TO JUŻ JEST KONIEC...

TO JUŻ JEST KONIEC...

Hej, witam Was bardzo, bardzo serdecznie.
Jak zapewne już się domyślacie przybywam z niezbyt radosnymi wiadomościami. Postanowiłam zamknąć w moim życiu rozdział pt. "Magda M". Myślę, że dla stałych bywalców i czytelników tego bloga nie będzie to zaskoczeniem biorąc pod uwagę moją ostatnią nieobecność. O ile ktokolwiek jeszcze z Was zagląda tu od czasu do czasu...
Miałam ogromną frajdę z pisania kolejnych części opowiadania. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie każde zdanie przez ze mnie przekazane było trafione w punkt i że nie każdy wątek był perfekcyjny, ale mimo wszystko powstanie tego opowiadania w ostatecznym rozrachunku oceniam na ogromny plus. 
Dziękuję Wam za każde miłe słowo, za każde trzymanie kciuków, kiedy pojawiały się chwilę całkowitego braku weny do pisania, za wsparcie i doping. Dzięki Wam wiedziałam, że tworzenie tego bloga ma jakikolwiek sens. Mieć takich czytelników to ogromna radość. Przykro mi, że Was zawiodłam i nie dobrnęłam w opowiadaniu do końca tej historii. Przeniesienie bloga na inną platformę internetową na pewno miało w tym swój udział, ale nie zamierzam się usprawiedliwiać... Coś się wypaliło i to jest główny powód mojej "porażki", za co Was bardzo przepraszam.
Dziękuje za każdy dzień, za każdą część opowiadania, za każde zajrzenie na bloga i przede wszystkim za każdy pozostawiony komentarz :) A jeszcze bardziej dziękuję za każdego maila, gdzie czasami rozmowy z Wami były cenniejsze i bardziej wartościowe niż niejedno spotkanie w cztery oczy. 
Pamiętam o Was i mam nadzieję, że ja również zagościłam w Waszej pamięci razem z opowiadaniem chociaż na jakiś czas :) 
Adres mailowy, którym posługiwałam się przez wszystkie lata prowadzenia bloga jest nadal aktualny, więc gdyby ktoś miał ochotę o coś zapytać, czy po prostu czasami pogadać to zapraszam                    (aga.001@onet.pl). Jestem do Waszej dyspozycji, tak samo jak Wy byliście do mojej przez ładnych kilka lat :) Tego się nie zapomina...
Przepraszam, dziękuję i mam nadzieję do zobaczenia, usłyszenia, przeczytania... ;)

Pozdrawiam Aga.

Część 30


Z kolei w mieszkaniu Magdy koniec popołudnia i początek wieczoru miałam bez jakichkolwiek domysłów. Widziała, że jest zmęczony, że nie czuje się najlepiej, dlatego postanowiła dać mu odpocząć i nie męczyć go jeszcze bardziej, tym bardziej swoimi zarzutami, co do tego, że obiecał jej o siebie zadbać, a tego nie zrobił. Przez jakiś czas siedziała w salonie nad pozwem, nie chcąc mu przeszkadzać, jednak od razu gdy z czystym sumieniem mogła stwierdzić, że odrobiła zadanie domowe, weszła do sypialni uchylając lekko drzwi. Leżący obok Piotra koc była najlepszym dowodem na to, że zasnął. Oparta o framugę drzwi uśmiechnęła się nikle zastanawiając się, czy jest coś czym powinna się martwić. Jedno było pewne, tym razem nie pozwoli sobie niczego związanego z nim przeoczyć. Ale może rzeczywiście jest tak jak Piotr mówi, że to tylko zwykłe przemęczenie i nie ma się czym przejmować. Być może. Rozmyślenie przerwał jej dzwoniący od kilku sekund telefon. Zaśmiała się cicho widząc na wyświetlaczu komórki, kto próbuje się z nią skontaktować.
- Cześć mamuś.
- Ja Ci dam to Twoje wesołe cześć mamuś.
- A co nabroiłam?
- Miałaś do mnie zadzwonić i powiedzieć, jak poszła wam ta rozprawa.
- Przepraszam, zupełnie zapomniałam.
- A prosiłam.
- Tak, wiem, ale byliśmy z Piotrem na obiedzie z Mariolą i Wojtkiem, później na spacerze i tak jakoś czas mi uciekł.
- No dobrze już. Jak poszło?
- Dobrze, nawet bardzo dobrze. Wygraliśmy oczywiście.
- Nie mogło być inaczej. A tak się denerwowałaś. I niepotrzebnie.
- Potrzebnie, bo mogło być różnie.
- Przecież Piotr mówił, że wygraną macie praktycznie w kieszeni.
- Mówił, mówił. A co u was?
- A co u nas może być. Albo wiesz, co dowiesz się co u nas jak przyjedziecie.
- Mamo to jest szantaż. I to w dodatku na własnej córce.
- Gdyby nie trzeba było to bym Cię nie szantażowała. A tak, masz to, na co zasłużyłaś.
- Zabrzmiało poważnie.
- Bo było poważnie. To jak, przyjedziecie?
- Nie wiem, bo…
- Daj mi Piotra do telefonu. – przerwała jej stanowczo nie czekając na kolejne usprawiedliwienia i wymówki
- Piotr śpi.
- Śpi?
- Był zmęczony i położył się na trochę. Wiesz co mamo, tak właściwie to ja z nim porozmawiam i może uda mi się go namówić na ten wyjazd w weekend. W końcu mieliśmy zobaczyć ten wasz domek nad jeziorem.
- No właśnie. Wszystko już jest gotowe, a was jakoś nie widać.
- Porozmawiam z Piotrem i dam Ci znać.
- Tylko nie zapomnij.
- Nie zapomnę. Zadzwonię. Pa.
- Pa.
Pomysł z wyjazdem do Olsztyna wydał jej się dobrym pomysłem. Piotr mógłby spokojnie odpocząć, a ona pobyła by trochę ze stęsknionymi rodzicami. Problem tylko w tym, by przekonać do tego Piotra. Weszło ponownie do sypialni i znowu tak jak kilka minut temu zastygła przy framudze, jednak tym razem nie została niezauważona.
- Dlaczego nie wchodzisz? – zapytał czując jej obecność, jednak nadal nie otwierając oczu
- Myślałam, że śpisz. Nie chciałam Cię obudzić. – dopiero teraz usiadła na łóżku nakrywając go lekko zrzuconym prawdopodobnie wcześniej przez niego kocem
- Zasnąłem tylko na chwilę. Kto dzwonił?
- Mama. Z pretensjami, że nie zadzwoniłam do niej pochwalić się jak poszła nam rozprawa. – uśmiechnął się lekko wyobrażając sobie tę rozmowę - Piotr, mogę mieć do Ciebie prośbę?
- Hm, o co chodzi? – otworzył oczy skupiając na niej swój wzrok, czując, że to może być coś ważnego
- Pojedźmy do nich do tego domku nad jeziorem. Ty trochę odpoczniesz, a ja pobędę z rodzicami. Mamy przecież wolny weekend.
- Umówiliśmy się do klubu.
- Ale to na jutro, a w sobotę moglibyśmy pojechać.
- Chciałaś iść na zakupy.
- Ty jesteś ważniejszy, niż jakieś zakupy. Nie proszę Cię o cały tydzień, tylko o dwa dni.
- Chcesz jechać akurat w ten weekend?
- Miałeś jakieś plany na te dwa dni?
- Miałem zajrzeć na budowę.
- Stanie się coś, jak zajrzysz tam w tygodniu?
- Niby nie,
- Chcę tam pojechać, bo myślę, że jest Ci to potrzebne.
- Nie masz się, czym martwić.
- Piotr, przez całą noc nie mogłeś spać, od samego rana nie czujesz się najlepiej i nie mów mi, że jest inaczej, bo tym razem widzę. Sam udowodniłeś mi, że muszę cię obserwować, bo inaczej byłbyś dla mnie jedną wielką tajemnicą, dlatego teraz wiem, kiedy jest dobrze, a kiedy coś się dzieje. A teraz się dzieje, prawda? – spytała spokojnie, jednak bardzo poważnie dając mu do zrozumienia, że nie ma sensu żeby cokolwiek przed nią ukrywał
- Mam nadzieje, że to tylko przemęczanie, ale jeśli za kilka dni nic się nie zmieni to pójdę do profesora. A co do Olsztyna to… no dobrze. Możemy pojechać, ale w sobotę. Nie chce opuszczać tej jutrzejszej imprezy.
- Ja też nie. Leż sobie, a ja pójdę zadzwonić do mamy.
- ok. – położył z powrotem głowę na poduszce zastanawiając si nad tym wyjazdem i jego głównym powodem. Czy rzeczywiście jest aż tak źle, że Magda aż tak bardzo się martwi. Niby rozumiał ją i wiedział, że jej strach jest uzasadniony, ale czy ona przypadkiem trochę nie przesadzała? Sam nie wiedział, ale faktem było, że nie czul się ostatnio najlepiej, ale był przekonany, że to tylko przemęczenie. Zupełnie tak samo jak poprzednim razem…
Piątkowy poranek przywitał ich zaskakująco dobrą pogodą, a nie tak jak było to w ostatnich dniach, że nawet jeśli budziło ich słońce to z każdą kolejną godziną było go coraz mniej. No ale taki przecież urok maja i czerwca, z pogodą zresztą zawsze bywa różnie. Jednak tego ranka, słońce cieszyło bardziej niż kiedykolwiek. Piotr czując na sobie ciepłe promienie wpadające przez nie zasłonięte wczorajszego wieczoru żaluzje, otworzył oczy z uśmiechem na twarzy. Ostrożnie by nie zbudzić Magdy przeciągnął się rozprostowując nieco kości, po czym obrócił się w stronę dziewczyny. Wyglądało na to, że śpi jej się nadzwyczaj dobrze i chyba źle by było, gdyby ją teraz obudził, dlatego pozostało mu jedynie cierpliwie poczekać na dźwięk budzika, który ją obudzi. Tego poranka cieszył się nie tylko ze świecącego słońca, ale również z tego, że udało mu się spokojnie przespać całą noc, bez żadnych nieprzyjemnych dolegliwości, które ostatnimi dniami często go męczyły. Tym bardziej cieszyło go to, że nie

dał Magdzie kolejnych powodów do obaw. Nie chciał jej martwić, a wiedział też, że okłamywanie jej, czy ukrywanie czegokolwiek nie ma sensu, zwłaszcza, że miał już jedną nauczkę.
- Dlaczego tak patrzysz? – zapytała zaspanym jeszcze głosem czując na sobie jego spojrzenie nie otwierając jeszcze nawet swoich oczu
- Bo uwielbiam ten widok.
- Ktoś tu chyba ma dobry humor.
- Za oknem świeci słońce i nic nie wskazuje na to, że przestanie, w łóżku obok mnie leży piękna kobieta, która w dodatku niedługo zostanie moją żoną, czy to nie są powody do tego żeby mieć dobry humor?
- Są. I mam dla Ciebie jeszcze jedną dobrą wiadomość.
- Tak?
- Mhm? Chyba nic się nie stanie, jeśli zrobię sobie dzisiaj wolne i zostanę w łóżku i tak sobie pomyślałam, że może zechciałbyś mi potowarzyszyć? – zapytała otwierając oczy z figlarnym uśmiechem na ustach
- Chcieć, a móc to niestety kochanie dwie różne sprawy. Mam umówionych dwóch klientów, więc sama rozumiesz, że muszę być w kancelarii. – wytłumaczył się gładząc delikatnie dłonią jej policzek, po czym zbliżył się do niej z pocałunkiem
- I myślisz, że w ten sposób się zrekompensujesz? – zapytała, gdy oderwał się od jej ust
- Może chociaż trochę?
- No trochę. Może… - odwróciła na chwilę od niego swój wzrok słysząc wibrujący na szafce obok jego telefon, na co zmarszczyła nieco nos – Chyba będziesz musiał się bardziej postarać. – uśmiechnęła się delikatnie sięgając ręką po jego komórkę chcąc mu ją podać – Proszę.
- Wojtek? – spojrzał na nią zdziwiony tak wczesnym telefonem od przyjaciela
- Odbierz, a ja zrobię śniadanie.
Minęło dosłownie nie więcej niż pięć minut, gdy Korzecki wszedł do kuchni jeszcze bardziej zdziwiony tym telefonem.
- Coś się stało? – zapytała od razu, gdy pojawił się przy niej i objął mocno od tyłu
- Pytał, czy będę w kancelarii. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego miałoby mnie tam nie być.
- Nie rozumiesz? – odwróciła się do niego przodem, jednak tym razem jego wzrok nie skierował się na nią, tylko na trzymany przez nią nóż w ręce, która niebezpiecznie i zupełnie przez przypadek spoczywała przy jego klatce piersiowej
- Nie.
- Może oni też zauważyli, że ostatnio nie czujesz się najlepiej.
- Nie no Madzia, proszę nie wracajmy do tego tematu. Tak miło zaczął się ten dzień. Dobrze? – zapytał z uśmiechem całując już jej szyję
- A kancelaria? – poddała się jego pocałunkom doskonale wiedząc, że w tym momencie kancelaria już z nią nie wygra i w żaden sposób nikt, ani nic nie oderwie Piotra od tego co zamierzał
- Myślę, że mogę się trochę spóźnić.
- A śniadanie?
- Zjemy później. – już nic więcej nie udało jej się powiedzieć i chyba nawet nie chciała już nic mówić, bo po co cokolwiek mówić, skoro Piotr miał na ten poranek zupełnie inny pomysł. Nie musiała długo czekać na to, aż znowu znajdą się w sypialni, w końcu nie mieli zbyt dużo czasu, po za tym na co tu czekać, skoro dwa zakochane serca rwą się do siebie jak oszalałe? Rzeczywiście śniadanie musiało poczekać i to dość długo, ale przecież to nie problem, najważniejsze że dla nich dzień zaczął się nadzwyczajnie dobrze. Wróciła do przygotowywania śniadania zaraz po tym, gdy Piotr zniknął w łazience. Siedział, tam i siedział wystarczająco długo by przygotowana przez nią jajecznica zdążyła ostygnąć, z czego nie była zbytnio zadowolona, no ale czego się nie wybacza tak kochanemu facetowi, jakim był Piotr? W dodatku przecież to on będzie ją jadł, a nie ona. W przeciągu tych kilku minut w kuchni doszła do wniosku, że skoro Piotr nie może zrobić sobie dnia wolnego, to nie ma sensu, żeby ona to robiła. Przecież bez niego nudziłaby się niemiłosiernie, a tak to przynajmniej w kancelarii czas jej trochę szybciej zleci. Odstawiła więc patelnie z ognia i udała się w kierunku sypialni, by jako tako oporządzić nie tylko ją, ale i siebie.
- Gdzieś się jednak wybierasz? – zapytał wchodząc do sypialni i widząc ją jak zastanawia się co na siebie włożyć
- Mhm. Do kancelarii.
- Czyli ten dzień wolny, to tylko taki pretekst żeby zatrzymać mnie w domu? – zapytał zupełnie bez emocji zapinając ostatnie guziki koszuli. Nawet nie pomyślała o tym, że tak to może wyglądać, ale rzeczywiście miał prawo sobie tak pomyśleć, w końcu nie często zdarza się, żeby tak zupełnie bez powodu rezygnowała z pójścia do kancelarii.
- Nawet w ten sposób nie pomyślałam.
- Mam nadzieję, bo inaczej ten poranek miałby dla mnie zupełnie inne znaczenie. I na pewno nie byłoby już tak fajnie. – no i właśnie cały czar tego miłego poranka prysnął dla niego jak bańka mydlana. Nie spodziewał się, że aż tak bardzo zależy jej na tym aby został w domu. Widziała, że się zdenerwował i zupełnie nie wiedziała jak z tej niezręcznej sytuacji wybrnąć. Patrzyła przez chwilę na niego, jak wiąże krawat ani na chwilę nawet nie spoglądając w jej stronę. Założył marynarkę, po czym chowając telefon do kieszeni chciał wyjść pewnie nie tylko z sypialni, ale i z mieszkania jednak w odpowiednim momencie zdążyła chwycić go za rękę
- Piotr, zaczekaj… wiem jak to może wyglądać, ale…
- Mam do Ciebie prośbę. Jeśli następnym razem będziesz chciała żebym został w domu, to mi o tym powierz i nie wykorzystuj łóżka jako pretekstu, bo to nie było miłe.
- Mogłeś sobie tak pomyśleć, ale to nie był pretekst. Nawet o tym nie pomyślałam. Jesteś dorosły i mam nadzieję, że wiesz, co robisz.
- I tego się trzymajmy. Wrócę popołudniu.
- A śniadanie.
- Nie jestem głodny. – zostawił ją w sypialni w niemałym szoku. Wkurzył się i wyraźnie dał jej to odczuć, z tym, że chyba nie do końca zdaje sobie sprawę z tego, że właśnie sprawił jej przykrość, tym że pomyślał sobie właśnie w ten sposób. Przecież gdyby chciała zatrzymać go w domu, by  trochę odpoczął to na pewno nie wykorzystywała by do tego łóżka. Zna o wiele lepsze i odpowiedniejsze sposoby niż sex. Po za tym nigdy nie traktowała sypialni, ani łóżka jako pretekstu do czegokolwiek i do tej pory wydawało jej się, że Piotr doskonale o tym wie. Jak widać myliła się, skoro Korzecki pomyślał sobie o niej w ten sposób. Mimo tego tłumaczyła sobie to tym, że miał prawo sobie tak pomyśleć i pewnie sam dojedzie do wniosku, że trochę przegiął i prędzej, czy później odezwie się do niej. Dojechał do kancelarii w dość krótkim czasie jak na tę porę, ale po pierwsze motocykl to co innego niż samochód, a po drugie nie był w najlepszym nastroju więc jakoś musiał odreagować, chociaż trochę. Z Mariolą i Wojtkiem przywitał się jedynie krótkim cześć, po czym zniknął w swoim gabinecie zamykając za sobą drzwi nieco głośniej niż zazwyczaj, czym od razu wzbudził ciekawość przyjaciół.
- Dzisiaj to on już na pewno pokłócił się z Magdą. – stwierdziła od razu Mariola wpatrując się przez chwilę w stronę gabinetu Korzeckiego
- Tak myślisz?
- A Ty myślisz inaczej?
- Nie no wiesz, różnie może być, ale żeby tak od rana.
- Lepiej, że od rana, bo do wieczora może im przejdzie. Za chwile ma klienta, ale jak wyjdzie to idź do niego.
- A dlaczego znowu ja?
- Bo jesteś jego przyjacielem.
- A Ty to niby co?
- Ale Ty jesteś facetem.
- … o i to jest argument.
- Tylko bądź delikatny, żebyś go czasami jeszcze bardziej nie wkurzył.
- Dobra, dobra będę bardzo delikatny, przecież nasz Piotruś nie może się denerwować.
- Żebyś wiedział, że nie może. – zajęła się swoja pracą chwilę później witając już klienta Piotra. Wiele razy zastanawiała się jak to jest, że zawsze gdy Piotr ma problemy na nią jakoś bardzo zaczyna to oddziaływać. Był jej przyjacielem, to prawda, ale przecież nie raz przez niego płakała i nie raz tak strasznie ją wkurzył, że już bardziej chyba się nie da. Doszła do wniosku, że widocznie ma tak popaprany charakter, że nie potrafi odmówić mu pomocy, ani wsparcia między innymi dlatego, że przecież jego też nie raz już życie doświadczyło. Najpierw ten niezażegnany do tej pory konflikt z ojcem, potem ten nieszczęsny rozwód, a na koniec jeszcze ta choroba, przez która o mało co a nie straciłaby najlepszego przyjaciela jakiego do tej pory miała. Przecież to Piotr pokazał jej, że na świecie istnieje coś więcej niż tylko domowe obowiązki, że ma prawo zrobić coś dla siebie, że stać ją na to i zasługuje na to, by robić w życiu coś więcej niż sprzedawać krawaty. Gdyby nie on to pewnie do tej pory pracowałaby w sklepie i pozwalała wykorzystywać się szefowi. Po za tym, to Piotr był pierwszą osobą, która pocieszała ja po rozstaniu z Jackiem, no i to co najważniejsze, gdyby nie Piotr to pewnie nie poznałaby Wojtka. To chyba są wystarczające argumenty do tego, by czuć się zobowiązana do tego, by się o niego martwić i niekiedy wtrącać w jego życie. Nie rozumiała tylko jednego. Dlaczego nie umiał tak po prostu przyjść do niej i pogadać, tylko zazwyczaj musiała to co czuje wyciągać z nie siłą, albo podstępem? Ale taki już miał charakter, być może jest za wrażliwy i delikatny? Być może życie nauczyło go tego, by zawsze z każdym problemem radzić sobie w pojedynkę? Pewnie tak, ale skoro ma się przyjaciół to po co się tak katować? Czy nie lepiej skorzystać z ich pomocy? No, ale Piotr to Piotr i zawsze wszystko robi po swojemu, chociaż od jakiegoś czasu coraz bardziej liczy się z Magdą i jej zdaniem, ale czy to wystarczy i czy wytrwa w tym do samego końca? Tego Mariola nie wiedziała, mogła mieć jedynie nadzieję, że przyjaciel nie zaprzepaści takiej szansy i zrobi wszystko by to, o czym marzy, czyli o ślubie i normalnej rodzinie właśnie z Magdą uda mu się osiągnąć bez zbędnych konfliktów.
W kancelarii Waligóry atmosfera była nieco inna. Właściwie to znacznie inna. Nikt nie trzaskał drzwiami, a wszyscy rozmawiali ze sobą nieco innym językiem.
- Wiecie, że mój ślub z Agatą jest już za dwa tygodnie? – zapytał znienacka Malicki nie kryjąc z tego faktu zadowolenia
- Wiemy Bartuś. – przytaknęła mu Magda z szerokim uśmiechem widząc, że jemu chyba naprawdę coraz bardziej zależy na tym ślubie, czego na początku nie była pewna
- I wiecie, że obecność obowiązkowa?
- Wiemy.
- Przepraszam, ale jakoś tak… no lepiej się upewnić, prawda?
- Zaczyna się pan denerwować.
- Może trochę. Dzisiaj odbieramy obrączki. Chyba nie ma już odwrotu, nie?
- A masz zamiar zmienić zdanie?
- Skąd Ci to Magda przyszło do głowy?
- A tak jakoś. Nie wybaczyłabym Ci gdybyś zmienił zdanie.
- Sam bym sobie tego nie wybaczył.
- No ja mam nadzieję.
- Garnitur już pan ma? – zapytała Marta zdziwiona nieco zachowaniem mecenasa. Nigdy wcześniej nie widziała go w takim nastroju. Owszem odkąd jest w trakcie przygotowań do ślubu to zmienił się i to mocno. Był miły, uśmiechał się, czasami nawet pomagał. Był zupełnie inny niż  jeszcze jakiś czas temu, gdy zaczynała tu pracować, a tu proszę taka zmiana. I to na lepsze. Ale dzisiejszego dnia był tak jakby podekscytowany i wcale tego nie ukrywał. Było to tak miłe, że aż śmieszne w jego wykonaniu.
- Już dawno leży w szafie i czeka. – odpowiedział z satysfakcją wygładzając krawat od dzisiejszego stroju
- A przymierzałeś go ostatnio? – zadała kolejne pytanie Magda, chcąc nieco zabawić się kosztem Bartka, korzystając z okazji, że chyba nie za bardzo wie, co się dookoła niego dzieje, a to nie często się zdarza
- Nie.
- To może lepiej to zrób, żeby w dzień ślubu nie okazało się, że trzeba będzie coś poszerzać?
- O czym Ty mówisz? – zupełnie nie zrozumiał słów wspólniczki, a już tym bardziej tego dlaczego wszystkie trzy panie mają z niego niezły ubaw, bo przez cały czas ich rozmowy uśmiechy nie znikały z ich twarzy
- Agata chyba trochę za dobrze gotuje.
- W sensie, że przytyłem?
- Żartowałam. Nie denerwuj się tak. Wszystko będzie dobrze, przecież macie już wszystko załatwione, więc czym tu się przejmować? – chciała go jakoś uspokoić widząc, że za bardzo przejął się jej żartem
- Nie strasz mnie. To nie jest zabawne. Sama się przekonasz. Jestem kłębkiem nerwów, a Ty sobie ze mnie żartujesz.
- W takim razie dobrze Ci zrobi ten nasz wypad do Melodii dzisiaj wieczorem. Agacie pewnie zresztą też.
- DO jakiej Melodii?
- Mariola do was wczoraj nie dzwoniła?
- Nie wiem. A co?
- Umówiliśmy, że spotkamy się dzisiaj w klubie. Dawno nigdzie razem nie byliśmy. Macie być, jasne? Inaczej my nie przyjdziemy na ślub.
- To jest szantaż, tak nie wolno.
- Wolno, wolno. Lepiej idź zadzwonić do Agaty.
- Za chwilę ma pan klienta.
- Klienta?
- Mhm.
- Cholera. Zapomniałem. – w mgnieniu oka, z przerażeniem udał się do swojego gabinetu zostawiając Magdę, Kasię i Martę w świetnych nastrojach. Same nie wierzyły w to co widzą. Bartek i brak koncentracji? Jakoś im to do niego nie pasowało, ale przynajmniej było zabawne. Pożegnały Bartka uśmiechem zaraz jednak wracając do swojej rozmowy.
- Co ta Twoja przyjaciółka z nim zrobiła? Nie poznaje tego człowieka.
- Nie tylko Ty Kasiu. Sama zastanawiam się co takiego dzieje się u nich w domu, że Bartek przeszedł aż taką metamorfozę. Myślę nawet o tym, czy by nie podjąć jakiejś porady od niej.
- Potrzebujesz porady? Czyżby Piotr coś zmalował?
- Nie, dlaczego?
- To skąd ten pomysł z radami? Dotąd sami świetnie sobie radziliście.
- Pokłóciliście się? – dołączyła się przepytywania Marta
- Nie, ale nie zrozumieliśmy się dzisiaj w pewnej kwestii. Wyszedł z mieszkania, tak po prostu.
- I nie dał buziaka…
- To nie jest śmieszne.
- No dobra. Kto zaczął?
- Sama nie wiem. Tak jakoś samo wyszło.
- U was zawsze wszystko samo wychodzi. U mnie i u Łukasza to zawsze ja zaczynam, bo Łukasz to raczej kłócić się nie potrafi.
- Magda, nigdy nic samo nie wychodzi.
- Oj dajcie spokój. My się nie pokłóciliśmy, po prostu nie możemy się dogadać.
- Magda, czy ja dobrze słyszę? Jakieś problemy z Piotrem? – wtrąciła się do rozmowy Jagoda, pojawiając się w kancelarii właściwie nie wiadomo skąd i po co. Wiadomo było jednak, że w nieodpowiednim momencie.
- A Ty co tu robisz?
- Mam sprawę do Bartka. Nie martw się jutro już mnie tu nie zobaczysz. Tylko dzisiaj. Ale powiedz mi co z Piotrem. Może będę mogła Ci pomóc.
- Ty mi? Przepraszam, a niby jak?
- No wiesz, ma się swoje sposoby. Może trzeba go po prostu odstresować. Wczoraj na rozprawie nie wyglądał najlepiej.
- Ale to chyba nie jest Twoja sprawa?
- No, niby nie, ale kto wie? Może akurat ja znajdę na niego jakiś pomysł.
- Szukaj sobie pomysłów na kogo chcesz, ale na Piotra to chyba raczej Ci się pomysłu znaleźć nie uda.
- A to niby dlaczego?
- Piotr jest dla Ciebie zbyt skomplikowany, a Ty jak na razie to gubisz się w komplikacjach. – odgryzła się jej. Po minie Jagody widziała, że brakuje jej argumentu, zupełnie nie widziała, co ma odpowiedzieć, dlatego najlepszym rozwiązaniem z tej sytuacji było wycofanie się z pola walki słownej i zniknięcie w gabinecie Malickiego zupełnie bez słowa pozwalając dziewczynom odetchnąć z ulgą
- Tragedia nie dziewczyna. – stwierdziła Kasia zaraz po zniknięciu Rajewskiej
- Na szczęście mamy ją z głowy. I mam nadzieje, że Wiktor następnym razem będzie umiał odmówić Rajewskiemu, bo inaczej uduszę ją własnymi rękami. - Zmieniły temat rozmowy na mniej skomplikowany, bo jak stwierdziła Magda, rzeczywiście temat Piotra to niezbyt łatwa sprawa i czasami łatwo się w niej pogubić. Niestety Magda, chcąc nie chcąc musiała jakoś tego skomplikowanego osobnika zrozumieć i nawet akceptować. I chyba nawet jej się to udawało. Przez tych kilkanaście miesięcy zdążyła już się tego nauczyć i przyzwyczaić do tego, że niekiedy życie z Piotrem wcale nie jest łatwe, ale dzięki temu nie było nudne. A to, że Korzecki ma swoje wady, które czasami są trudne do wytrzymania, no cóż każdy je ma, a przecież miłość nie polega na tym by kochać za coś, a po mimo wszystko.

Część 29


Przez cały czas, gdy wracali do domu w głowie miała to o czym mają porozmawiać w mieszkaniu, zupełnie na spokojnie, czyli o ślubie. Rozmawiała z nim a myślami była zupełnie gdzie indziej. Jednak zdawało jej się, że Piotr nieco odpuścił i wcale by się nie zdziwiła, gdyby już dzisiaj nie wrócił do tego tematu, zwłaszcza, że ona od kilku minut leżała już w łóżku, czekając aż Piotr do niej dołączy.
- To co dziewczyno, kiedy znajdziesz czas, żeby zostać moją żoną? – zapytał zaraz po pojawieniu się w sypialni rozkładając się na łóżku tuż obok niej z kalendarzem w ręku
- To pytanie chyba jest bardziej skierowane do Ciebie chłopaku. Jesteś ostatnio tak zabiegany, że obawiam się, że mógłbyś mieć problem z tym, żeby na czas dotrzeć do kościoła.
- Oj, nie przesadzajmy, nie jest aż tak źle. To co grudzień?
- Wolałabym nie.
- Nie? – spojrzał na nią zdziwiony, miał nadzieję, że da się jednak przekonać i wezmą ślub w okresie świąt
- Sam pomyśl, grudzień to święta, a ja nie chciałabym żeby nasz ślub zlał się ze świętami.
- W takim razie masz inną propozycję?
- Może po nowym roku. Na wiosnę. O zobacz, w Twoje urodziny. I to akurat też będą święta.
- Bardzo śmieszne.
- W takim razie 29 marzec. Sobota, wiosna, po Twoich urodzinach.
- Magda, to prawie za rok.
- Szybko zleci.
- O nie kochanie, nie będziemy czekać tak długo. Daj. – przejął od niej kalendarz przewracając z powrotem kilka jego kartek, a ona spojrzała na niego przerażona tym co wymyśli – Skoro listopad i grudzień odpadają, to pozostaje nam wrzesień albo październik, bo w wakacje to raczej nie damy rady wszystkiego zorganizować, a biorąc pod uwagę to, że październik nie jest najładniejszą porą pod względem pogody, to ja stawiam na wrzesień. Zobacz 15 wrzesień to jest akurat sobota. Sam środek miesiąca, końcówka lata... co źle? – zapytał widząc jej nie do końca przekonaną minę
- Nie, dobrze, ale nie wydaje Ci się, że to za wcześnie? Przecież to za trzy i pół miesiąca.
- I bardzo dobrze. Damy radę. Po za tym poznaliśmy się późnym latem, więc uważam, że to będzie odpowiednia pora.
- Patrząc na Agatę nie jestem pewna, czy damy radę wszystko zorganizować w trzy miesiące.
- Jesteśmy lepiej zgrani niż Agata z Bartkiem dlatego damy radę. Madzia ja nie widzę sensu w tym, żebyśmy mieli czekać do przyszłego roku. Chyba, że Ty widzisz?
- Nie o to chodzi. Naprawdę wydaje mi się, że zorganizowanie ślubu w tak krótkim czasie jest niemożliwe. Wiesz ile czasu wcześniej trzeba rezerwować salę na wesele?
- Wiem, że ludzie organizują się przez rok, albo i dłużej, ale skąd pewność, że nie da się szybciej.
- No nie wiem.
- Madzia, bo zacznę myśleć, że nie chcesz tego ślubu.
- To jest szantaż, ale wydaje mi się, że nie mam innego wyjścia i muszę się zgodzić.
- Bingo. – uśmiechnął się triumfalnie chwilę później łącząc się z nią w pocałunku – ale ok, ostrożności nigdy za wiele, dlatego może nie mówmy na razie nikomu i spróbujmy mniej więcej ogarnąć termin w kościele i wolną salę na wesele. Ok.?
- Ok.
- Mimo wszystko wiem, że akurat w ten termin da się wszystko zorganizować tak jak będziemy chcieli.
- Znając Twój upór i determinację do osiągania swojego celu wiem, że nie ma innej możliwości.
- Zawsze stawiam na swoim.
- Mhm. Tylko się nie przyzwyczajaj.
- Nie rozumiem, co chciałaś przez to powiedzieć?
- Chyba nie myślisz sobie, ze zawsze będzie tak jak Ty sobie zażyczysz?
- To się okaże, a co do przyszłego roku to też mam już pewne plany.
- To się dobrze składa, bo ja również.
- Tak? – zaczęła bawić go ta rozmowa tak samo jak i ją, bo oboje doskonale wiedzieli o czym mówią i jakie plany mają na myśli
- Mhm.
- Oby tylko Twoje plany pokryły się z moimi.
- Co do tego nie mam żadnych wątpliwości.
- W takim razie cieszę się, że się ze sobą zgadzamy. To dobrze wróży na przyszłość. A wracając do ślubu, to zastanawiam się, czy nie chciałabyś wziąć go w Olsztynie? W końcu to jest Twoje rodzinne miasto.
- Nie myślałam o tym. Chyba za bardzo wsiąkłam w Warszawę. Szczerze mówiąc myślałam o kościele Św. Aleksandra.
- Też myślałem o Placu Trzech Krzyży, ale jeśli zdecydowalibyśmy się w Olsztynie to trochę by nam ułatwiło, bo inaczej będziemy musieli starać o zgodę.
- Ale to chyba nie powinien być problem.
- Mam nadzieję, że nie.
- Ale fajnie, że pomyślałeś.
- Myślałem też o Zakopanym, ale po pierwsze to za daleko, a po drugie to miejsce nie jest ani moje, ani Twoje.
- No nie do końca nie jest Twoje. W końcu Twoi rodzice tam mieszkają.
- Ty urodziłaś i wychowałaś się w Olsztynie, ja w Warszawie, więc myślę, że na tych dwóch miastach powinniśmy się skupić.
- No dobrze, w takim razie ja wybieram Warszawę.
- Jak sobie pani życzy, ale Madzia wiesz, że ja t wszystko mówię bardzo poważnie. – w jednej chwili spoważniał usuwając ze swojej twarzy uśmiech
- Wiem i mam nadzieję, że wszystko nam się uda.
- Uda się. I nie tylko ślub.- przez chwilę patrzyli sobie w oczy, tak jakby jedno próbowało drugie przekonać, że tak właśnie będzie, do momentu aż na szafce rozbrzmiał dźwięk komórki Magdy – Odbierze, to pewnie Twoja mama.
- Skąd wiesz? – zapytała widząc na wyświetlaczu, że rzeczywiście to Teresa
- Skąd wiem? Bo Twoja mama ma świetne wyczucie czasu i przewidziała, że właśnie chciałem Cię pocałować. – odpowiedział pozwalając jej odebrać telefon, a samemu zabierając się do przeglądania kolorowej prasy motoryzacyjnej doskonale wiedząc, że rozmowa matki z córką nie zakończy się tak szybko. I nie mylił się, bo gdy tylko Magda odebrała połączenie od razu zagłębiła się w rozmowie z matką, potem z ojcem, potem znowu z matką wysłuchując kolejnych opowiadań z tego, co dzieje się w Olsztynie, następnie sama musiała zdać relację z ich życia, z życia ich przyjaciół. I tak zleciała prawie godzina. Jak zwykle zresztą, ale tak to się właśnie dzieje, gdy matka nie ma kontaktu z jedyną córką przez tydzień. Na szczęście Piotr zdołał już się do tego przyzwyczaić i teraz bywało to już dla niego nawet zabawne. Chociaż jakiś czas temu próbował nawet przekonać Magdę, by sama odzywała się do rodziców nieco częściej i być może wtedy ich rozmowy nie trwałyby tak długo, ale jak widać nic z tego nie wyszło. Co jednak nie zmienia faktu, że taka długa rozmowa z matką dość często zmieniała ich plany. Zwłaszcza Piotra plany, bo rzeczywiście jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności Teresa zazwyczaj dzwoniła do Magdy w najmniej odpowiednim momencie.
- Wiesz, co? – zaczął od razu, gdy odłożyła telefon kończąc prawie godzinną rozmowę z matką
- Hm?
- Zastanawiam się, czy Twoja mama zupełnie przypadkiem nie podrzuciła Ci do mieszkania jakiejś kamery i czy czasami nas nie obserwuje.
- Proszę?
- A jak wytłumaczysz to, że zazwyczaj dzwoni nie w tym momencie w którym albo chcę Cię pocałować, albo nawet kiedy mamy w planach coś więcej?
- To się nazywa matczyna intuicja kochanie.
- Tylko dlaczego przez tą intuicję ja mam cierpieć?
- Piotruś nie moja wina, że moja mama dzwoni wtedy kiedy Ty wolałbyś żeby tego nie robiła.
- Już się do tego przyzwyczaiłem i nawet nauczyłem sobie z tym radzić.
- Ooo, a to ciekawe. – zaśmiała się widząc jego uśmiech świadczący o tym, że sam domyślił się, że palnął coś zupełnie nieprzemyślanie
- Chciałem przez to powiedzieć, że…
- Tak? – przerwała mu widząc jego zmieszanie
- Że nauczyłem się wtedy tłumić swoje emocje głęboko w sobie. A Ty pomyślałaś nie wiadomo o czym.
- Oboje wiemy o czym.
- W każdym bądź razie może przekaż mamie, że w taki sposób to ona się wnuków nie doczeka.
- Proszę? Gwarantuje Ci, że moja mama wie, że rozmawiając z nią przez telefon nie uda mi się zajść w ciążę.
- O tym to pewnie wie, ale o tym, że jej matczyna intuicji i pilna potrzeba porozmawiania z córką budzą się nie w nieodpowiednim dla nas do rozmnażania się momencie to chyba nie.
- Masz szczęście, że wiem, że żartujesz.
- Żartuje, ale rozmawiałyście prawie przez godzinę i tak prawie, co tydzień. Zastanawiam się o czym.
- Nawet nie wiesz ile może się wydarzyć w ciągu tygodnia w Olsztynie.
- Nawet nie chce się domyślać, bo mój rozum nie jest w stanie ogarnąć takiej ilości plotek i nowinek.
- Nie moja wina, że w okolicy mojego domu się plotkuje.
- Nie martw się nie tylko tam.
- Domyślam się, że nie muszę daleko szukać.
Chwilę później każde z nich zaczytane w swojej lekturze nie zwracało uwagi na tą drugą osobę leżącą obok. Wystarczyło to, że ktoś w ogóle był. Taka zwykła obecność, świadomość i pewność, że kiedy odwróci się głowę w prawą bądź w lewą stronę zobaczy się tam twarz osoby którą się kocha. Tak też było z nimi. Dlatego, gdy po prawie godzinnej ciszy panującej w sypialni i braku dotyku i głosu Korzecki oderwał się od swojej gazety i spojrzał na Magdę. Zasnęła. Nawet nie zauważył kiedy. Był przekonany, że czyta książkę dlatego nie chciał jej przeszkadzać. A tu takie zaskoczenie. Spała trzymając jedną ręką książce, a drugą bezwładnie spoczywała w okolicach brzucha. Uśmiechnął się na ten widok wracając myślami do ich rozmowy o ślubie. Wiedział, że to będzie najważniejszy dzień w jego życiu, a co przyszłego roku i ich wspólnych planów to miał cichą nadzieję, że i w przyszłym roku tych ważnych dni nie zabraknie. Mimo tego, że nigdy nie należał do osób o spokojnym charakterze, nigdy nie był typem domatora, a zwłaszcza w czasie studiów, mimo tego zawsze marzył, że któregoś pięknego dnia spotka kobietę swojego życia. Kobietę, która będzie kochała go bezgranicznie i z którą stworzy szczęśliwy dom, szczęśliwą rodzinę. Kilka lat temu myślał, że tą kobietą jest Dorota, ale dość szybko przekonał się, że dla niej rodzina nie jest priorytetem, ale to nie zmieniało faktu, że ją kochał i chciał z nią być. Stało się inaczej. Dziś jest z Magdą, z nią planuje wspólne życie. To ona z każdym dniem coraz bardziej staje się dla niego rodziną. Z Magdą było zupełnie inaczej niż z Dorotą i od razu zauważył tą różnicę. Co prawda w kwestii dziecka obie były bardzo ostrożne, ale wiedział, że prędzej, czy później Magda zapragnie tego tak samo jak i on. W głębi duszy czuł, że pomału dojrzewa do tej myśli i swobodniej o tym mówi, co dawało mu pewność, że chce mieć z nim dziecko. A akurat to było dla niego bardzo ważne. Odkąd dowiedział się, że Mariola jest w ciąży patrzył na nią i na Wojtka z lekką zazdrością, ale wiedział, że i na niego i na Magdę przyjdzie odpowiednia pora i prawdopodobnie to oni będą obiektem do zazdrości. Dlatego postanowił sobie, że nie będzie niczego przyspieszał, że teraz skupi się na ślubie i budowie domu, bo to w końcu fundamenty ich przyszłej rodziny. Ocknął się ze swoich myśli i wyjmując z ręki Magdy książkę przyglądał się jak wtula się w jego ramiona. Jedyne co mógł w tym momencie zrobić, to przyłączyć się do niej i odpłynąć do krainy Morfeusza. Niestety nie dane mu było zbyt długo spokojnie pospać, bo już dwie godziny później obudził się czując lekki ból głowy, który nie zamierzał szybko ustąpić. Podczas ostatnich badań profesor ostrzegał go, że przy takim tempie niektóre objawi choroby mogą dawać o sobie znać i tak się właśnie działo. Na szczęście wiedział, że jest to spowodowane lekkim przemęczeniem, a nie nawrotem, dlatego nie wzbudziło to w nim większych obaw. Przez resztę nocy kręcił się z boku na bok chcąc jakoś przetrzymać tych kilka godzin do poranka, udało mu się nawet zasnąć na chwilę, niestety krótko przed zadzwonieniem budzika.
Dzwonił i dzwonił, a Piotr nadal go nie uciszał. Zdziwiła się lekko, bo w końcu to on zazwyczaj go wyłączał, ale tym razem musiała zrobić to sama. Przecierając zaspane oczy spojrzała w stronę Korzeckiego. Spał jak zabity, a jego blada twarz nie wróżyła dla niej nic dobrego. Od razu zauważyła, że coś jest nie tak. Odkąd częściej mówił jej o swoim zdrowiu nauczyła się już sama zauważać kiedy jest w lepszej, a kiedy w gorszej formie. Tym razem ewidentnie zaczynał się dla niego jeden z tych gorszych dni. Czuła w nocy, że kręcił się w łóżku, ale przecież nie po raz pierwszy i nie spodziewała się, że może to być spowodowane jego chorobą. Pomyślała sobie, że skoro prawdopodobnie nie przespał zbyt dużo czasu tej nocy to da mu jeszcze trochę pospać, zwłaszcza, że z tego co widziała to teraz zasnął jakby spokojniej. Tym bardziej, że było jeszcze wcześnie. Wstała więc sama, wzięła kąpiel, a na sam koniec przygotowała śniadanie, po czym powędrowała z nim do sypialni. Usiadła na łóżku wpatrując się przez chwilę w jego zmęczoną, ale pogodną twarz. Wyczuł, że siedzi tuż obok, co spowodowało, że kąciku jego ust uniosły się lekko ku górze. Przekonany, że zobaczy ją tuż przy sobie, otworzył oczy.
- Dzień dobry.
- dzień dobry chłopaku.
- Dlaczego mi się tak przyglądasz?
- Bo widzę, że dzieje się coś złego.
- Nie dzieje się nic złego. Po prostu nie spałem zbyt dobrze.
- Wiem, zastanawiam się tylko dlaczego mnie nie obudziłeś.
- Nie mogę Cię budzić każdej nocy, kiedy nie mogę spać.
- Możesz. – łagodnie, ale wystarczająco stanowczo mu to zakomunikowała – Zrobiłam śniadanie, zjesz?
- Chętnie. – poczekała chwilę, aż podniesie się lekko do góry, po czym położyła mu tace z jedzeniem na nogach
- Kawa się nam skończyła? – zapytał chwytając do ręki jeden z kubków ze zdziwieniem, że zamiast kawy, jest tam herbata
- Nie.
- To gdzie jest kawa?
- Kawa jest tam gdzie zazwyczaj kochanie. – jak gdyby nigdy nic usiadła obok niego zabierając się za jedzenie
- Zazwyczaj to ja do śniadania piję właśnie kawę. Przecież wiesz.
- Wiem, ale chyba lepiej będzie jeśli dzisiaj do śniadania wypijesz herbatę.
- A Ty?
- Nie chciałam, żeby Cię kusiło.
- Wypiłaś swoją kawę wcześniej? – zapytał doskonale znając odpowiedź na to pytanie, bo przecież Magda jeszcze bardziej niż on nie wyobrażała sobie poranka bez chociażby łyka kawy
- Zgadza się.
-Jesteś okropna, wiesz?
- Dlatego, że o Ciebie dbam?
-Daj mi kawę, proszę Cię.
- Widziałeś siebie w lustrze.
- Nie, domyślam się, że to nie będzie pewnie cudowny widok, ale właśnie kawa postawi mnie na nogi.
- Na nogi, to postawi Cię odpoczynek. I nie bądź taki uparty, bo i tak Ci nie odpuszczę. I nie licz na to, że wypijesz kawę w kancelarii, bo jeśli Mariola Cię dzisiaj zobaczy, to o kawie będziesz mógł pomarzyć.
- Jest aż tak źle?
- Nie, ale widać, że jesteś przemęczony. Znowu. I Mariola na pewno to zauważy. Piotruś, jeśli nie masz nic bardzo ważnego w kancelarii na dzisiaj to może zostań w domu?
- A rozprawa?
- No dobrze, ale po rozprawie wróć do domu.
- Ok. Wrócę. A teraz poproszę kawkę. Skarbie proszę. – zrobił błagalną minę chcąc wyprosić u niej upragnioną dawkę kofeiny na ten poranek. Uśmiechnęła się jedynie kiwając przecząco głową.
- Będziesz musiał sobie poradzić bez kawy. Skarbie. – z szerokim uśmiechem i satysfakcją poklepała go po kolanie – Zjedz i zbieraj się pomału to podwiozę Cię do kancelarii, chyba że idziesz od razu do sądu?
- Muszę wstąpić do kancelarii.
- No to Cię podrzucę.
- Ale nie trzeba.
- Trzeba, trzeba. – krzyknęła tylko zamykając się jeszcze na kilka sekund w łazience, po to, by w ciągu następnych minut razem z Piotrem ruszyć zakorkowana Warszawą w stronę jego kancelarii.
Od samego rana, gdy tylko na niego spojrzała wiedziała, że coś jest nie tak. Zastanawiała się nawet, co mogłaby zrobić, aby zatrzymać go w domu, ale tak naprawdę to mogła sobie tylko o tym pomyśleć, bo szansa na to, że Korzecki odpuści sobie udział w rozprawie była bardzo niewielka. Mogła mieć jedynie nadzieje na to, że kiedy tylko skończy się ta rozprawa zrobi tak jak jej obiecał i wróci do domu zwalniając tempo swojej pracy i nie tylko pracy na najbliższe kilka dni. Co też budziło w niej nie małe wątpliwości, ale Piotr, jak to Piotr zawsze wiedział lepiej. Nie miała innego wyjścia i musiała uwierzyć w jego przekonania o tym, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, dlatego też starając się zagłuszyć swoje obawy zaraz po odwiezieniu go do kancelarii zajęła się swoimi sprawami we własnej firmie. Piotr od samego wejścia do kancelarii przywitany został przez Mariolę i Wojtka, jednak chcąc uniknąć niewygodnych pytań jak najszybciej ulotnił się do swojego gabinetu, zwłaszcza że Płascy wyraźnie w tym momencie byli zajęci sobą, wolał jednak nie prowokować losu i usunąć się z ich oczu, tak na wszelki wypadek, gdyby nagle Mariolce przypomniało się o jego obecności. Siedział sobie spokojnie i zbierał siły i myśli na rozprawę. Wpatrywał się bez przerwy w widok za oknem, nie zauważając nawet Wojtka, który od jakiegoś czasu siedział po drugiej stronie biurka i czekał, aż przyjaciel zechce odwrócić się w końcu w jego stronę. Jednak, gdy przez dłuższą chwilę Korzecki w żaden sposób nie dał Wojtkowi do zrozumienia, że wie o jego obecności, ten sam postanowił się ujawnić i nie czekać już dłużej, zwłaszcza że wyglądało na to, że Piotr odpłynął gdzieś daleko i nie ma zamiaru stamtąd wracać. Oczywiście jak to Wojtek nie mógł odpędzić od siebie domysłów związanych z zamyśleniem przyjaciela i szybko wyciągnął z tego wnioski.
- Ja wiem, że Magda, że miłość, ale wróć może na ziemię. Chociaż na chwilę.
- Co? – oderwał się od swoich myśli słysząc znajomy głos – A to Ty. – odwrócił się w jego stronę z niezbyt rozradowaną miną
- Co się z Tobą stało? Zawaliłeś noc?
- Jakbyś zgadł.
- Aż tak Cię wymęczyła?
- O czym Ty mówisz?
- Nie o czym, tylko o kim. O Magdzie.
- A co Magda ma z tym wspólnego? – zapytał ponownie nie rozumiejąc przyjaciela
- Dobrze wiemy co. – zaśmiał się Płaska myśląc, że Korzecki wie o czym jest mowa, ale niestety Piotr jakoś tym razem nie wykazał się spostrzegawczością i sens słów przyjaciela dotarł do niego z lekkim opóźnieniem, ale nie chcąc się zagłębiać w temat uśmiechnął się tylko utwierdzając Wojtka w swoich przekonaniach
- Ekspert. Hehe.
- Się wie. W końcu to ja za kilka miesięcy będę ojcem.
- Podobno. – powiedział bardziej do siebie jednak słuch w tym momencie Wojtka nie zawiódł i dobrze usłyszał przyjaciela
- Co podobno? Jakie podobno?
- Co?
- No powiedziałeś, że podobno będę ojcem.
- Tak tylko mi się powiedziało. Uspokój się.
- No ja myślę, że tak tylko Ci się powiedziało, bo inaczej…
- Wojtek! – podniósł nieco głos powstrzymując przyjaciela przed niepotrzebną paniką – Będziesz najlepszym ojcem na świecie. Jasne?
- No i to rozumiem. Pewnie, że będę. Słuchaj a może postarałbyś się zrobić tak, żeby nasze dziecko miało się z kim bawić?
- Hehe. – roześmiał się zatapiając wzrok w ekranie laptopa
- No co? Sam powiedziałeś, że dzisiaj w nocy mało spałeś, więc kto wie, może akurat dzisiaj…
- Wojtek. Ja powiedziałem tylko, że mało dzisiaj spałem. Resztę sam sobie dodałeś.
- A co tu dodawać. Wszystko jest jasne. Stary ja jestem dorosły, Ty jesteś dorosły. Przecież to całkiem naturalne, że się dzieci rodzą. Znasz lepszy powód bezsenności?
- Przystopuj trochę, ok? To, że za kilka miesięcy urodzi się małe Płaskie to jeszcze nie znaczy, że wszyscy inni mają brać z tego przykład. I zmień temat, bo chcę Ci coś pokazać.
- Co?
- Zobacz. Wysłałem wczoraj informacje do sądu, że przyjmiemy aplikanta i…
- I co?
- Sam zobacz. – obrócił w stronę Wojtka swojego laptopa
- O kurczę. To wszystko przyszło w ciągu jednego dnia?
- Wszystko. Dokładnie jedenaście zgłoszeń.
- Jak Ty to zrobiłeś? – zapytał w szoku przeglądając zgłoszenia
- Ja nic nie musiałem robić.
- Akurat. Obaj dobrze wiemy jak działa Twoje nazwisko.
- Jak już to nie moje, a nasze nazwiska. To po pierwsze a po drugie to tak właśnie działa renoma naszej kancelarii. Sam byłem w szoku. Liczyłem na kilka zgłoszeń, ale nie spodziewałem się aż tylu i tu w przeciągu kilku godzin.
- Ja w ogóle miałem wątpliwości, że ktokolwiek się odezwie i to tak szybko
- teraz musimy to przejrzeć.
- Chcesz kogoś wybrać tak szybko?
- A dlaczego nie? Może akurat będzie ktoś odpowiedni. Możemy poczekać kilka dni i zobaczyć kto jeszcze się odezwie ale warto chyba zdecydować się tak mniej więcej.
- No w zasadzie, czemu nie. Mamy jeszcze trochę czasu. Pokaż.
- Najpierw zawołaj Mariolkę. Też ma tu coś do powiedzenia. – zawołali Mariolę i wspólnie zaczęli przeglądać oferty. Okazało się, że sprawa nie będzie taka trudna, bo z jedenastu zgłoszeń zostawili sobie trzy ich zdaniem najlepsze. Ku uciesze Marioli wśród nich było nawet jedno zgłoszenie dziewczyny.
- Dobrze, słuchajcie zostawimy na razie te trzy. Poczekamy jakieś dwa trzy dni i będziemy dzwonić.
- Też tak myślę. A na was to chyba już czas inaczej spóźnicie się do sądu.
- Wyganiasz nas?
- Tak Piotrusiu. Wynocha. – wygnała go z gabinetu
- Chwila, hehe to mój gabinet. – zaśmiał się lekko oszołomiony zachowaniem przyjaciółki
- I co z tego? Idź napij się jeszcze herbaty. Dobrze Ci to zrobi. – wypchnęła go za próg gabinetu wracając zaraz do Wojtka
- Co Ty robisz?
- Widziałeś jak on wygląda?
- Normalnie.
- To jest Twoim zdaniem normalne, że jest blady jak ściana. Od razu widać, że coś jest nie tak.
- Nie wyspał się.
- Skąd wiesz?
- Bo mi powiedział.
- Powiedział Ci, że nie mógł spać w nocy? – zapytała zdziwiona
- Wygląda na to, że przez całą noc pracowali z Magdą nad towarzystwem dla naszego synka. – stwierdził zadowolony nie dopuszczając do siebie myśli, że nie ma racji
- Nie wierzę.
- Dlaczego nie?
- Najpierw ślub. Rozmawiałam z Magdą, z Piotrem zresztą również.
- Kolejność zawsze można zmienić.
- Niby tak. – zamyśliła się na chwilę rozważając słowa swojego męża, jakoś wierzyć jej się nie chciało w zamianę tej kolejności w przypadku Magdy i Piotra - Leć już do tego sądu. I uważaj na niego.
- Jasne. Pa. – żegnając się z żoną krótki całusem opuścił kancelarie zaraz za Piotrem. Prawdopodobnie gdyby nie to, że Wojtek dał się przekonać Piotrowi by to on prowadził to pewnie spóźniliby się do sądu, ale na szczęście znajomość odpowiednich skrótów by ominąć korki w przypadku Piotra doskonale zdała egzamin i dzięki temu pojawili się na miejscu jeszcze przed czasem. Co jednak nie zmienia faktu, że nie pojawili się na tyle wcześnie by zaoszczędzić Magdzie nerwów.
- Co tak późno.- zapytała od razu gdy podeszli do niej
- Kochanie spokojnie. Mamy jeszcze piętnaście minut.
- Dlaczego Ty zawsze jesteś takim optymistą?
- A dlaczego Ty się denerwujesz?
- Bo mi zależy.
- Mi też zależy, ale bez przesady. To tylko praca.
- Dla Ciebie praca, a dla tych wszystkich ludzi to coś znacznie więcej.
- Hej, możecie przestać się sprzeczać? – włączył się do dyskusji Wojtek przerywając im słowne utarczki
- Gdzie Jagoda? – pytanie Korzeckiego pozostało bez odpowiedzi, Magda jedynie spojrzała się na niego znacząco, co było dla niego równoznaczne z tym, że lepiej dalej nie brnąc w tę rozmowę, dlatego sobie odpuścił i poczekał aż Jagoda pojawi się w sądzie, co nastąpiło dosłownie chwilę przed ich wejściem na salę sądową. Cała rozprawa przebiegała po ich myśli i nic w tym dziwnego w końcu byli dobrze przygotowani i ciężko było ich czymkolwiek zaskoczyć. Jednak ze względu na to, że w sprawę wplątanych było bardzo dużo osób rozprawa ciągnęła się w nieskończoność i dlatego nie należała do łatwych. Wyszli z Sali sądowej po kilku godzinach, ale za to z uśmiechami na twarzach. Po raz kolejny intuicja i przekonanie Korzeckiego co do wygranej nie myliły go. Pewny siebie i swojej wygranej wszedł na salę rozpraw, a teraz w towarzystwie Magdy i Wojtka opuścił ją z nie małą satysfakcją. Tak samo zresztą jak i Magdą z Wojtkiem. Jednak Piotra ta kilkugodzinna rozprawa kosztowała nieco więcej. Już w ciągu trwania spraw momentami nie czuł się najlepiej i miał nadzieję, że jakoś uda mu się dotrwać do końca rozprawy. Udało i to całkiem sprawnie, bo oprócz Magdy nikt nie zauważył, że coś się z nim dzieje. Widział chwilami jej spojrzenia w jego stronę i wiedział, że uniknięcie jakiejkolwiek rozmowy na ten temat będzie raczej niemożliwe. Na szczęście mógł liczyć na odsunięcie jej na razie dzięki Wojtkowi, którego euforia i zadowolenie z wygranego procesu roznosiło się po sądzie.
- Nie wiem, jak wy, ale ja uważam, że taki sukces trzeba uczcić. Co wy na to?
- Może jutro? – zapytała spoglądając na nieobecnego w tym momencie Korzeckiego
- A może teraz? A jutro to dopracujemy w większym gronie? Piotrek?
- Co?
- No może wyskoczymy gdzieś wieczorem. Jakieś piwko, albo coś?
- Pojedź Ty może po Mariolę i wyciągnij ją na obiad.
- Nie da rady wyciągnąć teraz Marioli z kancelarii. No chyba, że się do nas przyłączycie. – Korzecki spojrzał pytająco na Magdę. Spodziewał się, że nie odmówi, ale też nie będzie zbytnio zadowolona
- Masz czas? – zapytał po chwili ciszy, jaka towarzyszyła im w trakcie spojrzenia
- Mam. Nie mam już, po co wracać do kancelarii.
- No to świetnie. To podjedziemy po Mariolę i możemy gdzieś iść na obiad.
- Może lepiej najpierw do niej zadzwoń.
- Zaraz to zrobię. Piotr jedziesz z Magdą?
- Tak. Pojedziemy za Tobą. – chwilę później podążali już za samochodem Wojtka nie odzywając się do siebie ani słowem. Z lekkim uśmiechem czekał aż Magda sama nie wytrzyma i się do niego odezwie, ale po kolejnym pokonanym skrzyżowaniu ona nadal milczała
- Może się w końcu uśmiechniesz? W końcu wygraliśmy tę sprawę.
- Jakoś nie jest mi do śmiechu. – odpowiedziała mu krótko nie odrywając wzroku z zza szyby samochodu
- Co znowu zrobiłem?
- Coś mi obiecałeś.
- Wiem i dotrzymam obietnicy. Wrócimy przecież do domu zaraz po tym obiedzie.
- Widziałam, co się działo w trakcie rozprawy.
- Nic takiego strasznego się nie działo.
- Mhm. Właśnie widziałam.
- Ok. Jemy obiad, wracamy do domu i możesz zrobić ze mną, co tylko zechcesz. - dopowiedział jej z uśmiechem chcąc nieco rozluźnić atmosferę
- Idziesz do łóżka. – oznajmiła mu krótko i konkretnie nie zdając sobie sprawy z wypowiedzianych słów, których Piotr oczywiście uważnie słuchał i w tym wypadku akurat bardzo mu to odpowiadało
- Pod warunkiem, że z Tobą.
- Co ze mną? – zapytała nie rozumiejąc jego zadowolenia w tym momencie
- Jak, do łóżka to tylko z Tobą. – nie mogła się nie uśmiechnąć, zwłaszcza, gdy spojrzała przez chwilę na niego i jego przepełnione w tej chwili miłością oczy. Odpuściła mu, bo co mogła w tej sytuacji zrobić, tym bardziej po usłyszeniu takich słów, co jednak nie zmieniło faktu, że martwiła się o niego i nie chciała by cokolwiek mu się stało. Przecież mają tyle wspólnych planów. Znowu mają wspólne plany i to poważne, tak samo jak kilka miesięcy temu, dlatego tym bardziej bała się, że sytuacja się powtórzy.
Zajechali pod kancelarię i wykorzystując pretekst wygranej rozprawy wyciągnęli Mariolę na obiad. Toczyli swobodna i miłą rozmowę, jednak w przeczuciu Piotra w spojrzeniach Marioli i Magdy wyczuwał obawę o jego nastrój. Z jednej strony było to dla niego miłe, że obie tak się o niego troszczą, ale z drugiej męczyło go to i nie dawało zapomnieć o tych kilku miesiącach spędzonych w szpitalu. A może właśnie dobrze, że nie pozwalały mu o tym zapomnieć? Może dzięki temu sam choć trochę przed obawą nawrotu choroby zacznie o siebie dbać? Jedynie Wojtek wydawał się niczym nie zmartwiony i tak chyba właśnie było. Buzia mu się nie zamykała, czym oczywiście rozbawiał całe towarzystwo, zwłaszcza że to co mówił nie zawsze wypowiadane było z sensem. Jak to Wojtek.
- Magda, a Piotrek pochwalił CI się ile zgłoszeń przyszło na nasze ogłoszenie o aplikancie?
- Nie, ale przecież wczoraj mi mówiłeś, że macie taki plan, a nie że daliście ogłoszenie.
- Przyszło parę zgłoszeń. Dość sensownych.
- Wybraliście kogoś?
- Tak mniej więcej.
- Tzn?
- Zostawiliśmy trzy osoby do dalszej selekcji, ale poczekamy jeszcze kilka dni może zgłosi się ktoś jeszcze lepszy.
- Kochanie facet, czy kobieta?
- Kochanie, a to ma znaczenie?
- Dla mnie ma.
- A dla mnie nie. – spojrzał w jej stronę z satysfakcjonującym uśmiechem. Znowu to zrobił. Znowu zamknął jej usta przekonując ją o wierności, w którą co prawa ona nie wątpiła, ale nie zmieniało to faktu, że bywała zazdrosna, a on po raz kolejny dał jej do zrozumienia, że nie ma powodu. Mariola z Wojtkiem przysłuchiwali się tej krótkiej wymianie zdań z uśmiechami na twarzach i już zastanawiali się jak to będzie, kiedy tych dwoje założy stanie się małżeństwem i założy rodzinę, bo że to nastąpi to nie mieli żadnych wątpliwości. Zadawali sobie jedynie pytanie, kiedy?
Przyjacielski obiad przeciągnął się nieco w restauracji, a następnie na dość długim spacerze po pobliskim parku. Obie panie czując na sobie wzrok podążających za nimi panów przystanęły kroku i pozwoliły by Piotr z Wojtkiem wyprzedzili je o kilka kroków. Mając ich teraz przed sobą mogły spokojnie wrócić do swojej rozmowy.
- Z tym aplikantem to oni mówili poważnie?
- Piotrek Ci nic nie mówił?
- Wspominał, ale nie mówił, że ktoś się już odezwał.
- Sama byłam zaskoczona. Widocznie z kancelarią nie jest tak źle.
- Daj spokój. Świetnie wam idzie. Myślę, że aplikant wam się przyda.
- Też tak myślę. Zwłaszcza teraz. Magda, co się dzieje z Piotrem? – ściszyła nieco głos nie chcąc by Korzecki usłyszał ten fragment ich rozmowy
- Nie mam pojęcia. Niby wszystko jest w porządku, ale coraz częściej zdarzają się takie dni jak dzisiaj.
- Nie wygląda najlepiej.
- I nie czuje się najlepiej, ale mówi, że to tylko przemęczenie.
- Wierzysz mu?
- Chcę mu wierzyć i chyba nawet nie mam innego wyjścia.
- No, ale przecież robi regularnie badania.
- Robi i ostatnie rzeczywiście nie były najlepsze. Tylko tyle wiem. Mariolka, miej go na oku, dobrze?
- Jasne. Nie musisz mnie o to prosić.
- Boje się o niego, ale nie mogę nic zrobić, bo on mnie nie słucha.
- Madzia, mogę się mylić, znasz go lepiej, ale wydaje mi się, że on drugi raz już tak nie zaryzykuje. Kocha Cię i docenia to, że zgodziłaś się po tym wszystkim do niego wrócić. Poza tym, przecież macie już swoje plany. – uśmiechnęła się pocieszając ją nieco
- Wtedy też mieliśmy.
- Wtedy było inaczej. Bezpieczniej, a po tym wszystkim Piotrek wie, że nie warto wszystkiego odkładać na później. Gdyby było inaczej nie oświadczyłby Ci się.
- Obyś miała rację.
- Poza tym za kilka miesięcy zostanie wujkiem i musi dawać dobry przykład maluchowi.
- Chłopczyk? – zapytała zaciekawiona z uśmiechem
- Co? A nie. To znaczy, nie wiemy jeszcze. Po prostu Wojtek bez przerwy powtarza i chwali się, że będzie miał syna, a mnie się to chyba udziela.
- Hehe. Cieszy się, to zrozumiałe.
- Już nie mogę się doczekać, kiedy zobaczę jego minę, gdy okaże się, że to dziewczynka.
- Chciałabyś dziewczynkę?
- Mnie to bez różnicy, ale czuję, że to będzie dziewczynka. Mówiłam Wojtkowi, żeby potem nie był zaskoczony, ale on uważa, że wie lepiej.
- Ciekawe.
- A co z waszymi bliźniakami? Piotrek byłby wniebowzięty.
- Pewnie tak, ale będzie musiał jeszcze poczekać.
- I on się na to zgodził?
- Nie miał innego wyjścia. Najpierw ślub. Potem dziecko. Piotrek przystanął na tę propozycję i bardzo mnie to cieszy.
- W takim razie, co ze ślubem?
- Piotrek coś Ci wspominał.
- Nie, a miał?
- No właśnie nie, ale spokojnie, prowadzimy na ten temat rozmowy.
- Konkretne jak się domyślam.
- Oczywiście. Piotrek jest na tym punkcie bardzo wyczulony.
- To znaczy?
- Mam wrażenie, że chciałby wszystko od razu. Najlepiej już, teraz, zaraz, a ja tak nie potrafię. Nie chce mieć ślubu jak z bajki, ale nie chcę też przygotowywać go na szybko.
- Nawet nie wiesz jak dobrze Cię rozumiem. Jak przypomnę sobie, co się działo, przed naszym ślubem, to aż sama się dziwię, że te wszystkie przygotowania, zrobiły na mnie takie pozytywne wrażenie. Nie wiedziała, że to wszystko będzie dla mnie aż tak ważne. Musicie usiąść sobie i na spokojnie przemyśleć. Nie ma się, co spieszyć, ale zbyt długo czekać też nie jest najlepiej. Na pewno znajdziecie jakiś kompromis.
- Chyba nawet już znaleźliśmy.
- Macie już termin?
- Niby tak, ale to jeszcze nic pewnego, dlatego na razie nic nie mówimy.
- Ja nie wiem, wy ze wszystkiego robicie tajemnicę. Przecież i tak się dowiemy.
- Pewnie, że się dowiecie. – uśmiechnęła się na samą myśl o tym jak zareagują pozostali przyjaciele, gdy dowiedzą się o tym, że zaplanowali ślub na połowę września. Sama była tym zdziwiona, że tak łatwo dała się Piotrowi przekonać, ale w końcu, czego nie robi się z miłości. Po za tym nie miała absolutnie nic przeciwko temu, by zostać jego żoną. Zaczęła się nawet już zastanawiać, co zrobić z nazwiskiem. Na szczęście miała jeszcze trochę czasu by dokładnie to sobie przemyśleć, a jak na razie to mogła zając się rozmową z Mariolą. Obiad i spacer z przyjaciółmi początkowo wydawał mu się dobrym pomysłem, by choć trochę odsapnąć od codziennego zgiełku i zabiegania, jednak od dobrych już kilku minut słowa przyjaciela docierały do niego jakby przez mgłę, z lekkim opóźnieniem, a momentami nawet jakby w ogóle go nie słyszał. Próbował jakoś to opanować kilkoma głębszymi oddechami, ale bez większego rezultatu, co w końcu po którymś razie zostało zauważone przez Wojtka.
- Piotrek, Piotrek! – wypowiedział głośniej imię Korzeckiego chcąc zwrócić na siebie jego uwagę, bo wyglądało na to, że z jakiegoś powodu, od jakiejś już chwili prawdopodobnie go nie słucha – Piotr. – dopiero gdy dotknął lekko jego ramienia Piotr odwrócił twarz w jego stronę – Ty, co jest?
- A co ma być?
- Słuchasz mnie w ogóle?
- Słucham. Mówisz tak mądrze, że nie chciałem Ci przerywać. – odpowiedział mu słysząc tylko jakieś strzępki jego słów na temat nowego aplikanta i planów, co do kancelarii
- Czyli się zgadzasz?
- Na co?
- Czyli jednak nie słuchałeś. Mówiłem o tym, zęby nie czekać na następnych aplikantów tylko od razu przyjąć kogoś z tej trójki.
- Aż tak Ci się spieszy?
- A na co mamy czekać?
- Dobrze, jak tak bardzo Ci zależy to możemy się umówić z tą trójką i kogoś wybrać. – odpowiedział zupełnie obojętnie i bez emocji czując pulsujący ból głowy. Przymknął na chwilę oczy, ale na nic się to zdało, w dodatku Wojtek po raz kolejny
- Piotrek, a Ty się dobrze czujesz? – zaniepokoił się lekko widząc przyjaciela w nienajlepszej formie
- A dlaczego miałbym się nie czuć?
- Nie wyglądasz najlepiej.
- Mówiłem Ci, że nie spałem całą noc.
- I to na pewno tylko dlatego? – zapytał podejrzliwie spodziewając się, że Piotr może chcieć go w ten sposób zbyć by nie zadawał więcej kłopotliwych pytań
- A co z Magdą się zamieniłeś?
- Mariola miała rację, że coś jest nie tak.
- Mariola zawsze ma rację.
- A żebyś wiedział.
- Co kochanie masz wiedzieć? – znienacka zapytała podchodząc z Mariolą do obu panów i załapując się na końcówkę ich rozmowy
- Że jesteś najpiękniejszą kobietą na świecie. I muszę się Ciebie trzymać.
- No trzymaj się, trzymaj. Dobrze na tym wyjdziesz.
- Miłe to, ale i tak Ci nie wierzę.
- Trudno. – uśmiechnął się do niej nikle, a jedno spojrzenie na niego w zupełności wystarczyło jej by z jego twarzy wszystko wyczytać
- To co chłopaku, wracamy do domu? – zapytała chwytając go za rękę z nadzieją, że nie będzie protestował
- Chyba, czas najwyższy.
-No dobra, ale widzimy się jutro, tak?
- No jasne. W kancelarii.
- Musimy przecież uczcić wasz sukces. Zadzwonię do dziewczyn i umówię się z nimi na wieczór. Tak?
- Umawiaj. Zresztą pogadamy jutro w kancelarii.
- W takim razie do jutra.
- Pa.
- Pa.
Obie pary swoimi środkami transportu wrócili do własnych mieszkań. W przypadku Wojtka i Marioli od samego progu zaczęła toczyć się rozmowa o Korzeckim.
- Ale, co Ty chcesz mi powiedzieć, że Piotrek znowu jest chory? – zapytała nie rozumiejąc męża w trakcie parzenia herbaty
- Tego nie powiedziałem, ale rzeczywiście nie wyglądał najlepiej. W ogóle był jakiś nieobecny. W trakcie obiadu jeszcze, jakoś kontaktował, ale potem jak poszliśmy na ten spacer to chyba w ogóle mnie nie słuchał.
- A nie chciałeś mnie słuchać, kiedy Ci mówiłam w kancelarii, że coś jest z nim nie tak.
- A Magda? Znowu nic nie widzi?
- Widzi, ale nie słyszy od niego niczego innego jak tylko, że ewentualnie jest trochę przemęczony.
- To niech zrobi coś, żeby powiedział jej prawdę.
- A niby jak ma to zrobić? Przecież wiesz jaki jest Piotrek. Jak się uprze to nic, ani nikt mu do rozumu nie przemówi.
- Nie wiem jak, ale Magda chyba powinna wiedzieć, nie uważasz?
- Co Ty chcesz przez to powiedzieć?
- Nic.
- Ona też się o niego martwi. Widzi, że coś się dzieje, ale ufa mu. Jeśli Piotr poczuje się gorzej, to na pewno powie o tym Magdzie.
- Tak jak poprzednim razem. On nic jej nie powie, a ona sama niczego się nie domyśli.
- Nie kracz lepiej.
- Nie kracze, ale nie chcę znowu czegoś przegapić.
- Jutro z nim pogadam, jak pójdziesz do sądu. Może coś mi powie.
- Oby. Najlepiej by było, gdyby nie miał Ci, o czym mówić.
- I miejmy nadzieję, że tak właśnie będzie. A teraz Cię przepraszam, ale muszę podzwonić po dziewczynach zanim nasze gołąbki rozmyślą się co do jutrzejszej imprezy. – zostawiła męża samego w kuchni z gorącym kubkiem herbaty, a sama zajęła się wykonaniem telefonu najpierw do Karoliny, następnie do Agaty, a na koniec do Sebastiana informując ich o jutrzejszym spotkaniu w klubie.