TO JUŻ JEST KONIEC...

Część 30


Z kolei w mieszkaniu Magdy koniec popołudnia i początek wieczoru miałam bez jakichkolwiek domysłów. Widziała, że jest zmęczony, że nie czuje się najlepiej, dlatego postanowiła dać mu odpocząć i nie męczyć go jeszcze bardziej, tym bardziej swoimi zarzutami, co do tego, że obiecał jej o siebie zadbać, a tego nie zrobił. Przez jakiś czas siedziała w salonie nad pozwem, nie chcąc mu przeszkadzać, jednak od razu gdy z czystym sumieniem mogła stwierdzić, że odrobiła zadanie domowe, weszła do sypialni uchylając lekko drzwi. Leżący obok Piotra koc była najlepszym dowodem na to, że zasnął. Oparta o framugę drzwi uśmiechnęła się nikle zastanawiając się, czy jest coś czym powinna się martwić. Jedno było pewne, tym razem nie pozwoli sobie niczego związanego z nim przeoczyć. Ale może rzeczywiście jest tak jak Piotr mówi, że to tylko zwykłe przemęczenie i nie ma się czym przejmować. Być może. Rozmyślenie przerwał jej dzwoniący od kilku sekund telefon. Zaśmiała się cicho widząc na wyświetlaczu komórki, kto próbuje się z nią skontaktować.
- Cześć mamuś.
- Ja Ci dam to Twoje wesołe cześć mamuś.
- A co nabroiłam?
- Miałaś do mnie zadzwonić i powiedzieć, jak poszła wam ta rozprawa.
- Przepraszam, zupełnie zapomniałam.
- A prosiłam.
- Tak, wiem, ale byliśmy z Piotrem na obiedzie z Mariolą i Wojtkiem, później na spacerze i tak jakoś czas mi uciekł.
- No dobrze już. Jak poszło?
- Dobrze, nawet bardzo dobrze. Wygraliśmy oczywiście.
- Nie mogło być inaczej. A tak się denerwowałaś. I niepotrzebnie.
- Potrzebnie, bo mogło być różnie.
- Przecież Piotr mówił, że wygraną macie praktycznie w kieszeni.
- Mówił, mówił. A co u was?
- A co u nas może być. Albo wiesz, co dowiesz się co u nas jak przyjedziecie.
- Mamo to jest szantaż. I to w dodatku na własnej córce.
- Gdyby nie trzeba było to bym Cię nie szantażowała. A tak, masz to, na co zasłużyłaś.
- Zabrzmiało poważnie.
- Bo było poważnie. To jak, przyjedziecie?
- Nie wiem, bo…
- Daj mi Piotra do telefonu. – przerwała jej stanowczo nie czekając na kolejne usprawiedliwienia i wymówki
- Piotr śpi.
- Śpi?
- Był zmęczony i położył się na trochę. Wiesz co mamo, tak właściwie to ja z nim porozmawiam i może uda mi się go namówić na ten wyjazd w weekend. W końcu mieliśmy zobaczyć ten wasz domek nad jeziorem.
- No właśnie. Wszystko już jest gotowe, a was jakoś nie widać.
- Porozmawiam z Piotrem i dam Ci znać.
- Tylko nie zapomnij.
- Nie zapomnę. Zadzwonię. Pa.
- Pa.
Pomysł z wyjazdem do Olsztyna wydał jej się dobrym pomysłem. Piotr mógłby spokojnie odpocząć, a ona pobyła by trochę ze stęsknionymi rodzicami. Problem tylko w tym, by przekonać do tego Piotra. Weszło ponownie do sypialni i znowu tak jak kilka minut temu zastygła przy framudze, jednak tym razem nie została niezauważona.
- Dlaczego nie wchodzisz? – zapytał czując jej obecność, jednak nadal nie otwierając oczu
- Myślałam, że śpisz. Nie chciałam Cię obudzić. – dopiero teraz usiadła na łóżku nakrywając go lekko zrzuconym prawdopodobnie wcześniej przez niego kocem
- Zasnąłem tylko na chwilę. Kto dzwonił?
- Mama. Z pretensjami, że nie zadzwoniłam do niej pochwalić się jak poszła nam rozprawa. – uśmiechnął się lekko wyobrażając sobie tę rozmowę - Piotr, mogę mieć do Ciebie prośbę?
- Hm, o co chodzi? – otworzył oczy skupiając na niej swój wzrok, czując, że to może być coś ważnego
- Pojedźmy do nich do tego domku nad jeziorem. Ty trochę odpoczniesz, a ja pobędę z rodzicami. Mamy przecież wolny weekend.
- Umówiliśmy się do klubu.
- Ale to na jutro, a w sobotę moglibyśmy pojechać.
- Chciałaś iść na zakupy.
- Ty jesteś ważniejszy, niż jakieś zakupy. Nie proszę Cię o cały tydzień, tylko o dwa dni.
- Chcesz jechać akurat w ten weekend?
- Miałeś jakieś plany na te dwa dni?
- Miałem zajrzeć na budowę.
- Stanie się coś, jak zajrzysz tam w tygodniu?
- Niby nie,
- Chcę tam pojechać, bo myślę, że jest Ci to potrzebne.
- Nie masz się, czym martwić.
- Piotr, przez całą noc nie mogłeś spać, od samego rana nie czujesz się najlepiej i nie mów mi, że jest inaczej, bo tym razem widzę. Sam udowodniłeś mi, że muszę cię obserwować, bo inaczej byłbyś dla mnie jedną wielką tajemnicą, dlatego teraz wiem, kiedy jest dobrze, a kiedy coś się dzieje. A teraz się dzieje, prawda? – spytała spokojnie, jednak bardzo poważnie dając mu do zrozumienia, że nie ma sensu żeby cokolwiek przed nią ukrywał
- Mam nadzieje, że to tylko przemęczanie, ale jeśli za kilka dni nic się nie zmieni to pójdę do profesora. A co do Olsztyna to… no dobrze. Możemy pojechać, ale w sobotę. Nie chce opuszczać tej jutrzejszej imprezy.
- Ja też nie. Leż sobie, a ja pójdę zadzwonić do mamy.
- ok. – położył z powrotem głowę na poduszce zastanawiając si nad tym wyjazdem i jego głównym powodem. Czy rzeczywiście jest aż tak źle, że Magda aż tak bardzo się martwi. Niby rozumiał ją i wiedział, że jej strach jest uzasadniony, ale czy ona przypadkiem trochę nie przesadzała? Sam nie wiedział, ale faktem było, że nie czul się ostatnio najlepiej, ale był przekonany, że to tylko przemęczenie. Zupełnie tak samo jak poprzednim razem…
Piątkowy poranek przywitał ich zaskakująco dobrą pogodą, a nie tak jak było to w ostatnich dniach, że nawet jeśli budziło ich słońce to z każdą kolejną godziną było go coraz mniej. No ale taki przecież urok maja i czerwca, z pogodą zresztą zawsze bywa różnie. Jednak tego ranka, słońce cieszyło bardziej niż kiedykolwiek. Piotr czując na sobie ciepłe promienie wpadające przez nie zasłonięte wczorajszego wieczoru żaluzje, otworzył oczy z uśmiechem na twarzy. Ostrożnie by nie zbudzić Magdy przeciągnął się rozprostowując nieco kości, po czym obrócił się w stronę dziewczyny. Wyglądało na to, że śpi jej się nadzwyczaj dobrze i chyba źle by było, gdyby ją teraz obudził, dlatego pozostało mu jedynie cierpliwie poczekać na dźwięk budzika, który ją obudzi. Tego poranka cieszył się nie tylko ze świecącego słońca, ale również z tego, że udało mu się spokojnie przespać całą noc, bez żadnych nieprzyjemnych dolegliwości, które ostatnimi dniami często go męczyły. Tym bardziej cieszyło go to, że nie

dał Magdzie kolejnych powodów do obaw. Nie chciał jej martwić, a wiedział też, że okłamywanie jej, czy ukrywanie czegokolwiek nie ma sensu, zwłaszcza, że miał już jedną nauczkę.
- Dlaczego tak patrzysz? – zapytała zaspanym jeszcze głosem czując na sobie jego spojrzenie nie otwierając jeszcze nawet swoich oczu
- Bo uwielbiam ten widok.
- Ktoś tu chyba ma dobry humor.
- Za oknem świeci słońce i nic nie wskazuje na to, że przestanie, w łóżku obok mnie leży piękna kobieta, która w dodatku niedługo zostanie moją żoną, czy to nie są powody do tego żeby mieć dobry humor?
- Są. I mam dla Ciebie jeszcze jedną dobrą wiadomość.
- Tak?
- Mhm? Chyba nic się nie stanie, jeśli zrobię sobie dzisiaj wolne i zostanę w łóżku i tak sobie pomyślałam, że może zechciałbyś mi potowarzyszyć? – zapytała otwierając oczy z figlarnym uśmiechem na ustach
- Chcieć, a móc to niestety kochanie dwie różne sprawy. Mam umówionych dwóch klientów, więc sama rozumiesz, że muszę być w kancelarii. – wytłumaczył się gładząc delikatnie dłonią jej policzek, po czym zbliżył się do niej z pocałunkiem
- I myślisz, że w ten sposób się zrekompensujesz? – zapytała, gdy oderwał się od jej ust
- Może chociaż trochę?
- No trochę. Może… - odwróciła na chwilę od niego swój wzrok słysząc wibrujący na szafce obok jego telefon, na co zmarszczyła nieco nos – Chyba będziesz musiał się bardziej postarać. – uśmiechnęła się delikatnie sięgając ręką po jego komórkę chcąc mu ją podać – Proszę.
- Wojtek? – spojrzał na nią zdziwiony tak wczesnym telefonem od przyjaciela
- Odbierz, a ja zrobię śniadanie.
Minęło dosłownie nie więcej niż pięć minut, gdy Korzecki wszedł do kuchni jeszcze bardziej zdziwiony tym telefonem.
- Coś się stało? – zapytała od razu, gdy pojawił się przy niej i objął mocno od tyłu
- Pytał, czy będę w kancelarii. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego miałoby mnie tam nie być.
- Nie rozumiesz? – odwróciła się do niego przodem, jednak tym razem jego wzrok nie skierował się na nią, tylko na trzymany przez nią nóż w ręce, która niebezpiecznie i zupełnie przez przypadek spoczywała przy jego klatce piersiowej
- Nie.
- Może oni też zauważyli, że ostatnio nie czujesz się najlepiej.
- Nie no Madzia, proszę nie wracajmy do tego tematu. Tak miło zaczął się ten dzień. Dobrze? – zapytał z uśmiechem całując już jej szyję
- A kancelaria? – poddała się jego pocałunkom doskonale wiedząc, że w tym momencie kancelaria już z nią nie wygra i w żaden sposób nikt, ani nic nie oderwie Piotra od tego co zamierzał
- Myślę, że mogę się trochę spóźnić.
- A śniadanie?
- Zjemy później. – już nic więcej nie udało jej się powiedzieć i chyba nawet nie chciała już nic mówić, bo po co cokolwiek mówić, skoro Piotr miał na ten poranek zupełnie inny pomysł. Nie musiała długo czekać na to, aż znowu znajdą się w sypialni, w końcu nie mieli zbyt dużo czasu, po za tym na co tu czekać, skoro dwa zakochane serca rwą się do siebie jak oszalałe? Rzeczywiście śniadanie musiało poczekać i to dość długo, ale przecież to nie problem, najważniejsze że dla nich dzień zaczął się nadzwyczajnie dobrze. Wróciła do przygotowywania śniadania zaraz po tym, gdy Piotr zniknął w łazience. Siedział, tam i siedział wystarczająco długo by przygotowana przez nią jajecznica zdążyła ostygnąć, z czego nie była zbytnio zadowolona, no ale czego się nie wybacza tak kochanemu facetowi, jakim był Piotr? W dodatku przecież to on będzie ją jadł, a nie ona. W przeciągu tych kilku minut w kuchni doszła do wniosku, że skoro Piotr nie może zrobić sobie dnia wolnego, to nie ma sensu, żeby ona to robiła. Przecież bez niego nudziłaby się niemiłosiernie, a tak to przynajmniej w kancelarii czas jej trochę szybciej zleci. Odstawiła więc patelnie z ognia i udała się w kierunku sypialni, by jako tako oporządzić nie tylko ją, ale i siebie.
- Gdzieś się jednak wybierasz? – zapytał wchodząc do sypialni i widząc ją jak zastanawia się co na siebie włożyć
- Mhm. Do kancelarii.
- Czyli ten dzień wolny, to tylko taki pretekst żeby zatrzymać mnie w domu? – zapytał zupełnie bez emocji zapinając ostatnie guziki koszuli. Nawet nie pomyślała o tym, że tak to może wyglądać, ale rzeczywiście miał prawo sobie tak pomyśleć, w końcu nie często zdarza się, żeby tak zupełnie bez powodu rezygnowała z pójścia do kancelarii.
- Nawet w ten sposób nie pomyślałam.
- Mam nadzieję, bo inaczej ten poranek miałby dla mnie zupełnie inne znaczenie. I na pewno nie byłoby już tak fajnie. – no i właśnie cały czar tego miłego poranka prysnął dla niego jak bańka mydlana. Nie spodziewał się, że aż tak bardzo zależy jej na tym aby został w domu. Widziała, że się zdenerwował i zupełnie nie wiedziała jak z tej niezręcznej sytuacji wybrnąć. Patrzyła przez chwilę na niego, jak wiąże krawat ani na chwilę nawet nie spoglądając w jej stronę. Założył marynarkę, po czym chowając telefon do kieszeni chciał wyjść pewnie nie tylko z sypialni, ale i z mieszkania jednak w odpowiednim momencie zdążyła chwycić go za rękę
- Piotr, zaczekaj… wiem jak to może wyglądać, ale…
- Mam do Ciebie prośbę. Jeśli następnym razem będziesz chciała żebym został w domu, to mi o tym powierz i nie wykorzystuj łóżka jako pretekstu, bo to nie było miłe.
- Mogłeś sobie tak pomyśleć, ale to nie był pretekst. Nawet o tym nie pomyślałam. Jesteś dorosły i mam nadzieję, że wiesz, co robisz.
- I tego się trzymajmy. Wrócę popołudniu.
- A śniadanie.
- Nie jestem głodny. – zostawił ją w sypialni w niemałym szoku. Wkurzył się i wyraźnie dał jej to odczuć, z tym, że chyba nie do końca zdaje sobie sprawę z tego, że właśnie sprawił jej przykrość, tym że pomyślał sobie właśnie w ten sposób. Przecież gdyby chciała zatrzymać go w domu, by  trochę odpoczął to na pewno nie wykorzystywała by do tego łóżka. Zna o wiele lepsze i odpowiedniejsze sposoby niż sex. Po za tym nigdy nie traktowała sypialni, ani łóżka jako pretekstu do czegokolwiek i do tej pory wydawało jej się, że Piotr doskonale o tym wie. Jak widać myliła się, skoro Korzecki pomyślał sobie o niej w ten sposób. Mimo tego tłumaczyła sobie to tym, że miał prawo sobie tak pomyśleć i pewnie sam dojedzie do wniosku, że trochę przegiął i prędzej, czy później odezwie się do niej. Dojechał do kancelarii w dość krótkim czasie jak na tę porę, ale po pierwsze motocykl to co innego niż samochód, a po drugie nie był w najlepszym nastroju więc jakoś musiał odreagować, chociaż trochę. Z Mariolą i Wojtkiem przywitał się jedynie krótkim cześć, po czym zniknął w swoim gabinecie zamykając za sobą drzwi nieco głośniej niż zazwyczaj, czym od razu wzbudził ciekawość przyjaciół.
- Dzisiaj to on już na pewno pokłócił się z Magdą. – stwierdziła od razu Mariola wpatrując się przez chwilę w stronę gabinetu Korzeckiego
- Tak myślisz?
- A Ty myślisz inaczej?
- Nie no wiesz, różnie może być, ale żeby tak od rana.
- Lepiej, że od rana, bo do wieczora może im przejdzie. Za chwile ma klienta, ale jak wyjdzie to idź do niego.
- A dlaczego znowu ja?
- Bo jesteś jego przyjacielem.
- A Ty to niby co?
- Ale Ty jesteś facetem.
- … o i to jest argument.
- Tylko bądź delikatny, żebyś go czasami jeszcze bardziej nie wkurzył.
- Dobra, dobra będę bardzo delikatny, przecież nasz Piotruś nie może się denerwować.
- Żebyś wiedział, że nie może. – zajęła się swoja pracą chwilę później witając już klienta Piotra. Wiele razy zastanawiała się jak to jest, że zawsze gdy Piotr ma problemy na nią jakoś bardzo zaczyna to oddziaływać. Był jej przyjacielem, to prawda, ale przecież nie raz przez niego płakała i nie raz tak strasznie ją wkurzył, że już bardziej chyba się nie da. Doszła do wniosku, że widocznie ma tak popaprany charakter, że nie potrafi odmówić mu pomocy, ani wsparcia między innymi dlatego, że przecież jego też nie raz już życie doświadczyło. Najpierw ten niezażegnany do tej pory konflikt z ojcem, potem ten nieszczęsny rozwód, a na koniec jeszcze ta choroba, przez która o mało co a nie straciłaby najlepszego przyjaciela jakiego do tej pory miała. Przecież to Piotr pokazał jej, że na świecie istnieje coś więcej niż tylko domowe obowiązki, że ma prawo zrobić coś dla siebie, że stać ją na to i zasługuje na to, by robić w życiu coś więcej niż sprzedawać krawaty. Gdyby nie on to pewnie do tej pory pracowałaby w sklepie i pozwalała wykorzystywać się szefowi. Po za tym, to Piotr był pierwszą osobą, która pocieszała ja po rozstaniu z Jackiem, no i to co najważniejsze, gdyby nie Piotr to pewnie nie poznałaby Wojtka. To chyba są wystarczające argumenty do tego, by czuć się zobowiązana do tego, by się o niego martwić i niekiedy wtrącać w jego życie. Nie rozumiała tylko jednego. Dlaczego nie umiał tak po prostu przyjść do niej i pogadać, tylko zazwyczaj musiała to co czuje wyciągać z nie siłą, albo podstępem? Ale taki już miał charakter, być może jest za wrażliwy i delikatny? Być może życie nauczyło go tego, by zawsze z każdym problemem radzić sobie w pojedynkę? Pewnie tak, ale skoro ma się przyjaciół to po co się tak katować? Czy nie lepiej skorzystać z ich pomocy? No, ale Piotr to Piotr i zawsze wszystko robi po swojemu, chociaż od jakiegoś czasu coraz bardziej liczy się z Magdą i jej zdaniem, ale czy to wystarczy i czy wytrwa w tym do samego końca? Tego Mariola nie wiedziała, mogła mieć jedynie nadzieję, że przyjaciel nie zaprzepaści takiej szansy i zrobi wszystko by to, o czym marzy, czyli o ślubie i normalnej rodzinie właśnie z Magdą uda mu się osiągnąć bez zbędnych konfliktów.
W kancelarii Waligóry atmosfera była nieco inna. Właściwie to znacznie inna. Nikt nie trzaskał drzwiami, a wszyscy rozmawiali ze sobą nieco innym językiem.
- Wiecie, że mój ślub z Agatą jest już za dwa tygodnie? – zapytał znienacka Malicki nie kryjąc z tego faktu zadowolenia
- Wiemy Bartuś. – przytaknęła mu Magda z szerokim uśmiechem widząc, że jemu chyba naprawdę coraz bardziej zależy na tym ślubie, czego na początku nie była pewna
- I wiecie, że obecność obowiązkowa?
- Wiemy.
- Przepraszam, ale jakoś tak… no lepiej się upewnić, prawda?
- Zaczyna się pan denerwować.
- Może trochę. Dzisiaj odbieramy obrączki. Chyba nie ma już odwrotu, nie?
- A masz zamiar zmienić zdanie?
- Skąd Ci to Magda przyszło do głowy?
- A tak jakoś. Nie wybaczyłabym Ci gdybyś zmienił zdanie.
- Sam bym sobie tego nie wybaczył.
- No ja mam nadzieję.
- Garnitur już pan ma? – zapytała Marta zdziwiona nieco zachowaniem mecenasa. Nigdy wcześniej nie widziała go w takim nastroju. Owszem odkąd jest w trakcie przygotowań do ślubu to zmienił się i to mocno. Był miły, uśmiechał się, czasami nawet pomagał. Był zupełnie inny niż  jeszcze jakiś czas temu, gdy zaczynała tu pracować, a tu proszę taka zmiana. I to na lepsze. Ale dzisiejszego dnia był tak jakby podekscytowany i wcale tego nie ukrywał. Było to tak miłe, że aż śmieszne w jego wykonaniu.
- Już dawno leży w szafie i czeka. – odpowiedział z satysfakcją wygładzając krawat od dzisiejszego stroju
- A przymierzałeś go ostatnio? – zadała kolejne pytanie Magda, chcąc nieco zabawić się kosztem Bartka, korzystając z okazji, że chyba nie za bardzo wie, co się dookoła niego dzieje, a to nie często się zdarza
- Nie.
- To może lepiej to zrób, żeby w dzień ślubu nie okazało się, że trzeba będzie coś poszerzać?
- O czym Ty mówisz? – zupełnie nie zrozumiał słów wspólniczki, a już tym bardziej tego dlaczego wszystkie trzy panie mają z niego niezły ubaw, bo przez cały czas ich rozmowy uśmiechy nie znikały z ich twarzy
- Agata chyba trochę za dobrze gotuje.
- W sensie, że przytyłem?
- Żartowałam. Nie denerwuj się tak. Wszystko będzie dobrze, przecież macie już wszystko załatwione, więc czym tu się przejmować? – chciała go jakoś uspokoić widząc, że za bardzo przejął się jej żartem
- Nie strasz mnie. To nie jest zabawne. Sama się przekonasz. Jestem kłębkiem nerwów, a Ty sobie ze mnie żartujesz.
- W takim razie dobrze Ci zrobi ten nasz wypad do Melodii dzisiaj wieczorem. Agacie pewnie zresztą też.
- DO jakiej Melodii?
- Mariola do was wczoraj nie dzwoniła?
- Nie wiem. A co?
- Umówiliśmy, że spotkamy się dzisiaj w klubie. Dawno nigdzie razem nie byliśmy. Macie być, jasne? Inaczej my nie przyjdziemy na ślub.
- To jest szantaż, tak nie wolno.
- Wolno, wolno. Lepiej idź zadzwonić do Agaty.
- Za chwilę ma pan klienta.
- Klienta?
- Mhm.
- Cholera. Zapomniałem. – w mgnieniu oka, z przerażeniem udał się do swojego gabinetu zostawiając Magdę, Kasię i Martę w świetnych nastrojach. Same nie wierzyły w to co widzą. Bartek i brak koncentracji? Jakoś im to do niego nie pasowało, ale przynajmniej było zabawne. Pożegnały Bartka uśmiechem zaraz jednak wracając do swojej rozmowy.
- Co ta Twoja przyjaciółka z nim zrobiła? Nie poznaje tego człowieka.
- Nie tylko Ty Kasiu. Sama zastanawiam się co takiego dzieje się u nich w domu, że Bartek przeszedł aż taką metamorfozę. Myślę nawet o tym, czy by nie podjąć jakiejś porady od niej.
- Potrzebujesz porady? Czyżby Piotr coś zmalował?
- Nie, dlaczego?
- To skąd ten pomysł z radami? Dotąd sami świetnie sobie radziliście.
- Pokłóciliście się? – dołączyła się przepytywania Marta
- Nie, ale nie zrozumieliśmy się dzisiaj w pewnej kwestii. Wyszedł z mieszkania, tak po prostu.
- I nie dał buziaka…
- To nie jest śmieszne.
- No dobra. Kto zaczął?
- Sama nie wiem. Tak jakoś samo wyszło.
- U was zawsze wszystko samo wychodzi. U mnie i u Łukasza to zawsze ja zaczynam, bo Łukasz to raczej kłócić się nie potrafi.
- Magda, nigdy nic samo nie wychodzi.
- Oj dajcie spokój. My się nie pokłóciliśmy, po prostu nie możemy się dogadać.
- Magda, czy ja dobrze słyszę? Jakieś problemy z Piotrem? – wtrąciła się do rozmowy Jagoda, pojawiając się w kancelarii właściwie nie wiadomo skąd i po co. Wiadomo było jednak, że w nieodpowiednim momencie.
- A Ty co tu robisz?
- Mam sprawę do Bartka. Nie martw się jutro już mnie tu nie zobaczysz. Tylko dzisiaj. Ale powiedz mi co z Piotrem. Może będę mogła Ci pomóc.
- Ty mi? Przepraszam, a niby jak?
- No wiesz, ma się swoje sposoby. Może trzeba go po prostu odstresować. Wczoraj na rozprawie nie wyglądał najlepiej.
- Ale to chyba nie jest Twoja sprawa?
- No, niby nie, ale kto wie? Może akurat ja znajdę na niego jakiś pomysł.
- Szukaj sobie pomysłów na kogo chcesz, ale na Piotra to chyba raczej Ci się pomysłu znaleźć nie uda.
- A to niby dlaczego?
- Piotr jest dla Ciebie zbyt skomplikowany, a Ty jak na razie to gubisz się w komplikacjach. – odgryzła się jej. Po minie Jagody widziała, że brakuje jej argumentu, zupełnie nie widziała, co ma odpowiedzieć, dlatego najlepszym rozwiązaniem z tej sytuacji było wycofanie się z pola walki słownej i zniknięcie w gabinecie Malickiego zupełnie bez słowa pozwalając dziewczynom odetchnąć z ulgą
- Tragedia nie dziewczyna. – stwierdziła Kasia zaraz po zniknięciu Rajewskiej
- Na szczęście mamy ją z głowy. I mam nadzieje, że Wiktor następnym razem będzie umiał odmówić Rajewskiemu, bo inaczej uduszę ją własnymi rękami. - Zmieniły temat rozmowy na mniej skomplikowany, bo jak stwierdziła Magda, rzeczywiście temat Piotra to niezbyt łatwa sprawa i czasami łatwo się w niej pogubić. Niestety Magda, chcąc nie chcąc musiała jakoś tego skomplikowanego osobnika zrozumieć i nawet akceptować. I chyba nawet jej się to udawało. Przez tych kilkanaście miesięcy zdążyła już się tego nauczyć i przyzwyczaić do tego, że niekiedy życie z Piotrem wcale nie jest łatwe, ale dzięki temu nie było nudne. A to, że Korzecki ma swoje wady, które czasami są trudne do wytrzymania, no cóż każdy je ma, a przecież miłość nie polega na tym by kochać za coś, a po mimo wszystko.

1 komentarz:

  1. Hej :) mam pytanie czy będą dodawane kolejne części? bo nie ukrywam, że Twoje opowiadanie ZAWSZE było dla mnie doskonałym poprawiaczem humoru, jak tylko miałam gorszy dzień to czytałam sobie i od razu było mi lepiej. Akurat kupiłam książkę Magda M ciąg dalszy nastąpił i bardzo potrzebuje totalnej odskoczni od tego co tam jest :)

    OdpowiedzUsuń