TO JUŻ JEST KONIEC...

Część 2

Nie dyskutowała z nim więcej. Posprzątali po zjedzonym przez Piotra obiedzie i wyszli na krótki spacer po Kościelisku. W tym czasie w mieszkaniu Sebastiana w Warszawie trwało zebranie sztabu kryzysowego.
- Skoro się spotkaliśmy to rozumiem, że Magda do Ciebie dzwoniła, tak? – zapytała Agata siadając na kanapie z kieliszkiem wina w dłoni
- Tak. Prosiła, żebym wam powiedział, że zostanie kilka dni w Kościelisku.
- U Piotra. – bardziej stwierdziła niż zapytała z lekką ironią w głosie Bielecka
- To chyba dobrze, że u Piotra, prawda? W końcu po to ją tam wysłaliśmy.
- Karolina on ją skrzywdził.
- Agatko miłość nie zawsze jest piękna, bez niepowodzeń i złości. – Karolina za wszelką cenę chciała przekonać Agatę do decyzji Magdy
- A zastanawiałaś się nad tym ile razy już ją przepraszał i ile jeszcze razy się to powtórzy?
- Nie ważne ile razy, ważne, że ją kocha, a ona jego.
- Co to za miłość skoro nie potrafi z nią rozmawiać. Doskonale wiecie, że gdyby potrafił być z nią w porządku, gdyby traktował ja poważnie to by jej o wszystkim powiedział. Nie pozwoliłby aby myślała, że pojechał do Doroty.
- Agata zrozum, że to są ich sprawy. Jeśli sobie wszystko wyjaśnią i postanowią być razem to my musimy to uszanować. To są ich decyzje.
- Ja jestem w stanie to uszanować, bo wygląda na to, że Piotr jak nikt inny potrafi zawrócić Magdzie w głowie i ok, nawet to rozumiem, ale ja mu nie zaufam. Nie po tym jak widziałam jak ona przez niego płacze.
- Na szczęście to nie Ty musisz mu ufać.
- Ja was nie rozumiem. Jak wy po tym wszystkim…
- Agata! Piotr kocha Magdę i zapewniam Cię, że nie chciał jej skrzywdzić, ale co miał Twoim zdaniem zrobić? Ja nie popieram tego w jaki sposób wyjechał, ale staram się go zrozumieć. Wyobraź sobie, że z dnia na dzień, dowiadujesz się, że jesteś chora. Cały świat mu się zawalił. Wiadomość o chorobie zepsuła całe jego plany, ich plany. Źle postąpił, z tym się z Toba zgadzam, ale taki już ma charakter, tak go wychowano, a wyjechał w taki sposób bo nie chciał żeby płakała widząc że jest z nim coraz gorzej. Widział, że Magda go kocha i nie chciał, żeby płakała z własnej bezradności, że nie może mu pomóc. – Mariola słysząc wymianę zdań przyjaciół nie wytrzymała już dłużej słów kierowanych przez Agatę w stronę Piotra.
- Współczuje mu Mariolka, ale nie wiem co musiałby zrobić, żeby mu zaufała. Nie potrafię pojąc jego toku myślenia. Nie umiem go zrozumieć, ale jeśli Magda mu wybaczyła to jej decyzja, jej wybór. W końcu to ona będzie z nim żyła pod jednym dachem.
- Mam nadzieje, że zatrzymasz swoje obiekcje co do ich związku dla siebie? – zapytał znając dobrze Agatę i wiedząc, że zawsze mówi to co myśli, nie patrząc na to czy sprawi komuś przykrość, ale przecież na szczerości polega przyjaźń
- Nie zamierzam. Nie mam zamiaru niczego udawać, ale nie martw się nie będę jej już do niczego namawiała. Mam już tego dość.
- I bardzo dobrze. Myślę, że teraz powinniśmy pozwolić im samym decydować. Przeszli swoje i jeśli będą w stanie odbudować to, co wyjazd Piotra między nimi zniszczył to będzie dobrze. Znam Piotra znacznie dłużej od was i wiem, że nie potrafiłby nikogo świadomie skrzywdzić, a już na pewno nie Magdę. Agatko


dajmy mu szansę. – skierowała się do przyjaciółki, nalewając sobie do kieliszka czerwonego wina
- Ok, ale nie karzcie mi rzucać mu się z radości na szyję, jak tylko pojawi się w Warszawie. – przyjaciele nic już nie odpowiedzieli, z uśmiechami na twarzach spojrzeli tylko po sobie
Cztery kolejne dni minęły spokojnie. Zarówno w Warszawie, jak i w Kościelisku. Magda z Piotrem codziennie spacerowali po okolicach. Wyglądało na to, że wyjaśnili sobie najważniejsze nieporozumienia. Środowe popołudnie spędzali w domu. Piotr po niezbyt miłej wymianie zdań z ojcem, zmęczony bólem głowy zasnął na łóżku z głową zwrócona w kierunku Magdy. Leżał na brzuchu a jego prawa dłoń lekko  i nieświadomie obejmowała dziewczynę w pasie. Ona natomiast zagłębiła się w czytaniu książki poleconej przez starszego Korzeckiego. Tę przyjemna ciszę zakłócił im wibrujący na szafce telefon Magdy. Spojrzała na Piotra. Nawet nie drgnął, wzięła do ręki telefon i odebrała połączenie.
- Cześć mamo. – przywitała się z matką spokojnym głosem, nie chcąc zbudzić rozmową Piotra
- No cześć córeczko. A co Ty masz taki cichy głos? Chora jesteś?
- Nie, nie. Piotr śpi, nie chce go obudzić.
- A to dobrze, bo już myślałam, że się mi tam przeziębiłaś.
- Nie, wszystko w porządku.
- Miałaś do mnie dzisiaj zadzwonić.
- Wiem, chciałam to zrobić wieczorem. Coś się stało?
- To ja się pytam, co się dzieje? Kiedy wracacie do Warszawy?
- Mamo nie wiem jeszcze. Piotr od dwóch dni nienajlepiej się czuję. W Warszawie go nie upilnuję a tutaj przynajmniej ma spokój. – patrzyła na jego zmęczoną twarz, pogłaskała po policzku, później zaczęła się bawić jego włosami, on nawet nie zareagował. Musiał być bardzo zmęczony, bo przecież dawniej reagował natychmiast  na tego typu pieszczoty z jej strony.
- To może lepiej żeby zobaczył go lekarz, może się przeziębił? Mówiłaś ostatnio, że dużo spacerujecie, a przecież pogoda nie jest najkorzystniejsza, zwłaszcza dla niego.
- Podobno to się może zdarzać jeszcze przez jakiś czas.
- No dobrze rób jak uważasz, ale jak już będziesz wiedziała kiedy wrócicie do Warszawy to zadzwoń do mnie.
- Dobrze zadzwonię. Muszę wrócić w tym tygodniu, w poniedziałek, musze wrócić do pracy.
- W takim razie zdzwonimy się jeszcze. Pozdrów Piotra i uważaj na niego.
- Dobrze, a Ty pozdrów tatę. Pa.
- Pa córeczko, pa. – rozłączyła połażenie i wróciła do przyglądania się swojemu chłopakowi. Położyła rękę na jego czole. Wyglądało na to, że ma podwyższoną temperaturę. Może mama ma rację, może nie powinni tyle spacerować, przecież rzeczywiście mógł się przeziębić, a w jego sytuacji to nie byłoby wskazane. Kiedy odsunęła swoją rękę z jego czoła, poczuła jak Piotr przysuwa się do niej chcąc się przytulic.
- Mmm, co się dzieje? – zapytał z zamkniętymi oczyma, czując jak Magda delikatnie gładzi dłonią jego policzek
- Nic się nie dzieje. Jak Twoja głowa, boli jeszcze?
- Trochę.
- Masz lekką gorączkę.
-Mogę sobie jeszcze pospać? – zapytał wtulając sie bardziej w poduszkę
- Możesz. Śpij skarbie, a ja pójdę na dół. Zajrzę do Ciebie za chwilę. – odsunęła się od niego, przykryła kocem i ruszyła w kierunku wyjścia.
- Z kim rozmawiałaś? – jego pytanie zatrzymało ją przy drzwiach
- Z mamą. Kazała Cię pozdrowić i uważać żebyś się nie przeziębił.
- Mhm. Uważaj na mnie. – po tym co i w jaki sposób mówił zorientowała się, że nie za bardzo wie co się wokół niego dzieje.
- Śpij chłopaku. W razie czego to jestem na dole.- już nic jej nie odpowiedział. Popatrzyła jeszcze chwilę na niego po czym przymykając lekko drzwi zeszła na dół. Zrobiła sobie kawę i poszła do salonu, gdzie spotkała Tomasza.
- O Magda, siadaj proszę. – usiadła na kanapie przyglądając się jego poczynaniom
- Pan pracuje to może ja nie będę panu przeszkadzała.
- Nie przeszkadzasz. W moim wieku a już zwłaszcza w tym zawodzie ludzie nie pracują.
- Brakuje panu tego?
- Pracy?
- Mhm. Sądu, spraw….
- Nerwów. – zaśmiali się oboje. Oboje wiedzieli z czym wiąże się praca w sądzie, bez względu na to czy jest się sędzią, adwokatem, czy prokuratorem - No tak, w tym zawodzie nerwy czasami są nieuniknione, ale coś za coś. Nigdy nic nie ma za darmo. Satysfakcja też kosztuje.
- Niestety.
- Nie jest tak łatwo, prawda?
- Różnie bywa, ale na szczęście Wiktor zawsze służy radą, Piotr zresztą również.
- Inaczej wyobrażałaś sobie zawód adwokata?
- Inaczej chyba nie. Po prostu nie spodziewała się, że ludzie potrafią być tacy bezwzględni. Tym bardziej, kiedy muszę bronić kogoś z kim się absolutnie nie zgadzam, to jest znacznie trudniej. Wiem, że nie powinno tak być, ale czasami nie potrafię się powstrzymać w takiej sytuacji od swoich osobistych przemyśleń.
- Nie powinnaś przenosić pracy do domu. Prawnik nie powinien pozwalać sobie na swoje własne dygresje.
- Wiem, ale czasami tak trudno się powstrzymać.
- Ja nie mówię, że to znaczy, że jest się za słabym, czy że się ktoś nie nadaje do tego zawodu. Prawnik to też człowiek, ale takie łączenie pracy z życiem osobistym nigdy nie kończy się dobrze. Każda nowa sprawa, każdy klient, bez względu na to jaki jest, zawsze odbija się na psychice. Czasami w mniejszym stopniu, a czasami w większym. Nie warto się przejmować. Wystarczy, że myślisz o sprawie w trakcie spotkań, rozprawy, kilku godzin pracy. Nie ważne czy przegrywasz, czy wygrywasz, ale kończysz sprawę, zamykasz teczkę i wracasz do domu.
- Piotr mówił mi to samo.
- I tu akurat miał rację. Jesteście jeszcze za młodzi na to, żeby przynosić pracę do domu. Nie warto przesadnie się katować. Ja wiem, że to łatwo się mówi „nie przynosić pracy do domu”, ale jak już się człowiek tego nauczy to jest o wiele łatwiej. Naprawdę. Im szybciej się tego nauczycie tym lepiej.
- A nie myślał pan o tym żeby wrócić do zawodu?
- Teraz już nie. Kiedyś, kilka lat temu może tak, ale teraz już jest za późno, poza tym i tak długo zwlekałem. Czas najwyższy był odstąpić i pozwolić wykazać się młodszym. A co tam u Wiktora? Kiedy ostatni raz z nim rozmawiałem to doskonale sobie radził.
- Chyba nic się od tego czasu nie zmieniło. Kancelaria bardzo dobrze pracuje, zresztą z takim szefem nie może być inaczej. A Wiktor jak to Wiktor. Oaza spokoju.
- Zawsze go podziwiałem. Nie dość, że studencie go uwielbiali, to jeszcze otworzył kancelarie, która w bardzo szybkim czasie stała się renomą w Warszawie. Byłaś na aplikacji u Wiktora tak?
- Tak. Szczęście mi dopisało. – uśmiechnęła się na samo wspomnienie momentu kiedy rozpoczynała aplikacje u Waligóry
- Wiktor to świetny prawnik. Zawsze uważałem, że Piotr jeśli chce być dobrym adwokatem to powinien się od niego uczyć. Ale Piotr, jak to Piotr. Sama zresztą wiesz, jaki jest. – machnął ręką na poczynania syna, czym wywołał na twarzy Magdy lekki uśmiech
- Myślę, że my do tej pory się od niego uczymy. A Piotr bardzo dobrze sobie radzi. Kancelaria świetnie prosperuje, nawet teraz kiedy Piotrka nie było, Wojtek ciągle był zabiegany.
- Nie broń go. – pogroził jej palcem z uśmiechem, domyślając się, że będzie mówiła o Piotrze w samych superlatywach
- Ja go nie bronie. Jemu naprawdę zależy na kancelarii.
- No i tak powinno być. Może wreszcie dojrzał, bo czas już na niego najwyższy. – powiedział z ironia w głosie – Robił w życiu wiele głupich rzeczy, zawsze był niezdyscyplinowany. Nie łatwo go było przypilnować, zawsze chodził swoimi ścieżkami. Przemówić mu do rozsądku to nie lada wyczyn.
- Myślę, że każdy w pewnym momencie decyduje się wziąć swoje życie we własne ręce. Ale panu chodzi o ten wyjazd z Dorotą, prawda?
- No sama powiedz, czy to było rozsądne?
- Myślę, że nie, ale on to zrobił z miłości. Ja pewnie zrobiłabym to samo.
- Dał się jej otumanić, jak dziecko. Manipulowała nim. Nie wiedziałem, że mój syn jest taki naiwny.
- Było, minęło. Myślę, że nie warto rozgrzebywać starych ran, tym bardziej jeśli są one bolesne, a wiem, że dla Piotra są.
Rozmawiali tak jeszcze dobrych kilka minut. Magda po każdej kolejnej rozmowie utwierdzała się w przekonaniu, że konflikt panujący między Korzeckimi w dużym stopniu polega na podobieństwie charakterów. W wielu aspektach Piotr miał takie samo zdanie jak jego ojciec, do wielu spraw podchodzili w ten sam sposób. Zupełnie nie rozumiała tego dlaczego nie mogą się dogadać. Za każdym razem gdy przebywali w swoim towarzystwie to albo unikali swojego wzroku i rozmów ze sobą, albo dochodziło między nimi do ostrej wymiany zdań. Tak jak było ostatnio. Rozmowa z Tomaszem zajęła jej prawie dwie godziny. Gdy zorientowała się, że jest już dość późno, poszła na górę, wzięła szybki prysznic i udała się do pokoju Piotra. Leżał na łóżku, ale nie spał. Patrzył na nią mętnym wzrokiem. Odwiesiła ciuchy do szafy po czym usiadła przy nim na brzegu łóżka i przyglądała mu się z uśmiechem.
- Co jest chłopaku?
- Nic, wszystko w porządku.
- Chyba jednak nie do końca w porządku. – przyłożyła rękę do jego twarzy, była cieplejsza niż dwie godziny temu – Gorączka się podniosła.
- Jak zawsze wieczorem.
- Może coś zjesz? Prawie nic dzisiaj nie jadłeś.
- Nie, nie chce mi się jeść. Gdzie byłaś tak długo?
- Na dole. Rozmawiałam z Twoim tatą.
- I nie zjadł Cię?
- Proszę Cię nie bądź złośliwy.
- Ok. Nic nie mówię.
- Dobrze wiesz, co ja myślę na ten temat. Uważam, że…
- Uważasz, że powinienem z nim porozmawiać. Wiem, ale tego nie zrobię, bo jestem uparty i głupi. Widziałaś dzisiaj jak wyglądają nasze rozmowy.
- Widziałam.
- No właśnie, więc chyba lepiej żebyśmy się do siebie nie odzywali, prawda?
- Wiesz lepiej. – obeszła łóżko i położyła się przytulając do Piotra.
- Co to miało znaczyć? – zapytał nie rozumiejąc jej zachowania. Był pewien, że będzie go przekonywała, że bez względu na wszystko powinien porozmawiać z ojcem
- Nic. Zrobisz jak uważasz. Znasz swojego tatę lepiej i chyba wiesz czego się spodziewać. Dobranoc kochanie. – pocałowała go krótko w usta i obejmując go położyła głowę na poduszce.
- Dobranoc? Ja się dopiero obudziłem. Nie możemy sobie porozmawiać?
- A nie możemy jutro?
- No niby możemy, ale… - jego wypowiedz przerwana została kolejnym pocałunkiem Magdy – Ok. Pogadamy sobie jutro. Dobranoc.
- Mhm.
Noc minęła im szybko i spokojnie.


Następnego ranka pierwszy obudził się Piotr. Było jeszcze wcześnie, wiec postanowił zrobić Magdzie niespodziankę i uszykować dla nich śniadanie. W tym celu zszedł do kuchni, gdzie krzątała się już Zofia.
- O cześć mamo.
- Dzień dobry synku. Jak się czujesz?
- Już w porządku. – mówiąc to jego wzrok spotkał się ze wzrokiem matki – Naprawdę.
- No dobrze, skoro tak mówisz. Zjecie już śniadanie?
- Madzia jeszcze śpi. Wczoraj ucięła sobie dość długa rozmowę z ojcem, więc teraz odsypia.
- Tak, wiem tata mi mówił. Bardzo ją polubił.
- To dobrze. Cieszy mnie to. Wiesz co mamo, ja zrobię kilka kanapek i zabiorę na górę dobrze?
- Dobrze.
Zrobił tak jak powiedział. Z talerzem kanapek i dwoma kubkami kawy wrócił do pokoju. Tak jak się domyślał, Magda jeszcze spała. Odłożył tacę ze śniadaniem na szafkę obok łóżka i zaczął budzić ukochaną.
- Madzia, wstawaj. – pogłaskał ją delikatnie po policzku, to jednak nie przyniosło żadnego efektu, bo dziewczyna nawet się nie poruszyła – Kotku, zrobiłem śniadanie. – tym razem postanowił pocałować ja delikatnie w usta i już po chwili poczuł jak Magda oddaje jego pocałunki
- Mmm, bardzo miło się zrobiło. – otworzyła oczy, czując jak Piotr się od niej odsuwa
- Dzień dobry, czy zamawiała pani śniadanie do łóżka?
- Nie przypominam sobie, ale smacznie wygląda. – powiedziała parząc na przygotowane przez Piotra kanapki – O i kawka jest. Postarałeś się.
- To na szczęście nie było takie trudne.
- Ja mam to wszystko zjeść? – zapytała widząc, że ilość zrobionych przez niego kanapek jest przerażająco duża
- My mamy to zjeść. Jestem trochę głodny.
- To dobrze, bo wczoraj nic nie jadłeś.
- Za to dzisiaj chyba zjadłbym konia z kopytami, a tu niestety tylko kanapeczki bo lodówka prawie pusta, dlatego jak już zjemy to idziemy do sklepu, później na Ornak, wrócimy na kolacje, a jutro…
- Jutro musze wrócić do Warszawy. – przerwała mu monolog, patrząc z niepewnością na niego czekając na reakcje spowodowana wypowiedzianymi przez nią słowami
- Jutro? – w odpowiedzi pokiwała tylko twierdząco głową – Musisz?
- Mówiłam Ci, że mam wolne tylko do poniedziałku, a będę musiała posprzątać w mieszkaniu, bo przecież przez cały tydzień mnie nie było. Muszę też przygotować się do rozprawy, a nie mam nawet jeszcze napisanej mowy końcowej.
- Musisz jutro? Nie możesz w sobotę? Przecież zdążysz wszystko zrobić w niedziele. Proszę Cię.
- Mama już się pytała kiedy wrócę. Chyba chce przyjechać.
- To zadzwoń i powiedz, że wracasz w sobotę.
- To w niedziele będzie już w Warszawie, a wtedy na pewno z niczym nie zdążę.
- Przemyśl to jeszcze dobrze?
- No dobrze. Dobre te Twoje kanapki. Już zapomniałam jak smakują. – uśmiechnęła się gryząc kawałek kanapki
- Już ja Ci wszystko przypomnę. – uśmiechnął się figlarnie biorąc do ręki kolejny kawałek chleba
- Wszystko to znaczy?
- Już ty dobrze wiesz co. – mówiąc to zauważył jak się zamyśliła, spojrzał na nią, odłożył kanapkę i kubek trzymane w ręce, skierował jej twarz na swoja osobę i patrząc w oczy zaczął się powoli zbliżać do jej ust, kiedy jego usta były już bardzo blisko jej, w takim momencie nie mógł niczego innego zrobić jak tylko ją namiętnie pocałować. Nie opierała się jego pocałunkom, bo niby po co, przecież tak bardzo je lubi. Całowali się przez dłuższą chwilę, aż w końcu Piotr się odsunął. – Kocham Cię.
- To się dobrze składa bo ja Ciebie też.
- Wiem.
- Wiem, że wiesz.
- Dobra dziewczyno, kończ to jedzenie, bo musimy się zbierać. – podniósł się szybko z łóżka z zamiarem założenia na siebie bluzy
- Ale gdzie?
- No mówiłem Ci, że najpierw do sklepu, a potem na Ornak. Mogę otworzyć balkon?
- Możesz, już wstaje skoro tak Ci się spieszy. – uśmiechnął się tylko, po czym otworzył balkon i wyszedł się przewietrzyć. Po chwili poczuł jak z tyłu oplatają go ręce Magdy.
- Zmarzniesz. – nakrył jej drobne dłonie swoimi i przesunął je wyżej na swoją klatkę piersiową
- Piotruś, ja naprawdę muszę jutro wrócić do domu. – jej stwierdzenie spotkało się z chwilowym milczeniem z jego strony, jednaj już po chwili poczuła jak odwraca się w jej stronę i obejmuje w pasie
-No dobrze, w takim razie sprawdzę zaraz, o której mamy pociąg.
- Przecież możesz jeszcze zostać.
- Nie ma mowy. Nie puszczę Cię samej w taką drogę.
- Przecież nic się nie stanie.
- Wracamy razem i koniec tematu. Musze tylko powiedzieć mamie, żeby jutro nie była zaskoczona. – w odpowiedzi pocałowała go tylko, co spowodowało na jego twarzy delikatny uśmiech – Chodź do środka, bo naprawdę zmarzniesz.
Uwinęli się z porannymi czynnościami, po czym szykując się do wyjścia na zakupy Piotr wspomniał Zofii o ich piątkowym powrocie do Warszawy. Z zakupami nie męczyli się długo, bo już po godzinie ruszyli w kierunku Hali Ornak. Pogoda zbytnio im nie sprzyjała. Trzymał dość mocny mróz a do tego zaczął padać lekki śnieg, co dodatkowo utrudniało spacer w już dość i tak sporej warstwie śniegu. Gdy już doszli na Ornak usiedli w zacisznym zakamarku, zamówili obiad i ciepłą herbatę do picia.
- Tu zawsze jest tyle ludzi? – zapytała rozglądając się po dużym pomieszczeniu zapełnionym sporą grupa ludzi
- Czasami nawet jeszcze więcej. Ludzie zatrzymują się tu najczęściej na noc jak chodzą po szlakach. Bez problemu można tu odpocząć. Ostatnio byłem tu z ojcem. Kilka dni temu. Nie był tym faktem zbytnio uradowany, ale mama wysłała go za mną, bo się oczywiście bała. A miałem zaplanowaną taką cudowną, spokojną wędrówkę. Był nawet taki moment, właśnie jak się tu zatrzymaliśmy, że zaczęliśmy trochę rozmawiać, półsłówkami, ale wystarczyło że wróciliśmy do domu i wszystko było jak dawniej.
- Ale jednak się dało.
- Hehe. Tak może trzeba nas zamknąć w jednym pomieszczeniu, skazać na swoje towarzystwo, wtedy może uda nam się nie pozabijać. No ale tak właściwie to my ciągle rozmawiamy o mnie, a ja chciałbym wiedzieć, co się tak ogólnie działo w Warszawie jak mnie nie było.
- Mariolka Ci nie mówiła?
- Mówiła mi tylko, co u Ciebie. Zresztą tych rozmów wcale nie było tak dużo.
- Ale były.- spojrzała na Piotra, próbował uciec od jej wzroku – No ale nie ważne. W Warszawie w sumie nic takiego się nie działo.
- Nie pytam o Warszawę. Pytam o Sebastiana, Mariolę, Wojtka, Waligórów, Agatę, Bartka
- Bartka? – zdziwiona jego zainteresowaniem osoba Bartka popatrzyła na niego niepewnie
- No tak. Nie patrz tak, chciałbym wiedzieć, czego mam się spodziewać po powrocie na sądowe korytarze.
- Wiesz, że…
- Wiem. I bardzo się cieszę, że wreszcie się zdecydowali. Właśnie, dlatego pytam o Bartka. Jak on to przyjął?
- W końcu się zgodził, więc chyba mu to nie przeszkadza. Podejrzewam, że duża w tym inicjatywa Karoliny, ale to nie zmienia faktu, że się cieszę. Wiesz, trochę mnie ta ich decyzja zaskoczyła.
- No przecież Karolina obiecała Ci, że zostaniesz wspólniczką wiec, co cię zaskoczyło?
- No tak, ale Bartek przecież był bardzo przeciwny wiec, dlaczego tak nagle zmienił zdanie?
- Bo ja wyjechałem.
- A co to ma wspólnego?
- Kochanie, pamiętasz jak mówiłaś mi, że Wiktor pytał Cię czy jesteś w ciąży?
- No tak, to było krótko przed twoim wyjazdem.
- No właśnie. Byliśmy razem, planowaliśmy kupić mieszkanie, więc Bartek obawiał się, że zajdziesz w ciąże, a co za tym idzie Twoje ewentualne zwolnienie lekarskie, a to nie wpłynęłoby zbyt dobrze na kancelarię, gdyby zrobili Cię wtedy wspólnikiem. A skoro ja wyjechałem… plany uległy zmianie a ryzyko zniknęło.
- Naprawdę tak myślisz?
- Jestem pewien, że tak było, dlatego zbytnio wtedy w to nie wierzyłem. Ale powiedz jak Ci idzie?
- Zbytnio nic się nie zmieniło. To Wiktor nadal ma najwięcej udziałów, moje nazwisko jak na razie widnieje tylko na papierach i tabliczce.
- No i bardzo dobrze. Najważniejsze, że jest w papierach.
- Ale ja nie chce tak tylko w papierach.
- Oj Madzia. Wszystko w swoim czasie. Jeszcze zdążysz się porządzić. Powiedz lepiej co u reszty, bo naprawdę chce być na bieżąco.
- Po Twoim wyjeździe Agata wróciła do Bartka, jednak nie na długo, bo kazał jej się zwolnic z banku, bo był zazdrosny o Rafała. A wiesz, jaka jest Agata, nie da sobą rządzić, wiec oddała mu pierścionek.
- Oświadczył jej się? – zapytał ze zdziwieniem. Nie podejrzewał, że Bartek będzie aż tak bardzo zaangażowany w ten związek z Agatą.
- Mhm. Przedstawił nawet rodzicom. Chyba naprawdę się w niej zakochał, bo nawet mnie prosił, żebym z Agatą porozmawiała, żeby do niego wróciła.
-Wiec, dlaczego im nie wyszło?
- Bo Agata miała dość jego humorów, rozkazów. Zaczęła spotykać się z Rafałem i tak już zostało.
- Z tym Rafałem, którego podsyłała Tobie?
- Z tym samym.
- Czyli będę miał okazję go poznać.
- Pewnie tak, o ile Agata zechce się z nami spotkać.
- Mam nadzieje, że Sebastian jakoś z nią to załatwi. Co u niego?
- Rozstał się z Grzegorzem, po jakimś czasie pojawił się Marcin. Nawet fajny, ale nie trwało to zbyt długo, bo go zdradził.
- Czyli nie do końca taki fajny.
- No nie. Ale Sebastian dość szybko sobie z tym poradził. Chociaż na początku nie było mu łatwo się z tym pogodzić.
- Wcale mu się nie dziwie. – popatrzył na nią przypominając sobie co czuł kiedy dowiedział się o zdradzie Doroty. – A teraz? Ma kogoś?
- Z tego, co wiem to nie. Agata namówiła go żeby poszukał sobie kogoś w Internecie.
- I co?
- Rozmawiał z kimś, spotkali się nawet, ale bez fajerwerków. Poczekamy, zobaczymy.
Rozmawiali tak jeszcze z jakieś pół godziny, po czym Piotr stwierdził, że czas najwyższy się zbierać, ponieważ mają spory kawałek drogi do przejścia, a pogoda z każdą chwilą robiła się coraz gorsza. Poszedł zapłacić za zamówienie, po czym chwytając Magdę za rękę ruszyli w stronę wyjścia. Gdy otworzył drzwi, chcąc przepuścić Magdę, do środka i jednocześnie prosto w Piotra wpadła uśmiechnięta Kinga.
- O cześć Piotrek. Przepraszam, nic ci nie jest?
- Daj spokój wszystko w porządku. Cześć. – uśmiechnął się do niej na co ona zareagowała cmoknięciem go w policzek.
- Magda, dobrze pamiętam? – zapytała parząc na Magdę i wyciągając w jej stronę dłoń – Cześć.
- Cześć. – uśmiechnęła się nikle witając się z młodszą o kilka lat od siebie dziewczyną
- Co u Ciebie, bo jakoś tak zniknęłaś mi nagle w trakcie wesela? – uśmiechał się figlarnie w jej stronę wiedząc doskonale z kim i dlaczego wyszła z wesela
- Przepraszam Cię, że tak wyszło. Dzwoniłam do Ciebie, ale nie odbierałeś telefonu.
- Dobra powiedz przynajmniej, czy warto było prysnąć z tego wesela?
- Na trzy dni warto. – uśmiechnęła się patrząc na raz na Piotra, raz na Magdę. – Oj znasz mnie już trochę, wiesz, że nigdzie i przy nikim zbyt długo miejsca nie zagrzeje.
- No tak, wykorzystać i porzucić. Jesteś okrutna. – wypowiedziane przez niego słowa zrobiły na Magdzie wrażenie. Była zazdrosna o Kingę, ale dopiero teraz dotarło do niej, że możliwe, iż między Kinga a Piotrem doszło do czegoś więcej.
- Powinieneś być mi wdzięczny.
- No tak. Właściwie to masz racje. Dziękuję.
- Bardzo proszę. Wychodzicie już?
- Tak musimy wrócić do domu, jutro chcemy wrócić do Warszawy.
- Aaaa chyba że tak. To was nie zatrzymuje, ale odezwij się od czasu do czasu, tym bardziej jak będziecie u rodziców.
- Ok. Trzymaj się. Pa. – pożegnali się i ruszyli z Magdą w drogę powrotną.
W tym czasie w domu Waligórów, Karolina z Wiktorem spędzali w swoim towarzystwie miły wieczór. Siedzieli w salonie przy kominku popijając wino.
- Magda się do Ciebie odzywała?
- Do mnie nie, ale do Sebastiana tak. Nie martw się w poniedziałek będzie w pracy. Jutro wracają.
- Oboje?
- No tak zrozumiał Sebastian.
- Czyli wszystko między nimi się ułożyło?
- Na to wygląda. Przecież oni nie potrafią żyć bez siebie. Wcześniej, czy później doszliby do porozumienia.
- Nie koniecznie. Pamiętaj że oboje są bardzo uparci. To, że się kochają nie znaczy jeszcze, że wszystko sobie potrafią wybaczyć. Jest mnóstwo ludzi, którzy mimo miłości żyją osobno.
- No tak, ale u nich by się to nie udało. Przecież mają wspólnych przyjaciół, spotykaliby się w sądzie, znając ich szczęście zajeżdżaliby sobie nawet drogę na Placu Trzech Krzyży.
- Chcesz mi powiedzieć, że są sobie przeznaczeni, tak?
- Oczywiście. Piotr to idealny mężczyzna dla Magdy i nigdy nie miałam, co do tego żadnych wątpliwości. A i on dla niej stracił całkowicie głowę.
- Jak to Piotr. Zawsze był trochę narwany, wszędzie było go pełno. Zresztą sama wiesz.
- Ale poza tym jest bardzo rozsądny, potrafi być stanowczy, a Magda potrzebuje właśnie kogoś takiego, kto wreszcie pokaże jej, że nie jest na tym świecie sama, że jest ktoś kto się nią zaopiekuje. A do tego będzie miała pewność, że jej nie zdradzi, bo sam się przekonał jak to boli.
- Bardzo lubię Piotra, poznali się właściwie przez nas i nie chciałbym, żeby były pomiędzy nimi jakieś nieporozumienia.
- Nie będzie Waligóro. Możesz być spokojny, nie zrobią sobie krzywdy.
- To dobrze. Może wreszcie zabawimy się u nich na weselu.
- Myślę, że tak szybko to, to nie nastąpi, wiesz jaka jest Magda. Ale rzeczywiście wesele by się przydało. U Mariolki i Wojtka było bardzo przyjemnie, ale u Magdy i Piotra może być jeszcze lepiej.
-Myślę, że nie powinni zbyt długo zwlekać. Mają już swoje lata, jeśli chcieliby mieć dziecko, to czas najwyższy.
- Waligóro, czy to nie Ty mi zawsze mówiłeś, że nie masz zamiaru się wtrącać w prywatne sprawy Twoich współpracowników.
- Nie mam zamiaru się wtrącać jako szef, ale jako przyjaciel chyba mogę, tak, czy nie?
- Hehe. Jako przyjaciel chyba możesz.
- Chyba, że nie będą, chcieli mieć dziecka.
- Rozmawiali przecież na ten temat przed wyjazdem Piotra. Tylko, że dla Magdy to chyba nie był odpowiedni moment. Swoją drogą ciekawe jakby się to wszystko potoczyło, gdyby dowiedzieli się, że będą mieli dziecko przed jego wyjazdem.
- Nie ma co gdybać. Poczekamy a zobaczymy jak to się wszystko ułoży.
- Masz rację Waligóro.
Magda z Piotrem już od ponad godziny wracali do domu. Od pożegnania się z Kingą zamienili ze sobą dosłownie kilka zdań, właściwie to Piotr próbował zagadywać, ale dziewczyna odpowiadała na jego pytania półsłówkami. Szli dość szybko, trzymając się za ręce. Magda była już wyraźnie zmęczona tą wyprawą, w dodatku zastanawiało ją to, jakie tak naprawdę relacje panowały między jej chłopakiem, a Kingą.
-Kochanie wszystko w porządku? – zapytał spoglądając na nią mając już dość tej ciszy, która między nimi panowała
- Tak. Dlaczego pytasz?
- Bo się do mnie nie odzywasz. Słuchasz mnie w ogóle?
- Przepraszam, zamyśliłam się. O co pytałeś?
- W zasadzie o nic ważnego. A o czym tak myślałaś?
- Dobrze znasz tę Kingę? – zaśmiał się słysząc jej pytanie. – To znaczy tak, czy nie?
- Mogłem się domyślić, że to o to chodzi. Nie musisz być o nią zazdrosna.
- Nie jestem zazdrosna, chce po prostu wiedzieć czy się dobrze znacie?
- Zależy, co dla Ciebie znaczy dobrze.
- Piotr proszę Cię! – wiedziała się robi to specjalnie, że droczy się z nią, ale jej w tym momencie nie było do śmiechu. Jej zdaniem Kinga to bardzo atrakcyjna, młoda kobieta, która mogłaby zawrócić w głowie nie jednemu facetowi, nawet Piotrowi.
- Ej nie denerwuj się. Znamy się krótko, ale dość dobrze. Dużo rozmawialiśmy, więc nawet dobrze się poznaliśmy. Spotkaliśmy się na stoku, zaprosiła mnie na kawę i tak jakoś wyszło.
- Co wyszło? – jego ostatnie słowa przeraziły ją nie na żarty. Już chciała puścić jego rękę, ale w odpowiednim momencie się odezwał
- Nie to o czym pomyślałaś. Spotykaliśmy się to prawda, ale poza chodzeniem po mieście i wypiciu kilku kaw nic więcej się nie wydarzyło. Lubię ja, jest sympatyczną dziewczyną, ale nic po za tym.
- I nie miałeś ochoty poznać jej bliżej?
- Magda! O co Ci chodzi?
- Jest bardzo atrakcyjna dziewczyną.
- Właśnie dziewczyną. To chwilami jeszcze dziecko. Zresztą sama widziałaś. Ma pstro w głowie.
- Nie byłabym tego taka pewna.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- To, że ma pstro w głowie nie musi jej przeszkadzać w tym, żeby…
- Żeby co? Żeby zawrócić mi w głowie i zaciągnąć do łóżka, tak? To chciałaś powiedzieć? Myślałem, że masz o mnie trochę lepsze zdanie.
- Przepraszam, źle mnie zrozumiałeś.
- Dobra ok. Przyznaje jest atrakcyjna, i pewnie gdybym tylko chciał wylądowalibyśmy w łóżku. Być może przeszło mi to przez myśl, ale tylko dlatego, że powiedziałaś mi o tym Kacprze. Zresztą i tak do niczego by nie doszło, bo jej nie kocham i dobrze o tym wiesz. Po za tym wygląda na to, że nie jestem w jej typie, skoro zostawiła mnie na weselu, nic mi o tym nie mówiąc.
- W takim razie, dlaczego ją w ogóle zaprosiłeś na ten ślub?
- A Ty dlaczego zaprosiłaś tego Kacpra?
- A co, miałam iść sama?
- Mogłaś iść z Sebastianem. A ja? Kogo ja miałem zabrać? – zatrzymał się obracając się w jej stronę. Stanął naprzeciwko niej i chwycił za obie dłonie – Kochanie, między mną a Kingą do niczego nie doszło. Dotarło?
- Ok. Niech Ci będzie.
- Proszę?
- Dobra, wierze Ci.
- No ja mam nadzieje. Już możemy iść dalej?
- A daleko jeszcze? Nie mam już siły.
- Jeszcze kawałek. Za jakieś 15 minut będziemy w domu.
W tym czasie Zofia z Tomaszem prowadzili swobodną rozmowę w trakcie szykowania kolacji.
- Rozumiem, że wrócą na kolację.
- Piotrek mówił, że tak. W ogóle mogli sobie odpuścić to wyjście. Zobacz jaka pogoda. Jak się nie pochorują to będzie cud.
- Daj spokój, nic im nie będzie. Piotr zostaje, czy jedzie z Magdą?
- Jedzie. Powiedział, że nie puści jej samej.
- I bardzo dobrze.
- Bardzo dobrze, że wyjeżdża, czy bardzo dobrze, że nie puszcza jej samej?
- Oj Zosiu. Jeśli chce może zostać, ale na Magdę to on powinien uważać, bo nie jeden się pewnie obok niej kręci.
- Oni nie są małymi dziećmi, nie muszą się pilnować. A Ty mógłbyś z Piotrem w końcu poważnie porozmawiać.
- Na jaki temat?
- Nie ważne na jaki temat, ważne żebyście w ogóle porozmawiali.
- Przecież wiesz, że z nim się nie da poważnie porozmawiać, jest zbyt porywczy.
- On jest porywczy? A zastanawiałeś się, po kim to ma?
- Na pewno nie po mnie, jeśli to miałaś na myśli. – mówiąc to usłyszał dźwięk otwieranych drzwi – Zdaje się, że wrócili.
- Dobry wieczór. – już po chwili zobaczyli w kuchni zmęczoną postać Magdy i podążającego za nią Piotra.
- Dobry wieczór. Siadajcie, kolacja już gotowa. Zrobię wam herbaty, pewnie zmarzliście.
- Dziękujemy. Ledwo żyje. – uśmiechnęła się siadając na krześle – Takie spacery to chyba nie dla mnie.
- Nie jesteś przyzwyczajona to, dlatego. Jak będzie okazja to przyjedziemy i popracujemy nad Toba.
- Dziękuje Ci kochanie, uspokoiłeś mnie.
- Gdzie byliście? – zapytał starszy Korzecki lekko rozbawiony zmęczeniem Magdy
- Nie mam pojęcia. Wyprowadził mnie gdzieś w las i tyle widziałam.
- W las. Mhm to dopiero byś nóg nie czuła. Ale to nawet nie głupi pomysł, szkoda, że na to nie wpadłem. Może następnym razem.
- Następnym razem, to znaczy, kiedy synku?
- Mamo my jeszcze nie wyjechaliśmy.
- Dobrze nic nie mówię. Zerwaliście się jak z choinki z tym powrotem.
- Kiedyś przecież muszą wrócić do domu. Zosiu oni mają pracę.
-O odezwał się. Powiedział, co wiedział.
- Pan ma racje. Ja i tak już myślę o tym, co zastanę w kancelarii. Poprzekładałam tak nagle spotkania, mam nadzieje, że nic takiego się nie stanie.
- Madzia bardzo Cię proszę, uważaj na Piotra.
- Niech się pani nie martwi, wszystko będzie w porządku.
- Mamo ja jestem dorosły i nie musisz się o mnie przesadnie martwic.
- Zobaczymy, co będziesz mówił za kilka lat, kiedy będziesz miał swoje dziecko.
- Oj mamo. Taka kolej rzeczy. Dzieci dorastają.
- Właśnie Zosiu, on już ma swoje lata.– wtrącił Korzecki słuchając wymiany zdań Zosi z synem
- O dziękuję Ci bardzo tato. Jeszcze dwa dni temu uważałeś inaczej.
- Jednak wiek nie świadczy o dojrzałości.
 - Co chcesz przez to powiedzieć?
- Tomek proszę Cię. – starała się powstrzymać męża przed doprowadzeniem do kolejnej kłótni z Piotrem.
- Nie mamo, zostaw niech powie, o co mu w końcu chodzi. Może się wreszcie wygada i dowiem się, co tak naprawdę o mnie myśli!
- Nie podnoś głosu.
- Bo co? Bo tylko Ty możesz mówić wszystkim, co tylko Ci się podoba?!   
- Piotruś, uspokój się. – chwyciła Piotra za rękę, chcąc w ten sposób dać do zrozumienia synowi aby się uspokoił
- Nie mamo, sama chciałaś żebyśmy w końcu porozmawiali, wiec może to jest odpowiedni moment. O co Tobie chodzi? Co takiego Ci zrobiłem, że tak Ci przeszkadzam?
- Jesteś dorosły, ale nieodpowiedzialny. Zachowywałeś i nadal zachowujesz się jak smarkacz. Naucz się wreszcie, że życie to nie jest zabawa. Dorosły człowiek nie postępuje tak jak Ty! – wykrzyczał synowi to, co uważał za stosowne. Nie wytrzymał zdenerwowania Piotra, wiedział, że skoro zaczęli już tę rozmowę to powinni ją skończyć
- A skąd Ty możesz wiedzieć jak ja postępuje. Od kilku lat się mną nie interesujesz, nie wiesz, co się u mnie dzieje.
- W takim razie, czym był Twój wyjazd? Dojrzałą decyzją? Myślałem, że jesteś mądrzejszy, że wiesz z kim w życiu trzeba się liczyć. Wyjechałeś bez słowa, zostawiłeś Magdę, o niczym nie powiedziałeś matce. Tak nie postępuje dorosły człowiek! – mówiąc to nie spojrzał ani razu na Piotra. Rzucał słowami jak z karabinu. Uważał zachowanie syna za lekkomyślne i egoistyczne. Piotr słuchał tego bardzo uważnie. Z każdym kolejnym słowem ojca denerwował się coraz bardziej. Nie uspokajała go nawet ściskająca jego dłoń, dłoń Magdy.
- Nie masz prawa mnie oceniać. To Ty zawsze mówiłeś mi, że jeśli się kogoś kocha, to trzeba go chronić.
- Ale nie głupotą i egoistycznymi czynami.
- Ty niczego nie rozumiesz. Nigdy nie będziesz wiedział jak się czułem, kiedy dowiedziałem się o chorobie, jak było mi ciężko, bo nie wiedziałem, co mam robić. Decyzja o wyjeździe była jedną z najtrudniejszych decyzji, którą podjąłem w swoim życiu i bardzo żałuję, że nie mogłem wtedy liczyć na Twoja pomoc. Zresztą nie tylko wtedy. Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego ile razy chciałem z Toba porozmawiać, żebyś mi coś poradzi, ile było w moim życiu sytuacji, w których sobie nie radziłem, ale Ty przecież nigdy się z nikim nie liczyłeś. Ani z mamą, ani ze mną. Wpoiłeś mi te swoje cholerne zasady i to teraz ja popełniam błędny, których Ty nie miałeś okazji popełnić. Ale to dobrze, bo uczę się na błędach i wreszcie zaczynam żyć według własnych zasad.
- I bardzo dobrze. Skoro chcesz żyć po swojemu, to za błędy też sam płac. Szkoda tylko, że nie powiedziałeś mi tego kilka lat temu, kiedy robiłem wszystko, żebyś miał to, czego Ci potrzeba, żebyś mógł studiować spokojnie, żebyś miał gdzie mieszkać…
- A więc to o to chodzi. O Dorotę, tak? Wiesz co, szkoda, że nie potrafisz zrozumieć tego, że ja ją kochałem. Poświęciłem dla niej kilka lat, pracę, siebie, ale nie żałuję tego, bo zrobiłem to świadomie. Z miłości. Jeśli wiesz, w ogóle co to słowo znaczy.
- Nie pozwalaj sobie, smarkaczu!
- Kochanie, spokojnie. Proszę.- tym razem to Magda spróbowała powstrzymać, choć na trochę emocje i wypowiadane przez Piotra słowa. Wiedziała, że jeśli obaj się nie uspokoją to ich rozmowa może się źle skończyć, a przecież to nie o to chodziło. Spojrzał na nią przez chwilę, po czym zwrócił swój wzrok na ojca.
- Małżeństwo z Dorotą nie było do końca przemyślaną decyzją, ale nie żałuje tego. Przez kilka lat byłem z nią szczęśliwy, kochałem ją, chciałem się dla niej poświecić. Wiem, że czekasz na to, aż Ci powiem, że miałeś rację, że nie powinienem z nią wyjeżdżać, ale ja tego nie powiem. Nie żałuje żadnej chwili spędzonej z nią. Jedyne, do czego mogę Ci się przyznać to, to, że porażką dla mnie jest to, że pozwoliłem się zdradzić, bo to znaczy, że zrobiłem coś nie tak, że czegoś jej przy mnie brakowało… Nie sprawdziłem się. Ok. Władowała się do łóżka innemu. I co? Mam z tym żyć do końca życia? Mam się tym zadręczać, że nie potrafiłem jej przy sobie zatrzymać. Już nie chce, wiesz dlaczego? Bo mam Magdę. Kocham ją i zrobię wszystko, żeby była ze mną szczęśliwa. Dorota to zamknięty rozdział mojego życia. Dla mnie jest już tylko przeszłością. Porażką, o której staram się zapomnieć, ale nie mogę, bo zdaje się, że Ty zawsze będziesz mi ją przypominał.
- Cieszę się, że przynajmniej potrafisz przyznać się do tego, że coś zrobiłeś nie tak. Szkoda tylko, że w nagrodę za zdradę zostawiłeś jej mieszkanie.
- Nie wierze. Chodzi Ci o mieszkanie?! Jeśli chcesz to mogę Ci oddać te cholerne pieniądze. Nie ma problemu! – znowu dał się ponieść emocjom, wyglądało na to, że ojciec jak nikt inny potrafi wyprowadzić go z równowagi.
- Mówiłem Ci Zosiu, że z nim się nie da spokojnie porozmawiać!
- Pewnie, że się nie da. Dlaczego Ty nawet nie próbujesz mnie zrozumieć?!
- Zrozum wreszcie, że prawie każda Twoja decyzja jest głupotą. A ja nie mam zamiaru tego popierać.
- Ty nigdy nie popierałeś moich decyzji. Zawsze coś było nie tak. Nawet gdybym się nie wiadomo jak bardzo starał, zawsze będzie Ci mało. Taka zawodowa zachłanność na doskonałość, ale na tym świecie nie ma ideałów. Nawet Ty nim nie jesteś… - opanował na chwilę emocje. Trzymając Magdę za rękę postanowił kontynuować swoją wypowiedź. Uznał, że skoro już tak dużo dzisiaj odważył się powiedzieć, to chce powiedzieć wszystko, co chciał powiedzieć już kilka lat temu, ale wtedy nie był na tyle silny, odważny i przede wszystkim pewny swoich słów. – Nawet nie wiesz jak bardzo mi zależało na Tym żebyś poparł moją decyzję o ślubie i wyjeździe. Nie wiesz jak bardzo było mi przykro, kiedy dzwoniłem, a Ty nie chciałeś ze mną rozmawiać. Gdyby nie Dorota nie miałbym wtedy nikogo. Po każdym telefonie do domu byłem wściekły na Ciebie, na siebie, a ona nigdy nie powiedziała żadnego złego słowa na Twój temat. Na szczęście dość szybko przestałem się wściekać, wiesz dlaczego? Bo nauczyłem się żyć bez Ciebie. Dotarło do mnie, że nie mam, na co liczyć z Twojej strony. Powiedziałeś, że nie chcesz mnie znać. Dobrze. Pomyślałem sobie, że skoro ojciec potrafi żyć bez syna, to ten syn tak samo dobrze potrafi żyć bez ojca. Nie chce się z Toba kłócić, bo mam już tego dosyć. Ile można? Chciałbym tylko żebyś odpowiedział mi na jedno pytanie. Spójrz na mnie i powiedź mi, czy jest coś, czego żałujesz coś, co Ci się w życiu nie udało? – mówiąc to nachylił się nad stołem w stronę ojca. Zarówno on, jaki i Magda z Zofia ciekawi byli odpowiedzi Tomasza. Cisza, która zapanowała po zadaniu przez Piotra pytania trwała kilka sekund, w końcu Tomasz spojrzał na Piotra i ze spokojem w głosie udzielił odpowiedzi.
- Żałuje tego, że nie potrafiłem wychować Cię na takiego człowieka, jakim powinieneś być. – takiej odpowiedzi chyba nikt z nich się nie spodziewał, dla Piotra było tego już za wiele. Nie wytrzymał, pozwolił by jego oczy zaszkliły się od łez.
- Niewiarygodne, ale mogłem się tego spodziewać. I za to mnie tak nienawidzisz, za to że jestem twoja porażką? – popatrzył na ojca ze łzami w oczach, pokiwał tylko  z niedowierzaniem głową i wstał od stołu chcąc wyjść z kuchni.
- Piotruś zostań. Usiądź proszę. – chwyciła go za rękaw koszuli chcąc by został w kuchni
- Wystarczy. Ja mam już dosyć. Przepraszam. – spojrzał na nią czekając aż puści jego rękę
- Zostaw go, niech idzie.
- Tomasz.
- To nie ma sensu, on niczego nie rozumie. – puściła go, a on zawiedziony kolejnym niepowodzeniem wszedł na górę do swojego pokoju. Wyszedł na balkon, oparł ręce na barierce, zaciskając mocno pięści. Dopiero w tym momencie coś w nim pękło. Był sam więc mógł pozwolić sobie na chwilę słabości. Po chwili poczuł jak z jego oczu płyną łzy. Mimo, że nie dawał nigdy tego po sobie poznać, bardzo brakowało mu normalnych kontaktów z ojcem, zależało mu na tym by się z nim dogadać. Wiedział, że nie będzie to łatwe, ale w trakcie tej rozmowy miał nadzieje, że może gdy o wszystkim mu powie, może choć trochę go zrozumie. Miał żal, ogromy żal, że ojciec nie potrafi z nim normalnie porozmawiać. W tej chwili zaczynały docierać do niego wszystkie słowa, które ojciec wypowiedział. Z każdą kolejną sekundą i z każdym kolejnym wypowiedzianym przez niego słowem miał wrażenie, że nienawidzi go coraz bardziej. Wyjął z kieszeni spodni paczkę papierosów i zapalił jednego. Był tak pogrążony w własnych myślach, że nawet nie słyszał, gdy Magda weszła do pokoju, a potem na balkon.
- Od kiedy palisz?- zapytała widząc w jego dłoni zapalonego papierosa
- Od siedemnastego roku życia. Takie szczeniackie wygłupy, ale nie martw się, staje się nałogiem tylko czasami, w takich sytuacjach jak ta.
- Pomaga?
- Na nerwy w moim przypadku tak.
- Zostaw tę truciznę i chodź tu do mnie. – wyjęła z jego dłoni papierosa, zgasiła go i przytuliła się do Piotra
- Przepraszam, że musiałaś tego słuchać. Nie chciałem Cię urazić.
- Daj spokój, nic się nie stało. Wiedziała, że jest źle, ale nie wiedziałam, że aż tak.
- No to teraz już wiesz. Widziałaś, że próbowałem, ale to nie ma sensu. Nie ważne, co powiem, co zrobię na nim to i tak nie zrobi wrażenia.
- Robi. Zależy mu na Tobie. To widać.
- Madzia, proszę Cię.
- Piotruś on Cię kocha, tylko…
- Tak wiem. Nie potrafi tego okazać. – przerwał jej wiedząc, co chce mu powiedzieć. – A ja już w to nie wierze. Sama słyszałaś, co powiedział. Jestem jego porażką.
- On wcale tak nie myśli. Zdenerwował się, zresztą tak samo jak Ty. Oboje niepotrzebnie się unieśliście. Piotr krzykiem niczego nie załatwisz, przecież wiesz o tym.
- Przestańmy już o tym mówić. Jutro wracamy do Warszawy, ja czuje, że muszę od niego odpocząć.
- Piotr, odpocząć? Od własnego ojca?
- Widziałaś jak wyglądają nasze rozmowy, jeśli w ogóle można to tak nazwać. Dzisiaj był tylko krzyk, ale widziałaś co było poprzednim razem. Gdyby nie było Ciebie i mamy skończyłoby się to o wiele gorzej. On rozmawiając ze mną nie panuje nad sobą.
- Ty również.
- To prawda, dlatego lepiej żeby mnie tu nie było, a przynajmniej nie teraz. Wejdźmy do środka, bo zmarzniesz. – trzymając rękę na jej plecach wprowadził ją pomału do wnętrza pokoju. Usiadła na łóżku biorąc w dłonie kubek z zimną już herbatą, a on nie patrząc na nią oparł się stojące naprzeciwko łóżka biurko. Milczeli chwilę, on uspakajając w ten sposób swoje emocje związane z trudną i nieprzyjemną rozmową z ojcem, a ona pozwalając mu ochłonąć. Uważała, że taka chwila spokoju jest mu teraz potrzebna, przecież nie powinien się jeszcze denerwować.
- Pociąg mamy jutro po 13 i o 20. W ten sytuacji wolałbym jechać tym wcześniejszym, chyba, że chcesz jechać w nocy?
- Nie. Jak chcesz możemy wracać tym o 13.
- Dobrze. W takim razie musze się spakować. Wbrew pozorom trochę tych rzeczy się tu nazbierało.
- Chcesz mi powiedzieć, że traciłeś pieniądze na jak Ty to mówisz – duperele? – uśmiechnęła się w jego kierunku powodując, że i on zaczął się uśmiechać
- Aż tak to nie, ale byłem przypadkiem w Krakowie, trochę mi się nudziło, więc pochodziłem po sklepach i kupiłem parę istotnych drobiazgów.
- To znaczy, co?
- Aparat, laptopa, telefon, ogólnie mówiąc, zainwestowałem w porządny sprzęt.
- Jakaś nowa pasja, o której nic nie wiem?
- Jaka tam pasja. Jak gdzieś jeździliśmy to używaliśmy Twojego aparatu, nie miałem swojego, wiec kupiłem, laptop mi się zepsuł, więc siłą rzeczy jego zakup był niezbędny, a telefon to tak jakoś z rozbiegu.
- Z rozbiegu. Skarbie przecież, ty nigdy niczego nie kupowałeś z rozbiegu.
- Oj Madzia, czy to ważne? – odwrócił się w stronę szafy, wyjmując z niej granatową torbę.
- Ważne, bo to zawsze ja chowałam swoje rzeczy do Twojej torby, jak w mojej się nie mieściły, a nie odwrotnie.
- Spokojnie wszystko się zmieści. – zaczął wyjmować z szafy swoje rzeczy i kładł je na łóżku tuż obok Magdy. Siedziała na łóżku po turecku i przyglądała się jego poczynaniom. Wziął do ręki jedną z koszul i po odpowiednim złożeniu jej, ułożył ją w torbie. Kiedy tu przyjechała i rozpakowywała swoją walizkę stwierdziła, że nie zabrał ze sobą zbyt wielu ubrań, ale teraz patrząc na ilość koszul, bluzek i spodni zmieniła zdanie. W swoim zamyśleniu chwyciła w dłonie jego zieloną kozulę, którą już po chwili zaczęła składać. Nie usłyszała pukania do drzwi, gdyby nie Piotr nie zorientowałaby się, że ktoś próbuje się dostać do pokoju. Z zamyślenia wyrwał ją głos ukochanego.
- Proszę. – spojrzał na zamknięte drzwi słysząc delikatne pukanie
- Mogę na chwilkę? – Zosia dość niepewnie weszła do pokoju syna, bojąc się, że Piotr pod wpływem złości na ojca może nie mieć ochoty na rozmowę.
- Tak, oczywiście.
- Widzę, że się pakujecie. O której macie zamiar jechać? – zapytała przyglądając się Piotrowi pakującemu swoją kolejną bluzkę do torby
- Po 13 mamy pociąg. Mamo przepraszam, że to tak wyszło, wiesz, że nie o to mi chodziło. Chciałbym z nim normalnie porozmawiać, ale tak się chyba nie da. Nie potrafimy ze sobą rozmawiać.
- Synku on nie chciał tego powiedzieć.
- A mnie się właśnie wydaje, że chciał. Ja chciałem, żeby to była szczera rozmowa zarówno z mojej strony, jak i z jego. I była.
- Nerwy go poniosły, to się zdarza. Tata bardzo cię kocha i zawsze chciał dla Ciebie jak najlepiej.
- Mamo ja mam już dosyć słuchania tego jak on mnie bardzo kocha. Jeśli rzeczywiście jest tak jak mówisz, że mnie kocha, to ja chciałbym to wreszcie poczuć. – rozmawiał z matką nie przerywając nawet na chwilę pakowania. – Madzia podasz mi tę bluzę z fotela? – spojrzała za siebie za stał owy fotel a na nim leżała beżowa bluza Piotra. Podniosła się lekko z łóżka i sięgając po bluzę, podała ją chłopakowi. Nie wtrącała się do tej rozmowy, czuła nawet, że być może powinna zostawić ich w tym momencie samych, przecież to są ich rodzinne sprawy, ale ani Piotrek, ani Zosia nie dali jej do zrozumienia, że chcą w tej chwili sami porozmawiać, więc siedziała i słuchała uważnie wypowiadanych słów. Głównie skupiała się na tym, co mówi Piotr. W tej chwili był bardzo spokojny. Często zazdrościła mu tego, że wtedy, kiedy trzeba potrafi panować nad swoimi emocjami. Tak było i tym razem. Wiedział przecież, że Zofia nie jest niczemu winna. To, że nie może dogadać się z ojcem to tylko i wyłącznie wina ich obu i ich trudnych charakterów. Te dzisiejsze rozmowy między Korzeckimi dawały jej dużo do myślenia. Było kilka rzeczy, o które chciała zapytać Piotra, ale postanowiła, że zrobi to w Warszawie, z daleka od zbędnych emocji, które zapewne Piotr doskonale w tej chwili w sobie ukrywał.
- Proszę.
- Może byście zostali jeszcze, chociaż kilka dni?
- Nie mamo to nie jest dobry pomysł. Po za tym Magda musi być w pracy w poniedziałek, zresztą ja również powinienem wrócić do kancelarii.
- No dobrze, to chociaż obiecaj mi, że będziesz na siebie uważał, wiesz przecież, co mówił profesor, musisz być ostrożny.
- Wiem mamo. Nie martw się, wszystko będzie w porządku. Będę do Ciebie dzwonił.
- No ja mam nadzieje, bo jak nie to ja będę dzwoniła do Ciebie.
- Hehe. Ok. – zaśmiał się szczerze patrząc na matkę, po czym skierował swój wzrok na uśmiechającą się Magdę
- No to ja wam nie przeszkadza. Dobranoc.
- Dobranoc pani. – odprowadziła wzrokiem matkę chłopaka patrząc jak opuszcza jego pokój zamykając za sobą drzwi. Nastała między nimi chwila ciszy. Piotr zajęty pakowaniem, a ona nadal siedząca na łóżku z kolejną trzymana już od dłuższego czasu jego koszulą w ręku. Spojrzał na nią. Wydała mu się dziwnie zamyślona. Jakby się czegoś obawiała. Do tego trzymała jego koszulę już od dłuższej chwili, ciągle patrząc na nią.
- Mogę? – zapytał wyciągając w jej stronę rękę po koszule. Patrzył na nią chwilę czekając na jej reakcje, ale chyba go nie słyszała. – Ej dziewczyno. – ukucnął obok niej opierając jedna rękę na jej kolanie a drugą kładąc na jej dłoni. Dopiero ten gest spowodował, że na niego spojrzała – Co się dzieje?
- Nic.
- Przecież widzę.
- Myślę o tym, jak to będzie jak wrócimy do Warszawy.
- Dobrze będzie, przecież znamy się dobrze, nie musimy wszystkiego zaczynać od początku.
- Co masz na myśli?
- To, że nie będziesz przede mną uciekała. – uśmiechnęła do niego ciepło patrząc mu w oczy
- Kocham Cię.
- Ja Ciebie też. – zbliżył się do niej i pocałował – Bardzo. Wiesz co, idź może do łazienki, weź prysznic i kładź się spać, bo Ci jeszcze jakieś głupoty przyjdą do głowy, hm?
- Muszę się spakować.
- Ja Cię spakuje. Nie ma tego wiele. Idź a ja tu na Ciebie poczekam.
Poszła, a on dokończył pakowanie swojej torby, po czym zajął się jej. Poszło mu dość sprawnie, bo przecież miał już w tym wprawę. Co prawda z Magdy torbą miał większy problem, bo nie wiedział, co może już spakować, a co zostawić, bo może się jej jeszcze przydać, ale w końcu skończył. Kiedy wyszła z łazienki, Piotr zajął jej miejsce. Kilka minut po 23 oboje, przytuleni do siebie spali czekając na nowy dzień. Sen Magdy jednak nie należał do najlepszych. Nie wiedziała czemu, ale obawiała się trochę ich wspólnego powrotu do Warszawy. Gdy spojrzała na zegarem było przed trzecią. Piotr spał w najlepsze przytulony do jej pleców, lewa rękę nieświadomie trzymając na jej piersi. Zawsze znaczną część nocy przesypiali w takiej pozycji, ale przez ostatnich kilka miesięcy zdążyła się odzwyczaić od obecności mężczyzny w trakcie nocy. Wiedziała, że oboje długo już nie wytrzymają, że pocałunki i przytulenia przestaną im wystarczyć. Z każdym dniem czuła, że coraz bardziej go potrzebuje i pragnie. Piotr zresztą również dał jej wiele razy do zrozumienia, że zbyt długo już nie wytrzyma bez ich mrużenia oczu mając ją tak blisko siebie. Pewnie gdyby byli w Warszawie już dawno pozwolili by sobie na coś więcej niż pocałunki, ale w tej sytuacji, przebywając w domu Korzeckich nie potrafiła się przełamać i pozwolić Piotrowi zbliżyć się do siebie zbyt blisko. A on to na szczęście szanował, wiedział, że jeśli tylko wrócą do Warszawy wszystko pomału wróci do normy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz