TO JUŻ JEST KONIEC...

Część 21

Kilka minut przed piętnastą pożegnał się z Mariolą i Wojtkiem i wcześniej zamówiona taksówką pojechał na Skorupki. Wysiadając z windy usłyszał już, że w kancelarii znajduje się Jagoda. Trudno jej było nie usłyszeć. W związku z tym domyślał się jaka panuje w środku atmosfera. Nie miał pojęcia co ta dziewczyna robi, że tak na nią wszyscy reagują, ale prawda było, że do łatwych osób nie należy. Wchodząc od sekretariatu usłyszał dyskusję Jagody i Bartka. On chyba jako jedyny dawał jej się zawsze sprowokować i za każdym razem mogła liczyć z jego strony na różnego rodzaje docinki. Podobno kto się czubi ten się lubi, ale o tej dwójce raczej tego powiedzieć nie można. Wszedł do sekretariatu witając się ponownie z milcząca Kasia szczerym uśmiechem, następnie mijając Bartka i Jagodę podszedł do Magdy i złożył na jej ustach delikatnego buziaka.
- Powtórka z rozrywki? – zapytał odsuwając się od niej i wsłuchując się w rozmowę Rajewskiej i Bartka – Co tym razem? – spytał Magdę na ucho nie chcąc narażać się tej dwójce
- Znęcanie się nad młodszymi.
- Aaaa.
- Ooo Piotrek, cześć. – zauważył go w końcu Bartek kończąc niepotrzebną jego zdaniem dyskusję z młodszą koleżanką
- Cześć. – uścisnął mu dłoń witając się następnie z Jagodą. W końcu tak wypadało – Cześć Jagoda. Słyszałem, że ktoś tu się nad Tobą znęca?
- W szczególności on. – wskazała dość zdenerwowana w kierunku Bartka
- On ma na imię Bartek i niestety jest Twoim pracodawcą. – zwrócił jej delikatnie uwagę na stanowiska jakie oboje pełnia w tej kancelarii uśmiechając się lekko, co nie uszło uwadze Magdy, która za każdym razem, gdy Piotr spotykał się z Jagodą w ich kancelarii bacznie obserwowała ich relacje
- Słuszna uwaga. Niestety. Na szczęście nie tylko on nim jest. Może zamienilibyście się miejscami, co? – zwróciła na siebie uwagę pozostałych, głównie Magdy, która domyśliła się o co dziewczynie tak naprawdę chodzi. Widziała, że od jakiegoś już czasu Jagoda zawiesza oko na Piotrze i wcale się z tym nie kryje, wręcz przeciwnie kokietuje go, a z Magdy obserwacji wynikało, że Piotrowi wcale to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, flirtował z nią. 
- Yyy. Nie rozumiem?                                  
- Chętnie wymieniłabym Bartka za Ciebie.
- Nie wiesz co mówisz. – wtrąciła szybko Magda, obejmując Piotra ręką w pasie – Pamiętaj, że pozory czasami mylą. Możemy już iść? – zapytała Piotra patrząc na niego uważnie. Domyślił się, że chyba jej się ta sytuacja nie spodobała. Wiedział, że kiedy spotyka się z Jagodą robi się zazdrosna i podobało mu się to, ale jego zdaniem nie miała, o co być zazdrosna. Z Magdy punktu widzenia wyglądało to zupełnie inaczej. Nie chcąc dłużej przeciągać tego spotkania i dawać Magdzie jakiekolwiek powody od zazdrości pomógł założyć jej płaszcz i żegnając się ze wszystkimi opuścili wspólnie kancelarię.
- To gdzie jedziemy? – zapytała będąc już w samochodzie i ruszając pomału
- Może do mnie?
- Może być.
- Albo wiesz co, zatrzymaj się. – zdziwiła się jednak wykonała jego polecenia zastanawiając co dalej – Mogę poprowadzić? – zapytał wyswobadzając się z pasów
- Możesz, ale po co?
- Albo dobra, jedź, ale do siebie.
- Hehe. Piotr zdecyduj się wreszcie… - rozbawiło ją jego niezdecydowanie, wyglądało na to, że sam nie za bardzo wie, co robić
- Ok. Przepraszam, jedź do siebie. – odpowiedział już znacznie spokojniej i wyraźniej, pozwalając jej odjechać w stronę Wiejskiej, gdzie byli już dwadzieścia minut później. Szybko wprowadził ją na górę i cierpliwie czekał aż poradzi sobie z drzwiami.
- Chłopaku, możesz mi powiedzieć, o co chodzi? – zapytała zaraz po wejściu do mieszkania
- Mogę, ale po co? Proszę Cię, przebierz się tylko w coś normalnego.
- Co? – spojrzała na niego zupełnie nie rozumiejąc jego zachowania
- Madzia, zabieram Cię za miasto. Tyle musi Ci wystarczyć. – nie miała innego wyjścia, musiała mu zaufać i tak też zrobiła. Przebrała się i już kilka minut później jechali na Polną, gdzie Piotr zrzucił z siebie garnitur, a założył coś swobodniejszego, by chwilę potem ruszyć w obrany przez niego cel.
- Co Ty wymyśliłeś? – zapytała będąc już w samochodzie i patrząc na niego
- Nic czego musiałabyś się bać. – odpowiedział jej z uśmiechem uważnie prowadząc samochód
- Ale gdzie my jedziemy?
- Jak to gdzie? Do lasu. Zawsze o tym marzyłem.
- O tym, żeby zabrać mnie do lasu? – zdziwiła się jego odpowiedzią, nie wiedziała czy ma ją brać na poważnie, czy o  tylko tak żartował
- Mhm.
- Jesteś nienormalny.
- I co z tego? Najważniejsze, że nadal ze mną jesteś. – zadowolony ze swojego pomysłu chwycił jej dłoń i pocałował, po czym kładąc na swoim udzie przykrył swoją dłonią i prowadził dalej nie odrywając wzroku z drogi.
Miejsce, w którym się znaleźli rzeczywiście mieściło się w otoczeniu lasu, ale ku uciesze Magdy nie był to sam las. Zadbany, niewielki pensjonat, z każdej strony otoczony lasem to było coś, czego Magda raczej się nie spodziewała. Żałowała tylko, że pora roku nie była najlepsza. Domyślała się, że wiosną, bądź latem to miejsce zyskuje jeszcze większego uroku. Zatrzymał samochód przed bramą wjazdową i patrząc na nią czekał na jej reakcję.
- Co to ma znaczyć? – zapytała poważnie, ale z uśmiechem, nie ukrywając swojego zadowolenia
- Pomyślałem sobie, że skoro już oboje mamy wolne popołudnie to fajniej byłoby je spędzić poza Warszawą. Będziemy mieli spokój, nikt nie będzie nam przeszkadzał. O ile zgodzisz się wyłączyć na tych kilka godzin telefon? – spojrzał na nią pytająco, z nadzieją, że przystanie na niego propozycję, chociaż liczył się z tym, że co do telefonu to może nie spotkać się to z optymizmem z jej strony
- Podoba mi się ten pomysł. Tylko, że ja jutro rano muszę być w kancelarii, po za tym tu pewnie jest strasznie drogo.
-Czy ja za każdym razem muszę przekonywać Cię, że wcale nie jest tak drogo jak Ci się wydaje?
- Za każdym razem mnie oszukujesz. I ja o Tym doskonale wiem. – rzeczywiście tak było. Przy każdej kolacji w restauracji, czy jakimś wyjeździe nie mówił jej całej prawdy o cenie tych przyjemności, bo wiedział, że następnym razem na coś takiego by się nie zgodziła, a tak przynajmniej miał możliwość załapania u niej niezbędnych plusów, a co najważniejsze wiedział, że takimi wypadami do restauracji, czy poza miasto sprawiał jej przyjemność, nawet jeśli nie zdarzało się to często.
- Madzia, cena jest nieważna w tym momencie. Gdyby mnie nie było stać, to by nas tu nie było. To jak? Wysiadamy, czy chcesz sobie jeszcze trochę posiedzieć w samochodzie?
- Skoro już tu jesteśmy to żal byłoby nie skorzystać.
- Też tak myślę. – trzymając się za ręce weszli do środka pensjonatu pytając właścicielkę o wolny pokój. Ku ich zdziwieniu jedynymi gośćmi było jedno małżeństwo z dwójką dzieci, które zresztą od razu poznali. Porozmawiali jeszcze chwilę z właścicielką o szczegółach wynajmu miejsca, po czym poszli zobaczyć pokój. Niewielki, ale za to bardzo przytulny pokoik przypadł do gustu zwłaszcza Magdzie. Kilka minut później zeszli na dół, gdzie znajdowała się jadalnia i podawany był właśnie obiad. Obserwowali przy tym trochę siedzącą nieopodal rodzinę. Małżeństwo w ich wieku i dwójka małych dzieci. Chłopiec i dziewczynka. Wyglądali na bardzo szczęśliwą rodzinę. Zaraz po obiedzie Piotrek wyciągnął Magdę na spacer po okolicy. Pomysł z przyjazdem tu narodził się w jego głowie niespodziewanie, w momencie, w którym odjeżdżali ze Skorupki, co zresztą dało się zauważyć, ale przyjeżdżając tu miał nadzieję, że uda im się spokojnie porozmawiać i być może poukładać sobie jakoś najbliższe tygodnie.
- Skąd znasz to miejsce? – zapytała czując jego mocny uścisk zaciśnięty na jej dłoni
- Przejeżdżałem tędy kiedyś. Kilka kilometrów dalej miałem klientkę.
- Ładnie tu. Podoba mi się.
- Chciałem Cię tu zabrać jeszcze przed wyjazdem do Los Angeles, ale jakoś się nie złożyło.
- A teraz dlaczego mnie tu przywiozłeś? – zatrzymała się przed nim i chwyciła za obie dłonie – Z powodu Walentynek?
- Nie. Walentynki są dobre dla nastolatków. A ja nigdy zbytnio w nie wierzyłem.
- Więc dlaczego?
- Taki impuls.
- A kwiaty w kancelarii?
- One też nie miały nic wspólnego z Walentynkami. Po prostu chciałem Ci sprawić przyjemność.
- Udało Ci się. To był bardzo miły początek dnia.
- Skoro tak, to obiecuję Ci, że takich dni będzie więcej. A tak poważnie to… przywiozłem Cię tu, bo chciałem Cię przeprosić za tych ostatnich kilka tygodni. Wiem, że mogłaś poczuć, że coś się zaczyna między nami zmieniać.
- Nie o to chodzi. Lubię nie tylko wiedzieć, ale i czuć, że jesteś blisko.
- Jestem i to się nigdy nie zmieni, ale taką mamy pracę. Teraz ja więcej pracuję, ale za chwilę to Ty możesz mieć więcej spraw. Madzia, chyba nie masz wątpliwości, że jesteś dla mnie najważniejsza, hm? – zapytał przyciągając ją do siebie bliżej i obejmując w pasie
- Martwię się o Ciebie. Dużo pracujesz, biegasz, chodzisz na ściankę, a ja boję się, że coś Ci się stanie. Boję się, że nie mówisz mi prawdy. – spojrzała na niego z powaga i lekkim lękiem wypisanym na twarzy, któremu on teraz uważnie się przyglądał
- Nie musisz się martwić, bo wszystko jest w porządku. Przecież gdyby coś było nie tak, to po pierwsze ja bym Ci powiedział, a po drugie sama byś to zauważyła.
- No właśnie nie jestem tego pewna, bo ostatnio nie spędzamy razem tyle czasu co wcześniej.
- Zaufaj mi. Obiecałem Ci, że jeśli tylko gorzej się poczuję to Ci o tym powiem. I zrobię to, ale na razie nic takiego się nie dzieje. I mam nadzieję, że tak zostanie.
- Piotr… przepraszam, ale Twoja choroba, to co się wydarzyło… ja nie potrafię o tym zapomnieć. –spojrzała na niego wzrokiem przepełnionym łzami. Dopiero teraz dotarło do niego, że to całe jej niezadowoleni z tego, że tyle pracuje wzięło się nie tyle z jego braku czasu dla niej, a w znacznym stopniu z troski o niego i z leku przed tym co wydarzyło się kilka miesięcy temu przez jego chorobę. Nie chciał żeby płakała, ale wiedział, że w tym momencie jest to nieuniknione. Przytulił ją do siebie najczulej i najmocniej jak potrafił. Nie znał innego sposobu na to, żeby ją w tej chwili uspokoić. Nie chciał jej oszukiwać, że choroba już nie wróci, ale czuł, że ona tego właśnie od niego oczekuje, że uspokoi ją swoją pewnością co do tego, że z jego zdrowiem wszystko już będzie dobrze.
- Ciiii Madzia spokojnie. – tulił ją do siebie przez cały czas czując, że minie trochę czasu zanim trochę się uspokoi i przestanie płakać
- Boję się kolejnych miesięcy bez Ciebie.
- Ej kochanie co ty mówisz? – spojrzał na nią przerażony tym co powiedziała – Nie będzie już sama. Cokolwiek się będzie działo, nie zostawię Cię. Słyszysz? – nie odpowiedziała mu nic jedynie bardziej się w niego wtuliła. Czekał chwilę aż się trochę uspokoi, a kiedy już to nastąpiło to otarł jej mokre od łez policzki i patrząc w oczy chciał powiedzieć, coś co by ją przekonało co do tego, że rzeczywiście nigdy więcej już nie postąpi tak jak kilka miesięcy temu. – Kocham Cię, najbardziej na świecie i bardzo żałuję tego co wydarzyło się kilka miesięcy temu. Nigdy więcej tego nie zrobię, bo nie chce Cię już więcej skrzywdzić i nie chcę już więcej przeżyć żadnego dnia bez Ciebie, bo jest to cholernie trudne. I nie zrobię nic, co mogłoby spowodować nawrót choroby. Wierzysz mi?
- Wierzę, ale to nie zmienia faktu, że się o Ciebie martwię.
- To dobrze, bo to znaczy, że mnie kochasz. – chciał ją w jakiś sposób rozweselić i chyba nawet mu się to udało bo na jej usta wkradł się delikatny uśmiech – Nie przywiozłem Cię tu po to, żebyś płakała. Chodź, przejdziemy się trochę bo mi zmarzniesz dziewczyno.
- Przepraszam Cię. – spojrzała na niego nieśmiało wycierając chusteczką zapłakane oczy
- Nie szkodzi. Ja bardzo lubię, kiedy się do mnie przytulasz. Nie wiedziałem tylko, że masz jeszcze takie wątpliwości. I przyznaje, że trochę mnie to zaskoczyło.
- Staram się o tym zapomnieć, ale czasami się nie da. A w tym nie ma już Twojej winy dlatego nie wiem, czy kiedykolwiek się to zmieni.
- Wiesz, że się staram.
- Wiem i bardzo Ci za to dziękuję i ufam Ci, ale jednak nie o wszystkim da się zapomnieć.
- Wiem o tym i rozumiem i wcale nie oczekuję tego, że zapomnisz o tych kilku miesiącach mam tylko nadzieję, że nie będzie to miało zbyt dużego wpływu na nasze życie.
- Też mam taką nadzieję.– obejmując ją ramieniem ruszył przed siebie prowadząc ją w głąb lasu. Zmienili temat na bardziej swobodny i przyziemny, przy którym oboje nie musieli się niczego obawiać, jednak wyraźnie czuli, że przyjazd tutaj jest świetną okazją do tego, by porozmawiać na poważne tematy, o których każdy z nich rozmyślał do tej pory tylko w samotności. Piotr wiedział, że są też tematy, których na razie lepiej żeby nie poruszał. Zresztą kwestii zaręczyn czy ślubu nie miał jeszcze tak do końca przemyślanych, więc nie widział potrzeby w zaczynaniu rozmowy z Magdą na ten temat. Wiedział jednak, że tak właściwie to ich związek zatrzymał się w miejscu, a żeby trochę ruszyć do przodu, to powinni się na coś zdecydować, ale czy jemu wypada wychodzić z propozycjami jako pierwszemu? Chciał, żeby była pewna swoich decyzji. Nie chciał aby zgadzała się na jakąkolwiek jego propozycję nie będąc w stu procentach pewną swojej decyzji. Odeszli spory kawałek drogi coraz bardziej oddalając się od pensjonatu. Droga przez las zaprowadziła ich do stadniny koni, której chyba żadne z nich się nie spodziewało.
- Stadnina? – spojrzała zdziwiona na Piotra ciągnąc go za rękę w tamtą stronę
- Na to wygląda. Szkoda, że pora roku nie ta.
- Ale może są konie w środku?
- Z tym, że nie ma chyba nikogo kto mógłby nas tam wpuścić.
- Może to i dobrze bo i tak nie umiem jeździć konno.
- Zawsze można się nauczyć.
- W tym wieku?
- Hehe. To zabrzmiało okropnie.
- Oj nie obrażaj się. – uśmiechnęła się – Podobno faceci nie mają problemu z wiekiem.
- Bzdury. A co do koni, to myślę, że wrócimy do nich, gdy zrobi się cieplej.
- Nie ma mowy. Na żadnego konia nie wsiądę.
- Hehe. Ze mną też nie.
- Zwłaszcza z Tobą.
- Dlaczego?
- Po pierwsze zamęczysz konia, a po drugie zabijesz nie tylko siebie, ale i mnie.
- Ja nie mam zamiaru nikogo zamęczać, a już tym bardziej zabijać. Jeszcze nauczysz się jeździć konno. Ja Ci to mówię.
- A ja Ci mówię, że nie.
- Nie będę się kłócił, bo i tak wiem swoje. – jego słowa zabrzmiały bardzo stanowczo i pewnie, a Magda wiedziała, że prawdopodobnie będzie chciał ją do tego przekonać. Nie chciała go teraz bardziej do tego motywować i nakręcać, dlatego nic już nie odpowiedziała. W ciszy przeszli kawałek dalej. Spojrzała na swoją dłoń splecioną z jego dłonią i z uśmiechem przeniosła swój wzrok na jego, jak jej się w tej chwili wydawało zamyślona twarz.
-Piotr?
- Tak?
- Od jakiegoś czasu myślałam nad tym, czy nie byłoby dla nas lepiej i wygodniej teraz, kiedy masz tyle pracy, czy nie byłoby lepiej gdybyśmy zamieszkali razem. Co o tym myślisz?
-  Zaskoczyłaś mnie trochę. ..Też o tym myślałem, tylko nie chciałem na Ciebie naciskać.
- Mam przez to rozumieć, że z każdą decyzją będę musiała wychodzić pierwsza? Inicjatywa stoi po mojej stronie, tak?
- Nie zawsze, tego możesz być pewna.
- No ja mam nadzieję.
- Ja mam nadzieję, że teraz mamy to samo na myśli.
- Nie wiem, jak Ty, ale ja dobrze wiem, co mam na myśli.
- To się dobrze składa, bo ja też dobrze wiem, czego chcę. – słuchając go uważnie puściła jego rękę i odeszła kawałek do przodu nie chcąc by zobaczył ten uśmiech, który wraz z wypowiedzianymi przez niego słowami zagościł na jej twarzy
- To dobrze, ale co z tym mieszkaniem? – obróciła się w jego stronę i patrząc na niego czekała na odpowiedź. Ona rzuciła hasło, więc teraz to on powinien podjąć decyzję.
-To zależy, gdzie chcesz mieszkać? Ja chętnie znowu zajmę się szukaniem mieszkania.
- Myślałam raczej, że wprowadzisz się do mnie.
- A dlaczego nie Ty do mnie?
- Piotr, nie żartuj sobie. Ja mówię poważnie.
- Ja też. Madzia, mieszkanie na Polnej jest trochę większe. Będzie nam wygodniej.
- Jakoś wcześniej nie narzekałeś na brak miejsca. Zresztą tu nie ma w ogóle o czym mówić. Wynajmujesz mieszkanie od pani Natalii, a ja mam do spłacenia kredyt, wiec to chyba jest oczywiste, że szkoda by było żeby moje mieszkanie stało puste skoro i tak muszę je spłacić.
- Dużo Ci jeszcze zostało do spłacenia?
- Trochę. Zależy ile to dla Ciebie jest dużo. Ale nawet niech Ci nic nie przychodzi do głowy. – wyprzedziła słowami jego myśli. Domyślała się, że prawdopodobnie wymyśliłby coś, by jak najszybciej mogła spłacić kredyt, który ciążył na niej już od ładnych kilku lat.
- Dlaczego nie chcesz żebym Ci pomógł?
- Przerabialiśmy już ten temat przed Twoim wyjazdem. I nie rozumiem, dlaczego niby miałbyś spłacić mój kredyt.
- Niestety spłacić to bym nie dał rady, ale mógłbym Ci pomóc.
- Nie widzę takiej potrzeby.
- Ale ja widzę. Pozwól mi, sobie pomóc.
- Piotr, nie. Dlaczego tak Ci na tym zależy?
- Bo Cię kocham i chcę żebyśmy w końcu zaczęli razem układać sobie życie. A mieszkanie mogłoby być do tego pierwszym krokiem. Chyba mam rację?
- Tak, ale rozmawialiśmy już o tym kiedyś. Dobrze wiesz, że i tak nie stać nas na nowe mieszkanie. Może kiedyś.
- Kiedyś?
- Przecież nie będziemy wiecznie mieszkać na Wiejskiej.
- Widzę, że nie dasz się przekonać.
- Teraz na pewno nie. To co, kiedy przewieziesz swoje rzeczy?
- Kiedy tylko będzie nam pasowało.
- Oby jak najszybciej.– oboje zadowoleni i uśmiechnięci, trzymając się za ręce kontynuowali swój spacer jeszcze przez dobrą godzinę. Do pensjonatu wrócili akurat w porze kolacji. Wspólnie zdecydowali, że chętnie coś zjedzą, ale w wynajętym pokoju. Sami w ciszy i spokoju rozłożyli się na łóżku kładąc między sobą tace z jedzeniem. Na taka chwilę czekała od ładnych kilku dni. I akurat dzisiaj, kiedy się tego nie spodziewała zaskoczył ją w tak pozytywny sposób. A czy akurat sam fakt, że znalazł dla niej czas w Walentynki rzeczywiście nie miał tu żadnego znaczenia? Przyglądając mu się jak pochłania kolejne danie z zamówionej kolacji sama zaczęła się nad tym zastanawiać. Mówił, że nie wierzy w tego rodzaju święta, ale wierzyć jej się nie chciało, że tak po prostu na tego typu spędzenia wspólnego dnia wybrał sobie akurat ten dzień.
- O czym tak myślisz? – zapytał zauważając jej zamyślanie
- Naprawdę nie wierzysz w Walentynki?
- Podobno Ty też nie. Nigdy nie przywiązywałem do tego uwagi. Po co się dołować.
- Najpierw kwiaty, potem spacer, teraz kolacja… zastanawiam się co się za tym kryje. – uśmiechnął się do niej zalotnie
- I nie ma tu Twojego kota.
- Właśnie.
- Dawno nie mieliśmy tyle spokoju. W Warszawie ciągle się coś dzieje. I faktem jest, że nie mieliśmy ostatnio dla siebie wystarczająco dużo czasu. Głównie z mojego powodu, ale sama wiesz, że to nie tylko moja wina.
- Nie? A czyja? – spojrzała na niego zaskoczona, bo przecież to on ostatnio przyjmuje każdą sprawę zabierając w ten sposób ich wspólny, wolny czas
- Nie zauważyłaś, że jak tylko jesteśmy sami to od razu musi się wydarzyć coś pilnego? Jak nie dziewczyny, to Sebastian. Jak nie Sebastian to dzwoni Twoja mama. Ciągle ktoś nam przeszkadza. – mówił to odsuwając tacę z jedzeniem dzięki czemu mógł przybliżyć się do niej i pocałować
- Niczego takiego nie zauważyłam.
- Ale ja zauważyłem. Dlatego dzisiaj nikt nam nie będzie przeszkadzał.
- Mogłam się domyślić, że nie każesz mi wyłączyć telefony tak bez powodu. – mówiąc to uśmiechnęła się widząc jak z każdym jej słowem przybliża się do niej coraz bardziej nie kryjąc się ze swoimi konkretnymi zamiarami – Nie patrz tak na mnie.
- Jak?
- Jakbyśmy się nie kochali co najmniej przez rok.
- Te dwa tygodnie trwały dla mnie stanowczo za długo. – obrócił ją na plecy i opierając jedną rękę na łóżku a drugą trzymając już na jej udzie zaczął całować ją po szyi – Ale teraz, kiedy już się do Ciebie wprowadzę to nadrobimy zaległości.
- A co potem? – zapytała odsuwając jego twarz od siebie tak by móc spojrzeć w jego oczy


- Potem? Potem będziemy się kochać na bieżąco.
- Hehe. Zrobi się nudno. – zaśmiała się widząc jego pełne pożądania spojrzenie
- Ze mną? Nigdy w życiu. – nic więcej już jej tego wieczoru powiedzieć nie pozwolił. Z każdą kolejną upływającą sekunda jego pocałunki stawały się coraz bardziej namiętne i wprowadzały ją w odpowiedni nastrój. Cieszyła się z tego wyjazdu, ponieważ od bardzo dawna, tego dnia i tej nocy mogli cieszyć się tylko i wyłącznie sobą nie myśląc o nikim i niczym innym. Liczyli się tylko oni, a to co poza drzwiami ich dotychczasowej sypialni nie miało w tej chwili żadnego znaczenia. Miała Piotra dla siebie i mogła nadrobić choć trochę ten czas którego ostatnio jej nie poświęcał. Tym dniem, a właściwie to tą nocą zrehabilitował się jej w pełni i doskonale o tym wiedział. W jego pocałunkach i dotyku wyczuła, że nie tylko ona stęskniła się za nim, ale również on za nią. Nie miała nawet czasu na to, aby pomyśleć o tym, czy po powrocie do Warszawy wszystko przybierze taki sam obrót jak było dotychczas? Czy będą potrzebowali kolejnego takiego wyjazdu za miasto by znaleźć dla siebie czas?  Czy może będzie tak jak mówi Piotr, że wspólne mieszkanie ułatwi im kilka spraw? Teraz o tym nie myślała, bo miała go na wyciągnięcie ręki. Bo był, całował ją, tulił, kochał. Ale co będzie jutro?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz