
pomógł. Właściwie to mieliby jeszcze więcej pracy. Jedno było pewne. Na pewno
musi o tym porozmawiać z Wojtkiem. Odsunął te myśli na bok i chwycił za telefon
wybierając numer do Kościeliska. Na szczęście po chwili usłyszał głos swojej
matki, a nie jak czego się obawiał, ojca.
- Tak słucham?
- Dzień dobry mamo.
- Piotruś. Dzień dobry. Rozmawiałeś z Madzią? Kiedy
przyjedziecie?
- Mamo przepraszam, ale nie przyjedziemy.
Przynajmniej na razie. Naprawdę nie damy rady.
- Jak to, przecież mówiłeś, że coś wymyślisz.
- No tak, ale to nie będzie takie proste. Wcześniej
myślałem, że rzeczywiście jakoś uda nam się wyrwać z Warszawy chociażby na
weekend, ale jednak nie.
- Oj Piotrek, Piotrek. Nie powinieneś tyle pracować
i doskonale o tym wiesz.
- Tak wiem. Wiem, że nie powinienem się przemęczać,
że powinienem na siebie uważać i wiele innych rzeczy też wiem. Magda też mi to
powtarza.
- I bardzo dobrze.
- To się staje męczące, dlatego proszę Cię chociaż
Ty mi odpuść. Dzwonię, bo skoro nie uda nam się z Magdą przyjechać, to chciałem
Ci coś powiedzieć. Oświadczyłem się Magdzie.
- I?
- Mamo, a jak myślisz?
- Żartuje przecież. Synku bardzo się cieszę. Ojciec
też się ucieszy. W takim razie kiedy ślub?
- Nie tak szybko. Nie rozmawialiśmy jeszcze o dacie.
- No to na co czekacie?
- Nie wiem, ale jak już ustalimy, gdzie i kiedy to
dam Ci znać.
- No dobrze. To uważaj na siebie i na Magdę. I
zadzwoń sam od czasu do czasu.
- Tak jest. Pa. – rozłączył połączenie z uśmiechem
na twarzy. Każda jego rozmowa z matką wyglądała prawie tak samo. Za każdym
razem skazany był na wysłuchiwanie nakazów i zakazów, czego akurat miał już
dość. Zwłaszcza, że pod tym względem Magda trzymała stronę jego matki, tym
bardziej teraz, kiedy ostatnie badania nie były zadawalające. Sam zresztą
przeczuwał to zanim zrobił badania, ale oczywiście zwalił to na przemęczenie.
Jak to Piotr oczywiście.
Przyjął pierwszego tego dnia klienta, a zaraz potem
wyfrunął z kancelarii prosto do kancelarii Waligóry, gdzie czekał mieli z
Wojtkiem umówione spotkanie z Łukaszem i Magdą. Jeśli chodzi o Piotra, to
głównie z Magdą.
Dojazd do kancelarii na Skorupki nie zajął mu zbyt
dużo czasu. W końcu motocykl to nie samochód i potrafi omijać korki. Gdy
znalazł się w sekretariacie nie było jeszcze 13 więc nie zdziwił się, że nie
zastał tam Wojtka. I nawet się z tego powodu cieszył, bo po cichu liczył na
kilka minut rozmowy z ukochaną całkiem na osobności.
- Cześć Kasiu. – przywitał się z sekretarką
wyrywając ją w ten sposób ze szponów niezbędnych do pracy papierzysk
- A Piotr. Cześć. – odetchnęła z ulgą widząc
Korzeckiego, a nie któregoś ze swoich przełożonych
- Wystraszyłem Cię? – zapytał widząc lekkie zdenerwowanie
na twarzy Kasi
- Trochę. – uśmiechnęła się nikle wracając do
swojego zajęcia – Myślałam, że to Bartek, albo Waligóra.
- Widzę, że zawalili Cię najgorszą robotą.
- Dobrze widzisz, ale sama sobie jestem winna.
Powinnam to poukładać w zeszłym tygodniu.
- Oj tam, papiery nie zając. Nie uciekną.
- Hehe, no niby nie, ale wole dmuchać na zimne. Wole
to zrobić teraz i nie narażać się szefom.
- To się nazywa mobbing. W mojej kancelarii jest to
nie do pomyślenia.
- Co jest nie do pomyślenia w Twojej kancelarii
chłopaku? – zapytała z uśmiechem wchodząc do sekretariatu Magda
- Wykorzystujecie dziewczynę. U mnie miałabyś jak u
Pana Boga za piecem.
- U Ciebie? Mhm, a co na to Wojtek? – drążyła temat
Magda zwracając przypominając Korzeckiemu o wspólniku
- Myślę, że nie miałby nic przeciwko. Marioli przyda
się pomoc. To co Kasiu, przechodzisz do nas? – zwrócił się do sekretarki
całkiem poważnie na co jednak ani Kasia ani przysłuchująca się temu z uśmiechem
Magda nie brały tego do siebie zbyt poważnie. Jednak, gdy Kasia spojrzała na
poważną minę Piotra, zaczęła się zastanawiać, czy to aby na pewno z jego strony
są żarty. Nie wiedząc co myśleć spojrzała na Magdę.
- Nie martw się Kasiu, on żartuje. – uspokoiła
koleżankę widząc, że lekko się zmieszała gadaniem Piotra – A Ty przestań. Nie
oddamy Ci ani Kasi, ani Marty ani nikogo innego.
- Ale ja mówię poważnie.
- Ale ja jestem w
pakiecie z Łukaszem.
- I bardzo dobrze. Łukasz też nam się przyda.
- Piotr przestań, bo Kasia zacznie się zastanawiać.
– przerwała mu wiedząc doskonale, że po prostu sobie żartuje. Nie chciała by
Kasia wzięła to na poważnie i później się rozczarowała zwłaszcza, że sama gdyby
nie znała Piotra, to prawdopodobnie tak samo jak Kasia teraz też nie
wiedziałaby jak odebrać jego słowa.
- Widzisz Kasiu chciałem dobrze, ale nie mogę się
narażać Magdzie. Sama rozumiesz.
- Jasne.
- Powiedź lepiej, gdzie masz Wojtka?
- Nie mam pojęcia. – odpowiedział Magdzie bez
zastanowienia, jednak widząc jej znaczące spojrzenie postanowił nieco rozjaśnić
jej swoją odpowiedź – Miał jakieś spotkanie, ale będzie. Tak przynajmniej
mówił.
- To co? Idziemy do mnie, czy chcesz dalej
przekonywać Kasię do siebie?
- Nie do siebie, tylko do pracy ze mną i z Wojtkiem.
To jest różnica, prawda.
- Ogromną. Chodź. – chwyciła go za rękę odwracając
się w kierunku swojego gabinetu
- A podać coś do picia? – zapytała jeszcze Kasia
zatrzymując ich
- Ja dziękuję, ale Piotrowi to kubeł zimnej wody na
głowę dobrze by zrobił, bo wygaduje głupoty.
- Bardzo śmieszne. Kawę poproszę. Wiesz jaką?
- Tak wiem.
- Dzięki. – uśmiechnął się do Kasi czując na sobie
pytający wzrok Magdy – Co?
- Nic. Idziemy.
Osobny gabinet to, to co dla Piotra było podstawą w
własnej działalności. Nie wyobrażał sobie, że mógłby dzielić go z kimś. Cieszył
się całkowitą swobodą u siebie w kancelarii, ale i u Magdy nie musiał się
krępować. Przyszedł tu z zamiarem spędzenia z nią kilku chwil sam na sam i nie
zamierzał z tego zrezygnować.
- Wiesz, że to co robisz, jest mało profesjonalne? –
zapytała czując jego pocałunki na swojej szyi i ramionach
- Być może, ale ja tu nie pracuję. – wytłumaczył się
szybko zmuszając ją swoimi pocałunkami do tego, by usiadła na biurku
- Tobie chyba na prawdę ten kubeł zimnej wody by się
przydał.
- Wojtek się spóźnia, Łukasza nie ma. Nie będziemy
przecież sami omawiać rozprawy, więc to chyba dobrze, że potrafimy odpowiednio
wykorzystać czas.
- Nie wiem, czy dobrze, ale na pewno przyjemnie.
Zastanawiam się tylko, co by na to powiedział Wiktor, albo Bartek.
- Wiktor jest wyrozumiały.
- A Bartek?
- Zapewniam Cię, że on z Agatą w swoim gabinecie
robi o wiele gorsze rzeczy. – stwierdził przekonany odpinając guzik jej koszuli
- Magda chciałam… - Jagoda nie dokończyła swojej
wypowiedzi widząc Magdę i Piotra w, jak się spodziewała dwuznacznej sytuacji.
Wparowała do gabinetu nie pukając i chyba dopiero teraz widząc całujących się
Magdę i Piotra zrozumiała, że jednak trzeba było tym razem zapukać. Na głos
Jagody odsunęli się od siebie zachowując jako taki spokój – Sorry, Kasia nie
mówiła, że nie jesteś sama. Cześć Piotr. – odezwała się po kilku sekundowym
milczeniu zupełnie nie wiedząc jak się zachować
- Cześć. – odpowiedział nieco rozbawiony
zakłopotaniem Jagody, jednak jeśli chodziło o całą tą sytuację to był zły na
Rajewską, a konkretnie na jej zachowanie – Puka się.
- Tak, wiem, ale…
- Jagoda, o co chodzi? – zapytała lekko rozdrażniona
tym zajściem Magda
- Nie ważne. W zasadzie to mogę iść z tym do
Wiktora, albo do Bartka. Przepraszam, już mnie nie ma. –uśmiechnęła się nikle i
wyszła z gabinetu Magdy zamykając za sobą drzwi.
- Rozumiem, że tu u was nie uznaje się zasady
pukania przed wejściem do nie swojego gabinetu, ale jest jeszcze coś takiego
jak dobre wychowanie.
- Uważaj, bo narażasz się jej ojcu.
- Myślę, że on sam doskonale wie, że Jagoda to nie
do końca udana inwestycja.
- Piotr… - oburzyła się lekko uśmiechając i upominając
go by się nie zagalopował i nie powiedział czegoś jeszcze
- No co, taka prawda.
- Raczej w to wątpię. Dzwoniłeś do mamy? – zmieniła
temat będąc prawie pewną, że prawdopodobnie zupełnie zapomniał wykonać telefon
do Kościeliska
- Dzwoniłem. – zakomunikował jej dumnie rozsiadając
się jednocześnie w fotelu
- I? – zapytała zdziwiona jego odpowiedzią
- Cieszy się.
- I tylko tyle?
- Bardzo się cieszy.
- Możesz być poważny? – drażnił się z nią i gdyby
nie to, że właściwie mówili o ich zaręczynach to nie przeszkadzałoby jej to,
ale teraz przy takim temacie to zaczynało jej to lekko przeszkadzać
- Widzę, że humor nie dopisuje.
- Za to Tobie wręcz przeciwnie.
- Coś się stało?
- Niby dlaczego?
- Rano miałaś chyba lepszy nastrój.
- Rano to Ty spałeś. – odezwała się z wyczuwalnym
dla niego oburzeniem. W jednej chwili wejście Jagody do jej gabinetu
diametralnie zadziałało i nastrój Magdy zmienił się i to nie mało. Nie miał
pojęcia co na to wpłynęło, ale widział, że jest poddenerwowana.
- Hej, co jest? – zapytał przylegając do jej pleców,
gdy przez chwilę wpatrywała się w widok za oknem
- Nic. Nie wyspałam się po prostu.
- Chyba rzeczywiście przydałby nam się jakiś
odpoczynek. Jak tylko wygramy jutra tę sprawę, to zwolnimy trochę tempo, co Ty
na to?
- Przecież wiesz, że nie dam rady teraz wziąć
wolnego.
- Ale ja nie mówię o wolnym, tylko o zwolnieniu
tempa.
- Mam nadzieję, że mówisz również o sobie? –
zapytała odwracając głowę w jego stronę
- Jak najbardziej. Zastanawiam się nawet, czy
Mariola nie miała racji mówiąc o nowym adwokacie w kancelarii.
- Chcecie kogoś zatrudnić?
- Zobaczymy. Na pewno miałbym więcej czasu.
- Przydałoby się.
- Też tak myślę. Mama oczywiście pytała czy nie
zmieniliśmy zdania, co do przyjazdu. Wiem, że nie mamy tyle czasu, żeby
pojechać do Kościeliska, ale może chociaż uda nam się spędzić ten weekend
zupełnie bez pracy. Może poszlibyśmy gdzieś z Waligórami, Wojtkiem i Mariolą,
trochę byśmy się zabawili. Jak myślisz, da radę?
- Trzeba by było zapytać.
- Dawno nigdzie nie byliśmy. Pogadaj z dziewczynami.
- Z Agatą też?
- Jeśli chcesz. – odpowiedział z uśmiechem, chociaż
nie do końca był z tego pomysłu zadowolony, ale w końcu Agata jest przyjaciółka
Magdy i chciał nie chciał musi się przyzwyczaić do jej obecności. Chciał
jeszcze coś powiedzieć, ale przerwało mu w tym pukanie do drzwi.
- Proszę. – odezwała się odsuwając się od Piotra a
wzrok kierując na drzwi, w których pojawił się Wojtek
- Cześć.
- Cześć Wojtek. – uśmiechnęła się do wspólnika
Korzeckiego
- Widzisz kochanie w naszej kancelarii panują inne
zasady. U nas się puka.
- Coś nie tak? – zapytał zdezorientowany Wojtek
- Nie słuchaj go. Napijesz się czegoś?
- Kawy jeśli można.
- Piotr, a Ty?
- Kawki. A nie czekamy na Łukasza?
- Łukasz zaraz będzie. – powiedziała przekonana
wychodząc na chwilę z gabinetu. Miała rację, co do Łukasza, bo ten pojawił się
w kancelarii dosłownie kilka minut później. Przy kawie i herbacie omawiali
jeszcze ostatnie szczegóły co do jutrzejszej rozprawy. Wyglądało na to, że
wszystko mieli już uzgodnione, a w przekonaniu panów już mogli cieszyć się
wygraną, czego jednak Magda nie była do końca przekonana. Zdarzało się tak, że
myślała o tym, że sprawa jest z góry wygrana, a w ostateczności kończyło się to
klęską, dlatego tym razem, przy tak dużej sprawie, gdzie zamieszanych jest duża
ilość osób wolała uzbroić się w cierpliwość i poczekać ze świętowaniem i
radością do jutra.
- Przepraszam, Magda mogę wam na chwile
przeszkodzić. – zapytała niepewnie Kasia wchodząc do gabinetu poprzedzając
swoje wejście pukaniem
- Jasne, coś się stało?
- Dzwonili z sądu. Do Łukasza. Przełożyli Ci
jutrzejszy rozwód na 10.
- Jak to na 10? Przecież o 9.30 mamy rozprawę.
- Nie moja wina. Miałam przekazać, więc przekazuje. –
powiedziała, co miała powiedzieć po czym pozostawiła adwokatów samych
- Wygląda na to, że radzicie sobie jutro beze mnie.
- A nie może ktoś inny wziąć tego rozwodu? Bartek na
przykład? – zapytał Wojtek sprowadzając w ten sposób wzrok przyjaciół na siebie
- Bartek nie bawi się w rozwody. – zakomunikowała mu
Magda domyślając się, że Wojtek może nie wiedzieć jaką taktyką w zawodzie
kieruje się Bartek
- No dobrze, ale chyba nic by mu się nie stało gdyby
ten jeden raz się zabawił.
- Dajcie spokój. Nic się przecież nie stanie jeśli
mnie nie będzie.
- Ja bym nie odpuścił.
- Magda, a co z Jagodą? – zmienił temat Korzecki
- A co ma być?
- Skoro Łukasza nie będzie, to może Jagoda?
- Nie ma mowy.
- To chociaż zabierz ją na salę, przecież nam
pomagała.
- Chcesz coś jeszcze powiedzieć? – spojrzała na
niego wymownie wzrokiem mówiącym, że lepiej dla niego będzie jeśli sobie
odpuści
- Daj spokój, przecież mogła by się czegoś nauczyć.
Po to przecież tu u was jest.
- Piotr… - nie dane jej było dokończyć, bo do
gabinetu kolejny już raz tego dnia weszła Jagoda, tym razem wcześniej pukając,
co spotkało się z uśmiechem Korzeckiego
- Magda, ja chciałam tylko powiedzieć, że dzisiaj
już mnie nie będzie.
- Dobrze, że jesteś, bo właśnie o Tobie
rozmawialiśmy.
- To znaczy? – zaciekawiona weszła w głąb
pomieszczenia zatrzymując się przy fotelu na którym siedział Piotr
- Masz ochotę przyjść jutro na rozprawę? – zapytała
jak to się mówi prosto z mostu nie owijając w bawełnę
- Jasne, a mogę?
- Podziękuj Piotrowi, zdaje się, że jemu bardzo na tym
zależy. – mówiąc to patrzyła na Korzeckiego i jego delikatny uśmiech
prawdopodobnie wywołany świadomością o zazdrości Magdy
- Dzięki Piotruś. – z radością podziękowała
Korzeckiemu całując go odruchowo w policzek, co nieco go zmieszało i chyba nie
tylko jego, bo wyraz twarzy Wojtka i Łukasza mówił sam za siebie, nie
wspominając już o braku reakcji ze strony Magdy
- Bez przesady, po prostu może uda Ci się czegoś
nauczyć.
- Z Tobą na pewno. – tego
już dla Magdy było za wiele. W tym momencie zaczęła żałować, że przystanęła na
pomysł Piotra i zgodziła się na obecność Jagody na rozprawie, ale nie mogła już
teraz zmienić swojej decyzji, więc najlepszym co mogła w tym momencie zrobić to
pożegnać się z jagodą
- Tylko się jutro nie
spóźnij.
- Jasne. To do jutra. – z
szerokim uśmiechem opuściła gabinet Miłowicz zostawiając prawników w chwilowym
milczeniu, które w końcu przerwał Wojtek
- To, co, to ja tez będę
się zbierał. Piotr jedziesz ze mną?
- Tak zaczekaj na mnie.
- Ok.
- Ja też lecę. Trzymajcie
się i powodzenia jutro. –pożegnał się Łukasz wychodząc zaraz za Wojtkiem
- A Ty? Nie śpieszysz się? – zapytała siedząc już za
biurkiem i przeglądając jakieś dokumenty, a kątem oka widząc, że Piotr nadal
siedzi na swoim miejscu i chyba nie ma zamiaru się z niego ruszyć
- Śpieszę się. Podoba mi się to. – odezwał się z
uśmiechem stojąc już przy niej
- Co takiego?
- To, że jesteś o mnie zazdrosna.
- Nie jestem zazdrosna.
- Nie?
- Nie.
- Szkoda… bo ja o Ciebie bardzo. Pa. – wyszeptał jej
do ucha składając przy tym delikatny pocałunek na jej policzku, po czym wyszedł
z gabinetu zostawiając ją z niemałym uśmiechem na twarzy, który towarzyszył jej
przez resztę dnia.
W towarzystwie Wojtka wrócił do kancelarii, gdzie
czekała na nich Mariola. Wyglądało na to, że zastali ją w nienajlepszej formie. Siedziała na swoim
miejscu pracy z głową przechyloną do
tyłu głęboko wdychając wpadające przez szeroko otwarte okno powietrze. Nawet
ich nie zauważyła, co jeszcze bardziej ich zdziwiło. Stali kilka kroków od jej
biurka patrząc raz na siebie, a raz na nią.
- Cześć kochanie. – Wojtek jako pierwszy odważył się
przerwać jej tę chwilę w najdelikatniejszy z możliwych sposobów obawiając się,
że zmienne nastroje mogą właśnie w tym momencie zadziałać
- O cześć. A wy już? – uśmiechnęła się zaskoczoną
ich obecnością poprawiając się
- My już, a Ty się dobrze czujesz? – zamartwił się
Korzecki przyglądając jej się uważnie
- Dobrze.
- Na pewno? – dopytywał lekko przerażony już Wojtek.
- Tak. Zrobiłam sobie kawę, ale to chyba nie był
najlepszy pomysł. Nasze dziecko wyraźnie dało mi odczuć swój sprzeciw. –
udzieliła im odpowiedzi uspakajając jednocześnie obu panów. No być może Piotra
udało jej się bardziej i szybciej uspokoić, bo po niewyraźnej minie Wojtka
mogła wywnioskować, że do niego informacje docierają w nieco opóźnionym tempie.
Z kolei Korzecki słysząc lekkie niezadowolenie z faktu nietolerowania kawy
przez dziecko przyjaciół uśmiechnął się na samą myśl o tej małej istotce, co
oczywiście zauważyła Mariola
- A Ty co?
- Co? Po prostu cieszę się waszym szczęściem.
- A co z Twoim szczęściem? – zapytała mając
nadzieję, że dowie się może o jakiś postępach co do ślubu
- Moje szczęście, jest piekielnie o mnie zazdrosne.
Będę u siebie, Wojtek przyjdź za chwilę. Musimy pogadać. – zbył szybko
przyjaciółkę krótką odpowiedzią znikając w swoim gabinecie
- A temu, co się stało? – spojrzała pytająco na męża
chcąc poznać szczegóły dotyczące wypowiedzianych przez Piotra słów
- Jagoda.
- Pokłócił się z Magdą?
- Nie, chyba nie.
- Skoro chyba, to idź teraz do niego i spróbuj
wypytać.
Zrobił tak jak nakazała mu Mariola. Nie wiedział za
bardzo dlaczego i po co ma wypytywać Piotra o jego sprawy z Magdą, ale skoro
jego żona widziała jakiś powód to widocznie wypytanie było niezbędne. Wszedł do
gabinetu przyjaciela dość niepewnie, co dało się od razu zauważyć
- Nie musisz się mnie bać.
- O czym chciałeś pogadać?
- Może usiądziesz, co? – spojrzał na przyjaciela
znad okularów
- Piotrek słuchaj, a to u Magdy z Jagodą to co to
było?
- Nie rozumiem? – rzeczywiście nie rozumiał, zresztą
nie pierwszy już raz rozmawiając z Wojtkiem na dość poważnym poziomie zbytnio
nie rozumiał co przyjaciel ma na myśli
- Mówiłeś, że Jagoda wcale na Ciebie nie działa.
- Bo nie działa.
- I nie chcesz jej nawet… no wiesz?
- Zwariowałeś? Za kogo Ty mnie masz?
- To dlaczego od razu się wkurzasz?
- Bo zadajesz głupie pytania. Jakbyś nie zauważył
mam Magdę.
- Magda zbytnio chyba nie przepada za Jagodą.
- Owszem, wygląda na to, że nie, ale możesz być
spokojny, bo ja nie mam z tym nic wspólnego. Dzięki za troskę, ale zajmij się
własną rodziną.
- I nie pokłóciłeś się dzisiaj z Magdą?
- Nie.
- No dobra, to o czym chciałeś pogadać?
- Szczerze mówiąc to już mi się ode chciało z Tobą
gadać.
- No daj spokój. Mów o co chodzi, bo za pół godziny
mam klienta.
- Myślę, że przydałby nam się ktoś do pomocy w
kancelarii.
- Adwokat?
- No właśnie tego nie wiem. Nie wiem, czy nie lepiej
by było pomyśleć najpierw o aplikancie. Może trafiłby się ktoś odpowiedni.
- W zasadzie można by się rozejrzeć.
- Tylko wolałbym żeby to nie był nikt po
znajomościach.
- Ale wiesz, że aplikant trochę nas obciąży?
- Wiem, ale tylko na początku, potem może nam pomóc.
Nam i Marioli, bo jej też się za jakiś czas przyda konkretna pomoc.
- I tu się z Tobą zgadzam. Myślałem nawet o tym i
przyszedł mi do głowy taki pomysł, żeby pożyczyć sobie na dłużej Kasie albo tą
Martę od Waligóry.
- Słucham?
- No co się tak dziwisz. Znasz je przecież i to dużo
lepiej niż ja. Sam zresztą mówiłeś, że dobrze Ci się pracowało z Kasią przez
ten tydzień, co nas z Mariolą nie było.
- Tak, ale to był tylko tydzień. Nie możemy pożyczać
sobie sekretarki od Wiktora. Wtedy to była tylko pomoc.
- I teraz też byłaby pomoc. Przecież Mariola w końcu
po jakimś czasie wróci do pracy.
- Właśnie po jakimś czasie. Ile to będzie trwało?
Pół roku, rok, a może dłużej. Będziemy potrzebowali kogoś na etat.
- W zasadzie może masz rację.
- Czyli co? Może najpierw zajmiemy się tym
aplikantem? Jak myślisz?
- Aplikantem, czy aplikantką?
- To się okaże. Co prawda myślałem o aplikancie, ale
kto wie.
- Dobra. Zajmiesz się tym?
- Zajmę.
- Dobra to zostawiam to Tobie i mam nadzieję, że nie
będę żałował. A co do jutrzejszej rozprawy, to naprawdę jesteś taki pewien, że
wygramy? Jesteś dziwnie spokojny.
- Wystarczy, że Ty i Magda się denerwujecie.
- Można pozazdrościć tego spokoju. – powiedział
zamykając za sobą drzwi od gabinetu Korzeckiego, na co ten jedynie uśmiechnął
się szeroko. Wracając do domu miał nadzieję, że zastanie tam już Magdę, ale
niestety nie. Wiedział, że bardzo zależy jej na wygraniu jutrzejszej rozprawy,
dlatego pomyślał, że popołudniowy spacer, a potem może jakaś kolacja dobrze jej
zrobi, a skoro nie było jej w domu to mógł albo na nią czekać, albo umówić się
z nią na mieście. Z tych dwóch rozwiązań to drugie wydało mu się bardziej
odpowiednie zwłaszcza, że Magdy nastrój nie był tego dnia najlepszy tym
bardziej obawiał się, że gdy już wróci do domu może nie mieć zbyt dużej ochoty
opuszczać go ponownie. Przebrał się szybko w coś swobodniejszego i chwilę potem
zamykając drzwi od mieszkania z telefonem przy uchu czekał już na połącznie z
Magdą.
- Słucham?
- Kochanie to ja. Gdzie jesteś?
- Dojeżdżam właśnie do domu. Za chwile będę.
- Aha, no dobra.
-A Ty jesteś już w domu?
- W zasadzie to tak.
- Aha to za chwilę się widzimy.
- Ok. – schował komórkę do kieszeni i krążąc przed
kamienicą w te i z powrotem czekał na Magdę. Po kilku minutach doczekał się
widząc nadjeżdżający samochód dziewczyny. Nie czekając ani chwili dłużej ruszył
w kierunku, w którym Magda miała zamiar zaparkować auto. Zdziwiła się gdy po
zgaszeniu silnika Korzecki otworzył
drzwi od jej strony.
- Cześć, a czemu Ty nie jesteś w domu? – zapytała
wysiadając i od razu składając na jego ustach krótki aczkolwiek konkretny
pocałunek
- Czekam na
Ciebie. Dasz się zabrać na spacer?
- I na
obiad? – zapytała nieśmiało z uśmiechem
- I na
obiad. Czemu nie. – z uśmiechem wyciągnął w jej stronę dłoń, która chwile potem
trzymała już w uścisku dłoń Magdy.
Jakiś czas później spokojnym krokiem dotarli do
jednej z restauracji znajdującej się na starówce.
- To co zamawiamy? Na co masz ochotę? – zapytał
rozsiadając się przy stoliku naprzeciwko niej
- Coś dobrego.
- Spaghetti?
- W sumie, czemu nie?
- W takim razie dwa razy spaghetti poproszę i
czerwone wino do tego. – zwrócił się do kelnera, który kilka minut później
postawił przed nimi zamówienie – Rozmawiałem Wojtkiem o kimś do pomocy w
kancelarii.
- Co on na to?
- Nie ma nic przeciwko. Zresztą chyba jest mu to
nawet na rękę.
- Ale to zdecydowaliście się na nowego adwokata,
tak?
- Myślimy raczej o aplikancie. Mógłby też trochę
odciążyć Mariole, bo o to też chodzi.Właściwie to głównie o to.
- Piotr, przepraszam, że się wtrącam, ale nie lepiej
byłoby gdybyście znaleźli sobie jakiegoś doświadczonego adwokata i sekretarkę.
Aplikant owszem może pomoże Marioli, ale Ciebie i Wojtka zbytnio nie odciąży.
- Tak, wiem, ale to tylko na początku. Nie chce
kogoś tylko na chwilę, a jeśli ten aplikant się sprawdzi to kto wiem, może
będzie chciał pracować z nami dalej. Tak jak było w Twoim przypadku.
- I pewnie nie tylko w moim.
- No właśnie. Rozejrzę się i zobaczymy, może akurat
trafi się ktoś odpowiedni.
- Popytaj w sądzie.
- Będę musiał, ale nie chciałbym nikogo po
znajomości.
- To może przyjmijcie Jagodę.
- Madzia, o co Ci chodzi z tą Jagodą?
- Mnie o nic. Ale wygląda na to, że to jej chodzi o
coś z Tobą.
- Nie mam pojęcia o czym mówisz.
- Wiesz, wiesz. – powiedziała przekonana o tym, że
jej domysły są jak najbardziej odpowiednie. Nie miała pretensji do Piotra, bo
liczyła się z tym, że może podobać się innym kobietom, ale denerwowała ją
trochę to, że udaje, że niczego nie widzi, a przecież to niemożliwe, żeby był
ślepy na inne kobiety – I nie denerwuje mnie to, że Jagoda się do Ciebie
przymila delikatnie mówiąc, bo to jest całkiem normalne i wcale się jej nie
dziwię, ale denerwuje mnie to, że Ty nic z tym nie robisz.
- A co miałbym zrobić?
- …
- Cokolwiek by Jagoda powiedziała i cokolwiek by
zrobiła i tak mnie to nie ruszy.
- Ja mam nadzieję.
- Nie wierzę, naprawdę jesteś zazdrosna. – zaśmiał
się cicho nie wierząc, że do tej pory to z czego żartował przemieniło się w
dość poważną sprawę
- A nawet jeśli? Dziwi Cię to?
- Tak, bo nie masz powodu do zazdrości. Chyba nie
myślisz, że ja i Jagoda? Magda przecież to jakiś absurd.
- Na razie jeszcze nic nie myślę, ale kto wie, co
zdarzy się za chwilę.
- Nie mówisz poważnie? – zapytał zaniepokojony nieco
jej słowami. Czyżby miała jakieś wątpliwości
- Dlaczego nie? To, że podobasz się innym kobietom
jestem w stanie zrozumieć, ale to wcale nie musi oznaczać, że mi się to podoba.
- Mógłbym powiedzieć to samo, ale kocham Cię i ufam
i dzięki temu wiem, że nie ma w Twoim życiu żadnego innego faceta.
- Sprytne.
- Wiem, a mam do Ciebie prośbę, możemy zmienić
temat?
- Bo robi się niewygodnie? – ciągnęła dalej temat
swojej „zazdrości” starając się przeprowadzić to w jak najbardziej spokojny
sposób, starając się nie tracić kontroli
- Naprawdę myślisz, że jest tak jak mówisz?
- Liczę się z tym, że tak właśnie może być.
- Przecież wiesz, że Cię kocham. – zabrzmiało to dla
niej tak, jakby za wszelką cenę starał się ją do tego wyznania przekonać, by
wierzyła w to, że tak właśnie jest i że nie ma żadnej innej kobiety w jego
życiu. Sam zaczął się gubić w tej rozmowie. Zupełnie nie wiedział do czego
prowadzi ta z pozoru śmieszna rozmowa. Zwłaszcza, że Magda co jakiś czas
uśmiechała się tajemniczo, ale za to słowa jakie wypowiadała były brzmiały
bardzo poważnie.
- Gdybym o tym nie wiedziała to byśmy sobie teraz
tak spokojnie nie siedzieli i nie jedli tego obiadu.
- Więc nie rozumiem, czemu ma służyć ta rozmowa.
- Tak po prostu sobie rozmawiamy.
- Tak po prostu?
- Mhm.
- Nie rozumiem tego, ale ok. Zostawmy to. Chciałem
porozmawiać o czymś innym. Milszym… mam przynajmniej taką nadzieję. Nie
mieliśmy na to czasu, a wydaje mi się, że czas najwyższy żebyśmy ustalili datę
ślubu. – zaskoczył ją. Rzeczywiście nie mieli czasu nawet porozmawiać o ślubie
w ciągu tego miesiąca, dlatego nie spodziewała się, że poruszy ten temat w tym
momencie.
- Myślałam o tym, ale nic nie wymyśliłam. Masz jakąś
propozycję?
- Mam, ale to zależy od tego czy jesteś przesądna,
czy wolałabyś latem, zimą? Jeśli o mnie chodzi to jest mi wszystko jedno w
którym miesiącu, byle nie w listopadzie.
- Dlaczego nie w listopadzie?
- Ten miesiąc się nie sprawdza. – domyśliła się, że
ma na myśli ślub z Dorotą, dlatego nie miała nic przeciwko by ten miesiąc
wykluczyć
- Grudzień też odpada.
- Grudzień byłby ok, czemu mówisz, że odpada?
- Adwent, bo chyba zamierzamy wziąć ślub kościelny,
tak?
- Tak, ale przecież w drugi dzień świąt już można.
- Wiesz co, może porozmawiamy o tym w domu, hm?
Skoro już zacząłeś ten temat to chyba powinniśmy się dobrze nad tym zastanowić,
a tutaj jakoś tak nie mogę się skupić.
- No dobrze. To co wychodzimy?
- Mhm.
W czasie gdy Magda z Piotrem spokojnym krokiem
zmierzali w kierunku Wiejskiej w mieszkaniu Bartka i Agaty sytuacja była nieco
bardziej nerwowa. Do ślubu pozostały im już tylko nieco dwa tygodnie i niestety
dawało się już wyczuć u nich stres z tym związany. Zwłaszcza u przyszłej panny
młodej. Od jakiegoś już czasu była pod drażniona i łatwo było ja zdenerwować,
ale na szczęście Bartek zawsze umiał ją skutecznie uspokoić zapewniając, że
wszystko będzie tak jak sobie zaplanowali.
- Agatko, kochanie tak sobie pomyślałem, że skoro
mamy już wszystko dopięte na ostatni guzik, to może zrobimy sobie kilka dni
wolnego i wyjedziemy gdzieś teraz odpocząć trochę, co? – wyszedł z propozycją
korzystając z okazji, że właśnie mieli chwilę czasu dla siebie i możliwość w
miarę spokojnej rozmowy
- Teraz? – spojrzała na niego zdziwiona siadając
obok niego na kanapie z kubkiem gorącej herbaty
- Przed ślubem.
- Nie ma mowy, ja bym zwariowała przez tych kilka
dni bez pracy. Tak przynajmniej mi jakoś czas zleci i od czasu do czasu muszę
się skupić na czymś innym niż ślub.
-Ale pomyśl, taka podróż przedślubna dobrze by nam
zrobiła.
- I co teraz podróż przedślubna a za dwa tygodnie
poślubna?
- A dlaczego nie?
- Musiałabym mieć miesiąc urlopu. Nikt mi na to nie
pozwoli.
- Mam Ci przypomnieć, kto jest Twoim przełożonym?
- Nie musisz. Doskonale o tym pamiętam, ale nie
zamierzam tego wykorzystywać. I tak nie czuję się do końca przekonana, co do
tego że Rafał powinien być obecny na naszym ślubie.
- Rafał i jak kilka innych osób. Wiem.
- Głównie chodzi mi o Rafała. Nie wiem, czy zaproszenie
go było dobrym pomysłem.
- Nie wiem, czy to był dobry pomysł, ale w końcu
jest Twoim szefem i na pewno wypadało go zaprosić. Tak samo zresztą jak mojego
kuzyna i Piotra.
- O nie jeśli chodzi o Piotra, to akurat jest
zupełnie inna sytuacji. Piotr jest narzeczonym Magdy, a Magda jest moją
przyjaciółką.
- Z jednej strony, a z drugiej to przypominam Ci, że
Piotr jest facetem, za którym kiedyś się uganiałaś po lesie i facetem, którego
wręcz nienawidziłem, bo przeszkadzał mi w kontaktach z Magdą. Sama widzisz, że
ich obecność na naszym ślubie też mogłaby siać pewne wątpliwości.
- Ale to zupełnie coś innego. Byłam z Rafałem.
- Chciałaś też być z Piotrem, a ja z Magdą. Co
prawda nie wiem, ile było w tym uczucia z mojej strony, a ile pożądania, ale
coś było. A Ty kochanie po tym lesie to za Piotrem tak zupełnie bez celu też
nie biegałaś.
- To co, uważasz, że nie powinniśmy ich zapraszać?
- To Ty masz wątpliwości.
- Co do Rafała.
- Ale domyślam się, że obecność Piotra też nie
będzie Ci na rękę. Szczerze mówiąc nie wiem dlaczego.
- A jak myślisz dlaczego?
- Ok, zostawił Magdę, ale nie zrobił tego
specjalnie. Musiał wyjechać i ja go rozumiem. Piotrek wrócił, a skoro Magda mu
wybaczyła to znaczy, że się kochają i chcą być razem.
- I są. I bardzo dobrze, ale ja nie muszę go we
wszystkich popierać.
- Przyjaźniłaś się z nim kiedyś, a teraz gdyby nie
to, że jest z Magdą to nie zaprosiłabyś go na nasz ślub. Mam rację?
- Nie wiem. Być może.
- Przepraszam kochanie, ale ja tego nie rozumiem.
- On skrzywdził Magdę.
- Ale przeprosił i Magda mu wybaczyła, więc o co Ci
chodzi?
- … o to, że zrobi to po raz kolejny? – niby pytanie
ale zabrzmiało bardzo pewnie. Zawsze lubiła Piotra i uważała, że jest on
najlepszym kandydatem na partnera dla Magdy, ale po jego wyjeździe sporo się
zmieniło. A jak uważała Agata, to głównie Piotr się zmienił i średnio wierzyła
w to, że raz popełniony błąd będzie powtarzany przez Piotra i to nie raz. Ale
mimo swoich uprzedzeń wiedziała, że nie ma prawa stawać im na przeszkodzie,
dlatego pomagała przyjaciołom w przekonaniu Magdy do Piotra kilka miesięcy temu
i teraz kiedy są razem stara się nie ingerować zbytnio w ich życie, co nie
zawsze się udaje, jednak zawsze życzyła im jak najlepiej i chciała wierzyć, że
to co najgorsze mają już za sobą a to co najlepsze jest jeszcze przed nimi. Nie
zmieniało to jednak faktu, że nie ufała Korzeckiemu tak do końca i czuła, że
szybko się to nie zmieni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz