TO JUŻ JEST KONIEC...

Część 26


Wszystko co dobre, szybko się kończy. Nadszedł więc dzień, że i oni musieli wracać do Warszawy, przyjaciół i obowiązków. Po pożegnaniu z Korzeckimi wyruszyli wtorkowym wieczorem w drogę powrotną do Warszawy. Ogólnie cały świąteczny pobyt w domu Korzeckich przebiegł bez zastrzeżeń. Rodzice świetnie się dogadali i wygląda na to, że będą chcieli ten dobry kontakt utrzymywać. Jedyne, co trochę martwiło Magdę to, to że między Piotrem, a jego ojcem nie doszło do nawet najmniejszego porozumienia. Chyba, że postępem można nazwać to, że nie pokłócili się ze sobą w ciągu tych kilku dni ani razu. Z drugiej jednak strony to nie mieli się nawet kiedy pokłócić, bo Piotr unikał większego kontaktu z ojcem. Jedynie przy posiłkach byli na siebie skazani, ale na szczęście nie doszło do żadnej katastrofy. Cieszyła się z tego, że obyło się bez kłótni, bo doskonale wiedziała jak bardzo każda kolejna kłótnia z Tomaszem wpływa na Piotra. Dziwiła się trochę, że nawet przy pożegnaniu nie odezwali się do siebie ani jednym słowem. Jedyne obojętne „do widzenia” wypowiedziane z ust Piotra można zaliczyć jako zwrot grzecznościowy w stronę ojca. Udało jej się go przekonać do tego, by pozwolił jej poprowadzić. W końcu w nocy jedzie się znacznie lepiej niż w dzień więc nie powinna mieć żadnych problemów. Wyjechali z Kościeliska kilka minut po drugiej chcąc wczesnym rankiem znaleźć się w Warszawie.
- Następnym razem Piotrek to Ty zabierzesz rodziców i przywieziesz ich do nas. – zakomunikowała Teresa będąc pod ogromnym wrażeniem rodziców Piotra. Bardzo ich polubiła i nie miała powodu by tego ukrywać, jednak jej słowa odbiły się w samochodzie echem. Brak reakcji ze strony Piotra wzbudził lekkie obawy u Magdy. Jechali już prawie godzinę, a on odezwał się dosłownie kilka razy. Obiecał jej, że nie będzie spał w samochodzie, bo wystarczająco wyspał się w ciągu dnia. Zresztą nie wyglądał na zmęczonego, a na zamyślonego.
- Świetny mieliście pomysł z tymi świętami. Naprawdę.
- To dobrze, bo baliśmy się, że mogą być pewne komplikacje. – odezwała się widząc, że Piotrek nadal nie reaguje
- A tam komplikacje. Piotr masz przesympatycznych rodziców.
- Piotr… - ujęła lekko jego dłoń zwracając na siebie jego uwagę
- Tak?
- Mama zachwyca się Twoimi rodzicami.
- To dobrze rokuje na przyszłość. – odpowiedział uśmiechając się nikle, po czym wrócił do wpatrywania się w przednią szybę samochodu
- Pewnie, że dobrze. Wiecie co ja chyba pójdę w ślady ojca i prześpię się trochę. Piotrek nie będziesz spał?
- Nie, nie. Może pani spokojnie się położyć. – chwilę później zarówno Jerzy, jak i Teresa spali na tylnym siedzeniu dając im możliwość cichej rozmowy we dwoje
- Co się dzieje chłopaku?
- Nic się nie dzieje. Dlaczego ma się coś dziać.
- Odkąd wyjechaliśmy zrobiłeś się strasznie cichy. O czym tak myślisz?
- O niczym ważnym. Tak ogólnie o tych świętach.
- Chyba się udały. Rodzice się polubili, a przecież o to nam chodziło.
- Tak, ale… czuję chyba lekki niedosyt.
- Chciałeś czegoś więcej. Miałeś ochotę pogadać z tatą?
- Nie wiem. Może, ale to się przecież i tak by się nie udało.
- Tego akurat nie możesz być pewien.
- Teraz to już nieważne. Wracamy do Warszawy i mimo wszystko bardzo się z tego cieszę. – skomentowała to jedynie lekkim uśmiechem. W samochodzie znowu zapanowała cisza. On zamyślony wpatrywał się w drogę przed nimi, a w głowie miał swoje myśli o ojcu, o matce, o Janku, a ona? A ona miała w myślach jego i to o co tak naprawdę chodzi z Tomaszem Korzeckim. Pamiętała doskonale rozmowę z Piotrem i wniosek jaki zaraz po niej wyciągnęła. Wiedziała, że w tym całym konflikcie między nimi chodzi o coś więcej niż tylko wyjazd Piotra do Szwajcarii. Nie wiedziała jednak czym było, bądź jest to „coś więcej”. Na zegarach wybijała kolejna nocna godzina, a oni mieli za sobą pokonanych kilka kolejnych kilometrów. Siedziała za kierownicą już prawie trzy godziny. Beż żadnego przystanku i praktycznie w ciągłej ciszy. Rodzice spali, a Piotr raczej nie był w nastroju do rozmowy, w dodatku środek nocy nie sprzyjał jej w bezproblemowym prowadzeniu samochodu. Zaczynała odczuwać nie tyle zmęczenie, co znużenie, ale nic nie zapowiadało na to, że w przeciągu kilku kilometrów pojawi się jakiś zjazd, gdzie mogłaby chociaż na chwilę wysiąść z auta i rozprostować kości. Zawsze była przekonana, że świetnie sobie radzi za kierownicą i nikt nigdy nie mówił jej, że jest inaczej, ale nie była przyzwyczajona do tego typu jazdy, w środku nocy, po nieznanych terenach w dodatku w takiej ciszy. W końcu zauważyła znak informujący o zbliżające się stacji benzynowej.
- Za chwilę będzie stacja, zjedź dobrze
- Mhm.
- Chyba musimy zatankować.
Dziesięć minut później zatrzymała samochód na stacji benzynowej. Wysiadł razem z nią zajmując się tankowaniem paliwa pozwalając jej skorzystać w tym czasie z toalety. Chwilę później odjechał samochodem kawałek dalej w stronę lasu by spokojnie odetchnąć.  
- Zmęczona? – zapytał zaraz gdy pojawiła się przy nim
- Raczej znudzona. Poprowadzisz dalej?
-Jasne, pod warunkiem, że będziesz bardziej rozmowna niż ja.
- Bardzo sprytne.
- No jeśli chcesz szczęśliwie dotrzeć do Warszawy, to musisz dotrzymać mi towarzystwa.
- Niech Ci będzie.
- Chodź, przejdziemy się kawałek. – wyciągnął w jej stronę rękę kierując się w stronę lasu
- Poczekaj, obudzę rodziców. – wsiadła do samochodu z zamiarem obudzenia rodziców – Mamo
- Tak? – zareagowała natychmiast. Widocznie jej sen nie była aż tak głęboki jak im się wydawało
- Jesteśmy na stacji benzynowej. My idziemy się z Piotrem przejść trochę, zostawiam wam kluczyki w stacyjce, jakbyście wychodzili to zamknijcie samochód, dobrze.
- Dobrze, dobrze. Nie martw się poradzimy sobie. A gdzie wy chcecie się przejść, jak tu sam las? – zapytała rozglądając się przez szybę
- No właśnie. Niedługo wracamy. – zamknęła za sobą drzwi ruszając w stronę oddalonego już o kilka metrów Piotra
- Przywróciłaś ich do świata żywych? – zażartował chwytając ją za rękę
- Na razie tylko mamę, ale ona pewnie teraz zajmie się tatą. Na prawdę masz zamiar zaciągnąć mnie teraz do tego lasu?
- Mhm. A dlaczego nie? – widział, że idzie z nim, ale dość niepewnie. Prawdopodobnie gdyby puścił teraz jej dłoń, przeraziłaby się jeszcze bardziej
- Nikt nigdy nie zaciągnął mnie w nocy do lasu.
- Domyślam się. I bardzo dobrze, że nikt wcześniej tego nie zrobił… Madzia, mam do Ciebie prośbę.
- Tak?
- Wiesz może o czym Twój ojciec rozmawiał przez cały czas z moim?
- Nie wiem, a dlaczego pytasz?
- Tak, tylko. A mogłabyś go tak delikatnie podpytać? – zapytał niepewnie zatrzymując się przodem do niej
- Mogłabym, ale nie wiem w jakim celu. Przecież wygląda na to, że wszystko jest w porządku.
- Ja chce mieć pewność, że tak jest. Zrobisz to dla mnie? Proszę.
- Piotr, o co chodzi? Myślisz, że Twój ojciec przed moim zrobił z Ciebie potwora? – zapytała z uśmiechem
- Tego właśnie chciałbym się dowiedzieć. I jeszcze kilku innych rzeczy.
- Ja też chciałabym się o kilku rzeczach dowiedzieć. – patrzyła na niego znacząco chcąc dać mu coś do zrozumienia
- Nie wiem o czym mówisz. – odezwał się po chwili namysłu patrząc na jej poważny wyraz twarzy. Wyglądało na to, że ma coś konkretnego na myśli i nawet domyślał się co, jednak nie chcąc teraz o tym rozmawiać nie dał po sobie poznać, że wie o tym, że chodzi jej o jego ojca
- A ja myślę, że doskonale wiesz, o czym ja mówię, tylko nie chcesz mi o tym powiedzieć.
- Magda to nie tak.
- A jak?
- To nie jest najlepszy moment na tę rozmowę.
- A kiedy będzie? Odkąd tylko się znamy nie znalazłeś odpowiedniego momentu. – uciekł od niej wzrokiem nie wiedząc, co jej teraz odpowiedzieć – Piotr, ja nie wiem o co chodzi, ale widzę, że jeśli chodzi o Twojego ojca to jest coś, o czym nie chcesz albo nie potrafisz mi powiedzieć. Ale powiedz mi tylko, czy w tej waszej kłótni chodzi tylko o Twój wyjazd do Szwajcarii?
- … nie tylko. – odpowiedział zrezygnowany wiedząc, że jeśli odpowie jej na to pytanie to o nic więcej nie będzie na razie pytała
- Tak właśnie myślałam. Nie chce na Ciebie naciskać. Mam tylko nadzieję, że w końcu nadejdzie taki dzień, w którym będziesz potrafił powiedzieć mi coś więcej.
- To nie jest takie proste.
- Gdyby było proste, to już dawno bym o tym wiedziała, prawda?
- Mimo wszystko i tak będziesz wiedziała. Nie jestem tylko w stanie powiedzieć Ci kiedy.
- Ale ja chce wiedzieć o Tobie wszystko.
- I będziesz wiedziała.
- Trzymam Cię za słowo. A wracając do mojego ojca, to… - odsunęła się lekko od niego z delikatnym uśmiechem – porozmawiam z nim.
- Dziękuję.
- Nie chciałabym się jednak dowiedzieć czegoś o Tobie z jego ust, a nie z Twoich.
- Też bym tego nie chciał. Ale mnie nie wypada rozmawiać z Twoim ojcem, a chyba oboje jesteśmy ciekawi, o czym tak naprawdę rozmawiali.
-Może, chociaż Ty masz z tym większy problem.
- To nie jest problem.
- Nie?
- Nie.
- W takim razie co?
- Ciekawość, czy Twój tata po prostu mnie toleruje, czy akceptuje. – spojrzała na niego zdając sobie sprawę z różnicy tych obu słów
- A co byś wolał?
- Ani jedno, ani drugie nie jest powodem do dumy. Nie chciałbym żeby robił coś tylko dlatego, że tak wypada, ze względu na Ciebie. Ale zdaję sobie sprawę z tego, że to będzie trudne.
- Będzie, ale mój tata zawsze Cię akceptował.
- Moi rodzice czują do Ciebie coś więcej niż akceptację.
- Moja mama jest Tobą zauroczona.
- Chcesz się ze mną licytować?
- Mój tata nigdy nie powiedział mi, że ma coś przeciwko Tobie, ale jeśli tak bardzo Ci zależy to mogę z nim porozmawiać.
- Będę bardzo wdzięczny. To co, wracamy?
- Wyciągnąłeś mnie na środek lasu po to, żeby rozmawiać o moim ojcu?
- Nie, ale atmosfera gdzieś mi uleciała. – odpowiedział jej żartem chwytając ją za dłoń i kierując się w stronę powrotną
- Szkoda. – uśmiechnęła się tajemniczo, czego nie mógł nie zauważyć
- Myślałem, że boisz się spacerować po lesie w samym środku nocy.
- Bo to prawda, ale z Tobą chyba nie muszę?
- Ja Ci krzywdy nie zrobię.
- No właśnie. Ale lepiej już chodź, bo rodzice pomyślą sobie coś innego.
- Hehe. A jednak.
- Hehe. Co?
- Nie, nic, nic. Chodźmy.
Z uśmiechami na twarzach wrócili do samochodu, który po kilku minutach ponownie ruszył w stronę Warszawy, z tym, że za kierownicą ster objął Piotr. Dojechali do stolicy robiąc po drodze jeszcze tylko jeden przystanek. Było kilka minut przed 10, gdy Magda, wraz z Teresą weszły do mieszkania prawniczki.
- Chyba, poradzą sobie z tymi torbami. – zastanawiała się głośno starsza Miłowicz
- Powiedzieli, że sobie poradzą, to znaczy, że sobie poradzą. Mamo…
- Tak?
- Powiedz mi, ale tak naprawdę, to co tata Ci mówił o rodzicach Piotra? – chciała skorzystać z okazji, że obaj panowie zajęci byli wnoszeniem toreb do mieszkania i próbowała podpytać najpierw matkę wracając do prośby Piotra
- A co miał mówić?
- Mamo proszę. Dopóki ich nie ma.
- To naprawdę bardzo sympatyczni ludzie. Masz inne wrażenie?
- No właśnie nie.
- Co się dzieje? Chodzi o Piotra i jego ojca?
- No właśnie, Piotr boi się, że jego ojciec mógł powiedzieć coś tacie. Coś co niekoniecznie mogło mu się spodobać.
- Nic takiego nie wiem. Tata by mi powiedział, gdyby coś takiego miało miejsce.
- Jesteś tego pewna?
- Wątpisz we własną matkę?
- Nie, ale tata przecież wie, że lubisz Piotra, a on?
- Tata też go lubi, ale woli być ostrożny. Zupełnie tak jak Ty kiedyś. Ale wiesz, co Ci powiem?
- No, nie mam pojęcia?
- Zastanawiałam się do kogo Piotr jest bardziej podobny.
- Hehe, I co? – zaśmiała się wstawiając wodę na herbatę
- Jest taki mieszany, ale chyba więcej ma z Tomka.
- Ooo, to lepiej mu o tym nie mów.
- Nie powiem, nie powiem, ale swoją droga to ciekawe, dlaczego nie mogą się porozumieć.
- Mamo ja myślę, że to jest nie tyle ciekawe, co smutne.
- Masz rację, ale musi być coś, co im na to nie pozwala. Nawet Zosia się nad tym zastanawia.
- Wszyscy się nad tym zastanawiają. Herbaty, czy kawy?
- Herbaty.
- A tata?
- Też. A ta kawa, to dla kogo?
- Dla Piotra.
- Strasznie dużo tej kawy pije. Teraz tak na pusty żołądek.
- Co na pusty żołądek? – spytał Jerzy pojawiając się z Korzeckim w kuchni
- Kawa.
- Będziesz pił kawę? – spytała w stronę Piotra stawiając filiżankę na stoliku
- Tak. Dzięki.
- Też bardzo lubię kawę, ale Ty Piotrek bijesz wszelkie rekordy. Teraz jeszcze na pusty żołądek. Pochorujesz się.
- Hehe. Teraz to jedynie postawi mnie na nogi.
- A gdzie Ty się wybierasz.
- Do łóżka. Spać. – wtrąciła Magda upijając łyka herbaty
- Przecież jak on wypije teraz kawę i to jeszcze bez jedzenia to na pewno Ci nie zaśnie.
- To mi raczej nie grozi. Kawa mi w śnie nie przeszkadza. Przepraszam, ale jeśli można to ja chętnie skorzystam z łazienki i właśnie pójdę się położyć.
- Idź, ja zaraz przyjdę.
- Ok. Kawę zabieram. – uśmiechnął się w stronę Teresy, po czym zabierając ze sobą filiżankę zniknął najpierw w sypialni a następnie w łazience. Następnie jego miejsce zajęła Teresa. Dzięki temu Magda miała możliwość porozmawiania z Jerzym, jednak jakoś nie złożyło jej się by zapytać o rodziców Piotra. Dowiedziała się jedynie, że bardzo polubił i Zosię i Tomasza, a Piotr powinien się cieszyć z tego, że ma właśnie takich, a nie innych rodziców.
- Tato, ale co znaczy, takich a nie innych?
- Oni go bardzo kochają, a Piotrek chyba nie do końca to docenia.
- Bo nie do końca to czuje. Zwłaszcza ze strony pana Tomka.
- Bo to chyba nie jest wcale takie proste przekazać ojcu miłość do syna.
- Ale to nie jest argument tato.
- Oczywiście, że nie, ale spójrz na to ze strony Tomka, a nie Piotra.
- Jestem z Piotrem i to najpierw jego staram się zrozumieć.
- To bardzo ładnie z Twojej strony, a Piotr to porządny człowiek, bo pochodzi
 z porządnej rodziny. I na to żadnego innego wytłumaczenia nie ma.
- Cieszę się tato, że tak myślisz.
- Ja nigdy nie miałem, co do tego żadnych wątpliwości. – uśmiechnął się do niej odwracając się w stronę wyjścia
- Mogę mu to powiedzieć?
- Jeśli tego potrzebuje. Dobranoc kochanie.
- Dobranoc.– po tej rozmowie przekonała się, że chyba rzeczywiście jej ojciec całkowicie akceptuje to, że postanowiła ponownie związać się z Piotrem. Co więcej, wyglądało na to, że bardzo im kibicuje, a Piotra uważa kogoś naprawdę wartościowego. Inaczej przecież nie mówiłby o nim w samych superlatywach. Zdążyła już poznać swojego ojca i wiedziała, że zawsze mówi to co myśli. Zawsze jest szczery i tym razem chyba też tak było. Zadowolona mogła spokojnie dołączyć do przebywającego w sypialni Piotra. Była prawie pewna, że mimo ogromnego zmęczenia Korzecki będzie czekał na nią, tym bardziej, że wiedział iż miała możliwość porozmawiania z ojcem w cztery oczy. Weszła do sypialni i od razu wsunęła się pod ciepłą pościel wtulając się w jego ramiona.
- I co? – zapytał niemal od razu, gdy tylko zdążyła się położyć obok niego
- Co, co?        
- No rozmawiałaś przecież z ojcem.
- Możesz odetchnąć z ulgą. Wszystko jest w porządku. Tata uważa, że pochodzisz z bardzo porządnej rodziny, a znając Cię już trochę spodziewał się, że właśnie tak będzie.
- Tak Ci powiedział?
- Mniej więcej. Ciebie naprawdę tak bardzo interesuje to co mój tata o Tobie myśli? Kiedyś byłoby Ci wszystko jedno.
- Kiedyś to było kiedyś. Zresztą wiedzieć co ktoś o Tobie myśli, a się tym przejmować to dwie różne sprawy.
- A przejmujesz się?
- Trochę tak, bo w końcu jest Twoim ojcem. A skoro Cię kocham to chciałbym mieć w miarę normalne stosunki z Twoimi rodzicami. Tak samo jak Ty z moimi. Chyba się ze mną zgodzisz, czy nie?
- Tak, ale robisz jakieś dziwne podchody. Mam nadzieję, że to tylko zmęczenie tak na Ciebie działa i jak się obudzisz to wrócisz do swojego normalnego wcielenia.
- Normalne wcielenie. Hehe.
- Nie śmiej się. Gdybyś sam siebie posłuchał, to sam byś się zdziwił.
- Może tak, a może nie.
- Wyłączyłeś telefon?
- Tak. Żeby nikt mnie budził. I Tobie radzę zrobić to samo.
- Nie mogę, bo pomyślą sobie, że coś się stało. Jak mnie obudzą to trudno, ale przynajmniej nie będę ich miała na sumieniu. Dobranoc chłopaku.
- Dobranoc.
Kolejny dzień dobiegł końca. A właściwie to może się dopiero dla nich zaczynał biorąc pod uwagę to, że kładli się spać w momencie, w którym normalnie byliby już na nogach i przebijali się między sądem a kancelarią. Zasnął szybko ze świadomością, że kiedyś nadejdzie dzień, w którym będzie musiał o wszystkim, co związane z jego ojcem opowiedzieć Magdzie. Zwłaszcza po dzisiejszej rozmowie.
Kiedy Magda z Piotrem i jej rodzicami smacznie sobie spali w mieszkaniu Sebastiana dzień toczył się swoim rytmem, który ostatnimi czasy został lekko zachwiany. Odkąd w jego życiu pojawił się Igor zmieniło się kilka rzeczy. Nie chciał zapeszać, ale ta ogromna różnica między Igorem, a Marcinem, czy jeszcze wcześniejszym Grzegorzem była teraz dla Sebastiana bardzo widoczna. Z czego akurat on sam bardzo się cieszył. Siedzieli właśnie oboje tocząc między sobą luźną rozmowę.
- Musisz obrabiać te zdjęcia właśnie dzisiaj?
- Nie muszę, ale obiecałem komuś.
- Chyba trochę Cię wykorzystują w tej firmie.
- Wydaje Ci się.
- Jak wiele innych rzeczy. Słuchaj… co z tą Twoją Magdą? – zapytał zaglądając Lewickiemu przez ramię i wpatrując się zdjęcia wyświetlane na monitorze jego laptopa
- To już nie jest moja Magda. Mówiłem Ci, że jakiś czas temu zmieniła właściciela.
- No ta, ale niezmiennie ją kochasz.
- Kochanie, to splot skrajnie różnych emocji.
- Wiem, wiem. Kochasz ją, ale inaczej.
- No właśnie. Ale dlaczego o nią pytasz?
- Bo chciałbym ją poznać. I tego jej właściciela również.
- Na Twoim miejscu bym się jeszcze zastanowił.
- A co, jest zazdrosny?
- Kto? Piotrek?
- Mhm.
- Nie. Piotr jest bardzo wyrozumiały. Ale Magda bywa upierdliwa.
- W jakim sensie?
- A co będę Ci mówił. Poznacie się, to się przekonasz.
- Więc kiedy?
- A kiedy będziesz miał czas?
- Dzisiaj.
- Dzisiaj to może być problem, bo z tego co wiem, to moja siostrzyczka i jej słonecznik mieli wrócić dzisiaj z Kościeliska.
- No to zadzwoń i zapytaj, czy wrócili. Zaraz, zaraz, a dlaczego słonecznik?
- hehe. Długa historia. Zaraz zadzwonię, a Ty módl się, żebym ich nie obudził. – odłożył laptopa na bok, po czym przykładając komórkę do ucha czekał na odebranie połączenia przez Magdę. Na szczęście obudziła się jakieś pół godziny temu, więc dzwoniący telefon na nocnej szafce w sypialni mógł jedynie narazić się Piotrowi, jednak ten nawet nie zareagował. Odebrała telefon uśmiechając się na widok śpiącego Korzeckiego.
- Cześć Sebuś.
- Cześć. Jesteście już w Warszawie?
- Jesteśmy. Wróciliśmy rano.
- Miałaś zadzwonić jak dojedziecie.
- Wiedziałam, że Ty będziesz dzwonił.
- Niech Ci będzie, ale za karę musicie z Piotrem dzisiaj do mnie wpaść.
- Coś się stało? – zapytała przerażona jego tonem głosu
- Tak. Stęskniłem się za Tobą. To powinno Ci wystarczyć. To co, o 18? Chyba że macie na dzisiaj inne plany.
- Z tego co wiem, to nie bo Piotrek jeszcze śpi.
- No to pora najwyższa, żebyś go obudziła.
- Wiesz co, rodzice jeszcze dzisiaj wyjeżdżają do Olsztyna, to może jak odwieziemy ich na dworzec to potem od razu wpadniemy do ciebie.
- Dobra. W takim razie zbudź Piotrusia i do dzieła. I pozdrów rodziców.
- Pozdrowię. Pa.
- Pa. – rozłączył połączenie z uśmiechem przechodząc obok Igora
- Rozumiem, że przyjdą.
- Przyjdą. Jak tylko Magda zdoła ściągnąć Piotra z łóżka.
- Może być problem?
- Może tak, a może nie. Ostatnio nie jestem na bieżąco.
- Ale chyba nie przeze mnie?
- Nie. Taka kolej rzeczy.
- Ładna ta Twoja Magda. – stwierdził natrafiając w kolekcji Sebastiana na zdjęcie Magdy
- Po pierwsze to już Ci mówiłem, że ma innego właściciela, a po drugie, to jest tylko zdjęcie.
- No dobra, a reszta waszej paczki?
- Dla Twojego bezpieczeństwa lepiej będzie jeśli poznasz dzisiaj tylko Magdę i Piotra. Wszyscy na raz są raczej nie od ogarnięcia dla takiego faceta jak Ty.
- No ale mógłbyś chociaż coś o nich powiedzieć.
- A co byś chciał wiedzieć?
- Wszystko.
- To strasznie długo potrwa.
- Mam czas. Zaczynaj. – nie pozostało Lewickiemu nic innego jak tylko zacząć opowiadać o przyjaciołach. Cieszył się z tego, że Igor jest taki chętny do poznania jego przyjaciół. Mieli już za sobą rozmowę o rodzicach Lewickiego, więc rozmowa o sztabie kryzysowym i reszcie jego znajomych nie stanowiła dla nich problemu. W skrócie nie zapominając jednak o pikantnych szczegółach opowiedział mu o wszystkich po kolei omijając jedynie Magdę i Piotra, bo ich temat poruszany już była i to nie raz. Magda w tym czasie rozsiadła się z rodzicami w kuchni zajadając się lekkim obiadem przygotowanym przez Teresę.
- Może jednak pójdziesz obudzić Piotra.
- Mamo uwierz mi, że teraz obiad Piotrowi nie jest potrzebny. Obudzi się to mu odgrzeje.
- Madziu, odwieziesz nas na dworzec?
- Tak, tato. Oczywiście, że tak. Chociaż moglibyście zostać spokojnie do jutra albo nawet do piątku.
- Wracacie z Piotrem do pracy?
- No tak, ale to przecież nie problem.
- Nie, nie. Wracamy dzisiaj.
- Mamo, może Ty przekonaj tatę.
- Córciu tata ma rację. Muszę wrócić do butiku. Dałam wszystkim wolne do końca tygodnia, więc jutro sama muszę otworzyć.
- Czyli nie dacie się namówić?
- Innym razem.
- Innym razem, to oni z Piotrem przyjadą do nas. I to bez wymówek.
- Chętnie, ale nie wiem kiedy to nastąpi. Piotrek ma mnóstwo pracy w kancelarii, ja zresztą też. Do tego jeszcze fundacja. Teraz wystawa Sebastiana, potem ślub Agaty. Właśnie a nawet na wystawę do Sebastiana nie dacie się namówić?
- Zadzwonię do niego w piątek i wytłumaczę.
- Będzie mu przykro.
- Nie bierz nas z ojcem na litość.
- Oj, no dobra. Jak uważacie, ale żeby potem nie było, że nie mam dla was czasu.
- Bo nie masz.
- Jak zawsze. Oooo proszę, kogo to zapach obiadu zwabił z sypialni. – zażartowała widząc lekko zaspanego jeszcze Piotra wchodzącego do salonu.
- Dzień dobry. – przywitał się nie zwracając większej uwagi na słowa Magdy
- Dzień dobry. Wyspałeś się?
- Mhm.
- To dobrze, bo jak tylko odwieziemy rodziców na dworzec to jedziemy do Sebastiana.
- Gdzie?
- Do Sebastiana. Dzwonił i zapraszał. Nie mogłam mu odmówić.
- No dobrze.
- Będziesz jadł obiad, bo nie wiem, czy Ci odgrzewać?
- Oczywiście, że będzie. Też pytanie. Prawda Piotrek?
- Chętnie zjem.
- No tak. Masz rację mamo, to było pytanie retoryczne. – uśmiechnęła się przy tym obdarzając Piotra delikatnym całusem na przywitanie. Po siedemnastej odtransportowali Miłowiczów na dworzec, gdzie czekając na pociąg mieli jeszcze chwilę czasu na rozmowę.
- Uważajcie na siebie. Bardzo was proszę.
- Mamo, spokojnie. Świetnie sobie z Piotrem radzimy.
- Wiem, wiem. Tak tylko mówię. To kiedy do nas przyjedziecie?
- Mamuś… - spojrzała na matkę z politowaniem, przecież już o tym rozmawiali a matka i tak nie dawała za wygraną
- No, co? Piotrek oczekuje konkretnej deklaracji.
- Chętnie bym zabrał Magdę do Olsztyna nawet dziś, ale w najbliższym czasie ja chyba nie dam rady. Ale oczywiście jeśli Madzia będzie chciała, to zawsze może do państwa pojechać. Przecież to nie problem.
- Chcesz się mnie pozbyć?
- Oczywiście, że tak. – odpowiedział z uśmiechem obejmując ją ramieniem
- Przyjadą jak skończymy remontować dom nad jeziorem.
- O świetny pomysł tato.
- No tak, zwłaszcza, że to będzie nie wcześniej jak za dwa miesiące.
- Bardzo dobrze. Akurat się ciepło zrobi. – odpowiedziała z zadowoleniem młodsza Miłowicz rozglądając się, czy pociąg nie nadjeżdża
- Gdyby potrzebował pan pomocy, to ja chętnie.
- Będę pamiętał. Dziękuję. O nasz pociąg. – słusznie zauważył nadjeżdżający pociąg
- No to do zobaczenia. I dzwoń do mnie córciu.
- Dobrze. Będę dzwoniła. – zapewniła matkę przytulając się do niej po raz ostatni
- Zawsze tak mówisz, a potem to ja muszę dzwonić.
- Dziękujemy Piotrze za święta.
- Nie ma za co. To ja dziękuje, że zechcieli państwo z nami pojechać.
- No dobrze. To trzymajcie się.
- Pa.
- Pa.
Przez chwilę stali jeszcze przyglądając się jak Teresa z Jerzym znikają w przedziale pociągu, po to by po kilku kolejnych minutach zniknąć z ich pola widzenia.
- To co, teraz do Sebusia? – spytała, albo nawet bardziej stwierdziła, kiedy kierowali się w stronę wyjścia z dworca
- A musimy? Nie możemy odłożyć tego na inny dzień. Po za tym w sobotę jest wystawa.
- Moglibyśmy, ale mam wrażenie, że chce nam przedstawić tego Igora.
- Ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Słyszałaś o tym?
-Słyszałam, ale ja wcale nie jestem ciekawa.
- Mhm. Nie wcale. Przyznaj się, jesteś ciekawa jak ten fajny głos wygląda?
- No może trochę. Ale tylko trochę. – zastrzegła widząc, że ma z niej niemały ubaw
- Jasne. Tylko trochę. Hehe. – zaśmiał się otwierając przed nią drzwi od samochodu zapraszając ją by wsiadła. Do czego nawet nie musiał jej namawiać, bo wyraźnie zależało jej na tym, by jak najszybciej dojechać na Inżynierską, gdzie czekał na nich Sebastian z  Igorem.
- Cześć braciszku. – ucałowała go w policzek wzrokiem szukając Igora
- Cześć. Coś się stało? – zapytał widząc jej zadowolenie
- Nie. Dlaczego?
- Jak nie, to nie. Cześć Piotrek. – wyciągnął dłoń w stronę Korzeckiego
- Cześć.
- Wejdźcie. – wprowadził ich w głąb salonu, gdzie był Igor. Atmosfera zrobiła się lekko nieśmiała. Czekali na jakąś reakcję ze strony Sebastiana, jednak jego chyba to spotkanie najbardziej onieśmieliło.- Igor bardzo chciał was poznać.
- Tak to prawda. Sam pewnie nie wpadłby na to zbyt szybko. Cześć.
- Cześć. – przywitała się z chłopakiem nie kryjąc swojego uśmiechu i zadowolenia
- No to skoro wstęp mamy już za sobą to może usiądziemy? – zaproponował Lewicki
- A może dałbyś nam coś do picia. Możemy z Piotrem liczyć na kawę albo coś?
- Mieliście się tylko poznać. O kawie nie było mowy.
- W takim razie sama sobie zrobię. – wstała z zamiarem zniknięcia na chwilę w kuchni
- Dobra już. Siadaj. Zrobię Ci tą kawę.
- No. – uśmiechnięta usiadła z powrotem obok Piotra
- Piotrek kawy?
- Daj mi sok, albo wodę.
- Ok. Ale ja już wiem skąd ten szeroki uśmiech na Twojej twarzy. – krzyknął z kuchni
- Tak? Skąd?
- Jak to skąd? Odstawiłaś rodziców do domu. Zawsze poprawia Ci się humor jak tylko masz pewność, że Twoja mama zostanie bezpiecznie oddelegowana do Olsztyna.
- Nie przesadzaj. Jeszcze Igor sobie coś pomyśli.
- Spokojnie, ja co prawda lubię mieć rodziców przy sobie, ale bez przesady. Lepiej się czuję kiedy jestem z nimi w kontakcie telefonicznym. Swoboda i w ogóle.
- Coś w tym jest.
- Proszę, Twoja kawa ślicznoto.
- Dziękuję. – odwdzięczyła się Sebastianowi uśmiechem – Sebastian mówił, że jesteś lekarzem. Mówił poważnie, czy żartował?
- Nie wiem, jak w innych kwestiach, ale o tym akurat mówił prawdę. Jestem pediatrą. Specjalizuję się w nefrologii.
- Nefrologia, to nerki, tak? – wtrącił nie będąc pewnym Korzecki
- Dokładnie.
- Fajnie. Możesz się nam przydać w przyszłości.
- Lepiej żeby nie.
- Czyżbym o czymś nie wiedział? Chcecie mi coś powiedzieć? – jego pytanie spotkało się z lekkim zdezorientowaniem u Magdy i Piotra
- Z tego, co wiemy to nie. Prawda kochanie? – spojrzał na Magdę oczekując potwierdzenia z jej strony
- A już na pewno nie to, o czym pomyślałeś. – utwierdziła ich w swoim przekonaniu, że na razie żaden potomek nie szykuje się do przyjścia na świat – Zwłaszcza w naszym przypadku.
- A to wasz przypadek jest inny od wszystkich? – zażartował Igor włączając się w dyskusję zwłaszcza, że atmosfera temu sprzyjała.  Na twarzy Piotra i Sebastiana wywołał tym niemałe uśmiechy, a u Magdy lekkie zamyślenie
- Inny? Nie, dlaczego?
- Świetnie sobie radzimy. Nie musicie się o nas martwić. – zareagował szybko widząc, że Magda nie za bardzo wie jak wybrnąć z tej sytuacji, która wprawiła ją w lekkie zakłopotanie
- Nie, no ja się nie martwię o was. Ja się martwię o mojego przyszłego chrześniaka.
- Chrześniaka? – spojrzał znacznie już poważniej na Magdę licząc, że dowie się o co Sebastianowi chodzi
- Nie powiedziałaś mu? – tym razem zapytał Sebastian wprowadzając do ich rozmowy jeszcze większą tajemnicę a u Piotra wzbudzając ciekawość
- O czym mi nie powiedziałaś?
- Oj, o niczym. Porozmawiamy w domu. A chrześniak będzie, ale jeszcze nie teraz. – zwróciła się w stronę braciszka kończąc ten temat – Lepiej powiedź jak idą przygotowania do wystawy?
- W porządku. Właściwie wszystko jest już gotowe.
- Świetnie, a ja nie mam się w co ubrać.
- Dlaczego mnie to nie dziwi? Ale na mnie tym razem nie licz, ja nie mam aż tyle czasu żeby chodzić z wami po sklepach.
- Z wami?
- Z nimi. Jak znam życie to Agata z Karoliną dziwnym zbiegiem okoliczności też nie mają się jeszcze w co ubrać.
- Na szczęście dla mnie. – stwierdził Piotr obawiają się, że tym razem to on będzie zmuszony zająć miejsce Sebastiana w trakcie zakupów dziewczyn. Rozmową jaką toczyli we czwórkę mogłaby się nie kończyć, jednak obowiązki dnia następnego już ich wzywały. Wrócili do mieszkania, przygotowali się pracy i znaleźli jeszcze chwilę by porozmawiać. Właściwie to Magda znalazła, bo gdy weszła do sypialni Piotr znudzony czekaniem na nią leżał już przytulony do poduszki i wcale nie wyglądał na chętnego do rozmowy, zwłaszcza, że miał zamknięte oczy. Z uśmiechem wsunęła się pod kołdrę i opierając głowę na ręce przyglądała mu się przez chwilę.
- Piotruś… - zaczęła bardzo łagodnie chcąc sprawdzić jego reakcję
- Hm? – wymruczał jedynie nie otwierając nawet oczu
- Jak myślisz, ten Igor jest w porządku?
- Mhm.
- A nie wydaje Ci się, że Sebastian za bardzo mu zaufał?
- Nie. – wymruczał ledwo słyszalnie jednak to nie zniechęciło jej do dalszej rozmowy
- Ale przecież nie znają się długo.
- Ale dobrze.
- Myślisz, że będzie z nim szczęśliwy?
- Yhy.
- A nie mógłbyś mi odpowiedzieć w jakiś inny sposób niż tylko mhm, yhy i tego typu westchnięcia? Nie pomagasz mi.
- Skarbie, jestem zmęczony, chciałbym się do Ciebie przytulić i zasnąć.
- A ja chciałabym porozmawiać. Nie jestem przekonana, co do tego Igora. – z nietęgą miną podniósł się do pozycji siedzącej przecierając zmęczone oczy
- Ale Sebastian jest, a Twoje wątpliwości są bezpodstawne. Facet jest sympatyczny i nie wygląda na takiego, który chciałby kogokolwiek skrzywdzić.
- Ja nie mówię, że chce go skrzywdzić, ale że Sebastian nie powinien mu tak od razu zaufać w stu procentach.
- Madziu, Sebastian jest dorosły i świetnie sobie sam poradzi. Powinnaś się cieszyć, że nie przyjął Twojej taktyki i nie bawi się w kotka i myszkę, nie ucieka przed miłością.
- Co chciałeś przez to powiedzieć?
- Że uganianie się za Tobą było bardzo trudne, ale się opłacało.
- No, masz szczęście. Ale Sebastian…
- Sebastian, w końcu ma okazję być szczęśliwy nie tylko dzięki Tobie. Igor jest w porządku.
- A jeśli się mylisz?
- To i tak nie ochronisz Sebastiana przed rozczarowaniem. Madzia, daj im szansę.
- Uważasz, że przesadzam?
- Martwisz się, to jest zrozumiałe, ale nie przesadzaj tez w drugą stronę. Jeśli coś będzie nie tak, to Sebastian Ci o tym powie, a na razie ciesz się z tego, że jest szczęśliwy, bo wygląda na to, że tak właśnie jest. I ja nie mam, co do tego wątpliwości.
- Obyś miał rację.
- Mam. Sama się o tym przekonasz. Dobranoc? – spojrzał na nią wyczekująco z nadzieją, że pozwoli mu zapaść w sen. W odpowiedzi jedynie pocałowała go czule i przytuliła się do niego. Z ulgą objął ja mocno, dzięki czemu łatwiej zawsze było mu zasnąć. I choć wiedział, że dzisiejszej nocy ze snem nie będzie miał problemu, to i tak wolał mieć ja blisko siebie. Tak zapobiegawczo. Po za tym zawsze lepiej się śpi wiedząc i czując, że obok śpi ktoś bliski sercu, ważny i kochany. I z Piotrem było dokładnie tak samo. Męczyły go czasami takie sytuacje, tak ta, kiedy on najchętniej jak najszybciej zapadł by w sen, a ona właśnie miała ochotę na rozmowę i to nie byle jaką. Czasami może nawet go to trochę denerwowało, ale równie szybko ta złość mu przechodziła. Widocznie taka właśnie jest jej natura, a jeśli już doszedł do wniosku, że chcę dzielić z nią życie, to czy mu się to podoba, czy nie, to musi do tego przywyknąć, bo prawdopodobnie jeszcze nie raz zostanie wyrwany przez nią z najgłębszego snu. Ale na szczęście działa to w obie strony. I to dla zwykłej przyjemności, więc i ona ma prawo budzić go dla zwykłej rozmowy, by zaspokoił i rozwiał jej przeróżne związane z przyjaciółmi wątpliwości.
14 kwiecień był dniem, na który czekało wiele osób. Głównie Sebastian i osoby najbardziej zaangażowane w organizację całej imprezy. Fotografia – na pozór

tylko dzieło techniki. Jednak dla Sebastiana było to coś znacznie ważniejszego. To magia. Możliwość zapisu na kliszy ulotnych chwil, często także emocji. Tak jak to właśnie było w jego sytuacji. Przecież to właśnie dzięki fotografii możemy wracać do momentów z przeszłości, możemy oglądać wydarzenia, które nigdy już nie wrócą. Po raz drugi już przeżywa dokładnie to samo. Ciekawość, czy zdjęcia jego autorstwa spodobają się nie tylko jemu i jego przyjaciołom, ale i innym. Właśnie w taki dzień jak ten, kiedy to on jest głównym zainteresowanym i to on oświetlany jest tym największym blaskiem światła, w taki dzień właśnie wracał myślami do samych początków. Do dnia, w którym po raz pierwszy wziął aparat do ręki i pstrykną pierwszą fotkę. Wracał wspomnieniami do tych chwil, w których coraz bardziej zdawał sobie sprawę z tego, że fotografia staję się częścią jego życia. Do uroczystego otwarcia wystawy pozostało jeszcze nie całe pół godziny. Pół godziny w trakcie których sala zapełniła się niemałą ilością gości. Mimo tego wzrok Lewickiego skupiał się głównie na przyjaciołach.
-Dobry wieczór państwu spóźnialskim – znalazł w końcu Magdę z Piotrem i towarzyszących im Karolinę z Wiktorem
- O przepraszam my się nie spóźniliśmy. – obroniła się od razu Karolina z szerokim uśmiechem na ustach
- Wy nie, ale tych dwoje owszem. Myśleliście, że będę aż tak przejęty, że nie zauważę? – jego pytanie zostało jedynie skomentowaniem śmiechem całej czwórki – Wiedziałem.
- No, co to przez Piotra.
- Przeze mnie? Gdyby nie ja to pewnie do tej pory siedziałabyś w łazience. A tak to przynajmniej znalazłaś się na miejscu piętnaście minut przed czasem.
- Piętnaście minut przed głównym otwarciem, a umawialiśmy się, że będziecie pół godziny wcześniej.
- Będziesz nam to wypominał do następnej wystawy? –zapytała marszcząc przy tym zabawnie nos
- Znacznie dłużej. Ale jak? Podoba wam się?
- Podoba, zwłaszcza, że nie ma na tych zdjęciach żadnej znajomej mi twarzy.
- Wiedziałem, że po raz drugi byś mi tego nie wybaczyła.
- I słusznie.
- A gdzie masz Igora? – zapytała Karolina ciekawa owego Igora, który ostatnio był niemałym powodem ich rozmów
- Gdzieś się tu kręci.
-No to dawaj go do nas. Chętnie go z Wiktorem poznamy.
- I pewnie nie tylko my. Agata też już o niego pytała.
- Agata z Bartkiem już go poznali. Nadział się na nich.
- A to miał pecha. – stwierdziła Magda wywołując kolejną reakcje śmiechu u przyjaciół
- No dobra, nie przeszkadzam wam. Pogadamy później, uciekam do swoich obowiązków.
- Jasne.
- To teraz my idziemy na poszukiwanie pana Igora. – Karolina puściła oczko do Magdy i ciągnąc męża za rękę oddaliła się od niej i Piotra zostawiając ich samych
- Podoba Ci się? – odwróciła się w jego stronę wpadając prosto w jego ramiona, co ewidentnie mu się spodobało, bo jego uśmiech w tym momencie mówił sam za siebie
- Bardzo. – odpowiedział jej wodząc wzrokiem po jej sylwetce
- Pytałam o zdjęcia. – odwróciła się z powrotem w stronę fotografii lekko zawstydzona jego wzrokiem
- A o zdjęcia. Szczerze mówiąc spodziewałem się czegoś innego.
- To znaczy, czego?
- Po pierwszej wystawie mogłem się chyba spodziewać kontynuacji z tym że tym razem naszych, wspólnych zdjęć.
- O nie. Nigdy w życiu na to nie pozwolę. Nie ma mowy.
- Ale dlaczego?
- Chciałbyś upublicznić nasze prywatne życie?
- A dlaczego nie. Nie mam nic do ukrycia.
- Zwariowałeś. Na szczęście Sebastian zna moje zdanie na ten temat. Po za tym my nie mamy wspólnych zdjęć.
- Nie przesadzaj, coś by się znalazło.
- Raczej wątpię.
- W takim razie musimy nad tym popracować. – stwierdził przekonany całując delikatnie jej odkryte ramię
- Piotr, przestań.
- Nie mogłem się powstrzymać.
- Cześć gołąbki.
- O Mariolka, cześć.
- Hej, ja też tu jestem. – przypomniał o sobie Płaska
- Widzimy pana mecenasa.
- No. I co, świetne zdjęcia, co nie?
- Świetne. Ale chyba nie spodziewaliśmy się niczego innego, prawda?
- Jasne, że nie.
- Magda, jest ten Igor? – zapytała również zaciekawiona Mariola
- Jest. – uśmiechnęła się w stronę Marioli domyślając się wcześniej, że zarówno Karolina, Agata jak i Mariola nie odpuszczą sobie takiej okazji by poznać Igora. Rozmawiali jeszcze przez chwilę do momentu aż nadszedł czas na oficjalne otarcie wystawy i przemówienie głównego zainteresowanego. W tłumie odnaleźli  Waligórów i przyszłych Malickich i stanęli przy nich oddaleni o kilka kroków od reszty tłumu. Piotr stał obejmując Magdę od tyłu. Wiedział, że będzie przeżywała ten dzień na swój sposób, ale nie spodziewał się, że aż tak. Trzymając ją w objęciach czuł narastające w niej napięcie związane z wystąpieniem Sebastiana. Chcąc nieco ja rozluźnić zaczął lekki kołysać się w rytm muzyki lecącej po cichu w tle.
- Dlaczego się denerwujesz? – zapytał po cichu nachylając się w jej stronę
- Nie denerwuję się.
- Przecież czuję.
- No może trochę.
- Jeszcze się nawet nie odezwał.
- No wiem, ale nic na to nie poradzę, że chcę żeby wszystko mu się udało.
- To może trochę więcej wiary. Hm?
- Wierzę w niego.
- No właśnie widzę i on pewnie też. Może lekki uśmiech na Twojej twarzy go zmyli.
- Bardzo śmieszne.
- Powinnaś się dzisiaj cieszyć z jego sukcesu, a nie denerwować.
- Powiedzmy, że się z Toba zgadzam.
- Powiedzmy? – zamknęła mu usta krótkim pocałunkiem nie dopuszczając go już więcej do słowa w tym momencie – Wow. Rozumiem, że to początek naszego miłego wieczoru?
- Początek, ale bądź już cicho. – nie odpowiedział już nic, jedynie z szerokim uśmiechem na twarzy przyciągnął ją mocniej do siebie, co nie uszło uwadze Wojtka
- Mariolka, zobacz. – zwrócił się do żony pokazując jej wzrokiem na przyjaciół stojących kilka kroków dalej
- Co?
- Na Piotra. – spojrzała w bok na przyjaciele wtulonego w plecy Magdy i niemal od razu uśmiechnęła się szeroko na ich widok
- No co, miłość. – odparła niby obojętnie odwracając się w kierunku przygotowującemu się do przemówienia Sebastiana
- Albo alkohol.
- Ja bym powiedziała, że raczej nagły głód sexu. – wtrąciła przysłuchująca się ich rozmowie Agata. Pewnie dodała by coś jeszcze, ale spojrzenie Marioli mówiło samo za siebie, zresztą główny prowadzący imprezę właśnie miał zamiar oddać głos Lewickiemu.
- Dobry wieczór państwu. Są w życiu człowieka chwile szczególne. Chwile, w których czas staje w miejscu, a my mamy wreszcie trochę czasu, by spojrzeć na całe nasze dotychczasowe życie z zupełnie nowej, szerszej perspektywy. I tak właśnie dzisiaj jest w moim przypadku. Tak właściwie to chyba w zeszłym tygodniu jeszcze nie byłem w stu procentach przekonany i pewny, że ta wystawa ujrzy światło dzienne. A jednak się udało, z czego bardzo się cieszę. Jednak wiem i zdaje sobie sprawę z tego, że nie spotkalibyśmy się tu dzisiaj, gdyby nie pewne osoby, którym jestem winien podziękowania, bo w innej sytuacji i współpracując z innymi ludźmi pewnie dzisiaj nie byłoby tak przyjemnie. Ja ze swojej strony przekazałem w państwa ręce jedynie zdjęcia. Kilka fotografii, które z mojego punku widzenia są  wspomnieniami, kilkoma lepszymi, bądź gorszymi momentami mojego życia. Dla państwa z tego, co zdążyłem już usłyszeć są to profesjonalne fotografie i za ten właśnie profesjonalizm chciałbym podziękować organizatorom, bo że zdjęcia wyglądają tak a nie inaczej to również jest ich zasługa. Ale tak naprawdę to główne podziękowania należą się moim przyjaciołom, którzy od dawna już namawiali mnie do zorganizowania tej wystawy. Gdyby nie oni to pewnie nie miałbym wystarczającej motywacji do tego aby dzisiejszy dzień, taki, a nie inny miał w ogóle miejsce. – kończąc swój monolog przebiegł wzrokiem po każdym z przyjaciół zatrzymując go na dłużej na uśmiechniętej Magdzie i Piotrze – dziękuję bardzo i życzę miłego wieczoru. W niemal równym momencie rozległy się po całej Sali brawa dla Lewickiego. Nieco zawstydzony fotograf zszedł jak najszybciej z głównego pola widzenia odbierając po drodze gratulacje od gości. W końcu udało mu się przebić do przyjaciół, którzy zawstydzili go jeszcze bardziej niż te gromkie oklaski przed sekundą.
- No braciszku. Przyjmij zasłużone gratulacje. – jako pierwsza zebrała się do wyściskania braciszka
- Racja, należy się. Zwłaszcza, że nie spaprałeś  swojej mowy. – następna w kolejce stanęła Agata, nie pozwalając zbyt długo Magdzie na przytulanie przyjaciela
- Dzięki. A tego się obawiałem najbardziej.
- Naprawdę? Nie było widać.
- Śmiejcie, się śmiejcie. Wam może by to sprawniej poszło, ale ja taki skromny i zwykły człowiek mam prawo mieć problem z monologami.
- Daj spokój. Dobrze było. Wojtek po prostu Ci zazdrości. – uśmiechnął się złośliwie w stronę Wojtka
- Zmieniając temat, powiedzcie lepiej, co z waszym domkiem?
- Właśnie, byliście wczoraj zobaczyć tę działkę? – dołączyła do pytań Sebastiana, Karolina
- Jak tylko będę miał pieniądze na koncie to podpisujemy umowę. – odpowiedział im spokojnie Korzecki
- Czyli, że się podoba.
- Działka owszem, ale cena…
- Oj tam cena.
- Wiktor i Ty to mówisz.
- Ja, bo ja się dałem namówić. I nie żałuję.
- Spróbowałbyś tylko.
- Nie wierzę, że tak po prostu się zgodziłaś.
- Mariolka, to nie było tak po prostu. Ja musiałem się nieźle nagadać zanim się zgodziła.
- Nie przesadzaj. Wcale nie tak długo.
- Nie wcale. Tylko całe wczorajsze popołudnie.
-Jeszcze mogę zmienić zdanie, więc uważaj na to, co mówisz. – ostrzegła go żartując o czym on doskonale wiedział, bo ich wczorajsza decyzja już zapadła, po za tym miał wrażenie, że ta działka naprawdę jej się spodobała i nie miała zamiaru zmieniać zdania, co do jej kupna. Kolejna wystawa Sebastiana zakończyła się sukcesem, bo z tego co dało się zaobserwować, to wszyscy opuścili lokal w doskonałych humorach. Nie inaczej było z przyjaciółmi

Sebastiana. Wszyscy zadowoleni zgodnie stwierdzili, że taki sukces przyjaciela należy uczcić tylko i wyłącznie w ich towarzystwie. Dopiero wtedy będzie można całą wystawę uznać za udaną. Ostatecznie wieczór zakończyli w mieszkaniu Sebastiana spędzając kilka kolejnych godzin na wspólnych rozmowach. Jak to za zwyczaj bywało, gdy Magda była z Piotrem w towarzystwie Agaty, obawiała się, że dojdzie między nimi do sprzeczki, jednak i tym razem obyło się bez tego. Co prawda nie była zadowolona z tego dystansu jaki między nimi panował, ale zdecydowanie wolała to niż jakby mieli się kłócić.
Gdyby nie impreza u Sebastiana to prawdopodobnie ich weekend trwałby nieco dłużej, ale biorąc pod uwagę, że od Lewickiego wrócili nad ranem to znaczną część niedzieli spędzili na odsypianiu. Z kolei drugą połowę dnia Piotr przeznaczył na przygotowanie motocykla do użytkowania. Nawet usilne i bardzo miłe prośby Magdy, by odłożył to na inny dzień na nic się tu nie zdały.
Poniedziałek przywitał ich nienajlepszą pogodą. Ponury poranek nie zapowiadał nic dobrego. W dodatku obudziła się sama w łóżku i nic nie wskazywało na to, że Piotr jest jeszcze w domu. Spała tak mocno, że nawet nie słyszała kiedy wstał. No ale dzięki temu spokojnie mogła wyszykować się do pracy i dotrzeć do kancelarii na czas, a nawet przed czasem.
- Dzień dobry Kasiu.
- Dzień dobry. Co tak wcześnie dzisiaj?
- Nie wiem. Tak jakoś.
- Cześć Magda.
- Cześć Bartek.
- Co tak wcześnie?
- Pozwólcie, że poczekam z odpowiedzią aż wszyscy się pojawią. – zażartowała rozbawiona zdziwieniem Bartka i Kasi
- Coś się stało? – dopytywał Malicki
- Nic się nie stało. Po prostu wcześniej się wyrobiłam. To jest aż tak dziwne?
- Nie no w zasadzie, całkiem  normalne.
- No właśnie. A jak tak Agata po wystawie?
- A dobrze. Miała całą niedzielę, żeby dojść do siebie.
- Hehe. Przepraszam. – przeprosiła odbierając dzwoniącą w torebce komórkę – Pójdę do siebie. – wyszeptała jeszcze w kierunku Kasi
- Ok.
- Cześć chłopaku. – przywitała się z Korzeckim
- Czyżbyś była na mnie zła? – zapytał od raz słysząc po jej głosie lekkie niezadowolenie
- Nie, ale trochę się zdziwiłam rano, że Cię nie ma. Nie mówiłeś wczoraj, że będziesz tak wcześnie wychodził.
- Nie chciałem Cię budzić. Tym bardziej w taką pogodę
- Liczyłeś na to, że jak się obudzę to zobaczę słońce.
- Hehe. Aż tak naiwny nie jestem.
- Następnym razem mnie obudź, albo przynajmniej wcześniej mnie uprzedź. Nie miał mi kto kawy zrobić.
- Przepraszam, nie pomyślałem o kawie. Posłuchaj…
- No słucham?
- Mam pieniądze na koncie. Mam nadzieję, że nie zmieniłaś zdania i mogę się umówić na podpisanie umowy?
- A jesteś tego pewien?
- Madzia… pieniądze mam już na koncie, teraz pozostaje tylko kwestia tego, czy chcemy akurat ten kawałek ziemi.
- Rzeczywiście kawałek.
- To jaka decyzja, bo nie usłyszałem?
- Jeśli Ty nie zmieniłeś zdania i jesteś pewny, to jeśli o mnie chodzi to możesz podpisywać.
- No i dziękuję bardzo. Chcesz jechać ze mną?
- Chyba nie ma takiej potrzeby. Myślę, że dasz sobie radę.
- Jak miło, że wierzysz w mój rozsądek.
- W zawodową inteligencję.
- Aha. No tak.  
- Mam po Ciebie przyjechać po pracy? Będę kończyła tak po 15.
- Nie ma takiej potrzeby. Wziąłem motocykl.
- No tak mogłam się tego domyślić.
- Nie rób takiej miny.
- Jakiej?
- Już ja dobrze wiem jakiej.  Musiałem przecież sprawdzić,że  wszystko dobrze działa.
- Jasne i będziesz teraz tak sprawdzał przez cały rok.
- Pół roku. Do zimy. Nie jestem przecież samobójcą.
- Ja mam nadzieję, że nie jesteś. Poczekaj chwilkę. – odsunęła telefon od ucha słysząc pukanie do drzwi, w których po chwili pojawiła się Kasia – Tak Kasiu?
- Klient czeka.
- Jaki klient?
- Nie miałam do kogo go zapisać. Dzwonił dzisiaj rano. Przyjmiesz?
- No dobrze. Poproś go.
- Ok. – uśmiechnęła się nikle do Kasi wracając do rozmowy z Piotrem
- Piotruś muszę kończyć, porozmawiamy w domu, dobrze?
- Mhm. Tylko, że będę trochę później. Chyba, że chcesz jednak pojechać ze mną w sprawie tej działki.
- Aha. Myślałam, że dasz radę załatwić to wcześniej, bo ja wieczorem idę na pilates z dziewczynami.
- Nie dam rady wcześniej. W takim razie widzimy się wieczorem.
- No dobrze. Całuję Cię chłopaku. Pa. – zakończyła szybko rozmowę nie czekając już na żadną odpowiedź z jego strony widząc, że do gabinetu wchodzi klient.
Lekko zdziwiony, ale rozbawiony Piotr wrócił do swoich zajęć. Jednak, gdy usłyszał, że Wojtek opuścił kancelarię skorzystał z okazji i poszedł porozmawiać z Mariolą.
- O pan mecenas raczył wyściubić nos z gabinetu.
- Coś Ty dzisiaj taka złośliwa?
- A tak jakoś. Wstałam dzisiaj i pomyślałam sobie, że trochę się zabawię Twoim kosztem.
- Gdybym Cię nie znał to pomyślałbym, że naprawdę masz na dzisiejszy dzień taki plan. Słuchaj masz chwilkę na kawę? – zdziwiona spojrzała na niego zastanawiając się o co chodzi
- Mam, ale co?
- Chciałem pogadać.
- Coś się stało?
- Dlaczego od razu coś miało się stać?
- No, bo masz taką dziwną minę.
- Siadaj. – odsunął jej krzesło przy stole w kuchni a sam zajął się nalewaniem kawy
- Mam zgadywać, czy sam mi powiesz? – zapytała, gdy zajął miejsce naprzeciwko niej
- Posłuchaj mnie. Idę dzisiaj zapłacić za tę działkę.
- No to super. Wreszcie będziecie mieli wspólne gniazdko.
- Też się cieszę. Ale tak sobie pomyślałem, że…
- Że?
- Znajdziesz tak za godzinę trochę czasu, żeby wyskoczyć ze mną na miasto?
- Ale po co?
- Zobaczysz. To jak dasz radę, czy nie?
- No tak, ale co z kancelarią?
- A Wojtek nie wróci?
- Wojtek ma rozprawę.
- No to zamkniemy na chwilę. Nic się nie stanie.
- Skoro tak mówisz, to znaczy, że coś ważnego chodzi ci po głowię.
- Bardzo ważnego.– nic więcej już jej nie powiedział. Musiał jej wystarczyć jego tajemniczy uśmiech. Wiedziała, że coś chodzi mu po głowie. Domyślała się nawet, że to coś związanego z kupnem działki, ale na co mu jej obecność? Odpuściła sobie jakiekolwiek pytania, bo wiedziała, że i tak nic teraz z niego nie wyciągnie. Piotrek jak się uprze, to pary z ust nie puści, więc odpuściła i cierpliwie czekała. Od jakiegoś już czasu zastanawiał się kiedy powinien to zrobić i w jaki sposób. Nie miał konkretnego planu. Wiedział, że prędzej, czy później zdecyduje się na ten krok. Jednak kilka dni, ba nawet godzin temu nie przyszłoby mu do głowy, że zdecyduje się na to właśnie tego dnia. Zadziałał w nim kolejny impuls. Impuls, ale na pewno przemyślany i w stu procentach pewny. Nie miał wątpliwości, że podejmując taką a nie inną decyzję robi dobrze. Tak naprawdę dopiero dzisiaj, kiedy dotarło do niego, że już za kilka godzin będzie właścicielem działki na której za jakiś czas stanie ich wspólny dom, pomyślał sobie, że jest to dobry pretekst do tego, że by w niedługim czasie podjąć następną ważną życiową decyzję. Wyrwał Mariolkę z kancelarii zaraz po tym, gdy jego gabinet opuścił klient. Do samego końca nie poinformował dziewczyny, gdzie i po co ją zabiera.
- Co my tutaj robimy? – zapytała zatrzymując się przed salonem jubilerskim w centrum miasta
- A jak myślisz? – spojrzał na nią z uśmiechem licząc na jej spostrzegawczość
- Chcesz oświadczyć się Magdzie?
- Chyba czas najwyższy, nie uważasz?
- Nie no jasne, że tak, ale dlaczego tak nagle? Zmajstrowałeś małego Korzeckiego, albo Korzecką?
- Zwariowałaś. Nic z tych rzeczy. Po prostu pomyślałem sobie, że skoro z tą działką wypaliło to czemu by nie pójść za ciosem.
- Cieszę się.
- Jeszcze nie ma się z czego cieszyć.
- A co, boisz się, że Magda odmówi? Gdyby miała odmówić, to nie zgodziłaby się na to żebyś kupił działkę.
- Nie chodzi o Magdę.
- A o kogo?
- O jej rodziców. A konkretnie ojca.
- Chcesz jechać do Olsztyna?
- Mam taki zamiar. Tak podobno wypada.
- No właśnie. Podobno.
- No dobra. Zostawmy na razie rodziców Magdy. Wchodzimy?
- Wchodzimy, ale powiedź mi za czym mam się rozglądać?
- Białe złoto.
- A cena?
- Skup się na oglądaniu.
- Ok. – rozanielona pociągnęła go w stronę wejścia do salonu. Tego chyba się nie spodziewała, ale cieszyła się, że w końcu nastąpi jakiś przełom w jego życiu, bo przecież bardzo jej zależało na tym aby był szczęśliwy. Wybór pierścionka zaręczynowego i to w towarzystwie Marioli zajęło mu trochę więcej czasu niż się spodziewał. Na szczęście po niecałej godzinie udało mu dojść z Mariolą do kompromisu i w końcu zadowolony ze swojego wyboru mógł spokojnie wrócić do pracy z błyskotką spoczywającą w kieszeni.
- Piotrek?
- Tak?
- A do czego tak właściwie byłam Ci potrzebna? – zapytała wchodząc do kancelarii – Sam byś sobie świetnie poradził. – stwierdziła przekonana, tym bardziej, że rzeczywiście jej zdaniem nie miała ona w jego zakupie zbyt dużego udziału
- Może tak, a może nie. Chciałem, żebyś mi pomogła.
- No i rzeczywiście bardzo Ci pomogłam. Z tego, co wybrałam to podobały Ci się tylko dwa pierścionki. A ja widziałam tam znacznie więcej takich błyskotek.
- I właśnie między tymi dwoma się wahałem.
- Mhm, a w ostateczności wybrałeś jeszcze innego.
- Po prostu wpadł mi w oko.
- W oko to Ci wpadła Magda. I to porządnie. Wojtek w życiu nie wydałby tylu pieniędzy na mnie.
- Wydałby, wydał. Możesz być tego pewna. Żałuję, że nie było mnie, kiedy on kupował pierścionek dla Ciebie.
- Też żałuje. Może dowiedziałabym się ile kosztował.
- Nie przesadzaj. Cena tak naprawdę nie jest ważna.
- Ciekawe, czy Magda też tak uważa.
- Magdzie na razie ani słowa. Jasne?
- Jak to ani słowa? To kiedy Ty masz zamiar się oświadczyć?
- Nie wiem jeszcze dokładnie. Muszę najpierw pojechać do Olsztyna.
- No to na co Ty czekasz? Zawijaj się, zdążysz jeszcze dzisiaj obrócić.
- Mariolka spokojnie. – rozbawiła go i to nie mało. Wyraźnie chciała aby jeszcze dziś załatwił tę sprawę
- Co spokojnie? Ja jestem podekscytowana, a Ty mi tu mówisz, że mam być spokojna.
- No właśnie widzę, że trochę Cię ponosi.
- To kiedy planujesz pojechać do Olsztyna?
- Nie wiem. Może w piątek.
- Co?! Mam czekać cały tydzień?
- Hehe. Mariolka…
- Jesteś niereformowalny. To po co ciągnąłeś mnie do tego sklepu właśnie dzisiaj?
- To był impuls.
- Przy decyzji o zaręczynach kierował Tobą impuls? – zapytała lekko wystraszona
- Nie o zaręczynach, ale o kupieniu pierścionka właśnie dzisiaj.
- Aha. To całe szczęście. Już myślałam, że zwariowałeś.
- Decyzję o zaręczynach podjąłem już dawno. Jeszcze przed wyjazdem, ale wtedy zabrakło mi czasu.
- Jak tym razem coś schrzanisz, to osobiście się z Tobą policzę.
- Niczego nie schrzanię. Wszystko będzie tak, jak być powinno. A teraz wybacz, ale wrócę do pracy. A, i dziękuję za pomoc. – posłał jej jednego ze swoich uśmiechów w podziękowaniu
- Nie ma za co.
Zamknął się w swoim gabinecie i rozsiadając się na fotelu za biurkiem przez kilka minut wpatrywał się w swój zakup. Zastanawiał się kiedy powinien poprosić Magdę o rękę. Jedno było pewne. Najpierw musi pojechać do Olsztyna poinformować o swoich zamiarach rodziców Magdy i jeśli będzie taka potrzeba to przekonać ich, że chce dla ich córki jak najlepiej. Pytanie tylko, kiedy to zrobić skoro ma pełne ręce pracy? No, ale przecież dla chcącego nic trudnego. Schował pudełeczko z pierścionkiem w jednej z szuflad biurka. Stwierdził, że kancelaria będzie świetnym miejscem na przechowanie go przynajmniej do momentu jego wizyty w Olsztynie. Jego jakże miłe rozmyślanie przerwał klient. Potem następny, a na koniec rozprawa w sądzie. Na szczęście w między czasie znalazł chwilę by zadzwonić i umówić się w sprawie kupna ziemi.
W przypadku Magdy, poniedziałkowy dzień nie był aż tak bardzo zaskakujący i zróżnicowany jakby tego chciała. Rutyna w pracy, potem szybko do domu, tylko po to, by przebrać się w coś luźniejszego i szybko pognać na pilates. Spodziewała się, że wróci do domu trochę wcześniej i zdąży może nawet coś zjeść, ale skoro Piotra i tak miało nie być to doszła do wniosku, że dla siebie samej nie opłaca się nic gotować, zwłaszcza, że nie lubi jeść sama. O dziwo na pilatesie zjawiły się wszystkie cztery, co w ostatnim było dość utrudnione. Wiadomo w przypadku Karoliny znaczną część wolnego czasu, teraz kiedy pracuje zabierają dzieci, Agata przygotowuje się do ślubu i nie zawsze ma chwilę by wpaść i trochę się po wygimnastykować, a Mariola, jak to Mariola czasami woli skoczyć z chłopakami na ściankę. Magda sama zresztą nie za każdym razem miała czas i ochotę na ćwiczenia, ale dzisiejszego dnia jakoś nawet chętnie przekroczyła próg clubu.
- No i jak tam dziewczyny, opowiadajcie jak tam po sobotnim wieczorze? – zaczęła Karolina ciekawa przebiegiem skutków ich sobotniej zabawy
- Chyba raczej po sobotniej nocy. Miałam kaca jak stąd do wieczorności. Nigdy więcej. – reakcja Agaty wywołała nie małe rozbawienie na twarzach dziewczyn
- Oj nie przesadzaj. Nie było chyba tak źle. – zażartowała Mariola przypominając sobie w jakim stanie Agata opuszczała mieszkanie Lewickiego
- U ciebie może nie, bo nie mogłaś sobie pozwolić na to, co ja, bo musiałaś pilnować Wojtka.
- Jeśli to Cię pocieszy, to Wojtek też miał kaca.
- Przynajmniej na niego zawsze można liczyć. Ja nie wiem, jak to jest, że po każdej imprezie, tylko my z Wojtkiem mamy problemy następnego dnia.
- Bo jesteście siebie warci? – zapytała niepewnie, ale z uśmiechem Magda
- Bardzo śmieszne. Pilnuj lepiej Piotra i tego waszego domu.
- A co to ma wspólnego?
- Z tego co wiem, to Piotr wziął kredyt, prawda?
- Tak.
- No, więc umowę kupna też on podpisze? – drążyła Agata dążąc do zakończenia
- Prawdopodobnie właśnie to robi. – odpowiedziała jej z lekką niepewnością Magda
- No właśnie, Więc nie trudno się domyślić, co się stanie, jeśli nie daj Boże coś wam się nie ułoży.
- Dlaczego ma się im nie ułożyć? – wtrąciła nieco zirytowana Mariola
- Dobrze wiemy dlaczego. Różnie to już bywało.
- Agata nie przesadzaj. Zachowaj te czarne scenariusze dla siebie.
- Karolina, ja oczywiście mogę się zamknąć i nic nie mówić i na nic nie reagować, ale wygląda na to, że tylko ja mam świadomość tego, że w razie czego Magda zostanie na lodzie.
- Nie zapominaj, że mam mieszkanie.
- Teraz masz, ale jak zabraknie wam pieniędzy, to co zrobisz?
- Nie wiem.
- To ja Ci powiem. Sprzedasz mieszkanie.
- Żeby sprzedać mieszkanie to Magda musiałaby najpierw spłacić kredyt. Więc nie rozpędzaj się tak. – powstrzymała atak Agaty Waligóra
- Rozmawialiśmy z Piotrem na temat mieszkania i ustaliliśmy, że nawet po spłacie kredyty mieszkania i tak nie będziemy sprzedawać.
- Magda, mówisz tak jakbyś życia nie znała.
- Dlaczego, Ty jesteś do niego taka uprzedzona? – tym razem atak przejęła Mariola. Miała już dosyć tego, ze prawie za każdym razem Agata atakowała Piotra, właściwie bezpodstawnie
- To czy ja jestem do niego uprzedzona, czy nie, nie ma tu znaczenia.
- Właśnie, że ma.
- Hej, dziewczyny! – wtrąciła się między Agatę i Mariolę Karolina nie chcąc dopuścić do słownych rękoczynów – Dajcie spokój Piotrowi. Agata powiedz w końcu, kiedy wybieramy suknie ślubną? – zmieniła szybko temat na bardzie przyjemny i zapewne bezpieczny
- Już niedługo. – odpowiedziała z uśmiechem wyraźnie z tego faktu zadowolona
- To znaczy?
- Byliśmy dzisiaj z Bartkiem wybrać zaproszenia.
- No, fantastycznie. Czyli na kiedy mamy się szykować?
- No dobra powiem wam. Chociaż obiecałam Bartkowi, że nie.
- Nie wygadamy. Mów.
- Jasne, założę się, że od razu jak pojedziecie do domu to wygadacie każda swojemu.
- Oj przecież i tak się dowiedzą. No to kiedy?
- 16 czerwca.
- Może być.
- Musi być. I nie macie tu nic do gadania. – roześmiały się wszystkie na raz
- No dobra, a zapraszasz Sebastiana z Igorem?
- No chyba tak, a dlaczego pytasz? – spojrzała lekko zdziwiona na Magdę
- Tak tylko.
- Ty coś wiesz?
- Co niby miałabym wiedzieć?
- No to skąd to pytanie?
- Martwię się o Sebastiana.
- Magda, ale co znowu?
- Nie wiem. Niby ten Igor wygląda na porządnego, ale mimo to się boję, że go skrzywdzi.
- Ty martw się o siebie i o Piotra, a Sebastiana pozostaw na razie w spokoju.
- Agata ma rację. Zajmij się swoim życiem. Sebastian jest dorosły i wie co robi. Przeżył już nie jedno rozczarowanie i jestem pewna, że po tym wszystkim jest bardziej ostrożny niż wcześniej.
-Po za tym wygląda na to, że świetnie się dogadują.
- Dziewczyny, ale przecież my nic nie wiemy o Igorze oprócz tego, że jest lekarzem.
- Świetnym lekarzem, z którym ze względu na dzieci mam zamiar utrzymywać kontakt. Zwłaszcza, że dzieciaki ostatnio często nam chorują.
-No dobrze, ale wiecie w ogóle gdzie oni się poznali?
- W firmie Sebastiana. Pracuje tam jakaś koleżanka Igora. – wypaliła szynko Mariola wypełniając niewiedze Magdy
- Koleżanka?
- No tak. A co to już Igor koleżanki mieć nie może? – mina mówiącej to Marioli wprowadziła dziewczyny w atak śmiechu, który ciężko było im opanować. Dopiero prośba instruktorki ćwiczeń, która dała o sobie znać przerwała im tę falę śmiechu. Zakończyły ten temat nie chcąc przeszkadzać innym paniom w zajęciach. Same również skupiły się na ćwiczeniach przez następnych kilka minut, które pozostały im do zakończenia spotkania. W doskonałych humorach, chociaż lekko już zmęczone opuściły wspólnie budynek clubu fitness.
- Nie wiem jak wy, ale ja mam teraz ochotę na długa kąpiel. Nie wyjdę z wanny przez następną godzinę. I nawet jeśli okaże się, że Wiktor nie dał sobie rady z dziećmi to i tak nie zmienię swoich planów. – zastrzegła Karolina udając się razem z dziewczynami w stronę parkingu
- Świetny pomysł, ale i tak nie wierzę, że zamkniesz się w łazience i nie zareagujesz na dochodzące z zewnątrz krzyki. Nie masz wystarczająco silnej woli. Najzwyklejsza w świecie matka polka. – zaśmiała się Agata
- Ale pracująca. – dodała Magda nie zapominając, że przyjaciółka bardzo przysłużyła się w fundacji
- Dziękuję Ci bardzo.
- Dzięki temu Magda ma więcej czasu dla Piotrusia, dzięki czemu ja mam milszą atmosferę w pracy. – nie kryła swego zadowolenia z tego faktu Mariola – O, o wilku mowa. – uśmiechnęła się w stronę Magdy wskazując wzrokiem na zbliżającego się do nich Korzeckiego. Zwolniły kroku czekając na jego podejście
- Cześć dziewczyny – ukłonił się lekko w stronę pań, po czym z uśmiechem i małym buziakiem przywitał się z Magdą – Cześć kochanie.
- Cześć. Co Ty tu robisz? – zapytała zaskoczona jego obecnością. Była przekonana, że będzie czekała na nią w domu
- Jak to co robi? Usycha z tęsknoty. – zażartowała Mariola puszczając w stronę przyjaciela oczko
- Ale dlaczego tutaj, a nie w domu?
- Mam sobie pójść?
- Podwiozę Cię. – uśmiechnęła się do niego marszcząc przy tym zabawnie nos
- Dobra w takim razie wy się podwoźcie, a ja uciekam do swojego królestwa. Pa – ucałowała każdego po kolei i zniknęła w tłumie samochodu Karolina, a zaraz za nią Agata i Mariola.
- To co? Zostaliśmy sami. – odezwał się widząc odjeżdżające po kolei samochody przyjaciółek
- Na to wygląda. Co Ty tu robisz?
- Myślałem, że się ucieszysz.
- Cieszę się, ale mnie zaskoczyłeś.
- Podpisałem umowę, zapłaciłem i z czystym sumieniem mogę Ci powiedzieć, że działka należy do nas. I z tego powodu, chciałem zaprosić Cię na spacer. Co Ty na to?
- Chętnie, pod warunkiem, że nie będzie on zbyt długi.
- Aha, rozumiem, że zrobiłyście już dzisiaj kilka kilometrów.
- Mam wrażenie, że kilkadziesiąt. –powiedziała zrezygnowana otwierając samochód
- W takim razie mam lepszy pomysł. Zapraszam Cię na kolację. – zaproponował otwierając przed nią drzwi od strony pasażera
- Ale ja nie jestem stosownie ubrana.
- To będzie zwykła domowa kolacja. A świece zostawimy sobie na inną okazję.
- Hm. Dobra, pod warunkiem, że pojedziemy teraz do Ciebie, a przed tą kolacja zrobisz mi kąpiel.
- Ok. Zapraszam. – zatrzasnął za nią drzwi i chwilę później zasiadł za kierownicą dojeżdżając na Polną w kilka minut, zahaczając po drodze o sklep spożywczy. Z czegoś przecież tę kolację musiał zrobić. Gdy tylko znaleźli się na Polnej szybko odprowadził Magdę do łazienki dając jej kilka minut tylko dla siebie, a on w tym czasie zorganizował małą, szybką kolację. Musiała się trochę zasiedzieć w wannie, ponieważ gdy skończyć przygotowywać kolację nic nie wskazywało na to, że Magda opuściła już łazienkę. Wyłączył ogień pod spaghetti, po czym udał się do łazienki.
- Mogę? – zapytał wchodząc do łazienki, gdzie Magda wylegiwała się w wannie pełnej piany
- Mhm. Pewnie, że możesz.
- Kolacja nam stygnie. Długo masz zamiar tak sobie tutaj leżeć? –usiadł na podłodze przy wannie opierając się o nią plecami jednocześnie pozwalając Magdzie bawić się swoimi włosami
- Najchętniej bym stąd nie wychodziła. Obiecaj mi, że jak już wybudujesz ten dom, to w łazience postawisz ogromną wannę.
- Co tylko zechcesz.
- Co tylko zechce?
- Gdybym mógł, dałbym Ci wszystko, czego byś tylko zapragnęła. – jego słowa wypowiedziane w bardzo poważny sposób zastanowiły ją przez chwilę
- Prawdopodobnie to był jeden z powodów Twojego rozwodu. – powiedziała to tak po prostu wracając do jego przeszłości chyba zupełnie nie zdając sobie sprawy z tego, że mogło go to zaboleć, jednak on uważnie jej teraz słuchał
- Popełniam ten sam błąd? – zapytał po chwili milczenia odwracając głowę w jej stronę
- Piotr, przepraszam. Chciałam powiedzieć, że nie możesz mnie tak rozpieszczać.
- Bo mnie zostawisz? Zdradzisz? – zapytał niby z uśmiechem, jednak ona doskonale wiedziała, że w tym momencie uśmiech był tylko przykrywką z jego strony
- Nigdy Cię nie zostawię. A już tym bardziej nie zdradzę. – chciała by jej wierzył, by nie bał się, że powtórzy się to samo, co w przypadki Doroty. Chciała i miała nadzieję, że jej wierzy, ale czy tak było?
- Chodźmy na kolację. – odpowiedział obojętnie opuszczając łazienkę w chyba nieco gorszym nastroju niż ten, z którym tu przyszedł. Wyglądało na to, że palnęła coś zupełnie nieprzemyślanie, ale nie spodziewała się po nim akurat takiej reakcji. W sumie sama nie wiedziała, czy jest na nią zły, czy tylko smutny, ale nie dlatego, że poruszyła ten temat, tylko dlatego, że wrócił myślami do nienajlepszej przeszłości. Kiedy wyszła z łazienki, w pokoju zastała już kolację na stole i Piotra wypatrującego czegoś uparcie za oknem. Nie wiedziała, czy podejść i z nim porozmawiać, czy może zostawić go na chwilę w swojej zadumie. Nie mogła jednak wytrzymać tej chwili ciszy. Chyba nawet nie zauważył, że jest w pokoju. Podeszła do niego powoli zatrzymując się kilka centymetrów za nim. Nie widząc nadal żadnej reakcji z jego strony położyła swoją dłoń na jego ramieniu wyciągając go z zamyślenia.
- Przepraszam jeśli Cię uraziłem.
- Nic się nie stało. Po prostu zastanawiam się, ile w tym wszystkim jest mojej winy.
- Nie było Twojej winy. To ona Cię zdradziła, a nie Ty ją.
- Ale ja jej na to pozwoliłem.
- Bo nie spodziewałeś się, że będzie w stanie to zrobić.
- Naprawdę powiedziała Ci, że nie można przez 24h na dobę…
- Trzymać się za ręce i uśmiechać, bo drętwieją mięśnie twarzy. Naprawdę.
- Za ręce przestaliśmy się trzymać, gdy tylko wdrążyła się w pracę. Po następnych kilku miesiącach do naszego życia wdarła się rutyna. Ale podobno to normalne zwłaszcza, że pracuje się przez trzy czwarte dnia. Uwierzyłem w jej osiemnastogodzinny dzień pracy.
- Przecież pracowaliście razem.
- Teoretycznie tak, ale w praktyce nie zawsze. Przez jakiś czas może rzeczywiście dużo pracowała, ale teraz już wiem, że przez prawie rok dwoma trzecimi tej pracy był Johan. Mam nadzieję, że on, bo nie chciałbym się dowiedzieć, że był ktoś jeszcze.
- Ufałeś jej. Miałeś prawo się tego nie spodziewać.
- Byłem naiwny albo po prostu nie miałem czasu żeby zastanawiać się nad tym, co ona robi przez cały dzień. Byłem przekonany, że w jej życiu nie ma czasu na romanse. Dlatego o tym nie myślałem. Przecież w nocy zawsze była w domu nie licząc kilku firmowych wyjazdów, które sam zazwyczaj organizowałem. Sam się prosiłem, więc nie mogę mieć o nic do niej pretensji.
- A masz?
- To już jest przeszłość. Boli, ale z czasem coraz mniej. Mam nadzieję, że dzięki Tobie, któregoś dnia całkowicie przestanie. – dopiero teraz odwrócił się w jej stronę tonąc w jej spojrzeniu
- W takim razie, co mam robić?
- Być, to mi wystarczy. – przyłożył dłoń do jej policzka patrząc przez cały czas w jej oczy – Kocham Cię. I jestem tego w stu procentach pewny.
- Bardzo mi to odpowiada. – przylgnęła do niego wypuszczając po cichu powietrze z ulgą, że jakoś przebrnęli przez tę rozmowę, którą sama niepostrzeżenie zaczęła w łazience. Była pewna, tego że ją kocha, ale wiedziała też, że Dorotę też kiedyś kochał. W związku z tym w jej głowie pojawiało się kolejne pytanie. Na czym polega różnica tego kochania?
Czekał przez cały roboczy tydzień na to, aż nadarzy się mu okazja by pojechać do Olsztyna i by zrobić to w taki sposób, by Magda o niczym nie wiedziała, jednak jak do tej pory okazja taka się nie nadarzyła. Ciągle coś stawało mu na przeszkodzie, jak nie praca, to plany Magdy. Na szczęście udało mu się porządnie zebrać i zająć się organizacją rozpoczęcia budowy. Co prawda, jak na razie stanęło na projekcie domu, ale to już coś, a właściwie to chyba wcale nie jest taki mały konkret. W sobotni ranek obudził go budzik nastawiony

wczorajszego wieczoru. Miał w planach poranne bieganie i na szczęście pogoda w zupełności u sprzyjała. Po całym tygodniu pracy wreszcie znalazł czas na swoje przyjemności. Wyłączył szybko budzik nie chcąc by obudził on Magdę. Wstał równie cicho jednak brak w łóżku silnych ramion, do których zawsze mogła się przytulić  od razu spowodowało jej nikłe przebudzenie się.
- Gdzieś się wybierasz? – zapytała otwierając na chwilę oczy tylko po to by sprawdzić co robi
- Biegać.
- O tej porze?
- Jest po siódmej. Akurat. Wrócę jak się obudzisz. – powiedział nachylając się nad nią i składając krótkiego, ale czułego buziaka
- A może pójdę z Tobą? – zatrzymała go tymi słowami przed samymi drzwiami od sypialni. Odwrócił się w jej stronę nie dowierzając, że to powiedziała
- Możesz powtórzyć?
- Przecież Ci obiecałam, ale jakoś się wcześniej nie składało.
- A jesteś pewna, że Ci się chce?
- Nie chce mi się, ale chyba mi się to przyda, co?
- Nie ma takiej potrzeby. Śpi sobie.
- Piotruś, zaczekaj…
-Naprawdę chcesz iść ze mną?
- Mhm. Daj mi 15minut.
- No dobrze. – usiadł na kanapie w salonie czekając aż Magda się zbierze do wyjścia. O dziwo wystarczyło jej to 15minut i już przed 7.30 opuścili mieszkanie. Planował biegać po gdzieś poza miastem, ale ze względu na Magdę zmienił plany i zaprowadził ją na Pola Mokotowskie. Wiedział, że o tej porze nie będzie tam żywej duszy, więc spokojnie mogli oddać się bieganiu.
- Od kiedy biegasz po Polach Mokotowskich? – zapytała dosłownie kilka minut po rozpoczęciu biegania
- Od dzisiaj.
- Rozumiem. Następnym razem nie zmieniaj planów ze względu na mnie, dobrze?
- Na pewno? – uśmiechnął się w jej stronę zwalniając nieco tempa – Madzia ja rozumiem wspólne bieganie i nawet mi się to podoba, ale nie chciałbym żeby stała Ci się jakaś krzywda. Dlatego przez jakiś czas będziemy biegać właśnie tutaj. O ile będą następne razy.
- Będą, nich Cię o to głowa nie boli.
- Ok.
- Ale popołudniu pojedziesz ze mną do Centrum. Proszę. – zrobiła błagalną minę zatrzymując się obok niego – Co jest? Chyba się nie zmęczyłeś?
- Nie o to chodzi. Chętnie z Tobą pojadę do Centrum, ale nie dzisiaj.
- A mogę wiedzieć dlaczego?
- Muszę załatwić coś poza miastem.
- Nie mówiłeś wcześniej.
- Tak jakoś wyszło. A co chciałaś kupić?
- Chciałam się rozejrzeć za czymś na ślub Agaty i Bartka.
- Ale jest jeszcze dużo czasu.
- No tak, ale wole się wcześniej rozejrzeć. Nie tak na ostatnią chwilę.
- Pójdziemy w tygodniu. Przepraszam.
- A gdzie jedziesz?
- Mam klienta za miastem.
- W sobotę? – zdziwiła się przysiadając na ławce
- Inaczej mu nie pasowało.
- A długo to będzie trwało?
- Możliwe, że zajmie mi całe popołudnie.
- To chyba dosyć daleko musisz jechać.
- No kawałek.
- Skoro już musisz jechać, to zrób to dla mnie i weź samochód. – spojrzała na niego zmartwionym wzrokiem
- Motorem byłbym szybciej.
- Nie chce żeby było szybciej. Chce żeby było bezpiecznie.
- No dobrze. A teraz wstawaj. Jeszcze nie skończyliśmy.
- Czego? – tym razem spojrzała na niego zdziwiona zupełnie jakby już zapomniała, że znaleźli się tu by biegać
- Biegać. Dalej. –wyciągnął w jej stronę dłoń, którą ona po chwili chwyciła. Wspólne bieganie zakończyło się po godzinie i wcale nie było tak źle jak obawiał się Piotr. Bał się, że Magda może nie wytrzymać. Co prawda nie biegł w swoim rytmie, bo bał się, że Magda może tego nie wytrzymać, dlatego przystosował się do niej, co nawet mu się podobało. Doszedł nawet do wniosku, że po jakimś czasie takiego wspólnego biegania Magda dorówna mu i będą mogli przenieść się z Pól Mokotowskich na trochę inne tereny. Popołudnie miała całe dla siebie i choć niejedna kobieta zazdrościłaby jej tego, to ona akurat nie specjalnie się z tego cieszyła. Piotra nie było zaledwie godzinę, a ona już się nudziła. Dzwoniła wcześniej do Karoliny, ale ona na jej nieszczęście miała zaplanowany dzień tylko i wyłącznie dla Wiktora i dzieciaków, Agatę z kolei czekał rodzinny obiad u rodziców Bartka. Ostatnią deską ratunku, by nie zanudzić się na śmierć był Sebastian. Spacerkiem doszła na Inżynierską z cichą nadzieję, że zastanie Sebastiana samego.
- Magda? – otworzył jej drzwi porządnie zdziwiony jej obecnością.
- Cześć. Mogę trochę u Ciebie posiedzieć?
- Jasne, ale co się stało? Pokłóciliście się? – zapytał wpuszczając ją do mieszkania
- Igora nie ma?
- Ma dyżur. Co się stało?
- Musi się coś stać, żebym mogła do Ciebie przyjść?
- Ostatnio nie pojawiałaś się tu bez uprzedzenia. Tym bardziej w sobotnie popołudnie.
- Piotrek pojechał do jakiegoś klienta. Nie będzie go pewnie do wieczora.
- Ojej, a Ty już tęsknisz? – zażartował rozbawiony podając jej szklankę soku po czym siadając w fotelu
- Nie. Po prostu miałam nadzieję, że dzisiejszy dzień będzie wyglądał inaczej.
- To znaczy jak? Czego się spodziewałaś? Jakiejś fety? Ok. Tylko powiedź mi z jakiej okazji, bo z tego co się orientuję, to nie macie żadnego święta?
- Przestań. Liczyłam na to, że będzie w domu, a nie w pracy.
- Wyjątkowa sytuacja. Tobie też się to zdarzało i to nie raz.
- No tak, ale mógł mi o tym powiedzieć wcześniej.
- A nie powiedział i Ty w zamian za to złościsz się teraz na cały świat.
- Nie jestem zła.
- W takim razie, co u mnie robisz?
- Nie chciałam siedzieć sama. Nudzę się.
-A ten klient do którego Piotr pojechał to facet, czy…
- Przestań.
- Żartuje przecież.
- To nie żartuj tak, bo mnie to nie śmieszy. Mówiłeś, że gdzie jest Igor?
- Na dyżurze. Widzisz, on też czasami pracuje w weekendy i to znacznie częściej niż Piotr i jak widzisz ja zbytnio nad tym nie ubolewam.
- Widocznie nie jesteś tak wrażliwy i czuły, jak ja.
- Uuuuła. Jaka modliszka. – roześmiali się oboje – Jak projekt domu? Wybraliście już coś?
- Mhm, ale chcemy kilka poprawek.
- To jak duży będzie ten wasz pałac?
- Nie będzie duży.
- To znaczy?
- Nie martw się, w razie gdybyś potrzebował, to miejsce dla Ciebie się znajdzie.
- Na początku może i się znajdzie, ale jak już rodzina się powiększy, to kto wie.
- Jaka rodzina?
- Wasza.
- Przypominam Ci, że nie jesteśmy rodziną.
- Ale kiedyś pewnie będziecie. I pewnie pojawią się dzieci.
- Co wy wszyscy z tymi dziećmi? Nie jestem w ciąży.
- To dlaczego się denerwujesz? Myślałem, że zmienne nastroje to przypadłość kobiet w ciąży.
- Jesteś okropny.
- Pamiętaj, że to mi obiecałaś, że będę chrzestnym.
- Pamiętam.
- I zakomunikowałaś to już Piotrowi?
- Nie.
- Nie? Myślałem, że wtedy po waszym powrocie z Kościeliska, kiedy byliście u mnie to dojdziecie do tego tematu.
- Nie drążył. Jak już wróciliśmy do domu to chyba zupełnie o tym zapomniał.
- To mu lepiej przypomnij, żeby nie był zdziwiony jak już dojdzie co, do czego.
- Nie martw się o to.
- Ja się nie martwię, ja chcę mieć pewność, że to na mnie spadnie ten zaszczyt bycia ojcem chrzestnym przyszłego Korzeckiego.
- Sebastian możesz trochę przystopować. Mnie się nigdzie nie spieszy.
- Właśnie widzę. I wydaje mi się, że Piotrek jest o kilka kroków dalej niż Ty w podjęciu tej decyzji.
- Jakiej decyzji?
- O byciu ojcem waszego dziecka, ciapo. – wyszeptał jej do ucha zostawiając ja na chwilę samą w pokoju z myślami, które Lewicki wywołał jednym swoim stwierdzeniem. Wiedziała przecież, że Piotr chce mieć dziecko, ale w ustach Sebastiana jakoś zupełnie inaczej to zabrzmiało. Tak jakby bardziej przekonywująco.
Piotr od kilku sekund stał pod drzwiami Miłowiczów i zastanawiał się, w jaki sposób przeprowadzić tę rozmowę. Z bukietem kwiatów, dla Teresy odważył się w końcu nadusić dzwonek. Na reakcję nie musiał czekać zbyt długo, bo dosłownie chwile po tym w drzwiach pojawiła się Teresa.
- Piotrek? Wejdź proszę.
- Dzień dobry. Mogę zająć państwu chwilę? – zapytał niepewnie przekraczając próg mieszkania
- Oczywiście, ale przyjechałeś sam? Gdzie Magda.
- Magda jest w Warszawie. Chciałem z państwem porozmawiać.
- Jurka nie ma. Piotrek coś się stało? Coś z Magdą? – spojrzała na niego lekko zaniepokojona, zupełnie nie domyślając się jaki jest cel wizyty Korzeckiego
- Nie. Nic się nie stało. Z Magdą wszystko w porządku. Naprawdę niech się pani nie martwi.
- W takim razie, o czym chciałeś rozmawiać?
- A pani mąż, kiedy wróci?
- Ciężko powiedzieć. Poszedł do jakiegoś kolegi.
- Właściwie to powinienem zadzwonić wcześniej i upewnić się, że będą państwo w domu. No ale trudno. W takim razie… proszę to dla pani. – wręczył kobiecie bukiet kwiatów przechodząc do meritum sprawy
- Dziękuję. – uśmiechnęła się dopiero teraz zdając sobie sprawę, po co Piotr przyjechał
- Może powiem od razu, o co mi chodzi. Chciałem prosić panią i pani męża o rękę Magdy. – zakomunikował szybko czekając na reakcję ze strony Miłowicz – Zaskoczyłem panią? – spytał widząc, że Teresa chyba nie wie co mu odpowiedzieć – Wiem, że powinien być przy tym pani mąż, ale jego nie ma, a ja obiecałem Magdzie, że wrócę do domu jak najszybciej.
- Nie zaskoczyłeś mnie. Prędzej, czy później mogliśmy się domyślać, że przyjedziesz. A Magda wie, że tu jesteś? – zapytała już z uśmiechem wstawiając kwiaty do wazonu, po czym usiadła przy stole naprzeciw Piotra
- Magda o niczym nie wie.
- … Bardzo się cieszę, że się zdecydowaliście.
- To znaczy, że nie ma pani nic przeciwko? – zapytał dla pewności, jednak co do Teresy to wiedział, że nie będzie miała nic przeciwko. Więcej wątpliwości miał względem Jerzego
- Oczywiście, że nie. Magda nie mogła trafić lepiej.
- Dziękuję. Mam nadzieję, że Magda podzieli pani zdanie.
- Tego, to jestem pewna. Wierzę, że razem będziecie szczęśliwi.
- Zrobię wszystko, żeby tak było. Tylko, co z pani mężem. Myśli pani, że się zgodzi? W końcu trochę państwu podpadłem.
- Różnie bywało, ale Jurek doskonale wie, że Magda Cię kocha i nawet gdyby uważał inaczej to nie ma innego wyjścia. Musi się zgodzić.
- Hehe. No tak, ale ja jednak wolałbym wiedzieć.
- W takim razie będziesz musiał trochę na niego poczekać. Mówił, że wróci na kolacje, ale kto go tam wie. To, co poczekasz?
- Poczekam. Najwyżej Magda nie wpuści mnie do mieszkania.
W sumie to miał dwa wyjścia. Albo rozgościć się w mieszkaniu Miłowiczów i cierpliwie czekać na powrót Jerzego do domu i być może wtedy usłyszeć od niego nie to co by chciał, albo podziękować Teresie i opuścić Olsztyn znając tylko jej zdanie. Ale tak chyba nie wypadało. Raczej na pewno nie wypadało. Po za tym, zależało mu by mieć zgodę nie tylko matki, ale i ojca Magdy. Zwłaszcza jego, dlatego przystanął na propozycję Teresy, żeby poczekać na Jerzego i porozmawiać z nim chociaż chwilę. Siedzieli w kuchni popijając zrobiona przez Teresę kawę i zajadając się ciastem. Rozmowa kleiła się i to dość dobrze. Zresztą zawsze dobrze dogadywał się z matką Magdy. Gorzej z ojcem, ale miał nadzieję, że w krótce się to zmieni. Teresa zawsze była po jego stronie i czuł to nawet wtedy, po jego powrocie z Los Angeles, kiedy starała się nie wtrącać w ich związek.
- Jak idzie remont domku? – zapytał z zainteresowaniem
- Jakoś idzie. Pomału, ale myślę, że na lato będzie gotowy.
- Gdybym mógł jakoś pomóc, to proszę dać znać. Wygospodaruję czas i pomogę.
- Dziękuję Ci, ale zajmij się swoimi planami.
- Moje plany na tym nie ucierpią. Naprawdę.
- Magda nie byłaby zadowolona z faktu, że chcemy Cię wykorzystać.
- A ja myślę, że wręcz przeciwnie. Także proszę o mnie pamiętać.
- A jak z waszym domem? Magda mówiła ostatnio, że wybieracie projekt.
- Projekt jest już wybrany, z tym, że chcielibyśmy wprowadzić kilka poprawek. Jeśli oczywiście będzie to możliwe.
- Jakoś nie mogę w to uwierzyć, że Magda dała Ci się przekonać do tego pomysłu z kredytem.
- No nie było łatwo, ale przecież prędzej, czy później i tak musielibyśmy wziąć kredyt, żeby kupić coś większego.
- A co z mieszkaniem na Wiejskiej?
- Uzgodniliśmy, że nie będziemy go sprzedawać. Myślę, że może się nam z czasem przydać.
- I dobrze, szkoda go sprzedawać.
- Też tak myślę, po za tym podejrzewam, że Magda jest za bardzo przywiązana do tego mieszkania i sprzedawanie go nie byłoby łatwą sprawą właśnie ze względu na nią. Po za tym… - przerwał swoja wypowiedź słysząc zgrzyt w zamku od drzwi, odwrócił się w ich stronę spodziewając się, że za chwilę ujrzy Jerzego i wcale się nie mylił – Dzień dobry. – przywitał się z nim wstając i po raz kolejny już tego dnia zastanawiając się, co i jak powinien powiedzieć. Na szczęście w tym momencie mógł już liczyć na pomoc ze strony Teresy.
- Dzień dobry. Coś się stało? – spodziewał się takiej właśnie reakcji ze strony Miłowicza. Zareagował dokładnie tak samo jak jakiś czas temu jego żona – Coś z Magdą? – spytał coraz bardziej zdenerwowany milczeniem ze strony korzeckiego
- Z Magdą wszystko w porządki. – odezwała się w końcu Teresa widząc, że jeszcze chwila takiego milczenia może doprowadzić do komplikacji – Piotr przyjechał, żeby z nami porozmawiać.
- Czyli jednak coś się stało? – spytał ponownie siadając przy stole
- Z Magdą wszystko dobrze. Niech się pan nie martwi. – odpowiedział spokojnie wracając na swoje miejsce – Ja chciałem zapytać, co by pan powiedział na to, gdybym poprosił Magdę o rękę?
- Chcesz się oświadczyć naszej córce? – zapytał dla upewnienia widząc jedynie lekkie przytaknięcie do jego słów ze strony Piotra – A co ja na to mogę? Magda jest dorosła i sama podejmie decyzję. Jeśli Cię przyjmie, to my możemy wam jedynie życzyć szczęścia.
- To znaczy, że się pan zgadza, tak?
- Nie wiem, czy Magda mogła lepiej trafić, ale skoro jest z Tobą szczęśliwa, to chyba nie ma, na co czekać. Jeśli czekałeś tylko na nasze błogosławieństwo, to spokojnie możesz teraz kupować pierścionek.
- Pierścionek już jest. – odezwał się z lekkim uśmiechem czując ulgę po usłyszanych przez Miłowicza słowach
- No to tym bardziej nie ma co zwlekać.
- W takim razie, ja podam kolacje, skoro już wszystko jasne. Tak?
- Tak, Teresko. Daj mu coś do jedzenia, bo pewnie nic nie jadł od śniadania.
- Ale ja bardzo dziękuję. Niech sobie pani nie robi kłopotu. Ja muszę wracać do Warszawy.
- Żaden kłopot.
- Magda na mnie czeka. I tak nie była zadowolona, że zostawiam ją samą w sobotę.
- Rozumiem, że Magda nie wie o tym, że tu jesteś?
- Nie wie.
- To zadzwoń do niej i powiedz, że będziesz później. Głodnego Cię nie puszczę. Jakby się Magda za jakiś czas o tym dowiedziała, to przestałaby się od mnie odzywać.
- Teresa ma rację. Dzwoń. – w odpowiedzi spojrzał na Jerzego, potem na Teresę. Chyba nie miał innego wyjścia. Musiał zadzwonić do Magdy.
- W takim razie, ja przeproszę państwa na chwilę. – przeprosił i odszedł na moment do pokoju by móc spokojnie porozmawiać z dziewczyną. Czekając na połączenie spojrzał na zegarek, który wskazywał kilka minut po osiemnastej. Obiecał jej, że wróci do domu na kolację, ale raczej tak się nie stanie. Domyślał się, że Magda raczej nie będzie zadowolona z tego faktu. Czekał chwilę słysząc jedynie kolejne głuche sygnały w telefonie, aż za którymś razem usłyszał, że abonent tymczasowo nie odpowiada.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz