TO JUŻ JEST KONIEC...

Część 7

Zaraz po jego wyjściu wzięła szybki prysznic i położyła się w sypialni. Znowu poczuła zmęczenie, ale przypomniała sobie, że miała zadzwonić jeszcze do matki Teresy z Olsztyna. Sięgnęła po komórkę i wybrała numer czekając aż odbierze.
- Cześć mamuś. To ja.
- Nie wierze. Dwa telefony w ciągu jednego dnia. Kochanie zaskakujesz mnie.
- To chyba dobrze, nie? – zaśmiała się z tonu głosu matki
- To zależy, co jest tego powodem.
- Rozmawiałam z Piotrem i postanowiliśmy zostać na święta w Warszawie, bo Piotr nie chce jechać do swoich rodziców, z kolei u was nie czułby się najlepiej a ja nie chce go zostawić samego na Wigilię.
- No dobrze, ale to może chociaż przyjedziecie w środę?
- Przyjedziemy o ile to nie będzie kłopot.
- Jakby miał to być kłopot to bym przecież nie zapraszała, prawda?
- No nie wiem, czy nie. Mamo wiesz, że nie chciałabym żeby zrobiło się niemiło.
- Wiem, i nie martw się.
- No dobrze. To widzimy się w środę. Pa.
- Pa córeczko, pa.
Rozłączyła połączenie i spojrzała na leżącego obok niej kota. Pogłaskała pupila zaczynając z nim rozmowę.
- I co Maniuś, jak myślisz, będziemy mieli spokój w święta, czy nie? Piotr przecież się bardzo stara, ale chyba nie wszyscy to rozumieją. Na szczęście Ty się cieszysz z powrotu Piotra, prawda? – kot jedynie miauknął, dając jej znak, że się cieszy. – Miał dać znać jak wróci do domu i co. Może z tym pubie to wcale nie żartował. Hm? Sprawdzimy, co, już dawno powinien dojść do domu. – ponownie wzięła komórkę do ręki i wystukała szybko kilka słów do Korzeckiego.

„No i co chłopaku, gdzie Ty się tak długo podziewasz? Pewnie siedzisz jednak w tym pubie. Przyznaj się.”

Wysłała wiadomość a na odpowiedź nie musiała długo czekać.

„A jednak zwątpiłaś. Dobra przyznaje się bez bicia. Tak jakoś przez przypadek przechodziłem obok jednej takiej knajpki i tak jakoś wyszło.”

Uśmiechnęła się czytając to. Wiedziała, że sobie żartuje, ale była ciekawa czy jest już w domu, czy jeszcze z jakiegoś powodu nie dotarł.

„Zasypiam tu czekając aż napiszesz, że dotarłeś do domu, ale się doczekać nie mogę.”

- Widzisz Maniek jak to jest. Wypuścisz faceta w miasto to do domu od razu nie dotrze.

„Właśnie jestem pod kamienicą, więc spokojnie możesz zasnąć. Dotarłem cały i zdrowy.”

„ To dobrze, chociaż coś długo Ci to zajęło. Muszę o tym pomyśleć.”

„ Nie masz o czym. Grzecznie wróciłem prosto do domu. Kocham Cię.”

„ Ja ciebie też. Dobranoc chłopaku.”

„Dobranoc, szkoda tyko, że bez Ciebie”

Znowu się uśmiechnęła. Tego właśnie między innymi jej brakowało w trakcie jego nieobecności. Takich zwykłych wymian zdań, w których dawał jej do zrozumienia jak bardzo ją kocha. Zamknęła klapkę od telefonu nie odpisując już nic. Spojrzała jeszcze tylko na ich wspólne zdjęcie stojące u wezgłowia łóżka, po czym gasząc światło położyła się spać. Piotr po krótkiej wymianie wiadomości z Magdą zajął się pracą, ale nie za bardzo mu to szło, więc wymienił dokumentacje kancelarii na magazyn motocyklowy. Już od jakiegoś czasu zastanawiał się nad kupnem nowego modelu, ale teraz obawia się jak na ten pomysł zareaguje Magda. Sam doskonale wiedział, że w jego przypadku jazda na motorze może stwarzać dodatkowe zagrożenie i nie sprzyjać jeszcze jego organizmowi. W dodatku teraz mają zimę więc tym bardziej był przekonany, że Magda będzie przeciwna. Doszedł do wniosku, że najlepiej będzie jeśli


 w niedługim czasie uprzedzi ją o swojej decyzji, co do zakupu nowej maszyny gdy tylko pojawi się wiosna. Zaczął obawiać się trochę jutrzejszego spotkania z profesorem. Miał do niego kilka pytań, ale nie był do końca przekonany, czy obecność Magdy jest w tym spotkaniu dobrym rozwiązaniem i czy będzie potrafił rozmawiać z profesorem o swojej chorobie tak samo swobodnie jak to robił będąc z nim na osobności, ale z drugiej strony wiedział, że dla Magdy jest to bardzo ważne, żeby wiedzieć o jego stanie zdrowia wszystko, sam zresztą uważał, że należy jej się to. Zmęczony tymi myślami zasnął kilka minut po północy. Magda obudziła się o odpowiedniej godzinie by spokojnie wyszykować się do pracy i już o 8.30 była w kancelarii. Zajęta dokumentami nie wiedziała, że czas dzisiejszego dnia tak szybko jej ucieka. Skończyła wypełniać dokumenty i odruchowo spojrzała na zegarek, który wskazywał 9.20. Pomału musiała zacząć się zbierać. Oddała wypełnioną teczkę Marcie i udała się w kierunku gabinetu Wiktora poinformować go, że wychodzi na jakieś dwie godziny.
- Proszę. – usłyszała głos wspólnika zza drzwi.
- Cześć Wiktor, ja tylko na chwilę.
- Wejdź proszę.
- Chciałam Ci tylko powiedzieć, że jeśli to nie problem to ja chciałabym wyjść teraz tak na dwie godziny.
- Jasne nie ma problemu, a coś się stało?
- Nie, po prostu Piotr robił badania i ma dzisiaj wyniki, chciałam iść z nim, sam rozumiesz.
- No tak. Śmiało możesz iść. Na pewno wszystko z nim w porządku.
- Piotr tez tak mówi, ale wole sama to sprawdzić.
- Ale wrócisz jeszcze do kancelarii?
- Tak, muszę. O 12.30 mam klienta.
- A to i tak się możemy już dzisiaj nie spotkać, bo ja mam na 13 rozprawę.
- Aaa no chyba, że tak. W takim razie do jutra. – już miała wychodzić, ale Wiktor ja jeszcze zatrzymał
- Magda, a co z jutrzejszym wieczorem? Mam nadzieje, że przyjdziecie?
- Z przyjemnością. – uśmiechnęła się do niego – Pa. – wyszła z gabinetu nie czekając na jego reakcje.
Ubrała się szybko i zabierając z gabinetu torebkę uprzedziła Martę, że wychodzi i już po chwili jechała na Polna. Droga zajęła jej kilka dobrych minut, z powodu


sporych jak na tę godzinę korków. Zatrzymała samochód i wyciągnęła komórkę by zadzwonić do Korzeckiego.
- Korzecki słuchał.
- Cześć Piotruś, to ja.
- A, przepraszam nie spojrzałem na wyświetlacz.
- Nic nie szkodzi. Jestem już na dole, możesz zejść.
- No dobra, to poczekaj chwilkę, już schodzę. – rozłączył szybko połączenia, nawet nie czekał na jej odpowiedź. Wydało jej się to podejrzane, bo przecież nie możliwe żeby się tak spieszył. Spojrzała na zegarek. Była nawet przed czasem, bo nie było jeszcze 10. Czekając na niego zaczęła obserwować stojących przy drzwiach wejściowych do kamienicy w której mieszka Piotr dwóch chłopaków w wieku jak na jej oko dwudziestu lat.Po chwili ujrzała przy nich postać Piotra. Z tego co udało jej się wyczytać z ust warg wyglądało na to, że przywitali się z nim. Nie odniosła by takiego wrażenia gdyby nie to, że Piotr wychodząc z klatki obrócił się w ich stronę, a w innej sytuacji zapewne by ich nawet nie zauważył. Chwilę później siedział już w samochodzie.
- Cześć. – nachylił się w jej stronę witając się delikatnym pocałunkiem
- Mhm. Cześć. Piotruś co oni do Ciebie mówili? – zapytała wskazując delikatnie głową w stronę chłopaków
- Chłopacy?
- Tak.
- Przywitali się, a dlaczego pytasz? – spojrzał najpierw na chłopaków, a potem na Magdę zaniepokojony trochę jej pytaniem
- Nic, tak tylko. – odpowiedziała odpalając silnik samochodu i ruszając sprzed kamienicy
- Zaczepiali Cię? – spytał całkiem poważnie
- Nie, skąd. Tak tylko pytam, bo tak stoją przy tych drzwiach, strach byłoby koło nich przejść.
- Nieee, ich to akurat nie trzeba się bać. Są w porządku, nie masz powodów do obaw.
- Mimo to chyba jednak wolałabym się o tym nie upewniać. Oni nie mają nic do roboty?
- Hehe. Madzia nie wiem. Ale co oni Cię tak interesują?
- Chcę wiedzieć na kogo mam uważać, idąc do Ciebie.
- Przecież widziałaś już ich nie raz.
- Tak, ale teraz wydają się trochę więksi.
- Więksi? Oni mają po dziewiętnaście i dwadzieścia lat, a z tego, co wiem to w tym wieku już się nie rośnie.
- Bardzo śmieszne, wiesz.
- Dobrze już przestaje. A jak tam w kancelarii? Nie miałaś problemu żeby się wyrwać?
- Nie. Wiktor nie widział nic przeciwko, a właśnie, powiedziałam mu, że przyjdziemy jutro do nich.
- Dobrze. Nie będziemy się nudzić.
- Na to wygląda, ale to chyba dobrze. Sam chciałeś się z nimi wszystkimi spotkać.
- Pewnie, że dobrze. Wiesz gdzie masz jechać?
- No właśnie nie bardzo. – spojrzała na niego odrywając na chwilę wzrok od drogi
- Puławską na Indiry Gandhi.
- Trochę nam to zajmie czasu. A z Mariolką i Wojtkiem, na którą się umówiłeś?
- Na 17. Wyrobisz się?
- Tak, myślę, że tak. Mam tylko tego jednego klienta dzisiaj, więc nie powinno być problemu.
- Ok. Skręć na światłach w prawo. Pojedziemy inną drogą, będzie szybciej. – wykonała jego polecenie zdając się na niego. Wiedziała jak dojechać do na Indiry Gandhi, ale ta droga, która chciała jechać rzeczywiście była dość długa, a skoro Piotr znał lepszą, to czemu miała go nie posłuchać. W kancelarii Waligóry po wyjściu Magdy jeszcze przez chwilę panował spokój, jednak gdy tylko na horyzoncie pojawił się Bartek harmonia dnia  została zburzona. Wparował do sekretariatu w podłym nastroju,  co w ostatnim czasie nie zdarzało mu się już tak często.
- Pani Marto Magda jest u siebie? – zapytał podchodząc do sekretarki
- Nie. Magda wyszła, musiała coś załatwić na mieście.
- Ale wróci?
- Tak. O 12.30 ma klienta.
- W takim razie jak się pojawi niech jej pani powie, żeby do mnie natychmiast przyszła.
- Dobrze przekaże.
- Pani Marto ja wychodzę do sądu i już mnie dzisiaj nie będzie. – ze swojego gabinetu wyłonił się Wiktor
- Dobrze.
- O Wiktor dobrze, że Cię widzę. – podszedł do kolegi
- O co chodzi?
- Wiesz, gdzie podziewa się nasza Magdunia?
- No może i wiem, a dlaczego pytasz?
- Bo mam do niej bardzo ważną sprawę, a ona niby wróciła do pracy, a ciężko ja tu zastać.
- Bo pracuje.
- Czyli jest w sądzie?
- Nie. Miała ważną sprawę na mieście, ale wróci jeszcze dzisiaj do kancelarii, więc jeśli coś od niej chcesz to będziesz miał okazję.
- Ale, Bartek o co tobie właściwie chodzi?
- Nie ważne. Potrzebuje Magdę.
- Ty zwariowałeś. Może powinieneś odpocząć, co?
- Wiktor, ale ja świetnie sobie radzę, muszę z nią tylko pilnie porozmawiać.
- Wydaje mi się, że jeszcze pilniej to Ty powinieneś porozmawiać z Agatą, ale to Twoje sprawy. W każdym bądź razie Magda będzie jeszcze dzisiaj w kancelarii. Ja idę do sądu. Trzymaj się.
- Widzi pani? – odwrócił się z niezadowoloną miną w stronę Marty – Zupełnie mnie olał.
- Ale Magda naprawdę wróci jeszcze dzisiaj do kancelarii.
- Nie mam innego wyjścia, muszę poczekać. Będę u siebie. – oddalił się w stronę swojego gabinetu z zamiarem czekania na Magdę. 
Srebrne Suzuki stało już od kilku minut pod Instytutem Hematologii i Transfuzjologii. Magda z Piotrem czekali na korytarzu na jednym z pięter.
- Usiądź sobie, nie wiadomo jak długo będziemy czekać. – wskazał jej na jedno wolne krzesło stojące pod ścianą. Spojrzała na niego i usiadła na krześle, uśmiechnął się do niej lekko jednak jego wzrok skierował się zaraz na przechodząca obok pielęgniarkę, która dwa dni wcześniej przeprowadzała jego badania. – Przepraszam ja do profesora Hellmanna, mogłaby mi pani powiedzieć…
- Pan po wyniki badań, dobrze pamiętam? – przerwała mu z uśmiechem kojarząc jego twarz
- Tak, zgadza się.
- Niech pan chwilkę poczeka, profesor za moment do pana przyjdzie, pilny przypadek.
- Dobrze, dziękuje. – podziękował pielęgniarce za informację i z powrotem spojrzał na Magdę podchodząc do niej. Ukucnął przy jej krześle, łapiąc za rękę.
- Nie denerwuj się.
- Nie denerwuję się. – spojrzała na niego wymownie, ale z uśmiechem. – No może trochę. – Już chciała coś powiedzieć, ale przerwała jej w tym kobieta, która wyszła z jednej z sal znajdujących się na korytarzu. Domyślili się, że musiało spotkać ją coś przykrego, ponieważ od razu gdy wyszła z sali zaczęła płakać, chwilę potem znalazł się przy niej jakiś mężczyzna, który przytulił płaczącą kobietę do siebie. Magda z Piotrem spojrzeli na siebie. W tym momencie zobaczył w jej oczach przerażenie. Przysunął się bliżej niej mocno ściskając za rękę. – Nie patrz tam.
- Myślisz, że… - nie dokończyła tego, o co chciała zapytać.
- Tutaj każdego dnia ktoś umiera. Wygląda na to, że poczekamy trochę dłużej. – domyślił się, że kobieta która tak przeraźliwie płakała teraz na korytarze właśnie straciła kogoś ważnego dla siebie i, że prawdopodobnie profesor znajduje się właśnie w tej sali. Spędził tu kilka dni i zdążył zorientować się jak wygląda  leczenie w tym instytucie. Czekali jeszcze ponad pół godziny, aż w końcu profesor zjawił się na korytarzu przed swoim gabinetem.
- Panie profesorze? – Piotr zerwał się z miejsca widząc lekarza wchodzącego do swojego gabinetu. Mężczyzna słysząc wołanie odwrócił się w stronę Piotra
- A panie Piotrze, witam. – uścisnął mu dłoń. –Widzę, że dzisiaj nie sam. Zapraszam państwa do siebie. Dzień dobry pani. – uśmiechnął się do Magdy i podał jej dłoń, po czym zaprosił ich do siebie. – Przepraszam, że musieliście tak długo czekać, ale nagły przypadek. Tutaj nigdy nic nie wiadomo. Zresztą pan to zna. - zaczął siadając na swoim miejscu
- Aż za dobrze.
- Dzisiaj to już trzecia osoba, a dzień się jeszcze nie skończył. No, ale zajmijmy się panem. Jak się pan czuje?
- Właściwie to w porządku.
- Właściwie? To znaczy?
- … dobrze.
- Z pana wyników też tak wynika. Co prawda do tej pory utrzymuje się u pana niskie ciśnienie i podwyższona temperatura, ale to nie jest powód do obaw. Zdarzają się panu jeszcze zawroty, bóle głowy, albo krwotoki? – zapytał zakładając na nos okulary i zaczytując się w wyniki
- Nie w zasadzie to nie. Może czasami bóle głowy, ale to podobno normalne.
- Tak, zgadza się. Te wszystkie objawy mogą dokuczać panu jeszcze przez pewien czas. Tym bardziej teraz kiedy jak się domyślam zamierza pan wrócić do normalnego trybu życia.
- Czyli nie ma żadnych przeciwwskazań, żebym wrócił do pracy?
- Był pan w tych górach?
- Tak.
- I bardzo dobrze, bo to dobrze wpłynęło na pana organizm, ale teraz kiedy wrócił pan do miasta, może bardziej pan odczuć efekt choroby.
- Co to znaczy? – zapytała dotąd milcząca Magda zaniepokojona słowami profesora
- Organizm po chorobie przez długi czas jeszcze będzie dochodził do siebie, dlatego powinien pan uważać i niczego nie bagatelizować. Sam pan wie, jak bardzo choroba wyniszczyła pana organizm, dlatego ważne jest, żeby obserwować każde zachowanie organizmu. Myślę, że powrót do pracy, jest możliwy, ale ta pana wspinaczka, motory i co tam pan sobie jeszcze wymyślił, to musi niestety jeszcze poczekać.
- A to konieczne? – uśmiechnął się w stronę lekarza – Chciałbym wreszcie wrócić do formy, sam pan rozumie.
- Rozumiem, ale z tego co widzę z pana forma nie jest tak źle dlatego uważam, że sport może, a nawet powinien jeszcze poczekać. Ciągle jest pan osłabiony i narażony na różnego rodzaju infekcje. Zresztą sam pan o tym wie i podejrzewam, że odczuwa.
- A jakby chociaż tak trochę. Nie wiem, no chociażby samo bieganie?
- Piotr! – skarciła go wiedząc, jak bardzo nalega mimo sprzeciwów lekarza
- Nie ma mowy. Wszystko stopniowo. Pana organizm nie wytrzyma jeszcze takiego obciążenia fizycznego. Zbyt długo był pan leczony i nie jest pan jeszcze oczyszczony z leków, co też właśnie w dużym stopniu jest powodem pana osłabienia. Dlatego zacznie pan od powrotu do pracy. Ale też ostrożnie. Nie rzucać się od razu na głęboką wodę. Bardzo pana proszę. Mam nadzieje, że się rozumiemy?
- Tak, oczywiście.
- Nie wierzę, że się pan ze mną zgodził. – uśmiechnął się w stronę Magdy słysząc słowa posłuszeństwa ze strony Piotra.
- Obawiam się, że innego wyjścia nie mam.
- Nie masz kochanie.
- Widzę, że mogę być o pana spokojny. Wyniki, co prawda mogłyby być lepsze, ale ostatecznie nie ma się czego obawiać. Mam tylko jeszcze do pana jedno pytanie. – mówił zaczytany w kartki papieru
- Tak?
- Czy miał pan kiedykolwiek problemy z sercem? – spojrzał na zdziwionego tym pytaniem Piotra oczekując odpowiedzi.
- … Nie. Chyba nie.
- Nie badał się pan nigdy pod tym względem?
- Nie. Nie było nigdy takiej potrzeby, zresztą ja w ogóle rzadko się badałem, ale dlaczego pan pyta?
- Spokojnie, niech się pan nie denerwuje. Pytam, bo u nas do tej pory tego nie sprawdzaliśmy i z tego, co wiem w Los Angeles również nie.
-A powinienem był się badać?
- Ostrożności nigdy za wiele. To, że uprawia pan dużo sportu, to wcale nie oznacza, że pana serce jest w lepszym stanie od przeciętnego zdrowego mężczyzny. Ja w żadnym wypadku nie chce tu pana straszyć, bo nie mam ku temu podstaw, ale w pana sytuacji ważne jest żeby to sprawdzić.
- Co znaczy w „mojej sytuacji”?
- Leki, które pan przyjmował w klinice mogły osłabić pracę serca. Może zauważył pan w ostatnim czasie coś niepokojącego?
- To znaczy, np. co? – zapytała Magda nie słysząc żadnej odpowiedzi ze strony Korzeckiego. Widziała, że odpłynął gdzieś myślami.
- Ciężki oddech, przyspieszone bicie serca? – spojrzał na Piotra – Słyszy mnie pan?
- Tak.
- Zauważył pan coś z tych objawów?
- Nie. Nie wiem, nie skupiałem się na tym, zawsze wydawało mi się, że wszystko jest w porządku.
- Ale ja nie mówię, że teraz jest inaczej. Pytam, bo to ważne. Zrobimy tak. Zadzwonię po pielęgniarkę i zabierze pana na rezonans magnetyczny i scyntygrafię. Wyniki będą od razu. Dobrze?
- A co to jest ta scyntygrafia?
- Podamy panu dożylnie izotop promieniotwórczy, który zostanie pochłonięty przez mięsień sercowy. Promieniowanie „wychodzące” z serca odbierane jest przez specjalne kryształy umieszczone w głowicy gammakamery i przetwarzane na obraz widoczny na monitorze. W trakcie tego badania będę mógł ocenić nie tylko budowę serca i tętnic wieńcowych, ale również pracę mięśnia sercowego.
-Powiedział pan, że dożylnie?
- Tak. Słyszałem, że był ostatnio problem, żeby się u pana wkłuć, ale niestety nie ma innego sposobu.
- No dobrze. Trudno.
- W takim razie zadzwonię po pielęgniarkę – wykręcił numer do sali pielęgniarek – Pani Aniu poproszę panią do siebie. – powiedział tylko i rozłączył się patrząc na lekko przerażonego Piotra  - Niech się pan nie denerwuje, to naprawdę zwykła profilaktyka. Muszę mieć pewność, że wszystko jest w porządku zanim wróci pan do swoich obowiązków i przyzwyczajeń.
- Rozumiem.
- Dzień dobry. Prosił pan mnie do siebie. – przerwało im wejście dość młodej pielęgniarki
- Tak. Zrobimy panu rezonans magnetyczny klatki piersiowej i scyntygrafię.
- Dobrze. Rozumiem, że wyniki mają być jak najszybciej?
- Tak, proszę je od razu do mnie.
- Oczywiście. W takim razie zapraszam pana. – uśmiechnęła się do Piotra
- Może pan zostawić rzeczy, zaczekamy tu z panią. To nie potrwa długo.  – podał Magdzie sweter i udał się za pielęgniarką. Została z profesorem sama w gabinecie. Niby miała kilka pytań, ale w tej chwili jakoś nie bardzo wiedziała czy je zadać. - Cieszę się, że wreszcie zdecydował się kogoś ze sobą przyprowadzić. – zaczął rozmowę widząc delikatne zmieszanie Magdy
- Nawet nie protestował za bardzo.
- Widocznie coś się zmieniło.
- Nawet nie wie pan jak bardzo. Ta choroba bardzo go zmieniła. Zadziwia mnie czasami.
- Pani nie wiedziała o jego chorobie, prawda?
- Nie. Nie powiedział mi. Właściwie to nikomu nie powiedział.
- Ja powtarzałem, że powinien ktoś z nim tam być, że to bardzo pomaga, ale za każdym razem mówił, że sobie poradzi. Szczerze mówiąc nie byłem, co do tego przekonany.
- Dlaczego?
- Widzi pani w przypadku pana Piotra toczeń był wykryty dość szybko, ale rozwijał się w swoim rytmie. To jest tak jak z nowotworem. Każdy dzień się liczy. Kiedy do mnie przyszedł był przekonany, że to tylko przemęczenie. Ja sam często zadaje sobie pytanie dlaczego ta choroba dotyka właśnie tak młodych ludzi.
- Na takie pytania chyba odpowiedzi nie ma.
- Pan Piotr jest młody i silny fizycznie. Nigdy wcześniej nie chorował tak poważnie, dlatego organizm nie był jeszcze tak bardzo zmęczony walką z żadną inną chorobą. Ale z doświadczenia wiem, że im pacjent jest młodszy tym ciężej radzi sobie z tą chorobą psychicznie. Dlatego uważam, że bardzo ważne jest żeby mieć przy sobie kogoś bliskiego w trakcie leczenia. Jestem pełen podziwu, że tak dobrze sobie poradził. Profesor, który zajmował się panem Piotrem w Los Angeles mówił mi, że nie było łatwo. Tym bardziej cieszę się, że z tego wyszedł. Aż miło się teraz na niego patrzy. Widzę, że jest w dużo lepszej formie niż kilka tygodni temu. Domyślam się, że to pani zasługa.
- Chyba mnie pan przecenia. Sporo się zmieniło. Piotr się zmienił. On nigdy na nic nie narzekał, zawsze przekonywał, że wszystko jest w porządku, a teraz to się zmieniło. Nie wiem, co miało na to wpływ.
- Być może właśnie to, że był tam sam.
- Być może. Jak chciałam pana zapytać, jak to jest możliwe, że ja niczego nie zauważyłam? Niczego oprócz gorączki.
- No tak. Podwyższona temperatura ciała jest jednym z podstawowych objawów tej choroby, ale doskonale wiemy, że nie tylko tej. Mogła pani nie zauważyć, bo u niego choroba miała objawy podobne do typowej grypy. Jedyne co mogło panią zaniepokoić to silne pulsujące bóle głowy i zawroty. Ale tego to też nie zawsze da się zauważyć. Jeśli pan Piotr się na nic nie skarżył to miała pani prawo do tego, żeby nie zwrócić na to uwagi.
- Myśli pan, że Piotr spokojnie może wrócić do pracy?
- Tak, myślę, że nie powinno być żadnych problemów. Oczywiście tak jak mówiłem, niektóre objawy mogą się jeszcze powtarzać, ale to z czasem powinno przejść. Ale z tym sportem to niech go pani jeszcze przypilnuje, dobrze?
- Obawiam się, że to nie będzie takie łatwe.
- Zdaje sobie z tego sprawę. Wiem, że jest uparty. Szczerze mówiąc dawno już nie miałem tak niezdyscyplinowanego pacjenta. Ciężki charakter.
- Ale kochany. – uśmiechnęła się słuchając profesora
- Niech go pani nie broni, już ja swoje wiem.
Rozmawiali tak do momentu aż Piotr wrócił z badań. Wszedł do gabinetu i od razu usiadł na krześle obok Magdy.
- Proszę niech pan wypije. – profesor przesunął w jego stronę szklankę wody, co spotkało się z uśmiechem ze strony Piotra
- Nie dziękuję. Wypiłem już przed chwilą.
- Wiem, ale musi pan dużo pic, żeby wyplukać z organizmu izotop. Proszę.
- Świetnie. – odpowiedział bez entuzjazmu po czym wziął do ręki szklankę i wypił jej zawartość. – Przepraszam, a długo będziemy czekać za tymi wynikami?
- Za chwilkę powinny być.
- Wie pan co, bo tak właściwie to ja chciałem zapytać jeszcze o kilka rzeczy. – powiedział spoglądając na Magdę. Ich wzrok spotkał się, ale tylko na chwilę, bo Piotr zaraz skierował go na profesora – Chciałbym wiedzieć tak mniej więcej jakie jest prawdopodobieństwo nawrotu? – profesor zatrzymał na nim przez chwilę swój poważny wzrok.
- To zależy od przypadku.
- W moim przypadku?
- Nie jestem w stanie tego panu powiedzieć, ale w pana przypadku leczenie przyniosło bardzo dobre efekty. Prawdopodobieństwo nawrotu jest naprawę niewielkie, jednak musi się pan liczyć z tym, że nie wszystkie chore komórki zostały usunięte.
- Czyli nie ma szans na to, że o tym zapomnę?
- Pan nie może o tym zapomnieć.
- Przepraszam panie profesorze są już wyniki pana Piotra. – kolejny raz przerwała im pielęgniarka, Podeszła do profesora i podała mu kilka kartek, po czym odwróciła się i wyszła
- Mam nadzieje, że wszystko w porządku? – odezwał się Piotr przyglądając się uważnie mężczyźnie, jednak gdy nie dostał żadnej odpowiedzi zdenerwował się trochę, spojrzał z obawą w oczach na Magdę, a ta widząc jego minę chwyciła go mocno za rękę. – Profesorze? – powtórzył pytanie zwracając w ten sposób uwagę na siebie
- Tak, wszystko w porządku. Ma pan lekką arytmie ale to czasami się zdarza, zwłaszcza w sytuacjach stresowych. Wyjdzie pan z instytutu to zapewne wszystko wróci do normy. Mają państwo jeszcze jakieś pytania, bo jeśli nie to będziemy mogli się pożegnać?
- W zasadzie to jest jeszcze taka jedna sprawa. Widzi pan, bo w Los Angeles poznałem takiego chłopaka, Błażeja. On był kilka lat młodszy ode mnie i…
- Wiem o kim pan mówi. Błażej był moim pacjentem. Pojechał do Los Angeles dwa miesiące przed panem. Drugi raz.
- Czyli to był nawrót.
- Błażej chorował od kilku lat. Wcześniej nie chciał się zgodzić na wyjazd. Udało nam się w Polsce go podleczyć, ale jak się później okazało, to było za mało.
- Leżał przez jakiś czas ze mną na sali. Rozmawialiśmy trochę, miał już w głowie poukładane całe życie. Dziwiło mnie to trochę, że chłopak w tym wieku tak dobrze wie czego chce. Spałem na łóżku obok, kiedy umierał. Nie wiem jak to możliwe, że niczego nie słyszałem.
- Możliwe. On po prostu przestał oddychać.
- To jest możliwe? Tak nagle przestać oddychać?
- Niestety tak. U niego proces zapalny toczył się w układzie sercowo – naczyniowym, gdzie zajęte jest serce. Ale pan chciał o coś zapytać?
- Właśnie, bo on był w Los Angeles z dziewczyną. Czekali na dziecko. Słyszałem jak rozmawiali kiedyś i Błażej bał się, że dziecko urodzi się z chorymi komórkami, dlatego ja chciałem zapytać, czy ta choroba ma jakiekolwiek podłoże genetyczne? – zapytał poważnie oczekując odpowiedzi.
- Jest możliwość, że dziecko urodzi się z chorymi komórkami, ale nie w pana przypadku. Ale pyta pan teoretycznie, czy spodziewają się państwo dziecka? – mówiąc to spojrzał niepewnie na Magdę. Uśmiechnęła się w jego stronę widząc lekkie zakłopotanie tym pytaniem.
- Nie jestem w ciąży.
- Przepraszam, nie chciałbym ingerować, to jest bardzo poważna sprawa, a ja zdaje sobie sprawę z tego, że bardzo często ciąża jest powodem rezygnacji z leczenia u pacjentów.
- Czyli nie będzie żadnego zagrożenia? – Piotr puścił słowa profesora mimo uszu, nie zwracając uwagi na sens jego słów
- Nie, absolutnie. Jedyne na co trzeba będzie uważać to właśnie serduszko malucha.
- To znaczy? – wtrąciła Magda
- Powiem tak, lepiej było by gdyby zaczekali państwo jeszcze jakiś czas. W tym momencie pana organizm jest osłabiony, dlatego teraz jest większe prawdopodobieństwo, że serce dziecka też byłoby przez to osłabione. Bezpieczniej byłoby gdyby najpierw unormował pan swój stan, wtedy łatwiej o normalny rozwój płodu.
- Rozumiem. A wie pan może, co z tą dziewczyną?
- Urodziła zdrową dziewczynkę, tylko tyle wiem. Dobrze, ale my tak sobie tu rozmawiamy a czas nam ucieka. Wróćmy do pana. Na dzień dzisiejszy nie ma się pan czym martwic. Widzimy się za miesiąc. Dobrze?
- Dobrze, a co z lekami?
- A skończył pan dawkę?
- Nie jeszcze nie.
- W takim razie proszę skończyć, a oprócz tego zażywać dużo witamin. Miejmy nadzieje, że na tym się skończy. Przepiszę panu dwa rodzaje witamin. W przypadku bólu głowy, czy wysokiej temperatury najlepiej gdyby zażywał pan zwykłą Pyralginę, ale to jak skończy pan dawkę. Z tego, co pamiętam to pan nie pali?
- Nie.
- Sporadycznie. – wtrąciła Magda przypominając sobie sytuacje w Kościelisku
- Bardzo sporadycznie.
- Rozumiem. – profesor uśmiechnął się słysząc ich przepychankę słowną. – Jeśli chodzi o alkohol to można, ale skromnie. To chyba na tyle. Widzimy się za miesiąc, to wtedy zobaczymy co dalej.
- Dobrze. Dziękujemy. – wstali i pożegnali się z lekarzem podaniem dłoni.
- Liczę na pana rozsądek. – powiedział przytrzymując Piotra za rękę przy uścisku dłoni na pożegnanie.
- Oczywiście. Dowidzenia – uśmiechnął się i przepuszczając Magdę przodem w drzwiach opuścili gabinet profesora. Przeszli kawałek korytarzem w milczeniu. W pewnym momencie Piotr zauważył, że Magda się zatrzymała. Obrócił się w jej stronę i patrząc na nią chwilę, podszedł przytulając mocno.
- Chodźmy już stąd, hm? – nie odpowiedziała mu nic tylko chwytając za rękę skierowała się za nim do wyjścia. Wyszli z instytutu i od razu podeszli do samochodu.
- Gdzie Cię podwieźć? – zapytała otwierając sobie drzwi od strony kierowcy
- W zasadzie to mogę pojechać taksówką.
- A ja w zasadzie mogę Cię podwieźć. Mam jeszcze trochę czasu. Więc gdzie?
- Do domu, chyba że masz ochotę coś zjeść? – spojrzał na nią, jej mina mówiła sama za siebie – No tak, pytanie retoryczne. W takim razie na Polną poproszę.
- Ok. – jechali przez zakorkowane miasto odzywając się do siebie od czasu do czasu. W międzyczasie uzgodnili, że po pracy Magda pojedzie do siebie i przygotuje się na wieczór i spotkają się o 17 przed halą. W tym czasie w kancelarii Waligóry Bartek coraz bardziej niecierpliwił się nieobecnością Magdy.
- Pani Marto nie wróciła jeszcze?
- Nie, ale ma jeszcze trochę czasu.
- Ale ja nie mam.
- To może niech pan do niej zadzwoni. – popatrzył tylko na sekretarkę i wybierając numer Magdy podążył do swojego gabinetu.
W tym momencie Magda z Piotrem zbliżali się już do mieszkania Korzeckiego, gdy zadzwonił telefon Miłowicz. Oderwała wzrok od drogi i spojrzała na leżącą na tylnym siedzeniu swoją torebkę, z której wydobywał się sygnał komórki.
- Piotruś mógłbyś zobaczyć kto to? – odwrócił się sięgając ręką po torebkę. Wyjął z niego komórkę i spojrzał na wyświetlacz.
- Malicki.
- Bartek? Czego on znowu chce?
- Nie mam pojęcia, ale chyba nie odpuści. Odbierasz?
- Daj. – zabrała od niego telefon z nietęga mina odbierając połączenie. – Tak słucham?
- No Magda nareszcie.
- O co chodzi?
- Musimy porozmawiać. Gdzie Ty jesteś?
- Za jakieś 20 minut będę w kancelarii. A o co chodzi?
- Ważna sprawa, nie na telefon. Pośpiesz się.
- Aż tak pilna, że mam się śpieszyć?
- Tak, przynajmniej dla mnie.
- Acha. No dobrze.
- To na razie.
- Na razie. – zamknęła klapkę telefonu oddając go Piotrowi. – Jakaś ważna sprawa.
- Jego czy kancelarii?
- Zdaje się, że Bartka. To co, o 17 tak?
- Tak. Pa. A i nie spiesz się tak bardzo, nic mu się nie stanie jak poczeka chwile dłużej.  – uśmiechnął się całując ja szybko w usta po czym wysiadł z samochodu zamykając za sobą drzwi.
- Jesteś okropny! – krzyknęła w jego stronę z uśmiechem na ustach widząc zamykające się drzwi. Odjechała w stronę kancelarii na Skorupki. Dotarła na miejsce w ciągu 15minut.
- To znowu ja. Klienta jeszcze nie ma?
- Nie, masz jeszcze trochę czasu, ale pan Bartek się o Ciebie wypytywał.
- Tak, wiem. Dzwonił do mnie. Już do niego idę. Jak przyjdzie klient to mnie zawołaj, dobrze?
- Jasne. Zrobić Ci kawy?
- Poproszę. Przyjdę to wezmę. – poszła do gabinetu Malickiego. Zapukała do drzwi i niemal od razu usłyszała słowa pozwalające na wejście
- Chciałeś porozmawiać?
- Tak. Usiądź proszę. – wskazał jej miejsce naprzeciwko siebie. – Właściwie to gdzie Ty byłaś?
- O Tym chciałeś ze mną rozmawiać?
- Nie, nie. To oczywiście twoja sprawa.
- No właśnie. Więc o co chodzi?
- Mam do Ciebie prośbę.
- Bartek proszę Cię, przejdź do rzeczy, bo za chwile mam klienta.
- Mogłabyś jeszcze raz porozmawiać z Agatą? Ja wiem, że nie byłem w porządku wobec niej, ale mi naprawdę na niej zależy.
- Bartek, ale to są wasze sprawy. Ja nie mogę się w to mieszać. Agata nie lubi kiedy, ktoś się wtrąca w jej sprawy.
- Ale, przecież się przyjaźnicie. Na pewno by Cię wysłuchała, skoro mnie nie chce.
- Ale czego ode mnie oczekujesz, że co ja jej powiem?
- Żeby chociaż zechciała ze mną porozmawiać. Ja nie wierze w to, że już tak kompletnie nic do mnie nie czuje. Przecież przyjęła ode mnie pierścionek, a to znaczyło, że mnie kocha, prawda? – w tym momencie Magdzie przypomniało się jak to ona przyjęła pierścionek od Filipa, mimo tego, że go nie kochała. Nie wiedziała, co ma teraz odpowiedzieć Bartkowi
- To, że przyjęła od Ciebie pierścionek to akurat nie musi oznaczać tego, że Cię kochała, ale dobrze. Porozmawiam z nią, ale nie oczekuj za wiele.
- Dziękuję Ci bardzo. Jeśli Cię posłucha to będę Ci wdzięczny do końca życia.
- Nie przesadzaj, robię to tylko dlatego, że wygląda na to, że Ty rzeczywiście ja kochasz. Będę u siebie. – opuściła gabinet kolegi i zaszyła się u siebie. Kilka minut później pojawił się klient.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz