TO JUŻ JEST KONIEC...

Część 28


W momencie, gdy Magda zaczynała już ćwiczenia w towarzystwie dziewczyn, Piotr dopiero teraz skończył swoją pracę. Nie spodziewał się, że aż tyle osób będzie chciało skorzystać z pomocy prawnika, a że Wojtek praktycznie przez cały dzień był w sądzie, tak więc wszystkie te spotkanie spadły na niego. W związku z tym z wypadu z Wojtkiem na ściankę nic nie wyszło, jednak tego piwa nie miał zamiaru przyjacielowi odpuścić. Porządkując wszystko w kancelarii nie spodziewał się, że i ten plan będzie musiał odłożyć na później.
Pozamykał kancelarię na wszystkie możliwe zamki i zadowolony i z ulgą ruszył w stronę bramy wyjściowej. Od razu zauważył siedzącego przy samym wejściu Artura. Od czasu ich ostatniego spotkania minęło sporo czasu, dlatego był w niemałym szoku, gdy zobaczył go akurat przed kancelarią. Nie trudno było się domyślić, co jest przyczyną tego spotkania, jednak Piotr wolał się o swoich przypuszczeniach upewnić.
- Artur? – zwrócił na siebie uwagę wyraźnie zamyślonego chłopaka
- Dzień dobry. – niemal od razu zareagował na jego słowa
- Co Ty tu robisz? Dlaczego nie wszedłeś do kancelarii?
- Nie wiedziałem, to znaczy zastanawiałem się, czy jest w ogóle sens wchodzić.
- Skoro już Cię tu przywiało, to chyba jednak jakiś sens był. – zapanowała między nimi chwila ciszy, jednak gdy już minęła chłopak opowiedział Piotrowi o kolejnych nieporozumieniach z ojczymem i matką. Okazało się, że po kolejnej sprzeczce z ojczymem nie ma zamiaru na razie wracać do domu.
- Rozumiem, że nie chcesz wracać do domu, ale w takim razie, co zamierzasz?
- Mówił pan kiedyś o jakimś ośrodku, gdzie mógłbym się zatrzymać. Chciałem zapytać, czy to jest nadal aktualne?
- Musiałbym sprawdzić, ale jesteś pewien, że nie chcesz wrócić do domu?
- Na pewno nie dzisiaj. – chwilę później szesnastolatek miał już zapewnione miejsce w odpowiednim dla nastolatków ośrodku, gdzie może się zatrzymać, jednak Piotr nie był, co do tego pomysłu tak do końca przekonany. Zrobił to tylko dlatego, że wiedział i w pewnym sensie rozumiał sytuację rodzinną Artura.
- Miejsce już masz, ale chyba przydałyby Ci się tam jakieś rzeczy. Zabrałeś cos z domu?
- Jeszcze nie. Wyszedłem, tak po prostu, bo nie chciałem się więcej kłócić.
- Zaczekaj chwilę. – po chwili namysłu Piotr wykręcił numer do przyjaciela i po krótkim przedstawieniu mu sytuacji poprosił o pożyczenie samochodu. Taksówką podjechali pod blok, w którym mieszkał Wojtek z Mariolą.
- Cześć.
- No hej? Co jest grane? – zapytał Wojtek zaraz po podejściu Piotra
- Pamiętasz tego chłopaka, od znajomego mojego ojca?
- Tego nieletniego?
- Mhm.
- no pamiętam, a co z nim?
- Zdaje się, że potrzebuje pomocy. Pokłócił się ojczymem i matką. Musi trochę ochłonąć.
- No dobra, ale co Ty masz z tym wspólnego?
- Obiecałem mu kiedyś, że w razie czego mu pomogę. Nie mogę go tak zostawić.
- W takim razie, co zamierzasz? Zabierzesz, go do Magdy?
- Oczywiście, że nie. Załatwiłem mu miejsce w ośrodku. Może się tam na jakiś czas zatrzymać.
- A Ty wiesz, że to jest niezgodne z prawem?
- Wiem, ale co miałem zrobić? Nikt się nie dowie. Zresztą to będzie tylko chwilowe.
- Czyli nici z naszego dzisiejszego piwa?
- Innym razem.
- Mamy co świętować, co nie?
- Mariola Ci powiedziała?
- Mariola, bo Ty tego nie zrobiłeś. Ale tym razem Ci to wybaczę i mam nadzieję, że to będzie Twój drugi i ostatni ślub.
- Ja jestem tego pewien.
- W takim razie powodzenia. – poklepał Piotra po ramieniu wręczając mu do ręki kluczyki i dokumenty od samochodu – Masz szczęście, że Mariola pojechała taksówką na ten pilates
- Dzięki. Oddam w takim samym stanie.
- W innym nie przyjmuję.
- Dzięki. Do jutra. – podziękował Wojtkowi i wracając do Artura czekającego kilka metrów dalej wsiadł z nim do samochodu przyjaciela i ruszył w stronę mieszkania chłopaka, gdzie dojechali po kilkunastu minutach.
- Poczekam tu na Ciebie. Chyba, że chcesz żebym poszedł z Tobą?
- Nie, nie trzeba. Nikogo nie ma, więc nie powinno być problemu.
- Ok.
Czekał na niego już ponad pół godziny i wydawało mu się to trochę dziwne. Przecież spakowanie kilku najpotrzebniejszych rzeczy nie powinno trwać tak długo. Jednak dał mu jeszcze kilka minut i dopiero gdy one minęły, coś pchnęło go, by pójść do tego mieszkania. Już na samej klatce schodowej dało się słyszeć jakieś krzyki, dzięki nim szybko dotarł do odpowiedniego lokalu. Mimo tego, że wiedział o całym konflikcie jaki panował w tym mieszkaniu to i tak nie pomyślałby, że może on doprowadzić do takiej tragedii jaką właśnie słyszał. Stał przez chwilę wsłuchując się w krzyki dobiegające z mieszkania, jednak po chwili mieszkanie całkowicie nie zauważając Piotra opuścił jakiś mężczyzna. Korzecki domyślił się, że prawdopodobnie facet, który właśnie minął go na klatce schodowej to ojczym Artura. Dłużej już się nie zastanawiał, tylko dość pewnym krokiem wszedł do środka. Od razu znalazł pomieszczenie, w którym znajdował się chłopak. Po wyglądnie Artura szybko zorientował się, że tym razem to nie była zwykła sprzeczka, o której da się tak po prostu porozmawiać. Zastał chłopaka w kompletnej rozsypce, jednak nie wiedział, czy to z powodu kolejnej awantury i bezsilności, czy z powodu przyjęcia kilku mocnych ciosów ze strony ojczyma. Dopiero teraz zdał sobie tak naprawdę sprawę z tego, że miał do czynienie z przemocą na nieletnim.
- Pokaż to. – niemal natychmiast podszedł do chłopaka podnosząc lekko jego głowę do góry
- Wszystko w porządku. To tylko nos.
- Tylko nos? A to? – spytał zauważając rozcięty łuk brwiowy. – Trzymaj. – podał mu kilka chusteczek, by mógł chociaż trochę zatrzymać krwawienie i wytrzeć twarz – To był Twój ojczym?
- Miły, prawda?
- Mówiłeś, że nikogo nie będzie w mieszkaniu.
- Bo tak powinno być.
- … Chodź, pojedziemy na pogotowie.
- Nie trzeba. Zaraz mi przejdzie. To nie pierwszy raz.
- Jak to nie pierwszy raz? – zapytał zdziwiony. Nigdy wcześniej chłopak nie wspominał mu o żadnych uderzeniach ze strony ojczyma. Myślał, że to tylko konflikt, który da się jakoś załagodzić. Nie spodziewał się, że sprawa jest aż tak poważna. – Dobra, chodźmy stąd. Pojedziemy do szpitala, a później porozmawiamy. – odpuścił zadawanie pytań widząc, że chłopak nie ma zamiaru mu odpowiedzieć
- Proszę, tylko nie do szpitala. Mnie naprawdę nic nie jest. – odezwał się patrząc na Piotra błagalnym i całkowicie bezradnym wzrokiem
- Chodź. – zabrał torbę chłopaka i już chwilę później wiózł go w stronę Polnej, po drodze wykonując telefon do Magdy. Na szczęście ona właśnie weszła do mieszkania.
- No cześć kochanie.
- Cześć. Mam do Ciebie prośbę? – przeszedł od razu do sedna nie chcąc w tej chwili tracić czasu na niezbędne rozmowy
- Jaką prośbę?
- Mogłabyś przyjechać na Polną?
- Mogłabym, ale po co?
- Potrzebuje Twojej pomocy.
- Piotr, co się stało? – zapytała denerwując się już, zwłaszcza że ton jego głosu brzmiał bardzo poważnie. Jak dla niej za poważnie
- Nie denerwuj się, to nie o mnie chodzi.
- To o kogo?
- Porozmawiamy jak przyjedziesz.
- No dobrze, to zaraz będę.
Zostawił samochód Płaskich przed kamienicą, a sam wprowadził Artura do mieszkania.
- Gdzie my jesteśmy? – zapytał od razu chłopak rozglądając się po mieszkaniu
- U mnie. Uspokój się, rozgość. Za chwilę porozmawiamy. I chyba musimy zając się tym Twoim okiem.
- Nie trzeba.
- Trzeba, trzeba. Siadaj. – wskazując chłopakowi miejsce na kanapie usłyszał dźwięk dzwonka do drzwi. Domyślił się, że to Magda, nie wiedział tylko jak zareaguje na obecność w jego mieszkaniu Artura
- Hej, co się stało?
- Nie denerwuj się. Chodź do pokoju.
- Dzień dobry.
- Chyba niezbyt dobry. Piotr? – spojrzała na Korzeckiego czekając aż wyjaśni jej obecność Artura i to w nienajlepszym stanie
- Ja bardzo panią przepraszam, nie chciałbym sprawiać kłopoty.
- Zaczekaj tutaj. – zwrócił się w stronę chłopaka Korzecki prosząc jednocześnie Magdę o chwilę rozmowy na osobności
- Piotr, o co tu chodzi?
- Czekał na mnie przed kancelarią, prosił żebym pomógł mu znaleźć nocleg. Chciałem zawieźć go do ośrodka dla nieletnich, ale wcześniej pojechaliśmy do niego do domu.
- No dobrze, ale dlaczego on jest pobity?
- Facet jego matki go pobił. Sama wiesz, że nie mogłem go zawieźć w takim stanie do ośrodka. Nie przyjęliby go.
- Powinieneś zawieźć go do szpitala.
- Chciałem, ale on nie chciał. Prosił mnie żebym tego nie robił.
- Dlaczego?
- Nie wiem, może bał się, że w szpitalu zgłoszą pobicie na policji.
- I pewnie by tak zrobili. Chcesz go tu zatrzymać?
- Dzisiaj tak, a później nie wiem. Muszę z nim porozmawiać, może zmienił zdanie i będzie chciał tego procesu.
- A jeśli nie, to co? Wróci do domu i znowu oberwie przy najbliższej kłótni.
- Najpierw muszę się dowiedzieć, o co poszło tym razem?
- A jego matka?
- Nic o niej nie mówił. W ogóle mało mówi.
- A dziwisz mu się? – pozostawił to pytanie bez odpowiedzi – Chodź, trzeba go trochę ogarnąć, żeby jakoś wyglądał, ale na moje i tak powinien zobaczyć go lekarz.
- Dziękuję.
- Piotr, ja rozumiem, że chcesz mu pomóc, ale przecież wiesz, że nie możesz pozwolić mu zatrzymać się gdziekolwiek indziej. On ma rodziców i swój dom.
- Wiem. On wróci do domu. Chyba że podejmie decyzje o procesie.
- Dobra chodź. – pociągnęła go za rękę w stronę pokoju, gdzie czekał na nich Artur – ale Tobie nic nie jest? – zatrzymała się jeszcze przed wejściem dla upewnienia
- Wszystko w porządku. Czekałem na niego w samochodzie. A szkoda.
- Szkoda. – wywróciła oczami z jednej strony ciesząc się, że czekał w samochodzie i nic mu się nie stało, ale z drugiej żal jej było tego chłopaka, bo prawdopodobnie gdyby Piotr był wtedy z nim w mieszkaniu to być może do niczego by nie doszło. Chociaż tego być pewna nie może, dlatego lepiej, że Piotra nie było w tym mieszkaniu. Zajęła się chłopakiem, ostrożnie opatrując jego rozwalone oko.
- A Ty się w ogóle dobrze czujesz? Dostałeś tylko w oko? – zapytała naiwnie licząc, że dowie się czegoś więcej, jednak Artur przemilczał jej pytanie
- I co? Żyjesz? Z tego co wiem, to jesteś pierwszym pacjentem Magdy. – zażartował Piotr wchodząc do pokoju z dwoma kubkami herbaty
- Bardzo śmieszne. A może chcesz zająć jego miejsce? – odgryzła się nie odwracając się nawet w jego stronę
- Nie dziękuje.
- Tak właśnie myślałam. Róbcie sobie co chcecie, ale ja na Twoim miejscu zawiozłabym go do szpitala.
- Ale pani jest uparta. – odezwał się w końcu chłopak wywołując na twarzy Magdy lekkie zdziwienie, a u Piotra uśmiech
- No co, przecież to nie ja powiedziałem. – zareagował podniesieniem rąk w geście obronnym, gdy tylko na niego spojrzała – No, ale może rzeczywiście masz rację.
- Dziękuję, ale nie trzeba żadnego lekarza.
- Jesteś u mnie w domu, więc nie dyskutuj.
- Piotr może ja zadzwonię po Igora?
- O świetny pomysł. W końcu jest lekarzem.
- Zadzwonię do niego. – w odpowiedzi kiwnął potwierdzająco głową, po czym skupił wzrok na Arturze
- Dziękuję. – odezwał się myśląc, że tego właśnie oczekuje od niego Piotr i jego poważny wyraz twarzy
- Bardzo proszę, ale to chyba nie wszystko. Mam rację?
- …
- Chyba musimy porozmawiać.
- Nie wiem, czy jest o czym.
 - Sprawa wygląda tak, że praktycznie uciekłeś z domu, a ja właściwie Ci w tym pomogłem.
- Ale w dobrej wierze.
- Owszem, ale po pierwsze nie powinienem tego robić, a po drugie nigdy nie zgłosiłeś na policję jak wygląda Twoja sytuacja w domu, więc to, że nie wrócisz dzisiaj do domu na noc może zostać różnie odebrane.
- To znaczy?
- Kaprys nastolatka?
- Ale pan przecież wie, że to nie tak.
- Ja wiem, ale nikt więcej. Posłuchaj, ja chcę Ci pomóc i zrobię to, ale zgodnie z prawem. Dlatego jutro z samego rana pojedziemy do Ciebie do domu i spróbujemy porozmawiać z Twoją mamą.
- To nie będzie takie łatwe.
- Bo?
- Zazwyczaj on też jest rano w domu.
- W takim razie porozmawiamy sobie w czwórkę. Może to i nawet lepiej.
- To nie ma sensu. Co im pan powie?
- Najpierw to Ty musisz mi wszystko powiedzieć. Inaczej nie będę w stanie Ci pomóc.
- Ale to nie jest przyjemny temat.
- Nie martw się, jakoś to wytrzymam. – powiedział sarkastycznie dając w ten sposób chłopakowi do zrozumienia, że nie ma innego wyjścia i musi o wszystkim mu opowiedzieć. Właściwie to nie tylko jemu, ale i Magdzie, która właśnie wróciła do pokoju.
- Igor będzie za jakąś godzinę.
- Słyszałeś? Masz godzinę. Słucham?
- Chodzi o to, że on całkowicie przykrył matce cały świat. Nastawia ja przeciwko mnie, a ja nie mam już siły, żeby tłumaczyć jej, że on wcale nie jest taki jak ona go widzi. Kiedy dowiedział się, że szukam kontaktu z ojcem, to wściekł się jeszcze bardziej. Może wystraszył się, że jeśli odnajdę ojca, to on wtedy zostanie z niczym. Przecież to mieszkanie jest moje.
- Twój ojczym pracuje?
- Tak, w firmie transportowej.
- Czyli zarabia na siebie.
- No tak, ale ja nie mam z jego pieniędzmi nic do czynienia, bo on nie daje matce ani grosza, więc dlaczego ja mam mu oddać mieszkanie?
- Powiedział Ci, że tego właśnie od Ciebie oczekuje?
- Uważa, że ja nie mam nic do powiedzenia, że nie mam prawa się wtrącać.
Zachowuje się tak, jakby to on mnie utrzymywał, a ja nie wiadomo jak wiele mu zawdzięczam. Nic nigdy mi nie dał, więc dlaczego ja teraz mam godzić się na to, żeby był zameldowany w tym mieszkaniu? Przecież, jeśli uda mu się omotać matkę jeszcze bardziej, to ona się na to zgodzi, a on wtedy ją zostawi. I to my wtedy zostaniemy bez mieszkania.
- A dlaczego uważasz, że zostawi Twoją mamę?
- Bo to taki typ. On ją wykorzystuje, a ona zrobi dla niego wszystko.
- Często Cię bije?
- …to zależy.
- Od czego?
- Od tego czy zdąży. Czasami uda mi się wyjść z domu zanim podniesie rękę.
- A dzisiaj o co poszło?
- Powiedział, że mogę nie wracać do domu.
- I mówiąc to tak po prostu Cię uderzył?
- Może nie jestem bez winy i czasami powiem coś za dużo, ale chcę, żeby mojej mamie wreszcie się oczy otworzyły.
- A, co Twoja mam na to, że ojczym Cię biję? – włączyła się do tej pory wsłuchując się rozmowie
- Nie wiem, czy to można nazwać biciem. Próbowała z nim rozmawiać, ale efekt był taki, że się wkurzył, zrobił jej awanturę. Nie minęła godzina, a ona go przepraszała. To chyba nie jest normalne, prawda?– spojrzeli na siebie porozumiewawczo
- Dobrze, powiedź mi, co zamierzasz?
- Nie wiem. Na pewno chcę się skontaktować, a przynajmniej spróbować znaleźć biologicznego ojca. I teraz sobie nie odpuszczę.
- Dobrze. Zrobimy tak, zadzwonisz teraz do mamy i powiesz gdzie jesteś i że wrócisz rano do domu.
- To nie jest potrzebne. Ona wie, że czasami nocuje u jakiegoś kolegi.
- Ale ja nie jestem Twoim kolegą, dlatego zadzwonisz. Jutro porozmawiamy z Twoją mamą, a później zobaczymy co dalej. I nie ukrywam, że tu dużo będzie zależało od Ciebie. Masz telefon?
- Mam.
- W takim razie my Cię teraz zostawiamy, a Ty dzwoń. – zostawili Artura samego w pokoju, by mógł swobodnie porozmawiać z matką, a sami zaczęli rozmowę w kuchni
- I co teraz? – zapytała oczekując od niego, że ma jakieś rozwiązanie z tej sytuacji
- Pojadę jutro z nim do domu i zobaczymy.
- A dzisiaj? Rozumiem, że zostajesz tu na noc.
- Nie dlaczego? On nie jest już małym dzieckiem.
- Nie o to mi chodzi. Piotr, mało go znasz. Nie boisz się zostawić go samego w swoim mieszkaniu?
- Przecież nie zabiorę go do Ciebie.
- W takim razie może tu zostańmy?
- Jeśli chcesz.
- Tak, chyba będzie najlepiej. Szczerze mówiąc nie wiem, czy powinieneś się w to aż tak bardzo angażować.
- Nie wierzę, że akurat Ty to mówisz.
- Nie mówię, że masz mu nie pomagać, ale to jest ich prywatne życie rodzinne. Ja na miejscu jego matki nie wiem, czy chciałabym z Tobą rozmawiać. Po za tym, wierzysz całkowicie temu chłopakowi?
- Nie wiem, ale nie darowałbym sobie, gdybym nic nie zrobił, gdyby rzeczywiście było tak jak mówi. Dlatego, chce jutro tam pojechać i się o tym upewnić. Nie martw się.
- Mam nadzieję, że wiesz co robisz.
- A może Twoja fundacja, mogłaby mu pomóc? – zapytał niepewnie widząc, że nie do końca jest przekonana, co do jego zaangażowania w tę sprawę
- Najpierw sprawdź, czy  w ogóle trzeba pomagać. – odpowiedziała mu krótko, ale za to treściwie i dosadnie, po czym odwróciła się w stronę lodówki z zamiarem zrobienia czegoś do jedzenia. Nie do końca Piotr rozumiał tą jej niechęć, ale


miała do tego prawo. Nie znała chłopaka i nie musiała mu od razu ufać. Najważniejsze dla niego jednak było to, że całkowicie mu się nie sprzeciwiła i wiedział o tym, że w razie potrzeby może liczyć na jej pomoc. Miał nadzieję, że być może rozmowa, jaką toczyli z Arturem przez resztę wieczoru trochę zmieni jej nastawienie i spojrzy na chłopaka bardziej przychylnym wzrokiem. Z drugiej jednak strony, nie od razu przecież Kraków zbudowano.
Kolejny miesiąc dla Magdy i Piotra zaczynał i kończył się na pracy. Co do Artura to Piotrowi udało się jakimś cudem doprowadzić mniej więcej do zgody w rodzinie, co jednak nie znaczy, że wszystko ułożyło się tak jakby Artur tego chciał. Niestety jego ojczym nie miał zamiaru zniknąć z życia jego i jego matki. W każdym bądź razie dzięki interwencji Piotra ich atmosfera rodzinna uległa zmianie i to na lepsze. Korzeckiemu pozostało jeszcze pomóc w odnalezieniu ojca chłopaka, co okazywało się być znacznie trudniejsze od porozumienia się z jego matką i ojczymem. Następnym sukcesem Piotra było doprowadzenie z Magdą, Wojtkiem i Łukaszem wspólnej sprawy do korzystnego dla nich finału. Co prawda pozostała jeszcze jedna rozprawa, ale praktycznie była ona formalnością biorąc pod uwagę ilość wiarygodnych świadków i fakty, które doskonale znali to wygraną sprawę mają w kieszeni. Co jednak nie oznacza, że nie może wydarzyć się coś, co ich zaskoczy i odmieni losy rozprawy, do której zostało jeszcze dosłownie kilka dni. Co do ślubu Agaty i Bartka, to wszystko było już dopięte na ostatni guzik. W końcu zostały jeszcze tylko dwa tygodnie co wprowadzało w życie Agaty nie mało ekscytacji. W życiu Sebastiana zaszło kilka znaczących zmian odkąd zagościł w nim Igor. Głównie wprowadził spokój i satysfakcję z tego, że dobrze jest, tak jak jest i Lewicki nie miał zamiaru tego zmieniać. W dodatku po kolejnej udanej wystawie pojawiały się coraz ciekawsze propozycje zawodowe, z których był bardzo zadowolony, bo wreszcie czuł, że zaczyna spełniać się zawodowo i ktoś docenia to, co robi. Z koeli u Marioli i Wojtka życie toczyło się głównie wokół nienarodzonego jeszcze dziecka. I w sumie nic w tym dziwnego, gdyby nie to, że Wojtek całkowicie zwariował na tym punkcie i nawet Piotrowi ciężko było z nim porozmawiać na inne tematy.
Wiadomość o zaręczynach Magdy i Piotra rozeszła się po przyjaciołach w bardzo szybkim tempie, czego akurat można się było spodziewać, bo przecież w ich przypadku poczta pantoflowa działa bardzo sprawnie. Jedynie rodzice Piotra o niczym jeszcze nie wiedzieli, ze względu na to, że Korzecki uparł się by powiedzieć im o tym osobiście i widzieć minę swojego ojca słysząc tę wiadomość. Niestety brak czasu jak na razie uniemożliwiał im wyjazd do Kościeliska, a i rodzicom Piotra jak widać nie spieszyło się do Warszawy.
- Zapomniałem Ci wczoraj powiedzieć, że mama do mnie dzwoniła. Oczywiście pytała, kiedy przyjedziemy.
- A Ty oczywiście powiedziałeś, że nie mamy czasu.
- A nie jest tak? – zapytał stawiając dla niej kubek z ciepłą herbatą na stoliku upijając wcześniej trochę
- Jest, ale zawsze mówisz jej to samo. Ja już bym Ci nie wierzyła.
- Wiesz, tak sobie pomyślałem, że skoro nie damy rady pojechać w najbliższym czasie do Kościeliska, to może jednak zadzwonię do mamy i powiem jej o zaręczynach, co?
- Myślę, że nie ma, co tego odkładać. Już dawno powinieneś to zrobić.
- Może tak, ale liczyłem, że jednak uda nam się wyrwać na kilka dni.
- Chętnie bym się stąd wyrwała, ale tylko z Tobą i to gdzieś indziej. Nad morze na przykład.
- Właściwie to moglibyśmy zaplanować sobie jakiś urlop. Kwestia tylko tego gdzie i kiedy chcemy jechać? No i musiałbym poprosić kogoś żeby przypilnował nam trochę budowy.
- Może Wojtek by się zgodził.
- Może i by się zgodził, ale ja wole chyba nie ryzykować. On teraz żyje w innym świecie. Jeszcze by nam stworzył jakiś pałac dla księżniczki, albo jakiegoś rycerza.
- Hehe. To nie byłoby takie złe. Po za tym fajnie, że się tak cieszy. Mariola bała się, że może być inaczej.
- Przecież Wojtek chciał tego dziecka.
- A wiesz, że podobno bez przerwy powtarza, że to będzie chłopiec? – zapytała czekając na jego reakcję, na to co odpowie i w jaki sposób będzie kontynuował tę rozmowę. Od czasu zaręczyn temat ślubu wracał co jakiś czas, jednak o dziecku nie i to ją trochę zastanawiało.
- Słyszałem i to na własne uszy. Gdyby nie Mariola to już dawno urządziłby pokój. – odpowiedział bez większego entuzjazmu zaczytując się w jakiś dokument – Ten wyjazd chyba dobrze im obojgu zrobił. Racje miałem, że ich tam wysłałem.
- Też mi się tak wydaje. Wygląd na to, że z dzieckiem wszystko w porządku, a ciąża Marioli chyba służy.
- Chyba tak. – znowu odpowiedział zupełnie jakby nie wiedział o czym rozmawiają. Jakiś miesiąc temu od razu zaczął by sprowadzać temat na zbliżony bardziej ku ich związkowi, a teraz nic, dlatego odpuściła sobie nie widząc zainteresowania z jego strony
- To co z tym naszym wyjazdem?
- Pomyślimy, ale to chyba po tym ślubie Agaty i Bartka, co?
- Mhm. Długo będziesz jeszcze pracował?
- A dlaczego pytasz?
- Chciałabym pójść spać. Jutro muszę wcześnie stać.
- No dobrze. To ja przeniosę się do salonu, a Ty się połóż.
- Zostań. Nie musisz się przenosić.
- Ale będę Ci przeszkadzał.
- Nie będziesz. Dobranoc chłopaku. – pocałowała go w policzek, po czym  wtulając się w poduszkę zamknęła oczy
- Dobranoc.
Zasnęła w bardzo szybkim tempie. Nie przeszkadzała jej w tym zapalona lampka, ani stukot klawiatury laptopa i szelest przewracanych przez Piotra kartek papieru. Rzeczywiście od jakiegoś czasu czuła, że taki wspólny wyjazd, tylko z nim bardzo bym im się przydał, zwłaszcza że ostatnio nie mieli możliwości spędzać ze sobą zbyt dużo czasu. Oboje przyjmują nowe sprawy, praktycznie bez zastanowienia, nie licząc ile czasu im to zajmie. Po za tym, ona udziela się w fundacji, a Piotr czujnie kontroluje budowę domu. I w sumie nic w tym dziwnego. Życie jak, w wielu innych związkach, jednak w ich sytuacji zajmowało to znacznie więcej czasu niż można by się tego spodziewać. Nie mieli nawet czasu, by porozmawiać o ślubie. Nie ustalili jeszcze nawet daty, a gdzie tu znaleźć czas na całą resztę przygotowań? Do tego jeszcze obawiała się, że rodzicom Piotra może nie spodobać się to, że nie znaleźli czasu, by osobiście poinformować ich o zaręczynach, ale naprawdę nie mieli na to czasu. Jednak mówiła Piotrowi, że powinien zadzwonić i to znacznie wcześniej, a teraz, po miesiącu wcale by się nie zdziwiła, gdyby jego ojca jeszcze bardziej to zniechęciło do kontaktów z synem. W sytuacji Piotra, Tomasz może to odebrać jako zlekceważenie, a przecież tego właśnie nie chcieli. No ale teraz to może sobie jedynie o tym pomyśleć. Miała jednak nadzieję, że skoro Piotr dzisiaj sam


o tym wspomniał, to zadzwoni do matki jak najszybciej. Obiecali sobie, że co do ślubu to nie będą się z niczym spieszyć, że wszystko od samego początku będą ustalać razem taka by obojgu wszystko odpowiadało, ale ona nie zamierzała czekać nie wiadomo jak długo, aż znajdą w pracy luźniejszy termin. A jak na razie to wyglądało to tak, jakby właśnie na to czekali. Pytanie więc, kiedy w ich kalendarzach zawodowych znajdzie się odpowiedni czas na własny ślub? Tego jak na razie Magda nie wiedziała, dlatego po części żyła trochę ślubem przyjaciółki, który zbliżał się wielkimi krokami, a ona nadal nie miała co na siebie założyć tego dnia, dlatego gdy tylko następnego dnia się przebudziła i spojrzała na śpiącego obok Piotra postanowiła sobie, że choćby się waliło i paliło ona w weekend zabiera go na zakupy i to nie tylko by znaleźć coś dla siebie, ale i dla niego, co niestety prawdopodobnie nie będzie łatwym zadaniem, bo jeśli chodzi o zakupy odzieżowe to Piotr raczej za tym nie przepada, ale już ona znajdzie sposób by tym razem jej nie odmówił i nie znalazł żadnej wymówki.
- A Ty dokąd? – wymamrotał jeszcze przez sen zamglonym wzrokiem widząc, że się ubiera
- Do pracy. – odpowiedziała z uśmiechem wiedząc, że i tak pewnie nie do końca dociera do niego, o co pyta i co ona mu odpowiada
- Ale już?
- Mówiłam Ci wczoraj, że muszę być dzisiaj wcześniej w sądzie.
- Ale nie mówiłaś, że aż tak wcześnie. Myślałem, że pójdziemy sobie razem pobiegać.
- Niestety nie dzisiaj. Po za tym wolałabym, żebyś dzisiaj sobie odpuścił. Przez cały czas pada i chyba nie jest za ciepło.
- Eee tam.
- I zadzwoń do rodziców, dobrze? – zapytała w biegu całując go przelotnie w policzek
- Mhm. – pokiwała jedynie głową wiedząc, że i tak będzie musiała mu o tym prawdopodobnie przypomnieć. Opuściła mieszkanie w szybkim tempie, a w jeszcze szybszym dojeżdżając do sądu, gdzie czekał już na nią klient. Z kolei jakiś czas później w kancelarii Wojtka i Piotra panował niemały harmider. Wojtek w szybkim tempie rozprawił się właśnie z drugim już klientem, a Piotra jak nie było, tak nie było.
- Mariolka, Piotra jeszcze nie ma? – zapytał zdziwiony nieobecnością wspólnika
- Jak widać nie ma. Mówił wczoraj, że dzisiaj będzie trochę później.
- Trochę to rozumiem, ale jest prawie 11.
- Zaraz pewnie przyjdzie.
- Ja mam nadzieję, bo jak dzień się tak zaczął, to aż boję się myśleć, co będzie dalej.
- Oj nie panikuj, zaraz będzie.
- Domyślam się, że o mnie mówicie. – włączył się do rozmowy Piotr od samego wejścia słysząc lekko podniesiony głos Wojtka
- Owszem o Tobie. Gdzie Ty byłeś?
- Mówiłem wczoraj Twojej żonie, że będę później.
- Nic się nie stało. Wojtek wstał dzisiaj lewą nogą.
- Aha. To może coś z tym zrób.
- Ja? Dlaczego ja? To jego problem.
- Jakbyście nie zauważyli, ja nadal tu jestem. – przypomniał o sobie Płaska czując, że żona i przyjaciel zaczynają sobie z niego żartować
- Nie trudno nie zauważyć. Co tam Mariolka dzisiaj masz dla mnie?
- Właściwie to nic konkretnego. Masz tylko dwóch klientów.
- A co z jutrzejszą rozprawą?
- Nie rozumiem? Co ma być? Musimy sobie tylko wszystko omówić i powinno być dobrze.
- Magda z Łukaszem przyjadą do nas?
- Prosiła żebyśmy to my przyjechali. Magda nie da rady wyrwać się dzisiaj z kancelarii.
- No dobra, to o której? Ja zaraz mam spotkanie na mieście, a potem jestem wolny.
- O 13?
- Dobra. To ja lecę na to spotkanie. Na razie.
- No hej. Co on taki spięty? – zapytał Mariolkę słysząc zamykające się za przyjacielem drzwi
- Ma dużo pracy.
- Jasne, dużo pracy. A Ty jak się czujesz? Wszystko ok?
- Ok.
- Wiesz, tak sobie wczoraj pomyślałem, że może przydałby się ktoś do pomocy.
- Masz na myśli nowego prawnika?
- Myślałem o Tobie. Na razie może jeszcze nie ma takiej potrzeby, ale za kilka miesięcy, ktoś będzie nam potrzebny na Twoje miejsce. Przynajmniej na jakiś czas.
- Powinieneś o tym pogadać z Wojtkiem, a nie ze mną.
- Chciałem znać Twoje zdanie.
- Na pewno kogoś będziecie musieli sobie znaleźć na moje miejsce, ale ja myślę, że na tę chwilę powinniście się skupić na jakimś nowym prawniku.
- Dajemy sobie radę.
- Ale jakim kosztem. Mamy ostatnio z Wojtkiem dla siebie coraz mniej czasu. Wiem, że to nie pierwszy raz, kiedy jest tylu klientów, ale teraz to jest nie do ogarnięcia. Nie widzicie tego? Nie chciałbyś wiedzieć ilu klientów musze odsyłać z kwitkiem.
- To dlaczego nie powiedziałaś tego wcześniej.
- A co by to zmieniło? Kazalibyście zapisywać, a ja wtedy Wojtka widywałabym tylko w kancelarii. Zresztą z Tobą i z Magdą byłoby to samo.
- Magda Ci się skarżyła?
- Zwariowałeś? Oczywiście, że nie, ale nie musi się skarżyć, żebym o tym wiedziała.
- Dobrze w takim razie porozmawiam z Wojtkiem o kimś do pomocy.
- Róbcie, co chcecie. Pamiętaj tylko, że coś za coś.
- Pamiętam. Przepraszam Cię, ale muszę zadzwonić.
- Klienta masz za pół piętnaście minut.
- Ok. – nieco zamyślony zniknął w swoim gabinecie. Po słowach Marioli zaczął poważnie zastanawiać się nad tym, czy rzeczywiście nie przydałby im się ktoś do pomocy. Pierwsze co przyszło mu do głowy, to aplikant. Jednak on mógłby lekko odciążyć Mariolę, jednak im zbytnio by nie pomógł. Właściwie to mieliby jeszcze więcej pracy. Jedno było pewne. Na pewno musi o tym porozmawiać z Wojtkiem. Odsunął te myśli na bok i chwycił za telefon wybierając numer do Kościeliska. Na szczęście po chwili usłyszał głos swojej matki, a nie jak czego się obawiał, ojca.
- Tak słucham?
- Dzień dobry mamo.
- Piotruś. Dzień dobry. Rozmawiałeś z Madzią? Kiedy przyjedziecie?
- Mamo przepraszam, ale nie przyjedziemy. Przynajmniej na razie. Naprawdę nie damy rady.
- Jak to, przecież mówiłeś, że coś wymyślisz.
- No tak, ale to nie będzie takie proste. Wcześniej myślałem, że rzeczywiście jakoś uda nam się wyrwać z Warszawy chociażby na weekend, ale jednak nie.
- Oj Piotrek, Piotrek. Nie powinieneś tyle pracować i doskonale o tym wiesz.
- Tak wiem. Wiem, że nie powinienem się przemęczać, że powinienem na siebie uważać i wiele innych rzeczy też wiem. Magda też mi to powtarza.
- I bardzo dobrze.
- To się staje męczące, dlatego proszę Cię chociaż Ty mi odpuść. Dzwonię, bo skoro nie uda nam się z Magdą przyjechać, to chciałem Ci coś powiedzieć. Oświadczyłem się Magdzie.
- I?
- Mamo, a jak myślisz?
- Żartuje przecież. Synku bardzo się cieszę. Ojciec też się ucieszy. W takim razie kiedy ślub?
- Nie tak szybko. Nie rozmawialiśmy jeszcze o dacie.
- No to na co czekacie?
- Nie wiem, ale jak już ustalimy, gdzie i kiedy to dam Ci znać.
- No dobrze. To uważaj na siebie i na Magdę. I zadzwoń sam od czasu do czasu.
- Tak jest. Pa. – rozłączył połączenie z uśmiechem na twarzy. Każda jego rozmowa z matką wyglądała prawie tak samo. Za każdym razem skazany był na wysłuchiwanie nakazów i zakazów, czego akurat miał już dość. Zwłaszcza, że pod tym względem Magda trzymała stronę jego matki, tym bardziej teraz, kiedy ostatnie badania nie były zadawalające. Sam zresztą przeczuwał to zanim zrobił badania, ale oczywiście zwalił to na przemęczenie. Jak to Piotr oczywiście.
Przyjął pierwszego tego dnia klienta, a zaraz potem wyfrunął z kancelarii prosto do kancelarii Waligóry, gdzie czekał mieli z Wojtkiem umówione spotkanie z Łukaszem i Magdą. Jeśli chodzi o Piotra, to głównie z Magdą.
Dojazd do kancelarii na Skorupki nie zajął mu zbyt dużo czasu. W końcu motocykl to nie samochód i potrafi omijać korki. Gdy znalazł się w sekretariacie nie było jeszcze 13 więc nie zdziwił się, że nie zastał tam Wojtka. I nawet się z tego powodu cieszył, bo po cichu liczył na kilka minut rozmowy z ukochaną całkiem na osobności.
- Cześć Kasiu. – przywitał się z sekretarką wyrywając ją w ten sposób ze szponów niezbędnych do pracy papierzysk
- A Piotr. Cześć. – odetchnęła z ulgą widząc Korzeckiego, a nie któregoś ze swoich przełożonych
- Wystraszyłem Cię? – zapytał widząc lekkie zdenerwowanie na twarzy Kasi
- Trochę. – uśmiechnęła się nikle wracając do swojego zajęcia – Myślałam, że to Bartek, albo Waligóra.
- Widzę, że zawalili Cię najgorszą robotą.
- Dobrze widzisz, ale sama sobie jestem winna. Powinnam to poukładać w zeszłym tygodniu.
- Oj tam, papiery nie zając. Nie uciekną.
- Hehe, no niby nie, ale wole dmuchać na zimne. Wole to zrobić teraz i nie narażać się szefom.
- To się nazywa mobbing. W mojej kancelarii jest to nie do pomyślenia.
- Co jest nie do pomyślenia w Twojej kancelarii chłopaku? – zapytała z uśmiechem wchodząc do sekretariatu Magda
- Wykorzystujecie dziewczynę. U mnie miałabyś jak u Pana Boga za piecem.
- U Ciebie? Mhm, a co na to Wojtek? – drążyła temat Magda zwracając przypominając Korzeckiemu o wspólniku
- Myślę, że nie miałby nic przeciwko. Marioli przyda się pomoc. To co Kasiu, przechodzisz do nas? – zwrócił się do sekretarki całkiem poważnie na co jednak ani Kasia ani przysłuchująca się temu z uśmiechem Magda nie brały tego do siebie zbyt poważnie. Jednak, gdy Kasia spojrzała na poważną minę Piotra, zaczęła się zastanawiać, czy to aby na pewno z jego strony są żarty. Nie wiedząc co myśleć spojrzała na Magdę.
- Nie martw się Kasiu, on żartuje. – uspokoiła koleżankę widząc, że lekko się zmieszała gadaniem Piotra – A Ty przestań. Nie oddamy Ci ani Kasi, ani Marty ani nikogo innego.
- Ale ja mówię poważnie.
- Ale ja jestem w pakiecie z Łukaszem.                                                                               
- I bardzo dobrze. Łukasz też nam się przyda.
- Piotr przestań, bo Kasia zacznie się zastanawiać. – przerwała mu wiedząc doskonale, że po prostu sobie żartuje. Nie chciała by Kasia wzięła to na poważnie i później się rozczarowała zwłaszcza, że sama gdyby nie znała Piotra, to prawdopodobnie tak samo jak Kasia teraz też nie wiedziałaby jak odebrać jego słowa.
- Widzisz Kasiu chciałem dobrze, ale nie mogę się narażać Magdzie. Sama rozumiesz.
- Jasne.
- Powiedź lepiej, gdzie masz Wojtka?
- Nie mam pojęcia. – odpowiedział Magdzie bez zastanowienia, jednak widząc jej znaczące spojrzenie postanowił nieco rozjaśnić jej swoją odpowiedź – Miał jakieś spotkanie, ale będzie. Tak przynajmniej mówił.
- To co? Idziemy do mnie, czy chcesz dalej przekonywać Kasię do siebie?
- Nie do siebie, tylko do pracy ze mną i z Wojtkiem. To jest różnica, prawda.
- Ogromną. Chodź. – chwyciła go za rękę odwracając się w kierunku swojego gabinetu
- A podać coś do picia? – zapytała jeszcze Kasia zatrzymując ich
- Ja dziękuję, ale Piotrowi to kubeł zimnej wody na głowę dobrze by zrobił, bo wygaduje głupoty.
- Bardzo śmieszne. Kawę poproszę. Wiesz jaką?
- Tak wiem.
- Dzięki. – uśmiechnął się do Kasi czując na sobie pytający wzrok Magdy – Co?
- Nic. Idziemy.
Osobny gabinet to, to co dla Piotra było podstawą w własnej działalności. Nie wyobrażał sobie, że mógłby dzielić go z kimś. Cieszył się całkowitą swobodą u siebie w kancelarii, ale i u Magdy nie musiał się krępować. Przyszedł tu z zamiarem spędzenia z nią kilku chwil sam na sam i nie zamierzał z tego zrezygnować.
- Wiesz, że to co robisz, jest mało profesjonalne? – zapytała czując jego pocałunki na swojej szyi i ramionach
- Być może, ale ja tu nie pracuję. – wytłumaczył się szybko zmuszając ją swoimi pocałunkami do tego, by usiadła na biurku
- Tobie chyba na prawdę ten kubeł zimnej wody by się przydał.
- Wojtek się spóźnia, Łukasza nie ma. Nie będziemy przecież sami omawiać rozprawy, więc to chyba dobrze, że potrafimy odpowiednio wykorzystać czas.
- Nie wiem, czy dobrze, ale na pewno przyjemnie. Zastanawiam się tylko, co by na to powiedział Wiktor, albo Bartek.
- Wiktor jest wyrozumiały.
- A Bartek?
- Zapewniam Cię, że on z Agatą w swoim gabinecie robi o wiele gorsze rzeczy. – stwierdził przekonany odpinając guzik jej koszuli
- Magda chciałam… - Jagoda nie dokończyła swojej wypowiedzi widząc Magdę i Piotra w, jak się spodziewała dwuznacznej sytuacji. Wparowała do gabinetu nie pukając i chyba dopiero teraz widząc całujących się Magdę i Piotra zrozumiała, że jednak trzeba było tym razem zapukać. Na głos Jagody odsunęli się od siebie zachowując jako taki spokój – Sorry, Kasia nie mówiła, że nie jesteś sama. Cześć Piotr. – odezwała się po kilku sekundowym milczeniu zupełnie nie wiedząc jak się zachować
- Cześć. – odpowiedział nieco rozbawiony zakłopotaniem Jagody, jednak jeśli chodziło o całą tą sytuację to był zły na Rajewską, a konkretnie na jej zachowanie – Puka się.
- Tak, wiem, ale…
- Jagoda, o co chodzi? – zapytała lekko rozdrażniona tym zajściem Magda
- Nie ważne. W zasadzie to mogę iść z tym do Wiktora, albo do Bartka. Przepraszam, już mnie nie ma. –uśmiechnęła się nikle i wyszła z gabinetu Magdy zamykając za sobą drzwi.
- Rozumiem, że tu u was nie uznaje się zasady pukania przed wejściem do nie swojego gabinetu, ale jest jeszcze coś takiego jak dobre wychowanie.
- Uważaj, bo narażasz się jej ojcu.
- Myślę, że on sam doskonale wie, że Jagoda to nie do końca udana inwestycja.
- Piotr… - oburzyła się lekko uśmiechając i upominając go by się nie zagalopował i nie powiedział czegoś jeszcze
- No co, taka prawda.
- Raczej w to wątpię. Dzwoniłeś do mamy? – zmieniła temat będąc prawie pewną, że prawdopodobnie zupełnie zapomniał wykonać telefon do Kościeliska
- Dzwoniłem. – zakomunikował jej dumnie rozsiadając się jednocześnie w fotelu
- I? – zapytała zdziwiona jego odpowiedzią
- Cieszy się.
- I tylko tyle?
- Bardzo się cieszy.
- Możesz być poważny? – drażnił się z nią i gdyby nie to, że właściwie mówili o ich zaręczynach to nie przeszkadzałoby jej to, ale teraz przy takim temacie to zaczynało jej to lekko przeszkadzać
- Widzę, że humor nie dopisuje.
- Za to Tobie wręcz przeciwnie.
- Coś się stało?
- Niby dlaczego?
- Rano miałaś chyba lepszy nastrój.
- Rano to Ty spałeś. – odezwała się z wyczuwalnym dla niego oburzeniem. W jednej chwili wejście Jagody do jej gabinetu diametralnie zadziałało i nastrój Magdy zmienił się i to nie mało. Nie miał pojęcia co na to wpłynęło, ale widział, że jest poddenerwowana.
- Hej, co jest? – zapytał przylegając do jej pleców, gdy przez chwilę wpatrywała się w widok za oknem
- Nic. Nie wyspałam się po prostu.
- Chyba rzeczywiście przydałby nam się jakiś odpoczynek. Jak tylko wygramy jutra tę sprawę, to zwolnimy trochę tempo, co Ty na to?
- Przecież wiesz, że nie dam rady teraz wziąć wolnego.
- Ale ja nie mówię o wolnym, tylko o zwolnieniu tempa.
- Mam nadzieję, że mówisz również o sobie? – zapytała odwracając głowę w jego stronę
- Jak najbardziej. Zastanawiam się nawet, czy Mariola nie miała racji mówiąc o nowym adwokacie w kancelarii.
- Chcecie kogoś zatrudnić?
- Zobaczymy. Na pewno miałbym więcej czasu.
- Przydałoby się.
- Też tak myślę. Mama oczywiście pytała czy nie zmieniliśmy zdania, co do przyjazdu. Wiem, że nie mamy tyle czasu, żeby pojechać do Kościeliska, ale może chociaż uda nam się spędzić ten weekend zupełnie bez pracy. Może poszlibyśmy gdzieś z Waligórami, Wojtkiem i Mariolą, trochę byśmy się zabawili. Jak myślisz, da radę?
- Trzeba by było zapytać.
- Dawno nigdzie nie byliśmy. Pogadaj z dziewczynami.
- Z Agatą też?
- Jeśli chcesz. – odpowiedział z uśmiechem, chociaż nie do końca był z tego pomysłu zadowolony, ale w końcu Agata jest przyjaciółka Magdy i chciał nie chciał musi się przyzwyczaić do jej obecności. Chciał jeszcze coś powiedzieć, ale przerwało mu w tym pukanie do drzwi.
- Proszę. – odezwała się odsuwając się od Piotra a wzrok kierując na drzwi, w których pojawił się Wojtek
- Cześć.
- Cześć Wojtek. – uśmiechnęła się do wspólnika Korzeckiego
- Widzisz kochanie w naszej kancelarii panują inne zasady. U nas się puka.
- Coś nie tak? – zapytał zdezorientowany Wojtek
- Nie słuchaj go. Napijesz się czegoś?
- Kawy jeśli można.
- Piotr, a Ty?
- Kawki. A nie czekamy na Łukasza?
- Łukasz zaraz będzie. – powiedziała przekonana wychodząc na chwilę z gabinetu. Miała rację, co do Łukasza, bo ten pojawił się w kancelarii dosłownie kilka minut później. Przy kawie i herbacie omawiali jeszcze ostatnie szczegóły co do jutrzejszej rozprawy. Wyglądało na to, że wszystko mieli już uzgodnione, a w przekonaniu panów już mogli cieszyć się wygraną, czego jednak Magda nie była do końca przekonana. Zdarzało się tak, że myślała o tym, że sprawa jest z góry wygrana, a w ostateczności kończyło się to klęską, dlatego tym razem, przy tak dużej sprawie, gdzie zamieszanych jest duża ilość osób wolała uzbroić się w cierpliwość i poczekać ze świętowaniem i radością do jutra.
- Przepraszam, Magda mogę wam na chwile przeszkodzić. – zapytała niepewnie Kasia wchodząc do gabinetu poprzedzając swoje wejście pukaniem
- Jasne, coś się stało?
- Dzwonili z sądu. Do Łukasza. Przełożyli Ci jutrzejszy rozwód na 10.
- Jak to na 10? Przecież o 9.30 mamy rozprawę.
- Nie moja wina. Miałam przekazać, więc przekazuje. – powiedziała, co miała powiedzieć po czym pozostawiła adwokatów samych
- Wygląda na to, że radzicie sobie jutro beze mnie.
- A nie może ktoś inny wziąć tego rozwodu? Bartek na przykład? – zapytał Wojtek sprowadzając w ten sposób wzrok przyjaciół na siebie
- Bartek nie bawi się w rozwody. – zakomunikowała mu Magda domyślając się, że Wojtek może nie wiedzieć jaką taktyką w zawodzie kieruje się Bartek
- No dobrze, ale chyba nic by mu się nie stało gdyby ten jeden raz się zabawił.
- Dajcie spokój. Nic się przecież nie stanie jeśli mnie nie będzie.
- Ja bym nie odpuścił.
- Magda, a co z Jagodą? – zmienił temat Korzecki
- A co ma być?
- Skoro Łukasza nie będzie, to może Jagoda?
- Nie ma mowy.
- To chociaż zabierz ją na salę, przecież nam pomagała.
- Chcesz coś jeszcze powiedzieć? – spojrzała na niego wymownie wzrokiem mówiącym, że lepiej dla niego będzie jeśli sobie odpuści
- Daj spokój, przecież mogła by się czegoś nauczyć. Po to przecież tu u was jest.
- Piotr… - nie dane jej było dokończyć, bo do gabinetu kolejny już raz tego dnia weszła Jagoda, tym razem wcześniej pukając, co spotkało się z uśmiechem Korzeckiego
- Magda, ja chciałam tylko powiedzieć, że dzisiaj już mnie nie będzie.
- Dobrze, że jesteś, bo właśnie o Tobie rozmawialiśmy.
- To znaczy? – zaciekawiona weszła w głąb pomieszczenia zatrzymując się przy fotelu na którym siedział Piotr
- Masz ochotę przyjść jutro na rozprawę? – zapytała jak to się mówi prosto z mostu nie owijając w bawełnę
- Jasne, a mogę?
- Podziękuj Piotrowi, zdaje się, że jemu bardzo na tym zależy. – mówiąc to patrzyła na Korzeckiego i jego delikatny uśmiech prawdopodobnie wywołany świadomością o zazdrości Magdy
- Dzięki Piotruś. – z radością podziękowała Korzeckiemu całując go odruchowo w policzek, co nieco go zmieszało i chyba nie tylko jego, bo wyraz twarzy Wojtka i Łukasza mówił sam za siebie, nie wspominając już o braku reakcji ze strony Magdy
- Bez przesady, po prostu może uda Ci się czegoś nauczyć.
- Z Tobą na pewno. – tego już dla Magdy było za wiele. W tym momencie zaczęła żałować, że przystanęła na pomysł Piotra i zgodziła się na obecność Jagody na rozprawie, ale nie mogła już teraz zmienić swojej decyzji, więc najlepszym co mogła w tym momencie zrobić to pożegnać się z jagodą
- Tylko się jutro nie spóźnij.
- Jasne. To do jutra. – z szerokim uśmiechem opuściła gabinet Miłowicz zostawiając prawników w chwilowym milczeniu, które w końcu przerwał Wojtek
- To, co, to ja tez będę się zbierał. Piotr jedziesz ze mną?
- Tak zaczekaj na mnie.
- Ok.
- Ja też lecę. Trzymajcie się i powodzenia jutro. –pożegnał się Łukasz wychodząc zaraz za Wojtkiem                                                                                     
- A Ty? Nie śpieszysz się? – zapytała siedząc już za biurkiem i przeglądając jakieś dokumenty, a kątem oka widząc, że Piotr nadal siedzi na swoim miejscu i chyba nie ma zamiaru się z niego ruszyć
- Śpieszę się. Podoba mi się to. – odezwał się z uśmiechem stojąc już przy niej
- Co takiego?
- To, że jesteś o mnie zazdrosna.
- Nie jestem zazdrosna.
- Nie?
- Nie.
- Szkoda… bo ja o Ciebie bardzo. Pa. – wyszeptał jej do ucha składając przy tym delikatny pocałunek na jej policzku, po czym wyszedł z gabinetu zostawiając ją z niemałym uśmiechem na twarzy, który towarzyszył jej przez resztę dnia.
W towarzystwie Wojtka wrócił do kancelarii, gdzie czekała na nich Mariola. Wyglądało na to, że zastali ją  w nienajlepszej formie. Siedziała na swoim miejscu pracy z  głową przechyloną do tyłu głęboko wdychając wpadające przez szeroko otwarte okno powietrze. Nawet ich nie zauważyła, co jeszcze bardziej ich zdziwiło. Stali kilka kroków od jej biurka patrząc raz na siebie, a raz na nią.
- Cześć kochanie. – Wojtek jako pierwszy odważył się przerwać jej tę chwilę w najdelikatniejszy z możliwych sposobów obawiając się, że zmienne nastroje mogą właśnie w tym momencie zadziałać
- O cześć. A wy już? – uśmiechnęła się zaskoczoną ich obecnością poprawiając się
- My już, a Ty się dobrze czujesz? – zamartwił się Korzecki przyglądając jej się uważnie
- Dobrze.
- Na pewno? – dopytywał lekko przerażony już Wojtek.
- Tak. Zrobiłam sobie kawę, ale to chyba nie był najlepszy pomysł. Nasze dziecko wyraźnie dało mi odczuć swój sprzeciw. – udzieliła im odpowiedzi uspakajając jednocześnie obu panów. No być może Piotra udało jej się bardziej i szybciej uspokoić, bo po niewyraźnej minie Wojtka mogła wywnioskować, że do niego informacje docierają w nieco opóźnionym tempie. Z kolei Korzecki słysząc lekkie niezadowolenie z faktu nietolerowania kawy przez dziecko przyjaciół uśmiechnął się na samą myśl o tej małej istotce, co oczywiście zauważyła Mariola
- A Ty co?
- Co? Po prostu cieszę się waszym szczęściem.
- A co z Twoim szczęściem? – zapytała mając nadzieję, że dowie się może o jakiś postępach co do ślubu
- Moje szczęście, jest piekielnie o mnie zazdrosne. Będę u siebie, Wojtek przyjdź za chwilę. Musimy pogadać. – zbył szybko przyjaciółkę krótką odpowiedzią znikając w swoim gabinecie
- A temu, co się stało? – spojrzała pytająco na męża chcąc poznać szczegóły dotyczące wypowiedzianych przez Piotra słów
- Jagoda.
- Pokłócił się z Magdą?
- Nie, chyba nie.
- Skoro chyba, to idź teraz do niego i spróbuj wypytać.
Zrobił tak jak nakazała mu Mariola. Nie wiedział za bardzo dlaczego i po co ma wypytywać Piotra o jego sprawy z Magdą, ale skoro jego żona widziała jakiś powód to widocznie wypytanie było niezbędne. Wszedł do gabinetu przyjaciela dość niepewnie, co dało się od razu zauważyć
- Nie musisz się mnie bać.
- O czym chciałeś pogadać?
- Może usiądziesz, co? – spojrzał na przyjaciela znad okularów
- Piotrek słuchaj, a to u Magdy z Jagodą to co to było?
- Nie rozumiem? – rzeczywiście nie rozumiał, zresztą nie pierwszy już raz rozmawiając z Wojtkiem na dość poważnym poziomie zbytnio nie rozumiał co przyjaciel ma na myśli
- Mówiłeś, że Jagoda wcale na Ciebie nie działa.
- Bo nie działa.
- I nie chcesz jej nawet… no wiesz?
- Zwariowałeś? Za kogo Ty mnie masz?
- To dlaczego od razu się wkurzasz?
- Bo zadajesz głupie pytania. Jakbyś nie zauważył mam Magdę.
- Magda zbytnio chyba nie przepada za Jagodą.
- Owszem, wygląda na to, że nie, ale możesz być spokojny, bo ja nie mam z tym nic wspólnego. Dzięki za troskę, ale zajmij się własną rodziną.
- I nie pokłóciłeś się dzisiaj z Magdą?
- Nie.
- No dobra, to o czym chciałeś pogadać?
- Szczerze mówiąc to już mi się ode chciało z Tobą gadać.
- No daj spokój. Mów o co chodzi, bo za pół godziny mam klienta.
- Myślę, że przydałby nam się ktoś do pomocy w kancelarii.
- Adwokat?
- No właśnie tego nie wiem. Nie wiem, czy nie lepiej by było pomyśleć najpierw o aplikancie. Może trafiłby się ktoś odpowiedni.
- W zasadzie można by się rozejrzeć.
- Tylko wolałbym żeby to nie był nikt po znajomościach.
- Ale wiesz, że aplikant trochę nas obciąży?
- Wiem, ale tylko na początku, potem może nam pomóc. Nam i Marioli, bo jej też się za jakiś czas przyda konkretna pomoc.
- I tu się z Tobą zgadzam. Myślałem nawet o tym i przyszedł mi do głowy taki pomysł, żeby pożyczyć sobie na dłużej Kasie albo tą Martę od Waligóry.
- Słucham?
- No co się tak dziwisz. Znasz je przecież i to dużo lepiej niż ja. Sam zresztą mówiłeś, że dobrze Ci się pracowało z Kasią przez ten tydzień, co nas z Mariolą nie było.
- Tak, ale to był tylko tydzień. Nie możemy pożyczać sobie sekretarki od Wiktora. Wtedy to była tylko pomoc.
- I teraz też byłaby pomoc. Przecież Mariola w końcu po jakimś czasie wróci do pracy.
- Właśnie po jakimś czasie. Ile to będzie trwało? Pół roku, rok, a może dłużej. Będziemy potrzebowali kogoś na etat.
- W zasadzie może masz rację.
- Czyli co? Może najpierw zajmiemy się tym aplikantem? Jak myślisz?
- Aplikantem, czy aplikantką?
- To się okaże. Co prawda myślałem o aplikancie, ale kto wie.
- Dobra. Zajmiesz się tym?
- Zajmę.
- Dobra to zostawiam to Tobie i mam nadzieję, że nie będę żałował. A co do jutrzejszej rozprawy, to naprawdę jesteś taki pewien, że wygramy? Jesteś dziwnie spokojny.
- Wystarczy, że Ty i Magda się denerwujecie.
- Można pozazdrościć tego spokoju. – powiedział zamykając za sobą drzwi od gabinetu Korzeckiego, na co ten jedynie uśmiechnął się szeroko. Wracając do domu miał nadzieję, że zastanie tam już Magdę, ale niestety nie. Wiedział, że bardzo zależy jej na wygraniu jutrzejszej rozprawy, dlatego pomyślał, że popołudniowy spacer, a potem może jakaś kolacja dobrze jej zrobi, a skoro nie było jej w domu to mógł albo na nią czekać, albo umówić się z nią na mieście. Z tych dwóch rozwiązań to drugie wydało mu się bardziej odpowiednie zwłaszcza, że Magdy nastrój nie był tego dnia najlepszy tym bardziej obawiał się, że gdy już wróci do domu może nie mieć zbyt dużej ochoty opuszczać go ponownie. Przebrał się szybko w coś swobodniejszego i chwilę potem zamykając drzwi od mieszkania z telefonem przy uchu czekał już na połącznie z Magdą.
- Słucham?
- Kochanie to ja. Gdzie jesteś?
- Dojeżdżam właśnie do domu. Za chwile będę.
- Aha, no dobra.
-A Ty jesteś już w domu?
- W zasadzie to tak.
- Aha to za chwilę się widzimy.
- Ok. – schował komórkę do kieszeni i krążąc przed kamienicą w te i z powrotem czekał na Magdę. Po kilku minutach doczekał się widząc nadjeżdżający samochód dziewczyny. Nie czekając ani chwili dłużej ruszył w kierunku, w którym Magda miała zamiar zaparkować auto. Zdziwiła się gdy po zgaszeniu silnika Korzecki otworzył  drzwi od jej strony.
- Cześć, a czemu Ty nie jesteś w domu? – zapytała wysiadając i od razu składając na jego ustach krótki aczkolwiek konkretny pocałunek
- Czekam na Ciebie. Dasz się zabrać na spacer?
- I na obiad? – zapytała nieśmiało z uśmiechem
- I na obiad. Czemu nie. – z uśmiechem wyciągnął w jej stronę dłoń, która chwile potem trzymała już w uścisku dłoń Magdy.
Jakiś czas później spokojnym krokiem dotarli do jednej z restauracji znajdującej się na starówce. 
- To co zamawiamy? Na co masz ochotę? – zapytał rozsiadając się przy stoliku naprzeciwko niej
- Coś dobrego.
- Spaghetti?
- W sumie, czemu nie?
- W takim razie dwa razy spaghetti poproszę i czerwone wino do tego. – zwrócił się do kelnera, który kilka minut później postawił przed nimi zamówienie – Rozmawiałem Wojtkiem o kimś do pomocy w kancelarii.
- Co on na to?
- Nie ma nic przeciwko. Zresztą chyba jest mu to nawet na rękę.
- Ale to zdecydowaliście się na nowego adwokata, tak?
- Myślimy raczej o aplikancie. Mógłby też trochę odciążyć Mariole, bo o to też chodzi.Właściwie to głównie o to.
- Piotr, przepraszam, że się wtrącam, ale nie lepiej byłoby gdybyście znaleźli sobie jakiegoś doświadczonego adwokata i sekretarkę. Aplikant owszem może pomoże Marioli, ale Ciebie i Wojtka zbytnio nie odciąży.
- Tak, wiem, ale to tylko na początku. Nie chce kogoś tylko na chwilę, a jeśli ten aplikant się sprawdzi to kto wiem, może będzie chciał pracować z nami dalej. Tak jak było w Twoim przypadku.
- I pewnie nie tylko w moim.
- No właśnie. Rozejrzę się i zobaczymy, może akurat trafi się ktoś odpowiedni.
- Popytaj w sądzie.
- Będę musiał, ale nie chciałbym nikogo po znajomości.
- To może przyjmijcie Jagodę.
- Madzia, o co Ci chodzi z tą Jagodą?
- Mnie o nic. Ale wygląda na to, że to jej chodzi o coś z Tobą.
- Nie mam pojęcia o czym mówisz.
- Wiesz, wiesz. – powiedziała przekonana o tym, że jej domysły są jak najbardziej odpowiednie. Nie miała pretensji do Piotra, bo liczyła się z tym, że może podobać się innym kobietom, ale denerwowała ją trochę to, że udaje, że niczego nie widzi, a przecież to niemożliwe, żeby był ślepy na inne kobiety – I nie denerwuje mnie to, że Jagoda się do Ciebie przymila delikatnie mówiąc, bo to jest całkiem normalne i wcale się jej nie dziwię, ale denerwuje mnie to, że Ty nic z tym nie robisz.
- A co miałbym zrobić?
- …
- Cokolwiek by Jagoda powiedziała i cokolwiek by zrobiła i tak mnie to nie ruszy.
- Ja mam nadzieję.
- Nie wierzę, naprawdę jesteś zazdrosna. – zaśmiał się cicho nie wierząc, że do tej pory to z czego żartował przemieniło się w dość poważną sprawę
- A nawet jeśli? Dziwi Cię to?
- Tak, bo nie masz powodu do zazdrości. Chyba nie myślisz, że ja i Jagoda? Magda przecież to jakiś absurd.
- Na razie jeszcze nic nie myślę, ale kto wie, co zdarzy się za chwilę.
- Nie mówisz poważnie? – zapytał zaniepokojony nieco jej słowami. Czyżby miała jakieś wątpliwości
- Dlaczego nie? To, że podobasz się innym kobietom jestem w stanie zrozumieć, ale to wcale nie musi oznaczać, że mi się to podoba.
- Mógłbym powiedzieć to samo, ale kocham Cię i ufam i dzięki temu wiem, że nie ma w Twoim życiu żadnego innego faceta.
- Sprytne.
- Wiem, a mam do Ciebie prośbę, możemy zmienić temat?
- Bo robi się niewygodnie? – ciągnęła dalej temat swojej „zazdrości” starając się przeprowadzić to w jak najbardziej spokojny sposób, starając się nie tracić kontroli
- Naprawdę myślisz, że jest tak jak mówisz?
- Liczę się z tym, że tak właśnie może być.
- Przecież wiesz, że Cię kocham. – zabrzmiało to dla niej tak, jakby za wszelką cenę starał się ją do tego wyznania przekonać, by wierzyła w to, że tak właśnie jest i że nie ma żadnej innej kobiety w jego życiu. Sam zaczął się gubić w tej rozmowie. Zupełnie nie wiedział do czego prowadzi ta z pozoru śmieszna rozmowa. Zwłaszcza, że Magda co jakiś czas uśmiechała się tajemniczo, ale za to słowa jakie wypowiadała były brzmiały bardzo poważnie.
- Gdybym o tym nie wiedziała to byśmy sobie teraz tak spokojnie nie siedzieli i nie jedli tego obiadu.
- Więc nie rozumiem, czemu ma służyć ta rozmowa.
- Tak po prostu sobie rozmawiamy.
- Tak po prostu?
- Mhm.
- Nie rozumiem tego, ale ok. Zostawmy to. Chciałem porozmawiać o czymś innym. Milszym… mam przynajmniej taką nadzieję. Nie mieliśmy na to czasu, a wydaje mi się, że czas najwyższy żebyśmy ustalili datę ślubu. – zaskoczył ją. Rzeczywiście nie mieli czasu nawet porozmawiać o ślubie w ciągu tego miesiąca, dlatego nie spodziewała się, że poruszy ten temat w tym momencie.
- Myślałam o tym, ale nic nie wymyśliłam. Masz jakąś propozycję?
- Mam, ale to zależy od tego czy jesteś przesądna, czy wolałabyś latem, zimą? Jeśli o mnie chodzi to jest mi wszystko jedno w którym miesiącu, byle nie w listopadzie.
- Dlaczego nie w listopadzie?
- Ten miesiąc się nie sprawdza. – domyśliła się, że ma na myśli ślub z Dorotą, dlatego nie miała nic przeciwko by ten miesiąc wykluczyć
- Grudzień też odpada.
- Grudzień byłby ok, czemu mówisz, że odpada?
- Adwent, bo chyba zamierzamy wziąć ślub kościelny, tak?
- Tak, ale przecież w drugi dzień świąt już można.
- Wiesz co, może porozmawiamy o tym w domu, hm? Skoro już zacząłeś ten temat to chyba powinniśmy się dobrze nad tym zastanowić, a tutaj jakoś tak nie mogę się skupić.
- No dobrze. To co wychodzimy?
- Mhm.
W czasie gdy Magda z Piotrem spokojnym krokiem zmierzali w kierunku Wiejskiej w mieszkaniu Bartka i Agaty sytuacja była nieco bardziej nerwowa. Do ślubu pozostały im już tylko nieco dwa tygodnie i niestety dawało się już wyczuć u nich stres z tym związany. Zwłaszcza u przyszłej panny młodej. Od jakiegoś już czasu była pod drażniona i łatwo było ja zdenerwować, ale na szczęście Bartek zawsze umiał ją skutecznie uspokoić zapewniając, że wszystko będzie tak jak sobie zaplanowali.
- Agatko, kochanie tak sobie pomyślałem, że skoro mamy już wszystko dopięte na ostatni guzik, to może zrobimy sobie kilka dni wolnego i wyjedziemy gdzieś teraz odpocząć trochę, co? – wyszedł z propozycją korzystając z okazji, że właśnie mieli chwilę czasu dla siebie i możliwość w miarę spokojnej rozmowy
- Teraz? – spojrzała na niego zdziwiona siadając obok niego na kanapie z kubkiem gorącej herbaty
- Przed ślubem.
- Nie ma mowy, ja bym zwariowała przez tych kilka dni bez pracy. Tak przynajmniej mi jakoś czas zleci i od czasu do czasu muszę się skupić na czymś innym niż ślub.
-Ale pomyśl, taka podróż przedślubna dobrze by nam zrobiła.
- I co teraz podróż przedślubna a za dwa tygodnie poślubna?
- A dlaczego nie?
- Musiałabym mieć miesiąc urlopu. Nikt mi na to nie pozwoli.
- Mam Ci przypomnieć, kto jest Twoim przełożonym?
- Nie musisz. Doskonale o tym pamiętam, ale nie zamierzam tego wykorzystywać. I tak nie czuję się do końca przekonana, co do tego że Rafał powinien być obecny na naszym ślubie.
- Rafał i jak kilka innych osób. Wiem.
- Głównie chodzi mi o Rafała. Nie wiem, czy zaproszenie go było dobrym pomysłem.
- Nie wiem, czy to był dobry pomysł, ale w końcu jest Twoim szefem i na pewno wypadało go zaprosić. Tak samo zresztą jak mojego kuzyna i Piotra.
- O nie jeśli chodzi o Piotra, to akurat jest zupełnie inna sytuacji. Piotr jest narzeczonym Magdy, a Magda jest moją przyjaciółką.
- Z jednej strony, a z drugiej to przypominam Ci, że Piotr jest facetem, za którym kiedyś się uganiałaś po lesie i facetem, którego wręcz nienawidziłem, bo przeszkadzał mi w kontaktach z Magdą. Sama widzisz, że ich obecność na naszym ślubie też mogłaby siać pewne wątpliwości.
- Ale to zupełnie coś innego. Byłam z Rafałem.
- Chciałaś też być z Piotrem, a ja z Magdą. Co prawda nie wiem, ile było w tym uczucia z mojej strony, a ile pożądania, ale coś było. A Ty kochanie po tym lesie to za Piotrem tak zupełnie bez celu też nie biegałaś.
- To co, uważasz, że nie powinniśmy ich zapraszać?
- To Ty masz wątpliwości.
- Co do Rafała.
- Ale domyślam się, że obecność Piotra też nie będzie Ci na rękę. Szczerze mówiąc nie wiem dlaczego.
- A jak myślisz dlaczego?
- Ok, zostawił Magdę, ale nie zrobił tego specjalnie. Musiał wyjechać i ja go rozumiem. Piotrek wrócił, a skoro Magda mu wybaczyła to znaczy, że się kochają i chcą być razem.
- I są. I bardzo dobrze, ale ja nie muszę go we wszystkich popierać.
- Przyjaźniłaś się z nim kiedyś, a teraz gdyby nie to, że jest z Magdą to nie zaprosiłabyś go na nasz ślub. Mam  rację?
- Nie wiem. Być może.
- Przepraszam kochanie, ale ja tego nie rozumiem.
- On skrzywdził Magdę.
- Ale przeprosił i Magda mu wybaczyła, więc o co Ci chodzi?
- … o to, że zrobi to po raz kolejny? – niby pytanie ale zabrzmiało bardzo pewnie. Zawsze lubiła Piotra i uważała, że jest on najlepszym kandydatem na partnera dla Magdy, ale po jego wyjeździe sporo się zmieniło. A jak uważała Agata, to głównie Piotr się zmienił i średnio wierzyła w to, że raz popełniony błąd będzie powtarzany przez Piotra i to nie raz. Ale mimo swoich uprzedzeń wiedziała, że nie ma prawa stawać im na przeszkodzie, dlatego pomagała przyjaciołom w przekonaniu Magdy do Piotra kilka miesięcy temu i teraz kiedy są razem stara się nie ingerować zbytnio w ich życie, co nie zawsze się udaje, jednak zawsze życzyła im jak najlepiej i chciała wierzyć, że to co najgorsze mają już za sobą a to co najlepsze jest jeszcze przed nimi. Nie zmieniało to jednak faktu, że nie ufała Korzeckiemu tak do końca i czuła, że szybko się to nie zmieni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz