Przekraczając granice miasta doszli do wniosku, że w związku z
tym, że Piotr zostanie u Magdy na noc lepiej będzie jeśli kota zostawią na
razie jeszcze u Sebastiana. Lepiej nie denerwować go jeszcze bardziej, skoro i
tak jest już wystarczająco niezadowolony z obecności Korzeckiego w mieszkaniu.
Na Wiejską dotarli przed 19 i po rozpakowaniu prowiantu zapakowanego przez
Teresę mieli jeszcze trochę czasu wyłącznie dla siebie.
- Chyba
będziesz musiał przychodzić do mnie na
obiady codziennie przez najbliższy tydzień.
- Nie ma
problemu. Twoja mama wiedziała co robi pakując Ci to wszystko do torby.
- Masz
rację. Zrobiła to specjalnie. Zaczynam się zastanawiać, czy Ty przypadkiem nie
maczałeś w tym palców.
- Nic z
tych rzeczy. Jeśli nie chcesz mnie gościć to możesz zapakować mi to powrotem ja
chętnie zajmę się tym wszystkim u siebie. Nic się nie zmarnuje.
- No ja nie
wątpię. – zaśmiała się cicho dobrze wiedząc jakie ilości pokarmu Piotr jest w
stanie zjeść w ciągu jednego dnia.
- Co to
było? Ten uśmiech? Chciałaś coś przez to powiedzieć? – wiedział, że się z nim
droczy, dlatego postanowił jej w tym nie przeszkadzać, tym bardziej, że
prawdopodobnie on na tym skorzysta
- Nic
kochanie. Cieszę się, że Ci apetyt dopisuje.
- Żebyś
wiedziała. Twoja mama fantastycznie gotuje.
- Mhm.
Szkoda, że tylko mama. – wiedziała, że nie jest najlepszą kucharką i wcale tego
nie ukrywała, ale liczyła na to, że
powie kilka miłych słów na temat jej zdolności kulinarnych, których dała popis
przygotowując Wigilię
- No myślę,
że Twój tata, też sobie dobrze radzi w kuchni, ale pewnie nie miał okazji teraz
się tym pochwalić. – uśmiechnął się pod nosem domyślając się, że nie takich
słów się spodziewała. Nie odpowiedziała mu ani jednym słowem. Liczyła na jego spostrzegawczość,
ale widoczni się przeliczyła. W milczeniu postawiła przed nim kubek z herbatą i
talerzyk z ciastem od matki
- Proszę.
Doceń chociaż to, że się z Tobą dziele ciastem przygotowanym, przez moja
fantastyczną matkę. – powiedziała z lekkim wyrzutem w głosie, po czym odwróciła
się od niego plecami parząc sobie kawę. Zauważył jej lekki gniew w głosie,
dlatego z uśmiechem podszedł do niej i przytulając się do jej pleców szukał w
myślach kilku miłych słów żeby ją jakoś udobruchać.
- No nie
gniewaj się. Przecież wiesz, że żartowałem. Twoja mama naprawdę świetnie gotuje
i ciężko jej dorównać, ale w Wigilię kolacja była przepyszna.
- Mówisz
tak tylko dlatego, żeby się podlizać.
- Mówię tak
tylko dlatego, że bardzo Cie kocham i bardzo Ci dziękuje za te święta. Pierwszy
raz od wielu, lat miałem normalne święta i to dzięki Tobie. – poczuła jak
delikatnie odgarnia jej włosy z szyi i
składa na niej czułe pocałunki. Z uśmiechem przechyliła głowę pozwalając mu na
te pieszczoty. Zawsze wiedział co zrobić, żeby przestała się na niego gniewać, nawet
jeśli jej złość wywoływana była jego żartami. Tym razem wkupił się w jej łaski
kilkoma szczerymi słowami zapewniającymi o jego miłości i wdzięczności za
spędzone wspólnie święta. A to co działo się teraz to był bardzo miły dodatek.
Stojąc tyłem do niego czuła jak z każdą chwila rośnie w nim pożądanie, jak jego
pocałunki z minuty na minutę stają się coraz bardziej namiętne, jak jedna jego
dłoń znajduje się już pod materiałem jej bluzki, a druga z powodu swojego
naruszonego przez kota stanu obejmowała ja mocno w pasie na wszelki wypadek
gdyby chciała się od niego odsunąć. Czekała na jego kolejne poczynania, jednak
jemu najwyraźniej nigdzie się nie spieszyło, bo od jakiejś już chwili nie posunął
się dalej jak tylko do całowania jej szyi i wsunięciu ręki pod jej bluzkę.
Złapała go za rękę i odwróciła się w końcu w jego stronę. Spojrzał na nią
przelotnie o czym zatopił się w jej ustach w czułym pocałunku, który z każdą
kolejna chwila przeradzał się w cos poważniejszego. Nie musiała długo czekać na
jego kolejny krok. Jego druga dłoń szybko znalazła się pod jej ubraniem
zajmując się już zapięciem od jej biustonosza.
- Chłopaku,
nie zagalopowałeś się trochę? – zapytała spokojnym głosem odrywając się od jego
pocałunków, jednak on jedynie popatrzyła na nią przez chwilę i ponownie zatopił
się w jej ustach. Była pewna co do tego, że za chwile znajdą się w sypialni. Co
do tego nie miała wątpliwości. Znała Piotra doskonale i wiedziała, kiedy, czego
się po nim spodziewać, dlatego takie zachowanie jak to teraz, kiedy na jej
słowa reaguje tylko krótkim spojrzeniem na jej twarz, dawało jej jasno do
zrozumienia o czym w tej chwili myśli Korzecki. Zagłuszył ją swoimi pocałunkami
i ciepłem, które teraz od niego biło do tego stopnia, że nie zorientowała się
nawet, kiedy zdjął z niej bluzkę. Ocknęła się dopiero wtedy, gdy poczuła jak
całkowicie pozbawia ją górnej części garderoby.
- Może
pójdziemy do sypialni? – to jedno pytanie w zupełności wystarczyło, by porwał
ja na ręce i zaniósł do alkowy. To,
co działo się chwilę później zapisze się w pamięci obojga jako kolejna
niezwykle ważna noc w ich związku. Z każdą kolejną taką nocą utwierdzali się w
przekonaniu, że rzeczywiście tworzą zgrany duet. Ciężko określić, czas jaki
spędzili na wyznawaniu sobie miłości, bo właściwie robili to w każdej chwili,
którą spędzali wspólnie, a w dodatku w takim momencie jak ten nie zwracali uwagi
na przesuwające się wskazówki zegara. Leżała z zamkniętymi oczami, przykryta
jedynie pościelą, a obok niej Piotr. Ten sam, co jeszcze kilka miesięcy temu
wyrządził jej krzywdę, której wydawało jej się, że nigdy nie będzie potrafiła
mu wybaczyć. Jednak stało się inaczej. Często zastanawiała się, co takiego ten
facet ma w sobie, że tak barda ją do niego ciągnie? Czym takim sobie zasłużył
na tak ogromną miłość i przywiązanie z jej strony? Tym, że pomógł pogodzić się
jej z ojcem? W końcu od tego się zaczęło. Na pewno była mu za to wdzięczna.
Tym, że potrafi wczuć się w jej nastrój i wszystko wyczytać z jej oczu, gdy
tylko na niego spojrzy? Tak, rzeczywiście znał ja na wylot i to na pewno
ułatwiało im wspólne życie. Tym, że zawsze może na niego liczyć, że zawsze jest
gotów odrzucić swoje sprawy i zając się nią, gdy tylko tego potrzebuje?
Zdecydowanie tak, to jest ta cecha którą Magdą bardzo w nim lubiła, ale też bez
przesady. Znała umór i wiedziała, co jest ważne, a co ważniejsze. Może kochała
go za ciepły i szczery uśmiech? Za orzechowe oczy, które przyciągały ją do
niego jak magnes? Za poczucie humoru, którego mu nie brakowało? Może za to, że
jest świetny w łóżku? A może po prostu za bezpieczeństwo, którym ją otacza, za
ramiona, w które tak bardzo lubiła się wtulać? Za miłość, którą czuła od niego
z każdym dniem coraz bardziej?... Tak zdecydowanie za to najbardziej go
kochała. Za tą pewność, którą znowu przy nim poczuła, wiedziała że jest przez
niego kochana i że zagościła w jego sardu na dłużej niż na chwilę. Od dłuższe
chwili opierając głowę na ręce przyglądał się jej z uwagą. Odgarnął opadające
na jej twarz włosy, odsłaniając ją w ten sposób by móc bez oporu na nią patrzeć.
Odwróciła głowę w jego stronę, otwierając przy tym oczy.
- Myślałem,
że śpisz.
- Zastanawiam
się, co takiego masz w sobie, że tak bardzo Cię kocham.
- Hm.
Podobno jestem inteligentny i bardzo przystojny. – uśmiechnął się do niej
całując przy tym w odkryte ramię
- I w
dodatku bardzo skromny.
- Tego to
akurat o sobie nigdy nie powiedziałem. Ale skoro tak mówisz, to ja kłócił się
nie będę. Po za tym mam bardzo dużo zalet.
- Tak?
Ciekawe jakich?
- To, że
jestem ładny to już wiemy i to nie ulega wątpliwością, że mądry to oczywiste, kulturalny,
bo przepuszczam Cię w drzwiach przodem, zdolny, bo nikt oprócz mnie nie
potrafił naprawić twojego samochodu. Po za tym radzę sobie w kuchni i w… łóżku.
– mówiąc to wsunął niepostrzeżenie swoją rękę pod kołdrę obejmując Magdę w
pasie
- Hehe. W
łóżku? – zaśmiała się dość głośno na jego słowa
- A nie? –
zapytał z uśmiechem wracając myślami do tego, co działo się w sypialni jeszcze
jakieś pół godziny temu.
- Nie, no
radzisz sobie. Nawet bardzo. A to co teraz robisz jest bardzo przyjemne, ale
ani kroku dalej. – powiedziała uśmiechając się do niego ciepło, czując jak
delikatnie masuje jej brzuch. Spodziewała się tego jaki będzie jego kolejny
ruch. Wiedziała, że gdyby go nie pohamowała to długo nie musiała by czekać na
to, aż jego ręka z jej brzucha przeniesie się trochę wyżej.
- Dlaczego
nie? – zapytał całując już jej szyję
- Bo, co za
dużo to nie zdrowo.
- Nie
słyszałem jeszcze żeby ktoś miał problemy zdrowotne od nadmiaru sex.
- A sexoholicy?
- Oni są
chorzy z natury. A Ty jesteś tak śliczna, że grzechem byłoby Łężec obok Ciebie
w łóżku i tego nie wykorzystać. – nie przestawał jej całować. Na początku były
to tylko lekkie pocałunki, nie prowadzące do niczego poważniejszego, ale po
chwili poczuła jak przysuwa się do niej bliżej z konkretnymi zamiarami.
- Piotrusiu,
przestań.
- Dlaczego?
– zapytał z poważną miną patrząc na nią
- Bo robi
się za poważnie.
- O to mi właśnie
chodzi. Wiesz, co właśnie sobie pomyślałem?
- Boje się
domyślać. Hehe
- Hehe.
Wydaje mi się, że będziemy musieli częściej wysyłać Twojego kota do Sebastiana.
- A pro po
kota, to zastanawiałam się czy by go nie przekazać Sebastianowi na stałe?
- Dlaczego?
- Nie
wydaje Ci się, że to trochę dziwne, że on teraz tak na Ciebie reaguje?
- Podobno
koty mają czasami jakieś zaburzenia. A że padło akurat na mnie to czysty zbieg
okoliczności. Ale nie zaszkodzi jeśli od czasu do czasu, kiedy my będziemy u
Ciebie, on będzie u Sebastiana.
- Ciekawe. Zastanowię
się nad tym, ze wskazaniem na tak, bo dzisiaj rzeczywiście było przyjemnie. –
powiedziała podnosząc się do pozycji siedzącej szukając gdzieś w pobliżu jakiegoś
kawałka materiału który mogłaby na siebie założyć.
- Tylko
przyjemnie. Liczyłem na coś więcej.
- Bardzo
przyjemnie. – odwróciła się w jego stronę nachylając się nad nim i całując
czule w usta – Przecież wiesz.
- Dokąd
idziesz? – zapytał rozkładając się na łóżku
- Do
łazienki.
- Tylko nie
na długo, bo zasnę.
- Nie będę
miała Ci tego za złe chłopaku. – uśmiechnęła się jeszcze wychodząc y szpitalni
ubrana jedynie w jego koszulę, znikając w łazience. Wzięła kilkuminutowy
prysznic i poszła jeszcze do kuchni zrobić sobie i Piotrowi herbatę jednak gdy wróciła
do sypialni zastała śpiącego w najlepsze Korzeckiego. Nie pozostało jej nic
innego, jak tylko wtulić się w jego ramiona i zasnąć spokojnym snem przy jego
boku. Kiedy kolejnego
ranka otworzyła oczy, nie było go obok niej. Przez chwilę zastanawiała się
gdzie może być, ale szybko do jej uszu dotarły lekkie odgłosy dochodzące z
kuchni. Nie miała najmniejszego zamiaru wstać z łóżka, dlatego postanowiła poczekać
na niego w sypialni. Nie miała nawet ochoty wstać do toalety, ani ubrać się w
coś konkretniejszego niż jego koszula. Wtuliła się ponownie w poduszkę
nakrywając mocniej kołdrą. Wszedł do sypialni po kilku minutach z tacą, na
której przyszykował śniadanie dla obojga. Odłożył tacę na stolik i położył się
jeszcze obok niej.
- Kochanie może już dosyć tego spania, co?
- Mmymm. – wymruczała jedynie nie otwierając nawet
oczu, by na niego spojrzeć
- A może jednak? Zrobiłem śniadanie.
- Ktoś tu chyba zgłodniał. – otworzyła oczy i
podnosząc się trochę wyżej oparła się o oparcie łóżka
- Troszeczkę.
- A ja bym jeszcze chętnie pospała.
- To może kawa Cię obudzi, hm? – zapytał podając jej
do ręki filiżankę z kawą
- Dziękuje. Gdybym nie musiała iść do kancelarii to
nie ruszyłabym się z łóżka.
- Nie wyspałaś się?
- Nie do końca.
- To zrób sobie wolne. Wiktor na pewno nie będzie
miał nic przeciwko. Nie zdziwiłbym się nawet gdyby sam nie przyszedł do pracy.
- Muszę iść chociaż na chwilę. Mam nie pozamykane
sprawy. W dodatku Marty dzisiaj nie będzie.
- Ale jutro masz wolne?
- Zależy jak mi dzisiaj pójdzie. Podaj to śniadanie,
zobaczy co tam przygotowałeś. – uśmiechnęła się lekko do niego czekając aż
postawi przed nią tace ze śniadaniem
- To może
pójdę z Tobą i Ci pomogę?
- Poradzę sobie.
- Wiem, że sobie poradzisz, ale zrobiłabyś to
szybciej gdybym Ci pomógł.
- A co, z Twoją pracą?
- Mnie niewiele zostało. W poniedziałek siedziałem
tak długo, więc dzisiaj mam znacznie mniej do zrobienie
- Zdzwonimy się, dobrze?
- No dobrze, jak chcesz. W każdym bądź razie jestem
do Twojej dyspozycji. – Zjedli wspólnie śniadanie, po czym Magda zniknęła na
dłuższą chwile w łazience, przygotowując się do wyjścia do pracy. Odwiozła
Piotra na Polną i po czułym pożegnaniu ruszyła w kierunku kancelarii. Od razu
przy wejściu natknęła się na Wiktora.
- Cześć Magda. A co Ty tu robisz?
- Cześc. Jak to co? Podobno pracuję.
- Byłem prawie pewien, że zrobisz sobie wolne.
- Nie umawialiśmy się co do wolnego na dzisiejszy
dzień.
- Niby nie, ale przecież nic by się nie stało.
- Mam trochę papierkowej pracy, ale jeśli w miarę
szybko się z tym uwinę to uciekam stąd.
- Hehe. No dobrze. A jak tak święta?
- A dziękuje, dobrze. Mama kazała was pozdrowić. A u
was jak. Jak dzieciaki?
- A dużo by tu mówić, ale nudno nie było. Wiesz jak
to dzieciaki. Przez całe trzy dni nie dały nam ani chwili wytchnienia.
- Hehe. I bardzo dobrze.
- No nic ja uciekam, mam coś do załatwienia w
sądzie. Zdaje się, że zostajesz sama, bo Łukasz został z Kasią i małym w domu,
Bartek nie wrócił od rodziców, a Marta to sama wiesz.
- Czyli mam spokój?
- Możesz sobie do towarzystwa zaprosić Piotra. –
uśmiechnął się, zakładając na siebie płaszcz
- Lepiej nie. Lubię pracować w spokoju.
- Jakbyś jednak zmieniła zdanie, to bardzo proszę,
ja nie będę wam przeszkadzał. Pa.
- Pa. – pokręciła jedynie głową i z uśmiechem na
twarzy skierowała się do swojego gabinetu. Ilość papierków jakie miała do wypełnienia
niestety zaskoczyła ja negatywnie. Wiedział, że jest tego sporo, ale nie
spodziewała się, że aż tak, dlatego, wzięła się szybko do pracy, by jak
najszybciej wrócić do domu. Piotr po powrocie do domu wziął kąpiel, ogolił się
i już po godzinie był gotowy do wyjścia do kancelarii. Zamówił taksówkę, by dotrzeć
do pracy w jak najszybszym tempie, jednak ani pogoda, ani spowodowane nią korki
nie ułatwiły mu tego w żaden sposób. Ostatecznie dotarł na miejsce ładnych parę
minut później niż się tego spodziewał, ale na szczęście nie miał zbyt dużo
pracy, dlatego późna godzina nie przeszkadzała mu tak bardzo. W czasie, gdy w
Warszawie praca znowu stała się dla wielu ludzi sprawą priorytetową, w Krakowie
u Marioli i Wojtka czas jakby zatrzymał się w miejscu. Od kilku dni cieszyli
się tylko sobą nie licząc kilku rozmów telefonicznych z przyjaciółmi.
- Kochanie, a może jednak zostalibyśmy jeszcze na
kilka dni? Sylwester może być tak samo przyjemny jak Wigilia. – Wojtek starał
się przekonać do swojego pomysłu Mariolkę spacerując z nią po jednej z
krakowskich ulic.
- Wojtuś, być może i byłoby przyjemnie, ale ja
jednak chciałabym spędzić tego Sylwestra w Warszawie. Piotrek mówił, że bardzo
liczą na naszą obecność.
- A na co my im tam jesteśmy potrzebni? Świetnie
sobie poradzą bez nas. Być może nawet nie zauważą, że nas nie ma.
- Na to raczej bym nie liczyła. Dlaczego, nie chcesz
pójść do Karoliny i Wiktora?
- Nie powiedziałem, że nie chcę. Ale może warto się
nad tym zastanowić? To nasz pierwszy Sylwester.
- A nie słyszałeś o tym, że jaki nowy rok, taki cały
rok?
- No właśnie dlatego, wołałbym zostać. Bylibyśmy
sami.
- I potem przez cały rok też. Nie Wojtek, dobrze się
czuję w towarzystwie Waligórów i chętnie spędzę z nimi Sylwestra.
- No dobrze. Wrócimy, skoro tak bardzo Ci na tym
zależy.
- Najlepiej w niedzielę, bo ja na poniedziałek
umówiłam się już do fryzjera.
- Proszę?
- No, nie
patrz tak. Chyba nie myślisz, że pojdę do Waligórów prosto z drogi. Wojtek
zejdź na ziemie.
- Dobrze,
już dobrze. W niedzielę, będziemy w Warszawie.
Magda już
od dobrych trzech godzin pracowała w pocie czoła, chcąc jak najszybciej uporać
się z zaległościami. Przerażona, zastanawiała się jak to możliwe, że nazbierało
jej się tego aż tak dużo. Zawsze była obowiązkowa i starała się nie zostawiać
pracy na później, ale teraz winien temu wszystkiemu był przede wszystkim jej
tygodniowy urlop, kiedy pojechała do Kościeliska. Właśnie zamykała kolejną już
tego dnia teczkę, gdy rozdzwonił się jej telefon. Odszukała go gdzieś w stercie
papierków i spojrzawszy na wyświetlacz przyłożyła aparat do ucha.
- Cześć
Karolina.
- Cześć.
Wiktor mówił mi, że jesteś w kancelarii, dlatego dzwonie zapytać jak długo Ci
jeszcze tam zejdzie, bo chętnie zabrałabym Cię na spacer?
- Wiesz co,
myślę, że za jakieś dwie godzinki będę wolna.
- O to
świetnie.
- A coś się
stało?
- Nie.
Muszę po prostu odpocząc trochę od dzieciaków. Te trzy dni świąt były bardzo
przyjemne, ale i męczące.
- Wiktor mi
coś wspominał. W takim razie gdzie się widzimy?
- Może w
parku? Tam gdzie zawsze?
- W
porządku. To o 12.30 tam gdzie zawsze.
- Mhm.
Dzięki jesteś moim zbawieniem. Pa.
- Hehe. Pa.
Rozłączyła
połączenie z Karoliną i natychmiast wybrała numer Piotra, chcąc poinformować go
o zmianie planów.
- Tak
słucham? – usłyszała znudzony głos ukochanego
- Cześć
kochanie. Słyszę, że poranny entuzjazm gdzieś uleciał.
- Cześć.
Żebyś wiedziała.
- Mówiłeś,
że nie masz dużo pracy.
- Bo nie
mam. Dlatego zaczynam się nudzić i wkrada się we mnie taki mały leń.
- To może wróć
do domu i zajmij się czymś innym?
- A mogę przyjść
do Ciebie?
- Piotruś,
bo Karolina do mnie dzwoniła i chciała się spotkać.
-
Wieczorem?
- Nie.
Umówiłam się z nią na 12.30
- To mam się
sam sobą zając przez najbliższych kilka godzin?
- Kochanie
przepraszam, ale poradzisz sobie.
- Nie no
pewnie, że sobie poradzę. Najwyżej padnę z nudów. Nie mam nawet do kogo ust
otworzyć.
-
Biedaczek. – powiedziała czule do słuchawki chcąc choć trochę go pobudzić do
jakiegokolwiek działania – To może przyjdziesz do parku? Będzie tylko Karolina.
Spacer dobrze Ci zrobi. Dotlenisz się trochę, obudzisz.
- Może.
Jeśli będzie mi się chciało.
- Hehe.
Dobrze chłopaku. Jak Ci się zachce, to znajdziesz nas w parku. A jak nie to
zadzwoń, zabiorę Cię na spacer i trochę rozruszam.
- W łóżku?
- Piotruś…
-
Żartowałem. Widzimy się w parku, a jak nie to przyjedź do mnie.
- Dobrze.
To do zobaczenia.
- Całuje.
Pa.
- Pa.
Oboje wrócili do pracy. Magda zdecydowanie żwawiej
od Piotra, ale co zrobić? Każdy czasami ma gorszy dzień mimo tego, iż
poranek wcale tego nie zapowiada. Ponad dwie godziny później Magda spacerowała
już z Karoliną po parku, rozkoszując się przyjemnym jak na tę chwilę chłodem.
-
Przepraszam, że tak Cię wyciągam w trakcie dnia, ale czułam, że jak nie wyjdę
dzisiaj z domu to w którymś momencie eksploduję.
- Hehe. Aż
tak?
- Wiesz,
dzieci mają swój urok, ale maja też swoje humorki, których ja czasami mam dość.
Mieliście pewnie z Piotrem jakieś plany?
- Nie skąd.
Piotr był u siebie w kancelarii także nie ma problemu. Zresztą rozmawiałam z
nim przez telefon i raczej nie zapowiadało się na to, żeby planował coś
konkretnego. Chyba że siedzenia na kanapie z pilotem w ręku.
- Czyli, że
nie tylko ja mam ciężki dzień.
-
Najwyraźniej.
- Powiedz
mi jak tam święta? Wszystko w porządku?
- Tak.
Zdaje się, że tak. Wigilia bardzo miło. Spokojnie.
- To
najważniejsze. Byliście w Olsztynie?
- Tak.
Wygląda na to, że tata rzeczywiście nie ma nic przeciwko Piotrowi.
-
Rozmawiali ze sobą?
- Na
początku było trochę sztywno, ale poszli się przejść, porozmawiali z tego co
wiem to konkretnie i później było już coraz lepiej.
- To
świetnie. Nie cieszysz się?
- Cieszę,
ale ja też rozmawiałam z tatą i wiem, że minie dużo czasu zanim zaufa Piotrowi.
On ciągle uważa, że Piotr myśli o Dorocie.
- Bo pewnie
tak jest.
- Też tak
myślisz?
- Madzia,
przecież to oczywiste i normalne. Była jego żoną. Nie wymaże jej z pamięci, ale
to nie znaczy, że Cię nie kocha.
- Tak
właśnie powiedział mi Piotr, kiedy go o to zapytałam.
-
Powiedział Ci prawdę. To dobrze.
- Dobrze,
ale to nie zmienia faktu, że ona jednak będzie obecna w naszym życiu. I niby o
tym wiedziałam, ale teraz to bardziej do mnie dociera.
-
Wolałabyś, żeby Ci wmawiał, że nie wraca do przeszłości, ze o tym nie myśli?
- Sama nie
wiem. Chyba nie.
- No
właśnie. Była żona zawsze będzie byłą żoną, ale to Ty jesteś najważniejsze i
chyba nie masz co do tego wątpliwości?
- Nie.
Teraz już nie.
- I tak
powinno być. Piotr to porządny facet i na pewno nie chce Cię skrzywdzi. I na
tym powinnaś poprzestać. Powiedz mi lepiej, czy wybierasz się jutro ze mną do
kosmetyczki?
- A o
której?
- Na 11.
- Nie dam
rady. O 10.30 mam wizytę u lekarza.
- Do
jakiego lekarza?
- Do
ginekologa.
- Aaaa. Już
myślałam, że coś się stało. A może jednak się stało? – zapytała z uśmiechem
- Nie. A
już na pewno nie to o czym pomyślałaś. Szczerze mówiąc nie wiem co powinnam
zrobić.
- Tzn.?
- Chodzi mi
o tabletki. Nie wiem, czy zacząć znowu, czy nie.
-
Rozmawiałaś o tym z Piotrem?
- Tak. Chce
mieć dziecko z Piotrem, ale nie wiem czy już teraz.
- Dziewięć
miesięcy to nie teraz.
- Wiesz o
co mi chodzi. Po rozmowie z Piotrem i jego lekarzem doszliśmy do wniosku, że
lepiej będzie jeśli poczekamy jeszcze trochę. Zresztą ja zawsze chciałam, żeby
wszystko działo się po kolei.
- No to
skoro podjęliście z Piotrem decyzję, że dajecie sobie jeszcze czas, to w czym
problem?
- W tym, że
boję się, że jeśli będę brała tabletki jeszcze przez jakiś czas to później mogę
mieć problemy z zajściem w ciążę, a z drugiej strony…
- A z
drugiej strony nie będziecie przecież z Piotrem unikać zbliżeń, bo tego się
raczej zrobić nie da. – dokończyła za nią widząc, że nie wie jak wyrazić to o
czym myślała
- No
właśnie. Boję się, że za którymś razem coś pójdzie nie tak i nasze plany będą
musiały ulec zmianie.
- Magda nie
możesz za każdym razem zastanawiać się czy zajdziesz w ciąże, czy nie.
- Piotr też
mi to mówi i ja też o tym wiem, ale to silniejsze ode mnie.
- To może
lepiej żebyś przeszła na te tabletki. W większości przypadków nie ma potem
problemów.
- Niby nie,
ale właśnie po to chcę pójść jutro do tego lekarza. Porozmawiać. Może mi coś
doradzi.
- Madzia,
ale tak właściwie to poza tym, że chcesz żeby wszystko było po kolei to jest
jeszcze jakiś powód dla którego wolelibyście poczekać z tym dzieckiem?
- Lekarz
Piotra powiedział nam, że organizm Piotra nie jest jeszcze do końca oczyszczony
z leków i że mogłoby się tak zdarzyć, że może mieć to wpływ na płód. Dlatego
zdecydowaliśmy się z Piotrem trochę poczekać.
- Decyzja i
tak należy do was. To wy musicie wiedzieć, czego chcecie.
- I w tym
właśnie problem, że my sami chyba nie wiemy.
- Głownie to chyba Ty nie wiesz. Mam rację?
- Piotr nie nalega, nie naciska
na mnie, ale wiem, że chciałby tego dziecka.
- Przed wyjazdem już chciał,
- Na szczęście wtedy nie uległam. I może właśnie
teraz też nie powinnam. Przynajmniej na razie.
- Może masz
rację. Co prawda znasz Piotra i kochasz go, ale rzeczywiście od jego powrotu
minęło mało czasu. Może pośpiech to faktycznie nie jest najlepszy doradca.
Zwłaszcza w tak ważnej sprawie jaką jest dziecko.
- Właśnie.
Też tak myślę. Nie mogę podjąć decyzji o dziecku od tak sobie.
- Piotr
idzie jutro z Tobą?
- Nie, no
coś Ty.
- Madzia, a
może właśnie powinien? To wasza wspólna sprawa. Chociaż z drugiej strony lepiej
nie ciągnąc go tam za sobą na siłę.
- Pytał,
czy ma iść ze mną? Myślisz, że naprawdę chciałby pójść, czy tak tylko zapytał?
- Nie wiem
Madzia. Każdy facet inaczej reaguje na wizyty u ginekologa, ale jeśli Piotr
zapyta Cię jeszcze raz to możesz się nad tym zastanowić. I może właśnie
będziesz miała na to okazję, bo zdaje się, że Twój mecenas Cię szuka. –
powiedziała zauważając zbliżającego się do nich Korzeckiego
- A jednak.
Mówił, że nic mu się nie chce. Myślałem, że jednak zdecyduje się na to
popołudnie przed telewizorem.
- Pomyłka. –
uśmiechnęła się przyglądając się Piotrowi – Cześć Piotr.
- Cześć. –
przywitał się z nią całusem w policzek, a następnie z Magdą czułym pocałunkiem
w usta.
- Jednak Ci
się zachciało? – zapytała Magda czując już jak Korzecki chwyta ją za dłoń
- Zachęciłaś
mnie. Chyba nie będę wam przeszkadzał?
- Nie.
Nawet dobrze, że jesteś, bo nie ma nam kto kawy postawić. – uśmiechnęła się w
jego stronę Karolina
- Aha.
Zrozumiałem. W takim razie zapraszam. – spacerkiem dotarli do przytulnej
restauracji, gdzie Piotr ufundował paniom kawę i ciacho. Siedzieli i rozmawiali
swobodnie na różne tematy, jednak, gdy na zegarkach wybiła 16 Karolina
stwierdziła, że czas najwyższy zbierać się do domu, gdzie czekają na nią dzieci
i zapewne już Wiktor. Nie zatrzymując zapracowanej matki, Piotr poszedł
zapłacić za zamówienie a one w tym czasie czekały na niego na zewnątrz
zamieniając ze sobą jeszcze parę słów.
- Karolina
a co do Sylwestra to wiesz, że chętnie Ci pomożemy? Musisz nam tylko powiedzieć
w czym.
- Co w
czym? – zapytał podchodząc do nich Piotr
- Mówię
Karolinie, że chętnie pomożemy jej z Sylwestrem.
- Nie
trzeba. Poradzimy sobie z Wiktorem i panią Helenką.
- Panią
Helenką chcesz się wyręczać?
- Sama
zaproponowała. Powiedziała, że i tak musi coś przygotować do jedzenia dla
swojej rodziny, więc udostępniłam jej naszą kuchnię i zapewniłam transport do
domu.
- Sprytnie.
– zaśmiał się Piotr
- Trzeba
wiedzieć jak się ustawić. – uśmiechnęła się kierując się z nimi w stronę
parkingu, gdzie zostawiła samochód
- Chyba też
pomyślę o takiej opiekunce. – zażartował Piotr, jednak uśmiech znikł z jego
twarzy natychmiast gdy oberwał od Magdy w ramię
- Czegoś Ci
brakuje? – zapytała go już z uśmiechem
- Nie,
skąd, ale zawsze może być lepiej. A taka pani Helenka to skarb.
- Tu akurat
się z Tobą zgadzam. Zginęlibyśmy bez niej. – przyznała mu racje stojąc już przy
samochodzie. – Dzięki za spacer i kawę i widzimy się we wtorek?
- Chyba, że
wyskoczymy gdzieś w niedziele, na łyżwy na przykład? – zaproponował Piotr
otwierając przed Karoliną drzwi od samochodu
- Właściwie
to czemu nie. Dzieciakom przyda się trochę ruchu.
- A
rodzicom spokoju. Hehe.
- Też.
Trzymajcie się, pa.
- Pa. –
patrzyli chwile w stronę odjeżdżającego samochodu przyjaciółki
- A Ty gdzie
zostawiłaś samochód? – zapytał odwracając się w jej stronę
- Przy
drugim wejściu. Jedziemy do domu?
- A Maniek?
- Odbiorę
go później.
- Ok. A
może dasz się zaprosić na obiad, hm?
- Chętnie,
ale nie tym razem. Mam przecież pełną lodówkę jedzenia. Co ja z tym potem
zrobię?
- No tak.
Dobra to w takim razie zjemy u Ciebie. Jeszcze lepiej. – uśmiechnęła się nikle
w taki sposób, że nawet tego nie zauważył. Trzymając się za ręce udali się w
stronę parkingu, gdzie Magda zostawiła samochód, a już chwilę potem odjeżdżali
wspólnie do mieszkania pani mecenas. Zaraz po obiedzie przenieśli się do
salonu, gdzie Piotr z głowa na kolanach Magdy uważnie oglądał jakiś program
kulturowy. A ona? Niby też oglądała, ale swoją uwagę znacznie bardziej skupiła
na nim. Bawiła się jego włosami obserwując jego poważną w tym momencie twarz.
Zastanawiała się nad tym co mówiła Karolina. Może rzeczywiście Piotr powinien
pójść z nią jutro do lekarze. Może nawet nie tyle powinien, co by chciał.
Pytanie tylko, czy ona też tego chciała? Wiedziała, że jeśli zapyta się jeszcze
raz o to czy pójść z nią, nie powinna mu odmawiać. W końcu ich dziecko to ich
wspólna sprawa. Zauważyła,
że od kilku minut przysypia, co chwilę starając się podnosić opadające
powieki.
- Piotruś? – pogłaskała go po policzku, uśmiechając
się na ten przyjemny widok
- Mhm.
- Co mhm?
- Może pójdziesz się położyć, do sypialni, a ja w
tym czasie pojadę do Sebastiana po kota, a jak wrócę to oglądniemy sobie jakiś
film. Hm?
- Mmymm. – mimo przysypiania wyraźnie był przeciwny
jej pomysłowi. – Może razem pójdziemy się położyć? – zapytał nie ruszając się z
jej kolan
- Nie. Ty idziesz się położyć, a ja jadę do Sobusia.
Dalej, panie mecenasie. – pchnęła go lekko za ramię, by podniósł się
umożliwiając jej wstanie
- Już nie mogę się doczekać wiosny.
- Hehe. Co? – zaśmiała się nie wiedząc skąd u niego
taki nagły pęd do wiosny
- Twój tata wyremontuje ten domek nad jeziorem i
będziemy mogli w nieskończoność tam siedzieć.
- No tak chyba nie do końca w nieskończoność. Piotr
ja jadę do Sebastiana. - ubrana podeszła jeszcze do kanapy, na której siedział
i pocałowała go w policzek- Idź się położyć do sypialni.
- Mhm.
- Za godzinę będę z powrotem. Pa.
- Pa. – popatrzył jeszcze za nią, widząc już
zamykające się drzwi. Ten dzień zdecydowanie nie należał w jego przypadku do
najlepszych. Od samego rana nie miał na nic ochoty. Praca nie wychodziła mu
najlepiej, ponieważ nie mógł się na niczym skupić. Późniejszy spacer trochę go
rozbudził jednak, odkąd jest w mieszkaniu znowu dopadło go całkowite lenistwo i
zniechęcenie do czegokolwiek, dlatego przystanął na pomysł Magdy i zdecydował
się położyć na trochę w jej sypialni. Magda w zadziwiająco szybkim tempie
dojechała na Inżynierską, parkując samochód przed kamienicą.
- Nie spodziewałem się Ciebie o tej godzinie?
- Przyznaj, że najlepiej w ogóle byś się mnie nie
spodziewał. – uśmiechnęła się rozsiadając się w fotelu
- Szczerze mówiąc to tak.
- Wiedziałam, ale niestety. Musisz oddać mi dzisiaj
Mańka.
- A co na to Piotr?
- Piotr nie ma nic do gadania. To mój kto.
- Ale zdaje się, że nie za bardzo przepada za
Korzeckim.
- Przepada, nie przepada, będzie musiał się
przyzwyczaić.
- Piotr, czy kot?
- Nie wygłupiaj się, dobrze? Oczywiście, że kot, a
jak się nie przyzwyczai to wtedy pomyślę o Twojej ewentualnej opiece nad nim.
- Przemyśl to, bo jeśli mu nie przejdzie to Piotr
będzie miał nieprzyjemności.
- Wiem no.
- A tak właściwie to dlaczego nie zabrałaś go ze
sobą?
- Piotr ma dzisiaj gorszy dzień i wysłałam go do
łóżka.
- Źle się czuje?
- Nie. Chyba nie. Taki dzisiaj niemrawy trochę.
- Niemrawy. Mhm. – poruszył zabawnie brwiami
- Jesteście tak samo niewyżyci.
- Tak? A pod jakim względem? – udał, że nie wie o co
chodzi drażniąc się z nią coraz bardziej
- Już Ty dobrze wiesz pod jakim. – przewróciła z
niechęcenia oczami
- No właśnie nie wiem, bo staram się nie wnikać w
wasze sprawy łóżkowe. Nie chce się nawet domyślać, co tam się dzieje.
- Sebastian…
- Ty Magda, ale wzięłaś pod uwagę to, że jak wrócić
z kotem do domu, to on może wam przeszkadzać, bo zdaje się, że ma dosyć
mrużenia oczu.
- Chcesz żebym sobie poszła?
- Nie, dlaczego?
- Bo gadasz głupoty.
- No dobra. Jak wizyta u rodziców?
- Dobrze.
- Dobrze. – przedrzeźnił ją – A coś więcej?
- Rodzice kupili sobie domek nad jeziorem.
- To fajnie, ale ja nie pytam o rodziców, tylko o
rodziców i Piotra, a konkretniej to o Twojego ojca i o Piotra.
- Bałam się, że ten nasz wyjazd do Olsztyna to
będzie pomyłka, ale cieszę się, że pojechaliśmy.
- Ale rozmawiali ze sobą?
- Mhm. Na początku było trochę drętwo, ale potem tata
wyciągnął Piotra z domu i zdaje się, że rozmawiali.
- No to chyba dobrze. Czy nie?
- Dobrze, ale nie wiem o czym. A chciałabym. Wiem
tylko, że ojciec wspominał coś o Dorocie.
- Skąd wiesz? Piotrek Ci tak powiedział?
- Nie. Tata. A Ty jak sobie poradziłeś przez te dwa
dni? – szybko zmieniła temat nie chcąc rozwijać tematu jej rozmowy z ojcem
- Jak widzisz. Całkiem dobrze.
- Siedziałeś w domu?
- A co to jest? Przesłuchanie?
- Taka tylko chciałam wiedzieć. A może wpadniesz do
mnie jutro? Przywieźliśmy z Olsztyna trochę jedzenia.
- Pierogi?
- Między innymi. To co przyjdziesz?
- Jutro nie mogę, mam sesje za miastem.
- Jutro? W sobotę?
- Tak siostro w sobotę. Ale w niedziele, chętnie
pomogę pozbyć Ci się trochę jedzenia.
- To nawet dobrze, bo umówiliśmy się wstępnie na
łyżwy. Potem moglibyśmy przenieść się do mnie.
- No zobaczymy.
- Zadzwonię do Ciebie to się umówimy. A tą sesje to
gdzie masz?
- Za miastem. – uśmiechnął się tajemniczo
- Przede mną masz tajemnice?
- Przed Tobą w szczególności.
- Idę sobie od Ciebie.
- Idź, idź w domu czeka na Ciebie Piotruś.
- Żebyś wiedział, że czeka. Zabieram kota i wracam
do siebie.
- Proszę. – wręczył jej klatkę z kociakiem, całując
przy okazji w policzek
- A to za co?
- za to, że Cię mam.
- Sebuśśś… - uśmiechnęła się do niego, choć
najchętniej to by go przytuliła. Wiedziała, że trochę ostatnio go zaniedbuje,
ale wiedziała też, że Sebastian nie ma jej tego za złe, a wręcz przeciwnie,
cieszy się z tego, że jest szczęśliwa. – Też Cię kocham.
- Ja wcale tego nie powiedziałem.
- Nie musiałeś. Pa. – opuściła szybko jego
mieszkanie z Mańkiem w ręce. Przebicie się przez miasto o tej godzinie wcale
nie było łatwiejszym zadaniem niż godzinę temu, dlatego na Wiejską wróciła po
półgodzinnej jeździe przez warszawskie korki.W mieszkaniu panowała cisza.
Wyglądało na to, że Piotr jednak ja posłuchał i poszedł się położyć. Wypuściła
kota z klatki i już po chwili zajrzała do sypialni. Piotr najzwyczajniej w
świecie spał. Podeszła do niego i po ciuchu przykryła go kocem. Popatrzyła na
niego przez chwilę, po czym siadając w salonie na kanapie włączyła telewizor z
nadzieją, że znajdzie się w nim coś, co ją zaciekawi. Program o znęcaniu się
nad dziećmi wciągnął ją do tego stopnia, że nie słyszała dzwoniącego w sypialni
telefonu Piotra. Korzecki słysząc znajomy dźwięk przebudził się i z niemałym
grymasem na twarzy odebrał połączenie nie patrząc nawet na wyświetlacz.
- Słucham?
- Cześć Piotr.
- Wojtek?
- No a kogo się spodziewałeś?
- Najlepiej nikogo. Jak tam smok Wawelski?
- Dobrze.
- Kiedy wracacie?
- Ja najchętniej bym tu jeszcze trochę został, ale
Mariola chce iść na tego Sylwestra do Waligórów.
- I słusznie. Nie chcesz Sędzic Sylwestra z kumplem?
Chcesz żebym się obraził?
- Nie rusza mnie to. Zazdrościsz mi, bo sam
najchętniej zabrałbyś Magdę i nie pokazywał się nikomu na oczy przez kilka dni.
- Przyznaje masz rację. Ale poważnie mówiąc, to
szkoda jakbyście nie przyjechali na Sylwestra.
- No ba. Pewnie że szkoda, dlatego Mariola nawet nie
chce słyszeć o zostaniu jeszcze na kilka dni w Krakowie.
- To kiedy wracacie?
- Jutro wieczorem będziemy w Warszawie.
- No to świetnie. To może spotkamy się w niedziele?
- Pewnie, czemu nie.
- To odezwijcie się jak będziecie już w Warszawie.
Chyba że będzie bardzo późno, to wtedy lepiej nie bo mogę być zajęty.
- Ciekawe czym.
- … - pozostawił to bez komentarza
- Hehe. Dobra, odezwę się jutro. Pozdrów Magdę.
- Dzięki. Cześć.
- No hej.
Rozłączył połączenie i kładąc telefon obok siebie
spojrzał najpierw na siebie, a następnie w kierunku drzwi. Po kocu, którym był
lekko przykryty i po lekko uchylonych drzwiach domyślił się, że Magda musiała
wrócić już do domu. Leżał tak jeszcze przez chwili do momentu, aż Magda weszła
do sypialni.
- Nie śpisz już?
- Wojtek dzwonił.
- Obudził Cię? – zapytała siadając obok leżącego
nadal Piotra.
- Mhm.
- Dawno wróciłaś? – chwycił ją za dłoń ściskając
lekko
- Jakieś pół godziny temu.
- A gdzie ten potwór, którego powinienem się bać?
- Włóczy się gdzie po mieszkaniu. Co u Płaskich?
Wrócą na Sylwestra?
- Jutro wieczorem będą w Warszawie. – odpowiedział
przytulając się do niej i ponownie już tego dnia zamykając oczy
- Ej, chłopaku co się dzieje?
- Nic. Taki dzień śpiący. Co u Sebastiana?
- Nie chciał mi powiedzieć, co robił przez te dwa
dni. Chciałam, żeby przyszedł jutro na obiad, ale ma sesję. Może w niedziele
przyjdzie.
- Gdzie ma sesje?
- Za miastem.
- Hehe. Konkretna odpowiedź.
- Sebastian powiedział, że chętnie zajmie się kotem,
dlatego zastanawiam się, czy mu go nie sprezentować na stałe.
- Dlaczego? To, że raz mnie podrapał jeszcze nic nie
znaczy.
- Piotr, on nie zrobił tego przypadkiem.
- Może i nie, ale pewnie musi się przyzwyczaić. To
normalne. Zostaw go na razie. Może byśmy coś zjedli, hm?
- Zjedli? – zdziwiła się jego pytaniem – Ostatnio
przechodzisz samego siebie.
- Nie Martw się, w wkrótce to zrzucę.
- Co chciałeś przez to powiedzieć?
- Że wybieram się na ściankę i w żaden sposób mnie
od tego pomysłu nie odciągniesz.
- Nawet nie miałam takiego zamiaru.
- Mhm. Akurat.To co, idziemy do kuchni? – zapytał z
uśmiechem rozbawiając ją
- Ale ty odgrzewasz. Chodź. – złapała go za rękę i
pociągnęła w stronę kuchni, gdzie chwile później przyglądała się jak szykuje
dla nich posiłek. Minęło zaledwie kilka minut i postawił przed nią talerz z
niewielką ilością sałatki i kawałkiem mięsa, znając jej możliwości żywieniowe,
a następnie usiadł przy stole ze swoją porcją.
- Zaczynasz mnie przerażać. – odezwała się na widok
ilości jaką zamierza zjeść
- Dlaczego? Ktoś musi to zjeść. Żeby się nie
zmarnowało.
- I musisz to być Ty.
- No, na ciebie to raczej nie ma co liczyć. Żałujesz
mi?
- Nie, dobrze że Ci smakuje. Mama będzie zachwycona.
- I o to chodzi. Zjem i będę się zbierał. –
spojrzała na niego uważnie. Śmiał się z samego siebie. Najpierw się wyspał,
teraz się naje i spokojnie będzie mógł wrócić do siebie. Uśmiechnęła się
wiedząc, że oboje pomyśleli o tym samym. Czyżby dzisiejszego dnia wkradła się
do nich jakaś monotonia? – Na którą idziesz jutro do tego lekarza? – zaskoczona
jego nagłym pytaniem na ten temat nie zastanawiała się przez chwilę, co mu
odpowiedzieć.
- Na 10.30
- Na pewno nie chcesz żebym z Tobą poszedł? –
spojrzała na niego sama zastanawiając się czego chce
- Nie ma takiej potrzeby.
- Chcesz mi powiedzieć, że nie jestem Ci jutro
potrzebny? – zrobił poważną minę, chcąc ją trochę rozbawić.
- Jesteś, ale wole żebyś został w domu.
- No dobrze, skoro tak wolisz to ja nie nalegam. –
reszta posiłku minęła im w ciszy. Nie była to cisza spowodowana niezręcznością,
czy jakimkolwiek nieodpowiedzeniem. To była jedna z tej ciszy, która była
przyjemna dla ucha, zwłaszcza dla nich. Piotr, gdy tylko zjadł swoją porcję
spojrzał na również pusty już talerz Magdy. Wstał od stołu zabierając z niego
oba talerze z zamiarem pozmywania
- Piotr zostaw, ja posprzątam.
- Tak?
- Mhm. Zostaw. Później to zrobię.
- Ok. To ja odmeldowuje się do siebie. Zadzwonię do
Ciebie jutro rano. Może pójdziemy na jakiś spacer, potem na kolacje?
- Zobaczymy.
- Zadzwoń jutro do Karoliny i zapytaj, co z tymi
łyżwami, bo jak im nie będzie jednak pasowało, to wymyślimy sobie jakieś inne
zajęcie na niedziele.
- Zadzwonię, ale pewnie chętnie pójdą na łyżwy.
Zwłaszcza dzieciaki.
- chyba, że Wiktor wymyśli im lepsze zajęcie. –
powiedziała zakładając na siebie kurtkę – Dobra, to daj buziaka, bo będę sam
przez całą noc i pół jutrzejszego dnia, a to nie wpłynie na mnie za dobrze.
- Mmmm. Pa. – pocałował ją czule na pożegnanie i już po
chwili zamknął za sobą drzwi od jej mieszkania. Posprzątała po przygotowanej
przez Piotra obiadokolacji i usiadła jeszcze na chwilę w salonie z pilotem w
ręku. Zaczynała zastanawiać się czy dobrze zrobiła mówiąc Piotrowi, że nie ma
potrzeby żeby szedł jutro z nią do lekarza. Wcześniej obiecała sobie, że jeśli
tylko Korzecki zapyta ponownie to nie będzie się upierała i pozwoli mu pójść, a
wcale tak nie zrobiła. Ale z drugiej strony, Piotr wcale nie nalegał. Po prostu
zapytał, a ona odpowiedziała mu to, co było dla niej wygodniejsze. W końcu ta
wizyta to nic specjalnego i nie było potrzeby, żeby zabierać ze sobą Piotra.
Tak jej się przynajmniej wydawało. Do tej pory po jakichkolwiek lekarzach
chodziła sama i nie przywykła do tego, że towarzyszy jej w tym mężczyzna,
zwłaszcza w wizycie u ginekologa. Dlatego doszła do wniosku, że obecność Piotra
wcale nie jest konieczna. Być może kiedyś nadejdzie taki czas, że zabierze go
tam ze sobą z większą swobodą i przyjemnością. Wieczór tak samo jak na
Piotra cały ten dzień, nie wpływał zbyt dobrze, więc o dość wczesnej godzinie
położyła się w sypialni z książką w ręku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz