TO JUŻ JEST KONIEC...

Część 6


Już miał dzwonić do Wiktora i uprzedzić go, że Magda pojawi się w kancelarii trochę później, ale przerwały mu w tym zbliżające się do kuchni kroki dziewczyny. Obrócił się z telefonem w ręku i zobaczył ją. Stała ubrana jedynie w jego koszulę, oparta o framugę drzwi.
- Oooo. Cześć. Miałaś pospać dłużej. – podszedł do niej i pocałował czule, po czym odsunął się i zaczął parzyć kawę
- Dzwoniłeś do Wiktora? – zapytała siadając na krześle
- Właśnie miałem to zrobić.
- To nie rób.
- Nie? – zdziwił się obracając w jej stronę
- Nie. Skoro i tak już nie śpię. Pewnie i tak się spóźnię bo musze przecież pojechać jeszcze do domu, ale może wyrobie się przed 9.
- Tylko żebyś nie zasnęła za kierownicą. Proszę. – postawił przed nią kubek z kawą i kilka kanapek na talerzu
- Bardzo śmieszne. Kawę chętnie wypije, ale za śniadanie dziękuję.
- Podziękujesz jak zjesz.
- Nie jestem głodna. Dziękuje. – zaakcentowała ostatnie słowo dając mu do zrozumienia, że nie ma zamiaru zjeść zrobionych przez niego kanapek
- Ok. Jak chcesz. – usiadł naprzeciw niej przysuwając w swoją stronę przeznaczony dla niej talerz z jedzeniem
- Pójdę się ubrać. – wyszła z kuchni zostawiając go samego. Wiedziała, że jest na nią zły, że znowu nie chce zjeść śniadania, dlatego wolała się ulotnić niż wdawać w do niczego nie prowadzącą dyskusję. Zahaczyła najpierw o łazienkę, po czym udała się do sypialni by się ubrać. Wróciła do niego po dziesięciu minutach. Usiadła ponownie na krześle dopijając kawę. Piotr kończył już spożywać jej śniadanie.
- Co będziesz dzisiaj robił?
- Nie wiem. Nie mam nic w planach. Może pójdę do kancelarii i pogrzebie trochę w papierach.
- Wiesz, który dzisiaj jest? – zapytała przypominając sobie, że zbliżają się święta
- 18, a dlaczego pytasz? – wstał od stołu i zaczął zmywać naczynia
- W przyszłym tygodniu są święta. Co robimy? Masz jakieś plany?
- Nie, nie wiem. Nie myślałem jeszcze o tym. Mama pewnie będzie chciała żebyśmy przyjechali. A Ty umawiałaś się z rodzicami?
- Wiesz, że moi rodzice wzięli ślub?
- Tak wiem, słyszałem. Ale co to ma wspólnego?
- Nie rozmawiałam jeszcze z mama, ale domyślam się, że albo oni będą chcieli przyjechać tu, ale żebym to ja przyjechała do nich. Wygląda na to, że będziemy mieli problem. Chyba, że zdecydujemy się spędzić te święta sami.
- O i to jest dobry pomysł. Ja jak najbardziej jestem za. W zeszłym roku nie za bardzo nam się to udało, więc w tym roku moglibyśmy to nadrobić. Ale może najpierw zadzwoń do mamy i zapytaj, co ona ma w planach. Przecież zawsze razem spędzałyście święta.
- Zadzwonię i zapytam. Najwyższy czas żeby pomału się za to zabrać. Dobra kochanie ja się zbieram do siebie. – wstała i podeszła do niego – Jesteśmy w kontakcie tak?
- Tak, jasne. – nachylił się nad nią i pocałował – Uważaj na siebie.
- Mhm. Pa.
- Pa. – powiedział już sam do siebie słysząc zamykające się za nią drzwi. Nie miał żadnych planów na dzisiejszy dzień. Mógł pozwolić sobie na leniuchowanie, ale zdecydowanie wolałby jakieś ciekawsze zajęcie. Postanowił pójść najpierw do sklepu obkupić lodówkę, a następnie do kancelarii. Magda w szybkim tempie dotarła na Wiejską, wzięła kąpiel, wyszykowała się do pracy i już przed 9 była na miejscu.
- Cześć Marta.
- Cześć, cześć.
- Masz coś dla mnie?
- Tak nowa sprawa, jeśli chcesz?
- Jeśli chce?
- No tak powiedział pan Wiktor.
- Acha Wiktor. No dobra pokaż, co tam mamy. – wyciągnęła rękę po teczkę z nowymi aktami sprawy – spadkowa. Biorę.
-Tak też myślałam. Kawki Ci zrobić?
- Nie, wiesz co piłam już, ale herbatę chętnie. Jak tam u Ciebie? Radzisz sobie?
- Nie chcę zapeszać, ale chyba tak.
- To świetnie, a jak dzieci?
- Z tym gorzej, ale pomału zaczynają przyzwyczajać się do tego, że ojciec z nami nie mieszka. Buntują się czasami, ale z czasem mam nadzieje, że im przejdzie.
- Na pewno. Są jeszcze mali, nie wszystko muszą rozumieć.
- Też tak to sobie tłumaczę. A pan Piotr jak?
- A dziękuję, też dobrze. Małymi krokami, ale do przodu.
- Magda powiedź, co to za Jagoda ma tu pracować?
- Jagoda? Jagoda jest córką sędziego Rajewskiego. Była u nas jakiś czas temu na aplikacji, ale nie szło jej zbyt dobrze dlatego oddaliśmy ją w inne ręce. No może nie tylko dlatego. Kręciła się też obok Wiktora. A teraz będzie się u nas doszkalać, pod okiem Łukasza.
- A to dobrze, czy źle, bo z tego co zdążyłam zauważyć to ani Łukasz, ani pan Bartek nie są z tego zadowoleni.
- Rajewskiemu się podobno nie odmawia. Jagoda orłem nie była, ale ludzie się przecież zmieniają. Czy to dobrze, czy źle to się okaże jak zacznie u nas pracować.
- Proszę Twoja herbata. – podała jej kubek z gorącą herbatą
- O dziękuję Ci bardzo. Uciekam do siebie.
Schowała się w gabinecie na dobrych kilka godzin. Przejrzała dokumenty nowej sprawy, umówiła się już na pierwsze spotkanie z klientem, zdążyła porozmawiać z Łukaszem i Martą. A Piotr zmęczony nudą od dłuższej już chwili gościł u siebie w kancelarii. Nadrabiał zaległości papierkowe. Po godzinnym przeglądaniu dokumentów wyszedł do porozmawiać z Mariolką.
- Co jest? Znudziło Ci się?
- Można tak powiedzieć. A Ty co robisz? – zapytał siadając naprzeciwko przyjaciółki
- Porządek w komputerze.
- Fascynujące. Może zrób sobie przerwę, co?
- Czego dusza jęczy?
- Tak chciałem pogadać, ale jak nie masz czasu to się obejdzie.- już chciał wstać, gdy zatrzymała go
- Poczekaj. – spojrzał na nią – Siadaj i mów.
- Co?
- No chciałeś pogadać.
- No tak, ale tak po prostu.
- To ja tak po prostu pytam, co z Magdą?
- Przecież widziałyście się wczoraj, więc zapewne wiesz.
- Znam jej wersje, a chciałabym też poznać Twoją.
- Wszystko w porządku, a przynajmniej tak mi się wydaje, a co? Mówiła wam coś?
- A co miała mówić?
- No też jestem ciekaw? Mogłabyś się podzielić przebiegiem waszego spotkania.
- Magda się z Tobą nie podzieliła? Przecież jechała wczoraj do Ciebie.
- I dojechała, ale mówiła tylko, że z Agatą to jakaś grubsza sprawa jest.
- No, nie wkupisz się tak łatwo w jej łaski.
- Nie będę nawet próbował.
- Jak to?
- No tak. Nie mam zamiaru przed nią błaznować. Bez przesady.
- To jak Ty sobie wyobrażasz wasze spotkania?
- A kto Ci powiedział, że sobie wyobrażam?
- Hello, panie mecenasie! Agata jest najlepszą przyjaciółką Magdy. Zapomniałeś już o tym?
- Nie, nie zapomniałem, ale nie będę robił z siebie kretyna. Nie będzie chciała ze mną rozmawiać to nie. Trudno. Jakoś to przeżyje.
- A Magda?
- Z tego, co wiem to Agata jest wściekła na mnie, a nie na Magdę, więc one spokojnie mogą się widywać. Spróbuje z nią porozmawiać, ale jeśli nie będzie chciała mnie słuchać to trudno. Przecież nie będę jej przepraszał.
- To nie chodzi o to, żebyś ją przepraszał. Ona Ci nie ufa.
- No popatrz, a kiedyś była zdolna dla mnie do poświęceń.
- Nie żartuj sobie. Dla Magdy to ważne, żebyście jakoś się dogadali, więc lepiej załatw te sprawę.
- Wiem, wiem, ale co ja mogę? Co ma kupić kwiaty, iść do niej, podziękować i przeprosić za to, że była z Magdą przez ten cały czas, że podsyłała do niej innych facetów?
- Nie, ale porozmawiać z nią chyba możesz, prawda? Dla Magdy.
-Mówiłem przecież, że spróbuje. A co u was? Jak się sprawuje pan mąż?
- Tak samo jak pan narzeczony.
- Łeee to kiepsko.
- Tak? A niby jak miałby się sprawować?
- Nie panoszy Ci się po mieszkaniu zanadto? Wiesz Wojtek ma swoje kawalerskie nawyki.
- Tak, a Ty to niby nie?
- Na pewno nie takie jak on. Mój stan kawalerski nie trwał zbyt długo.
Wojtek, to co innego.
- Dla Twojej wiadomości panie mecenasie, w naszym małżeństwie wszystko układa się pomyślnie.
- I bardzo dobrze. W takim razie kiedy będę wujkiem?
- Co?!
- No co się tak dziwisz. Chyba taka jest kolej rzeczy, nie? Wiesz no jak ludzie się kochają to…
- To się kochają. Nie wiem kiedy będziesz wujkiem, ale jak coś będzie na rzeczy to dowiesz się jako pierwszy.
- Trzymam Cię za słowo, tylko nie karzcie mi czekać zbyt długo.
- Ty się dobrze czujesz?
- Tak.
- To co Cie tak dzisiaj wzięło na te dzieci?
- Oj Mariolka przecież wiesz, że tak tylko mówię… Nudzi mi się.
- To może idź do Magdy i jej pozawracaj głowę.
- Odpada. Magda pracuje.
- A ja to niby się obijam tak?
- Ale w sumie zadzwonić mogę. – Zrób kawki, zaraz do Ciebie wrócę. – uśmiechnął się w jej stronę odwracając się i kierując do swojego gabinetu. Zamknął drzwi i wybierając w komórce numer Magdy, podszedł do okna, czekając na połączenie. Siedziała nad kolejna porcją papierków. Nieprzespana noc dawała o sobie znać. Pomimo wypiciu kilku kaw czuła jak zamykają jej się oczy. Oderwała się od pracy słysząc dźwięk komórki. Wykopała telefon spod sterty kartek i widząc adresata tego połączenia z lekkim uśmiechem na ustach odebrała połączenie.
- Słucham.
- Cześć dziewczyno.
- Cześć chłopaku.
- Jak tam, dajesz jakoś radę?
- Zaraz zasnę za biurkiem.
- Oj, aż tak?
- Mówiłam, że tak będzie. A Ty, co robisz?
- Jestem w kancelarii i właściwie nudzę się przeglądając dokumentacje. Nic specjalnego. Może do Ciebie przyjadę co? Pomógłbym Ci z tymi papierami.
- Pomagać nie trzeba, ale możesz przyjechać i odtransportować mnie do domu.
- Ok. To co, za pół godziny?
- Hehe. Poczekaj, tak szybko to nie dam rady. Możesz być przed czternastą.
- No dobra to wpadnę i zabiorę Cię na obiad, bo pewnie nic jeszcze nie jadłaś.
- Nie na obiad, tylko do domu. Chce mi się spać.
- Ok, w takim razie jemy obiad u Ciebie.
-Pod warunkiem, że zrobisz.
- Nie ma sprawy. W takim razie widzimy się za półtora godziny.
- Mhm. Pa
- Pa. – schował komórkę do kieszeni i stał jeszcze chwilę patrząc na widok za oknem. Zauważył Wojtka wysiadającego z samochodu i kierującego się stronę wejścia do kancelarii. Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że jeszcze nie podziękował ani jemu, ani Mariolce za to co dla niego zrobili przez ten czas kiedy go nie było. Mariolka trzymała jego wyjazd w tajemnicy, tylko dlatego, że ją o to prosił, a na pewno nie było dla niej łatwe. Przez ponad pół roku pracowali za niego, zajmowali się kancelarią, zorganizowali przeniesienie. Praktycznie gdyby nie oni nie miał by do czego wracać. Z zamyślenia wyrwał go trzask zamykających się drzwi od jego gabinetu.
- Cześć. Mogę? – na progu gabinetu zobaczył Wojtka
- Jasne, wchodź. Jak rozprawa? – zapytał siadając na swoim miejscu za biurkiem, gdzie po drugiej stronie siedział już Wojtek
- Odroczona. Myślałem, że uda mi się to dzisiaj zakończyć, ale niestety. Mariolka mówiła, że przeglądasz papiery? Nie masz co ze sobą zrobić? Hehe
- Chciałem zobaczyć, co się tu działo przez ten cały czas, kiedy mnie nie było i widzę, że rzeczywiście nie mieliście nawet chwili wytchnienia. Wojtek posłuchaj, ja wiem, że właściwie to powinienem to zrobić zaraz po powrocie, ale wiesz, że miałem wtedy w głowie tylko i wyłącznie Magdę. Chce żebyś wiedział, że ja bardzo doceniam to, co z Mariolka dla mnie zrobiliście.
- Piotrek, ale to nie mnie powinieneś dziękować. To Mariolka miała problem z tą Twoja cholerną tajemnicą, ja dołączyłem do niej praktycznie przy mecie.
- Wiem, ale ja nie mówię tylko o mojej chorobie. Mam na myśli kancelarię. Świetnie sobie beze mnie poradziliście, gdyby nie wy to pewnie nie miałbym do czego wracać.
- Przestań, to także mój interes, więc przykro mi przyjacielu, ale nie robiłem tego tylko dla Ciebie. – Piotr słysząc odrobinę żartu w słowach przyjaciela uśmiechnął się lekko
- Mimo to dzięki za uratowanie mi tyłka.
- Nie ma sprawy. Chociaż musisz wiedzieć, że czasami przeklinałem Cię w myślach.
- Domyślam się.
-Tylko wiesz co, bo ja ciągle tu czegoś nie rozumiem.
- Czego? – zapytał nie wiedząc co Wojtek ma na myśli
- Jesteśmy przyjaciółmi, tak?
- Tak.
- To dlaczego mi nie powiedziałeś, że jesteś chory?
- Wojtek, posłuchaj…
- Nie Piotr teraz to Ty posłuchaj. Rozumiem, że nie powiedziałeś Magdzie, bo nie chciałeś jej martwic, bo pewnie chciała by jechać z Tobą, bo chciałaby się dla Ciebie poświecić. Nie powiedziałeś rodzicom. Ok. To też jestem w stanie zrozumieć, ale dlaczego uznałeś, że ja nie mogę o niczym wiedzieć? Bałeś się, że się wygadam przed Magdą?
- Może trochę, ale to tak naprawdę nie ma teraz znaczenia.
- Dla mnie ma. Zawsze kiedy coś złego się działo, mówiliśmy sobie, więc dlaczego tym razem się wyłamałeś? Przecież zawsze mogliśmy na sobie polegać.
- I nadal możemy. Wojtek to nie było przeciwko Tobie, przeciwko naszej przyjaźni. Posłuchaj, ja nigdy nie musiałem nikogo prosić o pomoc. Zawsze sam sobie ze wszystkim radziłem i tym razem musiało być tak samo. Źle się czułem z tym, że zostawiam Ci całą kancelarie na głowie, nie chciałem Cię jeszcze bardziej obarczać moją chorobą. W ten sposób łatwiej było Ci się skupić na kancelarii.
- Może i łatwiej, ale przecież nie zaszyłbym się na pół roku w kościele, nie płakałbym po nocach w poduszkę. Bałeś się, że nie poradzę sobie z kancelarią?
- Nie wiem, Wojtek. Nie mam pojęcia co mną wtedy w ten sposób kierowało. Nie potrafię odpowiedzieć Ci na te pytania.
- Nie potrafisz, czy nie chcesz?
- Nie potrafię. Gdybym mógł cofnąć czas, zupełnie inaczej bym to rozegrał.
- No mam nadzieje.
-Wiem, że byłem idiotą i popełniłem wiele błędów, krzywdząc po drodze Magdę, Mariolkę, Ciebie, ale staram się to teraz naprawić, a możesz mi wierzyć, że nie jest to dla mnie łatwe.
- Wiem Piotrek, dlatego uważam, że w pierwszej kolejności powinieneś zadbać o Magdę. Z tego, co wiem, to jej naprawdę było cholernie ciężko po Twoim wyjeździe i nie mówię tego po to, żebyś czuł się winny. Wiesz o co mi chodzi?
- Tak, wiem. – zamyślił się na chwilę, co nie uszło uwadze przyjaciela
- No dobra, ale tak właściwie to ja przychodzę do Ciebie w zupełnie innej sprawie. Piotrek?
- Przepraszam, zamyśliłem się. O czym mówiłeś?
- Że mam do Ciebie sprawę.
- No to wal, mam przecież wobec Ciebie dług wdzięczności.
- Macie już z Magdą jakieś plany na święta?
- Nie jeszcze. Dopiero dzisiaj poruszyliśmy ten temat. A dlaczego pytasz?
- Bo rozmawialiśmy wczoraj z Mariolką i doszliśmy do wniosku, że chcielibyśmy wyskoczyć gdzieś na te święta. Wiesz, z dala od Warszawy, rodziców.
- Świetny pomysł.
- Tak tylko, że Wigilia jest we wtorek a my chcielibyśmy ulotnić się stąd w sobotę, no najpóźniej w niedziele.
- Nie ma problemu. Możecie jechać nawet jutro.
- Czyli, że sobie poradzisz? Chyba, że zamkniemy kancelarie do stycznia. Właściwie w tej przerwie między świętami nie mamy spraw, a nowych klientów zawsze można przełożyć na styczeń.
- Nie ma takiej potrzeby. Zajmę się tymi nowymi sprawami. Poradzę sobie.
- Ale jesteś pewien, że możesz już wrócić do pracy?
- Jutro odbieram wyniki, ale myślę, że nie będzie żadnych przeciwwskazań.
- No to świetnie. Ale jakbyś jednak zmienił zdanie, albo mielibyście z Magdą jakieś plany, czy chciałbyś wyjechać to wiesz…?
- Jasne wiem, ale naprawdę nie ma problemu. Zajmę się kancelaria przez te kilka dni.
- Tylko widzisz, bo my jeszcze nie wiemy kiedy wrócimy.
- Acha. – zdziwiła go odpowiedz Wojtka – A co z Sylwestrem? Myślałem, że się razem zabawimy.
- No bo właściwe widzisz, nikt jeszcze nic nie wspominał o Sylwestrze.
- No dobra to trzeba będzie pogadać. Ale rozumiem, że jakby coś to preferujecie z Mariolką?
- Tak, myślę, że tak.
- No to się jeszcze dogadamy. A słuchaj, co jutro robicie? Macie jakieś plany na popołudnie?
- Z tego co mi wiadomo to nie, ale nie powiem Ci na pewno bo ostatnio planowanie nie należy do mnie.
- Aaaa no tak. Zapomniałem.  – uśmiechnął się domyślając się, że chodziło mu o Mariolkę
- Nie śmiej się. Sam mówiłeś, że w małżeństwie żyje się razem, a nie obok siebie.
- Ale ja się nie śmieje, Wojtek, ja się do Ciebie uśmiecham i cieszę się, że jesteś szczęśliwy. Z Mariolą, bo jak sobie pomyślę, że na jej miejscu mogła być Agata… Na sama myśl aż mi ciarki przeszły po plecach.
- Możesz odetchnąć z ulgą jeśli tak bardzo Agata Ci nie pasuje. Alejak już jesteśmy przy Agacie to wydaje mi się, że tak chyba miało być, wiesz.
- To znaczy?
- No te rozstania i powroty. To chyba tak miało być, żeby dać Mariolce czas.
- Może. Widocznie byliście sobie pisani. A co do jutrzejszego popołudnia to może jakiś wypad na miasto? Co Ty na to?
- Ale, że my? Tylko Ty i ja? – zapytał rozradowany na sama myśl o samotnym wypadzie z przyjacielem
- Nie, nie. Miałem na myśli nas i dziewczyny. Odbieram jutro te wyniki, a że mam przeczucie, że wszystko będzie w porządku to no wiesz…
- A, że dzień z rozmachem. Spoko. W takim razie może ścianka? Dawno nie byliśmy?
- W zasadzie, dlaczego by nie, tylko, że jutro to jeszcze będziecie musieli obejść się beze mnie.
- No to trudno. Popatrzycie sobie z Magdą.
- No to świetnie. Potem może jakaś kolacja.
- Stawiasz?
- … w ostateczności. Tylko zakomunikuj to swojej małżonce, żeby nie wymyśliła Ci czasami jakiegoś przemeblowania w mieszkaniu, albo zakupów.
- Bardzo śmiesznie. Naprawdę. Zapomniał wół jak cielęciem był. Zapomniałeś już jak byłeś z...
- Dobra, dobra. Stop. Zrozumiałem. – zatrzymał wypowiedź Wojtka nie chcąc dopuścić by z jego ust padło imię Doroty.
- Ok.
- Hej chłopcy, mogę wam przeszkodzić? – Mariolka weszła do gabinetu przerywając ich rozmowę
- Chłopcy proszę, proszę. Jak miło. Słyszałeś to Wojtek?
- Taaa. Ciekawe, co się pod tym kryje.
- To kochanie, że za chwile masz klienta. A co myślałeś?
- Piotrek zaprasza nas jutro na kolacje.
- Co?
- Nie co tylko mam nadzieje, że nie masz innych planów? Najpierw pójdziemy na ściankę, a potem na kolacje. Co Ty na to przyjaciółko?
- A Ty możesz już iść na ściankę? Nie za wcześnie?
- Miło, że się o mnie martwisz, ale już nie musisz. Popatrzymy sobie jutro z Magdą na was a potem wyskoczymy gdzieś na miasto. Może być?
- Może, ale od kiedy Magda chodzi z nami na ściankę?
- Mam nadzieje, że od jutra.
- Acha. Chciałabym widzieć jej minę jak jej to komunikujesz. A co jeśli się nie zgodzi?
- Mam swoje sposoby.
- No skoro tak uważasz. Dobra, to my zostawiamy Cię samego. Skupiaj się nad papierami. – pociągnęła męża za rękę, wyprowadzając z gabinetu Korzeckiego.
Magda właśnie skończyła wypełniać dokumenty. Miała jeszcze trochę czasu do przybycia Piotra, więc udała się do sekretariatu, porozmawiać z Martą, wcześniej jednak zdecydowała się zadzwonić do matki chcąc porozmawiać o świętach wypytując jednocześnie o ojca.
- Halo? – usłyszała głos matki po drugiej stronie słuchawki
- Cześć mamo.
- A cześć córcia. Co się stało, że dzwonisz?
- Nic się nie stało. Musiało się coś stać, żebym do Ciebie zadzwoniła?
- Zazwyczaj nie mogę się doczekać Twojego telefonu.
- Oj, nie przesadzaj.
- No dobrze już. Żartowałam.
- Dzwonie, bo…
- A jednak. – przerwała córce doskonale wiedząc, że ma do niej jakąś sprawę
- Oj, mamo. Chciałam Cie zapytać jakie macie z tatą plany na święta?
- Nic nie planujemy. Myślałam, że przyjedziecie z Piotrem do nas.
- Mamo, bo my właśnie dzisiaj z Piotrem rozmawialiśmy na ten temat i nie za bardzo  wiemy, co robić.
- Ale dlaczego? Myślałam, że to jest oczywiste.
- A tata? Nie uważasz, że to może być dla niego trochę niewygodne? Zresztą dla Piotra to również nie byłaby komfortowa sytuacja.
- Magda, a może Piotr chciałby spędzić te święta ze swoimi rodzicami?
- Nie wiem, ale chyba nie, bo nic na ten temat nie wspominał. Mamo, a może my powinniśmy spędzić te święta sami? Co o tym myślisz? Boję się, że mogłaby być napięta atmosfera, a to przecież nie o to chodzi.
- No nie wiem Madzia. Jak uważasz. Porozmawiajcie z Piotrem i zróbcie jak chcecie. W każdym bądź razie jesteście mile widziani, jeśli nie w Wigilie to w pierwsze święto.
- Dobrze, dziękuje. Dam Ci jeszcze znać co postanowiliśmy.
- Tylko czasami nie w ostatniej chwili.
- Wiem, wiem. Zadzwonię jeszcze w tym tygodniu. Mamo, a tak właściwie to jak tam tata? Mówił coś o Piotrze?
- Nie. Nie ma nic przeciwko, żebyście przyjechali na święta, więc chyba dobrze. Ale gwarancji Ci dać nie mogę. Byście musieli sami sprawdzić.
- No tak mam wystawić Piotra jako przynętę.
- Dziecko nie rób z własnego ojca tyrana.
- Tak tylko żartuje. Pozdrów go.
- Dobrze pozdrowię. Uważajcie tam na siebie i zadzwoń.
- Zadzwonię. Pa. – rozłączyła połączeniu idąc już w kierunku sekretariatu. Odłożyła na blat kilka teczek zagadując przy tym Martę.
- Proszę bardzo oddaje w Twoje ręce całą moją dzisiejszą pracę.
- No dziękuję Ci bardzo. Teraz ja mam się z tym uporać?
- No niestety taka kolej rzeczy. Dobra wiadomość jest taka, że na dzisiaj to już koniec.
- To co do domku?
- Tak, ale czkam na Piotra. Miał przyjść i odwieźć mnie do domu.
- A co samochód Ci nawalił?
- Nie z samochodem wszystko w porządku, to Piotrowi się nudzi. Nie ma co z czasem robić. A ja nie wiem, co robić ze świętami.
- Nie wiesz co mu kupić?
- Cholera jasne prezent. Co ja mam mu kupić? Zupełnie o tym zapomniałam.
- Spokojnie masz jeszcze trochę czasu. Coś wymyślisz.
- Tylko co? Masz jakiś pomysł?
- Nie wiem. Może kup mu coś, co jest związane z jego zainteresowaniami, albo coś, co mu się skojarzy z Tobą.
- Tylko co mu się skojarzy ze mną?
- No to, to już Ty powinnaś wiedzieć najlepiej.
- Ty to masz ułatwione zadanie. Dzieciom zawsze jakoś łatwiej kupić prezent.
- Niby tak, gorzej jak się źle trafi. Dzieci są bardziej wymagające.
- Wolałabym kupić kilka prezentów dzieciom, niż jeden – przerwała swoją wypowiedź, czytając z miny Marty, że nie powinna Kończyc, tego co chciała powiedzieć. I dobrze zrobiła nie mówiąc do końca, ponieważ w progu sekretariatu pojawił się Korzecki
- Dzień dobry. – przywitał się z Martą wchodząc w głąb pomieszczenia
- Dzień dobry panie Piotrze.
- Cześć kochanie. – podszedł do opierającej się o blat Magdy witając się z nią krótkim, a zarazem czułym całusem
- Cześć.
- Czy ja dobrze słyszałem, że rozmawiały panie o prezentach? – zapytał zaciekawiony usłyszana rozmową
- Tak. Marta zastanawia się, co kupić dzieciom pod choinkę.
- A po co ma pani coś kupować? – zapytał rozglądając się po pomieszczeniu, a one zdziwione jego słowami popatrzyły na siebie
- Kochanie święta się zbliżają.
- No przecież wiem, ale wiem też, że prezenty to sprawa Świętego Mikołaja. – zobaczył, że patrzą na niego z uśmiechami na twarzach – Chcecie mi powiedzieć, że ktoś mnie kiedyś okłamał?
- No tak, pan sobie żartuje, a to wcale nie jest tak łatwo trafić w gust swojego dziecka.
- Nie na darmo mówi się, że dzieci są najbardziej wymagającymi istotami na świecie. – dodał Piotr zaglądając w leżącą przed nim teczkę odłożoną wcześniej przez Magdę
- Czasami aż za bardzo.
- Dasz sobie rade. W końcu to Twoje dzieci, nie ma nikogo kto znałby je lepiej.
- Obawiam się, że moje dzieci w tym roku mają tylko jedno gwiazdkowe marzenie i to w dodatku takie, którego nie jestem w stanie spełnić.
- Myślisz, że chciałyby spędzić te święta z ojcem? – zapytała Magda zabierając Piotrowi z rąk teczkę z aktami nowej sprawy w zamian chwytając go za rękę, zwracając w ten sposób jego uwagę
- Jestem pewna, ale na to się zgodzić nie mogę. Daniel pewnie będzie na mnie zły, ale ja nie potrafiłabym chyba usiąść z ich ojcem przy jednym stole. Tym bardziej w Wigilie.
- No tak, ale z drugiej strony to tylko dzieci. – odezwał się jednak zaraz poczuł na sobie spojrzenie Magdy i nieciekawą minę Marty. – Przepraszam nie powinienem się wtrącać.
- Nic nie szkodzi. Ma pan rację i ja się z tym zgadzam, ale sam pan wie jak długo zastanawiałam się nad tym rozwodem, w znacznym stopniu właśnie z powodu dzieci.
- Decyzja i tak w pełni należy do pani, a dzieci z czasem zapomną, zrozumieją. Może ja się nie znam, ale w tym wieku to chyba najprościej jest się obrazić nie rozumiejąc dlaczego.
- I tutaj też ma pan rację.
- Kochanie skąd Ty to wiesz? – popatrzyła na niego z uśmiechem i zaciekawieniem
- Uczyłem się od małych Waligórów. Kuba jest w tym mistrzem. – rozbawił tym obie panie. – Powiedziałem coś nie tak?
- Nie, nie. Skąd. Chodźmy mistrzu, bo z tego co pamiętam to obiecałeś mi obiad, a mam wrażenie, że chcesz się z tego wymigać. – mrugnęła okiem w stronę Marty zakładając na siebie płaszcz.
- Nic z tych rzeczy.
- Skoro tak to możemy iść. Marta poradzisz sobie z tymi dokumentami?
- Tak, jasne. Dam sobie rade.
- W takim razie do jutra.
- Do jutra.
- Dowidzenia.
- Dowidzenia.
Pożegnali się z Martą i zjechali windą na dół. Po chwili stali już przy samochodzie Miłowicz.
- To co, ja prowadzę? – zapytał podprowadzając ja do drzwi od strony pasażera
- No dobra niech Ci będzie.
- Proszę bardzo. – otworzył przed nią drzwi prosząc by wsiadła, a sam chwile później też siedział już w samochodzie za kierownicą.
- Jesteś pewien, że sobie poradzisz? – zapytała chcąc się z nim podroczyć
- A dlaczego miałbym sobie nie poradzić? – odpalił silnik samochodu i spojrzał na nią zdziwiony jej pytaniem
- Nie prowadziłeś jeszcze tego samochodu.
- Madzia samochód to samochód. Cztery kółka, kierownica i silnik pod maską. Standard. Nie widzę tu niczego, co mogłoby mnie zaskoczyć. To co, na Wiejską?
- Mhm.
Na Wiejskiej znaleźli się po pól godzinie. Piotr od razu zajął się obiadem, a Magda w tym czasie wzięła prysznic. Zjedli wspólnie przygotowany przez Korzeckiego posiłek, po czym zajęli miejsce w sypialni. Siedział oparty o zagłówek łóżka mając przed sobą Magdę. Obejmował ją obiema rękami w pasie czując jak delikatnie głaszcze jego ręce swoimi dłońmi.
- Rozmawiałam z mamą. Chciałam ją wypytać jak wygląda sytuacja z ojcem.
- I co?
- Niby wszystko w porządku. Zapraszają nas na Wigilie, podobno tata nie ma nic przeciwko…
- Ale?
- Ale nie wiem czy to jest dobry pomysł… Boje się, że atmosfera będzie napięta, a nie chciałabym żebyś czuł się skrępowany.
- No rzeczywiście może to nie byłaby za ciekawa sytuacja, ale wiesz, że jeśli chcesz te święta spędzić z rodzicami to ja nie mam nic przeciwko? To mogą być pierwsze święta od wielu lat. Czekałaś przecież na to. Zrozumiem, jeśli zechcesz pojechać do Olsztyna. Słyszysz?
- Słyszę.
- To Twoje pierwsze święta z ojcem. Myślę, że on też na to czeka.
- To mogą być także nasze pierwsze wspólne święta.
- My mamy przed sobą jeszcze wiele wspólnych świąt.
- Uważasz, że powinnam pojechać?
- Jeżeli tego właśnie chcesz.
- Chcę te święta spędzić z wami.
- Wiem, ja też bym tak chciał, ale tak się jeszcze w tym roku nie da. Wiesz o tym. Moja obecność u Twoich rodziców może zepsuć te święta, a przecież tego nie chcemy.
- Jeśli pojadę do Olsztyna, Ty pojedziesz do Kościeliska?
- Taka opcja nawet nie wchodzi w grę.
- W takim razie, co byś robił?
- Nie wiem, ale to nieistotne. Mną się nie przejmuj.
- Nie ma mowy, nie zostawię Cię samego.
- Madzia, nie przesadzaj. Nie możesz z mojego powodu rezygnować ze świąt u rodziców.
- Widzisz. I znowu to robisz. Chcesz zdecydować za mnie. – podniosła się nerwowo, odsuwając od niego jednocześnie patrząc w jego oczy
- Nie chce decydować za Ciebie, chce Ci po prostu powiedzieć, co w tej chwili powinno być dla Ciebie ważniejsze. Kochanie to mogą być wasze wspólne święta od ponad dwudziestu lat.
- Ale to Ty jesteś dla mnie najważniejszy, rozumiesz? – popatrzył na nią z bezradnością. Nie miał już argumentów do tego by ją przekonać do wyjazdu do rodziców. Cieszył się, że chce te święta spędzić przede wszystkim z nim, ale wiedział też jak ważne dla niej było to by spędzić je również z ojcem. – Piotruś…
- No dobrze. Chodź tu do mnie. – przyciągnął ją do siebie by powrotem usiadła opierając się o jego klatkę piersiową –W takim razie może wigilie spędzimy razem, a w pierwsze święto pojedziemy do Olsztyna. Co Ty na to?
- Ale pojedziesz ze mną?
- Pojadę, najwyżej Twój ojciec wyrzuci mnie z mieszkania.
- Tego na pewno nie zrobi. Piotruś, ja myślę, że Twoja mama bardzo by chciała, żebyś przyjechał do nich na święta.
- Wiem, że by chciała, ale to nie jest dobry pomysł. Nie wyobrażam sobie tego, żebym miał dzielic się z ojcem opłatkiem. Dlatego taka opcja nie wchodzi w grę. Skoro święta mamy omówione, to teraz kwestia sylwestra. Co robimy? Rozmawiałaś może z dziewczynami?
- Jakoś się nam nie złożyło.
- Podejrzewam, że w lokalu to już raczej nie uda nam się zaczepić, tym bardziej jeśli chcielibyśmy iść wszyscy razem, a chyba chcemy, prawda?
- Chyba tak.
- W takim razie będziemy musieli zadowolić się w tym roku domówką. Może u mnie, co?
- Może. Porozmawiam z dziewczynami.
- Tylko nie wiadomo, co z Płaskimi, bo planują wyjazd na święta i nie wiedzą kiedy wrócą.
- O czym Ty mówisz?
- Rozmawiałem dzisiaj z Wojtkiem i powiedział, że chcą posiedzieć sobie sami w święta i dlatego wyjeżdżają.
- Mariolka nic nie mówiła.
- Bo to chyba świeża sprawa.
- No i dobrze, niech jadą. Odpoczynek im się przyda.
- Też tak myślę.
- Ale z tym Sylwestrem to trzeba będzie coś wymyślić.
- Trzeba, trzeba. Koniecznie. – zaczął całować jej ramiona, kierując się pocałunkami coraz wyżej w stronę szyi. Przechyliła lekko głowę na bok. Sprawiało jej to ogromną przyjemność, jednak gdy jego dłonie znalazły się pod jej bluzką gładząc delikatnie ją po brzuchu, a jego pieszczoty na szyi i ramionach stały się coraz bardziej odważne i zachłanne postanowiła to przerwać.
- Mmmm, co robisz?
- Jesteś strasznie spięta.
- Jestem zmęczona.
- Wiem, dlatego odpoczywamy. – powiedział przerywając na chwilę pocałunki, jednak po chwili wrócił do przerwanej czynności
- To co robisz jest bardzo miłe, ale… - chwyciła go za ręką wyciągając ją spod swojej bluzki
- Rozumiem, że mam przestać.
- Mhm. Odbijemy to sobie innym razem, dobrze?
- Dobrze. Kocham Cię.
- Ja Ciebie też. Bardzo.
- Wiesz chciałem z Tobą jeszcze o czymś porozmawiać, ale boje się, że zaczynając tę rozmowę stąpam po kruchym lodzie.
- To może lepiej nie zaczynaj.
- Powinienem to zrobić już dawno.
- Możesz powiedzieć konkretnie, o co Ci chodzi?
- Chcę Cie prosić, żebyś zaczęła normalnie się odżywiać.
- Co masz na myśli?
- Madzia oboje doskonal wiemy, że w ostatnim czasie bardzo schudłaś i wiem, że prawdopodobnie się do tego przyczyniłem, ale kotku to, że żywisz się teraz sałatą, jabłkiem i wodą mineralną w niczym nie pomaga.
- Przesadzasz.
- Ja przesadzam? Madzia ja rozumiem, że stres, że praca i jeszcze wiele innych rzeczy, ale długo tak nie wytrzymasz.
- Moja mama Ci czegoś nagadała, tak?
- Nie musiała mi nic mówić, bo sam mam oczy i widzę. Ale skoro ona też poruszyła z Toba ten temat to znaczy, że cos jest na rzeczy.
- Tak żebyś wiedział, że jest! – przestawała panować nad swoimi nerwami, wiedziała, że mama się o nią martwi, ale jej zdaniem przesadzała, tak samo jak teraz Piotr. Denerwowało ją to, że zwracają jej uwagę. Zwróciła się do niego podniesionym głosem, bliskim krzyku, jednak w oczach gromadziły się łzy. Odwróciła się w jego stronę, odsuwając trochę. – Zostawiłeś mnie na kilka miesięcy, bez jakiegokolwiek znaku, nie powiedziałeś dokładnie gdzie jedziesz i po co. Każdego dnia zastanawiałam się, co mam zrobić, żebyś się do mnie odezwał. Nie miałam pojęcia, czy do mnie wrócisz, czy mam na co czekać! Martwiłam się o Ciebie, myślałam o Tobie każdego dnia! – teraz już krzyczała, emocje wzięły górę, Piotr wiedział, że kiedyś ten moment nastąpi, że Magda nie da rady dłużej trzymać w sobie tego wszystkiego, ale nie spodziewał się, że jeśli rozpocznie temat jej dbania o siebie to wzbudzi w niej takie emocje. Patrzyła na niego ze łzami w oczach, a on siedział i cierpliwie słuchał co do niego mówi. Wiedział, że tego właśnie potrzebuje, dlatego jej na to pozwalał, mimo tego, że nie był to dla niego przyjemny temat, ale przecież do tej pory nie rozmawiali jeszcze o Tym co się z nią działo w trakcie jego wyjazdu. Po za tym w tym momencie, kiedy patrzyła na niego oczyma bliskimi płaczu nie wiedział co mógłby jej powiedzieć. Jedyne czego chciał to aby się uspokoiła.
- Proszę Cię nie krzycz.
- Przepraszam. – odetchnęła opanowując nerwy, wbrew pozorom chciała porozmawiać z nim spokojnie, ale przez tyle czasu dusiła wszystko w sobie, że utrzymanie nerwów nie było w tym momencie łatwym zadaniem – Piotr, czy Ty będąc w szpitalu, chociaż przez chwilę pomyślałeś o tym, co się ze mną dzieje?
- Nie było dnia żebym o Tobie nie myślał.
- Ale mnie nie chodzi o to czy myślałeś o tym czy przypadkiem nie pojawił się w moim życiu ktoś inny. Pytam o to, czy myślałeś o tym, jak ja się czuje, co myślę, co przeżywam?
- Balem się, że ktoś zajmie moje miejsce, że nie będę miał do kogo wracać. Wiedziałem, że mnie kochasz, a mimo tego się bałem.
- Czyli nie myślałeś. – bardziej stwierdziła niż zapytała widząc jak ucieka przed nią wzrokiem
- To nie tak. Myślałem o tym jak sobie radzisz, ale wiedziałem, że nie jesteś tu sama, że jest Sebastian, Karolina, Agata. Wiedziałem, że oni są z Tobą i być może świadomość tego sprawiała, że rzeczywiście bardziej myślałem o tym czy jeszcze na mnie czekasz, czy może już dałaś sobie spokój. Ja wiem, że to egoistyczne.
- Bardzo. Ani Karolina, ani Agata, ani nawet Sebastian nie byli by w stanie zapełnić tej pustki po Tobie. Żadne z nich nie wie, czym dla mnie był Twój wyjazd. Jestem im wdzięczna za to, że ze mną byli, ale to tak naprawdę niewiele dla mnie wtedy znaczyło. Brakowało mi Ciebie, nie ich. To za Tobą tęskniłam, do Ciebie chciałam się przytulic. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo brakowało mi zwykłej rozmowy z Tobą. Potrzebowałam Cię, a Ciebie nie było. Przepraszam, że to powiem, ale swoim wyjazdem zabrałeś ze sobą wszystko co najbardziej kochałam i co było mi potrzebne. Najpierw mówisz mi, że mnie kochasz, potem się kłócimy a na koniec wychodzisz z mojego mieszkania i przez pół roku nie dajesz znaku życia. W tej sytuacji to chyba normalne, że trochę schudłam, prawda?
- Madzia…
- Piotr ja nie mówię tego po to, żeby wzbudzić w tobie poczucie winy, chcę żebyś wiedział, że ja jestem w stanie wiele wytrzymać, ale drugi raz takiej sytuacji na pewno nie. Zbyt wiele dla mnie znaczysz. Rozumiesz? – zapytała patrząc na niego, powoli przybliżając się. Nie widział, co może jej teraz odpowiedzieć. Spojrzał na nią tylko i mocno przytulił.
- Nie będzie więcej takiej sytuacji. Obiecuję. Jestem przy Tobie i już nigdzie się nie wybieram… martwię się tylko o Ciebie, bo wiem, że taka szybka utrata wagi nie wróży niczego dobrego, a ja mam jak na razie dosyć szpitali i lekarzy. – powiedział nadal trzymając ja mocno  w objęciach
- Ale wszystko jest w porządku. To że zrzuciłam kilka kilogramów o niczym jeszcze nie świadczy.
- Wiem, ale mogę się założyć, że zrzuciłaś co najmniej dziesięć kilo i to mnie martwi. Za szybko rozumiesz? O to mi chodzi.
- Wszystko jest w porządku, a ja  czuję się z tym bardzo dobrze. Możemy już skończyć ten temat? – popatrzyła na niego z nadzieją, że nie będzie chciał kontynuować tej rozmowy.
- I tak pewnie nic nie wskóram, więc chyba dalsza rozmowa na ten temat nie ma większego sensu. – w tym momencie rozdzwoniła się komórka Piotra, spojrzeli na siebie, po czym wstał z zamiarem odebrania telefonu. – No co tam Płaski. – przywitał się z przyjacielem powrotem siadając na łóżku i wyciągając w stronę Magdy rękę by przyciągnąć ją do siebie, jednak tym razem mu się to nie udało
- Zaraz wracam. – powiedziała cicho w jego kierunku nie chcąc przeszkadzać mu w rozmowie. Wyszła z pokoju zostawiając go na chwile samego
- Ty się chyba nigdy nie nauczysz poprawnie wymawiać mojego nazwiska.
- No chyba nie. O co chodzi?
- Rozmawiałeś już z Magdą o jutrzejszych planach?
- Jeszcze nie. Miałem zamiar to zrobić, ale mi przeszkodziłeś. A dlaczego pytasz?
- Tak tylko chcieliśmy mięć pewność, że to wypali.
- O to się nie martw. O 17 widzimy się pod halą.
- I jesteś tego pewien?
- Tak na 90%.
- No dobra. To nie przeszkadzam. Do jutra
- Do jutra. – rozłączył połączenie i ruszył w poszukiwaniu Magdy. Znalazł ją w kuchni jak robiła herbatę. – Gniewasz się na mnie? – zapytał podchodząc do niej i obejmując w pasie od tyłu
- Nie, dlaczego?
- Nie musiałaś wychodzić.
- Wiem, że nie musiałam, ale chciałam zrobić herbatę. Proszę. – dopiero teraz odwróciła się w jego stronę podając kubek z herbatą.
- Masz jakieś plany na jutrzejsze popołudnie?
- A masz jakaś propozycję?
- Pomyślałem sobie, że moglibyśmy pójść z Mariolą i Wojtkiem na ściankę.
- Gdzie? – zapytała zdziwiona – Chyba zwariowałeś, na żadną ściankę nie idę.-wyswobodziła się z jego uścisku i usiadła na krześle – I Ty chyba tez jeszcze nie powinieneś.
- Wiem, dlatego my byśmy sobie chwile na nich popatrzyli, a potem zabrałbym was na kolacje. Pogadalibyśmy sobie. Hm? Proszę. Jestem ciekaw jakie postępy zrobił Wojtek. Może być bardzo przyjemnie. No proszę Cię. Powiedziałem im, że na pewno mi nie odmówisz. Jak się nie zgodzisz to będą się ze mnie śmiać, a na to chyba nie pozwolisz, prawda?
- Ale Ty przecież masz odebrać jutro wyniki.
- I odbiorę, ale to wcześniej. To jak masz jakieś plany, czy dasz się skusić na ściankę  i kolację?
-  No dobra, ale będziemy tylko patrzeć?
- Jasne. A co do wyników, to nadal chcesz iść ze mną?
- Oczywiście, że tak. Musisz mi tylko powiedzieć, o której?
- Koło 11, profesor powinien być o ej godzinie. Chyba, że Ci nie pasuje, to możemy iść o innej godzinie.
- Z tego co pamiętam to o 12.30 mam klienta.
- A wcześniej, o 10? Nie wiem jak to długo potrwa.
- O 10 może być. Wyrwę się z kancelarii, nie powinno być problemu.
- Bartek nie będzie się czepiał?
- On ostatnio w ogóle się nie czepia.
- Brakuje mu Agaty.
- Może.
- To o 10?
- Mhm. Jakby się coś zmieniło to dam ci znać, ale raczej nic się nie zmieni. A co z Waligórami? Mam powiedzieć Wiktorowi, że wpadniemy do nich w piątek?
- Właściwie to czemu nie. Można by pogadać o Sylwestrze. O Maniuś, co jest? – spojrzał na kota, który zaczął łasic się do jego nóg. Wziął kociaka na ręce, przytulił do siebie głaszcząc, niemal od razu poczuł jak kot wbija swoje pazury w jego bluzę drapiąc jego bark. – Ej kocie, ale nie wbijaj we mnie pazurów. – odsunął go od siebie pozwalając mu zeskoczyć na podłogę. – Chyba jest głodny.
- Pewnie tak. W lodówce jest mleko, sięgniesz? – wstała z krzesła i sięgnęła z szafki pokarm dla kotów, po czym otworzyła i nasypała do miski. – Nic Ci nie zrobił? – zapytała widząc po jego minie gdy kot się w niego wczepił, że odczuł to trochę na ramieniu.
- Nie, zaczepił się tylko. Nalać mu tego mleka?
- Mhm. Nie jadł nic od rana. Zupełnie zapomniałam.
- Wygląda na to, że chciał Ci o sobie przypomnieć. No nic. Ja będę się zbierał.
- Musisz?
- Nie, ale zrobiło się późno, a Ty przecież chciałaś się położyć wcześniej. Zobaczymy się jutro.
- No dobra, jak chcesz. Zadzwonisz jeszcze? – podeszła do niego i dała się objąć, opierając ręce na jego klatce piersiowej
- A jak Cię obudzę.
- Przecież, nie zasnę o dziewiątej.
- No nie byłbym tego taki pewien. – uśmiechnął się pamiętając doskonale, że jeśli jest zmęczona to potrafi zasnąć dokładnie o każdej godzinie
- To chociaż napisz smsa, że jesteś już w domu, chyba, że nie wybierasz się do domu?
- No oczywiście, że nie, ale nie chciałem Ci mówić. Wojtek już od godziny czeka na mnie w pubie.
- Hehe. Jasne już Mariolka dałaby mu pub.
- Pantoflarz no nie?
- Kocha ją.
- Tak jak ja Ciebie. – wyszeptał zbliżając się do jej ust by już po chwili zatopić się w pocałunku. Trwali w tej chwili dość długo, całując się coraz namiętniej. – Chyba lepiej będzie jak już sobie pójdę. – oderwał się od jej ust i z uśmiechem ubrał na siebie kurtkę. – Mam wpaść rano ze śniadaniem?
- Nie musisz, poradzę sobie.
- W takim razie, obudzę Cię, żebyś nie zaspała. – spojrzała na niego groźnie – Żartowałem.
- Przyjadę po Ciebie jutro.
- Dobra. To pa. – ucałował ja jeszcze szybko na pożegnanie i wyszedł zamykając za sobą drzwi od jej mieszkania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz