Kilka minut przed piętnastą pożegnał się z Mariolą i
Wojtkiem i wcześniej zamówiona taksówką pojechał na Skorupki. Wysiadając z
windy usłyszał już, że w kancelarii znajduje się Jagoda. Trudno jej było nie
usłyszeć. W związku z tym domyślał się jaka panuje w środku atmosfera. Nie miał
pojęcia co ta dziewczyna robi, że tak na nią wszyscy reagują, ale prawda było,
że do łatwych osób nie należy. Wchodząc od sekretariatu usłyszał dyskusję
Jagody i Bartka. On chyba jako jedyny dawał jej się zawsze sprowokować i za
każdym razem mogła liczyć z jego strony na różnego rodzaje docinki. Podobno kto
się czubi ten się lubi, ale o tej dwójce raczej tego powiedzieć nie można.
Wszedł do sekretariatu witając się ponownie z milcząca Kasia szczerym
uśmiechem, następnie mijając Bartka i Jagodę podszedł do Magdy i złożył na jej
ustach delikatnego buziaka.
- Powtórka z rozrywki? – zapytał odsuwając się od
niej i wsłuchując się w rozmowę Rajewskiej i Bartka – Co tym razem? – spytał
Magdę na ucho nie chcąc narażać się tej dwójce
- Znęcanie się nad młodszymi.
- Aaaa.
- Ooo Piotrek, cześć. – zauważył go w końcu Bartek
kończąc niepotrzebną jego zdaniem dyskusję z młodszą koleżanką
- Cześć. – uścisnął mu dłoń witając się następnie z
Jagodą. W końcu tak wypadało – Cześć Jagoda. Słyszałem, że ktoś tu się nad Tobą
znęca?
- W szczególności on. – wskazała dość zdenerwowana w
kierunku Bartka
- On ma na imię Bartek i niestety jest Twoim
pracodawcą. – zwrócił jej delikatnie uwagę na stanowiska jakie oboje pełnia w
tej kancelarii uśmiechając się lekko, co nie uszło uwadze Magdy, która za
każdym razem, gdy Piotr spotykał się z Jagodą w ich kancelarii bacznie
obserwowała ich relacje
- Słuszna uwaga. Niestety. Na szczęście nie tylko on
nim jest. Może zamienilibyście się miejscami, co? – zwróciła na siebie uwagę
pozostałych, głównie Magdy, która domyśliła się o co dziewczynie tak naprawdę
chodzi. Widziała, że od jakiegoś już czasu Jagoda zawiesza oko na Piotrze i
wcale się z tym nie kryje, wręcz przeciwnie kokietuje go, a z Magdy obserwacji
wynikało, że Piotrowi wcale to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, flirtował z
nią.
- Yyy. Nie rozumiem?
- Chętnie
wymieniłabym Bartka za Ciebie.
- Nie wiesz
co mówisz. – wtrąciła szybko Magda, obejmując Piotra ręką w pasie – Pamiętaj,
że pozory czasami mylą. Możemy już iść? – zapytała Piotra patrząc na niego
uważnie. Domyślił się, że chyba jej się ta sytuacja nie spodobała. Wiedział, że
kiedy spotyka się z Jagodą robi się zazdrosna i podobało mu się to, ale jego
zdaniem nie miała, o co być zazdrosna. Z Magdy punktu widzenia wyglądało to
zupełnie inaczej. Nie chcąc dłużej przeciągać tego spotkania i dawać Magdzie
jakiekolwiek powody od zazdrości pomógł założyć jej płaszcz i żegnając się ze
wszystkimi opuścili wspólnie kancelarię.
- To gdzie
jedziemy? – zapytała będąc już w samochodzie i ruszając pomału
- Może do
mnie?
- Może być.
- Albo
wiesz co, zatrzymaj się. – zdziwiła się jednak wykonała jego polecenia zastanawiając
co dalej – Mogę poprowadzić? – zapytał wyswobadzając się z pasów
- Możesz,
ale po co?
- Albo
dobra, jedź, ale do siebie.
- Hehe.
Piotr zdecyduj się wreszcie… - rozbawiło ją jego niezdecydowanie, wyglądało na
to, że sam nie za bardzo wie, co robić
- Ok.
Przepraszam, jedź do siebie. – odpowiedział już znacznie spokojniej i
wyraźniej, pozwalając jej odjechać w stronę Wiejskiej, gdzie byli już
dwadzieścia minut później. Szybko wprowadził ją na górę i cierpliwie czekał aż
poradzi sobie z drzwiami.
- Chłopaku,
możesz mi powiedzieć, o co chodzi? – zapytała zaraz po wejściu do mieszkania
- Mogę, ale
po co? Proszę Cię, przebierz się tylko w coś normalnego.
- Co? –
spojrzała na niego zupełnie nie rozumiejąc jego zachowania
- Madzia,
zabieram Cię za miasto. Tyle musi Ci wystarczyć. – nie miała innego wyjścia,
musiała mu zaufać i tak też zrobiła. Przebrała się i już kilka minut później
jechali na Polną, gdzie Piotr zrzucił z siebie garnitur, a założył coś
swobodniejszego, by chwilę potem ruszyć w obrany przez niego cel.
- Co Ty
wymyśliłeś? – zapytała będąc już w samochodzie i patrząc na niego
- Nic czego
musiałabyś się bać. – odpowiedział jej z uśmiechem uważnie prowadząc samochód
- Ale gdzie
my jedziemy?
- Jak to
gdzie? Do lasu. Zawsze o tym marzyłem.
- O tym, żeby
zabrać mnie do lasu? – zdziwiła się jego odpowiedzią, nie wiedziała czy ma ją
brać na poważnie, czy o tylko tak
żartował
- Mhm.
- Jesteś
nienormalny.
- I co z
tego? Najważniejsze, że nadal ze mną jesteś. – zadowolony ze swojego pomysłu
chwycił jej dłoń i pocałował, po czym kładąc na swoim udzie przykrył swoją
dłonią i prowadził dalej nie odrywając wzroku z drogi.
Miejsce, w którym się znaleźli rzeczywiście mieściło
się w otoczeniu lasu, ale ku uciesze Magdy nie był to sam las. Zadbany,
niewielki pensjonat, z każdej strony otoczony lasem to było coś, czego Magda
raczej się nie spodziewała. Żałowała tylko, że pora roku nie była najlepsza.
Domyślała się, że wiosną, bądź latem to miejsce zyskuje jeszcze większego
uroku. Zatrzymał samochód przed bramą wjazdową i patrząc na nią czekał na jej
reakcję.
- Co to ma znaczyć? – zapytała poważnie, ale z
uśmiechem, nie ukrywając swojego zadowolenia
- Pomyślałem sobie, że skoro już oboje mamy wolne
popołudnie to fajniej byłoby je spędzić poza Warszawą. Będziemy mieli spokój,
nikt nie będzie nam przeszkadzał. O ile zgodzisz się wyłączyć na tych kilka
godzin telefon? – spojrzał na nią pytająco, z nadzieją, że przystanie na niego
propozycję, chociaż liczył się z tym, że co do telefonu to może nie spotkać się
to z optymizmem z jej strony
- Podoba mi się ten pomysł. Tylko, że ja jutro rano
muszę być w kancelarii, po za tym tu pewnie jest strasznie drogo.
-Czy ja za każdym razem muszę przekonywać Cię, że
wcale nie jest tak drogo jak Ci się wydaje?
- Za każdym razem mnie oszukujesz. I ja o Tym
doskonale wiem. – rzeczywiście tak było. Przy każdej kolacji w restauracji, czy
jakimś wyjeździe nie mówił jej całej prawdy o cenie tych przyjemności, bo
wiedział, że następnym razem na coś takiego by się nie zgodziła, a tak
przynajmniej miał możliwość załapania u niej niezbędnych plusów, a co
najważniejsze wiedział, że takimi wypadami do restauracji, czy poza miasto
sprawiał jej przyjemność, nawet jeśli nie zdarzało się to często.
- Madzia, cena jest nieważna w tym momencie. Gdyby
mnie nie było stać, to by nas tu nie było. To jak? Wysiadamy, czy chcesz sobie
jeszcze trochę posiedzieć w samochodzie?
- Skoro już tu jesteśmy to żal byłoby nie
skorzystać.
- Też tak myślę. – trzymając się za ręce weszli do
środka pensjonatu pytając właścicielkę o wolny pokój. Ku ich zdziwieniu
jedynymi gośćmi było jedno małżeństwo z dwójką dzieci, które zresztą od razu
poznali. Porozmawiali jeszcze chwilę z właścicielką o szczegółach wynajmu
miejsca, po czym poszli zobaczyć pokój. Niewielki, ale za to bardzo przytulny
pokoik przypadł do gustu zwłaszcza Magdzie. Kilka minut później zeszli na dół,
gdzie znajdowała się jadalnia i podawany był właśnie obiad. Obserwowali przy
tym trochę siedzącą nieopodal rodzinę. Małżeństwo w ich wieku i dwójka małych
dzieci. Chłopiec i dziewczynka. Wyglądali na bardzo szczęśliwą rodzinę. Zaraz
po obiedzie Piotrek wyciągnął Magdę na spacer po okolicy. Pomysł z przyjazdem
tu narodził się w jego głowie niespodziewanie, w momencie, w którym odjeżdżali
ze Skorupki, co zresztą dało się zauważyć, ale przyjeżdżając tu miał nadzieję,
że uda im się spokojnie porozmawiać i być może poukładać sobie jakoś najbliższe
tygodnie.
- Skąd znasz to miejsce? – zapytała czując jego
mocny uścisk zaciśnięty na jej dłoni
- Przejeżdżałem tędy kiedyś. Kilka kilometrów dalej
miałem klientkę.
- Ładnie tu. Podoba mi się.
- Chciałem Cię tu zabrać jeszcze przed wyjazdem do
Los Angeles, ale jakoś się nie złożyło.
- A teraz dlaczego mnie tu przywiozłeś? – zatrzymała
się przed nim i chwyciła za obie dłonie – Z powodu Walentynek?
- Nie. Walentynki są dobre dla nastolatków. A ja
nigdy zbytnio w nie wierzyłem.
- Więc dlaczego?
- Taki impuls.
- A kwiaty w kancelarii?
- One też nie miały nic wspólnego z Walentynkami. Po
prostu chciałem Ci sprawić przyjemność.
- Udało Ci się. To był bardzo miły początek dnia.
- Skoro tak, to obiecuję Ci, że takich dni będzie
więcej. A tak poważnie to… przywiozłem Cię tu, bo chciałem Cię przeprosić za
tych ostatnich kilka tygodni. Wiem, że mogłaś poczuć, że coś się zaczyna między
nami zmieniać.
- Nie o to chodzi. Lubię nie tylko wiedzieć, ale i
czuć, że jesteś blisko.
- Jestem i to się nigdy nie zmieni, ale taką mamy
pracę. Teraz ja więcej pracuję, ale za chwilę to Ty możesz mieć więcej spraw.
Madzia, chyba nie masz wątpliwości, że jesteś dla mnie najważniejsza, hm? –
zapytał przyciągając ją do siebie bliżej i obejmując w pasie
- Martwię się o Ciebie. Dużo pracujesz, biegasz,
chodzisz na ściankę, a ja boję się, że coś Ci się stanie. Boję się, że nie
mówisz mi prawdy. – spojrzała na niego z powaga i lekkim lękiem wypisanym na
twarzy, któremu on teraz uważnie się przyglądał
- Nie musisz się martwić, bo wszystko jest w
porządku. Przecież gdyby coś było nie tak, to po pierwsze ja bym Ci powiedział,
a po drugie sama byś to zauważyła.
- No właśnie nie jestem tego pewna, bo ostatnio nie
spędzamy razem tyle czasu co wcześniej.
- Zaufaj mi. Obiecałem Ci, że jeśli tylko gorzej się
poczuję to Ci o tym powiem. I zrobię to, ale na razie nic takiego się nie
dzieje. I mam nadzieję, że tak zostanie.
- Piotr… przepraszam, ale Twoja choroba, to co się
wydarzyło… ja nie potrafię o tym zapomnieć. –spojrzała na niego wzrokiem
przepełnionym łzami. Dopiero teraz dotarło do niego, że to całe jej
niezadowoleni z tego, że tyle pracuje wzięło się nie tyle z jego braku czasu
dla niej, a w znacznym stopniu z troski o niego i z leku przed tym co wydarzyło
się kilka miesięcy temu przez jego chorobę. Nie chciał żeby płakała, ale
wiedział, że w tym momencie jest to nieuniknione. Przytulił ją do siebie
najczulej i najmocniej jak potrafił. Nie znał innego sposobu na to, żeby ją w
tej chwili uspokoić. Nie chciał jej oszukiwać, że choroba już nie wróci, ale
czuł, że ona tego właśnie od niego oczekuje, że uspokoi ją swoją pewnością co
do tego, że z jego zdrowiem wszystko już będzie dobrze.
- Ciiii Madzia spokojnie. – tulił ją do siebie przez
cały czas czując, że minie trochę czasu zanim trochę się uspokoi i przestanie
płakać
- Boję się kolejnych miesięcy bez Ciebie.
- Ej kochanie co ty mówisz? – spojrzał na nią
przerażony tym co powiedziała – Nie będzie już sama. Cokolwiek się będzie
działo, nie zostawię Cię. Słyszysz? – nie odpowiedziała mu nic jedynie bardziej
się w niego wtuliła. Czekał chwilę aż się trochę uspokoi, a kiedy już to
nastąpiło to otarł jej mokre od łez policzki i patrząc w oczy chciał
powiedzieć, coś co by ją przekonało co do tego, że rzeczywiście nigdy więcej
już nie postąpi tak jak kilka miesięcy temu. – Kocham Cię, najbardziej na
świecie i bardzo żałuję tego co wydarzyło się kilka miesięcy temu. Nigdy więcej
tego nie zrobię, bo nie chce Cię już więcej skrzywdzić i nie chcę już więcej
przeżyć żadnego dnia bez Ciebie, bo jest to cholernie trudne. I nie zrobię nic,
co mogłoby spowodować nawrót choroby. Wierzysz mi?
- Wierzę, ale to nie zmienia faktu, że się o Ciebie
martwię.
- To dobrze, bo to znaczy, że mnie kochasz. – chciał
ją w jakiś sposób rozweselić i chyba nawet mu się to udało bo na jej usta
wkradł się delikatny uśmiech – Nie przywiozłem Cię tu po to, żebyś płakała.
Chodź, przejdziemy się trochę bo mi zmarzniesz dziewczyno.
- Przepraszam Cię. – spojrzała na niego nieśmiało
wycierając chusteczką zapłakane oczy
- Nie szkodzi. Ja bardzo lubię, kiedy się do mnie
przytulasz. Nie wiedziałem tylko, że masz jeszcze takie wątpliwości. I
przyznaje, że trochę mnie to zaskoczyło.
- Staram
się o tym zapomnieć, ale czasami się nie da. A w tym nie ma już Twojej winy
dlatego nie wiem, czy kiedykolwiek się to zmieni.
- Wiesz, że
się staram.
- Wiem i
bardzo Ci za to dziękuję i ufam Ci, ale jednak nie o wszystkim da się
zapomnieć.
- Wiem o
tym i rozumiem i wcale nie oczekuję tego, że zapomnisz o tych kilku miesiącach
mam tylko nadzieję, że nie będzie to miało zbyt dużego wpływu na nasze życie.
- Też mam
taką nadzieję.– obejmując
ją ramieniem ruszył przed siebie prowadząc ją w głąb lasu. Zmienili temat na
bardziej swobodny i przyziemny, przy którym oboje nie musieli się niczego
obawiać, jednak wyraźnie czuli, że przyjazd tutaj jest świetną okazją do tego,
by porozmawiać na poważne tematy, o których każdy z nich rozmyślał do tej pory tylko
w samotności. Piotr wiedział, że są też tematy, których na razie lepiej żeby
nie poruszał. Zresztą kwestii zaręczyn czy ślubu nie miał jeszcze tak do końca
przemyślanych, więc nie widział potrzeby w zaczynaniu rozmowy z Magdą na ten
temat. Wiedział jednak, że tak właściwie to ich związek zatrzymał się w
miejscu, a żeby trochę ruszyć do przodu, to powinni się na coś zdecydować, ale
czy jemu wypada wychodzić z propozycjami jako pierwszemu? Chciał, żeby była
pewna swoich decyzji. Nie chciał aby zgadzała się na jakąkolwiek jego
propozycję nie będąc w stu procentach pewną swojej decyzji. Odeszli spory
kawałek drogi coraz bardziej oddalając się od pensjonatu. Droga przez las
zaprowadziła ich do stadniny koni, której chyba żadne z nich się nie
spodziewało.
- Stadnina? – spojrzała zdziwiona na Piotra ciągnąc
go za rękę w tamtą stronę
- Na to wygląda. Szkoda, że pora roku nie ta.
- Ale może są konie w środku?
- Z tym, że nie ma chyba nikogo kto mógłby nas tam
wpuścić.
- Może to i dobrze bo i tak nie umiem jeździć konno.
- Zawsze można się nauczyć.
- W tym wieku?
- Hehe. To zabrzmiało okropnie.
- Oj nie obrażaj się. – uśmiechnęła się – Podobno
faceci nie mają problemu z wiekiem.
- Bzdury. A co do koni, to myślę, że wrócimy do
nich, gdy zrobi się cieplej.
- Nie ma mowy. Na żadnego konia nie wsiądę.
- Hehe. Ze mną też nie.
- Zwłaszcza z Tobą.
- Dlaczego?
- Po pierwsze zamęczysz konia, a po drugie zabijesz
nie tylko siebie, ale i mnie.
- Ja nie mam zamiaru nikogo zamęczać, a już tym
bardziej zabijać. Jeszcze nauczysz się jeździć konno. Ja Ci to mówię.
- A ja Ci mówię, że nie.
- Nie będę się kłócił, bo i tak wiem swoje. – jego
słowa zabrzmiały bardzo stanowczo i pewnie, a Magda wiedziała, że
prawdopodobnie będzie chciał ją do tego przekonać. Nie chciała go teraz bardziej
do tego motywować i nakręcać, dlatego nic już nie odpowiedziała. W ciszy
przeszli kawałek dalej. Spojrzała na swoją dłoń splecioną z jego dłonią i z
uśmiechem przeniosła swój wzrok na jego, jak jej się w tej chwili wydawało
zamyślona twarz.
-Piotr?
- Tak?
- Od jakiegoś czasu myślałam nad tym, czy nie byłoby
dla nas lepiej i wygodniej teraz, kiedy masz tyle pracy, czy nie byłoby lepiej
gdybyśmy zamieszkali razem. Co o tym myślisz?
- Zaskoczyłaś
mnie trochę. ..Też o tym myślałem, tylko nie chciałem na Ciebie naciskać.
- Mam przez to rozumieć, że z każdą decyzją będę
musiała wychodzić pierwsza? Inicjatywa stoi po mojej stronie, tak?
- Nie
zawsze, tego możesz być pewna.
- No ja mam
nadzieję.
- Ja mam
nadzieję, że teraz mamy to samo na myśli.
- Nie wiem,
jak Ty, ale ja dobrze wiem, co mam na myśli.
- To się
dobrze składa, bo ja też dobrze wiem, czego chcę. – słuchając go uważnie
puściła jego rękę i odeszła kawałek do przodu nie chcąc by zobaczył ten
uśmiech, który wraz z wypowiedzianymi przez niego słowami zagościł na jej
twarzy
- To
dobrze, ale co z tym mieszkaniem? – obróciła się w jego stronę i patrząc na
niego czekała na odpowiedź. Ona rzuciła hasło, więc teraz to on powinien podjąć
decyzję.
-To zależy,
gdzie chcesz mieszkać? Ja chętnie znowu zajmę się szukaniem mieszkania.
- Myślałam
raczej, że wprowadzisz się do mnie.
- A
dlaczego nie Ty do mnie?
- Piotr,
nie żartuj sobie. Ja mówię poważnie.
- Ja też.
Madzia, mieszkanie na Polnej jest trochę większe. Będzie nam wygodniej.
- Jakoś
wcześniej nie narzekałeś na brak miejsca. Zresztą tu nie ma w ogóle o czym
mówić. Wynajmujesz mieszkanie od pani Natalii, a ja mam do spłacenia kredyt,
wiec to chyba jest oczywiste, że szkoda by było żeby moje mieszkanie stało
puste skoro i tak muszę je spłacić.
- Dużo Ci jeszcze zostało do spłacenia?
- Trochę. Zależy ile to dla Ciebie jest dużo. Ale
nawet niech Ci nic nie przychodzi do głowy. – wyprzedziła słowami jego myśli.
Domyślała się, że prawdopodobnie wymyśliłby coś, by jak najszybciej mogła
spłacić kredyt, który ciążył na niej już od ładnych kilku lat.
- Dlaczego nie chcesz żebym Ci pomógł?
- Przerabialiśmy już ten temat przed Twoim wyjazdem.
I nie rozumiem, dlaczego niby miałbyś spłacić mój kredyt.
- Niestety spłacić to bym nie dał rady, ale mógłbym
Ci pomóc.
- Nie widzę takiej potrzeby.
- Ale ja widzę. Pozwól mi, sobie pomóc.
- Piotr, nie. Dlaczego tak Ci na tym zależy?
- Bo Cię kocham i chcę żebyśmy w końcu zaczęli razem
układać sobie życie. A mieszkanie mogłoby być do tego pierwszym krokiem. Chyba
mam rację?
- Tak, ale rozmawialiśmy już o tym kiedyś. Dobrze
wiesz, że i tak nie stać nas na nowe mieszkanie. Może kiedyś.
- Kiedyś?
- Przecież nie będziemy wiecznie mieszkać na
Wiejskiej.
- Widzę, że nie dasz się przekonać.
- Teraz na pewno nie. To co, kiedy przewieziesz
swoje rzeczy?
- Kiedy tylko będzie nam pasowało.
- Oby jak najszybciej.– oboje zadowoleni i
uśmiechnięci, trzymając się za ręce kontynuowali swój spacer jeszcze przez
dobrą godzinę. Do pensjonatu wrócili akurat w porze kolacji. Wspólnie
zdecydowali, że chętnie coś zjedzą, ale w wynajętym pokoju. Sami w ciszy i
spokoju rozłożyli się na łóżku kładąc między sobą tace z jedzeniem. Na taka
chwilę czekała od ładnych kilku dni. I akurat dzisiaj, kiedy się tego nie
spodziewała zaskoczył ją w tak pozytywny sposób. A czy akurat sam fakt, że
znalazł dla niej czas w Walentynki rzeczywiście nie miał tu żadnego znaczenia?
Przyglądając mu się jak pochłania kolejne danie z zamówionej kolacji sama
zaczęła się nad tym zastanawiać. Mówił, że nie wierzy w tego rodzaju święta,
ale wierzyć jej się nie chciało, że tak po prostu na tego typu spędzenia
wspólnego dnia wybrał sobie akurat ten dzień.
- O czym tak myślisz? – zapytał zauważając jej
zamyślanie
- Naprawdę nie wierzysz w Walentynki?
- Podobno Ty też nie. Nigdy nie przywiązywałem do
tego uwagi. Po co się dołować.
- Najpierw kwiaty, potem spacer, teraz kolacja…
zastanawiam się co się za tym kryje. – uśmiechnął się do niej zalotnie
- I nie ma tu Twojego kota.
- Właśnie.
- Dawno nie mieliśmy tyle spokoju. W Warszawie
ciągle się coś dzieje. I faktem jest, że nie mieliśmy ostatnio dla siebie
wystarczająco dużo czasu. Głównie z mojego powodu, ale sama wiesz, że to nie
tylko moja wina.
- Nie? A czyja? – spojrzała na niego zaskoczona, bo
przecież to on ostatnio przyjmuje każdą sprawę zabierając w ten sposób ich
wspólny, wolny czas
- Nie zauważyłaś, że jak tylko jesteśmy sami to od
razu musi się wydarzyć coś pilnego? Jak nie dziewczyny, to Sebastian. Jak nie
Sebastian to dzwoni Twoja mama. Ciągle ktoś nam przeszkadza. – mówił to odsuwając
tacę z jedzeniem dzięki czemu mógł przybliżyć się do niej i pocałować
- Niczego takiego nie zauważyłam.
- Ale ja zauważyłem. Dlatego dzisiaj nikt nam nie
będzie przeszkadzał.
- Mogłam się domyślić, że nie każesz mi wyłączyć
telefony tak bez powodu. – mówiąc to uśmiechnęła się widząc jak z każdym jej
słowem przybliża się do niej coraz bardziej nie kryjąc się ze swoimi
konkretnymi zamiarami – Nie patrz tak na mnie.
- Jak?
- Jakbyśmy się nie kochali co najmniej przez rok.
- Te dwa tygodnie trwały dla mnie stanowczo za
długo. – obrócił ją na plecy i opierając jedną rękę na łóżku a drugą trzymając
już na jej udzie zaczął całować ją po szyi – Ale teraz, kiedy już się do Ciebie
wprowadzę to nadrobimy zaległości.
- A co
potem? – zapytała odsuwając jego twarz od siebie tak by móc spojrzeć w jego
oczy
- Potem?
Potem będziemy się kochać na bieżąco.
- Hehe.
Zrobi się nudno. – zaśmiała się widząc jego pełne pożądania spojrzenie
- Ze mną? Nigdy w życiu. – nic więcej już jej tego
wieczoru powiedzieć nie pozwolił. Z każdą kolejną upływającą sekunda jego
pocałunki stawały się coraz bardziej namiętne i wprowadzały ją w odpowiedni
nastrój. Cieszyła się z tego wyjazdu, ponieważ od bardzo dawna, tego dnia i tej
nocy mogli cieszyć się tylko i wyłącznie sobą nie myśląc o nikim i niczym
innym. Liczyli się tylko oni, a to co poza drzwiami ich dotychczasowej sypialni
nie miało w tej chwili żadnego znaczenia. Miała Piotra dla siebie i mogła
nadrobić choć trochę ten czas którego ostatnio jej nie poświęcał. Tym dniem, a
właściwie to tą nocą zrehabilitował się jej w pełni i doskonale o tym wiedział.
W jego pocałunkach i dotyku wyczuła, że nie tylko ona stęskniła się za nim, ale
również on za nią. Nie miała nawet czasu na to, aby pomyśleć o tym, czy po
powrocie do Warszawy wszystko przybierze taki sam obrót jak było dotychczas?
Czy będą potrzebowali kolejnego takiego wyjazdu za miasto by znaleźć dla siebie
czas? Czy może będzie tak jak mówi
Piotr, że wspólne mieszkanie ułatwi im kilka spraw? Teraz o tym nie myślała, bo
miała go na wyciągnięcie ręki. Bo był, całował ją, tulił, kochał. Ale co będzie
jutro?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz