TO JUŻ JEST KONIEC...

Część 10

U Waligórów poranek zaczął się znacznie szybciej niż u Magdy i Piotra. Dzieci od samego rana chciały stroić znajdującą się w ogrodzie ogromną choinkę, a że ani Wiktor, ani Karolina nie mieli sumienia im tego planu zmienić, kolejne już minuty spędzali na przedświątecznym mrozie.
- Nie miałem pojęcia, że wczoraj mówili poważnie o tej choince. – powiedział Wiktor oddalając się wraz z Karoliną od drzewka, wokół którego radośnie krążyły ich pociechy.
- Wygląda na to, że nasze dzieci nie rzucają słów na wiatr.
- Muszę o tym pamiętać, żeby następnym razem mnie nie zaskoczyły.
- Ale to jest urocze Waligóro. – uśmiechnęła się przypominając sobie wyraz twarzy męża, gdy z samego rana cała czwórka dzieci wparowała do ich sypialni z zamiarem wyciagnięcia ich z ciepłego łóżka na ten ranny mróz.
- Zwłaszcza w niedziele o ósmej rano. – odparł, po czym oddalił się w stronę domu
- Mamo, mamo zobacz! Kuba ciągle wiesz te swoje motory. Jak to będzie wyglądało. – Kalina jasno wyraziła swoje niezadowolenie z ozdób wieszanych przez brata, które jej zdaniem psują cała kompozycję drzewka
- Kuba miałeś to zawiesić na drzewku w swoim pokoju. – zareagowała na wołanie córki podchodząc do dzieci i wyjmując z ręki chłopca kolejną już ozdobę w formie dwukołowego środka transportu
- No tak, ale po pierwsze moja choinka jest tak mała, że wszystkie się na niej nie zmieściły, a po drugie myślę, że wujkowi Piotrowi by się to podobało.
-  Wujek by nawet tego nie zauważył. – dołączyła do sprzeczki najstarsza z córek Waligórów
- Nie prawda!
- Przestańcie. To co już powieszone to zostawimy, a resztę schowamy.
- Ale dlaczego? – młody Waligóra nie dawał za wygraną i nadal miał zamiar drążyć temat w ostateczności stawiając na swoim
- W przyszłym roku kupimy do Twojego pokoju większe drzewko i wtedy wszystkie motory się zmieszczą. A wujkowi na pewno bardzo spodoba się Twoje drzewko.
-Tak myślisz?
- Jestem tego pewna. – ucałowała synka w policzek chcąc w ten sposób zakończyć tę dyskusję – Chodźcie już do domu, bo przemarzniecie i całe święta spędzicie w łóżkach. Dopiero by było.
- E tam, nie jest tak zimno? Moglibyśmy jeszcze ulepić bałwana.
-  Julka bałwana ulepicie jutro. Wystarczy, że tak ślicznie ubraliście choinkę. Idziemy do domu. – chwyciła drobną rączkę Julki i razem z pozostałymi dziećmi udała się do domu, gdzie z gorącą herbatą dla każdego czekał już Wiktor. Magda z Piotrem swój dzień rozpoczęli grubo po dziesiątej. Zjedli wspólnie śniadanie, po którym każdy z nich oporządził się w łazience. Po tych czynnościach Piotr zapakował choinkę do samochodu i dopiero wtedy mogli spokojnie ruszyć na Wiejską. A tam z kolei nie było już tak miło jak na Polnej, czy chociażby u Waligórów, bo już od samego progu przywitał ich wygłodniały kot.
- O matko! Zupełnie o nim zapomniałam. – stojąc jeszcze w przedpokoju spojrzała na Piotra słysząc niezadowolenie w miauknięciu kota. Korzecki zaśmiał się jedynie stawiając choinkę na podłodze i rozbierając się z kurtki
- Nie ma co, teraz to on już na pewno nie pozwoli mi się dotknąć. – powiedział podchodząc do niej i przejmując od niej płaszcz z zamiarem odwieszenia go na wieszak
- To Twoja wina. Zatrzymałeś mnie u siebie podstępem. Miałam zamiar normalnie wrócić do domu i zając się nim, a nie Tobą.
- Może lepiej nie mówmy przy nim przez kogo go zaniedbałaś.
- Maniuś, chodź.- wzięła kota na ręce po czym od razu skierowała się w stronę kuchni
- Teraz to Maniuś, a wczoraj przez cały wieczór i noc nawet o nim nie wspomniałaś.
- Przestań. Maniuś nie słuchaj, pan wygaduje głupoty – uśmiechnęła się do siebie, chcąc to ukryć przed Piotrem, by nie utwierdzać go w tym co powiedzie, chociaż rzeczywiście przez cały ten czas kiedy była na Polnej zupełnie zapomniała, że w mieszkaniu czeka na nią pupilek.
- Głupoty. Mhm. Hehe. Oj dziewczyno, jak tak możesz?
- Widocznie mogę.
- Wiesz co? – stanął przez chwilę w miejscu tuż za nią kładąc swoje ręce na jej biodrach, a ona wpatrywała się w kota, który z apetytem zajadał się kocim przysmakiem, przed chwilą przez nią wyłożonego do miseczki
- Hm?
- Kot, to kot. Swoją drogą, ale o mnie to pod żadnym pozorem nie zapominaj, ok? On jak widać jakoś to przeżył, ale ja, to co innego. – nie odwracając się do niego uśmiechnęła się lekko. Właśnie powiedział jej, że nie potrafi bez niej żyć, a to jest jedno z tych zdań, które każda kobieta chce usłyszeć od mężczyzny którego kocha i również nie wyobraża sobie życia. Mimo tego, że powiedział to oblekając w żart miało to dla niego tak samo duże znaczenie, jak i dla niej. Porozmawiali sobie jeszcze przez chwilę, jednak nie trwało to długo, bo Magda miała przecież na ten dzień mnóstwo świątecznych planów. Dlatego po nie całych trzydziestu minutach znaleźli się w salonie ozdabiając choinkę. Obojgu sprawiło to ogromna przyjemność. Magdzie ponieważ dopiero teraz po raz pierwszy poczuła nadchodzącą magię tych świąt. W zeszłym roku niby też byli razem, ale wyjazd Piotra do Zurychu popsuł ich plany i te święta nie wyglądały tak jak oboje to planowali. Ale w tym roku będzie inaczej. I tego była pewna, ponieważ wiedziała, że nagle nie pojawi się jego była żona, która będzie potrzebowała jego pomocy. I dzięki temu była spokojna. Jedyne czego się obawiała to być może trochę ich wizyty w Olsztynie. A Piotr? On tak naprawdę po raz pierwszy od kilku lat spędzi te święta tak jak przystało, tak jak było to jeszcze, kiedy mieszkał z rodzicami, z tą tylko różnicą, że Wigilie spędzi nie z rodzicami, a z Magdą. Wspólne strojenie drzewka przypieczętowali czułym całusem, po czym ponownie zajęli miejsce w kuchni popijając herbatę.
- To jaki kolejny punkt na Twojej liście dzisiejszych obowiązków?
- No przecież mówiłam, Ci wczoraj. Nie wypuszczę Cię z mieszkania dopóki nie pomożesz mi z gotowaniem.
- Nie wypuścisz?
- Nie ma nawet takiej możliwości. – pokręciła przecząco głową chowając swoje usta w kubku z ciepłym napojem
- To dobrze. Nie mam nic przeciwko. Zajmiemy się czymś innym. Nudzić się na pewno nie będziemy.
- Wiesz, że jesteś niewyżyty?
- Wiem, ale to przez Ciebie. Tak sobie mnie wychowałaś.
- No właśnie ja już nie mogłam nic z tym zrobić. Ktoś mnie w tym uprzedził, a faceta w tym wieku to już się zmienić nie da. – domyślił się ma na myśli Dorotę. Prawdopodobnie osoba jego byłej żony przyszła jej na myśl przez przypadek, ale jednak, teraz zastanawiał się tylko co jej odpowiedzieć, by myśl o Dorocie w miarę szybko rozwiać
- Pewne zachowania wynosi się z domu.
- Chcesz mi powiedzieć, że Twój tata też taki jest?
- Nie wiem jaki jest, ale być może kiedyś taki był. – myślała przez chwilę nad tym co powiedział. Zastanawiała się w jak dużym stopniu jest podobny do ojca i czy przypadkiem właśnie to podobieństwo nie jest głównym powodem ich nieporozumień.
- Mogę Cie o coś zapytać?
- Pewnie.
- Czy w tej Twojej kłótni z ojcem chodziło tylko i wyłącznie o Dorotę? – zaskoczyła go tym pytaniem. Nie spodziewał się go w tym momencie. Nie wiedział, co ma jej powiedzieć.  Cała historia jego nieporozumienia z ojcem jest dłuższa niż prawdopodobnie Magdzie się wydawało i opowiadanie wszystkiego od samego początku zajęłoby dużo czasu, którego raczej teraz nie mieli. Milczał przez chwilę. Patrząc w jeden punka za oknem zastanawiał się co ma jej powiedzieć. – Przepraszam, jeśli nie chcesz to nie mów. – przerwała mu rozmyślanie widząc, że to raczej nie jest temat, którego Piotr w tym momencie chciałby się podjąć
- Nie, to nie o to chodzi. Po prostu mnie zaskoczyłaś. Zastanawiam się, co mam Ci powiedzieć.
- Najlepiej prawdę.
- Tylko, że to jest strasznie obszerny temat.
- Ale chodzi tylko o nią?
- … - przeniósł swój wzrok z jej osoby na stojący przed nim i trzymany w ręku kubek z herbatą – Madzia, sprawa z Dorotą była taką kropka nad „i”. Między nami tak naprawdę zawsze coś było nie tak. Być może na początku, jak byłem mały to wtedy jakoś to wszystko zupełnie inaczej się między nami układało, ale zdecydowanie bardziej pamiętam te gorsze momenty. Byłem starszy, więc takie sytuacje bardziej utkwiły mi w pamięci, ale zdarzało się, że było dobrze. Nie mogę powiedzieć, że mi czegoś brakowało. Rodzice zawsze o mnie dbali i wiem o tym, że chcieli dla mnie jak najlepiej, ale w zamian za to ojciec bardzo dużo wymagał. Chciał mnie mieć ciągle pod kontrolą.
- Na tym między innymi polega rola rodzica.
- Tak, ale bez przesady. Każde dziecko w końcu dorasta, chce iść swoją drogą. A mój ojciec tego właśnie nie akceptował.
- Jesteś jego jedynym synem. Chciał Cię chronić.
- Ja o tym wiem. I robił to. Chronił mnie przed każdym, ale nie przed samym sobą. I na tym polega głównie jego błąd. U każdego dostrzega wady, a sam nie jest idealny. Tylko, że tego już nie widzi. Bo nie chce. On już przywykł do tego, że mnie nie ma w jego życiu.
- Teraz to akurat powiedziałeś głupotę.
- Być może. Ale teraz ma święty spokój. Nikt mu  nie stwarza problemów.
- A stwarzałeś?
- Nie, zawsze byłem grzecznym chłopcem.
- Domyślam się.
- Kiedyś, po rozwodzie myślałem o tym co by się zmieniło, gdybym go posłuchał i został w Polsce. Prawda jest taka, że ożeniłem z się z Dorotą po to, żeby nie była sama, dlatego ten wyjazd do Szwajcarii był takim automatycznym zachowaniem. Taka była kolej rzeczy. Byliśmy małżeństwem, więc oczywiste było dla mnie to, że musze z nią wyjechać.
- Nie musiałeś. Ona mogła zostać tu dla Ciebie, tak samo jak Ty pojechałeś tam, dla niej.
- Tak, ale Dorota miała zapewnioną, dobrze płatną pracę, a ja co? Nie wiem, czy udałoby mi się gdzieś zaczepić, żeby cokolwiek zarobić. No i ojciec uważa, że tym wyjazdem chciałem dać mu do zrozumienia, że w ogóle nie doceniam tego co dla mnie zrobił, że machnąłem ręką na jego starania.
- Bo mogło to tak wyglądać. Zawaliłeś jakiś czas na uczelni, sam mówiłeś, że gdyby nie ojciec to nie wróciłbyś na studia.
- To prawda. I ja to doceniam, ale ojciec mnie nie słucha. On zawsze wie lepiej. Ale teraz to nie ma znaczenia. Oboje wiemy swoje i oboje jesteśmy uparci. A sama widziałaś, że na niego w ogóle nie działają moje słowa.
- Działają. Możesz być tego pewien. To Twój ojciec i wbrew temu co mówi, czy nawet nie mówi, jesteś da niego ważny i nie jest mu łatwo usiąść z Toba przy jednym stole i nie odzywać się do Ciebie. Może Ty tego nie widzisz, ale dla kogoś z zewnątrz to od razu da się zauważyć, że on aż się rwie do rozmowy z Tobą.
- W takim razie, co go przed tym powstrzymuje?
- Upór. Upór nie pozwala mu się przełamać, a Ty z kolei jesteś zbyt dumny, żeby ciągle jako pierwszy wyciągać rękę przy każdym spotkaniu. Mam rację?
- Myślę, że to nie duma, a zwykłe zniechęcenie tym wszystkim. Widziałaś jak potraktował moje słowa. Nie robi na nim to żadnego wrażenia, ale kiedyś może to się zmienić. Wiecznie zdrowy i w pełni sił nie będzie. Może wtedy sobie o mnie przypomni.
- Piotr. – pokręciła tylko głową wiedząc doskonale, że właśnie przestaje panować nad tym co mówi, że gubi się w swoich myślach, a to właśnie najbardziej świadczy o tym jak bardzo mu brakuje ojca.
- Przepraszam. Nie powinienem tak mówić. Nie chciałem.
- Widzisz. Piotruś sam wiesz, że bardzo Cie to męczy. I jestem pewna, że Twojego tatę również. Oboje sobie to wszystko utrudniacie.
- Ale to nie ja powiedziałem, o tych kilka słów za dużo. Nie będę się mu wpraszał na siłę, bo to tylko pogorszy sytuację.
- A może właśnie przeciwnie?
- Magda, ja znam swojego ojca.
- Skoro tak. Ale wiesz co?
- Hm?
- Nasze dziecko będzie miało najlepszego ojca na świecie i tego jestem pewna. – uśmiechał się słysząc jej słowa, od razu zrobiło mu się lżej na sercu
- Pod warunkiem, że mam inny charakter niż mój ojciec.
- Nawet jeśli taki sam, to na szczęście ja mam inny charakter od Twojej mamy i na pewno nie we wszystkim będę Ci ustępowała.
- I chwała Ci za to.
- Ciekawe, czy tak samo będziesz myślał za kilka lat.
- Pożyjemy, zobaczymy, a teraz może zabierzmy się za to gotowanie, bo rzeczywiście nie będziemy mieli czego jeść przez te święta.
- We wtorek rano musimy jeszcze kupić karpia. – nie powiedział nic tylko spojrzał na nią wymownie – Żartowałam. Kupiłam już, trzeba tylko usmażyć i to ty się tym zajmiesz.
- Ja?
- Piotruś przecież wiesz, że ja w kuchni mam dwie lewe ręce.
- Zaplanowałaś to wcześniej, prawda?
- Oczywiście, że tak inaczej nie opłacałoby mi się pakować w robienie tej Wigilii.
- Cwaniara. Dobra to od czego mam zacząć? – zapytał wstając i podwijając rękawy od koszuli
- Od tego. – wyjęła z lodówki miskę i podała mu. To, co w niej zobaczył nie napajało go optymizmem
- Śledzie? My nie lubimy śledzi.
- Śledzie są dla kota.
- Proszę? – spojrzał na nią zdziwiony a w jej oczach chciał wyczytać, że jednak żartuje, ale jej wyraz twarzy wcale tego nie zapowiadał
- Kochanie, mamy dopiero niedziele, chyba nie myślałeś, że będziemy dzisiaj coś gotować. Zrobi się wszystko jutro i we wtorek rano żeby było świeże.
- W takim razie, co mam z tym zrobić?
- Dać kotu, no chyba, że żałujesz i wolisz sam zjeść na silę, bo podobno nie lubisz.
- Nie wierzę, że kupiłaś to świństwo specjalnie dla niego. – wyłożył na miskę kilka płatów śledzia. Nie zdążył nawet się podnieść a kot już był przy misce
- Nie ja, tylko Sebastian. Rozpieszcza go.
- No właśnie widzę. – nie odzywając się, parzył przez chwilę na kota jak zajada się zakupionymi przez Sebastiana śledziami
- Nie patrz tak na niego, bo to go stresuje.
- Ja go stresuje? Ja mu zazdroszczę. O moją lodówkę nikt tak nie dba.
- Jak chcesz to mogę to powiedzieć Sebastianowi. Może się nad Tobą ulituje.
- Mhm. Na pewno. Może pójdziemy się przejść, skoro z tym gotowaniem to była taka podpucha, żeby mnie tu ściągnąć.
- Zapraszasz mnie na spacer? – zapytała z figlarnym uśmiechem, gdy podszedł do niej z zamiarem pocałowania
- Tak. Ale nie wyobrażaj sobie nie wiadomo czego. To będzie tylko spacer.
- No trudno.
- Musi Ci to wystarczyć. – zbliżył do niej swoją twarz czekając z pocałunkiem aż przestanie mówić
- Musi? – specjalnie zadała pytania drażniąc się z nim
- Mhm. – nie czekał już aż znowu się odezwie tylko zamknął jej usta czułym pocałunkiem zatracając się w nim na dłuższą chwilę.
Kilka minut później trzymając się za ręce, spacerowali już po starówce, rozmawiając na różne mniej i bardziej ważne tematy. W tym czasie w mieszkaniu Agaty panowała dość napięta atmosfera wywołana rozmową z Rafałem na temat jego Matki, która wtrącała się w to, co jest między nimi.
- Przepraszam Cię, ale nie mogłem jej powiedzieć, że nie może iść z nami na ten obiad, bo my tego nie chcemy. – zaczął się tłumaczyć niespodziewaną dla Agaty obecnością jego matki w trakcie ich dzisiejszego obiadu w restauracji
- To może daj jej jakoś delikatnie do zrozumienia, że sami chcemy sobie życie ułożyć. Myślę, że poradzimy sobie bez jej pomocy.
- Wiem o tym, ale ona zawsze taka była. Zawsze przesadnie się o mnie troszczyła.
- Ja to rozumiem, ale nie lubię, kiedy ktoś trzeci wtrąca się w mój związek, zwłaszcza jeśli robi to w taki sposób.
- Najchętniej zaprowadziłaby nas przed ołtarz.
- No właśnie, a ja jeszcze nie wiem, czy bym tego chciała. Musisz z nią porozmawiać, coś z tym zrobić, bo inaczej nam się nie uda. A jeśli ty tego nie zrobisz, to któregoś dnia ja nie wytrzymam i powiem coś, co może nie być miłe.
- Dobrze, postaram się jakoś do niej przemówić, żeby dała nam trochę swobody.
- Nie trochę. Ja potrzebuje pełnej swobody.
- No tak. Tylko nie wymagaj, że tak z dnia na dzień przestanie w nas ingerować. Jest do tego przyzwyczajona.
- Może jeszcze trochę wytrzymam. Ale lepiej tego nie odwlekaj.
- Dobrze, ale nie miej do niej żalu. Wychowywała mnie sama, poświęcała się dla mnie, więc nie jest dziwne, że teraz ingeruje w moje życie.
- A nie denerwuje Cię to?
- Denerwuje, ale nie chce jej sprawić przykrości.
- Powinna to rozumieć. Masz prawo do własnego zdania i podejmowania swoich decyzji.
- Masz rację. Porozmawiam z nią jutro.
- Ok. To teraz mi powiedz, co robimy z Sylwestrem, bo to że w święta każde z nas jest u rodziców to oczywiste, ale jeśli chodzi o Sylwestra to mam nadzieje, że spędzimy razem? – zapytała niepewnie obawiając się, że Rafał tak samo tego Sylwestra, jak i poprzednie będzie chciał spędzić w towarzystwie matki.
- Razem to znaczy, gdzie?
- Co roku spędzam Sylwestra z przyjaciółmi i w ten roku mam zamiar spędzić go tak samo. Karolina z Wiktorem zapraszają nas do siebie.
- Mnie też?
- Podobno jesteśmy razem, więc to chyba oczywiste.
- Ale ja prawie w ogóle ich nie znam.
- To czas najwyższy żebyś poznał. Chciałabym żebyś ze mną poszedł.
- Dobrze. Chętnie skorzystam z tego zaproszenia.
- Naprawdę?
- Tak. Oczywiście. Chętnie poznam bliżej Twoich przyjaciół.
- Będzie tylko Karolina z Wiktorem, Sebastian, być może Mariola z Wojtkiem o ile wrócą do Warszawy do tego czasu, no i Magda z… Piotrem. Dziewczyny znasz, a z chłopakami też raczej nie powinno być problemu. No chyba, że z Piotrem. Ale nie przejmuj się z nim to pewnie i ja będę miała problem.
- Dlaczego akurat z nim może być problem? Mówiłaś, że im się układa.
- Bo podobno tak jest, ale Magda powiedziała mu o Tobie i nie wiem jak zareaguję na Twoją obecność.
- Skoro Magda mu o mnie powiedziała to znaczy, że powiedziała mu też, że do niczego tak właściwie między nami nie doszło, więc myślę, że nie ma się o co martwic. A ja zresztą, chętnie go poznam i dowiem się, kogo Magda tak bardzo kocha.
- Myślałam, że z Magdą już Ci przeszło?
- Bo przeszło. Ona za bardzo go kocha, żeby zauważyć innego faceta obok siebie.
- Tak myślisz?
- Oczywiście. Doskonale wiem, że mimo tego, że szła ze mną na kolacje to przez cały czas myślała o nim. To było widać.
- Właśnie jest w niego ślepo wpatrzona.
- Nie ślepo. Ona po prostu go kocha i nie potrafi być z nikim innym. I tak powinno być. A dzięki temu, że ten Piotr do niej wrócił, my jesteśmy razem.  Bo kto wie, co by było gdyby on nie wrócił. Może gdyby jego nie było, to Magda nie otworzyłaby mi oczu i nie powiedziała jasno, że nie mamy szans na jakikolwiek związek. A tak to przynajmniej wszystko się dobrze skończyło. Oni są razem – szczęśliwi, my mam nadzieję również.
- Może i dobrze. To co idziemy tak?
- Tak, pewnie, że tak.
- A co z Twoją mamą? – zapytała zaskoczona jego pewnością, co do tej odpowiedzi
- Będzie musiała wymyślić sobie jakieś zajęcie dla siebie.
- I jesteś pewien, że nie będzie miała nic przeciwko?
- Zapewne będzie chciała iść z nami, ale jakoś jej to wyperswaduje.
- Cieszę się bardzo. – uśmiechnęła się do niego, zadowolona z jego decyzji.
Gdy Agata z Rafałem debatowali nad sposobem w jaki Rafał powinien porozmawiać z matką, Magda z Piotrem przechadzali się wspólnie kolejnymi ulicami miasta.
- Jaka tu cisza. Prawie nikogo nie ma. – rozejrzała się dookoła i ujrzała tylko kilka osób w ich okolicy, a za zwyczaj nie było dnia by ulice Warszawy były tak spokojne i opustoszałe, jak tego wieczoru
- Nie ma się czemu dziwić, święta za pasem, ludzie wyjeżdżają. Po za tym pogoda nie jest najlepsza na długie spacery. Zobacz. – wskazał jej głową na całująca się kilka metrów przed nimi parę nastolatków
- To jeszcze dzieciaki.
- Ale zakochani.
- Raczej zauroczeni. Ja w ich wieku zimą, o tej godzinie musiałam zazwyczaj być w domu.
- Nie jest jeszcze tak późno, po za tym młodość rządzi się swoimi prawami. Nie wiedziałaś o tym?
- Niby tak. Ale fajnie wyglądają. Wiesz co, może wrócimy już pomału do domu? Zrobiło się trochę zimno.
- Właściwie to możemy pomału się wracać. Odprowadzę Cie i pójdę do siebie.
- Nie zostaniesz ze mną?
- Nie mogę. Musze być rano w kancelarii, a przecież nie mam u Ciebie żadnych rzeczy. Zresztą, pewnie gdybym został to znowu byś się przeze mnie nie wyspała.
- Ty naprawdę jesteś niewyżyty.
- A Ty jedziesz jutro do kancelarii, czy może Wiktor zarządził dzień wolny? – puścił jej stwierdzenie mimo uszu, nie zwracając na nie zbyt dużej uwagi
- Nie, ale pewnie i tak nie będzie nic specjalnego do zrobienie. Może jak w miarę szybko się wyrwę to może przyjadę po Ciebie?
- Ok. Tylko, że ja nie wiem, o której wyjdę.
- To trudno, najwyżej na Ciebie zaczekam.
- Trudno. – przedrzeźnił ją, za co oberwało mu się od niej w ramię. – A to akurat bolało.
- I bardzo dobrze.
- Chodźmy lepiej do Ciebie, bo jeszcze ten spacer się dla mnie źle skończy.
Ruszyli spokojnym krokiem w stronę powrotną na Wiejską. Z racji tego, że ich zaszli dość daleko, droga powrotna do mieszkania Magdy zajęła im sporo czasu, a sam spacer przeciągnął się do ponad dwóch godzin, ale samym zainteresowanym wcale to nie przeszkadzało, bo przecież szczęśliwi czasu nie liczą. Tym bardziej, że mimo tego iż od przyjazdu Magdy do Kościeliska minęły już dokładnie dwa tygodnie, to oni wciąż odczuwali lekki niedosyt w związku z nadrobieniem straconego przez tych kilka miesięcy czasu, dlatego takie chwile jak te, kiedy maja siebie tylko dla siebie, kiedy nie muszą zajmować się niczym, ani nikim innym, szczególnie sobie cenią.
- Na pewno nie chcesz zostać? – zapytała otwierając drzwi od mieszkania, jednak nie wychodziło jej to najlepiej
- Lepiej nie kuś, bo potem znowu będziesz mi wypominała, że jestem niewyżyty.
- Taki szczegół. Co z tym zamkiem?
- Pokaż. – przejął od niej klucze i przy użyciu trochę siły przy przekręcaniu ich, zamek ustąpił – Proszę – otworzył przed nią drzwi przepuszczając ją do mieszkania jako pierwszą
- Zaciął się.
- Mhm zaciął. Akurat. Jeśli boisz się zostać sama na noc to wystarczy powiedzieć, a nie wmawiać zamkowi ze się zaciął. W ostateczności mogę Cię zabrać do siebie.
- Chciałbyś, ale ja już dzisiaj się stąd nie ruszam.
- No dobra, jak chcesz. W takim razie widzimy się jutro?
- Mhm.
- Mhm. Hehe. Coś nie słyszę entuzjazmu.
- jak będziesz wychodził z kancelarii zanim ja do Ciebie przydaje to zadzwoń, do mnie, dobrze?




- Myślę, że zdążysz do mnie przyjechać, ale jakby coś to zadzwonię. – zatopił się na pożegnanie w jej ustach – Pa.
- Pa.
Zamknęła za nim drzwi i spojrzała przypadkiem na stojąca w salonie choinkę. Uśmiechnęła się na sama myśl o wtorkowej Wigilii spędzonej w obecności dwóch najważniejszych facetów w jej życiu. Przeczuwała, że właśnie z tego powodu tegoroczne święta będą miały dla niej jakieś szczególne znaczenie. Będzie z nią Sebastian i Piotr. Dwóch mężczyzn, dla których poświęciłaby się bez zastanowienia, gdyby tylko była taka potrzeba. Dwóch mężczyzn, którzy od dłuższego już czasu zajmują w jej sercu szczególne miejsce i co najważniejsze oni względem niej czuja to samo. Tego na dzień dzisiejszy była pewna. Z powodu zbliżających się świąt i tego, że jest to ostatni pracujący dzień przed krótkim urlopem, większość ludzi poranek rozpoczęła w znakomitych nastrojach. Tak też było z Magdą i Piotrem. I choć nie rozpoczęli go od czułego buziaka na dzień dobry to doskonale wiedzieli, że za kilka godzin to nadrobią. U Piotra poniedziałek rozpoczął się dość wcześnie, bo już kilka minut po siódmej. Chciał jak najwcześniej znaleźć się w kancelarii i wdrożyć się w pracę w jak największym stopniu. Doskonale wiedział, że dzisiejszego dnia prawdopodobnie nie dane mu będzie popracować w taki sam sposób jak każdego normalnego dnia, ale miał nikłą nadzieję, że oprócz przeglądania akt i wypełniania zaległych dokumentów dane mu będzie udzielić chociaż porady prawnej. Miał na dzisiejszy dzień również zaplanowany wypad do sklepu jubilerskiego, gdzie chciał znaleźć coś odpowiedniego na prezent świąteczny dla Magdy. Zastanawiał się już nad tym od kilku dni i najbardziej sensownym pomysłem wydawała mu się biżuteria. Problem tylko w tym, że nie wiedział jeszcze, co to powinno być. Przeszło mu nawet przez myśl, że zabierze ją ze sobą, żeby sama mogła wybrać jakiś odpowiednią dla siebie biżuterię, jednak doszedł do wniosku, że Magda się na to nie zgodzi, więc ostatecznie będzie musiał sam się na coś zdecydować, chociaż prawdopodobnie to nie będzie dla niego łatwym zadaniem. W ciszy i spokoju zajął się przeglądaniem jednych z pozostawionych specjalnie dla niego, przez Mariole akt. Magda z kolei w kancelarii od samego rana nie miała żadnego ciekawego zajęcia. Wypełniła kilka zaległych akt, a w międzyczasie zadzwoniła do swojego ginekologa i umówiła się na wizytę, a oprócz tego kręciła się po biurze zabijając w ten sposób czas.
- Co Cię tak nosi? – zagadał do niej Malicki widząc, że od jakiegoś już czasu krąży po sekretariacie bez większego celu
- Nudzi mi się. Nie mam w co rąk włożyć, przez co strasznie mi się czas dłuży.
- Myślałem, że Twój pracoholizm został już zwalczony, ale widocznie się myliłem.
- Widocznie.
- Słyszałem, że Wiktor z Karoliną organizują w tym roku Sylwestra u siebie.
- Dobrze słyszałeś. Będziesz?
- Agata będzie.
- No będzie. Nie wydaje Ci się, że to dobra okazja żeby z nią porozmawiać?
- Może i dobra, ale skoro będzie Agata, to pewnie będzie też ten jej pan prezes.
- Będzie, czy nie będzie, jeśli ją kochasz to nie powinno mieć to dla Ciebie znaczenia.
- Też tak na początku myślałem, ale nie chciałbym wam popsuć zabawy. Może gdybym wiedział, że będzie sama to wtedy co innego, ale w tej sytuacji.
- Wiesz co, Agata została zaproszona z Rafałem, ale nie wiem czy on zdecyduje się przyjść.
- Mało istotne. Postanowiłem, że lepiej będzie jeśli akurat w ten wieczór sobie odpuszczę tę rozmowę z Agatą. Może nadarzy się jakaś inna.
- Jak uważasz. W takim razie gdzie się wybierasz, jeśli nie do Wiktora?
- Jakoś nie mam nastroju na huczną zabawę. Posiedzę sobie w domu. Na święta jadę do rodziców, może się skuszę i zostanę u nich też na Sylwestra.
- A że tak rodzinnie w tym roku. – uśmiechnęła się do niego chcąc w ten sposób trochę rozluźnić ich rozmowę
- Dokładnie. Rodzice, siostra z mężem i dzieciakami. Dawno się nie widzieliśmy, więc będzie okazja żeby to nadrobić.
- Nie wiedziałam, że jesteś taki rodzinny.
- Mówiłem CI już kiedyś, że jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz.
- Coraz bardziej mnie zaskakujesz.
- Ale pozytywnie?
- Myślałam, że nigdy tego nie powiem, ale tak. Pozytywnie.
- A u pani, pani Marto jak tam przygotowania do świąt? Dzieciaki pewnie szaleją na punkcie szukania prezentów.
- Zgadł pan. Mam tylko nadzieję, że ich nie znajdą.
- Też zawsze szukałam po wszystkich możliwych szafkach, ale mama zawsze dobrze je przede mną chowała. Do tej pory nie wiem gdzie.
- Ja miałem więcej szczęścia. Przez przypadek kiedyś zobaczyłem jak ojciec chowa prezenty w piwnicy. Od tamtej chwili rok, w rok je tam znajdowałem.
- U nas któregoś roku Daniel znalazł, ale w Wigilie się wygadał, więc zmieniliśmy kryjówkę na lepszą.
- To były czasy co dziewczyny? Chętnie zamieniłbym się z pani dzieciakami, albo z małymi Waligórami.
- Hehe. Nie rozpędzaj się tak. Powiedz mi lepiej, o której ma wrócić Wiktor, bo chętnie bym już stąd poszła, skoro nie ma nic konkretnego do zrobienia.
- Mówił, że będzie po dwunastej, po spotkaniu z klientem. Ma jeszcze trochę czasu. – odpowiedział jej patrząc na zegarek
- Tak tylko że miał coś jeszcze załatwić na mieście. – wtrąciła Marta znając dokładny plan zajęć swojego szefa
- Oby tylko nie prezenty dla dzieciaków, bo to strasznie długo im zajmie.
- Co się dziwisz, mając taką gromadkę trzeba się pewnie nieźle nagłowić zanim się cokolwiek kupi.
- Żeby pan wiedział. Ja mam dwójkę, a miałam w tym roku nie mały problem. Im dzieci starsze tym ja mam większy problem z tymi prezentami.
- Oj tam, przecież to sama przyjemność.
- Tak? Zobaczymy za kilka lat jak dorobisz się sowich pociech.
- Znając Magdę, to sprawa prezentów spadnie wtedy na głowę ojca tych pociech. – spuentował podkreślając w swojej wypowiedzi słowo „ojca” – dlatego już współczuje Piotrowi.
-Bartek, proszę Cię zejdź już na ziemię. Ja rozumiem, że zbyt długo jesteś sam i troszeczkę zaczyna Ci to doskwierać, ale ojcostwo Piotra pozostaw na razie w spokoju, dobrze? – zirytowana jego słowami chciała uciąć szybko temat tej rozmowy
- Żartowałem tylko. Ale u was chyba wszystko w porządku, prawda?
- Jeśli pytasz o mnie i o Piotra to owszem, jest w porządku, ale Ciebie to chyba nie powinno interesować.
- Przepraszam, nie chciałem się wtrącać. – przeprosił ją, chociaż wydawało mu się, że nie powiedział niczego, co mogłoby ja urazić, ale z doświadczenia wiedział, że z Magdą lepiej nie zadzierać. Wolał sobie odpuścić niż brnąc dalej w tą słowną utarczkę, którą prawdopodobnie i tak by przegrał.
- Mam nadzieję.
- Cześć Wam! – w kancelarii pojawił się rozradowany Łukasz, ale gdy tylko wszedł do środka i poczuł atmosferę jaka panuje wśród pracowników uśmiech znikł z jego twarzy – Coś się stało?
- Nie, dlaczego? – zapytał Malicki nie wdając się w szczegóły
- Macie miny jakby ktoś umarł, albo co gorsze jakby szykowały się zwolnienia, a sytuacji to moja osoba jest tu chyba na straconej pozycji. – starał się zażartować, ale nikt ani Magda, ani Bartek nie wyczuli tego w głosie kolegi
- O czym Ty mówisz Łukaszku?
- O kolejnym strzelaniu między Wami.
- Nie było żadnego strzelana. – zaprzeczyła, jednak Łukasz znal ich doskonale i nie dał się zwieść jej słowom
- Nie krępujcie się, mnie bardzo tego brakowało, a Marta pewnie się już przyzwyczaiła.
- Łukasz…
- Dobra, dobra, tak chciałem tylko dać wam do zrozumienia, że jeśli o mnie chodzi to te wasze kłótnie wcale nie burzą mojego spokoju, a wręcz przeciwnie, napędzają mnie do pracy. Nauczyłem się pracować w takiej atmosferze, więc wasz powrót na wojenną ścieżkę jest mi jak najbardziej na rękę.
- W takim razie będziesz musiał poszukać motywacji do pracy gdzieś indziej, bo my z Magdą wywiesiliśmy białe chorągiewki.
- Magda, to prawda? – spojrzał na nią z niedowierzaniem
- Skoro Bartek tak mówi.
- Dzień dobry wszystkim. – tym razem do sekretariatu wkroczył Wiktor – Przepraszam Was za spóźnienie, ale ostatnie obowiązki świąteczne zatrzymały mnie chyba w największym w tym mieście Centrum Handlowym.
- Rozumiemy i wybaczamy, ale następne takie spóźnienie spotka się z pewnymi konsekwencjami z naszej strony.
- Hehe. Powiedzcie to mojej żonie, może was posłucha następnym razem. A co jakieś zebranie tu macie?
- Wiktor? Gdzie jest Jagoda? – przypomniało się Magdzie, że przecież dzisiaj młoda Rajewska miała pojawić się w ich kancelarii
- Powinna być tu za niecałą godzinę. Przykro mi Łukasz, ale będziesz musiał poczekać.
- No trudno, Kasia mi to wybaczy jak jej powiem, że to nie z mojej winy.
- Wszystkim się dzisiaj narażam. To co zapraszam Was do gabinetu.
Cała załoga kancelarii zniknęła za drzwiami gabinetu Waligóry, gdzie w miłej atmosferze zajęli się rozmową. Jagoda rzeczywiście pojawiła się godzinę później. Spotkanie przebiegało w miarę przyjemnie i dość sprawnie, ponieważ Wiktorowi zależało na tym, by zbyt często nie kontaktować się z Rajewską. Po wprowadzeniu jej w najważniejsze sprawy poinformował ją o ewentualnej współpracy z Magdą w razie potrzeby i chwilę po tym ulotnił się z kancelarii zostawiając Łukasza i Jagodę samych. Piotr w tym czasie już od dłuższej chwili przebywał w jednym z salonów jubilerskich, gdzie oglądając różnego rodzaju wystawy zastanawiał się co wybrać dla Magdy.
- Przepraszam, może w czymś panu pomóc? – zapytała jedna z młodych ekspedientek obserwując go już od jakiegoś czasu
- Właściwie to chyba tak. Tylko że nie bardzo wiem czego szukam. – powiedział wywołując swoimi słowami uśmiech na młodej kobiecie
- Szczerze mówiąc, to tak właśnie myślałam. Rozumiem, że ma to być prezent świąteczny, dla kobiety?
- Zgadza się. Ma być skromnie, ale elegancko. Wie pani, coś takiego szczególnego. – spojrzał przelotnie na ekspedientkę sprawdzając czy aby na pewno go słucha, jednak widząc jak się do niego uśmiecha szybko z powrotem uciekł wzrokiem na wystawę kolczyków
- Jeśli szuka pan czegoś o szczególnym znaczeniu, to może lepiej zerknąć na wystawę obok? – delikatnie, ale stanowczo zasugerowała mu oglądnięcie wystawy z pierścionkami zaręczynowymi. Spojrzał na nią wymownie.
- Tak pani myśli? – podszedł do lady obok i zatrzymał na chwilę swoje spojrzenie na wystawie kilkudziesięciu pierścionków
- To już pan powinien wiedzieć najlepiej.
- Myślę, że to jeszcze nie dzień na tego typu szczegóły. Może za jakiś czas.
- W takim razie czym jest pan zainteresowany? Kolczyki, bransoletki, naszyjniki?
- Mogłaby mi pani pokazać bransoletki?
- Skromne, ale eleganckie? – zapytała z uśmiechem
- Zgadza się. – również pozwolił sobie na uśmiech względem ekspedientki, orientując się, że dziewczyna trochę z nim flirtuje
- Już, momencik. – zostawiła go na chwilę samego, wracając po kilkunastu minutach z kilkoma bransoletkami w ręku – Proszę. Myślę, że coś pan z tego wybierze.
- Na pewno. Wszystkie są ładne.
- Zależy od gustu. A do jakiego stroju partnerki miałaby pasować. Na jakieś okazje?
- Nie raczej wolałbym żeby pasowała do codziennego stroju.
- W takim razie, któraś z tych. – wskazała mu na cztery bransoletki zostawiając go na chwile samego – przepraszam na moment. Zaraz do pana wrócę.
Zastanawiał się przez chwilę, aż w końcu zdecydował się na jedną ze wskazanych przez dziewczynę bransoletek. Płacąc podziękował za miłą obsługę i już po kilku minutach kierował się taksówka w stronę swojej kancelarii. Od razu po powrocie wrócił do pracy. Wydawało mu się, że czas na tym zajęciu ciągnie mu się niemiłosiernie, dlatego pogrążony w papierkach nie usłyszał nawet jak ktoś wszedł do kancelarii. Młody chłopak, właściwie to jeszcze dziecko mimo tego, że drzwi od gabinetu Piotra były otwarte zapukał kilka razy, jednak gdy nie zauważył żadnej reakcji ze strony mecenasa, postanowił się przywitać, odrywając w ten sposób Korzeckiego od pracy.
- Dzień dobry.
- Dzień dobry. – odpowiedział mu w końcu odrywając wzrok od dokumentów
- Mogę panu przeszkodzić? Pukałem, ale chyba pan mnie nie słyszał.
- Proszę. Usiądź. Rzeczywiście nie słyszałem, że wszedłeś. W czym mogę Ci pomóc.
- Właściwie to nie wiem czy potrzebnie zawracam panu głowę.
- To się okaże. Może się czegoś napijesz? – zauważył, że chłopak jest dziwnie skrępowany i wyglądało na to, że bardzo skromni, a z doświadczenia wiedział, że z takich klientów ciężko cokolwiek wyciągnąć, zwłaszcza na pierwszym spotkaniu, dlatego najpierw chciał jakoś rozładować atmosferę, a dopiero potem przejść do sedna sprawy, tym bardziej że widział przed sobą młodego i chyba zagubionego trochę chłopaka a nie dorosłego, pewnego siebie mężczyznę.
- Nie dziękuję. Ja nie trafiłem do pana przez przypadek. – Piotr spojrzał tylko na chłopaka pytająco, pozwalając mu kontynuować – Bo pan jest synem prokuratora Korzeckiego, prawda?
- No, tak, ale o co chodzi?
- Bo mój dziadek miał kiedyś dobry kontakt z pana ojcem i to pana ojciec właśnie dał jakiś czas temu już namiary na pana mojemu dziadkowi, a on mnie – Piotr zdziwiony tymi słowami nie mógł uwierzyć, że jego ojciec polecił jego usługi swojemu znajomemu. Przecież zawsze uważał go za słabego adwokata. Zupełnie tego nie rozumiał, ale postanowił, że pomyśli o tym później, a teraz skupi się na rozmowie z chłopakiem
- Jak nazywa się twój dziadek?
- Nawrocki.
- Jesteś wnukiem pana Andrzeja?
- Tak, tylko że dziadek zmarł miesiąc temu. Chciał przyjść tu ze mną, ale ja dopiero teraz zdecydowałem się do pana przyjść.
- Rozumiem, ale powiedź mi w czym ja Ci mogę pomóc?
- Sam nie wiem. – odpowiedział spokojnie, wlepiając swój wzrok w dłonie, które nerwowo się ze sobą splatały. Piotr widząc tę reakcje starał się jakoś ją załagodzić, bo wiedział doskonale, że jeśli chłopak się nie uspokoi to ciężko będzie się mu czegokolwiek dowiedzieć.
- Nie denerwuj się. Powiedz spokojnie w czym mogę CI pomóc, a ja jeśli będę mógł to, to zrobię. Ok? – chłopak w odpowiedzi pokiwał jedynie twierdząco głową – Może jednak przyniosę Ci coś do picia?
- To może wody.
- Zaczekaj chwilę. – szybko nalał chłopakowi wody do szklanki i z powrotem wrócił do gabinetu, siadając na swoim miejscu –Powiedz mi jeszcze jak masz na imię?
- Artur. Ja zdaje sobie sprawę z tego, że być może nie będzie pan mógł mi pomóc, ale ja nie wiem gdzie indziej mógłbym z tym iść. Bo ja jakiś czas temu dowiedziałem się, że facet z którym żyje moja mama nie jest moim biologicznym ojcem. To znaczy, on mieszka z nami odkąd pamiętam i nie kojarzę żeby moja mama była kiedyś z kimś innym. I jak się o tym dowiedziałem to nie za bardzo chciałem w to wierzyć. Dziadek mi o tym powiedział, jak dowiedział się, że nie dogaduje się z ojcem. Niby zawsze wszystko było w porządku, ale to się zmieniło. Podobno przeze mnie.
- Narozrabiałeś?
- Może trochę, ale było minęło. Wiem że zrobiłem głupotę i przeprosiłem za to, a on wciąż mi to wypomina. Ale to wypominanie to jeszcze jakoś dałoby się wytrzymać, ale odkąd dowiedział się, że dziadek powiedział mi prawdę atmosfera w domu jest nie do wytrzymania.
- A co, na to Twoja mama?
- Mama za bardzo go kocha żeby cokolwiek powiedzieć. Zresztą ona jest chyba po jego stronie. I ja właśnie dlatego zdecydowałem się do pana przyjść. W zeszłym tygodniu powiedzieli mi, że nie dają sobie ze mną rady, i że mam się wyprowadzić. Ja wiem, że to tandetnie brzmi, ale wiem, że jeżeli sam się nie wyprowadzę to oni mnie wyrzucą.
- Ile masz lat?
- Szesnaście.
- Nie jesteś jeszcze pełnoletni, a w takiej sytuacji jesteś pod stała opieka matki i ojczyma jeśli Cię zaadoptował. Nie mogą Cię wyrzucić. Jeżeli coś takiego miałoby miejsce to trafiłbyś do ośrodka opiekuńczego, a Twoja mama i ojczym prawdopodobnie zostaliby pozbawieni praw rodzicielskich do Ciebie.
- No tak, ale dziadek mi powiedział, że to mieszkanie, w którym my mieszkamy kiedyś było własnością mojego ojca, a kiedy rozwiódł się z mama to przepisał je na mnie, dlatego ja chciałem się dowiedzieć, czy to jest w ogóle możliwe żebym mógł je dla siebie zatrzymać?
- Posłuchaj, jeśli rzeczywiście jest tak jak mówił Twój dziadek, to, to mieszkanie prawnie będzie należało do Ciebie w momencie kiedy skończysz osiemnaście lat. Do tego czasu jakiekolwiek decyzje w sprawie mieszkania ma prawo podejmować Twoja mama. – patrząc na chłopaka zauważył wchodzącą do gabinetu Magdę
- Dzień dobry. Przepraszam nie wiedziałam, że masz klienta. – przywitała się zatrzymując się w progu pomieszczenia
- Dzień dobry. – chłopak ukłonił się lekko w jej stronę
- Madzia, poczekaj chwilkę, dobrze?
- Jasne, będę w kuchni.
- Ok. – poczekali chwilę aż Magda oddali się do kuchni i z powrotem wrócili do swojej rozmowy. – Masz jakieś dokumenty od notariusza, albo jakiś list od Twojego biologicznego ojca? Coś, co by potwierdziło słowa Twojego dziadka?
- Ja nic takiego nie mam.
-W takim razie prawdopodobnie Twoja mama ma jakiś dokument. Musiałbyś poszukać, bo inaczej nie będę mógł niczego udowodnić. Jeśli zdobędziesz jakiś dokument to wtedy będziemy mogli coś zdziałać. Bo szesnaście lat masz skończone, tak?
- Tak.
- Ale najpierw radziłbym Ci porozmawiać z mamą. To jest o wiele lepszy sposób na rozwiązywanie rodzinnych problemów.  Sąd to ostateczność.
- Dlatego tu przyszedłem. Próbowałem rozmawiać z mamą, ale ona jest tak wpatrzona w tego swojego faceta, że nic do niej nie dociera z tego co mówię. To ja jestem tym złym. Podobno uparłem się na niego, żeby zniszczyć ich związek. Mama uważa, że to zemsta, za to że nie powiedziała mi prawdy.
- A nie jest tak?
- Teraz może trochę tak, ale to nie ma znaczenia, bo ona już dawno wybrała jego.
- Tego nie możesz być pewien. Spróbuj z nią porozmawiać jeszcze raz, ale bez ojczyma. A jeśli to nie pomorze to przyjdź do mnie. Zobaczymy, co da się zrobić. Ok?
- No dobrze. Tylko, że ja mam jeszcze jedno pytanie.
- No to śmiało. Słucham?
- Chciałbym znaleźć swojego biologicznego ojca, ale problem w tym, że nie wiem nawet jak się nazywa.
- A Ty nosisz nazwisko matki, czy ojczyma?
- Mamy.
- A wiesz kiedy rodzice się rozwodzili?
- Podobno jak miałem trzy lata.
- Jest prawdopodobieństwo, że po rozwodzie mama wróciła do swojego nazwiska i wtedy też zmieniła je Tobie. W domu Twoja mama powinna mieć Twój akt urodzenia. Tam powinny być podane dane osobowe twojego taty. Imię, nazwisko, data urodzenia. Musisz poszukać.
- A jeśli nic nie znajdę, to nic z tego?
- Nie koniecznie. Mógłbyś też pójść do kościoła w którym zostałeś ochrzczony. Tam też powinni Ci udzielić takich informacji.
- To chyba da się zrobić.
- Tylko ja na Twoim miejscu chyba najpierw porozmawiałbym z mamą. Być  może to wszystko nie będzie nawet potrzebne.
- Spróbuje.
- Jakby coś to jestem do Twojej dyspozycji. Jak się czegoś dowiesz, to przyjdź.
- Ok. Dziękuje.
- Nie ma za co. – wstał i pożegnał się z chłopakiem podaniem ręki i lekkim uśmiechem. Odprowadził go do sekretariatu i, gdy tylko chłopak zniknął mu z  pola widzenia ruszył w kierunku kuchni, gdzie czekała na niego Magda.
- Cześć kochanie. – podszedł do krzesła na którym siedziała i pochylając się pocałował czule – Przepraszam, że musiałaś czekać.
- Nic się przecież nie stało. Nigdzie mi się nie spieszy. Klient?
- Wolałbym żeby jednak do tego nie doszło.
- Młody.
- Szesnaście lat. Problemy z matką, ojczymem i mieszkaniem. Chyba rzeczywiście nie ma ciekawej sytuacji. W dodatku jest wnukiem bardzo dobrego znajomego mojego ojca.
- Znajomy Twojego ojca?
- Tak. Podobno to ojciec dał im namiary na mnie.
- Chłopak wyglądał na bardzo sympatycznego.
- Też odniosłem takie wrażenie. Bardzo skromny. Strasznie się denerwował na początku. Nie wiedział jak zacząć.
- Wcale mu się nie dziwie. Przecież to jeszcze dziecko.
- Ale z problemami dorosłych. Podobno rodzice chcą się go pozbyć z mieszkania, które jak powiedział mu dziadek przed śmiercią prawnie należy do niego.
- Nie rozumiem?
- Jego rodzice rozwiedli się jak miał jakieś trzy lata i wtedy ojciec przepisał na niego mieszkanie, w którym teraz mieszka z matką i ojczymem, z którym nie może się od jakiegoś czasu dogadać. Dlatego chcą się go pozbyć z domu. Chce też odnaleźć biologicznego ojca, ale nie wie czy ma jakieś dokumenty potwierdzające to, że mieszkanie rzeczywiście po skończeniu osiemnastki należy do niego. Nie ma też żadnych danych ojca.
- Więc co mu poradziłeś?
- Przede wszystkim porozmawiać z matką.
- Słusznie.
- A jeśli to nie pomorze to chyba będzie musiał poszukać tych dokumentów od notariusza.
- A co z ojcem?
- Nie jestem detektywem i nie wiem jak miałby odnaleźć tego ojca. Jedyne co mogłem mu poradzić to, to że z aktu urodzenia może się czegoś dowie, albo z aktu chrztu. Sam zresztą nie wiem. Tylko to mi przyszło do głowy.
- W zasadzie to nic więcej w tej sprawie zrobić nie możesz.
- Niestety, bo bardzo mi go szkoda. Jest strasznie pogubiony. No ale zobaczymy. Może uda mu się dogadać z matką i całej sprawy w ogóle nie będzie.
- Widzę, że się nie nudzisz?
- Nie, nie nudzę. Ale od tych dokumentów już mnie głowa zaczynała bolec. Dobrze, że ten dzieciak przyszedł. Trochę mnie od tego oderwał.
- Może skończ już na dzisiaj, co? Nie powinieneś się przemęczać.
- Ale ja się nie przemęczam. Posiedzę i poczytam jeszcze trochę, ale teraz kawki chętnie się z Toba napiję. – podszedł do ekspresu i zaczął Parzyc sobie kawę i już po chwili siedział przy stole obok niej – Coś się stało? – zauważył jej chwilowe zamyślenie
- Nie, dlaczego?
- Tak nagle zamilkłaś.
- Rozmawiałam z Bartkiem.
- Madzia… - już chciał coś powiedzieć, ale skutecznie mu przerwała
- Wiem. Nie musisz nic mówić. Wiem, że miałam się nie wtrącać, ale to on się pierwszy do mnie odezwał. Wspomniał o Sylwestrze i tak jakoś samo wyszło.
- Przyjdzie?
- Powiedział, że nie. Nie chce robić afery.
-Mogłaś mu powiedzieć, żeby przyszedł, bo afera i tak pewnie będzie. Byłoby mi raźniej. Może gdyby przyszedł to Agata skupiłaby swoją uwagę na nim, a mnie dałaby spokój.
- Przestań. Przypominam Ci, że to Ty chciałeś spędzić z nimi wszystkimi Sylwestra.
- Mówię tylko, że mieliby okazję porozmawiać i nie musiałby mieszać w to wszystko Ciebie.
- Wreszcie to Ty będziesz miał okazję, żeby porozmawiać z Agatą.
- I na pewno ją wykorzystam.
- Szczerze mówiąc, to mam taka nadzieję. Myślałam, że odważysz się zrobić to wcześniej, ale chyba wiesz, co robisz.
- Ale dlaczego od razu się denerwujesz?
- Domyśl się.
- Możemy nie rozmawiać o Agacie do czasu aż się z nią spotkam? Za każdym razem jak zaczynamy ten temat to o mało co nie dochodzi miedzy nami do kłótni. Uważam, że zupełnie niepotrzebnie.
- To Ty tak uważasz. A ja nie chce się kłócić, dlatego nic już nie powiem, ale dobrze wiesz, że Agata nie ustąpi, a mnie wcale nie jest obojętne to czy wy będziecie ze sobą rozmawiać, czy nie.
- Kochanie, ja wiem, że Ci na tym zależy i może tego nie widać, ale mnie w pewnym stopniu również.
- No właśnie nie widać. Ale to chyba bardziej Twoja sprawa, co z tym zrobisz. – wstała szybko z krzesła i chwytając torebkę miała zamiar opuścić jego kancelarie. Po raz kolejny przy rozmowie o Agacie nerwy w jej przypadku wzięły górę. Z początku spokojna rozmowa, z każdą kolejną sekunda zamieniała się w coraz bardziej nerwową, nad czym oboje chyba nie panowali. Tak jak on kilka dni temu wyszedł z jej mieszkania chcąc uniknąć kłótni, tak i ona w tej chwili nie miała zamiaru się z nim sprzeczać, tym bardziej, że to nic nie dawało. Widział, że się zdenerwowała, dlatego wiedział, że musi ja teraz zatrzymać jeszcze chociaż na chwilę i trochę uspokoić, bo inaczej wyjdzie z kancelarii i przez to wytworzy się pomiędzy nimi nienajlepsza atmosfera.
- Ej dziewczyno... – wstał szybko za nią, łapiąc za rękę
- Zostaw mnie. – wyrwała swoją rękę z jego uścisku kierując się w stronę wyjścia
- Magda poczekaj. Magda! – zatrzymała się w przedpokoju na skutek jego wołania. Zdawała sobie sprawę z tego, że jej zachowanie nie jest najlepszym sposobem na rozwiązanie tego problemu, jednak liczyła na to, że dzięki temu Piotr weźmie sobie jej słowa na poważnie i w końcu zdecyduje się jakoś rozwiązać tę niezręczną sytuację z Agatą. Odwróciła się spokojnie w jego stronę wiedząc, że stoi kilka kroków za nią.
- Nie przyszłam tu po to, żeby się z Tobą pokłócić.
- Wiem. Przepraszam. Niepotrzebnie zacząłem. – podszedł do niej i chciał pomóc zdjąć płaszcz, który w pośpiechu wychodząc z kuchni zdążyła założyć – Daj. –odwiesił jej odzież na wieszak
- Piotr, ale ja muszę iść do domu. Mam tam, co robić
- Zaraz pójdziesz. Porozmawiamy jeszcze chwile i spokojnie pojedziesz do domu.
- A  czym Ty chcesz jeszcze rozmawiać? – zapytała z ironią siadając z powrotem na krześle w kuchni, do której przed chwilą wprowadził ja Korzecki.
- Proszę Cię. Uspokój się.
- Wystarczy, że Ty jesteś bardzo spokojny.
- Tak myślisz?
- A jest inaczej?! – po raz kolejny podniosła głos o kilka skal wyżej, co nie uszło jego uwadze, ale i jemu emocji nie brakowało w tej rozmowie, dlatego nie próbował jej opanować, tylko kontynuował, to co chciał powiedzieć
- Konfrontacja z Agatą nie jest dla mnie łatwą i przyjemna sprawą.
- Dlatego to odwlekasz?
- Niczego nie odwlekam. Po prostu… - szukał w myślach odpowiedniego argumentu, ale nic sensownego nie przychodziło mu do głowy
- No właśnie, co?
- Kiedy miałem się z nią spotkać? Miałem wpaść do niej na pięć minut i powiedzieć, że Cie kocham i bez względu na to, co o mnie myśli i tak będziemy razem? Tak miałem zrobić? Dobrze wiesz, że to nie będzie takie proste.
- O tym to już wiedzieliśmy wracając do Warszawy. Piotr, obiecałeś, że porozmawiasz z Agatą jak najszybciej. I co? Wiesz, że mi na tym zależy.
- Wiem i dlatego z nią porozmawiam, bo gdyby Tobie na tym nie zależało to bym tego nie robił.
- Bo Ci na tym nie zależy.
- Zależy, ale ze względu na Ciebie i na waszą przyjaźń. Ale chyba nie spodziewasz się, że ta rozmową między mną a Agatą coś zmieni?
- Niczego się nie spodziewam. Zrozum, że ja mam już dosyć słuchania o tym, że zachowałeś się nie w porządku. Nie mam już argumentów, żeby Cię przed nią usprawiedliwiać.
- Dobrze, rozumiem. I dziękuje, że się za mną wstawiasz, ale nie musisz tego robić. Agata ma mnie za dupka i ma rację. Zachowałem się nie w porządku, ale wobec Ciebie. Rozmawiałem z Sebastianem. Przeprosiłem go i podziękowałem, że Ci pomógł.
- Wiem. Mówił mi.
- Karolina… też jakoś potrafi to wszystko zrozumieć i wydaje mi się, że nie ma do mnie pretensji. Chyba, że mi się tylko tak wydaje.
- Nie wydaje Ci się.
- W takim, razie wytłumacz mi dlaczego Agata jest aż tak bardzo przeciwko mnie?
- Nie wiem Piotr. Nie mam pojęcia. Ona Ci nie ufa i to chyba dlatego.
- Ale to nie ona powinna mi ufać.
- A Ty miałbyś ochotę spotykać się z kimś do kogo zupełnie nie masz zaufania? O czym byś z kimś takim rozmawiał? – nie uzyskała odpowiedzi na te pytania. Piotr jedynie odwrócił głowę wtapiając wzrok w widok za oknem – No właśnie. Więc nie dziw się, że nie jest do Ciebie przychylnie nastawiona. Ona się po prostu martwi.
- Powiedź mi, ale szczerze – popatrzyła na niego uważnie, obawiając się trochę jego pytania, ponieważ po jego poważnej mini i tonie głosu poznała, że chce zapytać o coś ważnego – czy od czasu naszego powrotu do Warszawy, Agata powiedziała Ci chociaż raz, że nie powinniśmy być razem?
- Nie. Powiedziała jedynie, że nie powinnam Ci tak od razu we wszystkim ufać.
- Masz trzymać dystans, tak?
- Mniej więcej.
- Trzymałaś ten dystans, prawda?
- O czym Ty mówisz?
- Powiedź mi prawdę. Czy przyjeżdżając do Kościeliska miałaś jeszcze jakieś wątpliwości?
- Dlaczego zmieniasz temat?
- Nie zmieniam. Zastanawiam się, jak duży wpływ na Twoje wątpliwości miała Agata.
- Czy Ty słyszysz w ogóle, co mówisz? Agata nie miała z moimi wątpliwościami nic wspólnego. Zresztą chyba już Ci to mówiłam. Agata ma takie samo prawo wypowiadać się na Twój temat, jak Ty na jej. Ale liczyłam na to, że potrafisz rozwiązywać tego typu problemy w cztery oczy, a jak do tej pory, to mówicie o tym głośno do mnie a nie do siebie. Rozumiesz mnie?
- Tak. Oczywiście, że tak.
- Ja wiem, że ciężko będzie się wam zaprzyjaźnić i nawet tego nie oczekuje, ale porozmawiać chyba z nią możesz, prawda?
- Mówiłem Ci że to zrobię i tak będzie. Może masz rację, że powinienem z nią jako pierwszą się spotkać, ale wyszło inaczej. Nic na to nie poradzę. Wiesz jak spędza święta?
- U rodziców. Wygląda na to, że rzeczywiście najbliższa okazja będzie w Sylwestra, bo z tego, co wiem, to Agata ma wolne do końca roku.
- No to trudno. Teraz już nic nie poradzę. Chyba, że pojadę do niej dzisiaj.
- Zadzwonię do niej i wypytam co planuje robić między świętami a Sylwestrem.
- Ok. I nie martw się, jakoś to poukładamy. – powiedział spokojnym głosem, delikatnie głaszcząc dłonią jej policzek
- Mam nadzieję. Jedziesz ze mną do domu?
- Chciałbym jeszcze tu posiedzieć. Mam trochę dokumentów do przejrzenia.
- Nie możesz tego zrobić u mnie? – popatrzył na nią z uśmiechem – Masz rację, to by nie wyszło.
- Właśnie. Posiedzę trochę, a potem do Ciebie przyjadę.
- No dobrze, to ja w tym czasie trochę posprzątam i może uda mi się cos ugotować. – wstała i zabierając torebkę skierowała się w stronę wyjścia, czując na sobie wzrok Piotra idącego zaraz za nią. Zatrzymali się w przedpokoju. – Tylko nie siedź już za długo. – powiedziała zakładając na siebie płaszcz.
- Dwie, góra trzy godziny. – spojrzała na niego groźnie, co spotkało się z wywołaniem na jego ustach lekkiego uśmiechu – Dobrze, dwie.
- Już lepiej.
- A Wy to tak zupełnie nie mieliście, co robić?
- Mówiłam Ci, że pewnie tak będzie. Wyszłabym jeszcze wcześniej, ale czekałam na Wiktora i Jagodę.
- O i jak spotkanie z młodą Rajewską?
- Mogło być gorzej. Nie wiem, dlaczego Wiktor chciał żebym dzisiaj na nią czekała, bo nie miałam jej nic ciekawego do powiedzenia, a nawet jeśli miałam to nie mogłam, bo Wiktor chciał żebyśmy byli dla niej mili.
- Odbijesz to sobie innym razem.
- Też tak myślę. To co, widzę, Cię za dwie godziny u mnie?
- Tak jest. Spróbujemy coś ugotować, bo inaczej przez trzy dni będziemy żywic się jogurtami.
- Bardzo śmieszne. Powinnam się teraz obrazić. Pa. – cmoknęła go szybko w usta i już chciała złapać za klamkę od drzwi, ale poczuła na swojej ręce mocny uścisk Piotra, a chwilę później jego czuły pocałunek na swoich ustach – Chciałeś cos przez to powiedzieć? – zapytała z uśmiechem odsuwając się lekko od niego
- Może, pod warunkiem, że dokończymy to później.
- Może. Pa.
- Pa.
Zamknął za nią drzwi i wrócił do gabinetu dokończyć wypełnianie dokumentów. Magda jadąc na Wiejską zahaczyła jeszcze sklep spożywczy dokupując najpotrzebniejsze rzeczy. W trakcie drogi zastanawiała się jeszcze, czy prezent jaki miała dla Piotra jest wystarczający, czy może powinna coś jeszcze dokupić i co  również było ważne, kiedy mu go dać. Z Sebastianem umówili się, że nie będą sobie nic kupować, bo co prawda  wręczanie sobie wzajemnie prezentów sprawiało im radość, ale już zastanawianie się co komu sprezentować już nie koniecznie. Dlatego zgodnie doszli do wniosku, że wspólna Wigilia w zupełności im wystarczy. Mimo tego, uważała, że nie wypada jej dać prezentu Piotrowi w trakcie kolacji, bo nie wyglądałoby to najlepiej, ale wiedziała też, że Sebastian nie spędzi u niej całej nocy, więc, prawdopodobnie odpowiedni moment znajdzie się, gdy Sebastian wróci do swojego mieszkania. Rozmyślając tak, przypomniała sobie, że przecież dla rodziców też nie ma żadnego prezentu. Zupełnie o tym zapomniała. Zawsze prezent dla matki był pierwszym w kolejności, który kupowała, a w tym roku całkiem inaczej się to rozegrało. Ale w końcu w tym roku całe święta będą wyglądały inaczej. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz