Nie dyskutowała z nim więcej.
Posprzątali po zjedzonym przez Piotra obiedzie i wyszli na krótki spacer po
Kościelisku. W tym czasie
w mieszkaniu Sebastiana w Warszawie trwało zebranie sztabu kryzysowego.
- Skoro się spotkaliśmy to rozumiem,
że Magda do Ciebie dzwoniła, tak? – zapytała Agata siadając na kanapie z
kieliszkiem wina w dłoni
- Tak. Prosiła, żebym wam powiedział,
że zostanie kilka dni w Kościelisku.
- U Piotra. – bardziej stwierdziła
niż zapytała z lekką ironią w głosie Bielecka
- To chyba dobrze, że u Piotra,
prawda? W końcu po to ją tam wysłaliśmy.
- Karolina on ją skrzywdził.
- Agatko miłość nie zawsze jest
piękna, bez niepowodzeń i złości. – Karolina za wszelką cenę chciała przekonać
Agatę do decyzji Magdy
- A zastanawiałaś się nad tym ile
razy już ją przepraszał i ile jeszcze razy się to powtórzy?
- Nie ważne ile razy, ważne, że ją
kocha, a ona jego.
- Co to za miłość skoro nie potrafi z
nią rozmawiać. Doskonale wiecie, że gdyby potrafił być z nią w porządku, gdyby
traktował ja poważnie to by jej o wszystkim powiedział. Nie pozwoliłby aby
myślała, że pojechał do Doroty.
- Agata zrozum, że to są ich sprawy.
Jeśli sobie wszystko wyjaśnią i postanowią być razem to my musimy to uszanować.
To są ich decyzje.
- Ja jestem w stanie to uszanować, bo
wygląda na to, że Piotr jak nikt inny potrafi zawrócić Magdzie w głowie i ok, nawet
to rozumiem, ale ja mu nie zaufam. Nie po tym jak widziałam jak ona przez niego
płacze.
- Na szczęście to nie Ty musisz mu
ufać.
- Ja was nie rozumiem. Jak wy po tym
wszystkim…
- Agata! Piotr kocha Magdę i
zapewniam Cię, że nie chciał jej skrzywdzić, ale co miał Twoim zdaniem zrobić?
Ja nie popieram tego w jaki sposób wyjechał, ale staram się go zrozumieć.
Wyobraź sobie, że z dnia na dzień, dowiadujesz się, że jesteś chora. Cały świat
mu się zawalił. Wiadomość o chorobie zepsuła całe jego plany, ich plany. Źle
postąpił, z tym się z Toba zgadzam, ale taki już ma charakter, tak go
wychowano, a wyjechał w taki sposób bo nie chciał żeby płakała widząc że jest z
nim coraz gorzej. Widział, że Magda go kocha i nie chciał, żeby płakała z
własnej bezradności, że nie może mu pomóc. – Mariola słysząc wymianę zdań
przyjaciół nie wytrzymała już dłużej słów kierowanych przez Agatę w stronę
Piotra.
- Współczuje mu Mariolka, ale nie
wiem co musiałby zrobić, żeby mu zaufała. Nie potrafię pojąc jego toku
myślenia. Nie umiem go zrozumieć, ale jeśli Magda mu wybaczyła to jej decyzja,
jej wybór. W końcu to ona będzie z nim żyła pod jednym dachem.
- Mam nadzieje, że zatrzymasz swoje
obiekcje co do ich związku dla siebie? – zapytał znając dobrze Agatę i wiedząc,
że zawsze mówi to co myśli, nie patrząc na to czy sprawi komuś przykrość, ale
przecież na szczerości polega przyjaźń
- Nie zamierzam. Nie mam zamiaru
niczego udawać, ale nie martw się nie będę jej już do niczego namawiała. Mam
już tego dość.
- I bardzo dobrze. Myślę, że teraz
powinniśmy pozwolić im samym decydować. Przeszli swoje i jeśli będą w stanie
odbudować to, co wyjazd Piotra między nimi zniszczył to będzie dobrze. Znam
Piotra znacznie dłużej od was i wiem, że nie potrafiłby nikogo świadomie
skrzywdzić, a już na pewno nie Magdę. Agatko
dajmy mu szansę. – skierowała się do
przyjaciółki, nalewając sobie do kieliszka czerwonego wina
- Ok, ale nie karzcie mi rzucać mu
się z radości na szyję, jak tylko pojawi się w Warszawie. – przyjaciele nic już
nie odpowiedzieli, z uśmiechami na twarzach spojrzeli tylko po sobie
Cztery kolejne dni minęły spokojnie.
Zarówno w Warszawie, jak i w Kościelisku. Magda z Piotrem codziennie
spacerowali po okolicach. Wyglądało na to, że wyjaśnili sobie najważniejsze
nieporozumienia. Środowe popołudnie spędzali w domu. Piotr po niezbyt miłej
wymianie zdań z ojcem, zmęczony bólem głowy zasnął na łóżku z głową zwrócona w
kierunku Magdy. Leżał na brzuchu a jego prawa dłoń lekko i nieświadomie obejmowała dziewczynę w pasie.
Ona natomiast zagłębiła się w czytaniu książki poleconej przez starszego
Korzeckiego. Tę przyjemna ciszę zakłócił im wibrujący na szafce telefon Magdy.
Spojrzała na Piotra. Nawet nie drgnął, wzięła do ręki telefon i odebrała
połączenie.
- Cześć mamo. – przywitała się z
matką spokojnym głosem, nie chcąc zbudzić rozmową Piotra
- No cześć córeczko. A co Ty masz
taki cichy głos? Chora jesteś?
- Nie, nie. Piotr śpi, nie chce go obudzić.
- A to dobrze, bo już myślałam, że
się mi tam przeziębiłaś.
- Nie, wszystko w porządku.
- Miałaś do mnie dzisiaj zadzwonić.
- Wiem, chciałam to zrobić wieczorem.
Coś się stało?
- To ja się pytam, co się dzieje?
Kiedy wracacie do Warszawy?
- Mamo nie wiem jeszcze. Piotr od
dwóch dni nienajlepiej się czuję. W Warszawie go nie upilnuję a tutaj
przynajmniej ma spokój. – patrzyła na jego zmęczoną twarz, pogłaskała po
policzku, później zaczęła się bawić jego włosami, on nawet nie zareagował.
Musiał być bardzo zmęczony, bo przecież dawniej reagował natychmiast na tego typu pieszczoty z jej strony.
- To może lepiej żeby zobaczył go
lekarz, może się przeziębił? Mówiłaś ostatnio, że dużo spacerujecie, a przecież
pogoda nie jest najkorzystniejsza, zwłaszcza dla niego.
- Podobno to się może zdarzać jeszcze
przez jakiś czas.
- No dobrze rób jak uważasz, ale jak
już będziesz wiedziała kiedy wrócicie do Warszawy to zadzwoń do mnie.
- Dobrze zadzwonię. Muszę wrócić w
tym tygodniu, w poniedziałek, musze wrócić do pracy.
- W takim razie zdzwonimy się
jeszcze. Pozdrów Piotra i uważaj na niego.
- Dobrze, a Ty pozdrów tatę. Pa.
- Pa córeczko, pa. – rozłączyła połażenie
i wróciła do przyglądania się swojemu chłopakowi. Położyła rękę na jego czole.
Wyglądało na to, że ma podwyższoną temperaturę. Może mama ma rację, może nie
powinni tyle spacerować, przecież rzeczywiście mógł się przeziębić, a w jego
sytuacji to nie byłoby wskazane. Kiedy odsunęła swoją rękę z jego czoła, poczuła
jak Piotr przysuwa się do niej chcąc się przytulic.
- Mmm, co się dzieje? – zapytał z
zamkniętymi oczyma, czując jak Magda delikatnie gładzi dłonią jego policzek
- Nic się nie dzieje. Jak Twoja
głowa, boli jeszcze?
- Trochę.
- Trochę.
- Masz lekką gorączkę.
-Mogę sobie jeszcze pospać? – zapytał
wtulając sie bardziej w poduszkę
- Możesz. Śpij skarbie, a ja pójdę na
dół. Zajrzę do Ciebie za chwilę. – odsunęła się od niego, przykryła kocem i
ruszyła w kierunku wyjścia.
- Z kim rozmawiałaś? – jego pytanie
zatrzymało ją przy drzwiach
- Z mamą. Kazała Cię pozdrowić i
uważać żebyś się nie przeziębił.
- Mhm. Uważaj na mnie. – po tym co i
w jaki sposób mówił zorientowała się, że nie za bardzo wie co się wokół niego
dzieje.
- Śpij chłopaku. W razie czego to
jestem na dole.- już nic jej nie odpowiedział. Popatrzyła jeszcze chwilę na
niego po czym przymykając lekko drzwi zeszła na dół. Zrobiła sobie kawę i
poszła do salonu, gdzie spotkała Tomasza.
- O Magda, siadaj proszę. – usiadła
na kanapie przyglądając się jego poczynaniom
- Pan pracuje to może ja nie będę
panu przeszkadzała.
- Nie przeszkadzasz. W moim wieku a
już zwłaszcza w tym zawodzie ludzie nie pracują.
- Brakuje panu tego?
- Pracy?
- Mhm. Sądu, spraw….
- Nerwów. – zaśmiali się oboje. Oboje
wiedzieli z czym wiąże się praca w sądzie, bez względu na to czy jest się
sędzią, adwokatem, czy prokuratorem - No tak, w tym zawodzie nerwy czasami są
nieuniknione, ale coś za coś. Nigdy nic nie ma za darmo. Satysfakcja też
kosztuje.
- Niestety.
- Nie jest tak łatwo, prawda?
- Różnie bywa, ale na szczęście
Wiktor zawsze służy radą, Piotr zresztą również.
- Inaczej wyobrażałaś sobie zawód
adwokata?
- Inaczej chyba nie. Po prostu nie
spodziewała się, że ludzie potrafią być tacy bezwzględni. Tym bardziej, kiedy
muszę bronić kogoś z kim się absolutnie nie zgadzam, to jest znacznie trudniej.
Wiem, że nie powinno tak być, ale czasami nie potrafię się powstrzymać w takiej
sytuacji od swoich osobistych przemyśleń.
- Nie powinnaś przenosić pracy do domu. Prawnik nie powinien pozwalać sobie na swoje własne dygresje.
- Nie powinnaś przenosić pracy do domu. Prawnik nie powinien pozwalać sobie na swoje własne dygresje.
- Wiem, ale czasami tak trudno się
powstrzymać.
- Ja nie mówię, że to znaczy, że jest
się za słabym, czy że się ktoś nie nadaje do tego zawodu. Prawnik to też
człowiek, ale takie łączenie pracy z życiem osobistym nigdy nie kończy się
dobrze. Każda nowa sprawa, każdy klient, bez względu na to jaki jest, zawsze
odbija się na psychice. Czasami w mniejszym stopniu, a czasami w większym. Nie
warto się przejmować. Wystarczy, że myślisz o sprawie w trakcie spotkań,
rozprawy, kilku godzin pracy. Nie ważne czy przegrywasz, czy wygrywasz, ale
kończysz sprawę, zamykasz teczkę i wracasz do domu.
- Piotr mówił mi to samo.
- I tu akurat miał rację. Jesteście
jeszcze za młodzi na to, żeby przynosić pracę do domu. Nie warto przesadnie się
katować. Ja wiem, że to łatwo się mówi „nie przynosić pracy do domu”, ale jak
już się człowiek tego nauczy to jest o wiele łatwiej. Naprawdę. Im szybciej się
tego nauczycie tym lepiej.
- A nie myślał pan o tym żeby wrócić
do zawodu?
- Teraz już nie. Kiedyś, kilka lat
temu może tak, ale teraz już jest za późno, poza tym i tak długo zwlekałem.
Czas najwyższy był odstąpić i pozwolić wykazać się młodszym. A co tam u
Wiktora? Kiedy ostatni raz z nim rozmawiałem to doskonale sobie radził.
- Chyba nic się od tego czasu nie
zmieniło. Kancelaria bardzo dobrze pracuje, zresztą z takim szefem nie może być
inaczej. A Wiktor jak to Wiktor. Oaza spokoju.
- Zawsze go podziwiałem. Nie dość, że
studencie go uwielbiali, to jeszcze otworzył kancelarie, która w bardzo szybkim
czasie stała się renomą w Warszawie. Byłaś na aplikacji u Wiktora tak?
- Tak. Szczęście mi dopisało. –
uśmiechnęła się na samo wspomnienie momentu kiedy rozpoczynała aplikacje u
Waligóry
- Wiktor to świetny prawnik. Zawsze
uważałem, że Piotr jeśli chce być dobrym adwokatem to powinien się od niego uczyć.
Ale Piotr, jak to Piotr. Sama zresztą wiesz, jaki jest. – machnął ręką na
poczynania syna, czym wywołał na twarzy Magdy lekki uśmiech
- Myślę, że my do tej pory się od
niego uczymy. A Piotr bardzo dobrze sobie radzi. Kancelaria świetnie
prosperuje, nawet teraz kiedy Piotrka nie było, Wojtek ciągle był zabiegany.
- Nie broń go. – pogroził jej palcem
z uśmiechem, domyślając się, że będzie mówiła o Piotrze w samych superlatywach
- Ja go nie bronie. Jemu naprawdę
zależy na kancelarii.
- No i tak powinno być. Może wreszcie
dojrzał, bo czas już na niego najwyższy. – powiedział z ironia w głosie – Robił
w życiu wiele głupich rzeczy, zawsze był niezdyscyplinowany. Nie łatwo go było
przypilnować, zawsze chodził swoimi ścieżkami. Przemówić mu do rozsądku to nie
lada wyczyn.
- Myślę, że każdy w pewnym momencie
decyduje się wziąć swoje życie we własne ręce. Ale panu chodzi o ten wyjazd z
Dorotą, prawda?
- No sama powiedz, czy to było
rozsądne?
- Myślę, że nie, ale on to zrobił z
miłości. Ja pewnie zrobiłabym to samo.
- Dał się jej otumanić, jak dziecko.
Manipulowała nim. Nie wiedziałem, że mój syn jest taki naiwny.
- Było, minęło. Myślę, że nie warto
rozgrzebywać starych ran, tym bardziej jeśli są one bolesne, a wiem, że dla
Piotra są.
Rozmawiali tak jeszcze dobrych kilka
minut. Magda po każdej kolejnej rozmowie utwierdzała się w przekonaniu, że
konflikt panujący między Korzeckimi w dużym stopniu polega na podobieństwie charakterów.
W wielu aspektach Piotr miał takie samo zdanie jak jego ojciec, do wielu spraw
podchodzili w ten sam sposób. Zupełnie nie rozumiała tego dlaczego nie mogą się
dogadać. Za każdym razem gdy przebywali w swoim towarzystwie to albo unikali
swojego wzroku i rozmów ze sobą, albo dochodziło między nimi do ostrej wymiany
zdań. Tak jak było ostatnio. Rozmowa z Tomaszem zajęła jej prawie dwie godziny.
Gdy zorientowała się, że jest już dość późno, poszła na górę, wzięła szybki
prysznic i udała się do pokoju Piotra. Leżał na łóżku, ale nie spał. Patrzył na
nią mętnym wzrokiem. Odwiesiła ciuchy do szafy po czym usiadła przy nim na
brzegu łóżka i przyglądała mu się z uśmiechem.
- Co jest chłopaku?
- Nic, wszystko w porządku.
- Nic, wszystko w porządku.
- Chyba jednak nie do końca w porządku.
– przyłożyła rękę do jego twarzy, była cieplejsza niż dwie godziny temu –
Gorączka się podniosła.
- Jak zawsze wieczorem.
- Może coś zjesz? Prawie nic dzisiaj
nie jadłeś.
- Nie, nie chce mi się jeść. Gdzie
byłaś tak długo?
- Na dole. Rozmawiałam z Twoim tatą.
- I nie zjadł Cię?
- Proszę Cię nie bądź złośliwy.
- Ok. Nic nie mówię.
- Dobrze wiesz, co ja myślę na ten
temat. Uważam, że…
- Uważasz, że powinienem z nim porozmawiać.
Wiem, ale tego nie zrobię, bo jestem uparty i głupi. Widziałaś dzisiaj jak
wyglądają nasze rozmowy.
- Widziałam.
- No właśnie, więc chyba lepiej
żebyśmy się do siebie nie odzywali, prawda?
- Wiesz lepiej. – obeszła łóżko i położyła się przytulając do Piotra.
- Wiesz lepiej. – obeszła łóżko i położyła się przytulając do Piotra.
- Co to miało znaczyć? – zapytał nie
rozumiejąc jej zachowania. Był pewien, że będzie go przekonywała, że bez
względu na wszystko powinien porozmawiać z ojcem
- Nic. Zrobisz jak uważasz. Znasz
swojego tatę lepiej i chyba wiesz czego się spodziewać. Dobranoc kochanie. –
pocałowała go krótko w usta i obejmując go położyła głowę na poduszce.
- Dobranoc? Ja się dopiero obudziłem.
Nie możemy sobie porozmawiać?
- A nie możemy jutro?
- A nie możemy jutro?
- No niby możemy, ale… - jego
wypowiedz przerwana została kolejnym pocałunkiem Magdy – Ok. Pogadamy sobie
jutro. Dobranoc.
- Mhm.
Noc minęła im szybko i spokojnie.
Następnego ranka pierwszy obudził się
Piotr. Było jeszcze wcześnie, wiec postanowił zrobić Magdzie niespodziankę i
uszykować dla nich śniadanie. W tym celu zszedł do kuchni, gdzie krzątała się
już Zofia.
- O cześć mamo.
- Dzień dobry synku. Jak się czujesz?
- Już w porządku. – mówiąc to jego
wzrok spotkał się ze wzrokiem matki – Naprawdę.
- No dobrze, skoro tak mówisz. Zjecie
już śniadanie?
- Madzia jeszcze śpi. Wczoraj ucięła
sobie dość długa rozmowę z ojcem, więc teraz odsypia.
- Tak, wiem tata mi mówił. Bardzo ją
polubił.
- To dobrze. Cieszy mnie to. Wiesz co
mamo, ja zrobię kilka kanapek i zabiorę na górę dobrze?
- Dobrze.
- Dobrze.
Zrobił tak jak powiedział. Z talerzem
kanapek i dwoma kubkami kawy wrócił do pokoju. Tak jak się domyślał, Magda
jeszcze spała. Odłożył tacę ze śniadaniem na szafkę obok łóżka i zaczął budzić
ukochaną.
- Madzia, wstawaj. – pogłaskał ją
delikatnie po policzku, to jednak nie przyniosło żadnego efektu, bo dziewczyna
nawet się nie poruszyła – Kotku, zrobiłem śniadanie. – tym razem postanowił pocałować
ja delikatnie w usta i już po chwili poczuł jak Magda oddaje jego pocałunki
- Mmm, bardzo miło się zrobiło. –
otworzyła oczy, czując jak Piotr się od niej odsuwa
- Dzień dobry, czy zamawiała pani
śniadanie do łóżka?
- Nie przypominam sobie, ale smacznie
wygląda. – powiedziała parząc na przygotowane przez Piotra kanapki – O i kawka
jest. Postarałeś się.
- To na szczęście nie było takie
trudne.
- Ja mam to wszystko zjeść? –
zapytała widząc, że ilość zrobionych przez niego kanapek jest przerażająco duża
- My mamy to zjeść. Jestem trochę
głodny.
- To dobrze, bo wczoraj nic nie
jadłeś.
- Za to dzisiaj chyba zjadłbym konia
z kopytami, a tu niestety tylko kanapeczki bo lodówka prawie pusta, dlatego jak
już zjemy to idziemy do sklepu, później na Ornak, wrócimy na kolacje, a jutro…
- Jutro musze wrócić do Warszawy. –
przerwała mu monolog, patrząc z niepewnością na niego czekając na reakcje
spowodowana wypowiedzianymi przez nią słowami
- Jutro? – w odpowiedzi pokiwała
tylko twierdząco głową – Musisz?
- Mówiłam Ci, że mam wolne tylko do
poniedziałku, a będę musiała posprzątać w mieszkaniu, bo przecież przez cały
tydzień mnie nie było. Muszę też przygotować się do rozprawy, a nie mam nawet
jeszcze napisanej mowy końcowej.
- Musisz jutro? Nie możesz w sobotę?
Przecież zdążysz wszystko zrobić w niedziele. Proszę Cię.
- Mama już się pytała kiedy wrócę.
Chyba chce przyjechać.
- To zadzwoń i powiedz, że wracasz w
sobotę.
- To w niedziele będzie już w
Warszawie, a wtedy na pewno z niczym nie zdążę.
- Przemyśl to jeszcze dobrze?
- No dobrze. Dobre te Twoje kanapki.
Już zapomniałam jak smakują. – uśmiechnęła się gryząc kawałek kanapki
- Już ja Ci wszystko przypomnę. –
uśmiechnął się figlarnie biorąc do ręki kolejny kawałek chleba
- Wszystko to znaczy?
- Już ty dobrze wiesz co. – mówiąc to
zauważył jak się zamyśliła, spojrzał na nią, odłożył kanapkę i kubek trzymane w
ręce, skierował jej twarz na swoja osobę i patrząc w oczy zaczął się powoli
zbliżać do jej ust, kiedy jego usta były już bardzo blisko jej, w takim
momencie nie mógł niczego innego zrobić jak tylko ją namiętnie pocałować. Nie
opierała się jego pocałunkom, bo niby po co, przecież tak bardzo je lubi.
Całowali się przez dłuższą chwilę, aż w końcu Piotr się odsunął. – Kocham Cię.
- To się dobrze składa bo ja Ciebie
też.
- Wiem.
- Wiem, że wiesz.
- Dobra dziewczyno, kończ to jedzenie,
bo musimy się zbierać. – podniósł się szybko z łóżka z zamiarem założenia na
siebie bluzy
- Ale gdzie?
- No mówiłem Ci, że najpierw do
sklepu, a potem na Ornak. Mogę otworzyć balkon?
- Możesz, już wstaje skoro tak Ci się
spieszy. – uśmiechnął się tylko, po czym otworzył balkon i wyszedł się
przewietrzyć. Po chwili poczuł jak z tyłu oplatają go ręce Magdy.
- Zmarzniesz. – nakrył jej drobne
dłonie swoimi i przesunął je wyżej na swoją klatkę piersiową
- Piotruś, ja naprawdę muszę jutro
wrócić do domu. – jej stwierdzenie spotkało się z chwilowym milczeniem z jego
strony, jednaj już po chwili poczuła jak odwraca się w jej stronę i obejmuje w
pasie
-No dobrze, w takim razie sprawdzę
zaraz, o której mamy pociąg.
- Przecież możesz jeszcze zostać.
- Nie ma mowy. Nie puszczę Cię samej
w taką drogę.
- Przecież nic się nie stanie.
- Wracamy razem i koniec tematu.
Musze tylko powiedzieć mamie, żeby jutro nie była zaskoczona. – w odpowiedzi
pocałowała go tylko, co spowodowało na jego twarzy delikatny uśmiech – Chodź do
środka, bo naprawdę zmarzniesz.
Uwinęli się z porannymi czynnościami,
po czym szykując się do wyjścia na zakupy Piotr wspomniał Zofii o ich piątkowym
powrocie do Warszawy. Z zakupami nie męczyli się długo, bo już po godzinie
ruszyli w kierunku Hali Ornak. Pogoda zbytnio im nie sprzyjała. Trzymał dość
mocny mróz a do tego zaczął padać lekki śnieg, co dodatkowo utrudniało spacer w
już dość i tak sporej warstwie śniegu. Gdy już doszli na Ornak usiedli w
zacisznym zakamarku, zamówili obiad i ciepłą herbatę do picia.
- Tu zawsze jest tyle ludzi? –
zapytała rozglądając się po dużym pomieszczeniu zapełnionym sporą grupa ludzi
- Czasami nawet jeszcze więcej.
Ludzie zatrzymują się tu najczęściej na noc jak chodzą po szlakach. Bez
problemu można tu odpocząć. Ostatnio byłem tu z ojcem. Kilka dni temu. Nie był
tym faktem zbytnio uradowany, ale mama wysłała go za mną, bo się oczywiście
bała. A miałem zaplanowaną taką cudowną, spokojną wędrówkę. Był nawet taki
moment, właśnie jak się tu zatrzymaliśmy, że zaczęliśmy trochę rozmawiać,
półsłówkami, ale wystarczyło że wróciliśmy do domu i wszystko było jak dawniej.
- Ale jednak się dało.
- Hehe. Tak może trzeba nas zamknąć w
jednym pomieszczeniu, skazać na swoje towarzystwo, wtedy może uda nam się nie
pozabijać. No ale tak właściwie to my ciągle rozmawiamy o mnie, a ja chciałbym
wiedzieć, co się tak ogólnie działo w Warszawie jak mnie nie było.
- Mariolka Ci nie mówiła?
- Mówiła mi tylko, co u Ciebie.
Zresztą tych rozmów wcale nie było tak dużo.
- Ale były.- spojrzała na Piotra,
próbował uciec od jej wzroku – No ale nie ważne. W Warszawie w sumie nic
takiego się nie działo.
- Nie pytam o Warszawę. Pytam o
Sebastiana, Mariolę, Wojtka, Waligórów, Agatę, Bartka
- Bartka? – zdziwiona jego
zainteresowaniem osoba Bartka popatrzyła na niego niepewnie
- No tak. Nie patrz tak, chciałbym wiedzieć,
czego mam się spodziewać po powrocie na sądowe korytarze.
- Wiesz, że…
- Wiem. I bardzo się cieszę, że
wreszcie się zdecydowali. Właśnie, dlatego pytam o Bartka. Jak on to przyjął?
- W końcu się zgodził, więc chyba mu
to nie przeszkadza. Podejrzewam, że duża w tym inicjatywa Karoliny, ale to nie
zmienia faktu, że się cieszę. Wiesz, trochę mnie ta ich decyzja zaskoczyła.
- No przecież Karolina obiecała Ci,
że zostaniesz wspólniczką wiec, co cię zaskoczyło?
- No tak, ale Bartek przecież był
bardzo przeciwny wiec, dlaczego tak nagle zmienił zdanie?
- Bo ja wyjechałem.
- A co to ma wspólnego?
- Kochanie, pamiętasz jak mówiłaś mi,
że Wiktor pytał Cię czy jesteś w ciąży?
- No tak, to było krótko przed twoim
wyjazdem.
- No właśnie. Byliśmy razem,
planowaliśmy kupić mieszkanie, więc Bartek obawiał się, że zajdziesz w ciąże, a
co za tym idzie Twoje ewentualne zwolnienie lekarskie, a to nie wpłynęłoby zbyt
dobrze na kancelarię, gdyby zrobili Cię wtedy wspólnikiem. A skoro ja
wyjechałem… plany uległy zmianie a ryzyko zniknęło.
- Naprawdę tak myślisz?
- Jestem pewien, że tak było, dlatego
zbytnio wtedy w to nie wierzyłem. Ale powiedz jak Ci idzie?
- Zbytnio nic się nie zmieniło. To
Wiktor nadal ma najwięcej udziałów, moje nazwisko jak na razie widnieje tylko
na papierach i tabliczce.
- No i bardzo dobrze. Najważniejsze,
że jest w papierach.
- Ale ja nie chce tak tylko w
papierach.
- Oj Madzia. Wszystko w swoim czasie.
Jeszcze zdążysz się porządzić. Powiedz lepiej co u reszty, bo naprawdę chce być
na bieżąco.
- Po Twoim wyjeździe Agata wróciła do
Bartka, jednak nie na długo, bo kazał jej się zwolnic z banku, bo był zazdrosny
o Rafała. A wiesz, jaka jest Agata, nie da sobą rządzić, wiec oddała mu
pierścionek.
- Oświadczył jej się? – zapytał ze
zdziwieniem. Nie podejrzewał, że Bartek będzie aż tak bardzo zaangażowany w ten
związek z Agatą.
- Mhm. Przedstawił nawet rodzicom. Chyba
naprawdę się w niej zakochał, bo nawet mnie prosił, żebym z Agatą porozmawiała,
żeby do niego wróciła.
-Wiec, dlaczego im nie wyszło?
- Bo Agata miała dość jego humorów,
rozkazów. Zaczęła spotykać się z Rafałem i tak już zostało.
- Z tym Rafałem, którego podsyłała
Tobie?
- Z tym samym.
- Czyli będę miał okazję go poznać.
- Pewnie tak, o ile Agata zechce się
z nami spotkać.
- Mam nadzieje, że Sebastian jakoś z
nią to załatwi. Co u niego?
- Rozstał się z Grzegorzem, po jakimś
czasie pojawił się Marcin. Nawet fajny, ale nie trwało to zbyt długo, bo go
zdradził.
- Czyli nie do końca taki fajny.
- No nie. Ale Sebastian dość szybko
sobie z tym poradził. Chociaż na początku nie było mu łatwo się z tym pogodzić.
- Wcale mu się nie dziwie. –
popatrzył na nią przypominając sobie co czuł kiedy dowiedział się o zdradzie
Doroty. – A teraz? Ma kogoś?
- Z tego, co wiem to nie. Agata
namówiła go żeby poszukał sobie kogoś w Internecie.
- I co?
- Rozmawiał z kimś, spotkali się
nawet, ale bez fajerwerków. Poczekamy, zobaczymy.
Rozmawiali tak jeszcze z jakieś pół
godziny, po czym Piotr stwierdził, że czas najwyższy się zbierać, ponieważ mają
spory kawałek drogi do przejścia, a pogoda z każdą chwilą robiła się coraz
gorsza. Poszedł zapłacić za zamówienie, po czym chwytając Magdę za rękę ruszyli
w stronę wyjścia. Gdy otworzył drzwi, chcąc przepuścić Magdę, do środka i
jednocześnie prosto w Piotra wpadła uśmiechnięta Kinga.
- O cześć Piotrek. Przepraszam, nic
ci nie jest?
- Daj spokój wszystko w porządku.
Cześć. – uśmiechnął się do niej na co ona zareagowała cmoknięciem go w
policzek.
- Magda, dobrze pamiętam? – zapytała
parząc na Magdę i wyciągając w jej stronę dłoń – Cześć.
- Cześć. – uśmiechnęła się nikle
witając się z młodszą o kilka lat od siebie dziewczyną
- Co u Ciebie, bo jakoś tak zniknęłaś
mi nagle w trakcie wesela? – uśmiechał się figlarnie w jej stronę wiedząc
doskonale z kim i dlaczego wyszła z wesela
- Przepraszam Cię, że tak wyszło.
Dzwoniłam do Ciebie, ale nie odbierałeś telefonu.
- Dobra powiedz przynajmniej, czy
warto było prysnąć z tego wesela?
- Na trzy dni warto. – uśmiechnęła
się patrząc na raz na Piotra, raz na Magdę. – Oj znasz mnie już trochę, wiesz,
że nigdzie i przy nikim zbyt długo miejsca nie zagrzeje.
- No tak, wykorzystać i porzucić.
Jesteś okrutna. – wypowiedziane przez niego słowa zrobiły na Magdzie wrażenie.
Była zazdrosna o Kingę, ale dopiero teraz dotarło do niej, że możliwe, iż
między Kinga a Piotrem doszło do czegoś więcej.
- Powinieneś być mi wdzięczny.
- No tak. Właściwie to masz racje.
Dziękuję.
- Bardzo proszę. Wychodzicie już?
- Tak musimy wrócić do domu, jutro
chcemy wrócić do Warszawy.
- Aaaa chyba że tak. To was nie
zatrzymuje, ale odezwij się od czasu do czasu, tym bardziej jak będziecie u
rodziców.
- Ok. Trzymaj się. Pa. – pożegnali
się i ruszyli z Magdą w drogę powrotną.
W tym czasie w domu Waligórów,
Karolina z Wiktorem spędzali w swoim towarzystwie miły wieczór. Siedzieli w
salonie przy kominku popijając wino.
- Magda się do Ciebie odzywała?
- Do mnie nie, ale do Sebastiana tak.
Nie martw się w poniedziałek będzie w pracy. Jutro wracają.
- Oboje?
- No tak zrozumiał Sebastian.
- Czyli wszystko między nimi się
ułożyło?
- Na to wygląda. Przecież oni nie
potrafią żyć bez siebie. Wcześniej, czy później doszliby do porozumienia.
- Nie koniecznie. Pamiętaj że oboje
są bardzo uparci. To, że się kochają nie znaczy jeszcze, że wszystko sobie
potrafią wybaczyć. Jest mnóstwo ludzi, którzy mimo miłości żyją osobno.
- No tak, ale u nich by się to nie
udało. Przecież mają wspólnych przyjaciół, spotykaliby się w sądzie, znając ich
szczęście zajeżdżaliby sobie nawet drogę na Placu Trzech Krzyży.
- Chcesz mi powiedzieć, że są sobie
przeznaczeni, tak?
- Oczywiście. Piotr to idealny
mężczyzna dla Magdy i nigdy nie miałam, co do tego żadnych wątpliwości. A i on
dla niej stracił całkowicie głowę.
- Jak to Piotr. Zawsze był trochę
narwany, wszędzie było go pełno. Zresztą sama wiesz.
- Ale poza tym jest bardzo rozsądny,
potrafi być stanowczy, a Magda potrzebuje właśnie kogoś takiego, kto wreszcie
pokaże jej, że nie jest na tym świecie sama, że jest ktoś kto się nią
zaopiekuje. A do tego będzie miała pewność, że jej nie zdradzi, bo sam się
przekonał jak to boli.
- Bardzo lubię Piotra, poznali się
właściwie przez nas i nie chciałbym, żeby były pomiędzy nimi jakieś
nieporozumienia.
- Nie będzie Waligóro. Możesz być
spokojny, nie zrobią sobie krzywdy.
- To dobrze. Może wreszcie zabawimy
się u nich na weselu.
- Myślę, że tak szybko to, to nie
nastąpi, wiesz jaka jest Magda. Ale rzeczywiście wesele by się przydało. U
Mariolki i Wojtka było bardzo przyjemnie, ale u Magdy i Piotra może być jeszcze
lepiej.
-Myślę, że nie powinni zbyt długo
zwlekać. Mają już swoje lata, jeśli chcieliby mieć dziecko, to czas najwyższy.
- Waligóro, czy to nie Ty mi zawsze
mówiłeś, że nie masz zamiaru się wtrącać w prywatne sprawy Twoich
współpracowników.
- Nie mam zamiaru się wtrącać jako
szef, ale jako przyjaciel chyba mogę, tak, czy nie?
- Hehe. Jako przyjaciel chyba możesz.
- Chyba, że nie będą, chcieli mieć
dziecka.
- Rozmawiali przecież na ten temat przed
wyjazdem Piotra. Tylko, że dla Magdy to chyba nie był odpowiedni moment. Swoją
drogą ciekawe jakby się to wszystko potoczyło, gdyby dowiedzieli się, że będą
mieli dziecko przed jego wyjazdem.
- Nie ma co gdybać. Poczekamy a
zobaczymy jak to się wszystko ułoży.
- Masz rację Waligóro.
Magda z Piotrem już od ponad godziny
wracali do domu. Od pożegnania się z Kingą zamienili ze sobą dosłownie kilka
zdań, właściwie to Piotr próbował zagadywać, ale dziewczyna odpowiadała na jego
pytania półsłówkami. Szli dość szybko, trzymając się za ręce. Magda była już
wyraźnie zmęczona tą wyprawą, w dodatku zastanawiało ją to, jakie tak naprawdę
relacje panowały między jej chłopakiem, a Kingą.
-Kochanie wszystko w porządku? –
zapytał spoglądając na nią mając już dość tej ciszy, która między nimi panowała
- Tak. Dlaczego pytasz?
- Bo się do mnie nie odzywasz.
Słuchasz mnie w ogóle?
- Przepraszam, zamyśliłam się. O co
pytałeś?
- W zasadzie o nic ważnego. A o czym
tak myślałaś?
- Dobrze znasz tę Kingę? – zaśmiał
się słysząc jej pytanie. – To znaczy tak, czy nie?
- Mogłem się domyślić, że to o to
chodzi. Nie musisz być o nią zazdrosna.
- Nie jestem zazdrosna, chce po
prostu wiedzieć czy się dobrze znacie?
- Zależy, co dla Ciebie znaczy
dobrze.
- Piotr proszę Cię! – wiedziała się
robi to specjalnie, że droczy się z nią, ale jej w tym momencie nie było do
śmiechu. Jej zdaniem Kinga to bardzo atrakcyjna, młoda kobieta, która mogłaby
zawrócić w głowie nie jednemu facetowi, nawet Piotrowi.
- Ej nie denerwuj się. Znamy się
krótko, ale dość dobrze. Dużo rozmawialiśmy, więc nawet dobrze się poznaliśmy.
Spotkaliśmy się na stoku, zaprosiła mnie na kawę i tak jakoś wyszło.
- Co wyszło? – jego ostatnie słowa
przeraziły ją nie na żarty. Już chciała puścić jego rękę, ale w odpowiednim
momencie się odezwał
- Nie to o czym pomyślałaś. Spotykaliśmy
się to prawda, ale poza chodzeniem po mieście i wypiciu kilku kaw nic więcej
się nie wydarzyło. Lubię ja, jest sympatyczną dziewczyną, ale nic po za tym.
- I nie miałeś ochoty poznać jej
bliżej?
- Magda! O co Ci chodzi?
- Jest bardzo atrakcyjna dziewczyną.
- Właśnie dziewczyną. To chwilami
jeszcze dziecko. Zresztą sama widziałaś. Ma pstro w głowie.
- Nie byłabym tego taka pewna.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- To, że ma pstro w głowie nie musi
jej przeszkadzać w tym, żeby…
- Żeby co? Żeby zawrócić mi w głowie
i zaciągnąć do łóżka, tak? To chciałaś powiedzieć? Myślałem, że masz o mnie
trochę lepsze zdanie.
- Przepraszam, źle mnie zrozumiałeś.
- Dobra ok. Przyznaje jest
atrakcyjna, i pewnie gdybym tylko chciał wylądowalibyśmy w łóżku. Być może
przeszło mi to przez myśl, ale tylko dlatego, że powiedziałaś mi o tym Kacprze.
Zresztą i tak do niczego by nie doszło, bo jej nie kocham i dobrze o tym wiesz.
Po za tym wygląda na to, że nie jestem w jej typie, skoro zostawiła mnie na
weselu, nic mi o tym nie mówiąc.
- W takim razie, dlaczego ją w ogóle
zaprosiłeś na ten ślub?
- A Ty dlaczego zaprosiłaś tego
Kacpra?
- A co, miałam iść sama?
- Mogłaś iść z Sebastianem. A ja?
Kogo ja miałem zabrać? – zatrzymał się obracając się w jej stronę. Stanął
naprzeciwko niej i chwycił za obie dłonie – Kochanie, między mną a Kingą do
niczego nie doszło. Dotarło?
- Ok. Niech Ci będzie.
- Proszę?
- Dobra, wierze Ci.
- No ja mam nadzieje. Już możemy iść
dalej?
- A daleko jeszcze? Nie mam już siły.
- Jeszcze kawałek. Za jakieś 15 minut
będziemy w domu.
W tym czasie Zofia z Tomaszem
prowadzili swobodną rozmowę w trakcie szykowania kolacji.
- Rozumiem, że wrócą na kolację.
- Piotrek mówił, że tak. W ogóle
mogli sobie odpuścić to wyjście. Zobacz jaka pogoda. Jak się nie pochorują to
będzie cud.
- Daj spokój, nic im nie będzie.
Piotr zostaje, czy jedzie z Magdą?
- Jedzie. Powiedział, że nie puści
jej samej.
- I bardzo dobrze.
- Bardzo dobrze, że wyjeżdża, czy
bardzo dobrze, że nie puszcza jej samej?
- Oj Zosiu. Jeśli chce może zostać,
ale na Magdę to on powinien uważać, bo nie jeden się pewnie obok niej kręci.
- Oni nie są małymi dziećmi, nie
muszą się pilnować. A Ty mógłbyś z Piotrem w końcu poważnie porozmawiać.
- Na jaki temat?
- Nie ważne na jaki temat, ważne żebyście
w ogóle porozmawiali.
- Przecież wiesz, że z nim się nie da
poważnie porozmawiać, jest zbyt porywczy.
- On jest porywczy? A zastanawiałeś się,
po kim to ma?
- Na pewno nie po mnie, jeśli to miałaś na myśli. – mówiąc to usłyszał dźwięk otwieranych drzwi – Zdaje się, że wrócili.
- Na pewno nie po mnie, jeśli to miałaś na myśli. – mówiąc to usłyszał dźwięk otwieranych drzwi – Zdaje się, że wrócili.
- Dobry wieczór. – już po chwili
zobaczyli w kuchni zmęczoną postać Magdy i podążającego za nią Piotra.
- Dobry wieczór. Siadajcie, kolacja
już gotowa. Zrobię wam herbaty, pewnie zmarzliście.
- Dziękujemy. Ledwo żyje. –
uśmiechnęła się siadając na krześle – Takie spacery to chyba nie dla mnie.
- Nie jesteś przyzwyczajona to,
dlatego. Jak będzie okazja to przyjedziemy i popracujemy nad Toba.
- Dziękuje Ci kochanie, uspokoiłeś
mnie.
- Gdzie byliście? – zapytał starszy
Korzecki lekko rozbawiony zmęczeniem Magdy
- Nie mam pojęcia. Wyprowadził mnie
gdzieś w las i tyle widziałam.
- W las. Mhm to dopiero byś nóg nie
czuła. Ale to nawet nie głupi pomysł, szkoda, że na to nie wpadłem. Może
następnym razem.
- Następnym razem, to znaczy, kiedy
synku?
- Mamo my jeszcze nie wyjechaliśmy.
- Dobrze nic nie mówię. Zerwaliście
się jak z choinki z tym powrotem.
- Kiedyś przecież muszą wrócić do
domu. Zosiu oni mają pracę.
-O odezwał się. Powiedział, co
wiedział.
- Pan ma racje. Ja i tak już myślę o
tym, co zastanę w kancelarii. Poprzekładałam tak nagle spotkania, mam nadzieje,
że nic takiego się nie stanie.
- Madzia bardzo Cię proszę, uważaj na
Piotra.
- Niech się pani nie martwi, wszystko
będzie w porządku.
- Mamo ja jestem dorosły i nie musisz
się o mnie przesadnie martwic.
- Zobaczymy, co będziesz mówił za
kilka lat, kiedy będziesz miał swoje dziecko.
- Oj mamo. Taka kolej rzeczy. Dzieci
dorastają.
- Właśnie Zosiu, on już ma swoje
lata.– wtrącił Korzecki słuchając wymiany zdań Zosi z synem
- O dziękuję Ci bardzo tato. Jeszcze
dwa dni temu uważałeś inaczej.
- Jednak wiek nie świadczy o
dojrzałości.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Tomek proszę Cię. – starała się
powstrzymać męża przed doprowadzeniem do kolejnej kłótni z Piotrem.
- Nie mamo, zostaw niech powie, o co
mu w końcu chodzi. Może się wreszcie wygada i dowiem się, co tak naprawdę o
mnie myśli!
- Nie podnoś głosu.
- Bo co? Bo tylko Ty możesz mówić
wszystkim, co tylko Ci się podoba?!
- Piotruś, uspokój się. – chwyciła Piotra za rękę, chcąc w ten sposób dać do zrozumienia synowi aby się uspokoił
- Piotruś, uspokój się. – chwyciła Piotra za rękę, chcąc w ten sposób dać do zrozumienia synowi aby się uspokoił
- Nie mamo, sama chciałaś żebyśmy w
końcu porozmawiali, wiec może to jest odpowiedni moment. O co Tobie chodzi? Co
takiego Ci zrobiłem, że tak Ci przeszkadzam?
- Jesteś dorosły, ale
nieodpowiedzialny. Zachowywałeś i nadal zachowujesz się jak smarkacz. Naucz się
wreszcie, że życie to nie jest zabawa. Dorosły człowiek nie postępuje tak jak Ty!
– wykrzyczał synowi to, co uważał za stosowne. Nie wytrzymał zdenerwowania
Piotra, wiedział, że skoro zaczęli już tę rozmowę to powinni ją skończyć
- A skąd Ty możesz wiedzieć jak ja
postępuje. Od kilku lat się mną nie interesujesz, nie wiesz, co się u mnie
dzieje.
- W takim razie, czym był Twój
wyjazd? Dojrzałą decyzją? Myślałem, że jesteś mądrzejszy, że wiesz z kim w
życiu trzeba się liczyć. Wyjechałeś bez słowa, zostawiłeś Magdę, o niczym nie
powiedziałeś matce. Tak nie postępuje dorosły człowiek! – mówiąc to nie
spojrzał ani razu na Piotra. Rzucał słowami jak z karabinu. Uważał zachowanie
syna za lekkomyślne i egoistyczne. Piotr słuchał tego bardzo uważnie. Z każdym
kolejnym słowem ojca denerwował się coraz bardziej. Nie uspokajała go nawet
ściskająca jego dłoń, dłoń Magdy.
- Nie masz prawa mnie oceniać. To Ty
zawsze mówiłeś mi, że jeśli się kogoś kocha, to trzeba go chronić.
- Ale nie głupotą i egoistycznymi
czynami.
- Ty niczego nie rozumiesz. Nigdy nie będziesz wiedział jak się czułem, kiedy dowiedziałem się o chorobie, jak było mi ciężko, bo nie wiedziałem, co mam robić. Decyzja o wyjeździe była jedną z najtrudniejszych decyzji, którą podjąłem w swoim życiu i bardzo żałuję, że nie mogłem wtedy liczyć na Twoja pomoc. Zresztą nie tylko wtedy. Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego ile razy chciałem z Toba porozmawiać, żebyś mi coś poradzi, ile było w moim życiu sytuacji, w których sobie nie radziłem, ale Ty przecież nigdy się z nikim nie liczyłeś. Ani z mamą, ani ze mną. Wpoiłeś mi te swoje cholerne zasady i to teraz ja popełniam błędny, których Ty nie miałeś okazji popełnić. Ale to dobrze, bo uczę się na błędach i wreszcie zaczynam żyć według własnych zasad.
- Ty niczego nie rozumiesz. Nigdy nie będziesz wiedział jak się czułem, kiedy dowiedziałem się o chorobie, jak było mi ciężko, bo nie wiedziałem, co mam robić. Decyzja o wyjeździe była jedną z najtrudniejszych decyzji, którą podjąłem w swoim życiu i bardzo żałuję, że nie mogłem wtedy liczyć na Twoja pomoc. Zresztą nie tylko wtedy. Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego ile razy chciałem z Toba porozmawiać, żebyś mi coś poradzi, ile było w moim życiu sytuacji, w których sobie nie radziłem, ale Ty przecież nigdy się z nikim nie liczyłeś. Ani z mamą, ani ze mną. Wpoiłeś mi te swoje cholerne zasady i to teraz ja popełniam błędny, których Ty nie miałeś okazji popełnić. Ale to dobrze, bo uczę się na błędach i wreszcie zaczynam żyć według własnych zasad.
- I bardzo dobrze. Skoro chcesz żyć
po swojemu, to za błędy też sam płac. Szkoda tylko, że nie powiedziałeś mi tego
kilka lat temu, kiedy robiłem wszystko, żebyś miał to, czego Ci potrzeba, żebyś
mógł studiować spokojnie, żebyś miał gdzie mieszkać…
- A więc to o to chodzi. O Dorotę,
tak? Wiesz co, szkoda, że nie potrafisz zrozumieć tego, że ja ją kochałem.
Poświęciłem dla niej kilka lat, pracę, siebie, ale nie żałuję tego, bo zrobiłem
to świadomie. Z miłości. Jeśli wiesz, w ogóle co to słowo znaczy.
- Nie pozwalaj sobie, smarkaczu!
- Kochanie, spokojnie. Proszę.- tym
razem to Magda spróbowała powstrzymać, choć na trochę emocje i wypowiadane
przez Piotra słowa. Wiedziała, że jeśli obaj się nie uspokoją to ich rozmowa
może się źle skończyć, a przecież to nie o to chodziło. Spojrzał na nią przez
chwilę, po czym zwrócił swój wzrok na ojca.
- Małżeństwo z Dorotą nie było do
końca przemyślaną decyzją, ale nie żałuje tego. Przez kilka lat byłem z nią
szczęśliwy, kochałem ją, chciałem się dla niej poświecić. Wiem, że czekasz na
to, aż Ci powiem, że miałeś rację, że nie powinienem z nią wyjeżdżać, ale ja
tego nie powiem. Nie żałuje żadnej chwili spędzonej z nią. Jedyne, do czego
mogę Ci się przyznać to, to, że porażką dla mnie jest to, że pozwoliłem się zdradzić,
bo to znaczy, że zrobiłem coś nie tak, że czegoś jej przy mnie brakowało… Nie
sprawdziłem się. Ok. Władowała się do łóżka innemu. I co? Mam z tym żyć do
końca życia? Mam się tym zadręczać, że nie potrafiłem jej przy sobie zatrzymać.
Już nie chce, wiesz dlaczego? Bo mam Magdę. Kocham ją i zrobię wszystko, żeby
była ze mną szczęśliwa. Dorota to zamknięty rozdział mojego życia. Dla mnie
jest już tylko przeszłością. Porażką, o której staram się zapomnieć, ale nie
mogę, bo zdaje się, że Ty zawsze będziesz mi ją przypominał.
- Cieszę się, że przynajmniej
potrafisz przyznać się do tego, że coś zrobiłeś nie tak. Szkoda tylko, że w
nagrodę za zdradę zostawiłeś jej mieszkanie.
- Nie wierze. Chodzi Ci o
mieszkanie?! Jeśli chcesz to mogę Ci oddać te cholerne pieniądze. Nie ma
problemu! – znowu dał się ponieść emocjom, wyglądało na to, że ojciec jak nikt
inny potrafi wyprowadzić go z równowagi.
- Mówiłem Ci Zosiu, że z nim się nie
da spokojnie porozmawiać!
- Pewnie, że się nie da. Dlaczego Ty
nawet nie próbujesz mnie zrozumieć?!
- Zrozum wreszcie, że prawie każda
Twoja decyzja jest głupotą. A ja nie mam zamiaru tego popierać.
- Ty nigdy nie popierałeś moich
decyzji. Zawsze coś było nie tak. Nawet gdybym się nie wiadomo jak bardzo
starał, zawsze będzie Ci mało. Taka zawodowa zachłanność na doskonałość, ale na
tym świecie nie ma ideałów. Nawet Ty nim nie jesteś… - opanował na chwilę
emocje. Trzymając Magdę za rękę postanowił kontynuować swoją wypowiedź. Uznał,
że skoro już tak dużo dzisiaj odważył się powiedzieć, to chce powiedzieć
wszystko, co chciał powiedzieć już kilka lat temu, ale wtedy nie był na tyle
silny, odważny i przede wszystkim pewny swoich słów. – Nawet nie wiesz jak
bardzo mi zależało na Tym żebyś poparł moją decyzję o ślubie i wyjeździe. Nie
wiesz jak bardzo było mi przykro, kiedy dzwoniłem, a Ty nie chciałeś ze mną
rozmawiać. Gdyby nie Dorota nie miałbym wtedy nikogo. Po każdym telefonie do
domu byłem wściekły na Ciebie, na siebie, a ona nigdy nie powiedziała żadnego
złego słowa na Twój temat. Na szczęście dość szybko przestałem się wściekać,
wiesz dlaczego? Bo nauczyłem się żyć bez Ciebie. Dotarło do mnie, że nie mam,
na co liczyć z Twojej strony. Powiedziałeś, że nie chcesz mnie znać. Dobrze.
Pomyślałem sobie, że skoro ojciec potrafi żyć bez syna, to ten syn tak samo
dobrze potrafi żyć bez ojca. Nie chce się z Toba kłócić, bo mam już tego dosyć.
Ile można? Chciałbym tylko żebyś odpowiedział mi na jedno pytanie. Spójrz na
mnie i powiedź mi, czy jest coś, czego żałujesz coś, co Ci się w życiu nie
udało? – mówiąc to nachylił się nad stołem w stronę ojca. Zarówno on, jaki i
Magda z Zofia ciekawi byli odpowiedzi Tomasza. Cisza, która zapanowała po
zadaniu przez Piotra pytania trwała kilka sekund, w końcu Tomasz spojrzał na
Piotra i ze spokojem w głosie udzielił odpowiedzi.
- Żałuje tego, że nie potrafiłem wychować
Cię na takiego człowieka, jakim powinieneś być. – takiej odpowiedzi chyba nikt
z nich się nie spodziewał, dla Piotra było tego już za wiele. Nie wytrzymał, pozwolił
by jego oczy zaszkliły się od łez.
- Niewiarygodne, ale mogłem się tego
spodziewać. I za to mnie tak nienawidzisz, za to że jestem twoja porażką? –
popatrzył na ojca ze łzami w oczach, pokiwał tylko z niedowierzaniem głową i wstał od stołu chcąc
wyjść z kuchni.
- Piotruś zostań. Usiądź proszę. –
chwyciła go za rękaw koszuli chcąc by został w kuchni
- Wystarczy. Ja mam już dosyć.
Przepraszam. – spojrzał na nią czekając aż puści jego rękę
- Zostaw go, niech idzie.
- Tomasz.
- To nie ma sensu, on niczego nie
rozumie. – puściła go, a on zawiedziony kolejnym niepowodzeniem wszedł na górę
do swojego pokoju. Wyszedł na balkon, oparł ręce na barierce, zaciskając mocno
pięści. Dopiero w tym momencie coś w nim pękło. Był sam więc mógł pozwolić
sobie na chwilę słabości. Po chwili poczuł jak z jego oczu płyną łzy. Mimo, że
nie dawał nigdy tego po sobie poznać, bardzo brakowało mu normalnych kontaktów
z ojcem, zależało mu na tym by się z nim dogadać. Wiedział, że nie będzie to
łatwe, ale w trakcie tej rozmowy miał nadzieje, że może gdy o wszystkim mu
powie, może choć trochę go zrozumie. Miał żal, ogromy żal, że ojciec nie
potrafi z nim normalnie porozmawiać. W tej chwili zaczynały docierać do niego
wszystkie słowa, które ojciec wypowiedział. Z każdą kolejną sekundą i z każdym
kolejnym wypowiedzianym przez niego słowem miał wrażenie, że nienawidzi go
coraz bardziej. Wyjął z kieszeni spodni paczkę papierosów i zapalił jednego.
Był tak pogrążony w własnych myślach, że nawet nie słyszał, gdy Magda weszła do
pokoju, a potem na balkon.
- Od kiedy palisz?- zapytała widząc w
jego dłoni zapalonego papierosa
- Od siedemnastego roku życia. Takie
szczeniackie wygłupy, ale nie martw się, staje się nałogiem tylko czasami, w
takich sytuacjach jak ta.
- Pomaga?
- Na nerwy w moim przypadku tak.
- Zostaw tę truciznę i chodź tu do
mnie. – wyjęła z jego dłoni papierosa, zgasiła go i przytuliła się do Piotra
- Przepraszam, że musiałaś tego
słuchać. Nie chciałem Cię urazić.
- Daj spokój, nic się nie stało.
Wiedziała, że jest źle, ale nie wiedziałam, że aż tak.
- No to teraz już wiesz. Widziałaś,
że próbowałem, ale to nie ma sensu. Nie ważne, co powiem, co zrobię na nim to i
tak nie zrobi wrażenia.
- Robi. Zależy mu na Tobie. To widać.
- Madzia, proszę Cię.
- Piotruś on Cię kocha, tylko…
- Tak wiem. Nie potrafi tego okazać.
– przerwał jej wiedząc, co chce mu powiedzieć. – A ja już w to nie wierze. Sama
słyszałaś, co powiedział. Jestem jego porażką.
- On wcale tak nie myśli. Zdenerwował
się, zresztą tak samo jak Ty. Oboje niepotrzebnie się unieśliście. Piotr
krzykiem niczego nie załatwisz, przecież wiesz o tym.
- Przestańmy już o tym mówić. Jutro
wracamy do Warszawy, ja czuje, że muszę od niego odpocząć.
- Piotr, odpocząć? Od własnego ojca?
- Widziałaś jak wyglądają nasze
rozmowy, jeśli w ogóle można to tak nazwać. Dzisiaj był tylko krzyk, ale
widziałaś co było poprzednim razem. Gdyby nie było Ciebie i mamy skończyłoby
się to o wiele gorzej. On rozmawiając ze mną nie panuje nad sobą.
- Ty również.
- To prawda, dlatego lepiej żeby mnie
tu nie było, a przynajmniej nie teraz. Wejdźmy do środka, bo zmarzniesz. –
trzymając rękę na jej plecach wprowadził ją pomału do wnętrza pokoju. Usiadła na łóżku biorąc w dłonie kubek z
zimną już herbatą, a on nie patrząc na nią oparł się stojące naprzeciwko
łóżka biurko. Milczeli chwilę, on uspakajając w ten sposób swoje emocje
związane z trudną i nieprzyjemną rozmową z ojcem, a ona pozwalając mu ochłonąć.
Uważała, że taka chwila spokoju jest mu teraz potrzebna, przecież nie powinien
się jeszcze denerwować.
- Pociąg mamy jutro po 13 i o 20. W
ten sytuacji wolałbym jechać tym wcześniejszym, chyba, że chcesz jechać w nocy?
- Nie. Jak chcesz możemy wracać tym o
13.
- Dobrze. W takim razie musze się
spakować. Wbrew pozorom trochę tych rzeczy się tu nazbierało.
- Chcesz mi powiedzieć, że traciłeś
pieniądze na jak Ty to mówisz – duperele? – uśmiechnęła się w jego kierunku
powodując, że i on zaczął się uśmiechać
- Aż tak to nie, ale byłem
przypadkiem w Krakowie, trochę mi się nudziło, więc pochodziłem po sklepach i
kupiłem parę istotnych drobiazgów.
- To znaczy, co?
- Aparat, laptopa, telefon, ogólnie
mówiąc, zainwestowałem w porządny sprzęt.
- Jakaś nowa pasja, o której nic nie
wiem?
- Jaka tam pasja. Jak gdzieś
jeździliśmy to używaliśmy Twojego aparatu, nie miałem swojego, wiec kupiłem,
laptop mi się zepsuł, więc siłą rzeczy jego zakup był niezbędny, a telefon to
tak jakoś z rozbiegu.
- Z rozbiegu. Skarbie przecież, ty nigdy
niczego nie kupowałeś z rozbiegu.
- Oj Madzia, czy to ważne? – odwrócił
się w stronę szafy, wyjmując z niej granatową torbę.
- Ważne, bo to zawsze ja chowałam
swoje rzeczy do Twojej torby, jak w mojej się nie mieściły, a nie odwrotnie.
- Spokojnie wszystko się zmieści. –
zaczął wyjmować z szafy swoje rzeczy i kładł je na łóżku tuż obok Magdy.
Siedziała na łóżku po turecku i przyglądała się jego poczynaniom. Wziął do ręki
jedną z koszul i po odpowiednim złożeniu jej, ułożył ją w torbie. Kiedy tu przyjechała
i rozpakowywała swoją walizkę stwierdziła, że nie zabrał ze sobą zbyt wielu
ubrań, ale teraz patrząc na ilość koszul, bluzek i spodni zmieniła zdanie. W
swoim zamyśleniu chwyciła w dłonie jego zieloną kozulę, którą już po chwili
zaczęła składać. Nie usłyszała pukania do drzwi, gdyby nie Piotr nie
zorientowałaby się, że ktoś próbuje się dostać do pokoju. Z zamyślenia wyrwał
ją głos ukochanego.
- Proszę. – spojrzał na zamknięte
drzwi słysząc delikatne pukanie
- Mogę na chwilkę? – Zosia dość
niepewnie weszła do pokoju syna, bojąc się, że Piotr pod wpływem złości na ojca
może nie mieć ochoty na rozmowę.
- Tak, oczywiście.
- Widzę, że się pakujecie. O której
macie zamiar jechać? – zapytała przyglądając się Piotrowi pakującemu swoją
kolejną bluzkę do torby
- Po 13 mamy pociąg. Mamo
przepraszam, że to tak wyszło, wiesz, że nie o to mi chodziło. Chciałbym z nim
normalnie porozmawiać, ale tak się chyba nie da. Nie potrafimy ze sobą
rozmawiać.
- Synku on nie chciał tego
powiedzieć.
- A mnie się właśnie wydaje, że
chciał. Ja chciałem, żeby to była szczera rozmowa zarówno z mojej strony, jak i
z jego. I była.
- Nerwy go poniosły, to się zdarza.
Tata bardzo cię kocha i zawsze chciał dla Ciebie jak najlepiej.
- Mamo ja mam już dosyć słuchania
tego jak on mnie bardzo kocha. Jeśli rzeczywiście jest tak jak mówisz, że mnie
kocha, to ja chciałbym to wreszcie poczuć. – rozmawiał z matką nie przerywając
nawet na chwilę pakowania. – Madzia podasz mi tę bluzę z fotela? – spojrzała za
siebie za stał owy fotel a na nim leżała beżowa bluza Piotra. Podniosła się
lekko z łóżka i sięgając po bluzę, podała ją chłopakowi. Nie wtrącała się do
tej rozmowy, czuła nawet, że być może powinna zostawić ich w tym momencie
samych, przecież to są ich rodzinne sprawy, ale ani Piotrek, ani Zosia nie dali
jej do zrozumienia, że chcą w tej chwili sami porozmawiać, więc siedziała i
słuchała uważnie wypowiadanych słów. Głównie skupiała się na tym, co mówi
Piotr. W tej chwili był bardzo spokojny. Często zazdrościła mu tego, że wtedy,
kiedy trzeba potrafi panować nad swoimi emocjami. Tak było i tym razem.
Wiedział przecież, że Zofia nie jest niczemu winna. To, że nie może dogadać się
z ojcem to tylko i wyłącznie wina ich obu i ich trudnych charakterów. Te dzisiejsze
rozmowy między Korzeckimi dawały jej dużo do myślenia. Było kilka rzeczy, o
które chciała zapytać Piotra, ale postanowiła, że zrobi to w Warszawie, z
daleka od zbędnych emocji, które zapewne Piotr doskonale w tej chwili w sobie
ukrywał.
- Proszę.
- Może byście zostali jeszcze,
chociaż kilka dni?
- Nie mamo to nie jest dobry pomysł.
Po za tym Magda musi być w pracy w poniedziałek, zresztą ja również powinienem
wrócić do kancelarii.
- No dobrze, to chociaż obiecaj mi,
że będziesz na siebie uważał, wiesz przecież, co mówił profesor, musisz być
ostrożny.
- Wiem mamo. Nie martw się, wszystko
będzie w porządku. Będę do Ciebie dzwonił.
- No ja mam nadzieje, bo jak nie to
ja będę dzwoniła do Ciebie.
- Hehe. Ok. – zaśmiał się szczerze
patrząc na matkę, po czym skierował swój wzrok na uśmiechającą się Magdę
- No to ja wam nie przeszkadza.
Dobranoc.
- Dobranoc pani. – odprowadziła
wzrokiem matkę chłopaka patrząc jak opuszcza jego pokój zamykając za sobą drzwi.
Nastała między nimi chwila ciszy. Piotr zajęty pakowaniem, a ona nadal siedząca
na łóżku z kolejną trzymana już od dłuższego czasu jego koszulą w ręku.
Spojrzał na nią. Wydała mu się dziwnie zamyślona. Jakby się czegoś obawiała. Do
tego trzymała jego koszulę już od dłuższej chwili, ciągle patrząc na nią.
- Mogę? – zapytał wyciągając w jej stronę
rękę po koszule. Patrzył na nią chwilę czekając na jej reakcje, ale chyba go
nie słyszała. – Ej dziewczyno. – ukucnął obok niej opierając jedna rękę na jej
kolanie a drugą kładąc na jej dłoni. Dopiero ten gest spowodował, że na niego
spojrzała – Co się dzieje?
- Nic.
- Przecież widzę.
- Myślę o tym, jak to będzie jak
wrócimy do Warszawy.
- Dobrze będzie, przecież znamy się
dobrze, nie musimy wszystkiego zaczynać od początku.
- Co masz na myśli?
- To, że nie będziesz przede mną
uciekała. – uśmiechnęła do niego ciepło patrząc mu w oczy
- Kocham Cię.
- Ja Ciebie też. – zbliżył się do
niej i pocałował – Bardzo. Wiesz co, idź może do łazienki, weź prysznic i kładź
się spać, bo Ci jeszcze jakieś głupoty przyjdą do głowy, hm?
- Muszę się spakować.
- Ja Cię spakuje. Nie ma tego wiele.
Idź a ja tu na Ciebie poczekam.
Poszła, a
on dokończył pakowanie swojej torby, po czym zajął się jej. Poszło mu dość
sprawnie, bo przecież miał już w tym wprawę. Co prawda z Magdy torbą miał
większy problem, bo nie wiedział, co może już spakować, a co zostawić, bo może
się jej jeszcze przydać, ale w końcu skończył. Kiedy wyszła z łazienki, Piotr
zajął jej miejsce. Kilka minut po 23 oboje, przytuleni do siebie spali czekając
na nowy dzień. Sen Magdy jednak nie należał do najlepszych. Nie wiedziała
czemu, ale obawiała się trochę ich wspólnego powrotu do Warszawy. Gdy spojrzała
na zegarem było przed trzecią. Piotr spał w najlepsze przytulony do jej pleców,
lewa rękę nieświadomie trzymając na jej piersi. Zawsze znaczną część nocy przesypiali
w takiej pozycji, ale przez ostatnich kilka miesięcy zdążyła się odzwyczaić od
obecności mężczyzny w trakcie nocy. Wiedziała, że oboje długo już nie
wytrzymają, że pocałunki i przytulenia przestaną im wystarczyć. Z każdym dniem
czuła, że coraz bardziej go potrzebuje i pragnie. Piotr zresztą również dał jej
wiele razy do zrozumienia, że zbyt długo już nie wytrzyma bez ich mrużenia oczu
mając ją tak blisko siebie. Pewnie gdyby byli w Warszawie już dawno pozwolili
by sobie na coś więcej niż pocałunki, ale w tej sytuacji, przebywając w domu
Korzeckich nie potrafiła się przełamać i pozwolić Piotrowi zbliżyć się do
siebie zbyt blisko. A on to na szczęście szanował, wiedział, że jeśli tylko
wrócą do Warszawy wszystko pomału wróci do normy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz