TO JUŻ JEST KONIEC...

Część 25


W czasie, gdy Magda z Piotrem odpoczywali w kuchni panie popijały właśnie wieczorną herbatę  po skończonych przygotowaniach na następnych kilka dni świątecznych. Siedziały, rozmawiały, wspominały jak to było kiedy ich dzieci były małe. Ogólnie mówiąc plotkowały sobie na ich temat.
- Teresko, a Magda to tak od dawna taka osłabiona? – zdecydowała się w końcu zapytać Zosia mając nadzieję, że Teresa wie więcej o tym co się dzieje u ich dzieci
- Piotrek mówił, że dzisiaj tylko.
- Piotrek, to będzie mówił to, co mu Magda będzie kazała. I odwrotnie zresztą też. Za każdym razem jak do nich dzwonie to oczywiście wszystko jest w jak najlepszym porządku.
- U nich tak zawsze. Magda też nigdy nic nie mówi, a jak się już za dużo jej na głowę zwali to dopiero przyjeżdża. Ale teraz jestem o nią o wiele spokojniejsza. Jest Piotrek i on tam kontroluje sytuacje.
- Mnie się wydaje, że Magdy to akurat kontrolować nie trzeba. Rozsądna dziewczyna.
- I właśnie ten jej rozsądek czasami trzeba kontrolować.
- Ale to dobrze, przynajmniej nie robi głupot.
- No powiedzmy, że nie robi. Gdybyś Ty widziała, co ona wyprawiała jak Piotrek wyjechał. Ta cała historia z tym Filipem.
- Chciała ułożyć sobie życie. Tu akurat się jej nie dziwie.
- Pożałowałaby tego ślubu z Filipem bardzo szybko. Byłaby z Filipem, a myślał by o Piotrze. I co by jej to dało?
- Piotrek nie dał jej gwarancji, że wróci. Miała prawo układać sobie życie.
- Na szczęście Piotrek wrócił w odpowiednim momencie. Wierzyć mi się nie chciało, jak Magda powiedziała nam, że wyjechał o niczym jej nie mówiąc.
- Piotrek to dobry chłopak, ale czasami popełnia błędy, o które by się go nie podejrzewało.
- To bardzo dobry chłopak. A błędy popełnia każdy.
-Nie ma co mówić o tym co było. Ważne żeby teraz wszystko dobrze sobie poukładali.
- Poukładają sobie. Tylko, że oni chyba potrzebują trochę więcej czasu niż nam się wydaje.
- Też odnoszę takie wrażenie. Ci młodzi to teraz spieszą się tylko do pracy, a nie do tego żeby zakładać rodzinę.
- Mnie się wydaje, że oni doskonale wiedzą, co robią.
- Oby. No nic, jeśli pozwolisz Zosiu to ja pójdę się już położyć.
- Oczywiście. Idź, ja tu jeszcze dokończę co trzeba i też pójdę się położyć. Dzieciaki też chyba zasnęły na dobre.
- Wygląda na to, że tak. Tylko panowie gdzieś nam się zaszyli.
- Siedzą w gabinecie Tomka i chyba nie mamy co na nich czekać. Siedzą i dyskutują.
- A to niech sobie dyskutują. Dobranoc.
- Dobranoc. – pożegnały się uśmiechem życząc sobie nawzajem dobrej nocy.Kiedy tylko Teresa zniknęła z kuchni, Zofia zabrała się za parzenie herbaty dla obu panów zawzięcie o czymś rozmawiających w gabinecie Tomasza. Zamknęli się tam dobrych kilka godzin temu i wyglądało na to że nie mieli zamiaru stamtąd wychodzić. Zaczekała tylko aż woda się zagotuje i już kilka sekund później z dwoma kubkami gorącej herbaty udała się w kierunku gabinetu. W tym czasie w pokoju Piotra panowała niczym nie zmącona cisza. Przebudził się czując co chwilę niespokojne ruchy Magdy. Gdy tylko otworzył oczy zobaczył, że dziewczyna śpi sobie w najlepsze, tylko najwidoczniej coś musi się jej śnic, dlatego postanowił nie budzić jej, a samemu zszedł na dół napić się czegoś. Zdziwiło się trochę, gdy zauważył, że w kuchni świeci się jeszcze światło. Miał tylko nadzieje, że nie natrafi tam na swojego ojca. Jeszcze bardziej się zdziwił nie widząc tam nikogo.
- Piotruś, a Ty nie śpisz? – odezwała się widząc syna w kuchni
- O jejku mamo, chcesz żebym zawału dostał? – przestraszył się nagłym pojawieniem się matki za plecami
- Broń Boże. Nie możesz spać?
- Tak jakoś. Chciałem się czegoś napić. Można? – zapytał biorąc do ręki dzbanek z mlekiem
- Nie musisz pytać. Jesteś przecież u siebie. Daj może Ci podgrzeje, bo to mleko już zimne jest.
- Nie trzeba. Wszyscy śpią? – zapytał dołączając się do matki siedzącej przy stole
- A gdzie tam. Panowie siedzą w gabinecie, grają w szachy, dyskutują o czymś. Może byś się do nich przyłączył? – spojrzała na Piotra z delikatnym uśmiechem doskonale znając jego odpowiedź
- Chcesz żebym sam się im podłożył? Dziękuję, ale jeszcze nie zwariowałem.
- Rodzice Magdy to bardzo sympatyczni ludzie, nie wiem, dlaczego tak długo zwlekaliście z Magdą z naszym poznaniem.
- Magdy ojciec bywa bardzo stanowczy i bałem się, że może nie dogadać się z ojcem. To po pierwsze, a po drugie ja nadal nie jestem przekonany, czy przyjazd tu i to teraz był dobrym posunięciem.
- Dlaczego?
- Magdy ojciec do dzisiejszego dnia też miał wątpliwości.
- Nie możesz się z nim dogadać?
- To aż tak widać? – zapytał z uśmiechem. Najwidoczniej przed matką nic się nie ukryje
- Nie, ale skoro oboje mieliście wątpliwości, to coś musi być na rzeczy.
- Wydaje mi się, że on jeszcze nie jest do mnie tak do końca przekonany. Martwi się o Magdę, o to, że ją znowu zostawię. Ma do tego prawo, ale mógłby chociaż spróbować mi zaufać, prawda?
- To jego jedyna córka. To dlatego. Ale ja nie zauważyłam, żeby miał coś przeciwko Tobie.
- Bo podobno nie ma, ale czuje, że przez cały czas uważnie mnie obserwuje, a ja tego bardzo nie lubię. Nie czuję się z tym komfortowo.
- Ale przecież znacie się już trochę. Nie raz pewnie przyjeżdżali do Magdy.
- Tak, ale jego obecność niekiedy jeszcze mnie krępuje. Starają się przyjeżdżać do Magdy średnio raz w miesiącu, a ja wtedy wolę się usunąć z mieszkania.
- A Magda o Tym wie?
- Wie, oczywiście, że tak. Sama zresztą zauważyła, że na dłuższą metę nie jestem w stanie wytrzymać z jej ojcem pod jednym dachem. Przynajmniej na razie. Są momenty, że udaje nam się normalnie porozmawiać, ale po jakimś czasie temat do rozmowy się wyczerpuje. Muszę uważać na każde słowo przy nim wypowiedziane, a to nie ułatwia mi kontaktu z nim. Po za tym, ja nie chciałbym mu się narzucać.
- Nie przesadzasz trochę? To, że się martwi o Magdę jest zupełnie naturalne. W każdej rodzinie tak jest. Zabrałeś mu ukochaną córeczkę, a to dla niego też nie jest łatwe.
- Tak, z tym, że to ja pojawiłem się w życiu Magdy trochę wcześniej niż on. Mówiłem Ci, że ojciec Magdy wrócił do pani Teresy po ponad dwudziestu latach. To ja zawiozłem Magdę do niego i to ja przekonałem ją do rozmowy z nim.
- Piotruś, to że nie miał kontaktu z Magdą przez kilkanaście lat wcale nie oznacza, że jego więź z Magdą została przerwana.
- No dobrze, ale Magda nie jest już małą dziewczynką, której trzeba ciągle pilnować, żeby przypadkiem ktoś jej krzywdy nie zrobił.
- Tak Ci się tylko wydaje. Magda dla swoich rodziców zawsze będzie dzieckiem, o które trzeba dbać i się martwić. Tak samo jak Ty dla mnie i dla ojca.
- Dla ojca? Mamo przepraszam, ale sama chyba nie wierzysz w to co mówisz.
- Sam byś się przekonał, gdybyś tylko zechciał z nim porozmawiać. Normalnie, tak jak na syna przystało.
- Chyba jeszcze do tego nie dorosłem. Nie wiem, co musiałoby się wydarzyć, żeby ojciec zmienił do mnie nastawienie.
- Pomyśl trochę… Tata bardzo lubi Magdę. – spojrzał na matkę domyślając się co ma na myśli
- Masz na myśli ślub? Rozmawialiśmy już o tym. Mówiłem Ci, że nie chcę niepotrzebnego pośpiechu. Wszystko w swoim czasie.
- Ślub to jedno, ale nie to jest dla ojca najważniejsze,  bo raz już brałeś ślub i zdaniem ojca to raczej na dobre Ci nie wyszło, ale jest jego zdaniem coś, bądź ktoś, kto może dać mu jasno do zrozumienia, że już się życiem nie bawisz.
- Czy Ty przypadkiem nie próbujesz namówić mnie na dziecko?
- A trzeba Cię namawiać?
-Hehe. Mamo proszę Cię, bo się zawstydzę. – zaśmiał się zaskoczony tym, że matka w ogóle podjęła się rozmowy z nim na taki temat i to w taki sposób
- Nie wierze, że nie chciałbyś mieć dziecka.
- Owszem, przyznaje chciałbym. I nie miałbym nic przeciwko, gdyby pojawiło się w najbliższym czasie. Jestem w stanie utrzymać nie tylko siebie, ale i Magdę i dziecko. Rozmawialiśmy o tym z Magdą i doszliśmy do wniosku, że to nie jest najlepszy moment. Zresztą Magda, chce żeby wszystko działo się po kolei. Ja szanuję jej decyzję i nawet mi się ona podoba. Nigdy wcześniej nie miałem takiej stabilizacji w życiu jak teraz. Dlatego nie zrobię sobie z Magdą dziecka, tylko po to, żeby ojciec zmienił do mnie nastawienie. Nie o to mi w życiu chodzi. Po za tym, czy to nie Ty mi zawsze mówiłaś, że nie powinno się w życiu robić czegoś tylko, dlatego że tak wypada, albo że wymagają tego od nas inni?
- A nie uważasz, że już wystarczy tej ciszy między Tobą a ojcem?
- Mamo, ja wiem, że się tym przejmujesz, ale uwierz mi, mnie męczy to jeszcze bardziej.
- Skoro tak, to dlaczego jesteś taki uparty?
- Nie wszystko da się tak po prostu zapomnieć. Zresztą nieważne. Nie chcę się zmuszać do rozmowy z nim i proszę Cię nie wymagaj tego ode mnie.
- No dobrze. W końcu to Ty powinieneś wiedzieć czego chcesz. Ale wracając do Magdy. Wiesz, że nie wszystko w życiu da się zaplanować.
- Wiem o tym doskonale. Nie raz już się o tym przekonałem. Ale domyślam się, o co Ci chodzi, dlatego ułatwię Ci. Magda nie jest w ciąży. Po prostu gorzej się dzisiaj czuła. To wszystko. Wiem, że to co wydarzyło się przy obiedzie mogło wyglądać jednoznacznie, ale to jeszcze nie to. Nie tym razem.
- A jesteś tego pewien?
- Mamo, proszę Cię. Gdybym nie był pewien, to bym Ci tego nie mówił.
- Ale przy obiedzie, nie byłeś chyba tego taki pewien jak teraz.
- Ok, może przez chwilę pomyślałem tak jak wy i…
- Piotruś, byłeś przerażony. – przerwała synowi przypominając sobie wyraz jego twarzy sprzed kilku godzin
- Raczej zdezorientowany. Wiedziałem, co sobie od razu pomyśleliście i nie wiedziałem, co mam wam powiedzieć. To dlatego.
- Często o tym myślisz, prawda?
- Często. Mam wrażenie, że nawet częściej niż Magda. Nie to, że Magda nie chce, bo chcę.
- Więc w czym problem?
- Ja niedawno skończyłem leczenie, Magda została wspólniczką kancelarii i chciałaby się najpierw w tej dziedzinie wykazać. A ja to rozumiem.
- Z tego co mówisz to wygląda na to, że Magda chce jeszcze poczekać.
- Sam nie wiem. Niby mamy jakoś zaplanowane wszystko, ale ja nie miałbym nic przeciwko gdyby coś się w tej kolejności pozmieniało. Nie wiem, może Magda po prostu nie czuje tego w taki sposób jak ja. Z drugiej strony nie chcę wymuszać na niej tej decyzji o dziecku.
- Nie możesz tego robić. Oboje musicie wiedzieć kiedy będzie ten odpowiedni moment na to żeby w waszym życiu pojawiło się dziecko. A to, że Ty częściej o tym myślisz jest całkiem normalne. Masz już jakieś doświadczenia za sobą, przeżyłeś kilka lat w małżeństwie. Nie miałeś dziecka z Dorotą więc teraz masz większą świadomość tego czego chcesz.
- Też o tym myślałem. Dorota nie chciała mieć dziecka. Nie wtedy, kiedy byliśmy razem. Myślałem, że z Dorotą to wszystko jakoś inaczej się potoczy. Gdybym wiedział, że ona zupełnie co innego mówi, a co innego będzie robiła to wiązałbym się z nią. A już na pewno nie w takim pośpiechu. Ale z drugiej strony dzięki temu mam Magdę i wiem, że z nią będzie inaczej. Tak więc obiecuję Ci mamo, że prędzej, czy później jakiś mały berbeć powie do ciebie babciu. – dokończył już z uśmiechem, czując że ta rozmowa przybrała zbyt poważny ton, na który on chyba nie był przygotowany.
- No ja trzymam Cię za słowo.
- Nie wiem, tylko co na to ojciec. Dobranoc.
- Dobranoc synku. – szybko uciął tę rozmowę obawiając się, że matka będzie chciała drążyć temat jego małżeństwa z Dorotą. Nie wiedziała na ten temat zbyt wiele i zapewne była ciekawa, jak im się układało. W końcu to kilka lat życia jej syna. Z drugiej strony miał ochotę o wszystkim się przed kimś wygadać. Czuł, że mimo tego, że jest teraz z Magdą, to, to co działo się w jego życiu w ciągu tych kilku lat, gdy był z Dorotą tak do końca nie zostało zamknięte i odsunięte na dalszy tor. Jednak matka chyba nie była do tego najlepszą kandydatką. A Magda? Być może powinna o wszystkim wiedzieć, ale jej chyba nie wypadało mu opowiadać o Dorocie. Dla dobra ich związku, tym bardziej, że Dorota działała na Magdę tak samo jak na niego Filip. Z przeróżnymi myślami wrócił do swojego pokoju, w którym śpiąc czekała na niego Magda. Położył się obok niej i przyglądał się przez chwilę do momentu aż i jego zmorzył sen.  Kilka minut przed 4 rano obudził ją silny ból brzucha. Lekarz ostrzegał ją, że po zmianie tabletek mogą wystąpić różnego rodzaju komplikacje, ale nie spodziewała się, że będą one aż tak bardzo odczuwalne. Przez kolejnych kilka minut przewracała się z boku na bok chcąc jakoś przeczekać ten ból, który w ciągu ostatnich godzin wyraźnie się nasilił. Miała nadzieję, że gorąca herbata trochę jej pomoże, ale gdy tylko próbowała wstać z łóżka zaczynało kręcić jej się w głowie. Wsunęła się z powrotem pod kołdrę przytulając się mocno do Piotra, co natychmiast spotkało się z jego reakcją.
- Co jest? Wiercisz się z jednego boku na drugi. Nie możesz spać? – zapytał nie otwierając nawet oczu
- Piotruś… mógłbyś zrobić mi coś ciepłego do picia? – spojrzała na niego zmęczonym wzrokiem, któremu za żadne skarby nie mógł odmówić
- No pewnie. Zaraz przyniosę. – wstał szybko widząc po niej, że nie jest najlepiej. Schodząc do kuchni zauważył, że w gabinecie ojca świeci się jeszcze światło, jednak nie usłyszał wydobywających się stamtąd odgłosów. Czekając aż woda się zagotuje poszedł w kierunku gabinetu. Tuż przed drzwiami usłyszał głos Jerzego, więc wycofał się po ciuchu nie chcąc by go zauważyli. Wrócił do kuchni gdzie gotowała się już woda. Zalał herbatę wrzątkiem i wrócił do Magdy.
- Odłożę na razie, bo jest gorąca. -  odłożył kubek na biurko i zapalając małe światło usiadł przy niej – Jest aż tak źle? – zapytał widząc jak z każdą chwilą coraz bardziej wtula się w poduszkę – Może pójdę poszukać czegoś przeciwbólowego?
- Nie, nie trzeba. Brałam już.
- Jesteś pewna, że to przez te tabletki?
- Mhm. Lekarz mówił, że mogą wystąpić małe komplikacje.
- Małe komplikacje, a Ty zwijasz się z bólu.
- W końcu mi przejdzie.
- Mam nadzieję. Swoją drogą trochę zastanawiam się, co to za lekarz, skoro funduje Ci taką odskocznie.
- Tłumaczyłam Ci, że zmiana tabletek jest całkiem normalną rzeczą.
- No dobrze ja to rozumiem, ale chyba powinien wiedzieć jakie tabletki Ci przepisać. Może powinnaś zmienić lekarza?
- Nie ma takiej potrzeby.
- Zobaczymy za kilka dni. Jeśli Ci nie przejdzie, to osobiście zaprowadzę, Cię do innego lekarza.
- Mhm. Obcego. Łatwo Ci mówić.
- Właśnie nie łatwo, bo się na tym nie znam, ale skoro mówisz, że to przez tabletki, to chyba wina jest po stronie lekarza, prawda?

- Piotr, proszę Cię źle się czuję i nie mam ochoty o tym dyskutować. Znam tego lekarza od bardzo dawna, odkąd przyjechałam do Warszawy, ufam mu i nie mam zamiaru go zmieniać.
- Dobrze już dajmy temu spokój. Będziemy się martwić jak Ci nie przejdzie. Proszę, herbata. – zakończył temat podając jej do dłoni kubek z herbatą
- Nie obudziłeś nikogo?
- Nie. Zresztą w gabinecie świeci się jeszcze światło.
- Nie śpią jeszcze? – zapytała z zadowoleniem
- Słyszałem tylko Twojego ojca.
- Długo siedzą.
- To dobrze. Niech się dogadają. Przynajmniej jest większe prawdopodobieństwo, że Twoi rodzice nie będą żałowali tego przyjazdu tu.
- Dlaczego mieliby żałować?
- Różnie mogło być.
- Nie wierzyłeś, że się dogadają. – stwierdziła z przekonaniem przytulając się do niego od razu gdy tylko położył się obok
- No tak średnio w to wierzyłem. Byłem przygotowany na wszystko. W szczególności do Ciebie.
- Bo ja wierzę w rozsądek naszych rodziców.
- Chcesz się ze mną licytować?
- Nie mam siły. Dobranoc kochanie. – podniosła się na chwile obdarowując go buziakiem w policzek, po czym ponownie wtuliła się w jego ramiona z nadzieją na kilka godzin snu tej nocy. W Wielkanocny poranek obudziły go głosy rodziców dochodzące z parteru. Domyślił się, że rodzice już od jakiegoś czasu czekają na nich na dole. Tradycja mówi aby wielkanocny poranek rozpocząć od udziały we mszy świętej. I tak też było w rodzinie Magdy i Piotra. Jednak tego poranka Piotr zaczął zastanawiać się, czy powinien budzić Magdę i zrywać ją z łóżka z samego rana. Widząc na zegarze, że do wyjścia mają jeszcze sporo czasu postanowił na razie sam zejść na dół i zorientować się w sytuacji. Zastał całą czwórkę rodziców siedzących przy stole i pijących poranną herbatę.
- Dzień dobry. – przywitał się z nimi lekkim uśmiechem zatrzymując się przy ekspresie do kawy
- Dzień dobry. – odpowiedzieli mu zgodnie, nawet Tomasz mimo konfliktu z synem przełamał się w tym momencie
- Synku a Ty kawę z samego rana? – zdziwiła się tym w jaki sposób jej syn rozpoczyna poranek, zwłaszcza że pamiętała doskonale zalecenia jego lekarza i to, że miał ograniczyć spożywanie kawy nie na chwilę lecz na dłuższy moment
- No tak wyszło.
- Madzia się szykuje? – od dalszej wypowiedzi i usprawiedliwiania się wybawiła go Teresa zainteresowana obecnością jedynie Piotra
- Yyy nie, nie Madzia jeszcze śpi.
- To chyba czas najwyższy żeby wstała jeśli chcecie iść z nami do Kościoła.
- Tak, zaraz ją obudzę. – odpowiedział Teresie, choć nie był tak do końca przekonany co do tego, czy do nich dołączą. Przygotował sobie kawę, po czym odstawiając ją na bok opuścił rodziców i poszedł w kierunku swojego pokoju. Wydawało mu się, że śpi, jednak po kilku kolejnych sekundach musiała wyczuć jego obecność w pokoju, ponieważ niechętnie otworzyła oczy przyglądając się przez chwilę co robi.
- Ubierasz się już? – zapytała spokojnym, zaspanym jeszcze głosem, powodując że od razu odwrócił się w jej stronę
- Ooo cześć. Obudziłem Cię?
- Nie. Nie spałam mocno.
- Która? – spytał trzymając w jednej ręce błękitną, a w drugiej granatową koszulę
- Błękitna.
- Rodzice czekają na nas na dole. Jeśli chcemy iść z nimi do kościoła, to powinniśmy się zbierać. Idziemy?
- Ja chyba nie dam rady, a nie chcę iść na siłę.
- Nadal nie przeszło?
- Trochę tylko.
- No dobra nic na siłę, tylko co mam powiedzieć rodzicom? Zwłaszcza Twoim.
- Zaraz do nich zejdę.
- Nie trzeba. Lepiej jeszcze poleż. Ja im powiem, tylko co?
- Powiedź, że źle się czuję. I tak się domyślą. Ale Ty oczywiście możesz iść.
- Nie ma mowy. Nie zostawię Cię samej.
- Kochany jesteś.
- Hehe. Wiem. Zaraz wracam.– zszedł ponownie na dół układając sobie po drodze, co ma powiedzieć, by nie zabrzmiało to zbyt poważnie. Nie chciał by Teresa zaczęła się martwić, zwłaszcza, że podobno nie było o co.
- No Piotrek, gdzie ta Magda. Musimy zaraz wychodzić.
- Tak wiem, tylko że my z Magdą nie pójdziemy, tak więc nie czekajcie na nas.
- Ale dlaczego? – dopytywała się Teresa nie wierząc w to, że Magda tak po prostu sobie odpuściła
- Magda nie najlepiej się jeszcze czuje, a nie chciałbym jej samej zostawiać.
- Oj dzieci, dzieci. Dobrze to my w takim razie będziemy się zbierać, tak? – spojrzała w stronę pozostałych
- Tak idziemy, skoro dzieciaki zostają to nie ma na co czekać. – przytaknęła jej Zosia
- Mamo skoro zostaje to może powiedz mi co mam zrobić?
- Zająć się Magdą. – odpowiedziała mu krótko chcąc wyjść już z domu za Teresą i oboma panami
- Oj mamo. Ja pytam poważnie.
- No dobrze jeśli chcesz to przygotuj stół resztę zrobię jak wrócimy.
- Dobrze.
- Co z Magdą?
- Nic strasznego, ale lepiej żeby została.
- No dobrze. Widzę, że nie chcesz mi powiedzieć.
- Nie ma o czym.
- No dobrze, niech Ci będzie. Pa.
- Pa.  – zamknął drzwi za matką z ogromną ulgą, że nie drążyła tematu, bo inaczej nie wiedziałby co ma jej powiedzieć. Zajął się przygotowywaniem stołu tak jak to nakazała mu Zosia.
- Co robisz chłopaku? – zapytała pojawiając się salonie tuż obok niego
- A jak myślisz? Coś za coś. Dostałem pozwolenie na to żeby zostać z Tobą w domu w zamian za przygotowanie stołu.
- Akurat. Twoja mama na pewno wolałaby zrobić to sama.
- No wiesz, to nie było miłe. Mam rozumieć, że nie potrafię poustawiać kilku talerzyków na stole, tak?
- Potrafisz, potrafisz. – uśmiechnęła się do niego widząc, że robi minę biedaczka, na którą zawsze się łapała
- Niepotrzebnie już wstawałaś.
- To Ty tak uważasz. Co moja mama powiedziała na to, że nie idę do kościoła?
- Szczerze mówiąc to nic.
- Nic?
- Może Cię to zdziwi, ale nie drążyła tematu.
- Nie wierzę.
- No to uwierz, bo wygląda na to, że Twoja mam uznała, że zostając ze mną będziesz pod świetną opieką.
- No popatrz. Idealny kandydat na zięcia.
- Hehe. No nie ma co ukrywać, Twoja mama zna się na ludziach. – zażartował kładąc na stół ostatni komplet sztućców
- Nie wątpię. Rzadko się myli, zwłaszcza co do Ciebie.
- Ooo, pozwól że odbiorę to jako komplement.
- Prawidłowo. Skończyłeś już?
- Mhm. Zadanie domowe wykonane.
- To może napijemy się herbaty?
- Możemy. Zdążyłem właśnie wypić kawę, no ale skoro tak prosisz, to czemu nie. Wiesz, myślałem tak sobie trochę o tej ziemi, którą oglądaliśmy.
- ooo nie. Nie ma o czym myśleć. Po pierwsze za drogo, po drugie za daleko od centrum, a po trzecie za dużo.
- Dlaczego za dużo? Uważam, że właśnie w sam raz. Przecież nie kupię działki, na której zmieści się tylko dom. Kiedyś będę miał syna i chcę mieć gdzie grać z nim w piłkę.
- Możesz powtórzyć? – zapytała z uśmiechem rozbawiona tym co powiedział
- No co? Nie mam racji?
- Nie no masz, tak, ale chcesz mieć za domem boisko do piłki nożnej?
- A dlaczego nie?
- W takim razie boję się zapytać ilu planujesz mieć synów?
- O tym jeszcze nie myślałem.
- I proszę Cię kochanie, nie myśl na razie. Bo mnie to trochę przeraża.
- Fakt posiadania dzieci Cię przeraża? – natychmiast spoważniał chcąc znać konkretną odpowiedź na to pytanie
- Przeraża mnie fakt rodzenia całej drużyny piłkarskiej. Wybacz Piotruś, ale ja nie jestem na to przygotowana.
- Aha, nie no w sumie to ja też nie.
- Nawet nie wiesz jak mi ulżyło. W zupełności mi wystarczy jeśli będę miała tylko i wyłącznie jedną Twoją kopie. No ewentualnie dwie.
- Ja to bym wolał, żeby było jeden na jeden.
- Ooo jeszcze masz wymagania.
- Bo mam coś do powiedzenia.
- Hehe. Jak zawsze.- roześmiali się oboje – Ale poważnie, to Piotr mnie się naprawdę wydaje, że akurat ta działka którą oglądaliśmy jest dla nas za duża. Potrzeba mnóstwo czasu żeby o to wszystko zadbać.
- Ale ja nie chce prowadzić ogródka warzywnego. Poszukajmy czegoś mniejszego, bliżej centrum i przede wszystkim tańszego.
- No dobrze. Niech Ci będzie.
-Naprawdę moja mama nie chciała wiedzieć dlaczego nie idziemy do kościoła? – zapytała dosiadając się do stołu
- Powiedziałem, że źle się czujesz. O nic więcej nie pytała.
- Jak byłam mała to siłą ciągnęła mnie do kościoła.
- Hehe. Nie tylko Twoja mama to robiła. Zdarzało się mówić, że się idzie do kościoła a tuż przy nim zawijaliśmy z chłopakami w drugą stronę.
- Nie wierzę. Twoja mama mówiła, że miałeś różne przygody, ale o to by Cię nie podejrzewała.
- Różne przygody. Hehe. Delikatnie powiedziane, ale mama o wielu rzeczach nie wie.
- A wyglądasz na takiego grzecznego chłopca.
- Bo teraz jestem grzeczny.
- A skąd ta przemiana?
- Nie wiem. Może dlatego, że towarzystwo się rozleciało.
- Jasne zwal wszystko na złe towarzystwo.
- Nie powiedziałem, że było złe. Mieszkaliśmy na Mokotowie, a tam czasami trzeba było być niegrzecznym. Trzeba sobie jakoś radzić.
- Poczekaj, bo z tego, co pamiętam to w zeszłym roku kiedy szukaliśmy mieszkania to zaprowadziłeś mnie właśnie na Mokotów.
- Teraz to co innego. Dzieci są mniej samodzielne.
- Tak Ci się tylko wydaje. Spójrz na małych Waligórów.
- Dzieciaki Waligórów to zupełnie inny przypadek. U nich samodzielność jest wrodzona. Mają intelekt po rodzicach.
- Nam grozi to samo, chyba że masz, co do tego jakieś wątpliwości?
- Nie no, w zasadzie masz rację.
- Właśnie, z tym, że my przekonamy się o tym za jakiś czas, tak?
- Rozumiem.
- No. – uśmiechnęła się kończąc ten temat. Zdążyła już zauważyć, że gdy tylko zaczynają rozmowy na temat wspólnej rodziny, Piotr mógłby mówić o tym w nieskończoność. Zmieniła temat na mniej zobowiązujący, który prowadzili do czasu powrotu rodziców. Już pół godziny później zasiedli wspólnie do wielkanocnego śniadania, które minęło w zaskakująco miłej atmosferze. Nawet między Piotrem, a Tomaszem dało się wyczuć więcej luzu, jednak nie oznaczało to jeszcze, że konflikt między ojcem, a synem zostanie w najbliższym czasie zażegnany. Ale być może będzie to do tego pierwszym krokiem? Zaraz po śniadaniu Magda z Piotrem dali namówić się obu mamom na wspólną rozmowę, dając Tomaszowi i Jerzemu chwilę dla siebie by mogli rozegrać kolejną już między sobą partię szachów.
- Proszę synku, Twoja kawa. Kolejna.
- Mimo wszystko dziękuję. – odpowiedział matce widząc jej niezadowolenie
- Córciu dobrze się już czujesz? – zapytała w końcu Teresa przyglądając się Magdzie wtulonej w ramiona Piotra
- Lepiej.
- To dobrze. W takim razie może w końcu powiecie nam co się dzieje w warszawie? – zadała kolejne pytanie zaciekawiona tym jak naprawdę wspólnie sobie radzą
- W Warszawie dobrze. Dlaczego miałoby być inaczej?
- Zawsze tak mi mówisz, a to mnie wcale nie uspokaja. Piotrek mów prawdę?
- Ale naprawdę wszystko w porządku.
- Moglibyście chociaż raz powiedzieć prawdę.
- To mamo powiedź jakiej odpowiedzi oczekujesz? Żebyśmy co powiedzieli? – zapytał z uśmiechem chcąc sprowokować matkę do zadawania pytań, o których oboje z Magdą doskonale wiedzieli
- Synku… - pogroziła mu palcem słysząc jego sarkazm w głosie
- No dobrze. Planujemy z Magdą kupić działkę pod dom.
- Proszę? – zdziwiła się Teresa znając dobrze sytuację mieszkaniową córki
- Mamy zamiar się wybudować.
- Magda, on sobie żartuje?
- Nie mamo.
- Ale przecież Ty masz kredyt do spłacenia. Skąd weźmiecie na to pieniądze.
- Niech się pani nie martwi. Poradzimy sobie.
- Magda, ale chyba nie chcesz wziąć kolejnego kredytu?
- Nie, nie chcę. I nie wezmę.
- Ja wezmę kredyt. A potem jakoś sobie z tym wspólnie poradzimy. Proponowałem Magdzie pomoc w spłaceniu kredytu ale nie chce o tym słyszeć.
- Magda ale dlaczego nam nie powiedziałaś wcześniej. Dalibyśmy Ci z ojcem pieniądze. Byście mieli teraz łatwiej.
- Ale ja nie chce żebyście mi pomagali, bo niby z jakiej racji? To ja tam mieszkam.
- Teraz już my.
- Piotrek!
- Widzi pani. Próbowałem już kilka razy.
- Madzia, córciu przemyśl to.
- Mamo, dziękuje ale nie. Poradzimy sobie.
- I gadaj tu z taką. Może ojciec Cię przekona.
- Nie przekona.
- Naprawdę sobie poradzimy. Gdyby miało być inaczej to bym Magdzie nie proponował budowy. Damy sobie radę.
- Ale Piotruś w razie czego, wiesz, że…
- Mamo, chciałyście wiedzieć, co się u nas dzieje, więc powiedziałem, ale nie po to żeby wyciągać od was pieniądze.
- Nerwowe te nasze dzieci Teresko.
- Bardzo, a gdzie tu dalej.
- Możecie z nas zejść? – spytała skromnie Magda czując się trochę niezręcznie
- Możemy, możemy. Tym bardziej, że pewnie za chwilę będziemy mieli gościa.
- Jakiego gościa? – spojrzał na matkę zaskoczony. Nie spodziewał się żadnego gościa, bo niby kogo
- Janek zapowiedział, że nas odwiedzi.
- No proszę. To mnie zaskoczyłaś. A co on tu robi?
- Jest proboszczem w naszym kościele. Przenieśli go dwa lata temu.
- No proszę. Nie wiedziałem.
- A skąd niby miałeś wiedzieć.
- No tak. Dzwonił do mnie kiedyś, ale to musiało być jeszcze, jak był w Warszawie. Chciał się spotkać.
- No to teraz się spotkacie.
- Fajnie. A wie, że jestem u was?
- Inaczej by nie przychodził. Przyniosę ciasto.
- A ja zajrzę do panów. Znowu się zaszyli z tymi szachami. – wyszła za Zosią zostawiając Magdę i Piotra samych
- Piotruś a kto to jest ten Janek? Nigdy nic mi o nim nie mówiłeś.
- Nie mówiłem, bo w sumie dawno się z nim nie widziałem. Janek jest synem znajomych moich rodziców. Prawie jak rodzina. Jest kilka lat starszy ode mnie.
- Jest księdzem?
- Tak, ale to w niczym nie przeszkadza. Jest normalnym facetem. Myślę, że go polubisz. Kiedyś przez kilka lat mieszkaliśmy obok siebie, potem on wyjechał do seminarium, ale w końcu wrócił do Warszawy, z tym że już na parafię. Kontakt się urwał kilka lat temu, przez mój wyjazd do Szwajcarii.
- Nie przekonywał Cię do ślubu kościelnego?
- Mówię przecież, że jest normalny.
- No dobrze. Wierzę, ale chyba będziemy musieli poważnie porozmawiać. Chcę wiedzieć kogo jeszcze masz w rodzinie.
- I wzajemnie.
- Nie uwierzycie, oni ciągle grają w te szachy. – odezwała się zaraz po powrocie do salonu Teresa
- Fanatycy. – stwierdził Piotr z lekką ironią wymalowaną na twarzy, którą oczywiście zauważyła Magda
- Też umiesz grać, więc odpuść sobie te złośliwości.
- To że umiem nie musi oznaczać, że lubię.
- Masz rację, ja też nigdy nie rozumiałam, co fajnego jest w przestawianiu jakiś pionków w określony sposób.
- Widzisz Twoja mama znakomicie mnie rozumie.
- No mama zawsze Cię rozumie, bo boi się, że któregoś dnia mnie zostawisz, a nie chciałaby mieć mnie na sumieniu.
- Magda, dziecko zlituj się. Co Ty wygadujesz?
- Hehe. Widzi pani, tak się odwdzięcza za to, że chce pani dla niej jak najlepiej.
- I Ty brutusie przeciwko mnie? Chyba powinnam Ci powiedzieć, jakie rady mi dawała na początku naszej znajomości.
- Tzn?
- Mamo jak to było? Kogo kazałaś mi szukać na teraz, a kogo na stare lata?
- Magda!
- Nie, nie Magda mów. Jestem bardzo ciekawy?
- Magda nawet nie próbuj! Nie odezwę się do końca życia, jak kiedykolwiek mu o tym powiesz. Piotrek nie słuchaj jej.
- Mamo, chyba Twój telefon dzwoni. – sprytnie zauważyła słysząc dochodzący z przedpokoju dźwięk komórki matki
- Tak?
- mhm.
- Zaraz wracam, a Ty pamiętaj, nie odezwę się do Ciebie, jak mu powiesz.
- Oj mamo. – popatrzyła chwilę za wychodzącą matką czekając aż Piotr zareaguje
- No więc? Mów, przecież nie dowie się, że mi powiedziałaś. Kogo kazała CI szukać?
- Na stare lata miłego i opiekuńczego faceta.
- A na teraz?
- Namiętnego kochanka.
- Hehe. – roześmiał się głośno. Domyślał się czegoś podobnego, ale to co usłyszał trochę go zaskoczyło. W końcu to matka. – No ale w sumie to miała rację.
- Macie ze sobą wiele wspólnego. – pokręciła jedynie z niedowierzaniem głową. Rzeczywiście matka Teresa bardziej, lub mniej odważne rady, ale jakoś zbytnio z nich nie korzystała, gdy dotyczyły facetów. Miały trochę inne podejście do tego typu spraw i wyraźnie się to odznaczało. Po kolejnych mijających minutach w towarzystwie obu pań, zniknęli w pokoju Piotra z zamiarem wylegiwania się na łóżku. W końcu mieli chwilę tylko dla siebie. W tym czasie w gabinecie Tomasz rozgrywała się kolejna już partia szachów. Kto by pomyślał, że dwoje tak stanowczych i konkretnych facetów będzie potrafiło tak dobrze się porozumieć już po dwóch dniach znajomości? Po kilkugodzinnej rozmowie okazało się, że mają podobne spojrzenie na świat i wiele wspólnych tematów do rozmów.
- Może byśmy tak zawołali Piotra? – zapytał Jerzy rozkładając szachownicę do kolejnej już partii
- Przez szachy chcesz sprawdzić, czy nadaje się na męża dla Twojej córki?
- Hehe. A trzeba go sprawdzać?
- No, to już Ty powinieneś wiedzieć. Ja swojego jedynego syna bardzo chętnie oddam w ręce Twojej córki. Już ona będzie wiedziała, co z nim zrobić.
- Pozwól że odbiorę to jako komplement w stronę Magdy.
- Bo to był komplement.
- W takim razie dziękuje. To co z Piotrem, wołamy?
- Jego szachy nie kręcą. Jest do tego zbyt nerwowy.
- Piotr nerwowy? Jeszcze nie miałem okazji się o tym przekonać.
- Za krótko go znasz.
- To dobry chłopak. Możesz być z niego dumny.
- I jestem, ale są rzeczy, których nawet synowi nie powinno się zapominać. Tylko nie mów tego nikomu.
- Na pewno znasz go lepiej ode mnie, ale nie wydaje mi się, żeby potrafił aż tak bardzo zajść Ci za skórę.
- A ja myślałem, że masz do niego żal.
- Bo mam. Zostawił Magdę, bez żadnego słowa wyjaśnienia. Przepłakała przez niego nie jedną noc, ale wrócił. Starał się o nią i teraz widzę, że są szczęśliwi. A o to mi głównie chodzi. Po za tym ten jego wyjazd… trochę go nawet rozumiem. Może nawet podziwiam, bo nie wiem czy ja na jego miejscu miałbym aż tyle odwagi, żeby wyjechać, odciąć się od wszystkiego i walczyć z chorobą samemu.
- A ja właśnie uważam, to za tchórzostwo.
- Też tak uznałem na początku. Nawet mu o tym powiedziałem, ale z drugiej strony… chciał Magdzie wiele zaoszczędzić. Nie wiemy i pewnie nigdy się nie dowiemy, co tak naprawdę czuł kiedy był tam sam, o czym myślał. Chłopak ma mocną psychikę i wytrwałość.
- W to nie wątpię.
- Najważniejsze, że są z Magdą razem i wygląda to dość poważnie. Czas na nich najwyższy. Cieszę się, że mój syn trafił akurat na waszą Madzię. Mam tylko nadzieję, że Piotr tego nie zepsuje.
- Magda mu na to nie pozwoli. Możesz być spokojny.
- Magda ma na niego dobry wpływ, ale Piotr bywa bardzo uparty.
- No to się dobrali.
- Oby im to na dobre wyszło.
- I wyjdzie, jeśli my nie będziemy się zbytnio wtrącać, a oni zbyt długo zwlekać z poważnymi decyzjami, bo z tego czasami też nic dobrego nie wychodzi.
- Piotr już raz się pospieszył i wolałbym żeby drugi raz tego nie robił. Ale zrobi oczywiście i tak po swojemu.
- Są dorośli, a my musimy się do tego przyzwyczaić. Szach i mat. – z zadowolenie zakończył partię Miłowicz
- Ajajaj. Wziąłeś mnie podstępem. Jeszcze raz, tylko tym razem ani słowa o dzieciakach. To mnie rozprasza.
- Bardzo proszę. Hehe. – roześmiali się oboje rozpoczynając kolejną partię. Miłowicz domyślił się, że Korzecki nie odpuści dopóki nie wygra. Rzeczywiście rozmowa o Magdzie i Piotrze trochę go rozproszyła, co rzadko się zdarza. Już prawie od godziny w salonie prowadzona jest wesoła dyskusja między Zosia, Teresą a Jankiem. Wyglądało na to, że młody ksiądz zrobił na Teresie nie małe wrażenie, bo gdyby mogła to nie spuszczała by z niego wzroku.
- Trochę mnie ciocia zaskoczyła.
- Czym?
- No tym, że niby Piotrek przyjechał. Szczerze mówiąc myślałem, że żartujesz. Ale widzę, że to jednak nie był żart. – uśmiechnął się w stronę Teresy
- Przecież wiesz, że jeśli chodzi o Piotra to ja nie żartuje. Dlatego przyszedłeś mnie sprawdzić?
- Nie skąd. I tak miałem do was wpaść. Nie jadę w tym roku do domu, więc chociaż u was się zabunkruje na trochę. Zjem ciasto.
- Jedz na zdrowie.
- Ciociu a z Piotrem i wujem to jak jest?
- A wiesz jak to Piotr.
- Nic się nie zmieniło?
- A gdzie tam. I chyba długo się jeszcze nie zmieni.
- Za długo to już trwa.
- Z tego co wiem, to Magda próbuje rozmawiać z Piotrem, ale podobno on się bardzo wtedy denerwuje.
- Nerwus. Skąd ja to znam. – uśmiechnął się do swoich wspomnień Janek przypominając sobie jak to czasami Piotr potrafił się zdenerwować – tak właściwie to Piotr wie, że miałem przyjść?
- Tak, oczywiście, że tak. Są na górze z Magdą.
- Aaaa, na górze.
- Oj Janek, Janek. Pójdę i ściągnę ich na dół.
- Ok.
Po cichu weszła do pokoju Piotra i Magdy i poprosiła ich o zejście na dół. Sympatyczne przywitanie Piotra z Jankiem utwierdziło Magdę w przekonaniu, że rzeczywiście muszą się dobrze znać i kiedyś musieli mieć ze sobą świetny kontakt. Dzięki temu i ona swobodniej spojrzała na Janka. Stanął przed nią przystojny mężczyzna i prawdopodobnie gdyby spotkała go przypadkiem na mieście i nie wiedziała, że jest księdzem zwróciłaby na niego uwagę. Co prawda był trochę niższy od Piotra, ale równie zadbany i wysportowany.
- Proszę, proszę. Kogo to przywiało. Jakbym nie zobaczył na własne oczy, to bym nie uwierzył. – zaczął Janek, gdy tylko Magda z Piotrem pojawili się w salonie
- A podobno kapłan, to człowiek wiary.
- Wiara tu nie ma nic wspólnego. Cześć. – panowie padli sobie w męskie objęcia
Przez pierwszych kilka minut starała się wsłuchiwać w toczącą się rozmowę. Dopiero później miała możliwość włączyć się do towarzystwa. Siedzieli tak dość długo jednak od samego początku domyślała się, że Piotr będzie chciał porozmawiać z Jankiem sam na sam. Zapewne mieli sobie sporo do opowiedzenia. W końcu nie widzieli się ładnych parę lat, dlatego gdy tylko nadarzyła się okazja do pozostawienia ich samych wykorzystała ją. Ze znacznie lepszym samopoczuciem wybrała się z rodzicami na zakupy zostawiając obu panów w domu zupełnie samych. Usadowili się w salonie ze szklanką czegoś mocniejszego wręczonego im przez Zosię przed wyjściem. Można by pomyśleć, że przerwana przed kilkoma laty przyjaźń nie jest w stanie przetrwać i narodzić się na nowo przy pierwszym spotkaniu. Jednak w tym przypadku było inaczej. Dogadywali się tak jakby kontakt nigdy się między nimi nie urwał. Może dlatego, że oboje mieli zakodowane gdzieś głęboko w pamięci spędzonych wspólnie na jednym podwórku kilkanaście lat. Piotr doskonale pamiętał wszystko co związane było z Jankiem. Mieli nie jedno wspólne wspomnienie. Janek tak naprawdę był dla Piotra pierwszym prawdziwym przyjacielem. Zawsze mógł z nim pogadać o czym tylko miał ochotę. Nawet kilka lat różnicy wieku nie robiło im problemu.
- Długa masz zamiar tutaj zostać?
- Szczerze mówiąc to zadomowiłem się i przez najbliższych kilka lat nie mam zamiaru się stąd ruszać. Może uda się dobić tu do emerytury.
- To dobrze, będę spokojniejszy o rodziców.
- Doglądam tu czasami.
- Dzięki.
- Nie ma za co, ale mam nadzieję, że teraz będziesz tu bywał trochę częściej.
- Chciałbym, ale wiesz jak jest. Po za tym z Warszawy to kawałek drogi, a ja nie zawsze mogę pozwolić sobie na wyjazd poza miasto.
- Piotr ja rozumiem, że masz pracę, że masz swoje życie w Warszawie, ale Twoi rodzice są tutaj. I niestety nie są coraz młodsi.
- Masz rację, ale z tego co widzę, to świetnie sobie radzą.
- Tak, mhm. Moi mówią mi zawsze to samo i rzeczywiście kiedy tam jadę to tak wygląda.
- Chcesz mi coś powiedzieć?
- Piotrek zlituj się. Jesteś ich jedynym dzieckiem. Mieszkasz 400 km stąd, dzwonisz pewnie raz na jakiś czas żeby przypadkiem nie natknąć się rozmowę z ojcem. Nawet jeśli już zadzwonisz i powiesz mamie że wszystko u Ciebie w porządku to ona i tak wie swoje i czuje czy rzeczywiście jest tak jak myśli, czy mówisz tak tylko, żeby jej nie martwić. 
- Jesteś przekonany o tym, bo robisz tak samo, co?
- Ja po prostu rozmawiam z Twoją mamą. I wiesz co Ci powiem, cieszę się z tego, że wysłali mnie akurat tutaj. Przynajmniej nie jestem tu sam.
- Nie mogę  w to uwierzyć.
- W co?
- W to że zostałeś proboszczem.
- Dlaczego?
- Do tej pory nie mogę zrozumieć dlaczego poszedłeś do seminarium.
- Hehe. Zaskoczyłem nie tylko Ciebie, ale minęło kilka ładnych lat. Powinieneś się do tego przyzwyczaić.
- Ja się przyzwyczaiłem, ale nigdy nie wiem, kiedy rozmawiam z przyjacielem, a kiedy z księdzem.
- A to jakaś różnica?
- Niby nie, ale czuję się trochę nieswojo.
- A to już ja nic na to nie poradzę. Dlaczego Ty się przez tyle lat nie odzywałeś, co?
- Chcesz mnie ochrzanić?
- Powinienem, ale po prostu jestem ciekaw, co takiego się wydarzyło, że przestałeś się kontaktować z Warszawą? Ślub, ślubem. Żona, żoną, ale nigdy nie spodziewałbym się, że dla Doroty zmienisz całe swoje życie. – spodziewał się, że prędzej, czy później Janek poruszy ten temat i to był właśnie ten moment, w którym nie wiedział, czy rozmawia z księdzem, czy z przyjacielem – Co ona z Tobą zrobiła? – zapytał widząc jego chwilowe zamyślenie. Znał go przecież dobrze i wiedział, że sam z siebie nie urwałby tak nagle wszystkich swoich kontaktów. Coś musiało się stać, że podjął taką decyzję
- Nie wiem. Zadawałem sobie to pytanie nie raz i jedyne, co mi przychodzi do głowy, to po prostu zupełnie inne życie. Żyliśmy głównie pracą. Na początku jeszcze jakoś to było, ale potem… Dla niej ważna była kariera, więc co ja miałem zrobić? Musiałem się przystosować. Z każdym dniem coraz bardziej oddalaliśmy od Warszawy…
- I od siebie.
- To nie jest takie proste jak się wydaje. Był czas, że naprawdę było nam ze sobą dobrze. Potrafiliśmy znaleźć dla siebie czas, z tym że jeśli chce się coś w życiu osiągnąć to trzeba z czegoś zrezygnować.
- Z miłości?
- Czasami nawet z miłości. Pracowałem z nią i dla niej. Zrezygnowałem ze swoich planów, by być bliżej niej. Widocznie to za mało.
- Za mało na co? Na to żeby Cię kochała?
- Na to żeby mnie nie zdradzić.  A może właśnie było mnie za dużo. Kiedyś, po rozwodzie już, powiedziała mi, że brakowało jej strachu, że kiedyś ją zostawię. Dbałem o nią, robiłem wszystko, żeby niczego jej nie brakowało.
- Widocznie byłeś za dobry.
- Jak można być za dobrym? Przecież chyba właśnie o to chodzi w małżeństwie tak?
- Może ona zna inną definicję małżeństwa.
- Mhm. Myślisz, że lepiej by było, gdybym wchodził do łóżka innej co jakiś czas? Miałem ją od czasu, do czasu uderzyć, żeby jej wrażeń nie zabrakło? Nie wiem, może właśnie tego chciała, Może wtedy by się mną nie znudziła.
- Żałujesz tego?
- Czego? Tego, że nie robiłem tego wszystkiego, żeby ją przy sobie zatrzymać?
- Pytam o ślub?
- Nie. Może gdy powiedziała mi o tamtym facecie, to trochę tak. Nie chciałem jej widzieć, ale po jakimś czasie mi przeszło. Kochałem ją. Ten ślub, to nie był żaden kaprys i wiem, że ona czuła to samo do mnie, co ja do niej. Nie żałuję, bo przez jakiś czas byłem z nią szczęśliwy. Później już nie miałem czasu na to by się nad tym zastanawiać.
- Pomogłeś jej. Gdyby nie Ty byłaby zupełnie sama.
- Tego akurat nie możesz być pewny. Być może znalazłaby sobie kogoś, kto dałby jej to, czego ja nie dałem.
- Nie możesz myśleć w ten sposób. To nie Ty popełniłeś błąd. Nie Ty się pogubiłeś.
- Odezwała się do mnie kilka miesięcy po rozwodzie. Miała wypadek. Byłem już wtedy z Magdą. Prosiła mnie o pomoc, a ja nie potrafiłem jej odmówić.
- Była Twoją żoną. To normalne, że jesteś w jakiś sposób nadal związany z nią emocjonalnie.
- Nie wiem na czym to polegało, ale z jednej strony nienawidziłem ją za to, że mnie zdradziła, a z drugiej było mi jej żal. Zostawiłem Magdę i poleciałem do niej. Pomagałem jej przez kilka tygodni. Potem wróciła razem ze mną do Warszawy. Wiedziałem, że Magda będzie na mnie wściekła, ale co miałem zrobić? Przecież to była jej sprawa gdzie chciała mieszkać.
- Poczekaj, ja dobrze słyszę? Pozwoliłeś jej wrócić ze sobą do Warszawy mimo tego, że czekała tu na Ciebie Magda?
- Miałem jej zabronić? Byłem z Magdą i nie miałem zamiaru tego zmieniać.
- Ty może nie, ale wystarczyło, że Dorota być może chciała to zmienić.
- Chciała żeby dał jej dziecko…
- Proszę? – spytał nie będąc do końca pewnym, czy dobrze usłyszał dość cicho wypowiedziane przez Piotra słowa
- Po kilku latach małżeństwa, po rozwodzie, w końcu dotarło do niej, że chce mieć ze mną dziecko.
- Piotr, ale Ty chyba nie…
- Oczywiście, że nie. Na początku jak mi o tym powiedziała to myślałem, że żartuje, ale nie. Ona naprawdę chciała tego dziecka. Nie mnie, tylko mojego dziecka. Zaskoczyła mnie.
- W takim razie, dlaczego go nie ma?
- Nie potrafiłbym zdradzić Magdy, tym bardziej, że wiem jak to smakuje. Za bardzo ją kocham.
- Ale wcześniej mieliście z Dorotą mnóstwo czasu na dziecko.
- Niby tak, ale ona wtedy nie chciała. Mówiła, że mamy jeszcze dużo czasu. Myślałem, że jeśli uda mi się namówić ją na to dziecko, to przystopuje wtedy trochę z pracą. Miałem nadzieje, że dzięki dziecku rodzina stanie się dla niej ważniejsza, że we mnie zobaczy kogoś więcej niż tylko męża który pomaga w pracy.
- To ona was skreśliła. I nie możesz pozwolić na to, by wróciła.
- Nie wróci. Wiesz, ja wtedy, po rozwodzie, po tym jej wypadku przekonałem się, że ona naprawdę mnie kocha. Chciała wrócić, ale wiedziała, że jestem z Magdą. Powiedziała jej nawet, że jest ze mną w ciąży. Myślałem, że to koniec. Magda nie chciała ze mną gadać, a Dorota…
- A Dorota nie chciała Cię odzyskać. Chciała Cię po prostu zabrać Magdzie. Ty sam się w tym gubisz.
- Nie gubię się. Po prostu zastanawiam się czasami, co by było, gdyby Dorota zdecydowała się na dziecko, gdy byliśmy jeszcze małżeństwem. I kiedy nastąpił ten kryzysowy moment. Do dnia dzisiejszego tego nie wiem. A chciałbym.
- Po co Ci to? Nie wystarczy Ci to, że Cię zdradziła. Masz teraz Magdę.
- Ale dlaczego to zrobiła? Co było głównym powodem?
- Chcesz zepsuć to co jest między Tobą a Magdą?
- Oczywiście, że nie.
- To daj sobie z tym spokój.
- Nie wiesz jak to jest, jak to bardzo męczy od środka. Mimo tego, że mam Magdę, że jest mi z nią bardzo dobrze, nie da się tak całkowicie wymazać kilku lat swojego życia.
- A co na to Magda? Na to że myślisz o byłej żonie?
- Ja nie myślę o niej w takim kontekście, że mi czegoś brakuje. Myślę, bo tak już jest. Pewnie nie tylko w moim przypadku. Ale Magda o tym wie i rozumie. Mam nadzieję.
- Do czasu.
- Do czasu, aż co?
- Aż przez przypadek którejś nocy usłyszy, że o niej mówisz przez sen.
- Nie przesadzaj.
- Co innego jest mieć w świadomości byłą żonę swojego faceta, a co innego usłyszeć, że ona krąży w Twojej głowie.
- Już mi się nie śni.
- A śniła się?
- Przez kilka miesięcy. A teraz… teraz jest jedynie wspomnieniem.
- Ale nie dla Magdy.
- Dla Magdy, Dorota zawsze będzie moją byłą żoną. Wiem o tym, ale to ją teraz kocham i mam w planach tego nie zepsuć.
- No domyślam się skoro przywiozłeś ja do swoich rodziców. I to z teściami.
- To nie jest śmieszne. Już dawno powinni się poznać, ale trochę się bałem reakcji ojca.
- No ja się nie dziwię. Też bym się pewnie bał na Twoim miejscu. Magda wie o wszystkim?
- Jakim wszystkim?
- Wszystkim?
- Wie to co powinna wiedzieć.
- Czyli jest tak jak się domyślałem. Nie rozmawiasz z ojcem, bo nie akceptował Twojego małżeństwa, wyjazdu, a reszta?
- Nie ma żadnej reszty.
- Powinna wiedzieć. Nie uwierzę w to, że nie pyta. Bo pyta, prawda?
- Ja już czasami nie wiem co mam jej mówić, jak w jakiś racjonalny sposób jej to wszystko tłumaczyć. Zdaje sobie sprawę z tego, że Magda nadal ma wiele wątpliwości i wcale jej się nie dziwię. Sam sobie tego nie ułatwiam, ale nie potrafię jej tak wprost opowiedzieć tego, co się wydarzyło kilkanaście lat temu. Po za tym Magda bardzo lubi ojca, a ja nie chciałbym żeby pomyślała sobie, że skoro sam nie mogę się z nim dogadać to chcę w ten sposób ją do niego zniechęcić.
- Boisz się, że Ci nie uwierzy?
- Sam nie wiem, czego się boję.Po za tym, to nie jest aż tak znaczące.
- Nie? W takim razie dlaczego do tej pory nie dałeś sobie z tym rady?
- Tak Ci się tylko wydaje.
- Przecież widzę. Kogo Ty chcesz oszukać? Denerwujesz się już teraz, a co będzie jeśli pociągnę ten temat dalej? Dobrze wiesz, że potrafię. Już jesteś wściekły, ale sam nie wiesz na kogo. Na ojca, na siebie, na mnie, że zacząłem ten temat. Nie mam racji?
- Przestań.
- Jak Ty chcesz w przyszłości dogadać się z własnym synem, skoro przez tyle lat nie potrafisz porozumieć się z własnym ojcem? Na złych wspomnieniach nie zbudujesz dobrych relacji z własnym dzieckiem.
- Nigdy nie będę takim ojcem, jakiego ja mam.
- Jeśli powiesz o wszystkim Magdzie to być może nie, ale jeśli nie. Piotrek to widać, że coś jest nie tak. Magda na pewno widzi, że nie chodzi tylko o ten wyjazd.
- Niby jak?
- Denerwujesz się.
- Mówisz dokładnie tak samo jak Magda.
- No widzisz.
- Wam wszystkim wydaje się to takie proste.
- Nie rozumiem Cię. Kochasz Magdę a nie potrafisz być z nią szczery. Czego się boisz? Że się wystraszy i Cię zostawi, że będzie się bała, że możesz popełnić takie same błędy, co Twój ojciec? Czego?
- Daj mi z tym święty spokój!
- Ona może Ci pomóc. Pomyśl, czy warto się tak męczyć przez kilka kolejnych lat? Przecież prędzej, czy później prawda i tak wyjdzie na jaw.
- Niby jak. Ojciec chyba nie zdaje sobie sprawy z tego, co robił i nie widzi w niczym problemu. Mama o wielu rzeczach nie wie. No chyba, że Ty coś powiesz?
- Jeśli ktoś pozna Cię lepiej, ktoś komu zaufasz, to od razu się zorientuje, że nie wszystko jest w porządku, choćbyś nie wiadomo jak bardzo się starał to ukryć.
- Niby w jaki sposób.
- Bo się denerwujesz, a denerwujesz się głównie wtedy, gdy mówisz o ojcu.
- Wydaje Ci się.
- W takim razie dlaczego trzęsą Ci się ręce?
- Nic się nie dzieje. Może nadejdzie czas, że odważę się o wszystkim powiedzieć Magdzie, ale na razie nie potrafię.
- Piotr, ale przecież nie wydarzyło się nic, czego mógłbyś się wstydzić i bać się o tym powiedzieć. Przecież to nie Twoja wina. Ani Twoja, ani Twojego ojca. Po prostu stało się.
- Po prostu? To, po co ja przez dwadzieścia lat się z tym męczę?
- Dobrze wiesz, o co mi chodzi. Być może Twój ojciec popełnił kilka błędów, ale przecież nie zrobił tego świadomie. Na pewno nie chciał Cię skrzywdzić.
- Być może, ale czasu nie cofnie. A ja nie zapomnę.
- Bo nie chcesz zapomnieć.
- Mylisz się. Chcę i to bardzo. Ale nie potrafię. Być może Tobie było by łatwiej. Ja nie jestem aż tak bardzo dobroduszny.
- Twoja mama mówiła, że gdy wróciłeś z leczenia i byłeś tutaj, to udało wam się kilka razy porozmawiać.
- Szerokim łukiem omijając przeszłość.
- Z tego co wiem, to nie zawsze była zła.
- Nie zawsze. Ale gdzieś pomiędzy jest to, o czym chciałbym zapomnieć i wybaczyć, ale najzwyczajniej nie potrafię. Wybacz.
- Ja nie chcę usprawiedliwiać Twojego ojca, ale on bardzo Cię kocha i nigdy nie chciał wyrządzić Ci krzywdy.
- Wierzę. Szkoda tylko, że mu się to nie udało.
- Może coś się zmieni, kiedy sam zostaniesz ojcem.
- Może… ale może powiesz mi w końcu co u Ciebie?
- A co chcesz wiedzieć?
- Wszystko. Ostatnie sześć lat.
- Nie działo się zbyt wiele. Życie księdza bywa znacznie nudniejsze i monotonne niż prawnika.
- Domyślam się, ale ja nie pytam o życie księdza Jana, tylko o Twoje? Chyba masz jakąś prywatność?
- Hehe. Chcesz mnie sprowadzić na złą drogę?
- Sam się sprowadzasz. Nie wierzę, że nie. Przecież to, Ty zawsze wyrywałeś najlepsze dziewczyny na mieście.
- To było dawno.
- Jasne. Musiałbym Cię nie znać. Nigdy Cię o to wcześniej nie pytałem, ale dzisiaj nie odpuszczę.
- Hehe. O co?
- Przepraszam Cię, ale nie uwierzę w to, że odkąd wstąpiłeś do seminarium nie miałeś żadnej kobiety.
- … - uśmiechnął się w sposób, który Piotr doskonale znał
- Bingo. Hehe. Jesteś nienormalny. Po co Ci ten celibat? Nie mogłeś iść na architekturę?
- Ja bardzo lubię to, co robię. Mam gdzie mieszkać, zbytnio się nie napracuję, zawsze ktoś mi ugotuje, uprasuje, a celibat… Piotruś, kto teraz wierzy w celibat?
- No to słucham?
Opowiedział mu w skrócie ostatnie kilka lat swojego życia, jednak o żadnej kobiecie, która towarzyszyła by mu w życiu nic nie wspomniał. Mówił o swojej pracy, o tym, że uczy w szkole, udziela się charytatywnie. Krótko mówiąc to, co robi sprawia mu przyjemność.
- Przepraszam Cię Janek, ale jakoś ciężko mi sobie Ciebie wyobrazić przy ołtarzu.
- Trzeba było dzisiaj przyjść na msze.
- Mieliśmy takie plany, ale uległy zmianie. Może to nawet dobrze, bo byłbym w niemałym szoku, jakbym Cię zobaczył. Nie wiedziałem, że Cię tu przenieśli.
- Plany uległy zmianie. Hehe – powtórzył po nim z figlarnym uśmiechem na twarzy – Domyślam się dlaczego.
- Masz jakieś fantazje? – zapytał drocząc się z nim
- Nie, skąd. Ja nie muszę fantazjować.
- A jednak…
- Co, a jednak? – udał, że nie wie, co Piotr ma na myśli, doskonale jednak zdając sobie sprawę z tego, ze jeśli powie Piotrowi, że żyje w całkowitym celibacie, to ten mu nie uwierzy
- Dobra, rozumiem, że nie wypada Ci powiedzieć prawdy. Wystarczy mi Twoja mina. Wiem wszystko, ale kiedyś musimy o tym pogadać.
- Nie ma o czym gadać. Po prostu żyje w zgodzie z samym sobą.
- To bardzo dobrze, ale czy nie powinieneś żyć przede wszystkim w zgodzie z Bogiem? – uśmiechnął się znacząco dogryzając mu nieustannie. Od kilku już lat nie mógł przywyknąć do tego, że jego przyjaciel, facet który mógł przebierać w dziewczynach tak  nagle zdecydował się wstąpić do seminarium
- Bóg jest sprzymierzeńcem miłości.
- Aaa. No tak. Hehe.
- Hehe. – roześmiali się oboje. I wszystko było dla Piotra jasne. Rzeczywiście Jankowi nie wypadało mówić prawdy w kwestii kobiet, bo przecież w jego przypadku prawda powinna być jedna odkąd zdecydował się być kapłanem. Jednak Piotrowi całkowity celibat do niego nie pasował, a że znał go bardzo dobrze nie musiał zbyt wiele od niego usłyszeć. Wystarczyły gesty,  a wniosek jaki z nich wyciągnął postanowił pozostawić dla siebie. Nie chciał przecież robić przyjacielowi problemów. Zmienili temat na mniej krępujący i niebezpieczny i trwali w nim do momentu powrotu rodziców i Magdy. Jednak oboje wiedzieli, że to nie była ostatnia ich wspólna rozmowa w cztery oczy.
Leżała na łóżku zupełnie bezradna. Nie miała już pomysłu na to w jaki sposób mogłaby obudzić swojego chłopaka. Próbowała obudzić go tak jak, to tradycja wielkanocna nakazywała, czyli wodą. W końcu to lany poniedziałek, ale nawet to na Piotra nie podziałało. Odpuściła więc sobie dając mu kolejnych kilka minut na sen, a sama wróciła do rozkładania na czynniki pierwsze nowo poznanego przyjaciela Korzeckiego, czyli Janka. Nigdy by nie wpadła na to, że najlepszym przyjacielem z dzieciństwa jej chłopaka będzie ksiądz. Nie spodziewała się tego,

ale z drugiej strony przecież nic w tym dziwnego. Ksiądz też człowiek, ale w Janku było coś innego, coś, czego po księdzu by się nie spodziewała. Charakterem przypominał jej trochę Piotra. Z tym, że był chyba jeszcze bardziej zdystansowany do świata i z większym poczuciem humoru. Był sympatyczny, ale odznaczał się czymś, co bardzo ją w nim intrygowało. Na pewno nie był takim typowym kapłanem. Po za tym zauważyła, że w trakcie ich wieczornej rozmowy zwracał się do Piotra w dziwny sposób. W taki, który jej zdaniem potrafił rozszyfrować jedynie Piotr. W sumie nic w tym dziwnego, bo przecież ona z dziewczynami i Sebastianem też czasami w taki sposób rozmawia, ale jakoś teraz jej to nie pasowało. Siedzieli wczoraj do późna i cieszyła się z tego, że obyło się bez kłótni, a ona miała możliwość poznania kolejnej ważnej osoby w życiu Piotra. Nie wiedziała, że oprócz Wojtka w życiu Korzeckiego jest ktoś taki jak Janek. Tym bardziej cieszyła się, że miała okazję go poznać. Jednak było jeszcze wiele rzeczy z nim związanych, o które miała ochotę podpytać Piotra w odpowiednim momencie. Spojrzała na leżącego na brzuchu Korzeckiego. Nadal spał. Po wczorajszym wieczorze spodziewała się, że tak właśnie będzie. Postanowiła przystąpić do kolejnej próby wybudzenia go.
- Piotruniu, kotku wstań już proszę. – pogładziła dłonią po jego plecach, jednak bez większego rezultatu, bo Piotr jedynie odwrócił głowę w przeciwną stronę nie mając zamiaru odkleić jej od poduszki – Piotruniu…
- Teraz to Piotruniu proszę, a przed chwilą to zlałaś mnie wodą.
- Taka tradycja. – uśmiechnęła się zadowolona, że to ona jako pierwsza miała okazję polać go wodą, a nie odwrotnie
- Jestem cały mokry.
- Oj już nie przesadzaj.
- Dlaczego wstałaś tak wcześnie?
- Obudziłam się i nie mogłam już zasnąć.
- Zdaje się, że wszyscy jeszcze śpią. Która jest w ogóle godzina?
- Późna.
- Jak późna to nie opłaca się wstawać. – odegrał się równie złośliwie, co ona nakrywając się mocniej kołdrą
- Piotr no, wstawaj. – klepnęła go w tyłek mając nadzieję, że to poskutkuje i przestanie się z nią w końcu droczyć, tylko rozbudzi się w końcu
- Ała. Co to było?
- Proszę Cię wstań w końcu. Obiecałeś Jankowi, że przyjdziemy do kościoła.
- Nic takiego nie pamiętam. – odpowiedziałam ponownie zamykając oczy wtulając głowę w poduszkę.
- Co sobie pomyśli, jak nie przyjdziemy?
- Że mi się nie chciało. I będzie miał rację. – w odpowiedzi jedynie poczuł kolejnego porządnego już klapsa
- Ała. To naprawdę bolało.
- Mogę jeszcze mocniej. – nie odezwał się już, dlatego pomyślała, że rzeczywiście musiało go zaboleć. Zapanowała między nimi chwilowa cisza – No dobra, przepraszam, ale jeśli zaraz nie wstaniesz to nie zdążymy. Piotruś… - zbliżyła się do niego opierając brodę o jego ramię. W ten sposób doskonale widziała wyraz jego twarzy
- Ty świntuchu, śmiejesz się! – odsunęła się od niego nieznacznie sama już mając ogromny uśmiech na twarzy
- Wolisz, żebym płakał? – zapytał odwracając się na plecy
- Bawisz się moim kosztem. To nie jest miłe.
- Uderzyłaś mnie dwa razy. To też nie było miłe. Zwłaszcza za drugim razem. Naprawdę zabolało.
- Mhm. Akurat. To co, pójdziemy do tego kościoła, czy nie? – zapytała już znacznie spokojniej
- Pójdziemy, ale mamy jeszcze trochę czasu. A jak Ty się czujesz?
- Już lepiej.
-W takim razie może byśmy się tak trochę poprzytulali, co? Jakoś nie czułem Twojej obecności w nocy obok mnie. Leżałaś tu obok?
- Zasnąłeś zanim zdążyłam wyjść z łazienki. Leżałeś plecami do mnie, więc nie miałam się jak do Ciebie przytulić.
- Ojejku. Przepraszam. Chodź nadrobimy trochę. –przybliżył się do niej wsuwając jedną rękę pod kołdrę i obejmując ją w pasie, jednak od razu gdy poczuł ja blisko siebie jego zamiary nieco urosły na sile i zwykłe przytulenie jej do siebie mu nie wystarczało.
- Co robisz? – zapytała gdy poczuła jego dłoń na swoim udzie
- Nadrabiam zaległości nocne.
- W taki sposób?
- Mhm. Rodzice śpią, czemu mielibyśmy tego nie wykorzystać? – spojrzał na jej twarz po czym przystąpił do całowania jej ust
- Mmm Piotruś… - przerwała tę przyjemną dla obojga chwilę odsuwając go lekko od siebie – To bardzo miłe, ale próbujesz mnie przekupić. – stwierdziła z uśmiechem przekonana o swojej racji
- To nie było przekupstwo, tylko zachęta. I mam do Ciebie w związku z tym prośbę…
- Hm? – spojrzała na niego zaciekawiona tym co wymyśli
- Nie przerywaj mi. – uśmiechnął się figlarnie, jednak gdy nie usłyszał z jej ust żadnego słowa przez kilka kolejnych sekund wrócił do przerwanej przez nią czynności z każdą chwilą znacznie już odważniejszych. Nie przerywała, a on chyba nie miał zamiaru tak szybko skończyć tych porannych czułości. Ba, czuła nawet, że na zwykłych czułościach może się nie skończyć, bo pocałunku i dotyk Piotra z każdą kolejną chwila stawały się coraz bardziej namiętne. Czuła jego dłoń na swoich piersiach i zachłanne pocałunki składane na szyi. Pożądanie rosło między nimi w zastraszająco szybkim tempie i nie miałaby nic przeciwko temu, aby to kontynuować, gdyby nie to, że zdrowy rozsądek, który właśnie do siebie dopuściła podpowiadał jej by właśnie teraz to zakończyć. Pozwoliła mu na jeszcze kilka pocałunku, po czym przesunęła swoją głowę oddalając ją jednocześnie od jego ust. To jednak mu w niczym nie przeszkadzało, ponieważ z jej szyi przeniósł swoje usta na jej dekolt, co chyba jeszcze bardziej mu odpowiadało. Uśmiechnęła się łapiąc w płuca głęboki oddech.
- Piotruś, jesteś cudowny, ale… obawiam się, że na tym będziemy musieli skończyć.
- Nie ma takiej możliwości. – odezwał się po chwili wracając do jej ust
- Piotruś… - odsunęła go od siebie patrząc mu w oczy – Proszę.
- To ja proszę… - patrzył na nią uważnie, po czym nie słysząc już więcej żadnego sprzeciwu ponownie zajął się jej ciałem. Kolejna porcja pocałunków i jego dotyk, który coraz bardziej ją podniecał sprawiały, że nie miała ochoty na przerywanie tej chwili, jednak dochodzące głosy rodziców z parteru nie pozwalały jej na całkowite zrelaksowanie się, odprężeni i zapomnienie o całym świecie. Wiedziała, że opanowanie się nie przyjdzie Piotrowi w tej chwili łatwo, ale słyszała coraz wyraźniej rozmowy rodziców,  a to oznaczało, że nie potrafiła by skupic się teraz na Piotrze.
- Piotr – kolejny już raz zmusiła go by na nią spojrzał
- Madzia, co jest? – zapytał zrezygnowany
- Przepraszam, ale ja teraz nie dam rady. Nie potrafię tak, słysząc rodziców za ścianą. – patrząc  na nią wsłuchiwał się przez chwile w odgłosy dochodzące z zewnątrz ich pokoju. Rzeczywiście teraz słyszał jej wyraźnie.
- Ale chyba możemy się jeszcze trochę poprzytulać? – zapytał nieśmiało z uśmiechem obejmując ja ramieniem
- Ale chwilę?
- Chwilę.
- Bo ja mam trochę inne plany na ten dzień
- Ja na tę chwilę też miałem trochę inne plany.
- Dało się zauważyć. Ja idę do łazienki się ubrać, a Ty kotku rób co chcesz. Zaraz wracam. – opuściła pokój zostawiając go samego w łóżku. Nie pierwszy raz już tak mu uciekła. A on wciąż miał ochotę ją „gonić i gonić”, aż do skutku. Gdy tylko zniknęła mu z pola widzenia odetchnął głęboko. Słyszał krzątających się  z coraz większym rozmachem po parterze rodziców. Może to niezbyt ładnie z jego strony, ale wcale nie miał ochoty teraz tam schodzić, dlatego dobrym rozwiązaniem wydało mu się jak najszybsze spożycie śniadania a następnie wyciągnięcie Magdy z domu. W czasie, gdy oni oporządzali się na górze, rodzice właśnie zasiadali do śniadanie.
- Nie czekamy na Magdę i Piotra? – spytał Tomasz przysiadając się z Jerzym do stołu, gdzie czekały już na nich małżonki
- A wiesz w ogóle, o której oni mają zamiar zejść na śniadanie?
- O ile w ogóle maja zamiar zejść. Jakoś cicho tam na górze.
- Piotrek pewnie jeszcze śpi. Przesadził trochę wczoraj z Jankiem. Nie powinien tyle pić. – stwierdziła Zosia martwiąc się, że wczorajsze spożycie przez Piotra alkoholu mogło odbić się na jego zdrowiu
- Nie wypił wcale dużo. Dobrze wyglądał. –bronił syna przed żoną Tomasz, co nieco zdziwiło panią Korzecką – Po za tym chyba wie na ile może sobie pozwolić. Jest w końcu dorosły.
- Ale nie widział się z Jankiem ładnych kilka lat. Wiedziałam, że jak się spotkają to nie będą mogli się od siebie oderwać.
- A to akurat jest normalne. – wtrąciła Teresa – Ale bardzo przyjemny ten wasz Janek. To ktoś z rodziny?
- Prawie. Zaprzyjaźniliśmy się z jego rodzicami zanim jeszcze Piotrek się urodził. Mieszkaliśmy od siebie jakieś 200 metrów. Chłopcy spędzali ze sobą bardzo dużo czasu.
- Ale on jest starszy od waszego Piotra? – dopytywała się Teresa darząc już Janka sympatią, co jednak nie powstrzymywało jej przed nowymi informacjami na jego temat
- O sześć lat chyba. Byłam spokojna, bo wiedziałam, że Janek zawsze miał oko na Piotra. Pilnował go jak młodszego brata.
- To tak jak teraz Sebastian z Magdą. Całe szczęście, że ona poznała tego Sebastiana w tej Warszawie, bo inaczej to bym chyba przeniosła się razem z nią.
- A wy nie mieliście oporów przed przeprowadzką? – dołączył się do rozmowy przysłuchujący się do tej pory Jerzy
- Mieliśmy. Pewnie, że tak. Zwłaszcza Zosia, ale co my mielibyśmy teraz robić w Warszawie?
- Piotrek wyjechał zaraz po studiach, więc nic nas tam nie trzymało. Oprócz przyjaciół.
- Ale jeździmy przecież od czasu do czasu. A to my do nich, a to oni do nas.
- Częściej my do nich, bo nikomu raczej nie chce się wyruszać w taką drogę.
- No rzeczywiście blisko to, to nie jest. Chociaż my i tak szybko przyjechaliśmy.
- Bo Piotrek zasuwał. Gdyby prowadziła Magda, albo ja to pewnie trwało by to nieco dłużej.
- Pędził jak szalony? – spytała Zosia znając doskonale możliwości syna – Tyle razy mu mówiłam, że jak jeździ tym motorem, albo samochodem to ma uważać.
- Ale on bardzo ostrożnie jeździ. Nie można powiedzieć, że nie.
- Czuje się dobrze za kierownicą, więc czemu miałby się wlec, prawda? – spojrzał Tomasz na Jerzego – Piotrek miał się chyba urodzić w samochodzie, bo innego wytłumaczenia na ten jego zapał do motoryzacji to ja nie mam. Ważne, że dojechaliście.
- Dokładnie. – przytaknęła mężowi Korzecka chcąc coś jeszcze powiedzieć, jednak przerwał jej w tym wchodząca do salonu Magda
- Dzień dobry i smacznego.
- Dzień dobry. Zjecie z nami?
- Tak. A Piotr jeszcze nie zszedł? – zdziwiła się brakiem obecności chłopaka, bo nie spotkała go na piętrze, więc była prawie pewna, że jest już z rodzicami
- Nie. Pewnie jeszcze śpi.
- Obudziłam go już, ale widocznie nie może się zwlec z łóżka.
- Jego strata. Siadaj Madziu. – zaprosiła ją do stołu Zosia nalewając jej do kubka gorącej herbaty
- Dziękuję.
- Dzień dobry. – przywitał się Piotr pojawiając się w końcu na śniadaniu
- Dzień dobry. Chociaż dla Ciebie chyba synku mógłby zacząć się nieco lepiej, co? – zareagowała jako pierwsza widząc, że Piotrek nie tryska zbytnio tego dnia energią. W myślach powiedział sobie „trafiłaś mamo w dziesiątkę” przypominając sobie, w jaki sposób mogły zakończyć się jego czułości z Magdą, gdyby ta ich nie przerwała, jednak zatrzymał te słowa dla siebie nie chcąc wzbudzać jakichkolwiek podejrzeń i dyskusji
- Nie dlaczego? – zapytał w stronę matki wzrokiem ogarniając uśmiechającą się do jego myśli Magdę
- Nie chciało Ci się chyba za bardzo wstać.
- Nie miałem motywacji. – dogryzł dziewczynie doskonale wiedząc, że domyśli się o co mu chodzi i rzeczywiście tak było, bo z uśmiechem pokręciła głową
- Mężczyzna w Twoim wieku nie powinien potrzebować motywacji do tego żeby wstać z łóżka. – odpowiedział mu Tomasz nie patrząc w jego stronę, jednak sam fakt, że się do niego odezwał zaskoczył nie tylko Piotra
- Doprawdy? Zadziwiające.
- Całkowicie pana popieram. A Ty kochanie wrzuć na luz, bo to dopiero początek dnia. – zainterweniowała natychmiast po wypowiedzianych przez Piotra słowach obawiając się, że może z ich powodu wybuchnąć niepotrzebna dyskusja
- Zjemy coś i wychodzimy.
- A gdzie wy się wybieracie.
- Do Janka, do kościoła.
- To do Janka, czy do kościoła?
- A to jest mamo jakaś różnica?
- A nie?
- No dobrze. Najpierw idziemy do kościoła, a potem do Janka. Tak lepiej?
- Ktoś tu chyba wstał lewą nogą. – uśmiechnęła się w stronę Magdy, Teresa wyraźnie obserwując zachowanie młodych. Magda uśmiechnięta, wyraźnie z czegoś zadowolona, a obok niej nieco mniej zachwycony i entuzjastycznie nastawiony do tego dnia Piotr. Domyśliła się, że musieli albo o coś posprzeczać i Magda nie chce im tego po sobie poznać, albo po prostu jej córka zrobiła coś, co Korzeckiemu niezbyt się spodobało. Dokończyli posiłek i zaraz po nim ruszyli w kierunku kościoła. Mieli trochę czasu, więc spieszyć się nie musieli, co wykorzystali  na spokojny spacer. Widziała po jego zachowaniu przy śniadaniu i teraz w trakcie tego spaceru, że wyraźnie coś mu się nie podoba. Doskonale wiedziała o co mu chodzi, ale nie rozumiała tego, dlaczego od razu jej tego nie powiedział, tylko toczył jakąś dziwną, słowną grę przy rodzicach.
- Musisz się tak obrażać? – zapytała w końcu po kilkuminutowej przerwie w rozmowie
- Ja się nie obrażam.
- Mhm. Wcale. Czyli co, rzeczywiście wstałeś lewą noga? – uśmiechnęła się do niego złośliwie wsuwając swoją dłoń pod jego ramię – Myślałam, że się rozumiemy.
- Rozumiem, ale zrozum też mnie. Nie pierwszy już raz uciekasz przed mną w takim momencie.
- W jakim momencie? – podpuszczała go, co trochę ja bawiło, bo wiedziała, że czasami nie potrafi nazywać rzeczy po imieniu
- Dobrze wiesz w jakim. Bawi Cię to?
- Wręcz przeciwnie. Gdyby nie rodzice za ścianą to prawdopodobnie leżeli byśmy jeszcze w łóżku. I sam doskonale o tym wiesz. Po za tym to Ty zacząłeś. Trzeba było tego nie robić, to teraz miałbyś lepszy humor.
- Trzeba było nie zaczynać. Łatwo powiedzieć.
- Ojejku jaki biedaczek. – zaśmiała się widząc jego poważną minę
- Będziesz musiała mi to wynagrodzić.
- Obiecuję. Jak tylko wrócimy do domu. – cmoknęła go delikatnie w policzek wywołując na jego twarzy uśmiech zadowolenia. W znacznie lepszej już atmosferze dotarli do Kościoła, gdzie mszę prowadził Janek. Dopiero teraz na dobre dotarło do Piotra, że jego przyjaciel rzeczywiście jest księdzem z krwi i kości. Dziwnie czuł się widząc go przed ołtarzem i co jakiś czas czul na sobie jego wzrok zwłaszcza, że kościół nie należał do dużych. Zaraz po mszy wyszli z Magdą przed kościół czekając na Janka, tak jak to uzgodnili wczorajszego wieczoru.
- Fajnie nie? – odezwała się zaraz po wyjściu na zewnątrz
- Fajnie, fajnie. – odpowiedział trzymając ją za rękę i oddalając się trochę dalej
- Jakoś nie słyszę entuzjazmu.
- Entuzjazm jest, ale dziwnie się czułem. Ale rzeczywiście miało to w jego wykonaniu ręce i nogi.
- Jesteś okropny. Masz szczęście, że Janek tego nie słyszy.
- Czego Janek ma nie słyszeć? – podszedł do nich z zaskoczenia nie z tej strony, z której się go spodziewali
- Ładnie tu masz. – odpowiedział mu z uśmiechem nie dając konkretnej odpowiedzi na jego pytanie
- Teraz mi wierzysz?
- Chyba nie mam innego wyjścia.
- Magda, jak Ty wytrzymujesz z takim niedowiarkiem? – w odpowiedzi wzruszyła jedynie ramionami
- Ale całkiem miło się na Ciebie patrzy. – dogryzł mu złośliwie obejmując Magdę ramieniem
- Ja chętnie zobaczyłbym jak Ty Piotrusiu prezentujesz się na Sali sądowej. Na pewno masz więcej do powiedzenia niż ja.
- A co jakaś miła parafianka narzeka na posłannictwo księdza Jana? – zażartował wracając do ich wczorajszej rozmowy w trakcie której odpowiedzi musiał się domyślić
- Ależ Ty jesteś wyuzdany.
- Wyuzdany. Hehe. Madzia słyszałaś. Skąd ksiądz zna takie słowo? – teraz żartowali już oboje i prawdopodobnie gdyby nie Magda to nie skończyli by tak szybko, bo wyglądało na to, że Janek już chciał coś powiedzieć jednak Magda go uprzedziła
- Zupełnie jak dzieci. Janek ta kawa nadal jest aktualna, bo trochę mi zimno?
- Tak, jasne. Zapraszam. – wskazał im drogę na plebanię, gdzie przesympatyczna pani Janinka poczęstowała ich herbatą i ciastem. Rozmowa z Jankiem trwała prawie dwie godziny. Jednak wszystko, co dobre, szybko się kończy i musieli wracać do domu. Może nie musieli, ale nie wypadało im siedzieć na Jankowi na głowie. Tak samo jak i do kościoła, tak i z powrotem wracali spacerkiem wesoło rozmawiając, docierając w końcu do domu państwa Korzeckich.
Zaraz po kolejnym świątecznym obiedzie nikogo nie trzeba było namawiać na chwilę odpoczynku. Zasiedli więc wszyscy w salonie z kubkiem czegoś ciepłego w ręce spokojnie rozmawiając. Jednak Piotrowi nie w głowie były teraz rozmowy z rodzicami. Rozłożył się wygodnie na kanapie opierając się o Magdę jednocześnie pozwalając by obejmowała go ramionami. Nie odezwał się od dobrych kilku minut. Zauważyła, że jest z nimi tylko ciałem, bo duchem wędruje sobie tu i ówdzie, gdzieś po swoim świecie. Wykorzystując moment, że rodzice zaczęli toczyć zawzięta rozmowę  o polityce, zajęła się swoim chłopakiem.
- Co się dzieje chłopaku? – zapytała nachylając się w stronę jego twarzy tak by nie przeszkadzać w rozmowie rodzicom, jednak nie uzyskała żadnej odpowiedzi, co wzbudziło w niej lekkie obawy – Piotr?
- Hm? – ocknął się jeszcze bardziej chowając się w jej ciepłych objęciach
- Dobrze wszystko?
- Tak. Chce mi się tylko trochę spać.
- To, nie przeszkadzaj sobie. Pójść Ci po koc?
- Wolałbym chyba pójść położyć się na górę. Pójdziesz ze mną?
- Idź sam. Posiedzę jeszcze trochę i zaraz do Ciebie przyjdę.
- Przecież i tak nie zwracają na nas uwagi.
- Leć na górę jak chcesz. A ja zaraz przyjdę.
- No dobra. Czekam na Ciebie w pokoju.
- Mhm. – wymienili się jeszcze czułym pocałunkiem, co nawet nie zostało zauważone przez rodziców, po czym wypuściła Piotra ze swoich objęć chcąc choć na chwilę włączyć się do rozmowy rodziców
- A Ty synku gdzie? – spytała syna Zofia widząc, że zamierza opuścić ich towarzystwo
- Yyyy. Na górę. Pójdę się trochę położyć. Zejdę później.
- Źle się czujesz? – drążyła temat widząc jego niewyraźny wyraz twarzy
- Nie. Wszystko w porządku. Po prostu się nie wyspałem. Madzia… - spojrzał na nią pytająco chcąc się upewnić, że do niego dołączy
- Idź, przyjdę później. – odprowadziła go wzrokiem wracając nim zaraz do rodziców
- No dobrze to wy sobie siedźcie, a ja zabiorę się za sprzątanie po obiedzie.
- To może ja pani pomogę? Będzie szybciej.
- No dobrze. Dziękuję. – uśmiechnęła się w stronę młodszej Miłowicz będąc z nią już po chwili w kuchni. Cieszyła się nawet z tej propozycji Magdy, bo przynajmniej będą miały okazję trochę porozmawiać, co jak do tej pory było niemożliwe. 
- Madziu przepraszam, że się wtrącam, ale czy wy się przypadkiem nie posprzeczaliście? – odważyła się zapytać wkładając kolejne podane przez Magdę talerze do zlewu
- Nie, wręcz przeciwnie.
- W takim razie co z Piotrkiem?
- Nie wyspał się. Za wcześnie go obudziłam.
- Madzia, czy on czasami znowu czegoś przed nami nie ukrywa?
- Mam nadzieję, że nie.
- Ale robi badania regularnie?
- Tak i z tego co wiem, to jest wszystko w porządku. Niech się pani nie martwi.
- No dobrze, ale jakby się coś działo to mi powiesz?
- Piotr pani powie, ale miejmy nadzieję, że nic takie się nie wydarzy. Myślę, że Piotr doszedł już do siebie po chorobie. Chodzi na ściankę, biega, kupił motocykl. Powiedział, że gdyby nie czuł się na siłach to by tego wszystkiego nie robił, a ja mu wierzę. Zresztą widzę, że jest w dobrej formie.
- No dobrze. Skoro tak mówisz, to mogę się trochę uspokoić. Ale ten motocykl to mógł już sobie odpuścić.
- Hehe. Też mu to mówiłam.
- Ale uważajcie na siebie. Ciągle tylko pracujecie i pracujecie. Jesteście za młodzi na to żeby cały swój czas poświęcać pracy.
- Niech się pani nie martwi. Nie mamy czasu na nudę.
- A z tym domem to mówiliście poważnie?
- Wygląda na to, że tak. Mówiłam Piotrowi, żeby jeszcze trochę poczekać, bo w końcu mamy dwa mieszkania do dyspozycji, ale Piotrek się uparł.
- Madziu, a może to dobrze. Piotrek wie, co robi.
- No tak, ale budowa domu to są ogromne koszty, a ja mu w tej chwili nie jest w stanie pomóc finansowo.
- Pozwól mu się wykazać. Jak chce, to niech buduje. W końcu to i tak pójdzie na wasze wspólne konto.
- Ale ja się dziwnie z tym czuje.
- Nie masz powodu. Piotrek robi to dla was.
- No niby tak. Tylko obawiam się, że weźmie nie wiadomo jak wielki ten kredyt. Oglądaliśmy ostatnio taką jedną działkę. Była ogromna, a Piotrkowi aż się oczy świeciły na samą myśl o tym, że postawi tam dom. Mam nadzieję, że jego rozsądek weźmie górę nad wyobraźnią.
- O to, to możesz być spokojna. Jak dochodzi co do czego, to rozsądek zawsze bierze górę.
- Całe szczęście. – z uśmiechami dokończyły zmywanie i wróciły do salonu. Jednak po kilku kolejnych minutach Magda wymknęła się na górę, do Piotra. Siedział na łóżku z laptopem na kolanach. Spodziewała się, że będzie spał, a tu taka niespodzianka.
- Nie śpisz? – zapytała od razu wchodząc do pokoju
- Nie. Znalazłem bardzo ciekawą działkę pod budowę.
- Właśnie rozmawiałam o tym z Twoją mamą.
- Tak i co?
- W sumie to nic. A co to za okazja? – przysiadła się do niego zaglądając na ekran monitora
- Niedaleko Wiejskiej. Na ul. Jazdów.
- Gdzie to jest?
- W okolicach Parku Ujazdowskiego. Lubimy park ujazdowski, prawda? – zapytał z uśmiechem doskonale znając odpowiedź
- Lubimy. Bardzo się upierasz na tę przeprowadzkę.
- Ja się nie upieram, ja chcę. Wcześniej, czy później i tak musielibyśmy czegoś poszukać. Dzwoniłem już i umówiłem się na piątek. Jak się spodoba to dobrze, jak nie to będziemy szukać dalej. Dobrze?
- Mhm. Niech Ci będzie. Ale nie podejmujesz żadnej decyzji beze mnie.
- Oczywiście, że nie. A i dzwonił Twój telefon.
- Kto?
- Nie wiem. Nie patrzyłem.
- Sebastian. – zakomunikowała widząc dwa nieodebrane połączenia od braciszka
- To zadzwoń do niego. Pewnie chce nam przypomnieć o wystawie.
- Może. – rozłożyła się wygodnie obok Piotra i czekała na odebranie połączenia przez Sebastiana – Nie odbiera.
- Poczekaj chwilę. – rozłączyła połączenie i na jego słowa spróbowała jeszcze raz. Czekała chwilę, aż w końcu ktoś się odezwał
- Tak słucham? – usłyszała po drugiej stronie nieznajomy głos, zdziwiona spojrzała na Piotra chwytając go za rękę
- Yyy, przepraszam mogę prosić Sebastiana? – zapytała niepewnie wpatrując się w Piotra
- Tak, jasne. Już idzie. Chwila.
- Mhm. Czekam. – odsunęła telefon przykrywając słuchawkę ręką – Jakiś facet. – zakomunikowała po cichu Piotrowi
- Nie jakiś, tylko pewnie ten Igor. – uśmiechnął się widząc jej zdziwienie
- Halo, Magda jesteś? – usłyszała po drugi stronie słuchawki głos Sebastiana
- Tak, jestem, jestem. Cześć Sebuś.
- No cześć. Dzwoniłem do Ciebie.
- Wiem, dlatego oddzwaniam. Coś się stało?
- Nie, tak chciałem zapytać co tam u was no i kiedy macie zamiar wrócić?
- Wszystko w porządku, a kiedy wracamy? Sama nie wiem. Piotruś, kiedy wracamy?
- Do soboty zdążymy. – odpowiedział jej z uśmiechem wracając do świata komputerów
- Słyszałeś? Do soboty zdążymy.
- Tak, słyszałem. Powiedz temu kochasiowi żeby taki dowcipny nie był. Bo to go kiedyś zgubi.
- Ja go odnajdę. A tak poważnie, to chyba będziemy tak jak mówiliśmy wcześniej.
- Czyli w środę?
- Chyba tak. Piotruś, będziemy w środę? – ponownie zwróciła się do Korzeckiego licząc tym razem na konkretną odpowiedź
- Będziemy.
- No będziemy w środę.
- To świetnie.
- A dlaczego świetnie?
- Nie nic, tak mówię. A jak święta? Rodzice zadowoleni?
- Zadowoleni. Przynajmniej na to wygląda. Sebuś, co się u Ciebie dzieje? – zapytała słysząc dochodzące z jego mieszkania odgłosy
- Nic się nie dzieje. Siedzimy sobie.
- Z Igorem?
- Magda, proszę Cię. A nawet jeśli to, co?
- To bardzo się cieszę, że nie jesteś sam.
- I wzajemnie.
- Mam nadzieje, że w końcu go poznam osobiście.
- W końcu, kiedyś pewnie tak.
- Sebastian!
- No dobra, dobra. Nie złość się, bo odbije się to na Piotrze.
- Jesteś okropny.
- Tak wiem. Ty też nie najlepsza.
- Sebastian!
- Pozdrów Piotra. Odezwijcie się jak będziecie już w Warszawie.
- Odezwę się. Całuję Cię braciszku. Pa.
- No, pa.
- I co? Świetnie się bawią?
- Wygląda na to, że tak. Ma fajny głos. – uśmiechnęła się na samo wspomnienie głosu Igora
- Proszę? – spojrzał na nią uważnie nie wiedząc, czy się przesłyszał, czy ona rzeczywiście to powiedziała
- No, co? Naprawdę ma fajny głos.
- Mam być zazdrosny?
- Nie, ale głos ma fajny. Sympatyczny.
- Ty lepiej miej nadzieję, że nie tylko głos, ale i charakter.
- Sam mówiłeś, że skoro jest lekarzem to powinien być w porządku. Jesteś zazdrosny. – stwierdziła widząc z jaką miną wpatruje się w ekran monitora
- O głos Igora, owszem jestem. Bo mnie nigdy nie powiedziałaś, że mam ładny głos.
- Ale ja tego nie powiedziałam jemu, tylko Tobie.
- Mnie, ale o nim.
- No przecież nie będę z Tobą rozmawiała o Tobie. Piotruśśś… pokaż lepiej jeszcze raz tę działkę.
- Zobaczysz w piątek.
- O Ty złośliwcu jeden. Taki jesteś.
- Jaki?
- Złośliwy.
- No to już wiem. Jaki jeszcze?
- Zupełnie jak Sebastian. Lubicie mnie denerwować.
- A wiesz dlaczego? – zapytał przysuwając się do niej
- Bo sprawia wam to frajdę.
- Bo jesteś jeszcze śliczniejsza, kiedy się tak złościsz. Jeszcze bardziej mi się podobasz.
- Ciekawe.
- Mhm. Bardzo. – przysunął się jeszcze bliżej z zamiarem pocałowania jej. I tym razem udało mu się to
- Mmmm i co jeszcze powiesz? – odsunęła się nieznacznie patrząc na niego z uśmiechem
- Że bardzo Cię kocham.
- I?
- I zawsze będę to robił. – znowu pozwoliła mu się krótko pocałować
- I?
- Jeszcze Ci mało? – zapytał z udawanym oburzeniem mając już z tej sytuacji świetną zabawę
- Miłości nigdy za wiele.– jedno jej zdanie i zrobiło się poważnie. Oboje czuli wagę tych słów i całkowicie się z tym zgadzali. Przecież ich miłość z każdym dniem jest coraz mocniejsza i wszystko na razie wskazywało na to, że tak będzie przez najbliższy czas. Parząc w jego oczy nie mogła nie skończyć tej rozmowy bez złożenia na jego ustach czułego pocałunku. – Przepraszam za rano. – przerwała pocałunek patrząc uważnie na niego i jego reakcję
- To ja przepraszam. Rozumiem Cię, ale mając Ciebie w łóżku czasami trudno się opanować. Na szczęście w środę będziemy już w domu i nie będziemy musieli uważać na rodziców. Na nikogo nie będziemy musieli uważać.
- Do momentu aż w naszym domu pojawi się dziecko.
- Ale do tego to mamy chyba jeszcze trochę czasu, prawda?
- Mamy jeszcze mnóstwo czasu.
- I jesteś tego pewna?
- Jestem.
- Ale jeśli coś będzie miało się zmienić to…
- Dowiesz się o tym jako pierwszy. – dokończyła przerywając mu. Doskonale wiedziała o co mu chodzi. Sama zresztą całkowicie popierała to, że ewentualnie kiedyś będzie w ciąży to właśnie on powinien dowiedzieć się o tym jako pierwszy. W końcu będzie miał być ojcem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz